wtorek, 28 marca 2023

Lek na wszystko? -79

 Szóstego grudnia, późnym popołudniem zatelefonował do Kazika Jacek z pytaniem, czy  może do  nich na moment wpaść, to nic długiego, nic absorbującego -zapewniał Kazika. No to wpadaj, załapiesz  się na grudniową kolację - będą placki kartoflane, właśnie skończyłem trzeć kartofle. I może weź ze sobą swoje dziecko, jeśli lubi placki. Moje dziecko jest dziś w delegacji służbowej, jestem  sam. No to przychodź! W dwadzieścia minut później Jacek  już dzwonił domofonem.

Gdy wszedł do mieszkania w przedpokoju już czekał na  niego Alek, trzymając  w  rączce kapcie dla wujka "Jaćka"- mały wciąż przekręcał różne  słowa i nie mówił "wujek  Jacek" tylko wujek Jaciek. Jacek  się śmiał i tłumaczył Kazikowi i Teresie, że "wujek Jaciek" brzmi lepiej  niż gdyby mówił wujek Jasiek. A mały bardzo lubił Jacka, bo bardzo często Jacek towarzyszył Teresie w trakcie  spacerów. Asekurował małego na  zjeżdżalni,  na huśtawce i przy wdrapywaniu  się do drewnianego domku po bardzo ażurowych schodkach. Tego dnia mały  wcale nie był na spacerze, bo był dość  silny wiatr i chwilami padał deszcz  ze śniegiem.  Gdy Jacek już "wskoczył" w kapcie, Kazik zaciekawiony, co Jacka  w taką paskudną pogodę wygnało z  domu, powiedział - no to mów co ci  się urodziło krótkiego i nie absorbującego.

No jak to co? Mikołaj mnie dziś odwiedził i zostawił coś dla najmłodszych z naszego grona. No faktycznie, zupełnie zapomniałem, że istnieje coś takiego jak  "mikołajki."  Ale to pewnie dlatego, że mały jeszcze  nie kuma w kwestii "mikołajek"- stwierdził Kazik.  Nie  szkodzi- pocieszył go Jacek- kuma, nie kuma -a Mikołaj  coś dla niego ma. Sięgnął do przepastnej kieszeni  swego wełnianego trencza i wyciągnął z niej dwie torebki - malutką i drugą nieco większą niż szkolny zeszyt.

Nim weszli do kuchni, gdzie urzędowała Teresa Jacek zatrzymał Kazika i powiedział- Mikołaj przyniósł prezenty  najmłodszym,  czyli Alkowi i Tesi. Mikołaj wie jak wiele serca Tesia potrafi okazać i dać swym przyjaciołom i to jest podziękowanie. Gdy już usiedli przy  stoliku Jacek wyciągnął z torebki papierowej mikołajkowy  prezent dla Alka - była to naprawdę bardzo ładna małpka - maskotka.  Alek aż buźkę otworzył z zachwytu, a Kazik powiedział, że powinien  teraz ukochać wujka  Jacka. Gdy już siedzieli, Jacek koło talerza Teresy położył małe, szare pudełko mówiąc do Teresy - o tobie też Mikołaj  nie  zapomniał. To tylko taki drobiazg i mam nadzieję, że ci przypadnie do gustu- to jadeit królewski. Jeżeli nie będzie ci  się podobał łańcuszek to go wymienimy na inny. Teresa szybko otworzyła nieduże  pudełko,  w którym leżał  wisiorek  z zielonego jadeitu oprawiony w srebro. Sama oprawa była kwadratowa, a jej wierzch był wycięty w kształt serca. Wisiorek był  niewielki, dwa na dwa  centymetry, ale jadeit "wyglądający" przez okienko w kształcie  serduszka był piękny. Ojej, jakie to śliczne! Jacku, jesteś niemożliwy, przecież zielony jadeit to rzadki  kamień, inne jego kolory częściej  występują. To bardzo drogi prezent  i wyraźnie widać, że robiony na zamówienie - zwariowałeś kompletnie!  

Jacek tylko uśmiechnął się - poświęcenie swej uwagi i serdeczność wobec niemal obcych osobników jest znacznie  więcej  warte  niż ten drobiazg - wierz mi dziecino. Kamyk jest rodem z Nowej Zelandii, leżał u mnie od lat, a  srebro jest z mojej srebrnej papierośnicy - bo kiedyś paliłem. A kształt ogniwek łańcuszka to mi narzucił jubiler - stary znajomy. Powiedział, że przy tym kształcie ogniwek można samemu skrócić długość łańcuszka, ale jak mu określiłem wizualnie  dokąd mi sięgasz będąc na szpilkach to taką długość łańcuszka uznał za właściwą.  Oooo, dobry babiarz musi być z twego znajomego - stwierdził Kazik. No fakt - przyznał Jacek- ma już  chyba trzecią żonę - strasznie się  do niego kobiety lepią. Albo do jego pieniędzy - powiedział Kazik.

A gdzie jest Tadeusz?- zainteresował się Jacek. Teresa tylko przewróciła  oczami a Kazik powiedział- spaceruje zapewne z suką i Jadwigą. A teraz  to pewnie pomaga Jadwidze jeść kolację. Nie wie, że u nas  są placki, bo gdyby wiedział to by tu był a nie na spacerze. Na wszelki wypadek zostawimy trochę placków  dla niego, odgrzeje  je sobie w mikrofali, pewnie jutro. Zresztą on  za chwilę pewnie wróci. Te trzy tygodnie w Nałęczowie jakoś nieco ochłodziły entuzjazm taty wobec  Jadwigi - stwierdziła Teresa. Nie dociekałam co i jak jest między nimi, to już duży chłopczyk i musi  sam sobie  dobierać towarzystwo. Ale zawsze mogę w razie potrzeby jakąś panią pogonić, jakby  mu zaczęła  szkodzić.

Jacek, a ty należysz do tańczących facetów czy do tych, którzy gdy słyszą słowo  "dancing" to bledną i szybko robią w tył zwrot? Do tańczących, tylko jakoś jak na  razie to nie mam żadnej tancerki obok siebie. Ale na dyskotekę to nie chodzę, nie lubię się konwulsyjnie wyginać. Nooo, na dyskotekę to my też  nie chodzimy,  ale kiedyś tośmy sobie z Kazikiem  nieźle  tańczyli w klubie studenckim. Do dziś wspominam tango w jego ramionach- z westchnieniem powiedziała Teresa.  Kazik roześmiał się - Tesia gdy  miała 16 lat to z powodzeniem  mogła uchodzić za dwudziestolatkę - laseczka z niej  była "pierwszoklaśna". A jak tańczyła rocka! Była niezmordowana.

Teraz tak mówisz, a wtedy wybrałeś Ankę - wypomniała mu Teresa. No i zostałem ukarany za ten wybór- przecież wiesz- obruszył się Kazik. No wiem, wiem, już ci niemal wybaczyłam tę  głupotę. Tylko niemal?- zdziwił się Kazik.  Tak kochanie, kobiety mają  cholernie  dobrą pamięć - zwłaszcza  wtedy gdy czują  się niedocenione.Ty mnie wtedy po prostu  nie  doceniłeś. No bo byłaś ode  mnie niemal 9 lat młodsza! A teraz to już nie jestem od ciebie tyle lat młodsza? Ja się postarzałam a ty odmłodniałeś? To nie tak -nie postarzałaś się, tylko ja zmądrzałem bo dostałem po grzbiecie. I to tyle  w tym temacie. Ty też  nie błysnęłaś wydając  się  za Roberta. W pewnym  sensie jesteśmy na remisie.

Wiecie co? muszę iść małego położyć spać, bo jeszcze trochę a zaśnie na  stojąco. O, chyba tata idzie, to jak się przywita to ja pójdę Alka położyć. Nie wybaczyłby mi, gdyby Alka  nie ucałował na dobranoc. Alek oczywiście poszedł spać z nową maskotką, ale wpierw pluszowemu pieskowi przedstawił pluszową  małpkę i teraz już dwa zwierzątka towarzyszyły dziecku w łóżeczku. Oczywiście dziadek jeszcze  poprzytulał maluszka, który pokazał mu nowy nabytek informując  dziadka, że to dał wujek Jaciek. Dziadek posiedział chwilę przy łóżeczku Alka, pogłaskał po główce Alka i małpkę, usłyszał "mój dada" i dziecko spokojnie zasnęło. 

Tata wrócił do kuchni, Kazik zaraz uruchomił mikrofalę i tata z radością zajął się konsumpcją placków- okazało się, że Jadwiga zaczęła dbać o linię i przestała jeść kolacje. No więc tata stwierdził, że on nie musi dbać o linię,  jako że waży tyle co powinien biorąc pod uwagę wzrost i wiek i wrócił do  domu. A suka  dziś podpadła  swej pani, bo wlazła w błoto, więc po spacerze musiała  być umyta, co wprawiło Jadwigę  w  zły humor. 

No cóż, psom na ogół nie przeszkadzają kałuże i błoto, więc jak się ma psa to trzeba  się z tym liczyć, że naniesie do domu latem piachu a zimą śniegu lub błota - stwierdził Jacek. Nie da  się mieć psa i idealnie  czysto w domu.  No, Jadwiga to  się bardzo stara, ona co dwa tygodnie zmienia psu pokrowiec na jego materacu, pies jest dwa razy dziennie szczotkowany i przecierany wilgotną ścierką.  O rany- jęknął Jacek - to ten pies ma  ciężkie życie. 

No bo Jadwiga ma dwójkę wnucząt, więc bardzo dba  żeby sunia  była  czyściutka. A te  wnuczęta  często ją nawiedzają?- zaciekawił się Jacek. No ostatnio to dość rzadko, bo już oboje  do  szkoły chodzą, to nie mają kiedy. No i te  biedne dzieci siedzą w tej szkole od 8 rano do popołudnia, jedzą  w szkolnej stołówce, siedzą  w świetlicy szkolnej do godziny szesnastej trzydzieści. Młodsze to siedzi  w świetlicy przed  szkołą i po szkole, starsze tylko po  szkole. Syn jest obrażony na swoją matkę, bo miał nadzieję, że matka będzie do nich przyjeżdżała na ósmą rano, potem odprowadzała  młodsze do  szkoły koło południa i potem odbierała ze  szkoły, że  będzie im gotować obiady. No ale Jadwiga ma psicę, więc gdy powiedziała, że mogłaby się tak poświęcić, ale przyjeżdżałaby razem  z psem, to synek  stwierdził, że nie zgadza  się, by pies u  nich spędzał cały dzień. Syn nie lubi zwierząt w domu. No więc dzieci są na świetlicy a syn i  synowa  zniesmaczeni tym, że matka wybrała psa a  nie opiekę nad  wnukami.

No właśnie, sporo osób ma problem z opieką nad  dziećmi. Minęły czasy gdy większość  kobiet nie pracowała  zawodowo - powiedziała Teresa. Gdy powiedziałam w pracy,  że biorę trzyletni urlop wychowawczy to wszystkie dzieciate stukały  mnie  w czoło. Bo się zakopię w gary i pieluchy- bo dziecko można oddać  do żłobka, potem do przedszkola, potem  szkoła i świetlica wychowają mi dziecko.

A ja, skoro się zdecydowałam na  dziecko to chcę je  sama wychowywać tak jak ja uważam za właściwe, a nie tak jak wyglądają wytyczne  żłobka czy przedszkola. I nie czuję się gorsza przez  to, że jestem  z dzieckiem  w domu. Wmówili kobietom, że są kurami domowymi gdy  nie pracują zawodowo, więc powinny koniecznie pracować i masa dzieciaków lata z kluczem na  szyi. I pracują te  kobieciny ale i te po studiach zarabiają gorzej  niż faceci. A pracodawcy też mają zagwozdki z tymi pracującymi  matkami bo, jak mówił pewien przytomny dyrektor, to wpierw kobieta jest   wieku rozrodczym, więc nagle jakiś  dany jej temat  pada w gruzy, bo ona jest  w ciąży, potem ustawowy macierzyński i nawet jeśli wróci do pracy, to nie można jej dać porządnego tematu, bo ma bachora, a bachor często choruje bo infekcje  chodzą po żłobkach, przedszkolach i  szkołach i babka jest  co jakiś  czas na zwolnieniu lekarskim, bo ktoś się  dzieckiem  musi opiekować.

I tak  się to wszystko idiotycznie  kręci. Kiedyś  sytuacja była jasna- dziecko ma  być wychowywane przez rodziców. Ciekawe  tylko jak  ma być wychowywane przez  rodziców, którzy od  rana do późnego popołudnia są poza  zasięgiem dziecka. W tym układzie rodzice oczekują, że wpierw  żłobek, potem przedszkole a potem szkoła podstawowa i średnia wychowają dziecko.  Ale w żłobku nie ma tylu wychowawczyń by te  dzieci były dobrze  zadbane, tak samo jest w przedszkolu. A  szkoła oczekuje  z kolei, że funkcję wychowawczą będą spełniać rodzice, a rodzice uważają, że skoro są cały dzień w pracy to funkcję wychowawczą powinny sprawować te  osoby, które są większość  czasu z dziećmi, a więc szkoła  powinna wychowywać. 

Ja się już napracowałam - dla  mnie bycie z dzieckiem i zajmowanie  się domem nie jest tragedią, nie  czuję się zdegradowana. Wszystko jest tylko kwestią  przemyślanej organizacji dnia. Mam szczęście, bo Kazik jest odpowiedzialnym człowiekiem i gdy ma czas wolny to nie leci z kumplami na piwko tylko pomaga  mi w  domu- albo zajmie  się dzieckiem  albo zrobi coś,  co wymaga ode  mnie większego wysiłku fizycznego.

                                                                        c.d.n.