Rozmowa obu par na temat zakupu nieruchomości w Juracie odbyła się na parkingu już blisko Warszawy. Siedzieli w samochodzie Zigi i pili kawę. Pierwsze poruszyły temat obie panie - i obie zgodnie stwierdziły, że ich zdaniem nie jest to dobra inwestycja bo: daleko od Warszawy, trzeba będzie poszukać kogoś zaufanego, kto będzie tego doglądał, a jeśli zdecydowali by się na wynajmowanie wczasowiczom, to wtedy praktycznie cały rok musiałby się tym ktoś odpłatnie zajmować. Ewa dodała, że wtedy logika by nakazywała by tam spędzali swoje urlopy, ale jej się wcale nie marzy by stale jeździć w to samo miejsce, kolejne "nie" to fakt, że sezon wynajmu jest dość krótki, a ktoś musi się tym cały rok zajmować, bo przecież tam będzie cały czas włączone ogrzewanie, żeby dom nie chłonął wilgoci no i ostatni argument - Bałtyk nie jest morzem ciepłym, a obie panie lubią ciepłe morze. Zigi i Ewa twierdzili, że im ten "dom w domu" wydaje się podejrzaną inwestycją, ale nie mają czasu na dociekanie, tym bardziej, że musieliby w tym celu jeździć do Gdańska i tam w urzędach sprawdzać czy to wszystko legalne itp.. Na koniec obie panie stwierdziły, że skoro one cały rok gotują obiady, muszą dbać o zaopatrzenie, to w czasie urlopu chciałyby mieć ten problem "z głowy", a w Juracie są kłopoty by dobrze zjeść, bo nawet jeśli wykupią jakieś obiady w którymś z domów wczasowych to będzie to żywienie zbiorowe, nie będzie można zjeść tego na co ma się ochotę.
Cała czwórka była zadowolona, że tak szybko i zgodnie rozwiązali problem. Zigi stwierdził, że rano zatelefonuje do tego właściciela i powie mu, że rezygnują z kupna tej nieruchomości. A jeśli będzie się dopytywał, to mu powie, że dostali ciekawszą propozycję nad cieplejszym morzem i będzie to koniec dyskusji. Co do nieruchomości nad cieplejszym akwenem Robert opowiedział o swoim doświadczeniu w tym względzie.
Zadowoleni, że tak zgodnie myślą, ruszyli do Warszawy. O godz. 22,30 wszyscy byli już w swych domach, o czym się wzajemnie poinformowali.
W domu czekała Roberta niezbyt miła wiadomość- na "dobry wieczór" Paweł go poinformował, że poszukuje go Harpia, która właśnie została wdową po panu dentyście. Robert się tylko roześmiał - przecież nie jestem przedsiębiorcą pogrzebowym, nic jej w tym nie pomogę, pomyliła adres. A powiedziała czego chce? Tak- ma dla ciebie propozycję, jej zdaniem nie do odrzucenia- żebyś w tym domu założył prywatną przychodnię chirurgiczną. Jeszcze mi powiedziała, że jeśli ja tego z tobą nie załatwię, to ona mnie wydziedziczy, nie dostanę ani złotówki w spadku po niej. A ja jej powiedziałem, że nawet gdybym miał umrzeć z głodu to i tak każdy spadek po niej odrzucę. Chciała bym cię dał do telefonu, ale powiedziałem zgodnie z prawdą, że cię w Warszawie nie ma, na co usłyszałem, że pewnie dlatego nie może się do ciebie dodzwonić.
Robert wyciągnął z kieszeni komórkę - popatrzył i powiedział- faktycznie dzwoniła, ale ponieważ u mnie figuruje jako "obcy" - nie odbierałem. Mam całą listę "obcych" i tych telefonów nigdy nie odbieram. Gdybym je odbierał musiałbym przez 3/4 dnia tylko tym się zajmować . Ale przeglądam co 2,3 dni i jeśli jest tam numer, który znam to czasem oddzwaniam. Po prostu mam osoby, z którymi rozmawiam pogrupowane i każda grupa ma inny dzwonek, a ci "obcy" którzy mają mój numer nie wiadomo skąd są sygnalizowani sygnałem firmowym, więc ja nie reaguję na takie dzwonki.
Oooo, stwierdziła Ewa to ciekawe a ja w której grupie jestem? W wydzielonej - od ciebie to nawet na operacyjnej mogę odebrać. Przed każdą operacją ustawiam cię tylko na wibrowaniu, bo telefon mam przy sobie, wtedy wiem, że dzwoniłaś- ale odkąd jesteśmy po ślubie wiesz jaki mam rozkład dnia i tylko raz zadzwoniłaś gdy operowałem. I już nawet nie patrzyłem jak mi pacjenta zszywają, tylko szybko wyszedłem. A gdy nie operujesz? - drążyła temat Ewa. Masz oddzielną, własną melodyjkę - "You are my destiny" A ja? -spytał Paweł. Ty- w grupie rodzina a z tobą babcia, dziadek, ciocia Alina,Franek, Wela, teraz dopisałem i Zigi żeby mi dał znać jakby się co z mamą działo.
A co ma się ze mną stać?- zdziwiła się Ewa. Nie wiem, ale wiem, że bluszczyki są na ścianie pracowni a dostęp do nich tylko po wejściu na wysoki stołek. Ja tam nie wchodzę, panie sprzątające je podlewają -wyjaśniła Ewa.
Tato, a czy mógłbyś wytłumaczyć Weli, że jej rodzice nie są twoją rodziną? A co się stało? Jej matka ma skierowanie do szpitala na urologiczną operację i chce leżeć w twojej klinice i wymyśliła sobie, że skoro jesteś teściem Weli to możesz jej matkę tam umieścić.
Robert tylko ciężko westchnął- przydałaby się tej pani operacja mózgu. W tej klinice nie wykonuje się wszystkich operacji jakie istnieją. I chyba wcale żaden urolog nie przyjmuje. Niech sobie twoja teściowa poszuka urologa na stronie "dobry lekarz", idzie prywatnie na wizytę i wtedy może się dostanie do prywatnej kliniki, która ma chirurga- urologa, powiedz to synku Weli. Albo ja jej to jutro powiem, bo teraz to idziemy z mamą spać.
Gdy Paweł wyszedł Robert jęknął -myślałem, że to rozsądniejsza dziewucha. A Ewa, którą ta sprawa rozśmieszyła powiedziała: no wiesz, "zawsze można się pomylić- rzekł jeż złażąc ze szczotki".
Poniedziałek Robert miał wolny, więc oboje dłużej pospali, potem Robert zszedł na dół przygotować dla nich śniadanie i zaniósł je do ich pokoju dziennego. Na dół zeszli dopiero około czternastej. Mamcia i ojciec Ewy byli w ogrodzie, więc Robert dołączył do nich, a Ewa przypatrywała się im wszystkim z okna aneksu jadalnego rozmyślając o tym, że Robert jest dla niej wyraźnie podarunkiem od losu. Uwielbiała go - słowo kochała nie oddałoby tego wszystkiego, co do niego czuła. Podziwiała jego wiedzę, która nie kończyła się na sprawach zawodowych. Był bardzo oczytany, interesowały go różne dziedziny nauki, czytali te same książki, lubili tych samych kompozytorów i malarzy, śmieszyły ich te same dowcipy. I bardzo, bardzo dbali o siebie wzajemnie. Gdy były bardzo chłodne dni Robert zawsze sprawdzał, czy Ewa jest odpowiednio ubrana, nie zdarzyło się, by choć raz nie zapytał czy może jej w czymś pomóc . Wiedziała, że Robert nadal cierpi z tego powodu, że nie zawalczył kiedyś o Pawła, a poprzedniego wieczoru, gdy Paweł mówił o swojej matce, bez trudu zauważyła jak bardzo trudno było Robertowi powstrzymać się przed jakąś niewybredną uwagą pod adresem Harpii. Ale jednak się powstrzymał. I za to wszystko też go podziwiała. Któregoś wieczoru coś ją podkusiło i zapytała go ile było kobiet przed nią, bo sądząc po jego umiejętnościach, to musiało ich być wiele, bo podobno tylko trening czyni z faceta wspaniałego kochanka, a on umie dokonać tego, że ona niemal mdleje z rozkoszy w jego ramionach. Robert usiadł na łóżku - już ci raz mówiłem i powiedziałem ci prawdę.
A teraz wstań i chodź ze mną, bo jak sama tego nie zobaczysz na własne oczy, to powiesz, że zmyślam. Wziął ją za rękę i podprowadził do regału ze swoimi książkami. Wśród różnych mądrych książek z dziedziny medycyny w jednym z atlasów medycznych była rozpadająca się książeczka pod tytułem "seksuologia". To właśnie moja nauczycielka, mój przewodnik po świecie intymnym. Ale gdybyśmy się nie kochali, nie byłoby to tak silnym przeżyciem dla nas obojga. To uczucie wszystko potęguje. Nasz pierwszy raz mnie dosłownie powalił. To wszystko przed tobą to było tylko mechaniczne zaspokojenie żądzy, rodzaj masturbacji. Bo ja żadnej z nich nie kochałem i nie obchodziło mnie co one do mnie czują. Chciały seksu, godziły się na seks- to go miały. I naprawdę były to tylko trzy kobiety, razem z Harpią. I naprawdę nie obchodziły mnie ich doznania, czy szczytowały czy też nie. Nie jestem z tego powodu dumny. I jeszcze coś - nie wspomagałem się wtedy tą książeczką, choć ją miałem. Ale nasze uczucie sprawiło, że każde nasze zbliżenie jest dla mnie i dla ciebie wspaniałym doznaniem. Gdyby autor tego podręcznika jeszcze żył- złożyłbym mu podziękowanie, że wiem jak mogę sprawić rozkosz nam obojgu. No ale ja jestem zupełnie zielona w tej dziedzinie- wyszeptała Ewa. W tej dziedzinie, kochana moja, obowiązuje jedno prawo- jest akcja to jest i reakcja- dlatego sięgnąłem po tę książeczkę. A teraz to nawet ona nie jest nam potrzebna. Naprawdę cię kocham, Maleńka.
Ewa patrzyła przez okno na Roberta i wracały jej wspomnienia tego pierwszego razu. Była wzruszona, ale była też niezmiernie szczęśliwa. Otuliła się szalem i wyszła do ogrodu i zaraz objęły ją ramiona Roberta. Nie zmarzniesz? wieje chłodny wiatr, zaraz ci przyniosę kurtkę. Nie zmarznę, to przecież kaszmirowy szal, a więc wełna. A poza tym ty mnie osłaniasz od wiatru a do tego mam ciepły pulower. A pod nim pewnie tylko gołe ciałko- zgadłem? Tak , zgadłeś. No to idę po kurtkę, skoro nadal chcesz być w ogrodzie. I nim Ewa coś odpowiedziała ruszył biegiem do domu. A co się Robertowi stało - zdziwił się ojciec. Nic, tylko pobiegł po kurtkę dla mnie. No i dobrze zrobił - prawdziwy z niego mężczyzna- podsumował ojciec. Tato, a zapytaj się Roberta czy możesz dać swój samochód Pawłowi. Och, dobrze że mi przypomniałaś córeczko!
Ewa uśmiechnęła się - no to się dowiem co było przyczyną jego pobłądzenia i paniki że już nie powinien prowadzić samochodu. Robert przyniósł Ewie kurtkę, pomógł jej ją włożyć, dokładnie zapiął i na koniec Ewę przytulił i ucałował szepcząc jej do ucha- wolałbym co prawda cię rozbierać, no ale skoro chcesz być w ogrodzie to musiałem cię ubrać. Ewa uśmiechnęła się- nic straconego ty mnie dziś rozbierzesz, ja ci w tym nie pomogę. Gdy Robert już opatulił Ewę, Tata podszedł do nich mówiąc- Robert, chciałbym cię o coś zapytać - tylko powiedz mi szczerze- w tym momencie Robert mu przerwał mówiąc - jeżeli chcesz mnie zapytać, czy nadal kocham Ewę to mogę cię tato zapewnić, że nadal i coraz bardziej ją kocham- odpowiedział Robert. Oj, to to wiem, ale chcę cię zapytać, czy nie poczujesz się dotknięty, gdy dam Pawłowi swój samochód? - bo on jednak już nie jest nowiutki, jest z tego samego roku co samochód Ewy.
Ojej, jak możesz się o coś takiego pytać w sytuacji, gdy robisz Pawłowi prezent? To jeszcze całkiem dobry samochód i wcale nie stary. Ale ty mi lepiej powiedz, dlaczego chcesz się pozbyć tego samochodu? Kupujesz nowy? Nie, nie kupuję, ja po prostu powinienem już zrezygnować z prowadzenia samochodu. Dlaczego, robiłeś badania i ci nie wydali już prawa jazdy? Czy może gorzej widzisz lub słyszysz? Nie nie robiłem żadnych badań, ale miałem pojechać do znajomego do Zalesia i się zgubiłem. Nie dojechałem do tego Zalesia i ledwo potem do domu trafiłem, tak się zdenerwowałem. Robert przytulił ojca- wcale mnie nie dziwi, że się zgubiłeś. Warszawa się bardzo powiększyła, powstały zupełnie nowe osiedla i nowe ulice i po prostu trzeba sobie przed wyjazdem z domu przepatrzeć trasę albo nawet zapisać którędy jechać i najlepiej mieć ze sobą w samochodzie plan Warszawy. Zawsze wtedy można się gdzieś zatrzymać i przejrzeć trasę. Ale wiesz co - jeśli czujesz się niepewnie i masz jakieś zastrzeżenia do swej jazdy, to mogę z tobą pojechać na badania diagnostyczne dla kierowców. Badają wzrok i słuch i mierzą czas reakcji. I albo je przejdziesz albo nie- ale wtedy będzie twoja rezygnacja z prowadzenia samochodu uzasadniona. A ja planowałem, żeby kupić Ewuni nowy samochód a ten dać Pawłowi, bo on mu się bardzo podoba- że nie za duży i zrywny. A Ewa twierdzi, że jej to żaden samochód nie jest potrzebny, bo w mieście nie ma gdzie parkować, więc jeździ do pracy autobusem. Ja tylko się dowiem gdzie są te badania dla kierowców, w jakich godzinach i wtedy tam razem pojedziemy- zgadzasz się? No pewnie, że się zgadzam! Jesteś zupełnie taki, jakbyś był moim synem, to naprawdę nadzwyczajne! To może poczekaj Robercie z tym kupnem samochodu dla Ewy, bo jak odpadnę na tych sprawdzianach to będzie samochód dla Pawła. Dobrze, powiedział Robert. A my chyba mamy jakiś plan Warszawy, więc ci dziś do wieczora go przyniosę.
c.d.n.