Transakcja odkupienia mieszkania od Roberta przez panią Ninę przeszłą szybko i bezboleśnie i obie strony były w pełni zadowolone. Równie sprawnie przeszła papierkowa zamiana mieszkań pomiędzy Ewą a jej własnym mężem, bo zawierając związek zrobili przezornie rozdzielność majątkową. Gdy już wszystkie papierki były w porządku Robert sporządził zapis testamentowy, zapisując dwupokojowe mieszkanie Pawłowi. Cała posesja rodziców Ewy wraz z domkiem już wcześniej była zapisana testamentem na Ewę.
W domu rodziców Ewa przeprojektowała parter, zmniejszyła nieco salon, w efekcie końcowym uzyskała na dole kuchnię z aneksem jadalnym i trzy pokoje nadające się na sypialnię lub na pokój do pracy. Wybrali w sklepie większą lodówkę, wraz z zamrażarką a dotychczasowa powędrowała do piwnicy. Do obu łazienek ( na dole i na górze) dokupili nieco szafek, podobnie do przedpokoi na obu kondygnacjach. Przesuwanie ścian poszło szybko i sprawnie bo wszystkie ścianki działowe nie były z cegły tylko z płyt drewnianych, teraz zastąpionych nowszym materiałem i wyciszone korkiem. Dach i ściany na strychu dodatkowo ocieplono, dodano 2 okna, zainstalowano też szafy, jak określiła Ewa, na rzeczy różne. Na piętrze były trzy pokoje, dwa skrajne były jako sypialnie, pomiędzy nimi był wspólny "pokój dzienny", który mógł służyć jako gościnny, bo stojąca w nim sofa była rozkładana. Rodzice Ewy, którzy obawiali się nieco tej przebudowy byli mile zaskoczeni, że tylko 3 dni musieli spędzić w mieszkaniu Ewy i Roberta, a junior był w tym czasie na Świerczewskiego.
W tzw. "międzyczasie" Paweł otrzymał paszport i z Aliną poleciał do Zurichu. Gdy już miał pieniądze na swoim koncie Alina namówiła go, by nabył porządny garnitur, bo przecież w dżinsach nie będzie bronił pracy oraz zmusiła do kupienia kilku ładnych sportowych koszul i bardzo praktycznej kurtki typu 3 w jednym.
Paweł uparł się, że musi kupić coś dla prawdziwej mamy, czyli dla Ewy i wybrał dla niej szkicownik w aktówce z piękną reprodukcją obrazu Gustawa Klimta "Pocałunek", a dla Roberta wypatrzył w sklepie z zaopatrzeniem dla medyków chodaki z wyściółką pamięciową. Cały pobyt rejestrował na otrzymanym w ramach urodzin nowym poręcznym laptopie. Codziennie pisał do Ewy i do Roberta. Nie zapomniał też o "babci i dziadku"- dla dziadka kupił zestaw nasion roślinek do kamiennego ogrodu a dla babci lekką, ozdobną podpórkę do książek, którą można było oprzeć na poręczach fotela i regulować kąt pochylenia opartej na niej książki.
Bardzo dużo rozmawiał z Aliną a ona nadziwić się nie mogła, że chłopak nie sfiksował od tej "opieki" swej biologicznej matki. Alina już nieźle znała Zurich i pokazywała bratankowi różne ciekawe miejsca. Bardzo się Pawłowi w Zurichu podobało, o czym od razu napisał do Ewy i Roberta.
Na warszawskim lotnisku czekali na nich Robert z Ewą. A że dla Roberta był to dzień wolny, od razu odwieźli Alinę do jej domu. Wzmocnili się kawą i zaraz wrócili do Warszawy. Całą drogę Paweł opowiadał swe wrażenia z tego pobytu i zachwycał się swą ciotką - że taka kontaktowa i troskliwa i świetnie się z nią rozmawia.
Babcia i dziadek witali się z Pawłem tak, jakby wrócił do kraju po rocznym pobycie na antypodach. Babcia była zachwycona tą podpórką do książek, bo można było z niej korzystać również gdy stała na stole lub leżała na babcinych kolanach. Dziadek od razu poszedł po specjalne doniczki i mini szklarenkę, by posiać nieco tych roślinek. Ewa była wzruszona szkicownikiem i zapewniła Pawła, że miał świetny pomysł, a okładka z reprodukcją jej ulubionego malarza dopełnia szczęścia. Paweł się przyznał, że nie wiedział, że Klimt jest ulubionym malarzem Ewy, ale ten obraz nierozłącznie mu się kojarzy z Ewą i Robertem.
Przebojem wśród prezentów były chodaki Roberta - założył je, chwilę w nich postał i stwierdził, że gotów jest lecieć do Zurichu po następne bo są niebywale wygodne. Wkładka była miękka, ale sprężysta, a wnętrze chodaka uwzględniało swym kształtem budowę stopy. Paweł był wielce uradowany i stwierdził, że chyba nie trzeba będzie lecieć po nie do Zurichu, bo można je zapewne zamówić przez internet i on się tym zajmie.
Po powrocie Paweł intensywnie zajął się pisaniem pracy. Babcia nie mogła wyjść z podziwu, ile czasu "ten biedny chłopiec" spędza przy komputerze w "dziennym pokoju". Co jakiś czas posyłała do niego dziadka "z czymś do przegryzienia i do popicia".
Po dwóch tygodniach od posiania wykiełkowały roślinki posiane przez dziadka. Najdorodniejsze z nich miały ze dwa centymetry wysokości. Jak na razie nie przypominały żadnych znanych roślinek, a dziadek otaczał je czułą opieką.
Pewnego pięknego popołudnia gdy siedzieli wszyscy w salonie przy kawie Robert powiedział - coś wam powiem, tylko nie pospadajcie z krzeseł - wielce szanowny profesor R. poprosił mnie dzisiaj, bym był świadkiem na jego ślubie. Zrobiłem się strasznym prosięciem i powiedziałem, że w tym czasie nie będzie nas w Polsce, bo jedziemy za granicę. No i teraz muszę to zrealizować. Przepatrzyłem kilka biur podróży i klęska - wszystkie ciekawsze wycieczki już od dawna wykupione.Naród wykupuje wycieczki z pół roku wcześniej. Poza tym my potrzebujemy trzy pokoje dwuosobowe.
A dlaczego aż trzy pokoje potrzebujecie?- zdziwiła się babcia. Nie wystarczą wam dwa? Nie wystarczą, bo nas jest przecież pięć osób - przecież was tu samych nie zostawimy!
Ale poratował mnie kolega i podpowiedział mi wyjazd na Słowację i mieszkanie w letniskowym domku. On ma tam znajomego Słowaka, więc jeżeli tylko podamy termin, zarezerwuje dla nas dom. Tato, ale ja muszę pisać pracę, jęknął Paweł. No to dobrze, będziesz pisał, weźmiesz laptop i będziesz pisał siedząc na balkonie lub w przydomowym ogrodzie,na świeżym powietrzu. Poza tym ja nie mogę wziąć więcej niż 2 tygodnie urlopu. Pojedziemy albo w dwa samochody albo wezmę od Aliny ich brykę na 7 osób.Odpowiedź muszę dać jutro. Ale co my tam będziemy robić- zapytała się babcia- będziemy jeździć po Słowacji, Słowacja jest bardzo ładna. I jest tam czyste powietrze i ładne widoki. A dom jest w podgórskiej miejscowości i jest z ogrodem. Jeść będziemy w różnych miejscach bo będziemy podjeżdżać samochodem. A jedzenie jest tam smaczne i tanie.
Tata, ja nie dam rady pojechać, muszę być w Warszawie, mam za 4 dni konsultację z promotorem. I jak znam tego faceta, to będę miał kociokwik, bo to znarowiony facet. Jedźcie w czwórkę z dziadkami. Póki co to jeszcze potrafię sam sobie coś zrobić do jedzenia a wychodząc z domu zamknąć okna i drzwi.
Synku, a czy ja powiedziałem, że wyjeżdżamy jutro? Mam jeszcze dwie poważne operacje przed sobą i muszę być na bardzo ważnej naradzie i wyjazd będzie możliwy najwcześniej za tydzień. No i oczywiście naprawdę nie masz obowiązku jechać z nami. Tylko pomyślałem, że może łyknięcie dużej dawki świeżego powietrza i dostarczenie twym zmysłom ładnych widoków sprawi, że mniejszym kosztem nerwów obronisz pracę. A znasz już termin obrony? No nie, ale pewnie na tym najbliższym spotkaniu poznam.
No to wszystko gra- podsumował Robert. Poza tym pamiętaj, że zawsze możesz kogoś ze sobą wziąć- swoją dziewczynę lub kumpla. Za swoją dziewczynę ty poniesiesz koszty (masz już teraz własne pieniądze), twój kumpel płaci sam za siebie, a za dziadków my - jasne?
Nie jasne- odezwał się dziadek, za nas ja zapłacę. Nie, nie - chórkiem odezwali się Ewa i Robert. Co najwyżej postawicie nam jakiś obiad na Słowacji.
No to na dziś koniec tematu, zaczekamy z tym wszystkim do momentu, aż Paweł będzie znał prawdopodobny termin obrony pracy - bo jak znam życie to na każdej uczelni pracuje kupa świrów i zgranie terminów wcale nie jest łatwe - podsumowała Ewa. I optuję za wzięciem dwóch samochodów, to lepsze rozwiązanie niż ten ekskluzywny samochód Aliny. Bo na pewno nie wszędzie będziemy jechać wszyscy razem. A "kierowców ci u nas dostatek" - mówiąc Sienkiewiczem. No fakt- zgodził się z Ewą Robert - tylko babcia nie ma prawa jazdy.
Wieczorem, gdy byli sami Ewa spytała Roberta co myśli o tym, że profesor R. się żeni z panią Niną. Nic nie myślę, jest ode mnie sporo starszy, a nawet jeśli nie bardzo wie co robi to i tak zakochanemu facetowi nikt nie wytłumaczy, że być może robi źle. Z reguły facetom ciężko jest coś wytłumaczyć, mam wrażenie, że my uczymy się głównie doświadczalnie, nie snujemy prawdopodobnych scenariuszy. A przynajmniej większość z nas. Chociaż pisarze sf rekrutują się właściwie głównie z rodzaju męskiego.
W dwa dni później Paweł zły niczym podrażniony szerszeń pożalił się Ewie, że powiadomiono go, że jego pan promotor wyjechał, więc spotkania nie będzie ale jeśli ma pracę na ukończeniu to niech kończy, asystent p. promotora sprawdzi tę pracę, oceni, czy już można ją uznać za skończoną i wyznaczy prawdopodobny termin obrony. A obrona będzie zapewne dopiero na jesieni, być może we wrześniu, jeszcze przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego.
Ewa pogłaskała go po kilkudniowym zaroście- no widzisz - kupa świrów siedzi na uczelniach. Zapuszczasz brodę? Nie wiem, ale jedna z koleżanek stwierdziła, że byłoby ciekawiej, gdybym zarostem podkreślił kształt swej facjaty. Ma dziewczyna dobre oko- stwierdziła Ewa. Ale uprzedzam cię, że hodowanie określonej linii zarostu i dbałość o to, by zarost był ozdobą a nie wyrazem niechlujstwa pochłania więcej czasu niż codzienne golenie się. A na początek trzeba mieć dobrego fryzjera i dość często go odwiedzać.
A ta panienka jest z twojego wydziału? Nie, to siostra jednego z moich kolegów, jest na trzecim roku biotechnologii.To ciekawy kierunek i chyba dość rozbudowany i chyba jest na SGGW? - dociekała Ewa. Tak, a ja nieco jej podpadłem w ubiegłym roku, bo nie bardzo wiedziałem co to za studia. Ale teraz już mi to wybaczyła, bo ją przekonałem, że tak jak ja nie wiedziałem nic o jej studiach tak samo ona nie wie o naszych i co możemy po tym kierunku robić.
Nie przejmuj się Pawełku, gdybyśmy wszystko wiedzieli bylibyśmy bogami a nie ludźmi. A co do brody - przejdź się do fryzjera męskiego w hotelu Metropol, zapytaj się o swego imiennika - on ma oko rysownika i świetnie umie dobrać kształt zarostu do twarzy. Jeden z moich kolegów w pracy ma właśnie taki ukształtowany zarost i naprawdę dobrze to wygląda. I przy okazji zapytaj się go o wytyczne co do codziennej pielęgnacji, a potem sobie kupisz odpowiednią golarkę, którą ci ten fryzjer poleci oraz kosmetyki, które też ci on poleci i do fryzjera będziesz chodził zapewne w raz w miesiącu, albo raz na trzy tygodnie. Co prawda mój personel bywa u tego fryzjera co dwa tygodnie, ale to dlatego, że jak twierdzi w domu nie ma warunków by o siebie dbać. No ale on mieszka z lekko stukniętą dziewczyną, która więcej niż pół życia spędza w łazience. I co tydzień ma inny kolor włosów.
Wiesz mamuś, ty jesteś super! Można z tobą o wszystkim porozmawiać, wszystko w lot rozumiesz, niczemu się nie dziwisz i jesteś na bieżąco ze wszystkim. Ewa roześmiała się - to pewnie dlatego, że jestem jedyną kobietą w męskim zespole projektantów i oni już dawno zapomnieli, że jestem kobietą i traktują mnie jak kumpla. Po prostu przestałam być drobiazgowa.
c.d.n.