wtorek, 11 sierpnia 2020

Zastępstwo - XXII

W połowie września wrócił z urlopu profesor Jacka.
Trochę był zaskoczony decyzją Jacka, ale obiecał swą pomoc.Wspólnie ustalili temat
którym mógłby się zająć Jacek.
Wkrótce Jacek złożył w ministerstwie całkiem pokaźny stosik  dokumentów, łącznie
z dwoma świadectwami zdanych egzaminów językowych z angielskiego i  francuskiego.
Zdaniem profesora kwestia języka nie była krytyczna, bo wiele uczelni prowadziło
wykłady na studiach pomagisterskich właśnie w języku angielskim.
No a póki nie będzie jakiejś decyzji trzeba się brać do pracy, wszak urlop się skończył.
Iza zapisała się na kurs języka włoskiego i to taki dość intensywny. Po prostu bardzo
chciała znów pojechać do Włoch a do Murano zwłaszcza.
Zaczęły się, jak to nazywała Iza, "kołowate dni". Wychodzili z domu rano, wracali do
domu wieczorem. Poszły "w odstawkę" niedzielne wypady  na działkę, rzadko też
bywali u rodziców. Oczywiście rodzice obojga byli wielce zmartwieni faktem, że tak
rzadko ich widują. O planach wyjazdu na stypendium zagraniczne Jacka nic nie mówili
rodzicom, bo po prostu nie bardzo wierzyli w powodzenie całej sprawy.
Iza dwa razy w tygodniu zostawała  w pracy do wieczora i eksperymentowała ze szkłem.
Ze względów bezpieczeństwa zawsze ktoś jej towarzyszył- albo wujek, albo pan Waldek
a czasami nawet Jacek. Pan Waldek, już jedną nogą na emeryturze,  cierpliwie uczył Izę
formowania szkła szczypcami. Był mistrzem w formowaniu małych  figurek zwierząt-
Iza patrzyła z podziwem jak to robił.
Dni mijały szybko, jeszcze  nie odleciały daleko wspomnienia z plaży a już trzeba było
pomyśleć o Bożym Narodzeniu.
Wujek stwierdził, że święta będą u nich bo przecież mają stół rozkładany na 12 osób,
więc pomieszczą  się wszyscy bez trudu, wliczając do kompletu nawet byłą żonę
wnuka Meli wraz z dwójką dzieci. Dzieci jeszcze  małe, więc będą siedziały przy
specjalnym małym stoliku stojącym obok krzesła ich mamy. W związku z powyższym
obiad w pierwszy dzień świąt  miał być na działce. Iza i Jacek oczywiście nie byli
brani pod uwagę, ponieważ  mieli być świadkami na ślubie Alicji i Aleksa, a potem
czekało ich jeszcze wesele.
To wesele spędzało  Izie  sen z oczu. Przejrzała swą  garderobę i jak niemal każda
kobieta doszła do wniosku, że nie ma się w co ubrać na  samo wesele - przydałaby mi
się jakaś nowa sukienka - zakomunikowała Jackowi.
Nie widzę problemu - stwierdził Jacek- zrób przebieżkę po pawilonach i na pewno coś
upolujesz.
Ale ja nie mam kiedy i chciałabym wybrać się  na zakupy z tobą - marudziła Iza.
No ale wiesz, że dla mnie i tak najpiękniej wyglądasz ubrana tylko we własną skórę,
zupełnie nie znam się na modzie. Znajdź jakieś zastępstwo za mnie.
No to szkoda, że nie ma tu Fabio, z pewnością pomógłby mi w wyborze jakiejś kreacji.
Taaak, pomógłby ci, ale chyba głównie w  zdejmowaniu jej z ciebie -roześmiał się Jacek.
Wiesz Jacusiu- zazdrość niczego nie buduje, wręcz przeciwnie - rujnuje. I wcale nie
jest dowodem miłości tylko objawem niskiego zaufania do partnera i niskiego poczucia
własnej wartości. Fabio jest naprawdę przystojnym mężczyzną, ale to ty jesteś facetem
mego życia nie on. Przyjmij do wiadomości i zapamiętaj, że z taką samą przyjemnością
patrzę na ładnych mężczyzn jak i na ładne kobiety. Tak już mam.
Ojej, kochanie, ja przecież tylko żartowałem- bronił się Jacek. To może weź którąś z mam
na zakupy. Iza tylko machnęła ręką- jedna ubrałaby mnie w suknię do ziemi a druga w mini.
Pojadę z Melą i wujkiem albo sama.
Uważaj, bo wyjdziesz ze sklepu w sukni ze złotogłowiu, jeżeli tylko takie suknie istnieją.
Zakup sukienki okazał się w końcu nie taki trudny - będąc służbowo na mieście zajrzała do
sklepu Mody Polskiej i wypatrzyła sukienkę z ciemno bordowej tafty mieniącej się czarno.
Taka zwykła, prosta princeska, z niedużym dekoltem, bez rękawów, długości tuż za kolano.
Znalazła też  drugą sukienkę - z satyny w kolorze łososiowym -dekolt był tylko z tyłu,
odcinana w talii, dopasowana do figury, spódnica miała dość długie rozcięcia z boków.
Mierząc  pomyślała, że  Jacek zemdleje na widok tych rozcięć sięgających do połowy ud.
Przez kilkanaście minut wahała się którą wybrać, w końcu.....wzięła obydwie. Do obu
pasowały szpilki, które posiadała.
Na szczęście dla zapracowanej Izy Alicja sama uporała się z wyborem sukni ślubnej.
Postanowiła wystąpić w krótkiej sukni, uszytej z cienkiej wełny w kolorze kości
słoniowej. Jedyną ekstrawagancją były rękawy- od dłoni do łokcia były zapinane na małe,
obciągane materiałem guziczki. Sukienka nie podobała się ani mamie Alicji ani teściowej,
ale Alicja nie chciała innej sukienki, a Aleksowi się ta sukienka podobała, więc nie było
dyskusji. Taka uboga ta sukienka - stwierdziła zdegustowana teściowa.
Z okazji ślubu Alicja przez kilka miesięcy nie ścinała włosów by móc olśnić widzów ich
urodą. A włosy miała naprawdę piękne - było ich duuużo . Na dwie godziny przed ślubem
kościelnym miała do Alicji przyjechać fryzjerka by ją uczesać.
Dwa dni  wcześniej, na ślub cywilny,  sama sobie upięła kok. Zgodnie z życzeniem Iza i
Jacek byli świadkami.
Wigilia u Meli i wujka była istną orgią jedzenia, ale jedzenia  naprawdę bardzo smacznego.
Na tę kolację Iza i Jacek pojechali taksówką, ale po kolacji wracali do domu pieszo by choć
trochę nabytych kalorii spalić. Iza wręcz się obawiała, że może mieć problem z dopięciem
swej bardzo dopasowanej sukienki.
Na ślubie kościelnym, po raz pierwszy od dawna, Iza widziała urodę panny młodej a nie jej
sukni. Fryzjerka prześlicznie upięła włosy Alicji, które były ozdobione 1 kiścią żywego,
białego bzu.
Kolor jej sukienki świetnie się prezentował przy ciemnobrązowym garniturze Aleksa.
Koszulę miał Aleks nie białą, ale w kolorze sukienki Alicji.
Nieomal prosto z kościoła goście zaproszeni  na ślub i wesele (część gości była zaproszona
tylko ślub) przespacerowali się do pobliskiej kawiarni, w której często odbywały się takie
uroczystości.
Alicja, ku zgorszeniu wielu starych ciotek z obu rodzin,  przebrała się w inną sukienkę -co
prawda  białą, ale z dużym dekoltem i ze spódnicą mocno rozkloszowaną. Wiadomo było,
że gdy zawiruje w tańcu to będzie  widać w jakim kolorze ma  majtki.
Obie z Izą już wcześniej  się cieszyły jakie zgorszenie wywołają ich kreacje - jedna pokaże
w tańcu uda a druga majtki.
Obiad  weselny wlókł się niemiłosiernie, "do kotleta" przygrywał jakiś pianista, zamówiony
zespół wciąż był "w drodze". W pewnej chwili teściowa Alicji została poinformowana, że
nie będzie  zespołu ale będzie jakiś DJ, powinien tu dotrzeć za 15 minut. Nerwy matce
Aleksa "puściły" i kilka niemiłych słów wysłuchał kelner, który tę wiadomość przekazywał.
W związku z powyższym matka Aleksa zadysponowała by podano deser i miało nastąpić
krojenie tortu przez państwa młodych. A młodzi - młodzi zniknęli. Wpierw zniknął Aleks,
chwilę później Alicja. Dopiero teraz  Iza przypomniała sobie, że Alicja szeptała jej do ucha
gdy wyszli z kościoła, że będzie afera. Zdezorientowana mama Alicji, zmartwiona, że córka
gdzieś zniknęła podeszła to tortu i zaczęła go kroić i porcje nakładać na stojące obok talerzyki.
Co ta wariatka robi- wybuchnęła matka Aleksa i chciała wstać, ale jej mąż przytrzymał ją za
rękę i syknął- sssiadaj i nie wrzeszcz. Mówili ci, że  wcale nie chcą wesela, ale nie, ty się
uparłaś, że musi być. No to teraz  masz.
Za 10 minut do sali weszli  państwo młodzi z DJ ze studenckiego klubu.  Jacek i Iza zaczęli
na ich widok klaskać, reszta  dołączyła się automatycznie. DJ przeprosił za spóźnienie, ale
po prostu "złapał gumę" i musiał zmieniać koło.
DJ był bywały w świecie,  na pierwszy ogień poszedł walc jako solówka  dla  młodych, po
jednym okrążeniu parkietu dołączyli do nich inni, Alicja zatańczyła z teściem, a Aleks
z teściową. Około północy Iza z Jackiem pożegnali się z przyjaciółmi i wymknęli się z wesela.
Samochód prowadziła Iza, bo Jacek z Aleksem wypili  na zapleczu po dużym koniaku.
Iza zaśmiewała się całą drogę - pierwszy raz była na tak zabawnym weselu.
Biedna Alicja i biedny Aleks - stwierdził Jacek. Już mają u starych przechlapane. Dobrze, że
nie będą mieszkać razem z nimi. Aleks mi mówił, że pewnie wynajmą komuś tę straszną
kawalerkę i raczej będą mieszkać z rodzicami Alicji do czasu własnego mieszkania.

                                                      c.d.n.