wtorek, 21 marca 2023

Lek na wszystko? - 76

 Tego  wieczoru i Teresa i Kazik długo nie  mogli zasnąć. List od  matki nieżyjącej  już  Anki podziałał, zwłaszcza na Kazika, niczym strup zerwany z  częściowo  zagojonej  rany. Kazik wyrzucał sobie własną naiwność, miał też żal do swego nieżyjącego  już ojca, że ten wskazał mu "honorowe" rozwiązanie  problemu jako jedyne  możliwe. No tak- dumał Kazik - w czasach młodości mego ojca  dziewczyny zapewne  nie  sypiały  z każdym  spotkanym  facetem.  

Teresa, jak zwykle przytulona  mocno do Kazika, domyślała  się, że Kazik na nowo przeżywa tamten  czas i chcąc mu pomóc powiedziała: Zik, ani Anka ani Robert nie  są warci twoich i moich myśli. Każdy człowiek popełnia  w życiu wiele  błędów.  Podobno najlepiej jest  się uczyć na  własnych błędach. Ja bym tę teorię uzupełniła, że tylko wtedy nauczymy  się  czegoś  na własnych lub  cudzych  błędach jeżeli potrafimy wyciągać prawidłowe wnioski. Sądzę, że oboje  wyciągnęliśmy z naszych poprzednich  doświadczeń prawidłowe  wnioski i to aż  tak prawidłowe, że dość  długi  czas łączące  nas uczucie nazywaliśmy przyjaźnią. Kochanie, to  wszystko już za nami, jesteśmy razem, kocham  cię ogromnie, mamy cudownego synusia, mamy tatę, który kocha  nas i naszego synka. Nie myśl już o tym co było złe. Było,  minęło, nie  wróci. 

Pomogłam ci  się rozwieść bo byłam przekonana, że zostałeś wrobiony w dziecko. Pomyśl logicznie - gdyby ona wiedziała od początku czyje to  dzieło nie poleciałaby na  zabieg. A poszła gdy ciebie w Polsce  nie było i łatwo było potem powiedzieć, że to było samoistne poronienie. Dobrze  wiedziała,  że nie pójdziesz do  szpitala  by sprawdzić czy był taki  zabieg usunięcia  resztek ciąży. Usunęła, bo zawsze  dziecko jest choć trochę podobne do ojca i  nie byłoby fajnie gdyby w pewnej chwili ktoś się ocknął i zauważył, że dziecko w niczym  nie przypomina z urody i charakteru  tego faceta, który według metryki jest jego  ojcem. Dobrze  wiedziała, że każdy ocenia innych podług  siebie, a ty nigdy nie kłamiesz, więc  nie kojarzy  ci  się, że są tacy którzy  całe swe życie kłamią.  Pociesz  się, że oboje wykazaliśmy się dużą naiwnością - ty, bo uwierzyłeś bezpodstawnie, że jesteś sprawcą ciąży, ja - że Robertowi zależy nie tylko  na seksie, bo przed ślubem " nie dawałam" i żadne zapewnienia, że mnie kocha nie sprawiły by mógł wylądować w moim łóżku, w którym dbał zresztą tylko o  siebie, jak  się potem przekonałam. Zik, kocham tylko trzy osoby - ciebie, Alka i tatę. I wasze szczęście jest dla  mnie priorytetem. A ciebie po prostu i zwyczajnie uwielbiam. Jestem od ciebie po prostu uzależniona i jest mi z tym uzależnieniem  bardzo, bardzo dobrze. Nie myśl więc już więcej o przeszłości, to już nie wróci- na  szczęście. 

Kochali  się tej nocy niespiesznie, nie szczędząc  sobie wzajemnie czułych słów i zapewnień o tym, że się kochają. Rano Kazik stwierdził, że jest wykończony fizycznie i psychicznie i  jest  więcej  niż pewne, że nie napisze nawet jednego zdania  z sensem, więc ten dzień spędzi w domu, po śniadaniu razem pójdą lub pojadą na  spacer z dzieckiem. Śniadanie zrobił Kazik a gdy do kuchni wszedł tata Kazik objął go, przytulił i powiedział- masz tato cudowną  córkę i dziękuję  losowi i wszystkim  dobrym  mocom, że mogę być z nią razem. Tata zerknął na bladziutkiego Kazika, na jego podkrążone oczy i powiedział - chyba synku powinieneś nieco jeszcze pospać, więc po śniadaniu ja się zajmę Alkiem, a wy jeszcze trochę podrzemcie.  Kazik uśmiechnął się - jest coś co powinieneś wiedzieć tato - wczoraj dopadły mnie demony  przeszłości - napisała do mnie matka Anki. Uświadomiła mnie, że zostałem wrobiony przez Ankę w małżeństwo. A sprawcą  ciąży Anki  był twój były zięć.  Robert? - upewnił się tata. Tak tato, tak Anka napisała  w swoim pamiętniku.  Była  szczodrą kobietą, w tym samym czasie współżyła jeszcze z dwoma facetami. Imienia tego trzeciego jej matka nie napisała. Tata zrobił "wielkie oczy" i powiedział- biedna kobieta. Kto? - zapytał Kazik.  Mama Anki - cicho powiedział tata. Wyobrażam sobie ile zdrowia ją kosztowało czytanie tego pamiętnika. Bo każdy ma nadzieję, że jego dziecko to jeden z ośmiu cudów świata. Powinieneś  jej podziękować za ten list - wykazała  się odwagą cywilną  pisząc do ciebie.  Tato, to samo powiedziała Teresa. Wspaniale ją wychowaliście. Tata uśmiechnął się - ty kochany - też nie masz żadnych braków  w wychowaniu.  Do kuchni weszła Teresa z Alkiem uczepionym jej dresu mówiąc - dziecko szuka taty i  dziadka a oni tu spiskują! Alek króciutko się zastanawiał do kogo pójść na ręce i wybrał, jak  każdego ranka - dziadka.  

Po śniadaniu, które było dziełem wspólnym taty i Kazika postanowili skorzystać z bardzo ładnej tego dnia jesiennej aury i wybrać  się do lasu. Ich wybór padł na Wilgę-  miejsce,  w którym wiele razy  bywali  gdy jeszcze  żyli rodzice Kazika. Teresa przezornie zapakowała jedzenie i picie dla wszystkich oraz w ostatniej chwili wózek "parasolkowy" dla Alka. 

Byli nieco zaskoczeni "rozwojem" tej miejscowości - powstało bowiem wiele nowych domów letniskowych. I nie były to "jakieś drewniaki", ale  murowane, ceglane domy, z reguły jednopiętrowe, porządnie ogrodzone z dość dużym terenem wokół budynku. Podobało im  się, że nie były to tereny wykorzystane pod ogródek warzywny - najwidoczniej planiści uznali, że nie wolno działki pozbawiać  drzew, które na  niej rosły. Były to typowe leśne działki.    Bardzo się Teresie spodobał jeden z domów, bo na jego tarasie były ustawione duże drewniane pojemniki, w których część  zajmowały kwiaty a część- krzewy owocowe. Pojemniki były wysokie, więc pielęgnacja rosnących w nich  roślin nie była absolutnie uciążliwa.  Nooo, fajne- stwierdził tata - ale taka działka to straszne uwiązanie-  od wiosny do późnej jesieni trzeba tu albo mieszkać albo regularnie bywać bo rośliny przecież wymagają podlewania i pielenia.

Od nas  z domu to równe 60 kilometrów - zauważył Kazik. I zapewne właściciele nigdzie  nie jeżdżą na urlopy, bo przecież mają "działeczkę". No niby nie jest stąd daleko do Wisły, ale nie przypominam sobie by kiedykolwiek ktoś nad Wisłą plażował, za to się kilka osób utopiło, bo tu bywają jakieś dziury w dnie rzeki. 

Obejrzawszy "co słychać w Wildze" pojechali  kawałek za Wilgę, w  stronę Maciejowic i znów skręcili w las.  Był to teren młodników, za nim "geograficznie" już była Wilga. Na skraju starego lasu wyrosły nowe  "działeczki" i to chyba stosunkowo niedawno, bo domy nie były jeszcze otynkowane.  Ale zadupie - niezbyt elegancko określiła to miejsce  Teresa. Nawet za dopłatą bym tu  mieszkała. Ale znam kogoś, kto tu miał działkę - tylko trzy razy mieli włamanie - raz im poodkręcali i zabrali wszystko co się dało wynieść, raz tylko naświnili a raz zniszczyli całe wyposażenie kuchni - porąbali szafki i nawet stół. Facet usunął wszystkie  ślady zniszczenia i szybko działkę wraz z domem sprzedał. Ale możemy po tym młodniku pochodzić, zawsze były tu maślaki, pamiętasz tato?   No, pamiętam. A w tym starym lesie były podgrzybki, tam niedaleko jest nieduże wrzosowisko. Kazik rozejrzał się dookoła - ładnie tu nawet, ale ja nie mam zacięcia do posiadania domu z ogródkiem, nie napalałem  się nigdy na dom z ogrodem. Pewnie jestem za leniwy na to, by posiadać dom z ogródkiem. W Warszawie też  bym nie chciał mieszkać w domu z ogródkiem.

Wjechali kawałek w las i Teresa zajęła  się przybliżaniem dziecku tego, co w lesie rośnie.  Pokazała muchomory i zabroniła  dziecku dotykać  tego grzyba.  Pokazała mu kurki, znalazła jednego maślaka i choć Kazik patrzył się na nią z wyraźnym powątpiewaniem w jej rozum, opowiadała dziecku o grzybach. Potem demonstrowała  małemu jak miłe jest  dotykanie  rączką mchu i jak miło się siedzi na takiej poduszeczce z mchu. Ze zwalonego pnia sosny  swoim damskim scyzorykiem  oddzieliła kawałek kory i powiedziała  dziecku, że w domu ona z dziadkiem zrobią z tego łódkę. Nazbierała też  całkiem sporo żołędzi i wyjaśniła Kazikowi, że w domu zrobi z nich "ludziki". Zdumienie Kazika sięgało niemal nieba.

Maleńki turysta był zachwycony niemal wszystkim, nawet robakami, które żerowały w starym, mocno już dojrzałym podgrzybku. Potem z kolei Teresa była  zachwycona, bo kilka drzew  dalej przysiadł dzięcioł , ale szybko odleciał.

W drodze powrotnej Kazik stwierdził, że nie bardzo wie, po co Teresa robiła małemu "wykład o  tym co rośnie w lesie", ale wtedy tata zabrał głos mówiąc - nawet nie masz bladego pojęcia jak bardzo chłonny jest mózg małego dziecka i jak wiele wiadomości można wtłoczyć w główkę dziecka, które już zaczyna mówić. 

 Nie pamiętasz tego, ale twoi rodzice też do ciebie ciągle mówili i "tłumaczyli ci świat", który  cię w danej  chwili otaczał. Dorośli z reguły  nie doceniają potencjału malutkich dzieci i to jest błąd. Zupełnie inaczej rozwija się dziecko do którego się wciąż mówi tłumacząc mu to wszystko co widzi a inaczej dziecko pozbawione takiej możliwości. Alek zaczął szybko mówić- oczywiście jeszcze jego aparat  mowy nie jest w 100% odpowiednio przygotowany, ale niedługo już będzie. Popatrz, jeszcze nie skończył dwóch lat, a umie nazwać palce u rąk. Niedługo będzie umiał odróżnić ilości - na przykład jeden palec od dwóch palców. Ty i Tesia potrafiliście czytać nim poszliście do  szkoły. I wierz mi - nie wzięło się to z powietrza. A on ostatnio dopytuje się na spacerach o nazwy marek samochodów i bardzo uważnie im  się przygląda. Jeszcze  trochę a będzie je bezbłędnie rozpoznawał, niezależnie od koloru. Widzisz chyba ile zwierząt już umie rozpoznać na obrazku. I to nie bierze się z powietrza. Jeśli będzie pogoda za tydzień to się możemy z nim wybrać do ZOO.  Wprawdzie nie mówi "słoń" tylko "sioń", ale to kwestia kilku dni i te dwie spółgłoski obok  siebie wymówi poprawnie. Najważniejsze, że mówimy do niego normalnie, nie  zdrobniamy wszystkiego i nie seplenimy.

Przepraszam, nie  zdawałem sobie z  tego sprawy, że obecność Tesi w domu z dzieckiem to nie tylko kwestia pielęgnacji typu jedzenie i higiena życia. To może, jeśli będę w domu, w tygodniu pojedziemy na lotnisko?  Pogadam z Jackiem, fajnie byłoby na wojskowe, bo mógłbym mu pokazać i szybowce. No jasne, możemy - odpowiedziała Teresa. I dla równowagi do muzeum kolejnictwa. I na paradę starych samochodów.  Kochanie, naszym życiowym zadaniem jest objaśnianie  mu świata od najwcześniejszych jego lat. Nawet jeśli teraz  czegoś  nie pojmie, to za pół roku na pewno "załapie" o co chodzi. Teraz nie pojął, że dla taty jego mama jest dzieckiem a dla ciebie  żoną. Ale jeszcze kilka takich powtórek a on  to "załapie". Na obrazku odróżnia kurę od koguta - to znaczy panią kurę od pana koguta. I wie, że kurczaczki to ich dzieci.

On już jest mądrutki. I bardzo bystro wszystko obserwuje. Gdy będzie więcej mówił to będzie się nas o wszystko pytał. On jeszcze nie potrafi sformułować pytania, ale jeszcze  trochę i będzie nas zarzucał nimi. I tak jakoś dość harmonijnie się rozwija. Ostatnio po raz pierwszy sam wpadł na pomysł pochodzenia po ścieżce z pniaków i wystarczyło mu trzymanie się mojego palca.  Na początku to musiałam go trzymać za rączkę i  prostować gdy go "zginało  na boki". Na zjeżdżalnię po schodkach  wchodzi super.  Teraz ćwiczymy odróżnianie lewej i prawej rączki. Jak opanuje "rączki", to już nóżki będzie odróżniał bez problemu. Bardzo lubi gdy mu coś rysuję. I tak sobie  ostatnio  pomyślałam, że trzeba uważać co się przy  nim mówi - ma  stanowczo za dobry słuch i  muszę uważać żeby w złości nie  rzucić jakimś mało cenzuralnym słowem.

Jestem paskudna, ale skręca mnie  ze śmiechu gdy nasze dziecko patrzy na swego stryjecznego braciszka z takim jakimś zdziwieniem i mówi o nim małe bobo.  Pokazałam  mu na  spacerze jeszcze mniejsze od Tadzika dziecko to patrzył się na  nie z ogromnym zdumieniem, zupełnie jakby się dziwił, że takie  maleństwo a  żyje. A gdy mu mówię, że on też był taki malutki to jego wyraz buźki wyraźnie chce  mi przekazać, że  chyba mam nie po kolei w głowie.  W ramach zdobywania doświadczeń przejadę się z nim któregoś dnia autobusem. I jeśli będzie jakiś sympatyczny kierowca to jeden przystanek postoję z nim obok- pewnie mały będzie zachwycony. Oczywiście wpierw zapytam się pana  kierowcy czy  mogę tak zrobić. Na tych naszych liniach to nawet sympatyczni kierowcy jeżdżą. Przejadę się ze dwa przystanki, wezmę ze sobą "parasolkowiec" to z powrotem część  drogi mały opędzi w wózku. Kazik skrzywił się - to zrobimy to razem gdy będę tego dnia  w domu - nie gdy będziesz  sama z małym. Nie  chcę  byś go dźwigała, już nie jest leciutki.

                                                                      c.d.n.