To była nieco dziwna sobota - Wojtek byłby najszczęśliwszy gdyby mógł trzymać Martę cały czas w ramionach ale wtedy nie da się siedzieć przy stole, pić kawy, pochłaniać tort a do tego odpowiadać z sensem na pytania rodziców, którzy naprawdę się cieszyli z faktu, że Marta będzie ich synową.
Mama, jak to każda normalna mama, zaraz włączyła opcję z półki matczynej pomocy i wypytywała się o stronę organizacyjną - o jakim ślubie marzą i gdzie go wezmą, bo mogą albo w Grazu albo w Warszawie, czy i jakie chcą mieć wesele i w ogóle w czym ona i ojciec mogą im pomóc, bo przecież oboje są bardzo zapracowani na swych uczelniach.
Wojtek wybrnął z tego klasycznie - on zgadza się na wszystko czego będzie sobie życzyła Martusia, bo dla niego najważniejsze jest to, że zgodziła się by się pobrali. Wtedy tata Marty powiedział, że dopóki nie pozbędą się najemców mieszkania Marty, to młodzi mogą mieszkać w tym mieszkaniu, wszak są tu cztery pokoje, a poza tym Marta i Wojtek mogą mu zlecać załatwienie różnych spraw, ale muszą mu dać upoważnienie , np. do Archiwum USC w którym obecnie są wszystkie metryki i jest zupełnie gdzie indziej niż ich dzielnicowy USC. I tata ma znajomego notariusza, więc mogą się do niego razem wybrać, bo człowiek urzęduje również w godzinach popołudniowo - wieczornych i dodatkowo może im podpowie co jeszcze może tata załatwić posiadając odpowiednie upoważnienie. Jedno jest pewne - podstawą jest ślub cywilny. Jest wybór Urzędu - może być dzielnicowy USC albo USC zwany Pałac Ślubów, jeśli przewidują wielu gości.
Marta westchnęła i powiedziała - pewnie podpadnę, ale rzecz wygląda tak, że ja nie przewiduję żadnego uroczystego, okazałego ślubu - chcę po prostu uprawomocnić nasz związek w naszym, zwykłym USC. Ślubu kościelnego też nie przewiduję, wesela też nie. Moi rodzice mieli ślub kościelny. Przysięgali sobie miłość i wierność przed ołtarzem, potem było ponoć całkiem huczne wesele a jak się to skończyło to wszyscy wiemy - ostatni raz widziałam swoją matkę na sprawie rozwodowej - nawet nie wiem czy żyje i czy nadal mieszka w Warszawie. A nie była pozbawiona praw rodzicielskich. Tata zrzekł się alimentów bo od chwili ciąży nie pracowała.
I dość wcześnie doszłam do wniosku, że kwestia jaki ma być ślub, gdzie zawierany itp. jest zupełnie nieistotna dla trwałości związku. Jeśli z jakiegoś powodu wygaśnie uczucie to nic a nic się na to nie poradzi. To nie dziura w skarpetce którą można ładniej lub mniej ładnie załatać. Poza tym znam kilka par, które żyją razem bez ślubu i tylko można im pozazdrościć tego jak się wzajemnie o siebie troszczą. W wielu miejscach funkcjonują tylko na podstawie wzajemnych upoważnień, z których niektóre są poświadczone notarialnie. I dlatego mnie do szczęścia wystarczy zwykły, cichy ślub typu my i nasi świadkowie i rodzice. Oczywiście potem możemy się wszyscy razem wybrać na jakiś dość wytworny lunch.
A ja się w pełni zgadzam z Martunią - powiedział Wojtek. I mam nadzieję, że tata nie każe się nam przeprowadzić do tamtego drugiego mieszkania i będzie tu razem z nami nadal mieszkał. To całkiem spore mieszkanie, a my oboje to tylko w weekendy i święta będziemy w domu cały czas.Tata wyraźnie się wzruszył i powiedział, że to szalenie kusząca propozycja i faktycznie bez problemu się tu pomieszczą i postara się być jak najdłużej przydatnym współlokatorem.
Ojciec Wojtka siedział zamyślony i jakby lekko nieobecny aż Wojtek zapytał nad czym tak rozmyśla. Och, przepraszam- uświadomiłem sobie, że trzeba w tym układzie coś zmienić w opiece nad Helenką. Muszę się zorientować jakie są możliwości umieszczenia jej w jakimś prywatnym domu opieki lub znalezienie kogoś na stałe. Tam chyba jest w tej chwili ta jej opiekunka? Tak, powinna być - powiedział Wojtek. To ja w takim razie zostawię was teraz na trochę i pójdę do Helenki- chcę porozmawiać z tą panią. Pojadę z tobą, dawno nie widziałam Helenki - stwierdziła mama Wojtka. Jak chcesz - może coś wymyślimy po drodze - bo nie będziemy brać taksówki, to nieomal rzut beretem, bo można pójść na skróty a trochę ruchu dobrze mi zrobi. A może was podwieźć - spytał Wojtek. Nie synuś, znam drogę na skróty, przejdziemy się.
Gdy wyszli Wojtek pomógł Marcie sprzątnąć ze stołu, napełnił zmywarkę i ją włączył. W międzyczasie Marta przeglądała w sieci strony szukając prywatnych domów opieki w Warszawie lub w pobliżu. Wypisała sobie adresy i numery telefonów. Wojtek zajrzał jej przez ramię - w Warszawie to praktycznie nic nie ma- powiedział. Już raz szukałem. Jest w Konstancinie coś co miało być budynkiem mieszkalnym dla osób starszych, z recepcją, z kontaktem z lekarzami itp., ale ceny tych mieszkań były zaporowe i teraz jest tam coś jakby na kształt domu opieki a koszt miesięczny to zaczyna się od kwoty 8000 zł.I na mur beton nie jest to jakiś dom opieki, bo to wielopiętrowy budynek. Ooooo, są oceny byłych pacjentów, czyli nie ma tam stałego pobytu tylko jakieś pobyty czasowe, rehabilitacyjne. No to odpada. W moim odczuciu to ciocia powinna być w jakimś domu dla alzheimerowców, bo ona coraz mniej kontaktuje. Zobaczymy jak rodzice ją ocenią. Mam jeden adres to jest w Wildze a właściwie w Trzciance koło Wilgi, bo Wilga jest podana jako gmina, w której ten dom jest.
A mówiłeś rodzicom, że coś z ciocią "nie halo"? Jak raz powiedziałem to mama stwierdziła, że każdy stary człowiek jest mało kontaktowy i każdego czeka starość. A że chwilami się mnie pyta kim jestem to moja wina bo od rana do wieczora nie ma mnie w domu. Więc jestem bardzo ciekawy jaki będzie efekt tej wizyty.
Ja należę do spółdzielni i całkiem niedługo będę miał mieszkanie na Ursynowie, ale rodzice o tym nie wiedzą, więc zachowaj tę wiadomość dla siebie. Ojej, a ja myślałam, że ty trzymasz z nimi sztamę. Sporo jeszcze masz takich tajemnic przed nimi? Przed nimi tak, ale od dziś będziesz we wszystko wtajemniczona. Na przykład nie wiedzą że robię różne projekty i całkiem nieźle dzięki temu stoję finansowo i sam wpłaciłem wkład do spółdzielni. Oni ciągle myślą, że ja chcę dostać mieszkanie po ciotce - ale ja nie chcę tego mieszkania, choć ono ponoć jest na mnie zapisane. Nie podoba mi się ani lokalizacja ani samo mieszkanie. Na szczęście mało tam bywam, tyle, że tam śpię. Najwięcej czasu spędzam na uczelni. A pracować mogę wszędzie tam gdzie mogę położyć laptop.
Chyba dziś podpadliśmy twojej mamie - była wyraźnie rozczarowana faktem, że nie chcemy super ślubu z super weselem - stwierdziła Marta. Fakt - aż usteczka zagryzła, żeby czegoś nie miałknąć - dodał Wojtek. O kurczę - zapewne przestanę być ulubioną synową - roześmiała się Marta. Nie licz na to, ona za bardzo cię lubi. A poza tym jest przyzwyczajona już do ciągłych rozczarowań.
Pierwsze to miała gdy ja się urodziłem, bo ona marzyła o dziewczynce. No niestety tata okazał się "męskim krawcem". Potem było straszne rozczarowanie bo nie chodziłem z żadnymi dziewczynami i się biedna mama zamartwiała , czy aby nie mam specyficznego odchylenia od normy. To nie mówiłeś jej, że się przyjaźnimy? Że się spotykamy? No nie mówiłem, po co miałem mówić? A potem odmówiłem studiowania w Austrii i wróciłem do Polski.
A właściwie dlaczego nie chciałeś tam studiować? Chyba tam jest wyższy poziom i lepsze warunki niż u nas? Nie mogłem tam studiować bo ciebie tam nie było. I wolałem mieszkać z ciotką nieco mało kontaktującą niż być tak daleko od ciebie. Jesteś dla mnie całym światem i nic na to nie poradzę. Pamiętasz naszą szkolną wycieczkę do Krakowa? Jechaliśmy z równoległą klasą.Wtedy się w tobie zakochałem bo zrobiłaś na tej koszmarnej wycieczce trzy niesamowite rzeczy - wpierw napyskowałaś w barze mlecznym, że tak wstrętnego jedzenia to jeszcze w życiu nie jadłaś i kupiłaś dla siebie i dla mnie po bułce z szynką, potem dałaś mi wieczorem tabletki od bólu gardła bo mnie cholernie bolało i pewnie tylko dzięki temu nie pogorszyło mi się i nie poszło w anginę a potem pomogłaś mi z moim utytłanym dżemem plecakiem - wzięłaś go, wyczyściłaś a że był mokry to moje rzeczy wrzuciłaś do swego plecaka i ja go nosiłem, a ty niosłaś mój pusty przewieszony na ręce, żeby wysychał. Ty byłaś w piątej klasie, ja w szóstej. W następnym roku całymi godzinami wystawaliśmy przed twoim domem, bo jakoś trudno nam było się rozstać. A potem, gdy już byłaś w siódmej, chodziliśmy po dwa razy na ten sam film, bo raz to było pójście do kina i cały film się całowaliśmy, a drugim razem to było pójście na film. W ósmej mieliśmy serię prywatek i uczyliśmy się tańczyć i całowaliśmy się na oczach naszych koleżanek i kolegów i wszyscy wiedzieli, że jesteśmy parą.A ja miałem fajnie, bo prawie nie chodziłem do szkoły tylko całymi dniami uczyłem się niemieckiego. Bo wszystko w domu było podporządkowane pod pracę taty. No a potem wywieźli mnie do tej Austrii. I moja matka była strasznie zawiedziona, bo nie miałem żadnych koleżanek, nie zaprzyjaźniłem się z jakąś dziewczyną. A ja tylko czekałem na pełnoletność by móc decydować o sobie. Wiesz kochanie nie wszystko w rodzinach jest takie na jakie wygląda z zewnątrz.
No faktycznie- tak było.Wychodzi na to, że nie byliśmy grzeczniutkimi dziećmi i wcześnie zaczęliśmy interesować się płcią przeciwną - stwierdziła Marta. A wiesz - całujesz tak samo cudownie jak wtedy gdy mieliśmy po 15 lat. Ale ja jestem prawie 2 lata od ciebie starszy, bo do polskiej szkoły poszedłem później, oczywiście przez to, że ojciec był na placówce. I lepiej znałem wtedy francuski niż polski.
Wspominki przerwał telefon od rodziców - wypożyczyli samochód i zaraz jadą do Wiśniewa, do zakładu Sióstr Felicjanek dla chronicznie chorych kobiet. Ojciec rozmawiał wstępnie i umówił się z Matką Przełożoną, że jeszcze dziś przywiezie swoją siostrę. Zakład jest prowadzony przez siostry zakonne, które są przeszkolone do takiej działalności.Właśnie pakują jej najpotrzebniejsze rzeczy. To nie jest daleko od Warszawy, zaraz za Tarchominem Fabrycznym. Resztę rzeczy spakują i dowiozą jutro. Więc niech się nie denerwują, bo to zajmie niestety trochę czasu. Mama zostanie teraz w mieszkaniu cioci i trochę tu wszystko uporządkuje, spakuje resztę rzeczy, które w niedzielę on dowiezie dla siostry, gdy już się zobaczy ze swoim szefem. A skąd wzięliście adres? - spytał Wojtek. Od tej pani, która się Helenką opiekuje- ta pani twierdzi, że z Helenką jest coraz gorzej i powinna już mieć całodobową opiekę. Przecież mówiłem mamie, że ciocia chwilami nie za bardzo kontaktuje, to powiedziała, że każdy stary człowiek na starość źle kontaktuje. A przecież ciocia jest od ciebie raptem pięć lat starsza - zezłościł się Wojtek. Potem o tym porozmawiamy - stwierdził ojciec i się rozłączył.
No to mamy dziś całkiem sporo wrażeń - stwierdziła Marta. Zostałam dziś oficjalną narzeczoną, podpadłam zapewne przyszłej teściowej i kolejny raz się przekonałam jakiego mam fajnego tatę. Ja naprawdę uważam, że możemy tato z tobą razem mieszkać. Nie wmówisz we mnie, że marzysz o tym by mieszkać oddzielnie. Na razie przez kilka lat na pewno nie będziemy się rozmnażać, bo chcę skończyć studia w zakresie kosmetologii a nie w dziedzinie zmieniania dzieciakowi pampersów. A jeśli nam się zachce dzieciaka to mnie osobiście jedno całkowicie wystarczy do szczęścia. Świat i tak jest już przeludniony i coraz bardziej zniszczony. I nawet jeśli już będziemy mieli dziecko to nie widzę powodu by mieszkać oddzielnie. Kiedyś w jednym miejscu mieszkały dwa lub trzy pokolenia i uważam, że powinno się budować większe mieszkania, żeby przynajmniej dwa pokolenia mogły razem mieszkać. Ja wiem, że na pewno, jeśli powierzchnia domu była zbyt mała to dwa lub trzy pokolenia pod jednym dachem nie zawsze się dogadywały, ale dla dzieci na pewno było fajniej gdy miały koło siebie tatę, mamę babcię i dziadka. Tato, a jaki jest twój stosunek do tak zwanego domu jednorodzinnego? Takiego o powierzchni np. 190 metrów kwadratowych? - spytał Wojtek. A gdzie? No na przykład na Ursynowie albo na Wilanowie? Brzmi nieźle, ale obawiam się, że to kosztuje majątek jeżeli idzie o Warszawę. Oczywiście cena domku obejmuje grunt na którym jest wybudowany i kawałek ogródka przydomowego. A żeby było ciekawiej to wszystkie media są miejskie. No jeśli są media miejskie to rzecz jest warta grzechu - roześmiał się tata. Ja się kiedyś zgapiłem, bo bałem się takiej inwestycji - był do kupienia domek na Sadybie -właściciela nie było stać na zapłacenie podłączenia się do sieci miejskiej- centralne, gaz, kanalizacja i chciał go sprzedać. A ja się bałem zadłużyć i nie kupiłem go, a cena była naprawdę okazyjna. Ale odpuściłem, bo to już było po rozwodzie i trochę się bałem żeby Marta przebywała pół dnia sama w domu wolno stojącym. Poza tym tam był spory ogród a ze mnie kiepski ogrodnik. A czemu pytasz? Masz coś na oku?
Na razie to mam na oku głównie ślub. To mieszkanie, w którym mieszkam z ciocią, jest prawnie moje, bo ojciec mi je podarował. Jeśli ciocia zostanie w zakładzie, a wygląda na to, że to niestety jedyne dobre rozwiązanie to zacznę kombinować na co je zamienić, bo bardzo go nie lubię. Ale to dopiero po ślubie. To niewątpliwie jest teraz sprawa priorytetowa. Muszę się przymierzyć do swojego garnituru- mam nadzieję, że nadal jest dla mnie dobry bo ważę od wielu lat tak samo i nie urosłem. A bardzo rzadko go zakładam i gdy tylko wracam do domu zaraz ląduje w szafie na wygnaniu. Już się zamartwiam, że będę musiał go włożyć. Kociątko, będziesz musiała ocenić swoim okiem jak ja w nim wyglądam. Najchętniej bym poszedł w dżinsach i zamszowej marynarce.
Jeśli masz czarne nie zniszczone i nie powypychane zbytnio dżinsy to możesz pójść w czarnych dżinsach i zamszowej marynarce. Ja też mam czarne dżinsy, tylko musiałabym zapolować gdzieś na zamszową kamizelkę i jakąś fajną koszulową bluzkę. A w ogóle to mam nawet nieomal garnitur dżinsowy granatowy - spodnie rurki i marynarkę. Tylko muszę w niej rękawy skrócić bo nie wypada by na ślub były podwinięte rękawy. Jak się w tym pokażę twojej mamie to pewnie powie: "synu, nie żeń się z nią, to kompletna wariatka". Kiedyś byłam o krok od kupienia sobie spodni skórzanych- czarnych. Wyglądałam w nich super sexi, ale koleżanka mnie "otrzeźwiła" mówiąc, że w takich spodniach to stoją dziewczyny w Amsterdamie mające swe pokoje w domach z czerwonymi latarniami. Nie widziałam nigdy tej ulicy z tymi sexi przybytkami. I coś mi się zdaje, że nawet gdybym była w Amsterdamie to pewnie bym tam nie trafiła.
A ja mam prośbę - powiedział Wojtek zwracając się do swego prawie teścia- wolę mówić do ciebie tato niż zwracać się imieniem - pozwolisz? No jasne Wojtku - to dla mnie wręcz komplement.
c.d.n.