wtorek, 29 maja 2012

246. Następne lata...

...aż do sierpnia 1939 mijały dość spokojnie. Małżeństwo Dziadków jakoś wróciło na normalne tory, dzieci podrosły, ciocia została studentką  architektury, mój ojciec zdał na politechnikę.  Jak wiecie, dziadkowie mieli już za sobą doświadczenia z pierwszej wojny światowej i podjęli starania by na wszelki wypadek być jednak  przygotowanymi do ewentualnej wojny   Zgromadzili nieco żywności, która mogła dłużej poleżeć, zapas węgla i pomału wycofali z banku pieniądze. Pomimo wszelkich   "znaków na ziemi i niebie" nie mogli uwierzyć, że wojna  jest tuż, tuż, że po tamtej, tak wyniszczającej wojnie ludzie niczego się nie nauczyli.
Gdy rozpoczęły się naloty na Warszawę,moja ciocia spakowała walizkę i.....wyjechała do Lwowa, bo przy każdym nalocie dostawała wręcz ataku histerii.
Zostawiła rodziców, brata i narzeczonego i pojechała szukać spokoju. Długo tego spokoju nie miała, nie przewidziała,  że Lwów  wkrótce nie będzie należał do Polski. Na szczęście udało się jej i reszcie rodziny  stamtąd  uciec przed przesiedleniem w głąb Rosji.
Gdy  Warszawa skapitulowała i Niemcy wkroczyli do Warszawy, w krótkim czasie wyznaczyli dla siebie
dzielnicę niemiecką i ten kwartał ulic, gdzie stał dom, w którym mieszkali dziadkowie, został do niej zaliczony a lokatorzy musieli w krótkim czasie opuścić  budynki.
Po szybkich  poszukiwaniach znalezli mieszkanie na Mokotowie, ale i tam długo nie pomieszkali, bo Niemcom "rozszerzyła się" dzielnica, więc znów musieli szukać następnego mieszkania. Pozostali jednak na Mokotowie, znalezli kamienicę, która właśnie była  świeżo wybudowana i było w niej jeszcze kilka wolnych mieszkań. Wprawdzie właściciel już  wyjechał z Polski , ale formalności  wynajmu załatwili u jego pełnomocnika.
Z czasem okazało się,  że był to szczęśliwy wybór, bo budynek, jako jeden z nielicznych,  przetrwał.
Zaczęło  się  dziwne życie pod okupacją  niemiecką.  Ponieważ firma , w której dziadek pracował była własnością  Niemca, dziadek nadal miał pracę. Oczywiście studia mego taty  przestały istnieć, więc nadmiar
wolnego czasu spędzał z przyjaciółmi.
Nigdy nie mogłam pojąć jak można było wtedy prowadzić niemal normalne życie - to właśnie wtedy mój ojciec poznał moją matkę, zakochał się i postanowili się koniecznie pobrać. Były to czasy gdy jeszcze
można było kąpać się  w Wiśle i plażować nad brzegiem stołecznej rzeki.
Dziadkowie byli bardzo przeciwni temu związkowi, bo mama moja miała zaledwie 16 lat , trwała wojna, której końca jakoś nie było widać, na mieście były wciąż łapanki. Poza tym ukochany brat  babci poprosił ją o niesamowicie niebezpieczną przysługę -żona jego była  Żydówką . Dla niego jej narodowość zupełnie nie miała znaczenia - była piękną, bardzo dobrze wykształconą lekarką, przeszła na katolicyzm jeszcze w dzieciństwie, kochali się bardzo, wzięli ślub i mieli dwoje dzieci. W miejscowości, w której wówczas mieszkali ( brat  babci był dyrektorem szpitala), Niemcy zaczęli organizować getto. Jeden z pacjentów, Niemiec,  uprzedził wujka, że jego żona jest na liście osób, które będą przesiedlone do getta, więc niech lepiej ją gdzieś wyekspediuje. I wujek wysłał ją do Warszawy, do swej siostry. W tym samym czasie siostra babci przysłała do niej swojego pasierba, bo była w bardzo ciężkiej sytuacji życiowej - świeżo owdowiała i miała na głowie swego malutkiego synka, a była bez pracy i mieszkała kątem u swojej przyjaciółki.
Nic dziwnego, że dziadkowie nie pałali żądzą posiadania dodatkowo nieletniej synowej. Wiadomo było, że młodzi będę musieli być na utrzymaniu swych rodziców. Ale żadne rozsądne argumenty nie trafiały do głowy mego zakochanego taty.

c.d.n....