Do Nadarzyna rzeczywiście pojechali w dwa samochody. Wpierw zajechali do kuzyna Stasi, wszak była to wyprawa właśnie w tym celu. Pan Maciek pokazał im jakie łóżeczka robi, materacyki do nich są wypełniane albo końskim włosiem (wersja lepsza i droższa) albo trawą morską. Z pianki syntetycznej nie robi, można to przecież kupić w sklepie. Do materacyka z końskiego włosia dodaje gratis 2 cm grubości wkładkę takiej wielkości, jak na becik. Beciki wyszły z mody, ale modne są powijaki i taka wkładka wkomponowana w powijak stabilizuje kręgosłup niemowlęcia, jest to bezpieczniejsze niż zawiniecie w sam kocyk. I są te wkładki nieco krótsze niż były "plecki" becików, bo teraz tak się dziecko zawija, by miało swobodnie ułożone nóżki, bo takie ułożenie zapobiega deformacji stawów biodrowych. Adela czuła się trochę jak na wykładzie o obyczajach żelaznych wilków, bo jak na razie to oglądając różne filmiki cieszyła się, że wymyślono pampersy nawet dla noworodków jak również bardzo wygodne kombinezoniki zapinane na zatrzaski na całej długości nóżek i torsu, więc dziecina może sobie w nich swobodnie nóżkami fikać. Łóżeczko postanowili zamówić "normalne", by starczyło przynajmniej na dwa lata, oczywiście z materacykiem z końskiego włosia. I zamówili dwie wkładki do powijaka - jedną 2 cm grubości, drugą 3 cm. Pan Maciek wszystko zapisał, wpłacili zaliczkę, chociaż pan Maciek mówił, że nie potrzebna, skoro oni są dobrymi znajomymi Stasi. A gdy zamówienie będzie gotowe to wtedy zawiadomi o tym Emila i wszystko personel przywiezie do Warszawy w umówionym terminie.
Potem było oglądanie folderu z kasetonowymi sufitami i Arek był oczarowany, najchętniej zamówiłby od ręki taki sufit i z trudem mu cała trójka tłumaczyła, że mieszkanie o wysokości 2,65 m za nic w świecie nie nadaje się do takiego sufitu. Pomieszczenie z takim sufitem musi mieć minimum cztery metry wysokości, a tak naprawdę to dużo więcej wysokości i musi być bardziej przestrzenne, czyli takie, jakich się teraz nie buduje. A pan Maciek robi takie sufity głównie do zabytkowych pomieszczeń i wtedy wymiary podaje konserwator zabytków. Arek oczywiście przekonywał swych przyjaciół, że on jeszcze kiedyś wybuduje sobie willę i będzie miał sufit kasetonowy.
Noooo, już widzę te willę we włoskim stylu i na wysokości obecnego trzeciego piętra sufit kasetonowy zdobiony rzeźbami lub malowidłami i Arka witającego gości w wytwornym płaszczu wyszywanym złotogłowiem - z całą powagą powiedziała Adela. Znam w Warszawie budynek, który bardzo by się do tego nadawał- kiedyś było tam naprawdę duże i znane przedsiębiorstwo projektowe. Ale nie mam pojęcia co tam jest teraz. Na zewnątrz budynek był kwadratowy a wewnątrz hol sięgał aż do dachu budynku, pomieszczenia biurowe były dookoła holu. Wiem, bo byłam tam kiedyś.
Gdy wyszli z firmy pana Maćka Arek powiedział, że kiedyś kupił działkę w Nadarzynie, ale to była działka budowlana więc wpierw musiał ją ogrodzić, potem kazali mu rozpocząć budowę, więc się delikatnie mówiąc wściekł i sprzedał ją. Ale nie żałuje - niby Nadarzyn bliziutko Warszawy, no ale dojazdy do tych podwarszawskich miejscowości to jednak ból głowy na co dzień. Sporo jego znajomych złakomiło się na tanie działki budowlane, a teraz, gdy już sporo pieniędzy wydali i nadenerwowali się w trakcie budowy to narzekają na dojazdy i to jak rok długi. Bo jakoś nikt nie pomyślał o tym, że z niemowląt wyrastają dzieci, które potem trzeba odwozić do szkół średnich, bo te podwarszawskie szkoły to bywają bardzo różne.
A Emil zaproponował, by teraz wszyscy pojechali do nich do domu, na pierogi, kawę i lody. Słowo "pierogi" wywołało u Arka niemal dziki entuzjazm, a Stasia ucieszyła się, że zobaczy jak mieszka Adela. Gdy wsiadali do swoich samochodów Arek już opowiadał Stasi jakie wspaniałe pierogi są w ursynowskiej pierogarni i że on już nawet tam trafia. I dzięki Adeli i Emilowi sprowadził się na Ursynów i już nawet opanował tu kwestię zakupów żywnościowych.
Stasia była na Ursynowie po raz pierwszy, więc Arek obiecał, że potem pokaże jej nieco walorów tego osiedla, gdy już wzmocnią się pierogami, kawą i lodami.
Emil z Arkiem zajęli się kuchnią, a Adela pokazywała Stasi mieszkanie. W sypialni na nocnym stoliku Emila stało w ramkach "zdjęcie" ich córeczki i Stasia powiedziała- trochę ci zazdroszczę, mój były wcale nie był szczęśliwy, że zaszłam - zresztą obie ciąże to były "przypadki" bo nie lubił ochrony a ja źle tolerowałam tabletki. To przed zapisaniem nikt nie robił ci badań hormonalnych?- zdziwiła się Adela. No nie, a tobie robili? Tak, bo lekarka do której wtedy chodziłam stwierdziła, że jest kilka rodzajów tabletek i trzeba dobrać takie, żeby mi pomagały a nie szkodziły. No ale oczywiście musiałam te badania robić prywatnie, nie są one objęte ubezpieczeniem. Dasz mi na nią namiary? Na nią już nie, bo sprzedała swój gabinet. Ale chodzę do lekarza, który go od niej kupił- super facet . Bardzo dobry fachowiec, wysoka kultura, obsługa na bardzo wysokim poziomie. Co prawda wizyty drogie, ale i tak o termin nie jest łatwo. To taki facet, który dba o to, żebyś się nie czuła skrępowana. Jest pokój z łazienką, w którym się możesz przygotować,umyć, zakładasz jednorazową spódniczkę i takież kapcie i nie paradujesz z gołym tyłkiem. Zbada cię, powie tylko czy jest ok, czy nie za bardzo i idziesz się ubrać. Nie ma tego, że leżysz z gołym zadem w rozkroku na samolocie a konował ci klaruje co u ciebie nie gra. Wracasz z przebieralni w swoim własnym stroju, siadasz przy jego biureczku i facet ci w sposób jasny i przystępny klaruje co z tobą jest. Tam jest czyściutko i bardzo, bardzo miło.Poza tym jest świetnym cytologiem i sam cytologię robi. Ostatnio zrobił doktorat. I bardzo chętnie rozmawia z partnerami swych pacjentek - na wszystkie tematy, a współżycia zwłaszcza. Emil go polubił od pierwszej, wspólnej wizyty. A gdy stwierdził u mnie ciążę to sobie z Emilkiem pogadali o tym co mi wolno w ciąży z nim robić i śmieję się, że Emil się w nim zakochał. I polecił mi super położnika w tej prywatnej przychodni, w której Emil wykupił nam kiedyś karnety. No i ma USG, poza tym ma podpisany kontrakt z NFZ i co tylko można to wrzuca na NFZ. To nie jest naciągacz. Po połówkowym USG podesłałam mu informację, że wszystko jest OK i podziękowałam za nagranie mi takiego fajnego położnika.
Adelko, a ja się chyba nieco zadurzyłam w Arku. Ja to ja, ale gorzej, bo dzieci za nim szaleją. Już mu "wujkują" i słuchają się go niczym Boga. A on się nimi zachwyca, że tacy fajni, posłuszni i nawet grzeczni. On w przyszłym tygodniu ma sprawę rozwodową, tylko się nie wygadaj, że wiesz o tym. On pewnie sam o tym wam powie. Ciągle mi o was mówi.
Przestanie za jakiś czas, on ma takie fazy- pocieszyła Stasię Adela. Jemu do szczęścia brakuje prawdziwego ludzkiego ciepełka i zapewne je u ciebie wyczuwa, bo ty jesteś właśnie taką ciepłą i dobrą osobą i on już to zauważył po pierwszej z tobą rozmowie. A jeśli raz na jakiś czas wyrazisz nieco zachwytu jego inteligencją i mądrością ( a taki on właśnie jest) to będziesz miała najwierniejszego faceta pod słońcem.
Stasia wyszeptała do ucha Adeli - boję się, że jestem straszliwie zielona w sprawach damsko-męskich i on się zrazi jak do czegoś dojdzie. To powiedz mu to sieroto nim do czegoś dojdzie, możesz to zrobić nawet piętnaście minut wcześniej. Faceci bardzo lubią uczyć nas nawet wtedy, gdy sami nie są mistrzami w tej branży i pytają się jak kretyni "czy było ci dobrze?" Dopóki nie spotkałam Emila nie miałam bladego pojęcia jak wygląda orgazm. Ale on wiedział, że było wszystko jak trzeba i nie pytał. Przyczyną większości nieporozumień w związkach zawsze jest brak szczerości. Przyczyny- chyba głównie to wynosimy z domu- mamy być miłe, dobre skromne, nieśmiałe. A jeśli mamy męża to niezależnie od tego jaki on jest, mamy go uwielbiać i udawać, że nam odpowiada wszystko co z nami robi. A tak naprawdę 90% par musi dopiero sobie wypracować wspólnie to, co im daje radość, relax, przyjemność. Ale żeby wypracować to trzeba o tym rozmawiać. Chronicznie niedopieszczenie, a właściwie chroniczny brak orgazmu prowadzi do stanów zapalnych. I właśnie ten mój ulubiony pan doktor jest taki, że można z nim o tym wszystkim porozmawiać i to tak normalnie, jakbyś rozmawiała na temat pogody lub eksploatacji samochodu. Wiesz - faceci z reguły znacznie szybciej reagują na płeć przeciwną niż my, jednemu z drugim najczęściej wystarczy spojrzeć nieco głębiej w dekolt dziewczyny i już gotowy do akcji. A nad nami to trzeba nieco popracować, użyć swego intelektu, powiedzieć nieco ciepłych słówek, popracować nieco rękami, poprzytulać, wstępnie popieścić. Są tacy, którzy o tym wiedzą, bo zajrzeli w swym życiu do kilku książek i poczytali, potem poćwiczyli i wiedzą o co chodzi.
Arek to inteligentny facet, bardzo oczytany, chociaż narzeka, że nie ma kiedy czytać i on ma podejście do kobiet, zwłaszcza do tych, które mu się podobają. I zabij mnie, ale ani ja, ani Emil nie możemy dojść dlaczego on się z tą babą ożenił. I to było jego już drugie małżeństwo - pierwszy ślub, gdy jeszcze był na studiach- rozszedł się, bo ona chciała koniecznie mieć dziecko, a on był jeszcze na utrzymaniu rodziców i nie chciał. Więc odmawiał cały czas współżycia, w końcu nastąpił rozwód. Podejrzewam, że sąd miał niezły ubaw- nie wykonywał obowiązków małżeńskich bo nie chciał dzieci.
Do sypialni zapukali panowie - Emil chciał pokazać Arkowi zdjęcie dzieciny. Arek popatrzył, zrobił bardzo poważną minę i wypalił- no tak, tego się obawiałem - jest do mnie szalenie podobna. Tylko ma jakby mniej włosów niż ja. Cała czwórka skręcała się ze śmiechu przez kilka minut. Arek w końcu spoważniał i powiedział - masz bracie szczęście- marzyła ci się córeczka i się twoje marzenie spełnia. Powiedz mi co robiłeś, żeby się to marzenie spełniło.
Wiesz Arek, gdybym wiedział to natychmiast bym to opatentował i do końca życia nie musiałbym już pracować i tylko bym siedział i liczył pieniądze. Jako inżynier uważam, że proces reprodukcji człowieka jest mocno niedopracowany, bo współtwórcy produktu nie mają pojęcia kiedy dokładnie nastąpił moment zapłodnienia, ani nie mają zupełnie wpływu na to, jakiej płci będzie " produkt końcowy". Popatrz, przy in vitro też nie daje się zaplanować płci dziecka. Płeć dziecka można co najwyżej "powielić" w procesie klonowania, czyli jeśli się wyprodukuje bliźniaki jednojajowe. A i tak nadal nie wiadomo dlaczego ta jedna komórka zapłodniona jednym plemnikiem dzieli się na dwie komórki. Ale osobiście cieszę się, że to "solówka" a nie bliźniaki. I dobrze też że nie są dwojaczki, czyli dwie komórki jajowe zapłodnione dwoma plemnikami. Arek, mogę ci udostępnić nieco lektury z tej branży, jeśli cię to interesuje. Adela ma mnóstwo książek z zakresu medycyny. Zupełnie jakby studiowała na jakimś wydziale medycznym a nie na prawie.
c.d.n.