Opowieść o psie ogromnie rozbawiła Alinę. A Franek z 10 minut nabijał się z Roberta, że jednak wygrał z psem walkę o zostanie domowym zwierzątkiem Ewy. Alina zaraz "od ręki" skontaktowała się z Niną, mówiąc jej o tym, że jest do kupienia "jeszcze ciepłe", nie używane mieszkanie w Miasteczku Wilanów. Oczywiście powiedziała kto chce je sprzedać i z grubsza wyjaśniła dlaczego. Nina dopytała się dokładnie ile pieniędzy sprzedający już w ten biznes włożył, stwierdziła, że wie po jakich cenach "chodzą" aktualnie mieszkania w tej lokalizacji, stwierdziła, że ją urządza pokój dzienny otwarty na przedpokój, i że jak najszybciej chciałaby sfinalizować tę transakcję i wcale nie musi tego mieszkania oglądać, więc może umówiliby się do notariusza- ona ma swojego, bardzo "oblatanego" w temacie, więc może by Robert podał termin, w którym mógłby dokonać transakcji.
Robert był nieco zdziwiony, że Nina chce kupić to mieszkanie "w ciemno", ale Alina stwierdziła - nie martw się, to kobieta na cztery nogi kuta, dobrze wie, że ci co na tym osiedlu wykupili lub wykupują mieszkania nie należą do biedaków i szybko zostaną jej klientami - ona obsługuje nie tylko wesela i komunie ale i zwykłe przyjęcia domowe. Poza tym mam wrażenie, że chce mieć przy okazji zakamuflowane mieszkanie tylko dla siebie. Czy wiecie, że ona spotyka się z tym profesorem, który był świadkiem Roberta? I wcale nie rozmawiają tylko o pszczółkach i motylkach. Podobno ten gość jest bardzo dziarski i z wielką fantazją w "bliskich spotkaniach trzeciego stopnia".
I ona tak o tym opowiada? - zdziwiła się Ewa. A Alina stwierdziła- kolejna której się wydaje, że tą drogą można sobie ustawić karierę życiową. Ty Ewuniu masz własny tytuł zawodowy, a niektórym go brak i wykorzystują tytuł swego męża. W niektórych kręgach tytuł "pani profesorowa" brzmi dla uszu lepiej niż tylko pani "iksińska", restauratorka po szkole gastronomicznej. A on wszak rozwiedziony chyba jest. A jeśli nie, to ona na łbie stanie i go rozwiedzie. To kobieta z powiedzonka, że gdy diabeł nie może czegoś załatwić to babę pośle. Znam się z nią od czasu przedszkola- jedno co trzeba jej przyznać- w interesach jest bardzo uczciwa. A jeśli się za tego kolegę Roberta wyda to będzie o niego dbała niczym kura o pisklaka. No, no, Robert pokręcił głową - jak mu odbije to się gotów z nią ożenić. Alina roześmiała się - kochany, jego gotowość nie ma tu nic do rzeczy- jeśli ona stwierdzi, że ją wielce takie małżeństwo urządza to za niego wyjdzie. Mało tego - tak go podprowadzi, że facet będzie święcie przekonany, że to jego pomysł a nie jej. Nie wiem jak ona to robi, ale już dwóch mężów przećwiczyła. I nawet ją w pewnym sensie podziwiam, że ma taki talent.
To jak z tym paszportem Pawełku? No nie mam, muszę go załatwić. No to szybko załatwiaj, polecimy do Zurichu samolotem. Gdy już będziesz znał termin odbioru paszportu to mi go podaj, zarezerwuję dla nas bilety i hotel.
A tak jeszcze w temacie mieszkaniowym - uważam, że Wasz pomysł z zamieszkaniem w domku razem z rodzicami Ewy jest bardzo dobry. Ale zostawcie sobie jedno mieszkanie wolne, żeby było w rezerwie, niech nawet nie zarabia na siebie. Bo tak myślę, że gdy Paweł całkowicie się wyleczy z traumy dzieciństwa to zapewne poczuje chęć do samodzielnego mieszkania. Zwłaszcza wtedy gdy się zakocha. On teraz odrabia zaległości z dzieciństwa - ma wreszcie ojca, czyli element/wzorzec niezbędny dla każdego chłopca, ma Ewę, która choć sama tego nie wie, emanuje ciepłem i troszczy się o swych domowych mężczyzn, widzi też, że wy się kochacie i wzajemnie szanujecie - ma to wszystko czego mu w dzieciństwie brakowało i ogarnia to już nie intuicją dziecka ale rozumem. Wiem, że chcesz go Ewuś skierować na psychoterapię - zaczekaj jeszcze, bo mam wrażenie, że sam pobyt z wami, wasza bliskość i uczucia wasze wzajemne i wasze do niego mają moc terapeutyczną. I jest to kuracja mniej bolesna niż psychoterapia.
Zmieniłaś mojego brata, który był w pewnym okresie swego życia tak miły jak dotyk kolców opuncji, więc jestem pewna, że i Paweł się zmienia w wyniku kontaktu z tobą, z wami obojgiem. Pomyśl ile lat miał skorodowaną rodzinę - wpierw regularne kłótnie rodziców, potem permanentny brak ojca a obok siebie miał kobietę, która nie potrafiła sprostać wychowaniu dziecka, ale nim manipulowała dla własnych korzyści. Uważam, że jest z niego bardzo myślący chłopak, właściwie już mężczyzna i sam, mając świadomość, że oboje go kochacie , dojdzie do równowagi. Nie każdy ma w życiu takie szczęście Pawełku - powiedziała odwracając się w stronę bratanka. A twoi rodzice Ewo też będą mieli w tym udział, że tworzą wraz z Wami rodzinę dla Pawła. A wiecie co w tym wszystkim jest bardzo ważne? Wiecie? Ewa i Robert pokręcili głowami na znak zaprzeczenia- najważniejsze jest to, że my o tym wszystkim tak szczerze i rzeczowo rozmawiamy. Życie mnie nauczyło, że o wszystkim trzeba rozmawiać ze swymi mężami, żonami, partnerami, rodzicami, dziećmi- tylko wtedy można się wzajemnie zrozumieć, każdy konflikt jest rozwiązywany w chwili nim dorośnie do rangi konfliktu. Franek do dziś narzeka, że ciągle gadam, ale już się nauczył że warto o wszystkim rozmawiać. Co prawda jakoś mu nie starcza tej wiedzy przy Klonach. Bo nie da się ukryć, że dwoje maluchów na raz to przez długi okres prawdziwy koszmar. Na początku myślałam, że się powieszę - w pieluchy to lali jednocześnie, ale wrzeszczeli z przesunięciem w fazie. Jeden spał, to drugi go budził swoim wrzaskiem, potem pierwszy zasypiał, to drugi go budził wrzaskiem. Wyrywali sobie wszystko z rąk- nie szkodzi, że każdy miał swoją bułkę w łapie- na pewno ten drugi miał lepszą bułkę, należało mu ją zabrać. Czułam się jak w małpim cyrku. Niewiele brakowało a trzymałabym ich w klatkach - byli upiorni.
Ewa zanosiła się śmiechem. Jak to dobrze, że mam już dorosłego syna! Bez ciąży, porodu, pieluch i karmienia piersią! - stwierdziła, I w pełni tę sytuację doceniam! Alinko, twoje opowieści o dzieciach są cudne!
Ciociu, a co jeśli się nie wie dlaczego się coś zrobiło?- spytał Paweł. Alina uśmiechnęła się - wbrew pozorom zawsze się to wie, tylko nie zawsze sobie to człowiek potrafi uzmysłowić lub po prostu nie chce. Gdy śpisz lub masz wysoką temperaturę lub jesteś z innego powodu pozbawiony świadomości to wtedy możesz coś zrobić nieświadomie. Nasze działania jednak zawsze wynikają albo z bieżących okoliczności albo z przeszłych. Po prostu trzeba analizować swoje postępowanie, trzeba poznać siebie samego, co czasem ani miłe ani bezbolesne. Nasi rodzice zawsze gdy coś przeskrobaliśmy zamęczali nas pytaniami dlaczego to zrobiliśmy i to było największą karą. I ani twój tata ani ja nigdy nie byliśmy bici. A za grzeczni to też nie byliśmy.
My z Frankiem mieszkaliśmy z moimi rodzicami do samego ich odejścia, chociaż marzyłam o tym, byśmy mieszkali oddzielnie. A starszy wiek niesie za sobą wiele dziwnych niespodzianek. Starsi ludzie nie zdają sobie zupełnie sprawy z tego, że już nie są tak sprawni jak kiedyś, że reagują nie tylko wolniej na zaistniałe sytuacje ale i też często niewłaściwie. To przez to, że nikt nie jest w stanie zaobserwować dokładnie siebie z zewnątrz. Teraz brat Franka mieszka z ich rodzicami i często z nimi rozmawiamy o tym i obśmiewamy niektóre sytuacje- łatwiej wtedy to wszystko znieść. Ojciec Franka już kilka razy "zagubił" się na terenie własnego ogrodu, który jest naprawdę ogromny, bo jest tam plantacja porzeczek, którą sam zakładał. Teraz brat Franka postawił kilka masztów z kolorowymi chorągiewkami i tata wie, że trzeba iść od masztu do masztu a największa zielona chorągiewka oznacza, że blisko niej jest dom. Długość życia nam się poprawiła , niestety wydolność organizmów niewiele. I jeszcze coś - nie oszczędzajcie zbytnio rodziców- ruch, konieczność rozwiązywania pewnych problemów są dobrą gimnastyką ich mózgów a poza tym oni wtedy czują się potrzebni. Co prawda czasami coś nie coś trzeba po nich poprawić i człowiek myśli "po jakie licho matka to robiła, teraz i tak muszę to zrobić", ale jeśli ma się tę świadomość, że nas czeka to samo, to łatwiej wtedy wznieść się na wyżyny wyrozumiałości.
Śmiejemy się z Frankiem, że jego brat niedługo będzie musiał w ogrodzie zainstalować system tabliczek informujących rysunkiem gdzie co jest (niczym na szlaku turystycznym), żeby się tata nie pałętał po ogrodzie niczym turysta po jakimś ogromnym parku narodowym. A ja się śmieję, że powinien też zainstalować w ogrodzie WC, bo z końca plantacji do domu tata nie zdąży się doczłapać i będzie wielki płacz, że się zsikał, bo wiadomo, że nie pójdzie podlać nawet płotu, nie mówiąc o drzewach lub krzakach porzeczek. A pampersa też nie chce nosić, chociaż są takie dla mężczyzn. I wtedy brat Franka będzie mógł dawać etykietkę, że ma porzeczki "bio" bo zbieracze mają normalną, regularną toaletę z umywalką i nie sikają w miejscu zbierania owoców. Bo gdy jest rok, że porzeczki naprawdę świetnie owocują to on zatrudnia zbieraczy. Kiedyś, gdy pomagaliśmy mu w zbiorach, wzięliśmy ze sobą Klony, ale tak się najedli porzeczek, że skończyło się to wizytą u lekarza a oni do dziś nawet nie spojrzą na porzeczki. A mówiliśmy- nie jeść nie mytych- prosto z krzaka wcale nie są czyste, bo muchy na nich siadają. A wiadomo, że muchy na wszystkim siadają , na gnojówce u sąsiada również. W trzy dni później dorwałam ich gdy się przymierzali do degustacji truskawek prosto z grządki. Wielkie zdziwienie, że znów się mogą pochorować - "mamuś, to na truskawkach też siadają muchy?"
Te nasze klony to ani miejskie ani wiejskie dzieciaki. Stoi jeden z drugim u sąsiada koło gnojówki która przylega do ściany obory w której akurat jest otwarta dolna klapa, przez którą właśnie wylatują nieczystości a te orły się pytają "a z czego jest ta gnojówka i dlaczego tak śmierdzi"- no ręce opadają. A zaprowadziłam ich tam właśnie po to, by zobaczyli te stada much i poczuli ten ożywczy smród.
Wszyscy się śmieli a Franek stwierdził, że byłoby dobrze, gdyby Ewa ze swymi "przyległościami" częściej u nich bywali, bo jednak powietrze u nich lepsze niż warszawskie, nawet jeśli rodzice Ewy mają ogródek- po prostu nie ma takiego zapylenia jak nad Warszawą. Gdy ostatnio wyczytał jakie jest zapylenie nad Warszawą to go zatkało z wrażenia. A przecież teraz już jest zakończony sezon grzewczy, elektrociepłownie pracują na pół gwizdka, dają tylko ciepłą wodę. Stąd wniosek, że wszystkiemu winien jest ruch samochodowy.
Zaproszenie zostało przyjęte, tylko Robert zastrzegł, że pod żadnym pozorem nie da się zaprowadzić w okolice tego sąsiada, który posiada gnojówkę. A Ewa stwierdziła, że może gdy będą to wybiorą się wszyscy do lasu, bo już bardzo dawno żadne z nich nie było w lesie i jej rodzice zapewne też chętnie się wybiorą do lasu.
Alina w pewnej chwili powiedziała - umieram z ciekawości jak nasze dzieciaki zareagują na Pawła- pewnie go zamęczą- taki duży a młody kuzynek to atrakcja!
c.d.n.