poniedziałek, 21 grudnia 2020

Nie wigilijna opowieść - XIX

 Wyjazd do Amsterdamu był dla Izy swoistą atrakcją. Gdy Tolek powiedział u kontrahenta, że  przyjechał razem z żoną, więc zaraz po służbowym spotkaniu  chce jej pokazać miasto, natychmiast jego rozmówca zatelefonował do swojej żony, powiedział, że pewien Polak jest tu z żoną, więc zaprosił ich na wspólną kolację i wieczorny spacer po mieście. A potem powiedział do Tolka- będziecie mieli dużą niespodziankę. Tolek powiedział, że akurat Amsterdam nie jest dla niego niespodzianką, bo już tu bywał, a ze trzy razy to właśnie  tu się okrętował, no ale dla Izy na pewno będzie. Ale jednak niespodzianka była, bo żoną Holendra była Polka. Dzięki niej Iza bardzo dokładnie  zwiedziła miasto w czasie dnia, gdy Tolek załatwiał sprawy służbowe. Popołudnia spędzali już w komplecie i umówili się, że gdy Krystyna z mężem przyjadą do Polski to koniecznie  odwiedzą w Sopocie Izę i Tolka.

Następną niespodziankę mieli już w Polsce, bo na lotnisku czekał na nich dziadek z wnukami.Zaraz na wstępie po wyściskaniu i wycałowaniu rodziców  Karolek stwierdził, że on już nie będzie marynarzem a lotnikiem. Ja też będą lotnikiem, wtórowała mu Eliza,  na co brat powiedział -"dziewcyny nie są lotnikami", a Elizka się  rozpłakała.

W domu było sporo zamieszania, dzieci na widok przywiezionych zabawek dostały, jak to ładnie określiła  babcia, małpiego rozumu. Karolek biegał z samolotem po ogrodzie i warczał, lub wydawał inne dziwne dźwięki, a Elizka pławiła w misce z wodą lalkę - dzidziusia.  I jeśli Iza całkiem niedawno zastanawiała się czy ich po wakacjach posłać do przedszkola tak teraz była o tym przekonana w stu procentach. 

Niewiele się wydarzyło w ciągu ich trzydniowej nieobecności i jak doniósł Karol operacja ojca Marysi powiodła się, pacjent żyje ale w dalszym ciągu nie wiadomo co będzie dalej. Marysia całe dnie spędzała w Klinice siedząc obok oplątanego różnymi rurkami ojca, teraz nocowała już w mieszkaniu Karola a w podzięce  za jego troskę gotowała mu obiady i zmuszana przez niego również je jadła. Wielogodzinna narkoza i krążenie pozaustrojowe oraz wiek pacjenta sprawiły, że nawet nie za bardzo zdawał sobie sprawę gdzie jest i co się z nim dzieje. Karol codziennie wieczorem przyjeżdżał po Marysię do kliniki i gdy stawał "po cywilu" obok  łóżka czekając aż się Marysia pożegna z ojcem, chyba stanowił dla jej ojca niezwykłą zagadkę - codziennie Marysia musiała mu tłumaczyć kto to jest i skąd się tu wziął.Nie za bardzo też mógł pojąć, że nie jest w Gdańsku a w Warszawie. 

Pewnego pięknego dnia uznano, że czas by pacjent w większym stopniu powrócił do świata żywych i go spionizowano. I uznano, że teraz to można go już z powrotem dać pod opiekę kliniki, z której trafił do instytutu. I pewnej środy o ósmej rano załadowano pacjenta znów w karetkę i odesłano z powrotem do Gdańska. I gdyby nie fakt, że dwie godziny przed przyjazdem karetki do szpitala w Gdańsku dojechał tam Karol z Marysią,  to pacjent spędziłby kilka godzin na izbie przyjęć. Bo żeby chorować to trzeba mieć zdrowie jak mawiają niektórzy.

Całe lato Karol w każdy piątek wieczorem zjeżdżał do Sopotu, mieszkał co prawda u Izy i Tolka, ale całe dnie spędzał z Marysią. Pilnował żeby przynajmniej wtedy gdy on jest regularnie jadła, pocieszał, faszerował ją witaminami, kosił w ogródku trawę i był coraz cichszy. To już nie był ten złośliwy nieraz i głośny Karol. Któregoś wieczoru gdy oni już byli po kolacji a Karol przyszedł by położyć się spać Iza poprosiła by Karol wyszedł z nią na krótki spacer. Wychodząc mrugnęła do Tolka, a Tolek tylko posłał jej uśmiech. Iza przepytała Karola jaki jest stan ojca Marysi, ale nie były to dobre  wieści. Karol przyznał się Izie, że naprawdę zakochał się w Marysi, ale nie ma śmiałości jej o tym powiedzieć. Nie wie czy wypada mówić jej o swym uczuciu gdy jej ojciec  jest w tak złym stanie. Iza stwierdziła, że powinien jednak z nią o tym porozmawiać jeżeli ma jakieś poważne  plany względem  Marysi. Tak, chciałbym by została moją żoną. A jesteś tego na sto procent pewien?- zapytała. Bo myślę, że Marysia nie zostawi tu ojca samego i podejrzewam, że nie bardzo można tak chorego i starego człowieka nagle przesadzać stąd do Warszawy. I podejrzewam, że Marysia nie marzy wcale o mieszkaniu w Warszawie, to miejscowa dziewczyna, przedtem mieszkali na Półwyspie. Jej ojciec miał tam wędzarnię a potem się tu pobudował a na Półwyspie mieszkała Marysia  z mężem. Po śmierci męża sprzedała tamten dom , mieszkała w Jastarni w wynajętym mieszkaniu. A sprzedała dom, bo jej mąż  narobił długów, był hazardzistą. A potem przeniosła się do ojca. Iza, skąd to wszystko wiesz? No przecież tu mieszkam dostatecznie długo, a tu nawet piasek ma oczy i uszy. Karol bezwiednie rozejrzał się dookoła. Wiesz Karolu, ja po prostu nie tylko się ludziom przyglądam, ja nawet z nimi rozmawiam, mama również. Więc nim  porozmawiasz poważnie z Marysią pomyśl nad tym co ci powiedziałam. I potraktuj ją jak płochliwą dziewicę a nie doświadczoną mężatkę z Warszawy rodem. I zapewniam cię, że odkąd tu mieszkam wcale nie tęsknię za Warszawą, mocno tu zapuściłam korzenie. Patrz jakie piękne dziś morze. Chodź, wracamy. No i miał Karol o czym myśleć długo w noc.

Rano Karol wyglądał jak z krzyża zdjęty a Tolek powiedział, że Karol wygląda tak jakby obskoczył z dziesięć pracownic w tajlandzkim domu rozkoszy i rozpusty. Zapytany skąd wie jak jest w tajlandzkim "takim domu" wyjaśnił, że ci z załogi którzy  korzystali z usług tych pań tak właśnie wyglądali gdy wracali na statek. Ale Karol nie był w nastroju do żartów. Był poważny i zamyślony. Przed wyjściem z domu objął Izę i powiedział - dziękuję ci, trzymaj za mnie kciuki. Iza obiecała, że go myślami wspomoże. Tolek w końcu nie wytrzymał i zapytał o co chodzi i Iza wyjaśniła mu o czym poprzedniego wieczoru rozmawiała z Karolem na plaży. No tak- powiedział Tolek - ma Karol o czym rozmyślać. A ja rozmyślam nad tym gdzie dziś się wybrać. Słońce jakieś przymglone, więc może pojedziemy do lasu? Może w dwa samochody, rodzice pewnie też się z nami wybiorą. Szkoda, że nie mamy mikrobusu, bo w jeden samochód się nie mieścimy. Ale my zbyt często nie jeździmy w pełnym komplecie - jak zwykle zawsze trzeźwa Iza sprowadziła Tolka na ziemię. W godzinę później jechali w dwa samochody w stronę Karwi. Nie było to bardzo daleko od Sopotu, ale już nad pełnym morzem i pogoda była lepsza, więc zamiast w lesie posiedzieli na plaży. I fale były tu większe niż na zatoce, więc dzieciaki miały uciechę. Piszczały tak, że aż uszy bolały. Iza z mamą leżały na kocu obserwując jak męska część rodziny zajmuje się dziećmi i Iza znów usłyszała, że dzięki niej Tolek odżył, że spełniona miłość Tolka do Izy odmieniła nie tylko jego ale i ojca. Za chwilę przybiegł Karolek, położył obok Izy swój ulubiony samolot i powiedział: mami, pilnuj, żeby  żadni pasażerowie do niego nie wsiadali, bo ja teraz będę się uczył nurkować. Dziadek będzie mnie uczył. A tata będzie pływał z Elizką na plecach. Dobrze, że szybko odbiegł, bo się  Iza mogła swobodnie pośmiać. Nurkowanie  polegało na wsadzaniu głowy do wody z nabranym powietrzem, ale  przecież od czegoś trzeba zacząć . A określenie, że tata będzie pływać z Elizką na plecach było mocno nieprecyzyjne, bo to tata pływał na plecach a na nim  w poprzek jego klatki piersiowej leżała Elizka i usiłowała robić nóżkami nożyce. Ten widok przypomniał Izie , że wiele lat temu to Tolek nauczył ją pływać i jak podpływał pod nią by się choć na moment w wodzie przytulić.

Iza chłonęła piękno plaży na której byli. Dookoła było zupełnie pusto byli na tej pięknej plaży zupełnie sami i pomyśleć, że 6 kilometrów w prawo od  nich była zatłoczona niemiłosiernie plaża w Jastrzębiej Górze.  Iza patrzyła na dzieci, Tolka i teścia a  myślami była przy Karolu - naprawdę wyglądał rano nieszczególnie, wręcz wzbudzał swym wyglądem litość. Życzyła mu z całego serca by sobie ułożył życie bo był naprawdę dobrym przyjacielem, bardzo dobrym chirurgiem i życzliwym ludziom facetem. Pomagał wielu osobom, a dla przyjaciół nie żałował nigdy czasu ani pieniędzy.  

Tolek w końcu uznał, że czas by dzieci pogrzały się na  brzegu, więc zostały wytarte, pobawiły się w berka z dziadkiem i ojcem  bo panowie  musieli wysuszyć swe spodenki, jako że obaj zapomnieli by zabrać zapasowe. Iza i mama spojrzały na siebie i wybuchnęły śmiechem - obaj tak mieli od lat. Jeśli one  nie spakowały zapasowych spodenek oni na pewno ich nie mieli ze sobą. Ach te geny! śmiały się obie . A najwięcej bawiło jedną i drugą to, że  ojciec dostrzegał wady syna  i je krytykował   nie dostrzegając, że są one identyczne z jego wadami. Iza  nabrała ochoty na kąpiel więc Tolek natychmiast wszedł za nią do wody, a ona mu przypomniała jak to pływali na Wiśle na  klubowym basenie i zaraz Tolek podpłynął pod nią, ale teraz to nie było takie nieśmiałe, delikatne dotknięcie ale silne wypchnięcie Izy w górę. Z brzegu dotarło do Izy- tata nurkuje jak delfin, a dziadkowie spojrzeli po sobie i powiedzieli - ciekawe gdzie on się tego nauczył i wybuchnęli śmiechem.

Tak im się podobało na tej plaży, że postanowili tu częściej przyjeżdżać, choć jak Tolek zauważył to trzeba  mieć świra by mając plażę niemal pod  domem  jechać 60 km od domu.

Gdy wrócili do domu na stole kuchennym znaleźli kartkę o treści  "Iza, ozłocę cię. K." Tolek popatrzył na swą żonę mierząc ja wzrokiem wzdłuż i wszerz i powiedział  - wpadnie w kłopoty finansowe, ale nie napisał czy idzie o wagę czy o powierzchnię. Nie mniej ani na jedno ani na drugie to raczej go nie stać. Straszny optymista z niego.  I zaczęli się śmiać.

Około siódmej wieczorem wrócił Karol z Marysią. Tym razem oboje weszli do domu- a tak dokładnie to Karol otworzył drzwi i leciutko popchnął do przodu Marysię jednocześnie tarasując  swoją osobą drzwi, by Marysia nie zawróciła. Wchodźcie, wchodźcie zapraszały chórem Iza i mama, zaraz będzie obiadokolacja, więc przyszliście w samą porę. Pani Marysiu, normalna kolacja, nawet nie w  salonie ale  w kuchni, tak zwyczajnie, po rodzinnemu.

Czasem przydaje się interwencja dzieci - Karolek szybko przyniósł swój samolot i pokazywał Marysi którędy wchodzą pasażerowie, gdzie jest  kabina pilotów a gdzie luki bagażowe. A potem Elizka przyniosła pokazać Marysi swą lalkę- dzidziusia i lalkę mamusię tegoż dzidziusia, która była o połowę mniejsza od swego dziecka, ale na szczęście te dysproporcje w niczym nie przeszkadzały Elizce. Rozmowa z dziećmi wyraźnie odprężyła Marysię. Bardzo szybko znalazła wspólny język z dziećmi i one ją szybko zaakceptowały. Iza z mamą tymczasem przygotowały posiłek i żeby było szybciej i mniej oficjalnie podały wszystko na stół w kuchni, tłumacząc się Marysi, że jak przy stole są dzieci, to lepiej jednak jeść w kuchni bo nie ma w niej dywanu.

Po kolacji dzieci dostały jeszcze pozwolenie na zabawę w swoim pokoju, a Tolek wręczył im zegarek-zabawkę ustawiony na godz. 8,30 i powiedział, że gdy na ich pokojowym zegarze będzie taka sama  godzina to mają się skończyć bawić i iść myć  ząbki. 

Gdy dzieci już zniknęły Karol chrząknął i powiedział- chciałem wam tylko powiedzieć, że dziś oświadczyłem się Marysi i tu wyszarpnął rękę Marysi spod stołu pokazując pierścionek z szafirem. I o tym radosnym dla  nas fakcie poinformowaliśmy również jej ojca. Postanowiliśmy jak najszybciej wziąć ślub -tylko cywilny. Nie musi nas nikt kropić. Natomiast zależy nam na szybkim terminie a wydaje mi się, że ktoś tu ma jakieś możliwości w tej materii i spojrzał na Tolka, a Tolek wskazał na swego ojca. I chcemy prosić na świadków Izę i Tolka. Bo ślub będziemy brać w Sopocie. Nie wiemy jeszcze czy uda się na tyle podciągnąć stan zdrowia ojca Marysi by mógł być obecny przy ślubie bo nawet siedzenie go męczy.  I postanowiłem, że na pewno do końca życia ojca Marysi będziemy mieszkać tu a jeśli dobrze mi się tu praca ułoży to pewnie tu zostaniemy na zawsze.A i jeszcze coś - napisałem, że ozłocę Izę więc właśnie to robię- mam nadzieję, że się spodoba- bo to białe złoto, a wiem, że takiego typowego by nie  nosiła. Wybierała głównie Marysia, bo ja się na damskiej biżuterii nie znam - sięgnął do torebki Marysi i wyciągnął z niej pudełeczko, które podał Izie. W pudełeczku był naszyjnik typu dość gruby łańcuszek, na którym był zawieszony  najprawdziwszy owalny szmaragd oprawiony w dwa cienkie owale. Iza spojrzała  i powiedziała- piękny, kojarzy mi się ze szmaragdem Izydy, choć tak naprawdę nie wiem jak wyglądał. Karol wybuchnął śmiechem - widzisz Marysiu, mówiłem ci, że gdy to zobaczy zaraz powie o szmaragdzie Izydy. No i jeszcze coś dodam - musiałem ją ozłocić, bo otworzyła mi oczy   mówiąc rzeczy o których jakoś nie miałem pojęcia. Tolku- masz niesamowite   szczęście bo Iza to bardzo mądra   kobieta, choć jednocześnie szczera do bólu. Bolało to wszystko co mi powiedziała, ale mnie uzdrowiło jednocześnie. Wstał od stołu, podszedł do Izy, wziął z jej ręki naszyjnik , zawiesił na jej szyi i pocałował w policzek. Iza powiedziała cicho - jesteś niesamowity, dziękuję. Nie chciałam, żeby bolało to co mówiłam i przepraszam. Iza- dzięki temu co mi powiedziałaś wreszcie nie będę sam jak palec. W tym momencie przybiegł  Karolek meldując, że już idzie myć  zęby. A babcia wstała od  stołu i poszła dopilnować dzieci przy myciu zębów.


                                                                           c.d.n.



3 komentarze: