niedziela, 6 lutego 2022

Ryzykantka

 Ewa odebrała u "swojej" lekarki receptę na środki przeciwbólowe oraz  skierowanie do poradni leczenia bólu oraz do neurologa i neurochirurga, ponadto skierowanie na prześwietlenie  kręgosłupa.  Od wypadku, w którym spadła z drabiny minęło ponad dwa lata i ciągle  zmagała się z bólem. Przepisana  wówczas przez lekarza ortopedę rehabilitacja pomogła niczym umarłemu kadzidło.  Lekarka  całkiem trzeźwo  zauważyła, że najlepiej będzie jeżeli zacznie od prześwietlenia kręgosłupa i będzie dobrze, jeżeli zrujnuje się na prywatną przychodnię rentgenowską, bo jakimś cudem tamci lekarze "więcej i lepiej widzą" niż ci w państwowych. A potem ma przyjść do niej z opisem i w zależności od tego  co tam  "w środku" lekarze zobaczą lekarka wystawi odpowiednie  skierowanie do dalszego leczenia u właściwego specjalisty. W trzy dni później Ewa  już miała wynik i tego samego dnia lekarka wystawiła skierowanie do chirurga ortopedy.  

Ewa, udręczona  wiecznym dyskomfortem, postanowiła wykupić wizytę w przychodni należącej do prywatnej kliniki. W recepcji dowiedziała się, że może być przyjęta za  1,5 miesiąca na koszt NFZ lub za dwa dni jeżeli zdecyduje się na prywatną wizytę - bo właśnie pan  profesor już wrócił z długiego naukowego urlopu i są jeszcze dwa miejsca wolne. Recepcjonistka podała jej do wypełnienia ankietę, w której musiała podać nieco swoich danych, łącznie z danymi zdrowotnymi, czyli wyliczeniem chorób które przeszła, leków które  bierze, posiadanych uczuleń na leki i/lub na pożywienie, odniesionych kontuzji. Ewa pomyślała, że musi "przelecieć" w myślach zaledwie 40 lat, więc jakoś "da radę", gorzej byłoby gdyby  miała tych lat ponad 70.

Dwa dni później Ewa siedziała pod  gabinetem profesora czekając aż z gabinetu wyjdzie będący przed  nią  zapisany starszy pan, a miły damski głos zapowie - "następny pacjent proszony jest do gabinetu nr 3".  Starszy pan wyszedł z rozanielonym wyrazem  twarzy i powiedział do Ewy - "przesympatyczny i pełen empatii ten lekarz". W trzy minuty  później damski głos wezwał ją do gabinetu.

Ewa ostrożnie podniosła się z krzesła i weszła do gabinetu. Po prawej stronie pokoju stało nieduże biurko, a po przeciwnej stronie stała kozetka okryta jednorazowym prześcieradłem, obok stał parawan tak ustawiony by leżący na niej pacjent  nie był widoczny dla kogoś, kto wejdzie do gabinetu. Na wprost drzwi było okno, obudowane płaskimi , białymi szafkami.

Za biurkiem siedział lekarz i wyraźnie "studiował" uważnie wypełnioną przez nią ankietę. Rzucił spojrzenie na Ewę i poprosił by usiadła. "Wytresowana" swymi dolegliwościami Ewa delikatnie przytrzymała się oparcia krzesła i  usiadła tak jakby na siedzeniu leżał kłujący kaktus. Lekarz nadal wpatrywał się w ankietę i w dołączone do niej zdjęcie rtg.

Potem uśmiechnął się przepraszająco i powiedział - muszę jednak panią zbadać, postaram się nie  zadać pani bólu. Ale muszę sprawdzić kilka rzeczy. Za parawanem jest krzesełko na ubranie.

Gdy podszedł do leżącej na kozetce Ewy powiedział - nie mogę się oprzeć wrażeniu, że już kiedyś panią widziałem, choć jestem pewny, że nie  jest pani moją pacjentką. Tyle tylko, że miała pani wtedy bardzo długie włosy. Nadal wpatrywał się w Ewę uważnie i wreszcie powiedział - już wiem-  byłem u pani gdy pani ponoć zleciała z drabiny, ale mnie to wyglądało na to, że to pani mąż pomógł pani z niej zlecieć. Gość był wyraźnie wściekły a nie przerażony  czy zmartwiony. Ewa przyjrzała mu się i powiedziała-  sama z niej  zleciałam, bo źle wyliczyłam odległość od karnisza a nie chciało mi się z niej schodzić, by ją inaczej ustawić. Jego winą było to, że nie zdjął tych firanek, choć go o to prosiłam. Złość na niego uśpiła moją czujność. 

A kto  po tym pani upadku ściąga firanki?- zapytał z uśmiechem.  
Pani, która u mnie  sprząta. Jestem od kilku miesięcy po rozwodzie. 
To dobrze, że już pani  nie skacze po drabinie. Co do rozwodu - ja już od kilku lat trenuję ten stan. Chociaż z powodu żony nie zleciałem z drabiny- dodał z uśmiechem.            

Proszę się jeszcze nie ubierać, może uda się nam teraz zaraz zrobić tomografię komputerową. A o której jadła pani  dziś ostatni posiłek? Byłoby dobrze, gdyby było to tak z 5, 6 godzin  wcześniej. O 7,30,  potem około 14,00 tylko zaliczyłam kawę - wyjaśniła Ewa.

Lekarz podszedł do telefonu i zatelefonował do kogoś prosząc by przyniesiono mu do gabinetu damski szlafrok i jakieś damskie kapcie ochronne.

Pani Ewo- zrobimy tomografię  komputerową, bo mam podejrzenie, że jednak będzie potrzebna interwencja chirurga. Zaraz przyjdzie pielęgniarka, zabierze  panią wraz z rzeczami do pokoju, w którym zaczeka pani na tomografię, przy której będę. Mam tylko jeszcze jednego pacjenta, ale to krótka sprawa. A co dalej z panią - powiem gdy wrócimy z tomografii.

Pokój do którego zaprowadziła Ewę pielęgniarka był jednym z pokoi szpitalnych i bardziej przypominał pokój hotelowy  niż szpitalny. Pielęgniarka zaproponowała, by Ewa wypiła nieco wody i może nawet nieco odpoczęła w pozycji horyzontalnej, bo jak na razie to muszą poczekać na zaproszenie do tomografu. Proszę się tu rozgościć, ja pójdę po pojazd dla pani, bo do tomografu jest dość daleko. Owinę panią kocem gdy będziemy tam jechać - to jest w innym skrzydle budynku. Uśmiechnęła się do Ewy uroczo i wyszła z pokoju.

Ewa uszczypnęła się lekko w rękę, żeby udowodnić samej sobie, że nie śni - że naprawdę jest w prywatnej klinice, że ten szpakowaty facet z nieziemsko niebieskimi oczami to nie wytwór jej chorej wyobraźni, że jest w ładnie urządzonym małym pokoju szpitalnym a za niedługo pielęgniarka zawiezie ją na badanie i wreszcie będzie miała jakąś konkretną i zapewne prawidłową diagnozę.

Trochę niepokoiła ją myśl, że może trzeba będzie jednak operować a operacje kręgosłupa wcale nie były lekkie, łatwe i przyjemne. Zresztą każda, nawet najprostsza interwencja chirurgiczna była zawsze w jakimś stopniu ryzykowna. Ona już zdążyła w ciągu tych 40 lat życia "zaliczyć" trzy operacje - jednak jakoś je przeżyła.

Rozległo się pukanie do drzwi, Ewa głośno powiedziała "proszę wejść" i do pokoju wjechała z wózkiem pielęgniarka. Poprosiła by Ewa ubrała się w szpitalną koszulę i schowała swoje rzeczy do szafy. Wychodząc pielęgniarka zamknęła pokój na klucz mówiąc - będę go miała cały czas przy sobie i będę  cały czas z panią w  trakcie badania. Pan profesor już jest przy tomografie.

Pielęgniarka i profesor pomogli Ewie ułożyć się "na stole", potem niebieskooki profesor zapewnił Ewę, że to długo nie potrwa i że bardzo jej współczuje leżenia na tym twardym podłożu. Ale zrobią jej wpierw badanie odcinka lędźwiowego a potem, w zależności od wyniku, ewentualnie całego kręgosłupa. 

W trakcie badania "niebieskooki" omawiał to co widać z innym chirurgiem i  obaj byli przekonani, że interwencja  chirurgiczna jest konieczna. I to raczej dość szybko. A do czasu operacji pacjentka powinna się "oszczędzać", więc najlepiej będzie ją wysłać na  zwolnienie lekarskie. Po badaniu pielęgniarka odwiozła ją do pokoju, a "niebieskooki" powiedział, że zaraz wystawi dla Ewy zwolnienie lekarskie i przyjdzie do jej  pokoju. Pielęgniarka pomogła Ewie w ubieraniu się, pokazała kilka " tricków" oszczędzających kręgosłup przy ubieraniu się. Gdy do drzwi zapukał "niebieskooki" Ewa była już ubrana.  Lekarz opowiedział jej, co jego zdaniem trzeba zrobić w jej kręgosłupie, omówił przybliżony termin operacji, która będzie  finansowana z NFZ. Ze szpitala wyszli razem, a niebieskooki powiedział - odwiozę panią do domu, tylko proszę mi podać swój adres, bo nie pamiętam go. Ale to tylko trzy przystanki autobusowe stąd, szkoda pana czasu- zaprotestowała Ewa. Poza tym muszę po drodze zrobić zakupy. 

Noooo, roześmiał się niebieskooki - to świetnie, bo ja też, a poza tym to pani nie powinna nic dźwigać, a zdanie "muszę zrobić  zakupy" jakoś kojarzy  mi się z kilkoma kilogramami do noszenia.  

No dobrze, zgodziła się Ewa, skorzystam z pana transportu, ale skoro i pan i ja mamy puste  lodówki, to ja  zapraszam pana na obiad do restauracji, tu niedaleko, tam nawet całkiem dobrze karmią i jeszcze nigdy nic mi tam nie  zaszkodziło. Zjemy ( ja zapraszam, więc ja płacę)  a potem pana niecnie wykorzystam i pojedziemy do L'Eclerca  na zakupy. A że  każdy dobry uczynek musi być ukarany, karą będzie kawa u mnie i opowiedzenie mi jak ta operacja będzie wyglądała. Jak pan widział, trochę już mnie różni chirurdzy pocięli. Złośliwi śmieją się ze mnie, że teraz gdy laryngolog zagląda mi do gardła  to widzi czubki moich butów. 

Niebieskooki roześmiał się - no rzeczywiście - złośliwi ci pani znajomi. Ale następny obiad to  ja stawiam - proszę sobie to zapamiętać.

W czasie obiadu gładko przeszli na ty - bo przecież tak lepiej się rozmawia, jak tłumaczył niebieskooki. Podczas gdy zajadali się szaszłykami zadzwonił telefon niebieskookiego - przeprosił Ewę i powiedział- to telefonuje mój syn, pozwolisz, że odbiorę?

Rozmowa  była krótka i wynikało  z niej, że syn chciał pożyczyć od ojca samochód na weekend, ale odpowiedź była krótka- "już raz  ci mówiłem- nie pożyczę  ci samochodu, bo muszę go mieć  cały czas do dyspozycji, weź samochód od  matki. Tak, synu, taki właśnie jestem- nieużyty.Przeszkadzasz mi w obiedzie, na którym nie jestem sam"- i to był koniec rozmowy z synem.

Jeszcze raz przeprosił Ewę, za to, że odebrał telefon, ale gdyby  nie odebrał to dzieciak dzwoniłby co 15 minut, a on  nie może wyłączyć telefonu- musi być zawsze osiągalny dla kliniki, bo zdarza się, że musi nagle jechać do kliniki by stanąć przy stole operacyjnym. Nie ty jedna uszkadzasz sobie kręgosłup w tym mieście, a my mamy podpisaną umowę z NFZ, że pewną ilość pacjentów "enefzetowych" leczymy u siebie i za nich płaci NFZ, do nas  też przywożą karetki "państwowych pacjentów". To pozwala utrzymać  szpitalowi płynność finansową- wyjaśniał Ewie. Za twoją operację  i badania przed i po operacji  też  zapłaci NFZ. Różnica w obsłudze pacjenta żadna, tyle tylko, że nie będziesz miała pokoju jednoosobowego a dwuosobowy.  Ty zapłaciłaś za wizytę u mnie sama, ale mam nadzieję, że zgodzisz się na pobyt w szpitalu i leczenie operacyjne na koszt NFZ.

Ewa kiwnęła na kelnera, zapłaciła za obiad i pojechali na  zakupy. Niebieskooki nie pozwalał Ewie nawet na pchanie wózka i ciągle słyszała- weź więcej, to może poleżeć długo. Gdy coś leżało jego zdaniem zbyt nisko nie pozwalał się jej po to schylać, sam to brał z półki.

                                                  Ciąg dalszy nastąpi

I jak zawsze proszę o komentarze lub znaczki ;) lub ;(