Gdyby mała Milenka już umiała mówić, to zapewne mówiłaby, że to był świetny dzień, bo wszyscy po kolei się nią zajmowali, ale najwięcej Leszek. Obecność nowych dla niej osób i ich zainteresowanie jej osobą wpływały mobilizująco na małą. Milence szalenie podobała się dość prymitywna wersja zabawy "w chowanego" w której na jej główce lądowała jedwabna apaszka mamy, a wszyscy się pytali gdzie się Milenka schowała a potem, gdy mała ściągnęła apaszkę ze swojej główki głośno się cieszyli, że się Milenka odnalazła. Mała śmiała się w głos a rączki i nóżki wykonywały dziwne tańce. Kolejna super zabawa była gdy wujek Leszek naśladował miauczenie kota, muczenie krowy i szczekanie psa. W trakcie tej zabawy rączki Milenki wędrowały do ust Leszka, czyli mała dobrze kojarzyła źródło dźwięku. Leszek twierdził, że jak na nie ukończone jeszcze 8 miesięcy to "malizna" jest bardzo dobrze rozwinięta. No ale ona za dziesięć dni ukończy 8 miesięcy, więc chyba możemy powiedzieć, że to już ośmiomiesięczne dziecko - doprecyzowywał Piotr. Oj nie, w życiu niemowlaka każdy dzień jest milowym krokiem w jego rozwoju - jednego dnia jeszcze nie potrafi samo usiąść, a następnego już potrafi. Ona lada dzień pewnie zacznie raczkować i wydzierać dziury w śpioszkach. Jak widzę to ma wyraźne zamiłowanie do okulistyki - bardzo ją interesują moje oczy. Nic dziwnego - zaśmiała się Adela - masz bardzo kolorowe oczy - zielone z brązowymi "ciapeczkami" w dolnej części. Jak widzę to i laryngologia nie jest jej obca - zaraz ci wsadzi ze dwa paluszki do dziurki w nosie, kurczowo zaciśnie piąstkę i pociągnie. Nie pozwól jej na to, proszę. I na wsadzanie paluszków w oko też nie. Już ją oduczyłam odgryzania mi brodawek, chociaż nie było to łatwe zadanie. Już nie pamiętam gdzie to wyczytałam, ale nie reagowanie na niewłaściwe zachowanie nawet najmłodszego dziecka jest ogromnym błędem wychowawczym. Ono już teraz musi wiedzieć które jego zachowania są akceptowane a które absolutnie nie. A zwyczajowa praktyka typu "ono jeszcze maleńkie, nie rozumie, wyrośnie z tego" jest kardynalnym błędem. Ono nie rozumie na razie dlaczego mu się na wiele rzeczy nie pozwala więc mu tego nie tłumaczymy- my na tym poziomie jego rozwoju musimy w dziecku wyrobić właściwe nawyki.
No my z Adelką przyzwyczajamy Milenkę do słuchania dobrej muzyki klasycznej- na tapecie są koncerty fortepianowe Mozarta a orkiestrowo - Vivaldi. Podejrzewam, że nasze dziecko już ma wdrukowany w pamięć muzyczną taki klasyk jak Bolero Ravela, bo to nasza ulubiona "pościelówa" no i tanga argentyńskie, bo to ulubione tańce Adelki. Ciekawy jestem co z tej muzyki będzie mała lubiła gdy podrośnie - zastanawiał się Emil.
No to jak słyszę, mamy bardzo podobne upodobania muzyczne - stwierdził Leszek. I może dlatego w sumie się tak nieźle dogadujemy. A czego słuchacie chętnie z tak zwanej muzyki rozrywkowej? W tej materii to jestem wielce zapóźniona w rozwoju - stwierdziła Adela- może być soft rock i soft blues z saksofonem w roli głównej. Żadnego ciężkiego "metalu". Gdy dolatuje mnie gdzieś z oddali jakiś heavy metal to znikam stamtąd natychmiast. Ooooo, wychodzi na to, że jesteśmy muzycznie rodem z jednej prywatki, śmiał się Leszek.
Słuchajcie - przyjdźcie do nas również jutro, będzie Arek ze Stasią i chłopcami. Posiad będzie głównie w kuchni i w pokoju gościnnym, które sobie zamienimy w bar a stół w "salonie" będzie służył głównie do różnych gier. To taki nasz ukłon w stronę Arka i ich dzieciaków - pogoda marna, spacer grozi depresją lub grypą, więc coś trzeba dzieciom zorganizować, a to są fajni chłopcy- a mówię to ja, o której wszyscy wiedzą, że nie jestem miłośnikiem cudzych dzieci. Ty Leszku znasz oboje, a Wiesia szykowała ich do ślubu - Wiesiu, to ci którym w prezencie ślubnym wykupiłam w twoim salonie "przedślubne zabiegi upiększające" - nie wiem czy ich kojarzysz. Wiesia zamyśliła się- on taki dość duży, szarmancki, lekki podrywacz?
Nooo, ale z niego taki podrywacz "z obowiązku". Generalnie taki z niego podrywacz jak ze mnie dziewica po porodzie. Leszek zaczął się śmiać- to znaczy, że Michał coś sfuszerował, chociaż na moje oko to mu całkiem dobrze ta asysta poszła. Najważniejsze, że nie musiał cię ciąć i nic nie potrzaskało. No nie musiał, dobrze odrobiłam lekcje przygotowujące do porodu. Ale nadal twierdzę, że cała procedura rozrodu i porodu jest do bani - po prostu nie dopracowana pod kątem troski o kobietę. Jest totalna dyskryminacja samic niezależnie jakiego gatunku. I nieprawdą jest, że czworonożne samice to mają lżejsze porody bo żyjąc w naturalnych warunkach mają więcej ruchu. Może tylko mają nieco mniejsze płody bo mają małe szanse na przejadanie się - wszak nikt ich nie dokarmia a matka natura nie zawsze jest w stanie zapewnić im dostateczną ilość pożywienia.
Ja na pewno jutro do was przyjdę - chętnie się spotkam z Arkiem i Stasią. No a skoro ty, utajniony wróg "bachorów", wyrażasz się dobrze o tych chłopaczkach, to jakoś to przetrzymam a poza tym to będę się mógł nacieszyć Milenką. I mam nadzieję, że Wiesia dotrzyma mi towarzystwa. Twierdziła, że nie ma na te święta żadnych planów. A o której mamy przyjść?
Emil zaczął się śmiać- to zależy w pewnym stopniu od was. Oni przyjadą przed południowym karmieniem, które tym razem będzie zapewne małym rozczarowaniem dla chłopców bo już nie obejrzą jak mała ssie pierś. Nie wiem czemu ale to ich fascynowało. Teraz mała albo załapie się na butelkę albo będzie jadła łyżeczką. Po jedzeniu zapewne trochę pośpi w naszej sypialni. A że pogoda nadal ma być pod zdechłym Azorkiem to pogramy z dzieciakami w jakieś planszówki i to takie dla dużo starszych dzieci niż są oni. Jak znam życie to panie zaraz znikną w kuchni by poplotkować a my będziemy z chłopcami. Oni nawet w monopoly potrafią grać. Bystre te dzieciaczki, bo ich tatuś był naprawdę inteligentnym facetem, tylko się zmarnował alkoholem. I oni o tym wiedzą, więc jest szansa, że gdy będą w wieku buntu i różnych prób to nie sięgną po alkohol. Bo Stasia dopilnuje, by wiedzieli, że skłonność do uzależnień jest jednak genetycznie przekazywana i że można się od wszystkiego uzależnić. No fakt, przytaknęła Adela - ja się uzależniłam od ciebie ale jakoś mi to nie przeszkadza w życiu. Bo to jest bardzo właściwe uzależnienie - stwierdził Emil- więc tak trzymaj!
Ciekawa jestem jak Milenka na nich zareaguje, czy dla niej jest jakaś różnica w odbiorze dorośli a dzieci. Tak samo mnie interesuje czy takie malutkie dzieci śnią jakieś sny. Bo kilkulatki to już nawet miewają koszmary senne. I myślę, że nawet takim maluszkom coś się jednak śni, bo Milenka często się przez sen uśmiecha. Nic dziwnego, że się Milenka uśmiecha przez sen - wszyscy dookoła są dla niej serdeczni, zabawiają, rozpieszczają i to pewnie się jej śni - powiedział Piotr. No bo jak nie kochać takiej małej cudności!
Tatuniu, a w kilkanaście lat później każdy tata się zastanawia gdzie się podziała ta mała cudność i dlaczego jej miejsce zajęła jakaś pyskata, denerwująca nas nastolatka - śmiała się Adela. Albo gdzie się podział ten wpatrzony w nas z podziwem chłopczyk a jego miejsce zajął krytykujący nas bezpodstawnie nieco pryszczaty młodzieniec, który wszystko wie lepiej.
Oooo, przepraszam, nigdy nie byłem pryszczatym młodzieńcem bo mama mi serwowała jakieś ziółka i pilnowała bym je wypijał. I zawsze mi wkładała w głowę, że tata wie wszystko najlepiej, a tata mi z kolei kładł do głowy, że nie ma na tej planecie kobiety lepszej i ładniejszej i mądrzejszej niż moja mama - stwierdził Emil. Oni się naprawdę bardzo kochali. Mama w ramach przygotowywania mnie do dorosłości zawsze mi mówiła, że podstawą dobrego związku jest nie tylko wzajemne zaufanie i wyjaśnianie tylko między sobą jakichś animozji ale i wzajemny szacunek i trzymanie "wspólnego frontu" wobec innych. Czyli żeby nie włączać do jakiegoś sporu pomiędzy małżonkami osób trzecich na przykład swoich rodziców, rodzeństwa, przyjaciół.
To bardzo zdrowe i mądre zasady i mam wrażenie, gdyby wszyscy je wyznawali byłoby mniej rozwodów i dzieci rozdartych uczuciowo pomiędzy rodziców stwierdziła Wiesia. Gdyby się rodzice nie wtrącali w małżeństwo mojej siostry to pewnie by się nie rozeszła z mężem. Może nie zawsze było między nimi idealnie, ale moja matka go nie lubiła i ciągle wynajdywała u niego jakieś wady, które mojej siostrze chyba za bardzo nie przeszkadzały, skoro je tolerowała. A efekt końcowy taki, że córeczka mieszka z nią, a syn z ojcem, bo sąd zapytał dzieci z którym z rodziców chcą mieszkać i chłopak powiedział, że nie zostanie z matką, chce mieszkać z ojcem. W efekcie końcowym dzieciaki wcale się nie widują tak jakby wcale nie byli rodzeństwem. Przecież to chore! Potraktowano dzieci jak wyposażenie mieszkania którym się ludzie dzielą po rozwodzie. Zastanawiałam się czy jeśli się spotkają gdzieś na ulicy to się poznają - mam co do tego spore wątpliwości. Moja matka nie widziała swego wnuka już z pięć lat, a gdy jej o tym powiedziałam palnęła: "a po co ja mam widywać to diabelskie nasienie". Powiedziałam jej, że to "diabelskie nasienie" jest jednak w połowie również dziełem jej córki, to powiedziała, że to chłopak, więc na pewno ma więcej cech ojca niż matki. A teraz to mój były szwagier ożenił się z babką, która od wielu lat mieszka w Belgii i tam razem z synem pojechał. Dostałam od siostrzeńca życzenia świąteczne i wiadomość, że bardzo mu się tam podoba i że jest mu dobrze, bo macocha jest w porządku. A były szwagier napisał, że jeśli mam chęć to mogę do nich na trochę przyjechać. Początkowo miałam zamiar pokazać matce ten list, ale potem spokojnie to przemyślałam i stwierdziłam, że nie ma sensu. Nie mam pojęcia co moja siostra zarzucała swemu mężowi, ale gdy się nie mieszka pod jednym dachem to o wielu sprawach się po prostu nie wie. Ale jestem dziwnie pewna, że gdyby się matka nie wtrącała to pewnie byliby dalej razem. W ramach nagrody za rozwód moja siostra dostała od matki darowiznę w postaci domu i ogrodu, a dowiedziałam się o tym przypadkiem. Tyle tylko, że mało mnie to obeszło, jestem samowystarczalną kobietą. I tak bym tam nigdy nie mieszkała- nie po to stamtąd się wydostałam by tam wracać. No ale mogłabyś wtedy to sprzedać - stwierdziła Adela. Wiesia uśmiechnęła się - gdyby to był spadek to w ramach dziedziczenia byłybyśmy do tego "biznesu" dwie. No i dopiero zacząłby się bal, bo moja siostra to z tych kobiet, z którymi lepiej stracić niż cokolwiek zyskać, wierz mi. A wiesz co mnie najbardziej pod słońcem śmieszy? Otóż to, gdy jakiś jedynak czy jedynaczka zazdrości mi, że mam siostrę. No normalnie umieram ze śmiechu wtedy. Najczęściej mówię wtedy - no popatrz, a ja ci zazdroszczę żeś jedynak/jedynaczka. Początkowo myślałam, że ja po prostu mam pecha, no ale tak statystycznie rzecz ujmując to sporo osób ma jeszcze brata lub siostrę i niestety .......takie same odczucia jak ja, że to żadna frajda, żaden powód do radości, ale za to do problemów. Już kilka lat się truchtam po tym świecie i spotkałam nawet kilka "przypadków" prawdziwej rodzinnej miłości i przyjaźni pomiędzy rodzeństwem. Chodziłam po rozwodzie na terapię i terapeuta mi powiedział, że taką sytuację pomiędzy rodzeństwem wywołują rodzice, bo rzadko kiedy potrafią tak prowadzić swe potomstwo by nie wywoływać w nich ducha rywalizacji - wiesz - jak w ptasim gnieździe- zawsze któreś jest niedożywione, bo jedno pisklę szerzej otworzyło dziób, wyżej wyciągnęło szyję , szybciej połknęło i zawsze dlatego dostało więcej żarcia. Zobacz Adelko - i ty i Emil nie macie rodzeństwa, ale macie za to przyjaciół i to takich na których możecie liczyć, a oni dobrze wiedzą, że mogą liczyć na was.
Leszek popatrzył na Wiesię i powiedział- a przede wszystkim to oni się kochają. Mój kolega, który odbierał poród w klinice ( a to ja dałem im na niego namiar) powiedział, że przez ten cały czas na sali porodowej był świadkiem czegoś zupełnie niezwykłego co sprawiało wrażenie, że oni są powiązani jakąś ponad materialną nicią - Emil starał się cały czas wpatrywać w oczy Adeli i cały czas ją dotykać - to tak, jakby chciał by jego siły przeszły w tym momencie na nią. Michał jest położnikiem, w tej klinice porody rodzinne to żadna nowość, ale on po raz pierwszy czuł tę więź pomiędzy rodzącą i jej mężem. Jak określił - to było coś wyczuwalnego. A Michał do romantyków to nie należy.
c.d.n.