sobota, 25 czerwca 2022

Trudny wybór - 49

Około godziny 22,00 warszawiacy pięknie  podziękowali i zaczęli  się  zbierać  do wyjścia. Tomek szybko "wskoczył"w  adidasy i powiedział, że ich odwiezie, bo chce  mieć pewność, że bez  problemów  trafią na swą kwaterę. Na nic  były ich  zapewnienia, że trafią, że nie  zabłądzą - Tomek chyba po prostu  miał ochotę jeszcze  wyjść  z domu.

Gdy wsiadali do  samochodu powiedział - bardzo dobrze, że Adela otworzyła Lince trochę  oczy i mówiła o Warszawie  właściwie  same  niemiłe  rzeczy. Jej się wydaje, że tam życie  jest łatwiejsze,  a życie nigdzie nie jest  łatwe. Tu mamy niemałą  pomoc teściów, jest  z kim zostawić wieczorem   dziecko gdy chcemy iść do znajomych. Linka praktycznie tu  nie gotuje, ma wyrozumiałego pracodawcę i nie ma  bladego pojęcia co  znaczy  wredny  szef. A do Warszawy to  teściowie  na pewno się  nie przeprowadzą, to są rodowici górale. Stawki w państwowej służbie  zdrowia są takie same, więcej niż tu i tak  nie zarobię, a większe  szanse mam  tu na kawałek prywatnej  praktyki niż w  Warszawie. Bo tu to  mogę jeden pokój na parterze przerobić na gabinet, a wiem ile  kosztuje wynajęcie nawet małego pokoju w  Warszawie. Kolega skończył w Warszawie stomatologię i prawie 2 lata  szukał mieszkania nadającego się na gabinet. W końcu wziął z kolegą  do spółki  małe mieszkanie, 38 metrów kwadratowych. Unit wzięli w lizing, autoklaw musieli kupić, nie  stać ich na razie  na pomoc dentystyczną, sami  muszą  sprzątać a na dodatek kolega mieszka w małym pokoju tego  mieszkania . Ze śmiechem mówi, że ma przynajmniej  do pracy  blisko, tylko  musi pamiętać zawsze o załadowaniu autoklawu dostatecznie  wcześnie, żeby go  nie budził w nocy i bardzo cienko przędą jak na  razie. I tak nieźle, bo obaj kawalerowie,  bez rodzinnych zobowiązań. 

Halinka nigdy nie  zaznała  biedy, ten  dom to jej rodzice  dostali przed  laty w prezencie  ślubnym, bo jej dziadkowie jedni i drudzy do  biedaków  nie  należeli. Kiedyś przestrzegano, żeby bogatszy z domu  chłopak  nie brał za żonę dziewczyny  z uboższego domu. Mówiono - miłość przyjdzie  z czasem a pieniądze niestety  nie. Mój teść jest fajny, gdy przyszedłem po raz  pierwszy do nich  do  domu  powiedział - chudzina jesteś, ale  wyglądasz  mi na dobrą inwestycję. Bo ja naprawdę  byłem  kiedyś strasznie chudy. Sporo trenowałem, a obżartuchem nie byłem. Nie wiem jak się sprawdzam jako inwestycja, ale jedno jest pewne - teściowie  nie są  moimi wrogami, traktują mnie tak jakbym też był ich  dzieckiem.  Teść się  cieszy gdy mu w sezonie pomagam, jestem normalnie, oficjalnie   zatrudniony, tak żeby  był porządek w papierach. Jeśli jest tak, że nie mogę przyjechać na weekend, bo sesja ale jakieś inne piekło i szatany to  w piątek po pracy  wsiada  w samochód i jedzie  do mnie  do Krakowa z wałówką, żebym przypadkiem nie głodował. Prześpi  się u mnie w kawalerce i o 5 rano w sobotę wsiada w  samochód i wraca  do Zakopanego. To może  się wydawać dziwne, ale teściowie są dla mnie lepsi niż moi rodzice. I prawdę mówiąc mam dla  nich więcej  ciepłych uczuć niż dla swoich rodziców.  Elunia to była wpadka z winy Halinki, ale ani ona ani ja, nigdy nie usłyszeliśmy jakichkolwiek pretensji. Pełna aprobata, bo najważniejsze, że się kochamy no i dziecko musi  mieć spokojny, kochający ją  dom. 

No i ma Elunia taki dom - powiedziała Helena. Widać gołym okiem, że dziecko zadbane, nie  znerwicowane, świetnie rozwinięte, grzeczne i mądrutkie. A że więcej kochasz teściów niż rodziców to też nikogo z nas  nie  dziwi. Adela też tak ma- przecież są na wakacjach z teściami. Życie często pokazuje, że kwestia  pokrewieństwa jest tak naprawdę mało istotna. 

A wszystko masz już dopięte z tą praktyką w szpitalu?- zapytała Adela. Tak, już nawet wiem, który lekarz będzie moim opiekunem. I dobrze, że praktyka  nie wypadła  mi w  sezonie zimowym, bo wtedy to jest  tu istny  dom  wariatów- brakuje rąk  do pracy, gipsu do  gipsowania połamańców, ortez i niemal wszystkiego. Jesienią to się trafiają niefartowni wspinacze i bardziej są im potrzebne miejsca na intensywnej terapii niż fizjoterapia.  W ubiegłym roku jeden  z moich kolegów jeszcze z czasów szkolnych trenował wspinaczkę na  skałkach w Jurze. Chwila-moment i odpadł od ścianki podobno  nawet sam wstał- to wiem z opowieści kolegów-stwierdził, że skoro mu nie idzie, to wraca do domu, wsiadł do samochodu i nim zdążył ruszyć stracił przytomność. Nim do tych skałek dojechała  karetka to już nie żył. Ja naprawdę nie bardzo rozumiem wspinaczy, tak  samo  nie rozumiem tych co wsiadają do samochodu i gaz do dechy. Że narażają siebie to małe piwko, ale są  zagrożeniem dla innych.

No popatrz Tomek -ledwie się  znamy a w tylu sprawach się  zgadzamy- stwierdził Emil. Ja też nie  rozumiem toku  myślenia  takich ludzi. Powiem  ci, że zazdroszczę ci jednej rzeczy - mieszkania w tym pięknym drewnianym  domu. To przepiękny dom, w nim się inaczej oddycha niż w mieszkaniu z betonu. Masz rację - w tym domu zawsze budzę  się rano wypoczęty, nawet gdy późno pójdę  spać i muszę  wcześnie  wstać. Zauważyłem też, że lepiej mi się mieszka w  Krakowie odkąd na ścianach mam boazerię z desek modrzewiowych.

Oooo-właśnie, właśnie - to mi chodzi po głowie. To, albo boazeria z korka-  stwierdziła Adela. Ale za mało się znam na drewnie i boję  się, że mogę kupić złe  drewno. Poza  tym ktoś mi mówił, że wtedy gdy będzie  boazeria z desek to zmniejszy  mi się powierzchnia  pokoju, więc  może lepiej zainwestować w korek, to tylko 3 mm warstwa jest  wtedy na  ścianie. 

Wiesz, o tym to porozmawiajcie  z moim teściem, jego kuzyn się na tym zna. Bardzo sympatyczny człowiek, to cioteczny brat mego teścia. Jedno to ci  mogę od  razu powiedzieć - boazeria z desek dobrze  wygląda tylko w  dużym pokoju, mały pokój będzie wyglądał jak wnętrze drewnianego pudełka - stwierdził Tomek.  No a teraz  uciekam, bo podpadnę Lince,  że gadam z wami bez niej.  A co planujecie na jutro?

Jeszcze  nie wiemy, rano nad  tym pomyślimy - powiedział Piotr. My z Heleną to pewnie  zaliczymy którąś z dolinek, a co młodzi  będą  robić to  nie wiem. Adela uśmiechnęła się - pewnie  pójdziemy ze "starymi" a potem kawałek ścieżką nad  reglami. To dajcie  znać telefonem- poprosił Tomek. No, to dobranoc,  śpijcie  dobrze.

Rano to pojęcie dość ogólne, zwłaszcza, że dla niektórych na urlopie słowo "rano" ma dość  szeroki  zakres- od godziny 9,00 do południa. Generalnie plan  wycieczki streszczał się w słowach:  Kalatówki, Droga  nad Reglami, Sarnia  Skała, Dolina Strążyska. Helena i Piotr co do Kalatówek nie  mieli żadnych zastrzeżeń, natomiast dreptanie aż do Strążyskiej  plus zaliczenie Sarniej  Skały jakoś nie  wzbudziło entuzjazmu. Ale mogą być mili i przyjechać po nich do wylotu Doliny  Strążyskiej.

Gdy już mieli przeżute śniadanie i ogólny zarys wycieczki  to Emil zatelefonował do  Tomka. Fajnie, ucieszył się Tomek, to może spotkajmy  się w Kuźnicach przy znaku wyznaczającym drogę na Kalatówki, wiesz, po prawej stronie  drogi. Nie wiem, ale za to Adela  wie- odpowiedział Emil. Ona jest  bywała w świecie gór, ja nie. Tomku, rodzice pójdą  tylko do Kalatówek, a my Drogą nad  Reglami chcemy pójść do Strążyskiej, zawadzając o Sarnią  Skałę, jeśli nie będzie jakiegoś tłoku po drodze. No to świetnie- Tomkowi  wszystko pasowało - to my będziemy w trójkę. Skoro jadą też  rodzice to wezmę Elunię, ona  jest fajna  w górach. I albo moje obie zostaną z twoimi  rodzicami,  albo wezmę ze sobą Elunię. Bo jak znam życie i swoją żonę to nie będzie  się jej chciało dreptać do Strążyskiej. My też przyjedziemy  samochodem do Kuźnic. I gdy już zejdziemy ze Sarniej Skały to dam znać mojej i podjedzie pod wylot Strążyskiej po nas  wszystkich. No fajnie,  a jesteś pewien, że Elunia da radę tyle potuptać? No jasne, że nie  da rady, trochę ją poniosę, mam takie nosidło. Będzie  mi robiła  za plecak. Cała trasa od Kalatówek do Strążyskiej to jest dwie i pół godziny razem  z wejściem na Sarnią  skałę, które trwa  polskich  minut aż  dziesięć. No to o której mamy się  spotkać w Kuźnicach- przytomnie  spytał  się  Emil.  Poczekaj, spytam się  Linki - no to może być o pierwszej- Emil, będziemy przy  tym znaku o pierwszej, moja  twierdzi, że się do tej pory  wygrzebie.

Emil odłożył telefon i powiedział do rodziców i Adeli - wyobraźcie  sobie, że on chce wziąć na to przejście do Strążyskiej dziecko. Halinka wg niego na pewno nie pójdzie, więc na  Kalatówkach albo będzie z wami Halinka  sama  albo z  dzieckiem. A my gdy już będziemy  schodzić z Sarniej Skałki to on do  niej zatelefonuje. 

Świr- orzekła Adela- to przecież malutkie dziecko, nie  da rady przejść tyle. No on o tym wie i ma dla niej  jakieś  nosidełko. Ciężka to ona  chyba  nie jest, ona raczej drobniutka jest. Powiedział, że będzie robiła  za plecak. Nooo, ciekawie może  być - powiedział Piotr. 

A mnie  się ten Tomek podoba - stwierdziła  Helena.  Bardzo  dobrze,  że od  małego prowadzi  ją w góry. W końcu tu mieszkają, niech  dziecko pokocha te miejsca. Teraz trochę podrepcze a trochę ją ojciec  poniesie ale to już zaszczepi  w niej zamiłowanie  do wycieczek i do gór. I na pewno będzie pamiętała tę  wycieczkę  do końca życia. Były prowadzone  badania nad tym co  dzieci pamiętają z wczesnego  dzieciństwa i w badaniach  wyszło, że trzylatki pamiętają szalenie  dużo. Mało tego - przeżycia traumatyczne dzieci w wieku od 3 do 7 lat mogą spowodować w wieku dorosłym schizofrenię. Zresztą  daleko  nie  trzeba  szukać. Twoja matka szła  do szkoły gdy miała 6 lat i pamiętam jaka była awantura i płacz, bo któreś z rodziców kupiło dla niej czarny, błyszczący, twardy niczym blacha  tornister i twoja mama odstawiła cyrk, że ona go nie chce, bo czarny i błyszczący. Skończyło się przejechaniem kilka razy pasem po tyłku mojej siostrzyczki i zasmarkana, zapłakana została  zaprowadzona  do  szkoły. A ja wtedy miałam raptem trzy lata.

Adela  szykowała na drogę wodę z sokiem cytrynowym i batoniki z suszonymi owocami i czekoladą. Naszykowała pięć porcji, krojąc  każdy batonik  na małe porcje, takie na raz do buzi. Ponieważ było dość ciepło naszykowała też trzy bidony z piciem i przytomnie tym razem  dopasowała do nich kubki, których  nie brali, gdy szli sami. W ostatniej  chwili dopakowała do małego plecaczka 2 paczki jednorazowych chusteczek. 

Do Kuźnic dojechali 10 minut przed czasem. Widać  było, że jeszcze  nie  sezon, poza tym  nie było kolejki do kolejki na Kasprowy. Nie było to  raczej  nic  dziwnego, o tej  porze to część turystów już była w trasie  ewentualnie  pomału zbierała  się  do  powrotu. No i było nawet trochę wolnych  miejsc na parkingu. Adela rozdała czapeczki bejsbolowe, bo świeciło słońce, dopilnowała  by wszyscy zabrali z  samochodu swoje okulary przeciwsłoneczne i wtedy właśnie nadjechał Tomek z dziewczynami.

Mała turystka wyglądała super - miała spodenki do pół łydki, czapeczkę czerwoną z daszkiem, na plecach malutki plecaczek, na nóżkach wystrzałowe  adidaski kupione na  Słowacji. Pięknie  się ze wszystkimi przywitała i doniosła Adeli, że mama nie pozwoliła jej założyć koralików.  Adela kucając tłumaczyła małej, że koraliki po prostu nie nadają  się do chodzenia po górach i zupełnie  nie pasują do takiego pięknego sportowego stroju. Dziecię pokiwało główką i powiedziało - mama też tak mówiła.

                                                                           c.d.n.