piątek, 4 sierpnia 2023

Lek na wszystko? - 174

 Po krótkiej naradzie na lotnisku Kurt namówił szefa, by obaj nocowali w zapasowym mieszkaniu Teresy i Kazika, bo dzielnica cicha i bardzo zielona no i  zawsze  w domu jest przyjemniej  niż  w hotelu i nie będą musieli spać w jednym pokoju. Szef  twierdził, że to będzie  ewidentne wykorzystywanie przyszłego pracownika, ale Kurt stwierdził, że on nie będzie  spał w hotelu, bo w każdym mu  się źle śpi, więc on będzie  spał w mieszkaniu u Kazika, a szef niech sam śpi w hotelu. No ale będą może jakieś  sprawy do omówienia więc faktycznie lepiej będzie spać  w mieszkaniu zapasowym - skapitulował w końcu  szef.

Co prawda każdy coś tam  w domu przed lotem przegryzł, ale Kazik wpierw zawiózł ich do "zapasowego" mieszkania by zostawić ich bagaż podręczny a potem pojechali na śniadanie do Kazików. Alek powitał Kurta jakby był prawdziwym,  a nie "przyszywanym" członkiem rodziny, a szef z 10 minut tłumaczył się, że właściwie to został przez Kurta i Kazika  zmuszony żeby nocować w  zapasowym  mieszkaniu a do tego wylądować u nich na śniadaniu. Po śniadaniu była jeszcze poranna kawa z domowym biszkoptem, a po śniadaniu Alek zameldował rodzicom, że musi iść do swego ZOO i zniknął z pola widzenia  dorosłych.

Kazik opowiedział Kurtowi jak wyglądało jego definitywne rozstanie  z Politechniką, które bardzo go urządzało, bo jednak  pożegnanie z Warszawą związane jest z załatwieniem mnóstwa spraw nie tylko urzędowych. Kurt przepytał się kiedy będą  się mogli spotkać z Pawłem i czy mogłoby to nastąpić np. tego dnia wieczorem. Kazik wysłał więc sms do Pawła i umówili się na wieczór w zapasowym mieszkaniu- oczywiście obecność Kazika w charakterze tłumacza była nieodzowna. Teresa zapytała  się kiedy szef chce obejrzeć mieszkanie, ona proponuje by zrobić to teraz. 

Kazik ze śmiechem powiedział, że obecny najemca  zanosi modlitwy do nieba, by się szefowi to mieszkanie  nie  spodobało, bo jemu  się tam dobrze  mieszka a pracuje stosunkowo blisko miejsca zamieszkania. No ale ja chcę  tylko kupić ewentualnie to mieszkanie a do końca  roku to może sobie tam facet mieszkać- stwierdził szef. No dobrze, powiem mu to, ale skoro zmienia się właściciel mieszkania to on musi podpisać z panem nową umowę i załatwimy to  dziś u tego samego notariusza u którego pan i  ja będziemy podpisywać umowę kupna/sprzedaży- stwierdziła Teresa.  A jeśli pan będzie  chciał by to mieszkanie było puste, to dobrze byłoby je dać w opiekę pewnej prywatnej firmie która zarządza nieruchomościami i utrzymuje kontakt z administracją budynku i panem. No bo zawsze trzeba  brać pod  uwagę fakt, że coś  się może złego wydarzyć, jakaś awaria i będzie potrzebny dostęp do tego mieszkania. A administracja oczywiście będzie  powiadomiona, że mieszkaniem zarządza firma specjalistyczna, do której ma kontakt. A ta firma zna język niemiecki? - spytał szef. No nie zna, ja też nie znam  ale zawsze panu przecież w tym wszystkim Kazik pomoże- stwierdziła. Nawet wtedy gdy mnie zwolnisz  z pracy- dodał Kazik.  Kaz, ja już trochę mam sklerozę, ale durny to nie jestem - takich pracowników nikt przy  zdrowych  zmysłach nie  zwalnia.

Tata z Alkiem w międzyczasie ubrali się i powędrowali na spotkanie  z Jackiem, Aliną i Tadzisiem. W kwadrans później Teresa z Kazikiem i gośćmi pojechali obejrzeć mieszkanie na Mokotowie. "Pan najemca" był w domu - celowo wziął jeden dzień urlopu by w razie czego od  razu wiedzieć na  czym sprawa  stanęła.  Ponieważ Kazik zapewniał szefa, że nigdy nie było żadnych problemów z tym najemcą i mieszkanie  jest zadbane, czynsz regulowany regularnie i bez problemu, to stanęło na tym, że do końca tego roku panowie podpiszą umowę u notariusza a w listopadzie szef się  zastanowi co do następnego roku. Do notariusza Teresa  zaraz zatelefonowała i umówiła szefa wraz z najemcą na następny  dzień.

Szefowi bardzo podobał się i sam budynek i rozkład pokoi w mieszkaniu. Stwierdził, że dobry architekt to projektował i system szaf w ścianach oraz projekt kuchni jest świetny. A schody rzeczywiście nie są wcale męczące. I klatka schodowa widna, bo są duże okna i wszystkie drzwi i futryny są z pełnego, litego drewna i widać, że ktoś dba tu o czystość. Teresa  wyjaśniła, że dozorca wraz z  rodziną mieszka w tym budynku na parterze i że teraz dozorcą jest syn tego pana, który w 1939 roku był tu dozorcą. Teresa , gdy już wychodzili z budynku, zapukała do jego mieszkania i powiedziała panu dozorcy, że teraz nowym właścicielem jej mieszkania będzie pan, który jest Niemcem a jednocześnie przyjacielem i pracodawcą jej męża.

Mój Boże - zawołał dozorca- jest pani pierwszą lokatorką, która  mnie informuje o takiej  zmianie! Inni to nawet słowem nie pisną, a wciąż się tu lokatorzy co jakiś  czas zmieniają. A jak się czuje pani tatuś? Bardzo dobrze, chodzi nawet codziennie z wnukiem na spacery. No to proszę tatusia serdecznie ode mnie pozdrowić!  Oczywiście pozdrowię- zapewniła go Teresa.

Teraz, gdy już mieszkanie się szefowi spodobało Teresa zatelefonowała  do notariusza, że już do niego jadą. U notariusza stracili kolejne 2 godziny, bo wszystko co mówił  Gerd lub notariusz mówił do Gerda musiał oczywiście tłumaczyć w obie  strony tłumacz przysięgły. Korzystając z jego obecności  sporządzono też umowę najmu pomiędzy Gerdem a panem, który wynajmował aktualnie mieszkanie od Teresy. Na całe szczęście Teresa  wzięła  z domu umowę, którą miała sporządzoną z tym lokatorem, więc nie było problemu ze  spisaniem jego danych i notariusz mógł przygotować tego dnia umowę  na dzień następny.

W drodze do domu zahaczyli jeszcze o Urząd Skarbowy by sprawdzić  czy nic  się nie zmieniło w podatkach i okazało się, że ponieważ od darowizny na rzecz Teresy już upłynęło 5 pełnych lat to nie musi płacić podatku.   Gdy dojechali do domu Gerd natychmiast zrobił przelew na Teresę na jej konto dewizowe i kwota ta już następnego dnia była wykazana na jej koncie. Długo tam nie pobyła bowiem Teresa przelała ją na wspólne konto niemieckie Kazika i  swoje. 

Pomimo protestów Gerda i Kurta na stół wjechał obiad, a oni obaj nie mogli pojąć kiedy go Teresa przygotowała, bo była przecież z Gerdem, Kurtem i Kazikiem na  mieście. Panowie - nie wiem o co wam idzie- ja zawsze mam przynajmniej jeden obiad w zamrażarce. Przed  wyjściem wyciągnęłam z zamrażarki i teraz już tylko czekamy na ugotowanie  się makaronu, co pewnie nastąpi za 3, 4 minuty. Po obiedzie była jeszcze kawa i wafelki w czekoladzie i  Kazik wraz z Gerdem i Kurtem poszli na krótki spacer by obaj panowie poznali nieco osiedle.

 No to teraz  będziemy  się  wszyscy zajmować tylko i  wyłącznie kwestią przeprowadzki - zapowiedziała Teresa tacie, gdy panowie poszli na spacer. Musimy się zastanowić dokładnie nad tym co weźmiemy ze sobą - to będzie  wspaniały remanent! Bo trzeba będzie przejrzeć przy okazji wszyściutkie dokumenty łącznie ze  zdjęciami, bo mam wrażenie że mamy zakamuflowane  całe tony zdjęć. A w piwnicy, w tym  zapasowym mieszkaniu, są pudła  jeszcze nie rozpakowane od  chwili gdy ja  się tam sprowadziłam. Nie wykluczam, że są tam też jakieś rzeczy lub dokumenty Robercika. Ale mam wrażenie, że chyba nikomu do niczego nie były potrzebne, skoro nadal tam leżą. Ale przejrzeć trzeba, bo mogą tam  być jakieś zdjęcia, więc nie można ich wyrzucić na śmietnik bez ich zniszczenia. Do "altan śmietnikowych" ciągle wdzierają się różni zbieracze i je systematycznie przeszukują. Jeżeli znajdę tam jakieś rzeczy byłego to ubrania zwyczajnie wywalę do śmietnika  a wszystkie zdjęcia zniszczę. A jeśli będą jakieś jego dokumenty to któregoś wieczoru podrzucimy pudło lub kopertę pod drzwi mieszkania jego mamuśki, tylko wpierw  sprawdzę czy nie ma  czegoś mojego w środku. 

I nie  chcę jakichś mebli po tych ludziach co się do Brazylii wyprowadzają. Będziemy  musieli wpaść do Berlina jak tylko ludziki się wyprowadzą. I trzeba powiedzieć Kurtowi, że niczego po nich nie chcemy- żeby ci wyprowadzający  się wszystko usunęli, żeby ich usuwanie  nie spadło na Kurta i na nas. I tak sobie kombinuję, że fajnie byłoby obudować regałami ten przedpokój. A regałów u nas multum. Cztery pokoje  + czytelnia  to nam całkiem do szczęścia starczy. Ja to bym wygłuszyła wszystkie drzwi i do tego przedpokoju wrzuciła duży telewizor i sofę. Pytałam się Sophie czy nie  chcą wykupić tego piętra, ale tylko się skrzywiła i powiedziała, że oni mają troje  dzieci i mają nadzieję, że  wreszcie kiedyś dorosną i się z domu wyprowadzą, a oni wreszcie pomieszkają jak ludzie, bez  dzieci. Dorosną i niech idą w świat i sami sobie  radzą. A Petera to będą na pewno mieli bardzo długo przy sobie bo to taki nieco zbyt delikatny  chłopak.  Sophie się  śmieje, że on pewnie  jeszcze  w brzuchu u niej wiedział, że nie spełnił jej oczekiwań co do płci i dlatego jest taki delikatny. 

Wiesz tato- mnie to przypomina podejście  mamy, która mi powiedziała, że skoro stwierdziłam, że jestem tak dorosła, że wychodzę za mąż to muszę  sobie sama już ze wszystkim  radzić "w domu i na  zagrodzie". I jak mi będzie źle to nie mam do niej się wypłakiwać, bo wzięłam sprawy we własne  ręce w chwili wyjścia  za mąż. A Robercika to nie lubiła z całego serca. A jaka była zła na ciebie, że  mi pozwoliłeś w tym mieszkaniu mieszkać z Robertem. Miałam fart, że mama umarła nim ten patafian mnie tak śliczniutko zdradził. Mama by mi tą jego  zdradą  życie obrzydziła  do reszty. Za to od  chwili  naszego ślubu to nosiła by Kazika na rękach  i  co chwilę do mnie by dzwoniła  z  zapytaniem czy  może ugotować to czy tamto i czy on to lubi.  Tata uśmiechnął się - bo wasze matki ułożyły sobie, że ty i Krystian będziecie parą, bo wg nich obu 5 lat różnicy pomiędzy małżonkami jest najkorzystniejsze dla związku. Mama brała od uwagę nie Kazika dla ciebie, ale Krystiana. Czy zauważyłeś tatku, że ja ciągle  byłam dla niej rozczarowaniem? Nie taka uroda, nie taki charakter, nie takie stopnie  w szkole, nie takie zainteresowania. Aż mi jej żal z perspektywy czasu. Chyba cierpiała z mojego powodu. Dla mnie Alek jest małym cudem, od pierwszego mojego spojrzenia na niego. Bo on jest cudem, córeczko, dla mnie też.

W ramach spaceru po osiedlu Kazik zawędrował z Kurtem i Gerdem aż w okolice domu Pawła. Obydwie części osiedla podobały  się gościom i stwierdzili, że obie  rodziny mają do siebie  bardzo blisko i że na pewno w Berlinie może być kłopot ze  znalezieniem mieszkania dla Pawła i Aliny w tak niedużej odległości. Kurt, jeśli te rozmowy z tym informatykiem okażą się owocne, to mi przypomnij wieczorem bym zatelefonował do kogoś kto mieszka niedaleko was, bo facet chce się przeprowadzić w te okolice, gdzie Kaz ma mieszkanie. Będziesz  pamiętał?  Będę pamiętał. A dlaczego chce się przeprowadzić ten facet? - spytał się Kazik. Bo tam jest blisko dobre gimnazjum.

Ja to się wcale jeszcze nie połapałem w tym nienieckim systemie szkolnictwa- stwierdził Kazik. To się połap- powiedział Kurt. Podstawówka to jest osiem klas, liceum to 4 lata.  I jest tak, że po ukończeniu 4 klasy szkoły podstawowej dzieci które są zdolniejsze mogą iść do gimnazjum, w którym program klas 5,6,7,8 jest rozszerzony w stosunku do zwykłego programu  szkoły podstawowej i klasy 9,10,11,12 kończą się maturą i te dzieciaki z reguły idą na  studia. I dostają  się. Po zwykłym tak zwanym liceum z reguły nikt nie idzie na studia ale do jakiegoś zawodu. W liceum można  zrobić tzw. "małą maturę" po ukończeniu  dziewiątej klasy. Poza tym bardzo zdolne  dzieci mogą "przeskakiwać" klasy jeszcze  w klasach 1-4 lub iść do  szkoły dla małych geniuszy, ale to głównie ci uzdolnieni matematycznie - nie wiem tego dokładnie. Żaden  z moich nie jest geniuszem . 

Zamieszkasz- sprawdzimy, bo Alek to bardzo zdolne  dziecko.  I na pewno przez  rok opanuje język. Już moje  diablęta się o  to postarają - oni go bardzo lubią. Peter ostatnio zapytał się sąsiadki kiedy oni wreszcie wyjadą. A gdy ona się go zapytała czemu o to pyta  to stwierdził, że chciałby żeby przysłali pocztówkę z Copacabana. Ale my nie będziemy w Rio de Janeiro - powiedziała sąsiadka - my będziemy w Recife. A potem musiałem mu na  mapie pokazać Brazylię i Recife. A sąsiedzi mają dzieci? - spytał Kazik. Tak, taką chudzinkę, strasznie  nieśmiałą dziewczynkę. Nawet nie  wiem czy już chodzi do  szkoły, prawie  nigdy jej  nie  widuję. Co zabawniejsze to żona faceta załapała kontrakt bo zna ponoć dobrze portugalski. Jest laborantką medyczną, ale  zapewniali ją, że jeżeli jej mąż zna  angielski to na pewno załapie jakąś pracę dla siebie na etacie inżyniera. Twierdzi, że napisała dla żartu, gdy gdzieś przeczytała ogłoszenie, że poszukują laborantów medycznych, ale ponoć oferują bardzo dobre  warunki. Ja nie  wiem, ale mam wrażenie, że ona nie jest Europejką. W gruncie  rzeczy mało mnie obchodzi  skąd ona jest  rodem.  Słyszałem, że sporo Niemców wybiera Brazylię bo ponoć tam lepiej płacą niż tu,   a koszty życia znacznie niższe niż w Niemczech.

                                                                   c.d.n.