piątek, 30 października 2009

175. Oasis of the Seas

Dziś nie będzie o mikrobach, chorobach i szczepieniach.

Dziś wyruszamy w rejs na pokładzie statku pięciokrotnie większego od
Titanica i o ponad połowę szerszego od gigantycznej Queen Mary 2.
Od 2006 roku budowany w fińskim porcie Turku wyruszy w grudniu
w swój pierwszy dziewiczy rejs. Budowa kosztowała 1,4 miliarda dolarów,
a dyrektor firmy Royal Caribbean jest pewien, że Oasis bez trudu oprze
się recesji.
Na jego 18 pokładach załoga licząca 2162 osoby, będzie się opiekować
6296 pasażerami.

Z zewnątrz statek nie wygląda jakoś porywająco - ot duży pływający
hotel, niczym kolejny Crystal City Hilton.
Nowym rozwiązaniem jest umieszczenie kabin pasażerskich nie jak do-
tychczas pośrodku statku, ale po obu jego burtach. W ten sposób powstała
wolna przestrzeń, dająca projektantom wiele możliwości.
I projektanci "zaszaleli" na całego. Cały statek podzielony jest na siedem
"dzielnic", a w każdej z nich znajdziemy masę atrakcji.

W Dzielnicy Sportowej jest dziewięciodołkowe pole golfowe, boiska do ko-
szykówki, dwa baseny ze sztucznymi falami, gdzie goście mogą się uczyć sur-
fingu.
Dzielnica Młodych ma dyskotekę dla nastolatków, młodzieżowy salon zdrowia,
salę zajęć plastycznych, Laboratorium"Przygoda na oceanie" dla dzieci od 3
do 11 lat. Jest tu podział na podróżników, odkrywców i płetwonurków.
Z całą pewnością nikt nie będzie się nudził w Dzielnicy Rozrywki-są tu kasyna,
kabarety, salony jazzu i bluesa, teatr, sala koncertowa a niewątpliwym hitem
będzie wystawiany na Brodwayu musical "Lakier do włosów. Statki linii
Royal Caribbean otrzymały bowiem wyłączność na pokazywanie tego spekta-
klu.
Zmęczeni nadmiarem rozrywki będziemy mogli się zrelaksować w gabinetach
odnowy biologicznej i SPA, poćwiczyć na przyrządach do ćwiczeń kardio lub
pobiegać na najdłuższej na morzu ścieżce do joggingu, która ma 692 metry.
Oasis ma również własny Central Park, większy niż boisko do piłki nożnej.
Ogrodnicy-amatorzy będą mogli zasięgać porad ogrodnika , odnośnie hodowli
roślin.
Sądzę, że wielu gości przyciągnie Aleja Boardwalk. Znajdą na niej ręcznie rzez-
bioną karuzelę, amfiteatr i park wodny, w którym odbywać się będą nocne
pokazy, a w dzień będzie można tam pływać w słodkiej wodzie. Niewątpliwą
atrakcją będzie zjazd na 25 metrowej linie , rozwieszonej na wysokości 9
pokładów nad Aleją. Pomyślałam w tej chwili, że to coś dla Czarnego Ptaka-
przypływ adrenaliny zapewniony.
Wszyscy goście będą wchodzić na statek przez Promenadę Królewską, a nie
tradycyjnie od strony niskich pokładów. Ta dzielnica jest miejskim centrum
statku, z mnóstwem sklepów, restauracji, barów i pierwszym morskim
sklepem ze słodyczami. Zapewne największą atrakcją będzie Bar Wznosząca
Fala, który jest pierwszym ruchomym barem na morzu, który opuszcza się
z wysokości trzeciego pokładu na poziom pierwszego.

A teraz proza życia. Stawki zaczynają się od 729 dolarów od osoby w kabinie
dwuosobowej, za tygodniowy rejs. Ceny podobnych rejsów na innych stat-
kach wycieczkowych linii Royal Caribbean zaczynają się od 524 dol. od osoby.
Wprawdzie jest to statek wycieczkowy i jako taki przybija do różnych wysp,
nie mniej organizatorzy mają nadzieję, że pasażerowie będą tak zachwyceni
atrakcjami, że wcale nie będą chcieli wychodzić na ląd. Po co pasażer ma wy-
chodzić na ląd i tam zostawiać pieniądze? Niech całą sumę przeznaczoną
na wakacje wyda na Oasis, który wszak sam w sobie jest prawdziwym
cudem techniki.

Nie wiem, czy popłynęłabym takim statkiem wycieczkowym, mając świado-
mość, że razem ze mną, na tej zamkniętej wszak przestrzeni, jest również
6295 osób. Przecież to masa ludzi wypoczywających jednocześnie, a do tego
załoga - 2162 osoby.

Pewien znajomy, z którym rozmawiałam o takim rejsie, powiedział : a czy
wyobrażasz sobie jak będzie fajnie, gdy taki kolos zatonie? Ale będzie news!

I tym optymistycznym wielce zdaniem mego znajomego, zachęcam Was do
zamknięcia oczu i wyobrażenia sobie tego wszystkiego, o czym napisałam.

wtorek, 27 października 2009

174. Ja znowu o grypie typu H1N1

Pomyślicie,że mam zwyczajnie obsesję jakąś lub niedobór wśród szarych
komórek.

Wpadł mi w ręce artykuł drukowany w Der Spiegel, dotyczący szczepień
przeciw "świńskiej grypie". Wynika z niego, że może nie tyle owa grypa
jest świńska, lecz fakt, że chcą nam zaserwować szczepionkę nie do końca
sprawdzoną i mogącą przynieść więcej szkody niż pożytku.

Niemieccy pediatrzy i ginekolodzy sprzeciwiają się podawaniu tej szcze-
pionki dzieciom i kobietom ciężarnym, a cała kampania szczepień znalazła
się w sferze podejrzeń.
Zaniepokojenie wzbudził fakt, że komisja do spraw szczepień zaleciła inną
szczepionkę dla kobiet w ciąży - taką, która nie zawierałaby adiuwantów,
czyli substancji wzmacniających działanie leku. Domieszka adiuwantów
bardzo pobudza układ odpornościowy. Dzięki tym domieszkom ilość szcze-
pionki przewidzianą dla 1 osoby można bez trudu podzielić nawet na
cztery dawki.

Lekarze obawiają się szkodliwego działania adiuwantów, bo tak naprawdę
nie wiadomo, jaki może być ich skutek dla organizmu człowieka. Poza tym
wirus świńskiej grypy nie okazał się wcale zabójcą na wielką skalę jak to
głoszono jeszcze wiosną tego roku w czasie epidemii w Meksyku.
Poza adiuwantami szczepionka zawiera związek rtęci jako substancję kon-
serwującą.
Pediatrzy niemieccy uważają,że grupa dzieci od 0 do 3 lat, która powinna
być chroniona przed grypą, nie powinna otrzymać szczepionki z adiuwan-
tem, ponieważ system immunologiczny małych dzieci jest skłonny do
nadmiernych reakcji i adiuwant może wywołać niekorzystne dla zdrowia
dzieci nadreakcje.
Obecność rtęciowego konserwantu też jest niewskazana i dotychczasowe
szczepionki dla dzieci nie zawierały takiego składnika.

W ostatnich dniach społeczeństwo niemieckie zostało zaskoczone niemiłą
wiadomością, że członkowie rządu federalnego otrzymają bezpieczną szcze-
pionkę, niezawierającą adiuwantów.
Pod wpływem tych wszystkich wiadomości, "szarzy obywatele" wcale nie
kwapią się do szczepień, bo nie mają zamiaru zostać królikami doświad-
czalnymi dla koncernów farmaceutycznych.

Amerykańska agencja rządowa FDA, w której gestii leży dopuszczanie
leków do użytku, nie dopuściła na swój rynek żadnej szczepionki zawiera-
jącej adiuwanty.
Dotychczasowe testy wykazały,że w przypadku stosowania szczepionek z
domieszką adiuwantów, częściej występowały skutki uboczne, niż przy
stosowaniu szczepionek bez tych dodatków. Występowały obrzęki i zaczer-
wienienia w miejscu nakłucia, silne bóle mięśni, stawów i głowy.
U zwierząt doświadczalnych stwierdzano bolesne zapalenia stawów.

Producenci szczepionek chcą, kosztem pacjentów, zgromadzić doświadcze-
nia do opracowywania nowych szczepionek z dodatkiem adiuwantów.
No cóż - na mnie niech nie liczą, jeśli wogóle się zaszczepię to tylko prze-
ciwko "normalnej" grypie. Jak na razie usiłuję wygrzebać się z przezię-
bienia.

Do napisania Wam o tej całej szczepionkowej sprawie zdopingowały mnie
dwa zdania: akcja szczepień w Niemczech ponosi fiasko, zostanie bardzo
dużo szczepionek, które muszą być wykorzystane w tym sezonie. Zabez-
pieczono się na wypadek, gdyby zostały one niewykorzystane- będą prze-
kazane krajom UE, które nie miały możliwości zgromadzenia odpowiedniej
ilości szczepionek dla swoich obywateli, lub krajom rozwijającym się.

I to mnie martwi - skoro bez mrugnięcia okiem kupujemy amerykański
złom to może i te szczepionki z adiuwantami kupimy? Wprawdzie nie od
Ameryki ale od UE? Co za różnica, znów wyjdziemy na tym jak Zabłocki
na mydle.

piątek, 23 października 2009

173. Przegrywamy z bakteriami

Przez wiele lat cieszyliśmy się, że dzięki antybiotykom wygrywamy walkę
z różnymi groznymi chorobami.

Jak zauważyliście napisałam powyższe zdanie w czasie przeszłym i to
nie jest wcale pomyłka. Niestety bakterie uodporniły się na działanie an-
tybiotyków, co przyczynia się do dłuższych i dużo droższych pobytów w
szpitalu i, co gorsze, zwiększa ryzyko zgonu pacjentów aż o 30%.

Najgrozniejszymi dla nas są:
gronkowiec złocisty, enterococcus faecium, klebsiella pneumoniae,
pałeczki acinetobacter, pałeczka ropy błękitnej.

Badania naukowców z Harwardu dowiodły ( zostały opublikowane w ty-
godniku 'Science"), że żyjące w naszych jelitach nieszkodliwe mikroby
mogą uodpornić się na antybiotyki a potem przekazać tę cechę odmianom
chorobotwórczym.

Bakterie oporne na antybiotyki atakują na całej linii w szpitalach, gdzie co
dziesiąty pacjent pada ofiarą infekcji. Zakażenia wewnątrzszpitalne zabijają
co roku 30 tysięcy pacjentów w Polsce.

18 listopada jest Europejski Dzień Wiedzy o Antybiotykach.
W sytuacji, gdy tylko w 55% przypadków lekarze wiedzą jaki szczep bak-
terii jest przyczyną zapalenia opon mózgowych, a gdy mają do czynienia
z sepsą lub zapaleniem płuc ten procent drastycznie spada, dobrze, że
zaczyna się podnoszenie wiedzy w tym zakresie.

Wynalezienie nowych, skuteczniejszych leków, działających wybiórczo
jest procesem trudnym. Często okazuje się, że bardzo skuteczny lek, z
powodu działań ubocznych nie nadaje się do masowego stosowania.
Naukowcy zaczęli więc analizować genomy bakterii, majstrują w ich bio-
chemii ale pozytywnych efektów nadal nie widać.

W latach 20. XX wieku, przed wynalezieniem antybiotyków, do walki
z bakteriami stosowano bakteriofagi, czyli pasożytujące na nich wirusy.
Każda bakteria ma "swoje" bakteriofagi, które potrafią przełamać jej
obronę, namnożyć się w niej, a potem ją opuścić, szukając kolejnych celów.
Gdy zaatakowana wirusem bakteria zacznie szukać sposobów na pow-
strzymanie wirusa, on zrewanżuje się jej tym samym.

Instytut Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu od
dziesięcioleci prowadzi prace nad bakteriofagami. Dzięki pracy tych
naukowców istnieje jedyne w Unii Europejskiej centrum medyczne
stosujące terapię fagową. Dysponuje ono ponad 300 gatunkami bak-
teriofagów, a skuteczność tej formy leczenia (nadal eksperymentalnej)
sięga 87 %.
Jednocześnie wrocławscy naukowcy prowadzą badania nad poszczegól-
nymi białkami tych wirusów. Jeżeli odkryją, które z nich są toksyczne
dla bakterii, możliwe będzie wyprodukowanie na ich bazie zupełnie
nowych antybiotyków.

Zespół z Harvard University sięgnął w swych poszukiwaniach do terapii
fotodynamicznej *, stosowanej przez onkologów do niszczenia tkanki no-
wotworowej.
Okazało się, że w ten sposób można zwalczać gronkowce w zainfekowa-
nych ranach. Terapia fotodynamiczna może być z powodzeniem stoso-
wana wszędzie tam, gdzie w miarę łatwo można dotrzeć z leczniczą wiązką
światła.
Naprawdę nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się ludzkości całkowite
pokonanie bakterii chorobotwórczych. Bakterie mnożą się 180 tysięcy
razy szybciej niż Homo Sapiens.
Nas jest blisko 7 miliardów, ich- około pięć kwintylionów.

Póki co, myjmy ręce dokładnie ręce (ok. 5 minut) po każdym powrocie do
domu, wyjściu z toalety, przed przyrządzaniem posiłków.

*Terapia fotodynamiczna polega na niszczeniu światłem komórek nowo-
tworowych, które wcześniej "nasączono" specjalnymi barwnikami, zwięk-
szającymi wrażliwość na światło.W wyniku naświetlenia powstaja wolne
rodniki, czyli bardzo reaktywne związki chemiczne, uszkadzające białka
i DNA chorych tkanek.

piątek, 16 października 2009

172. Znów o żabach

Niezbyt dawno pisałam, że żabom na całym świecie grozi wyginięcie- część
z nich skończy swój żywot wskutek wysychania zbiorników wodnych, cho-
rób spowodowanych pestycydami, a inne wylądują na talerzach, podane
w wymyślnych sosach, opatrzone intrygującymi nazwami, np. "Udka Nim-
fy o Świcie".

Z zachowanych starych dokumentów wynika, że żabie mięso było pospoli-
tym składnikiem pożywienia w Chinach już w I wieku nowej ery.
Aztekowie również byli znani z zamiłowania do żab.

W Europie pierwsze wzmianki o spożywaniu mięsa żab pochodzą z fran-
cuskich kronik kościelnych z XII wieku.
Władze kościelne we Francji, tępiąc obżarstwo mnichów, zakazały im je-
dzenia mięsa w określone dni. Ale mnisi zakwalifikowali żaby do ryb (też
pływały w wodzie), dzięki czemu nie liczyły się jako mięso. Pobożni fran-
cuscy wieśniacy poszli za ich przykładem i tym sposobem narodził się na-
rodowy, francuski przysmak.

Na przełomie XIX i XX wieku żabie udka stały się przejściowo frykasem
również w Wielkiej Brytanii. To właśnie tam, w londyńskim Savoyu, w
1908 roku, na cześć księcia Walii podano "Udka Nimfy o Świcie", czyli
udka żab gotowane w gęstym bulionie z ziołami, wystudzone, podane w
zimnym sosie z papryką i polane galaretką z kury.

Populacja żab w Europie w widoczny sposób zmalała i od 1976 roku
we Francji zabroniono komercyjnego ich odłowu. Obecnie kraje, w których
tak wysoko cenione są przysmaki serwowane z żab, importują niemal
całość mięsa z Indonezji.

Naukowcy na całym świecie są poważnie zaniepokojeni, że ludzie zjedzą
całą światową populację żab. A te, ktorych nie zjedzą (bo nie wszystkie są
jadalne) wyniszczą choroby. W obu Amerykach i Australii żaby zostały
zaatakowane przez śmiertelną chorobę grzybiczą, która spowodowała
olbrzymie spadki populacji tych płazów.

Francuzi importują cztery tysiące ton udek rocznie oraz zjadają 70 ton
udek żab złapanych we własnym kraju. Drugim co do wielkości importe-
rem żabich udek są Stany Zjednoczone.Największym eksporterem żab
jest dziś Indonezja. Wszystkie lądujące na talerzach żaby są odławiane
w stanie dzikim, nie są do tego celu hodowane.

Te małe skrawki mięsa swój smak zawdzięczają dodatkom, którymi są
doprawiane. Są podawane z czosnkiem i pietruszką i wtedy są udkami po
prowansalsku, mogą być również podane z jajkami i śmietaną, mogą wy-
lądować w pizzy, lub w słonej tarcie, a nawet w omlecie z ziołami prowan-
salskimi, lub suflecie czy też zapiekance.

Wyobrażacie sobie takie menu: słona tarta żabimi udkami , żabie udka
w śmietanie, żabie udka duszone z jabłkami, żabie udka smażone na
maśle.

No cóż, o gustach się nie dyskutuje, ale nie mogę się oprzec wrażeniu, że
człowiek nie świnia, zje wszystko.

niedziela, 11 października 2009

171. Paki, paczki, paczuszki

Czy wiecie, że najwięcej samolotów na świecie ma firma kurierska
FedEx? Jej własnością jest ok. 360 samolotów. Nawet największa z linii
amerykańskich nie posiada tylu.

Paczki wysyłane pocztą lotniczą wędrują do miejsca swego przeznaczenia
w sposób dla nas niewidoczny. W chwili gdy nadamy przesyłkę tracimy
ją z oczu.

Paczki zbierane są przeważnie do godz.18-tej. Następnie trafiają do lokal-
nych centrów sortowania, gdzie przechodzą wstępną selekcję.
Paczki, które mają do przebycia bardzo długą trasę trafiają stamtąd do
wielkich sortowni.

W Polsce, podobnie jak w całej Europie króluje na rynku kurierskim ame-
rykańska f-ma UPS, która rocznie przesyła cztery miliardy paczek, jest
dziewiątą na świecie linią lotniczą pod względem liczby własnych samo-
lotów (ok. 270) i zatrudnia nawet własnych meteorologów.

W Europie jedną z największych sortowni jest olbrzymi (7,5 ha) obiekt,
mieszczący się przy lotnisku między Kolonią a Bonn.
Sortownia ma dość nietypowe godziny pracy - największy ruch panuje tu
w środku nocy.Najwięcej samolotów z paczkami zaczyna nadlatywać około
godz.23,00, co 2 minuty pojawia się nowy samolot ( a jest ich 38).
Od tej chwili przez 4 godziny we wszystkich częściach sortowni 2000 lu-
dzi zaczyna ciężką, fizyczną pracę.

Po rozładowaniu paczek z samolotów, są one dzielone na 3 rodzaje: małe,
duże i nietypowe . Nietypowe mają wagę powyżej 45 kg lub są nietypowe
pod względem kształtu. Każdy rodzaj paczek ma odrębny taśmociag.
Każda paczka ma własny kod paskowy, informujący o dokładnym miejscu
przeznaczenia paczki.

Kolońska sortownia ma 30 kilometrów taśmociągów.
Paczki układane są na taśmociągach kodem ku górze, bowiem wszystkie
trafiają pod wielki czytnik kodów kreskowych, dzięki czemu komputer sor-
towni wie, gdzie się która paczka znajduje.

W godzinach szczytu sortownia obsługuje 110 tysięcy paczek na godzinę,
czyli 40 pudeł na sekundę. Jest to ogromna ilość , a ruchem paczek steruje
komputer. Cały czas pomiędzy pakami spacerują celnicy z psami obwąchu-
jącymi paczki.

Małe paczki z taśmociągów są kierowane na ciągi przechyłowych tac. Dzięki
kodom kreskowym komputer wie, która paczka leży na której tacy i gdy
dana taca znajdzie się nad specjalnym "lejkiem", gdzie powinny trafić
paczki z konkretnym kodem pocztowym, taca przechyla się i paczka trafia
do plastikowego worka.

Posortowane paczki trafiają na parterze na stanowiska ładowania konte-
nerów lotniczych. Kontenery są dopasowane kształtem i wielkością do
kadłuba samolotu. Zapełnianie ich paczkami przypomina grę tetris- żad-
nych pustych przestrzeni między paczkami.
Kontenery ważą z reguły ponad tonę, ale dzięki specjalnej podłodze jeden
człowiek może bez trudu przesunąć ten ciężar.

Praca w sortowni kończy się o trzeciej nad ranem, o tej też porze odlatują
ostatnie samoloty.
Sortownia pustoszeje, ludzie rozchodzą się do domów, pozostają jedynie
strażnicy.
Cały teren sortowni jest bardzo pilnie strzeżony.

Tę sortownię udało się zwiedzić Maxowi Suskiemu, który opisał swą wy-
cieczkę we wrześniowym numerze miesięcznika Focus.

środa, 7 października 2009

170. Hybryda - prius

Możecie się ze mnie pośmiać, ale ja lubię samochody, lubię jezdzić i wcale
mi nie przeszkadzają dalekie trasy. Nie mam jakiegoś "upatrzonego" mo-
delu, dla mnie ważne żeby mi się samochód nie psuł w drodze i miał regu-
lowaną wysokość kierownicy i mocowania pasów.

Pomiędzy 17 a 27 września na tegorocznym salonie samochodowym we
Frankfurcie nad Menem publiczność została "zasypana" samochodami na
prąd.
Zaprezentowano elektrycznego smarta, elektrycznego mini coopera,
elektryczne renault megane a nawet elektryczne wcielenie trabanta.
Wg prognoz (chyba bardzo optymistycznych) w 2020 roku auta z napę-
dem elektrycznym będą stanowić 10% światowego rynku.

Dwanaście lat temu koncern Toyoty, chcąc przezwyciężyć słabość samo-
chodów elektrycznych zaczął produkować samochód o napędzie hybry-
dowym. A słabości samochód elektryczny ma kilka: ograniczony za-
sięg na akumulatorze, zbyt długi czas ładowania, wysoka cena zakupu,
brak wiarygodnej infrastruktury.

Samochód hybrydowy ma pod maską kunsztowne połączenie silnika
spalinowego, elektrycznego, generatora i wydajnych baterii a całość
ma za zadanie nie wypuszczanie trujących spalin oraz CO2 podczas
parkowania i stania w korku.Poza tym bije rekordy niskiego zużycia pa-
liwa. Obecnie w Japonii jezdzi już trzecia generacja samochodów hybry-
dowych. Do tej pory łącznie sprzedano 1,8 mln pojazdów z napędem hy-
brydowym, marek Toyota i Lexus.

Gdy 12 lat temu pojawił się na rynku pierwszy hybrydowy samochód,
konkurenci Toyoty zacierali ręce - samochód był brzydki, drogi, ciężki
i ogromnie skomplikowany i wcale nie był wozem oszczędnym.
Druga jego generacja z 2003 roku, o bardzo poprawionej obłej sylwetce
i bardzo poprawionych osiągach nadal nie budziła entuzjazmu.
Ale odkąd ograniczenie emisji CO2 stało się prawdziwą światową obsesją,
prius zaczął być oznaką ekologicznej cnoty. Na dostawę tego auta czeka
się od ośmiu do dziewięciu miesięcy. Japoński producent już teraz zapo-
wiada mniejszy model Auris także o napędzie hybrydowym.
Koszty opracowania i produkcji priusa były naprawdę wysokie, auto za-
częło na siebie zarabiać dopiero po 8 latach.

Wprawdzie koncern Toyoty odczuwa boleśnie skutki światowego kryzysu,
ale jednocześnie jest w korzystniejszej sytuacji niż inni producenci. Bo jak
dotąd to jest tylko prius ... a potem długo, długo nic.
A wiadomo, że zasoby ropy w pewnej chwili zaczną się zmniejszać i trzeba
będzie znalezć inne rozwiązanie napędu samochodów.