sobota, 19 lutego 2022

Ryzykantka - 20

 Transakcja odkupienia mieszkania od Roberta przez panią Ninę przeszłą szybko i bezboleśnie i obie  strony były w pełni zadowolone. Równie  sprawnie  przeszła  papierkowa zamiana mieszkań pomiędzy Ewą a jej własnym mężem, bo zawierając  związek zrobili przezornie rozdzielność majątkową. Gdy już  wszystkie papierki były w porządku Robert sporządził zapis testamentowy, zapisując dwupokojowe mieszkanie Pawłowi. Cała posesja rodziców Ewy wraz z domkiem już  wcześniej była zapisana testamentem na Ewę. 

W domu rodziców Ewa  przeprojektowała parter, zmniejszyła nieco salon, w efekcie  końcowym uzyskała na dole kuchnię  z aneksem jadalnym i trzy pokoje  nadające się na sypialnię lub na  pokój do pracy. Wybrali w sklepie większą lodówkę, wraz z  zamrażarką a dotychczasowa  powędrowała do piwnicy. Do obu łazienek ( na dole i na górze) dokupili nieco szafek, podobnie do przedpokoi na obu  kondygnacjach. Przesuwanie ścian  poszło szybko i  sprawnie bo wszystkie  ścianki działowe nie były z cegły tylko z płyt drewnianych, teraz  zastąpionych  nowszym  materiałem i wyciszone  korkiem. Dach i ściany na strychu  dodatkowo ocieplono, dodano 2 okna, zainstalowano  też szafy, jak określiła Ewa,  na rzeczy różne. Na piętrze były trzy pokoje, dwa skrajne były jako  sypialnie, pomiędzy  nimi był wspólny "pokój dzienny", który mógł służyć  jako gościnny, bo stojąca  w nim sofa była rozkładana. Rodzice Ewy, którzy obawiali się nieco tej przebudowy byli mile  zaskoczeni, że tylko  3 dni musieli spędzić w mieszkaniu Ewy i Roberta, a junior był w tym  czasie na  Świerczewskiego.

W tzw. "międzyczasie" Paweł otrzymał paszport i z Aliną poleciał do Zurichu. Gdy  już  miał pieniądze na swoim koncie Alina  namówiła go, by nabył porządny garnitur, bo przecież w dżinsach  nie  będzie  bronił pracy oraz zmusiła do kupienia  kilku ładnych  sportowych koszul i bardzo  praktycznej kurtki typu 3 w jednym. 

Paweł uparł się, że musi kupić coś dla  prawdziwej mamy, czyli dla Ewy i wybrał dla niej szkicownik w aktówce z piękną  reprodukcją obrazu Gustawa Klimta "Pocałunek", a dla Roberta wypatrzył w sklepie z zaopatrzeniem dla medyków chodaki z  wyściółką pamięciową. Cały pobyt rejestrował na otrzymanym w ramach urodzin nowym  poręcznym laptopie.  Codziennie  pisał do Ewy i do Roberta. Nie  zapomniał też o  "babci i dziadku"- dla  dziadka  kupił zestaw nasion roślinek do kamiennego ogrodu a dla babci lekką, ozdobną podpórkę do książek, którą można było oprzeć na poręczach fotela i regulować kąt pochylenia opartej  na  niej książki. 

Bardzo dużo rozmawiał z Aliną a ona  nadziwić się nie mogła, że chłopak  nie  sfiksował od tej "opieki" swej biologicznej  matki. Alina  już nieźle  znała Zurich i pokazywała bratankowi  różne  ciekawe  miejsca. Bardzo się Pawłowi w Zurichu podobało, o  czym od  razu napisał do Ewy i Roberta.

Na warszawskim  lotnisku czekali na  nich Robert z Ewą. A że dla Roberta był to dzień wolny, od razu odwieźli Alinę do jej domu. Wzmocnili się kawą i zaraz wrócili do Warszawy. Całą  drogę Paweł opowiadał swe wrażenia z tego pobytu i zachwycał się  swą ciotką - że taka kontaktowa i troskliwa i świetnie się  z nią rozmawia.

Babcia i  dziadek witali się z Pawłem tak, jakby wrócił do kraju po rocznym pobycie   na  antypodach. Babcia była zachwycona tą podpórką do książek, bo można  było z  niej korzystać również gdy stała na stole lub leżała na  babcinych  kolanach. Dziadek od  razu poszedł po specjalne  doniczki i mini szklarenkę, by posiać nieco tych  roślinek. Ewa była wzruszona szkicownikiem i zapewniła Pawła, że miał świetny pomysł, a okładka  z reprodukcją jej ulubionego  malarza dopełnia szczęścia. Paweł się przyznał, że  nie wiedział, że Klimt jest ulubionym malarzem Ewy, ale ten obraz nierozłącznie mu się kojarzy z Ewą i Robertem. 

Przebojem wśród prezentów były chodaki Roberta - założył  je, chwilę w nich postał i stwierdził, że gotów jest lecieć do Zurichu po następne bo są niebywale wygodne. Wkładka była miękka, ale sprężysta, a wnętrze chodaka uwzględniało swym kształtem budowę stopy. Paweł był wielce uradowany i stwierdził, że chyba  nie trzeba będzie lecieć po nie do Zurichu, bo można je zapewne zamówić przez internet i on się tym  zajmie.

Po powrocie Paweł intensywnie  zajął się pisaniem  pracy. Babcia nie  mogła wyjść z podziwu, ile czasu "ten biedny chłopiec" spędza przy komputerze   w "dziennym pokoju". Co jakiś czas posyłała do niego dziadka "z  czymś do przegryzienia i do popicia".  

Po dwóch tygodniach od  posiania wykiełkowały roślinki posiane przez  dziadka. Najdorodniejsze  z nich miały ze dwa centymetry wysokości. Jak na  razie  nie przypominały żadnych  znanych roślinek,  a dziadek  otaczał je  czułą opieką.

Pewnego pięknego popołudnia gdy siedzieli  wszyscy w  salonie przy kawie  Robert  powiedział - coś wam  powiem, tylko nie pospadajcie  z krzeseł - wielce  szanowny profesor R.  poprosił  mnie  dzisiaj, bym był    świadkiem  na jego ślubie.  Zrobiłem się strasznym prosięciem i powiedziałem, że w tym czasie  nie będzie  nas w Polsce, bo jedziemy za granicę. No i teraz muszę to zrealizować. Przepatrzyłem  kilka biur podróży i klęska -  wszystkie  ciekawsze wycieczki już od  dawna  wykupione.Naród wykupuje wycieczki z  pół roku wcześniej. Poza tym my potrzebujemy trzy  pokoje  dwuosobowe. 

A dlaczego aż trzy pokoje potrzebujecie?-  zdziwiła się  babcia.  Nie wystarczą wam dwa? Nie wystarczą, bo nas jest przecież pięć osób - przecież  was tu samych  nie  zostawimy!  

Ale poratował mnie  kolega i podpowiedział mi wyjazd na  Słowację i mieszkanie  w letniskowym domku. On ma tam znajomego Słowaka, więc jeżeli tylko podamy termin, zarezerwuje dla  nas dom. Tato, ale ja muszę pisać pracę, jęknął Paweł.  No to dobrze, będziesz pisał, weźmiesz  laptop i będziesz pisał siedząc na balkonie lub w przydomowym ogrodzie,na świeżym  powietrzu. Poza  tym   ja nie mogę wziąć więcej niż 2 tygodnie urlopu. Pojedziemy albo w dwa samochody albo wezmę od Aliny ich brykę na 7 osób.Odpowiedź muszę dać jutro. Ale co my tam będziemy robić-  zapytała się babcia- będziemy jeździć po Słowacji, Słowacja jest  bardzo ładna. I jest tam czyste  powietrze i ładne widoki. A dom jest w podgórskiej  miejscowości i jest z ogrodem. Jeść będziemy w różnych miejscach  bo będziemy  podjeżdżać   samochodem. A jedzenie jest tam smaczne i tanie.

Tata, ja  nie dam rady pojechać, muszę być w Warszawie, mam za 4 dni konsultację z  promotorem. I jak znam tego faceta, to będę  miał kociokwik, bo to znarowiony  facet. Jedźcie w czwórkę  z  dziadkami. Póki co to jeszcze  potrafię sam sobie  coś zrobić do jedzenia a wychodząc z domu  zamknąć okna i drzwi.

Synku, a czy ja  powiedziałem, że wyjeżdżamy jutro? Mam jeszcze  dwie poważne operacje przed sobą i muszę  być na bardzo  ważnej naradzie i wyjazd będzie  możliwy najwcześniej za tydzień. No i oczywiście  naprawdę  nie masz obowiązku jechać z nami. Tylko pomyślałem, że może łyknięcie dużej dawki świeżego  powietrza i dostarczenie twym zmysłom ładnych widoków sprawi, że mniejszym kosztem nerwów obronisz pracę. A znasz już termin obrony? No nie,  ale pewnie  na tym najbliższym spotkaniu poznam. 

No to wszystko gra- podsumował Robert. Poza tym pamiętaj, że zawsze możesz kogoś ze sobą wziąć- swoją  dziewczynę lub kumpla. Za swoją  dziewczynę ty poniesiesz koszty (masz już teraz  własne pieniądze), twój kumpel płaci sam za siebie, a za dziadków my  - jasne?

Nie  jasne- odezwał się  dziadek, za nas  ja  zapłacę. Nie, nie - chórkiem odezwali się Ewa i Robert. Co najwyżej postawicie  nam jakiś obiad na Słowacji.  

No to na dziś  koniec tematu, zaczekamy z tym wszystkim do  momentu, aż Paweł będzie  znał prawdopodobny termin obrony pracy - bo jak znam życie to na  każdej uczelni pracuje  kupa świrów i zgranie terminów wcale nie jest łatwe - podsumowała Ewa. I optuję  za wzięciem dwóch samochodów, to lepsze rozwiązanie niż ten ekskluzywny samochód Aliny. Bo na  pewno nie  wszędzie będziemy jechać  wszyscy razem. A "kierowców ci u nas dostatek" - mówiąc Sienkiewiczem. No fakt- zgodził się z Ewą Robert - tylko babcia  nie ma prawa  jazdy.

Wieczorem, gdy byli sami Ewa spytała Roberta co myśli o tym, że profesor R. się żeni z panią  Niną. Nic nie  myślę, jest ode mnie sporo starszy, a nawet jeśli nie  bardzo wie co robi to i tak zakochanemu  facetowi nikt  nie wytłumaczy, że być może robi źle. Z reguły facetom ciężko jest coś wytłumaczyć, mam wrażenie, że my uczymy się głównie  doświadczalnie, nie  snujemy prawdopodobnych scenariuszy. A przynajmniej większość  z nas. Chociaż pisarze sf rekrutują się właściwie głównie z rodzaju męskiego.

W dwa dni później Paweł zły niczym podrażniony szerszeń pożalił się  Ewie, że powiadomiono go, że jego pan promotor wyjechał, więc  spotkania nie będzie ale jeśli ma pracę na ukończeniu to niech kończy, asystent p. promotora sprawdzi tę pracę, oceni, czy już można ją uznać za skończoną i wyznaczy prawdopodobny termin obrony. A obrona będzie  zapewne dopiero na jesieni, być może we wrześniu, jeszcze przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego. 

Ewa pogłaskała go po kilkudniowym zaroście- no widzisz - kupa świrów  siedzi na uczelniach.   Zapuszczasz brodę? Nie wiem, ale jedna z koleżanek stwierdziła, że byłoby ciekawiej, gdybym zarostem podkreślił kształt swej facjaty. Ma dziewczyna dobre oko- stwierdziła Ewa. Ale uprzedzam cię, że hodowanie określonej linii zarostu i dbałość o to, by zarost był ozdobą  a nie wyrazem niechlujstwa pochłania więcej czasu niż codzienne golenie się. A na początek trzeba  mieć dobrego fryzjera i dość często go odwiedzać. 

A ta panienka jest z twojego wydziału? Nie, to siostra jednego z moich kolegów, jest na  trzecim roku biotechnologii.To ciekawy kierunek i chyba dość rozbudowany i chyba jest na SGGW? - dociekała Ewa.  Tak, a ja nieco jej podpadłem w ubiegłym roku, bo nie bardzo wiedziałem co to za studia. Ale  teraz  już mi to wybaczyła, bo ją przekonałem, że tak jak ja nie wiedziałem nic o jej studiach tak samo ona nie wie o naszych i co możemy po tym kierunku robić.  

Nie przejmuj się Pawełku, gdybyśmy wszystko wiedzieli bylibyśmy bogami  a nie ludźmi. A co do brody - przejdź się do fryzjera męskiego w hotelu Metropol, zapytaj się o swego imiennika - on ma oko  rysownika i świetnie  umie dobrać  kształt  zarostu do twarzy. Jeden z moich kolegów  w pracy ma właśnie taki ukształtowany zarost i naprawdę dobrze to wygląda. I przy okazji  zapytaj się go o wytyczne co do codziennej pielęgnacji, a potem sobie  kupisz odpowiednią  golarkę, którą  ci ten fryzjer poleci oraz kosmetyki, które też ci on poleci i  do fryzjera  będziesz chodził zapewne w raz w miesiącu, albo raz na trzy tygodnie. Co prawda mój personel bywa u tego fryzjera co dwa tygodnie, ale to dlatego, że jak twierdzi w domu nie ma warunków by o siebie dbać. No ale on mieszka z lekko stukniętą dziewczyną, która więcej niż pół życia spędza w łazience. I co tydzień ma inny kolor włosów.

Wiesz mamuś, ty jesteś super! Można z tobą o wszystkim porozmawiać, wszystko w lot rozumiesz, niczemu się nie  dziwisz i jesteś na bieżąco ze wszystkim. Ewa roześmiała się - to pewnie dlatego, że jestem jedyną  kobietą w męskim  zespole projektantów i oni już dawno zapomnieli, że jestem kobietą i traktują mnie  jak kumpla. Po prostu przestałam być  drobiazgowa.

                                                                c.d.n.