sobota, 15 października 2022

Trudny wybór -128

 Gdyby mała  Milenka już umiała  mówić, to  zapewne mówiłaby, że to  był świetny  dzień, bo wszyscy po kolei się nią  zajmowali, ale najwięcej  Leszek. Obecność nowych  dla  niej osób i ich  zainteresowanie  jej  osobą wpływały mobilizująco na małą. Milence  szalenie  podobała  się dość  prymitywna   wersja  zabawy  "w  chowanego" w której na jej  główce lądowała jedwabna  apaszka mamy, a wszyscy  się  pytali gdzie  się  Milenka  schowała a potem, gdy mała  ściągnęła  apaszkę  ze  swojej główki głośno  się  cieszyli, że się Milenka odnalazła. Mała śmiała  się  w głos a rączki i nóżki wykonywały  dziwne  tańce. Kolejna  super  zabawa  była gdy wujek  Leszek naśladował miauczenie kota, muczenie krowy i szczekanie  psa. W trakcie  tej  zabawy rączki Milenki  wędrowały do ust Leszka,  czyli mała  dobrze  kojarzyła  źródło dźwięku. Leszek twierdził, że jak na nie ukończone  jeszcze 8  miesięcy  to "malizna" jest bardzo  dobrze  rozwinięta. No ale ona za dziesięć  dni ukończy 8  miesięcy,  więc chyba  możemy powiedzieć, że to już ośmiomiesięczne  dziecko - doprecyzowywał Piotr. Oj nie, w życiu  niemowlaka każdy dzień jest milowym  krokiem w jego rozwoju - jednego  dnia jeszcze nie potrafi samo usiąść, a następnego już potrafi. Ona lada dzień pewnie zacznie raczkować i wydzierać  dziury  w śpioszkach. Jak  widzę to  ma wyraźne zamiłowanie  do okulistyki - bardzo ją interesują  moje oczy. Nic dziwnego  - zaśmiała  się Adela - masz bardzo kolorowe oczy - zielone  z brązowymi "ciapeczkami" w dolnej  części. Jak  widzę to i laryngologia nie jest jej obca - zaraz ci wsadzi ze  dwa paluszki do dziurki w  nosie, kurczowo zaciśnie piąstkę i pociągnie. Nie pozwól jej na to, proszę. I na  wsadzanie   paluszków w oko też nie. Już ją oduczyłam odgryzania mi  brodawek, chociaż nie było to łatwe  zadanie. Już nie pamiętam gdzie to  wyczytałam, ale nie  reagowanie na niewłaściwe zachowanie  nawet najmłodszego  dziecka jest ogromnym błędem wychowawczym. Ono już teraz musi wiedzieć które jego  zachowania  są akceptowane a które  absolutnie  nie. A zwyczajowa  praktyka  typu "ono jeszcze maleńkie, nie  rozumie, wyrośnie   z tego" jest kardynalnym błędem. Ono nie  rozumie na razie dlaczego mu się na wiele  rzeczy  nie pozwala więc mu tego nie tłumaczymy- my na tym poziomie jego rozwoju  musimy  w dziecku wyrobić właściwe nawyki. 

No my z Adelką przyzwyczajamy Milenkę do  słuchania dobrej muzyki klasycznej- na tapecie są koncerty fortepianowe  Mozarta a orkiestrowo - Vivaldi. Podejrzewam, że nasze  dziecko już ma  wdrukowany w pamięć muzyczną taki klasyk jak Bolero Ravela, bo to nasza ulubiona  "pościelówa" no i tanga argentyńskie, bo to ulubione tańce Adelki. Ciekawy jestem co z tej muzyki będzie mała lubiła gdy podrośnie -  zastanawiał się Emil. 

No to jak słyszę,  mamy bardzo podobne upodobania muzyczne - stwierdził  Leszek. I może  dlatego  w sumie  się tak nieźle  dogadujemy. A czego słuchacie  chętnie z tak zwanej muzyki rozrywkowej? W tej materii to jestem wielce zapóźniona w rozwoju - stwierdziła Adela- może być soft rock i soft blues z saksofonem w roli głównej. Żadnego ciężkiego "metalu". Gdy dolatuje  mnie gdzieś z oddali jakiś heavy metal to znikam  stamtąd natychmiast. Ooooo,  wychodzi na to, że jesteśmy muzycznie rodem z jednej prywatki, śmiał się Leszek. 

Słuchajcie - przyjdźcie do nas również jutro, będzie Arek ze Stasią i  chłopcami. Posiad będzie głównie w kuchni i w pokoju gościnnym, które sobie  zamienimy w bar a stół w "salonie" będzie  służył głównie do różnych gier. To taki nasz ukłon w stronę Arka i ich  dzieciaków - pogoda marna, spacer grozi depresją lub grypą,  więc coś trzeba  dzieciom zorganizować, a to są fajni chłopcy-  a mówię to ja, o której wszyscy wiedzą, że nie jestem miłośnikiem cudzych  dzieci. Ty Leszku znasz oboje, a Wiesia szykowała ich do ślubu - Wiesiu, to ci którym w prezencie ślubnym wykupiłam w twoim salonie "przedślubne zabiegi upiększające" - nie  wiem czy ich kojarzysz. Wiesia zamyśliła  się- on taki dość duży, szarmancki, lekki podrywacz?

 Nooo, ale z niego taki podrywacz "z obowiązku". Generalnie  taki z niego podrywacz jak  ze mnie  dziewica po porodzie.  Leszek zaczął się  śmiać- to znaczy, że Michał coś sfuszerował, chociaż na  moje oko to mu całkiem  dobrze ta  asysta  poszła. Najważniejsze, że nie musiał cię ciąć i nic nie potrzaskało. No nie musiał, dobrze odrobiłam lekcje przygotowujące  do porodu. Ale nadal twierdzę, że cała procedura rozrodu i porodu jest do bani - po prostu nie  dopracowana pod kątem troski o kobietę. Jest totalna  dyskryminacja samic niezależnie jakiego gatunku. I nieprawdą jest, że  czworonożne samice to mają lżejsze porody bo żyjąc w naturalnych warunkach mają więcej ruchu. Może tylko mają nieco  mniejsze płody bo mają  małe szanse na przejadanie  się - wszak nikt ich  nie  dokarmia a matka natura nie  zawsze jest  w  stanie zapewnić im dostateczną ilość pożywienia.

Ja na pewno jutro do  was przyjdę -  chętnie  się spotkam z Arkiem i Stasią. No a skoro ty, utajniony  wróg "bachorów", wyrażasz  się dobrze o  tych chłopaczkach, to jakoś to przetrzymam a poza  tym to będę się mógł nacieszyć Milenką. I mam nadzieję, że Wiesia dotrzyma  mi towarzystwa. Twierdziła, że nie ma na te święta  żadnych planów. A o której mamy przyjść? 

Emil zaczął się  śmiać- to  zależy w pewnym  stopniu od  was. Oni przyjadą przed południowym karmieniem, które tym razem będzie  zapewne małym rozczarowaniem dla  chłopców bo już nie obejrzą jak mała ssie pierś. Nie wiem czemu ale to ich fascynowało. Teraz mała  albo załapie się na butelkę albo będzie  jadła  łyżeczką. Po jedzeniu zapewne trochę pośpi w naszej sypialni. A że pogoda nadal ma  być pod  zdechłym  Azorkiem to pogramy z dzieciakami w jakieś planszówki i to takie dla dużo starszych dzieci niż są oni. Jak  znam życie to panie  zaraz znikną w kuchni by poplotkować a my będziemy z chłopcami. Oni nawet w monopoly potrafią  grać. Bystre te dzieciaczki, bo ich tatuś był naprawdę inteligentnym facetem, tylko się zmarnował alkoholem. I oni o tym wiedzą, więc jest  szansa, że gdy będą  w wieku buntu i różnych prób to nie  sięgną po alkohol. Bo Stasia dopilnuje, by wiedzieli, że skłonność do uzależnień jest jednak genetycznie przekazywana i że można  się od wszystkiego uzależnić. No fakt, przytaknęła Adela - ja  się uzależniłam od ciebie ale jakoś mi to nie przeszkadza w życiu. Bo to jest bardzo właściwe uzależnienie - stwierdził Emil- więc tak trzymaj!

Ciekawa jestem jak Milenka na  nich zareaguje, czy dla niej jest jakaś różnica w odbiorze dorośli a dzieci. Tak samo mnie interesuje czy takie malutkie dzieci śnią jakieś  sny. Bo kilkulatki to już nawet miewają koszmary  senne. I myślę, że nawet takim maluszkom coś  się jednak śni, bo Milenka  często się przez  sen uśmiecha.  Nic  dziwnego, że się Milenka uśmiecha  przez  sen - wszyscy dookoła  są dla niej serdeczni, zabawiają, rozpieszczają i to pewnie się jej śni - powiedział Piotr. No bo jak  nie kochać takiej małej cudności!  

Tatuniu, a w kilkanaście lat później każdy tata  się zastanawia gdzie  się podziała ta mała cudność i  dlaczego jej  miejsce  zajęła jakaś pyskata, denerwująca nas nastolatka - śmiała  się Adela. Albo  gdzie  się podział ten wpatrzony w nas  z podziwem chłopczyk a jego miejsce  zajął krytykujący nas bezpodstawnie nieco pryszczaty młodzieniec, który wszystko wie lepiej. 

 Oooo, przepraszam, nigdy nie  byłem pryszczatym młodzieńcem bo mama mi serwowała jakieś ziółka i pilnowała bym je wypijał. I zawsze mi  wkładała  w głowę, że tata wie wszystko najlepiej,  a tata mi  z kolei kładł do głowy, że nie ma na tej planecie kobiety lepszej i ładniejszej i mądrzejszej niż moja  mama - stwierdził Emil. Oni się naprawdę bardzo kochali. Mama w ramach przygotowywania mnie do dorosłości zawsze mi mówiła, że podstawą dobrego związku jest nie  tylko wzajemne zaufanie i wyjaśnianie  tylko  między sobą jakichś animozji ale i wzajemny  szacunek i trzymanie  "wspólnego  frontu" wobec innych. Czyli żeby nie  włączać do jakiegoś sporu pomiędzy małżonkami osób trzecich na przykład swoich rodziców, rodzeństwa, przyjaciół.

To bardzo zdrowe i mądre zasady i mam wrażenie, gdyby wszyscy je wyznawali  byłoby mniej rozwodów i  dzieci rozdartych uczuciowo pomiędzy rodziców stwierdziła Wiesia. Gdyby  się rodzice nie  wtrącali w małżeństwo mojej siostry to pewnie by się nie  rozeszła z mężem. Może nie  zawsze  było między  nimi idealnie, ale moja matka go nie lubiła i  ciągle wynajdywała  u niego jakieś  wady, które mojej  siostrze chyba za bardzo nie przeszkadzały, skoro je tolerowała. A efekt końcowy  taki, że córeczka mieszka  z nią, a syn z ojcem, bo sąd zapytał dzieci z którym z  rodziców chcą mieszkać i chłopak  powiedział, że nie  zostanie  z matką, chce mieszkać  z ojcem. W efekcie  końcowym dzieciaki wcale  się nie widują tak jakby   wcale nie byli rodzeństwem. Przecież to  chore! Potraktowano dzieci jak wyposażenie mieszkania którym się ludzie dzielą po rozwodzie. Zastanawiałam  się czy jeśli  się spotkają gdzieś na ulicy  to  się poznają - mam co do tego spore wątpliwości. Moja matka nie  widziała  swego wnuka już z pięć lat, a gdy jej o tym powiedziałam palnęła: "a po co ja  mam widywać to diabelskie nasienie". Powiedziałam jej, że to "diabelskie nasienie" jest jednak w połowie również  dziełem jej córki, to powiedziała, że to  chłopak, więc na pewno ma więcej cech ojca  niż matki. A teraz to mój były  szwagier ożenił się z babką, która od wielu lat mieszka w Belgii i tam  razem z synem pojechał. Dostałam od siostrzeńca życzenia świąteczne i wiadomość, że bardzo mu się tam podoba i że jest mu dobrze, bo macocha jest w porządku. A były szwagier napisał, że jeśli mam  chęć to mogę do nich na trochę przyjechać. Początkowo miałam zamiar pokazać matce ten list, ale potem spokojnie to przemyślałam i stwierdziłam, że nie ma  sensu. Nie mam pojęcia co moja  siostra zarzucała  swemu mężowi, ale gdy  się nie  mieszka pod jednym dachem to o wielu sprawach się po prostu nie  wie. Ale jestem dziwnie pewna, że gdyby się matka  nie wtrącała to pewnie byliby dalej  razem.  W ramach  nagrody za rozwód  moja  siostra dostała od matki darowiznę w postaci domu i ogrodu, a dowiedziałam  się o tym przypadkiem. Tyle  tylko, że mało mnie to obeszło, jestem samowystarczalną kobietą. I tak bym tam nigdy nie  mieszkała- nie po to stamtąd się wydostałam by tam  wracać. No ale mogłabyś wtedy to sprzedać - stwierdziła Adela. Wiesia uśmiechnęła  się - gdyby to był spadek to w ramach dziedziczenia byłybyśmy do tego "biznesu" dwie. No i dopiero zacząłby się bal, bo moja siostra to  z tych kobiet,  z którymi lepiej stracić niż cokolwiek zyskać, wierz mi. A wiesz co mnie najbardziej pod  słońcem śmieszy? Otóż to, gdy jakiś jedynak czy jedynaczka zazdrości mi, że mam siostrę. No normalnie umieram ze śmiechu wtedy. Najczęściej mówię wtedy - no popatrz, a ja ci  zazdroszczę żeś jedynak/jedynaczka. Początkowo myślałam, że ja po prostu mam pecha, no ale tak statystycznie rzecz ujmując  to sporo osób  ma jeszcze  brata  lub  siostrę i niestety .......takie  same odczucia jak ja, że to żadna frajda,  żaden powód do radości, ale  za to do problemów.  Już kilka lat się truchtam po tym świecie i spotkałam nawet kilka "przypadków" prawdziwej rodzinnej miłości i przyjaźni pomiędzy rodzeństwem. Chodziłam po rozwodzie na terapię i terapeuta mi powiedział, że taką sytuację pomiędzy rodzeństwem wywołują rodzice, bo rzadko kiedy potrafią tak prowadzić swe potomstwo by nie  wywoływać w nich ducha rywalizacji - wiesz - jak w ptasim  gnieździe- zawsze któreś jest niedożywione, bo jedno pisklę szerzej otworzyło dziób, wyżej  wyciągnęło szyję , szybciej połknęło i zawsze dlatego dostało więcej żarcia. Zobacz Adelko - i ty i Emil nie macie rodzeństwa, ale macie za to przyjaciół i to takich na których  możecie liczyć, a oni dobrze  wiedzą, że mogą liczyć na was.

Leszek popatrzył na Wiesię i powiedział- a przede wszystkim to oni się kochają. Mój kolega, który odbierał poród  w klinice (  a to ja dałem im na niego namiar) powiedział, że  przez ten  cały czas na  sali porodowej był  świadkiem czegoś  zupełnie niezwykłego co sprawiało wrażenie, że  oni są powiązani jakąś ponad  materialną  nicią - Emil starał się cały czas wpatrywać w oczy Adeli i cały czas ją dotykać - to tak, jakby chciał by jego siły przeszły w tym momencie na nią. Michał jest położnikiem, w tej klinice porody rodzinne to żadna nowość, ale on po raz pierwszy czuł tę  więź pomiędzy rodzącą i jej mężem. Jak określił  - to było coś  wyczuwalnego. A Michał do romantyków to  nie należy.

                                                                      c.d.n.