środa, 6 września 2023

Córeczka tatusia - 3

 Rodzice Wojtka przyjechali do Warszawy pociągiem w sobotni poranek i z dworca odebrał ich Wojtek. Ponieważ doba hotelowa  zaczynała  się dopiero od godz. 14,00 przywiózł ich, zgodnie  z "rozkazem" Marty i jej taty na wspólne śniadanie. W planach co prawda inaczej to wyglądało a w efekcie końcowym szef i jeszcze jeden z inżynierów wyruszyli do Warszawy służbowym  samochodem z kierowcą. Ponoć  szef był nieco niezadowolony, bo chciał jeszcze coś po drodze "obgadać", ale ojciec Wojtka  wymigał się od jazdy  samochodem twierdząc, że ma kłopoty z krążeniem i wielogodzinne siedzenie w  samochodzie bardzo mu nie  służy i pojedzie  do Warszawy slipingiem, chociaż oczywiście bierze przed podróżą odpowiednie leki. A jak jedzie samochodem to musi co godzinę robić przerwy w podróży. Jak twierdził to już i tak się bardzo poświęcił, bo będzie nocował w jednym pokoju z szefem.

Marta po przywitaniu się z rodzicami Wojtka powiedziała do niego cichutko w kuchni, że  czuje  się jakby była po przeglądzie  lekarskim - wymacana, obejrzana i przepytana na  wszystkie strony. Ale rodzice Wojtka byli tak serdeczni i szczerzy w tym wszystkim co robili i mówili, że jak powiedziała Wojtkowi był to "okład" na jej psychikę, bo fajnie jest wiedzieć i czuć, że rodzice osobnika, który twierdzi, że ją kocha- akceptują jej osobę w 100%. Wiesz - tłumaczył jej Wojtek - oni po prostu pokochali cię dużo wcześniej i to ich uczucie  nie wynika  z tego, że ja  cię kocham. Jeszcze im nie powiedziałem, że cię kocham. Nie  wynika też z tego, że twoja matka nie  stanęła na wysokości swego zadania. O tym, że cię kocham powiem im dopiero wtedy gdy ty mnie pokochasz. No to możesz im już o tym powiedzieć - prawie nie spałam tej nocy, analizowałam bardzo dokładnie  wszyściutko co się dzieje między nami i wiem, jestem pewna, że to co mnie przy tobie trzyma to nie tylko przyjaźń. Też  cię kocham. Wojtek wziął ją w ramiona i był tak zajęty poznawaniem smaku jej ust, że nawet nie  zauważył, że przed otwartymi drzwiami kuchni stoi jego mama, która szybciutko wróciła do pokoju i powiedziała- musimy troszkę zaczekać, Wojtusiek tuli Martusię, dajmy im chwilę, jeszcze  nie umieramy  z głodu. W pięć minut później Wojtek wszedł do stołowego z zastawioną tacą i nieco błędnym spojrzeniem. Może wam w czymś pomóc - spytała mama. Pomóc?- spytał niezbyt przytomnie  Wojtek - nie, już wszystko gotowe, zaraz przyniosę resztę. Aaaa- Marta pyta co kto pije. Ja jak zwykle zbożówkę- powiedziała mama a obaj tatusiowie zażyczyli  sobie herbatę. Dobrze - powiedział Wojtek i szybko wyszedł. Po chwili przyszli oboje i przynieśli dzbanki z kawą i herbatą. W czasie śniadania do ojca Wojtka napisał jego  szef- tekst wiadomości  szalenie  rozbawił adresata i  powiedział - mój szef właśnie mi wymyśla od szczęściarzy  bo aktualnie stoją na poboczu i jego kierowca mocuje  się ze zmianą koła. I gdy zmienią to podjadą do jakiejś stacji naprawczej  ale nie wiem gdzie  są bo mi tego nie napisał. Pewnie  sam nie wie gdzie  są, bo on zawsze zapada w letarg na dłuższej  trasie. Napiszę mu tylko, że  współczuję, choć tak naprawdę to bardziej współczuję kierowcy niż jemu. Zmiana koła to zawsze taka brudna robota. Ale jego  kierowca to całkiem rozgarnięty facet i na pewno sobie poradzi. Tyle  tylko, że im podróż  zajmie więcej czasu.  Jeśli jadą A-1, a to jest najlepsza trasa, to gdyby nie ta  awaria to pewnie jechaliby ponad 8 godzin- zawyrokował Wojtek. Ja na takie  długie  trasy to zawsze biorę dwa koła  zapasowe, nie jedno. I wolę jechać pociągiem lub lecieć samolotem. Ojej, jak to dobrze ciociu, że przyjechaliście pociągiem bez takich dodatkowych i wątpliwych atrakcji- zauważyła Marta.  Ja to  się zawsze  zamartwiam gdy czekam na kogoś, kto pokonuje samochodem taką długą trasę. I pewnie będziecie  się  ze mnie śmiać, ale odkąd Europę przecinają autostrady to wolę jeździć pociągiem lub lecieć samolotem. Bo jednak większością autostrad to  się nudniej jedzie bo albo jest wytyczona w lesie albo daleko od różnych  miejscowości i właściwie można  zejść z nudów bo jest też sporo odcinków "zaekranowanych". Siedzisz za kierownicą i widzisz głównie asfalt. 

Czyli, jeśli wpadnie nam pomysł pojechania  gdzieś w  świat samochodem to będę wybierał dla nas krótkie odcinki autostradami i wleczenie   się szosami miejscowymi - zaśmiał się Wojtek. I tym sposobem trasę Warszawa - Graz będziemy pokonywać z noclegami bo to jest jednak  dobrze ponad 800 kilometrów. Pojedziemy w trzech  etapach: Warszawa- Ostrawa , to jest 376 km, z Ostrawy  do Wiednia to 298 km i po wiedeńskim śniadanku pojedziemy do Grazu bo to już tylko 200 km.  W życiu  nie byłem w Ostrawie, ale byłem kiedyś  w Brnie. Brno też mamy po drodze. Oczywiście te odległości są wielce orientacyjne, bo to są wyliczenia na jazdę  autostradą A1. 

A kiedy planujecie taką podróż? - zapytała mama.  Jeszcze nie  wiem, ale na pewno nie  w trakcie roku akademickiego, bo oboje  mamy wtedy wykłady. A Martusia ma  za tydzień jakieś zaliczenie, ponoć ostatnie w tym roku, a po wakacjach jeszcze dwa  semestry na zakończenie studiów I stopnia. I wtedy zdecyduje czy poprzestaje na tym, czy jeszcze zrobi  cztery semestry na tytuł magistra. A ja  sesję mam w czerwcu i zaczynam pisać pracę magisterską- na  razie zbieram materiały. I usiłuję spotkać  się z facetem, którego mam zamiar poprosić by był moim promotorem. Kiedyś "luźno" twierdził, że ciekawi go ten temat i mógłby być moim promotorem.

Nie miałam pojęcia, że są takie  studia jakie robi Martusia -  stwierdziła mama. No właśnie, ja też nie wiedziałem, a one są tylko rok krótsze od studiów medycznych, które trwają sześć lat, a mnie  się wydawało, że bycie kosmetyczką to sprawa  nieskomplikowana- powiedział Wojtek. Ale ona ma tam bardzo dużo wiadomości z  zakresu medycyny. Ze znalezieniem  pracy na pewno  nie będzie  miała problemu, poza tym będzie  mogła  założyć własny gabinet kosmetyczny, bo oprócz wiedzy w  zakresie merytorycznym będzie też miała wykłady i wytyczne dotyczące prowadzenia takiej placówki. Tę uczelnię ma pod opieką jeden z polskich producentów kosmetyków. Nawet nie masz mamuś pojęcia jak ona ślicznie wygląda w  swoim "służbowym uniformie" - aż się cieszę, że niewielu mężczyzn w kraju dba o swoją skórę- najczęściej to  do gabinetów  kosmetycznych trafiają zapryszczone małolaty doprowadzone na  siłę przez mamusię. 

Gdyby mamusie tych małolatów odpowiednio swe  dzieciaki żywiły i nauczyły dbania o higienę to byłoby znacznie  mniej tych pryszczatych małolatów - powiedziała Marta. Często do kosmetyczki trafiają w takim stanie, że  wpierw trzeba wyleczyć stany ropne i tu  wkracza  lekarz dermatolog i odpowiednie  antybiotyki podawane  miejscowo a czasem i doustnie. A jakie  mamusie  są  zdziwione gdy się dowiadują, że ważne jest to czym  dziecko się pasie i że mleko i kakao to nie  samo  zdrowie a czekolada owszem jest  zdrowa, ale tylko taka gorzka która ma przynajmniej 80% kakao i 0% cukru i że  słodzenie szklanki herbaty trzema kopiastymi łyżeczkami cukru jest niezdrowe i że ilekroć  spoci się pryszczatemu buziuchna to należy ją porządnie umyć a nie wycierać ją rękawem swetra czy kurtki, bo ubranie  w którym  chodzimy ma na sobie  furę  zarazków. Nie  są co prawda widoczne, ale  za to setnie szkodzą  skórze.  Ja  w ogóle "przymierzałam"  się do medycyny, ale rozmawiałam ze swoją  znajomą lekarką i ona mi doradziła te studia, jeżeli mam zamiar kiedyś wyjść  za mąż i założyć rodzinę. Ona twierdziła, że praktycznie nie wychowywała  swoich  dzieci - robili to zamiast niej jej rodzice. Zatkało mnie  gdy powiedziała, że zrobiła  specjalizację w pediatrii, ale tak naprawdę nie jest w stanie powiedzieć młodej matce czemu jej  maluszek wciąż płacze. Zleca kupę  badań, żeby wykluczyć jakiś  stan chorobowy  i tyle.

Mama Wojtka roześmiała  się cichutko - maluszki płaczą nie  tylko dlatego, że im  coś konkretnego dolega - maluszek też  człowiek i potrzebuje towarzystwa drugiego człowieka. Nie płacze tylko dlatego, że jest głodny, że boli je brzuszek lub ma mokro - często potrzebuje po prostu obecności kogoś bliskiego bo czuje się samotne, opuszczone, potrzebuje przytulenia i bliskości. I to nie jest rozpieszczanie  dziecka ale po prostu  zaspokajanie jego potrzeb uczuciowych. Tak zwany zimny wychów  cieląt i  dzieci nie  służy  ani cielętom ani  dzieciom.

Wojtek wstał od stołu i powiedział -muszę na chwilę wyskoczyć do swego mieszkania - wrócę za 30 minut- zostawiłem coś w kieszeni kurtki i  zapomniałem to przełożyć. Dobrze, że nie  zapomniałem w tym układzie samochodu. Synku, to powiedz Helence, że my do niej wpadniemy popołudniu, koło 17,00- poprosił tata.Tylko nie mów, że  już jesteśmy na miejscu tylko, że jedziemy.  Marta posłała Wojtkowi badawcze  spojrzenie,  na które padła odpowiedź- naprawdę zaraz  wrócę, po prostu zdjąłem  z wieszaka niewłaściwą kurtkę i dlatego muszę na moment wrócić.

Gdy Wojtek wyszedł panie posprzątały ze stołu a Marta opowiadała  co zabawniejsze historyjki  z zajęć praktycznych, których na tym  kierunku  nie brak. Powiedziała też, że zaraz  po ukończeniu studiów na pewno nie otworzy własnego gabinetu tylko podejmie  pracę w którymś z tak  zwanych salonów piękności. Jej koleżanki nastawiają się na podjęcie pracy w salonach kosmetycznych  mieszczących  się w hotelach, kilka chce  się zatrudnić na pływających wycieczkowcach a ona  na razie  z nikim  żadnych  rozmów  nie prowadziła, bo chyba jednak zrobi te  studia II stopnia i dopiero wtedy pomyśli o własnym gabinecie. Bo widzisz  ciociu  - po tym  licencjacie to nie będę dla swego personelu żadnym autorytetem, ale po II stopniu już tak i będę mogła również podjąć pracę w którymś ośrodku rehabilitacyjnym.  Po prostu  będę lepiej wykształcona, bo teraz naprawdę nie czułabym  się komfortowo idąc do jakiegoś gabinetu kosmetycznego.  Czasami żałuję, że nie  zdawałam na medycynę, ale   z drugiej  strony wiem, że gdybym została lekarzem to raczej trudno by mi  było pogodzić pracę  zawodową z macierzyństwem, a wiem, że gdy wyjdę  za mąż i  zdecyduję  się na  dziecko to nie po to by je ktoś zamiast mnie wychowywał, bo  taka trzyletnia przerwa  wzięta  z racji urlopu wychowawczego to właściwie  wykopuje  człowieka  z tego zawodu.   Ja  też uważam, że  nawet najmniejsze  dziecko to pełnoprawny  człowiek i skoro powołałam go do życia  to muszę mu poświęcić całą  swą uwagę i zapewnić mu jak najbardziej komfortowe  dzieciństwo nie  tylko od  strony fizycznej ale i psychicznej.

Wojtek, tak jak obiecał wrócił w ciągu pół godziny. A ponieważ wrócił z pudełkiem  ze znanej cukierni Marta obrugała  go mówiąc, że przecież  są ciastka  w domu i mógł powiedzieć że ma ochotę na ciacha. Kochanie, ale to nie ciacha, to tort czekoladowo-orzechowy. Tort? -zdziwiła  się Marta. Przecież powiedziałeś, że musisz po  coś do  domu pojechać. No byłem w domu a po tort nie stałem w kolejce, ruchu prawie nie ma, naród poza  miastem grasuje, więc już jestem. To jest nieduży tort, żebyśmy po nim pryszczy  nie  załapali. Powąchaj, nawet przez  papier  pięknie  pachnie! Pozwolisz, że pójdę  zrobić kawę?-  zapytał.  Ty coś knujesz - stwierdziła Marta.  No jasne, że knuję- jestem  w tym dobry. Na razie uknułem kupno tortu, teraz  pójdę go zatruć. I bardzo zadowolony  z siebie poszedł do kuchni. 

W chwilę później przyniósł talerzyki i widelczyki, potem na stole wylądował duży dzbanek z kawą i mały ze  śmietanką, potem rzeczywiście nieduży tort oblany równiutko czekoladą i przybrany orzechami i zaprosił wszystkich do  stołu. Gdy już wszyscy usiedli rozlał do filiżanek kawę i powiedział - mam  dziś wspaniały dzień i chcę  się podzielić z wami swoją radością. Kocham Martusię i to z wzajemnością. I chcę dziś, teraz, zaraz poprosić ją by za mnie  wyszła. Podszedł do Marty, przyklęknął przy  niej na jednym kolanie, wziął jej rękę i z pierwszego paliczka swego małego palca  zdjął pierścionek i wsunął na jej palec mówiąc- kocham cię i to od  dawna, marzę byś mnie wybrała za swego męża. Marcie na moment odebrało mowę, przełknęła ślinę i nieco łamiącym się głosem powiedziała  - też cię kocham, ty wariacie! Wstań, nie jestem świętym obrazkiem! Dla mnie jesteś - zapewnił ją Wojtek wstając. A teraz muszę  cię wycałować moja boginko i mogę to robić legalnie, przy ludziach! I słowa wprowadził  w  czyn. Gdy się od  niej  oderwał jego mama porwała ją w ramiona i mówiła, że to dla  niej najbardziej  radosna  nowina i że od  początku, odkąd poznała Martę chciała mieć właśnie taką synową, potem  Marta wpadła w objęcia swego przyszłego teścia, a na końcu uściskał ją  własny ojciec, a potem objął Wojtka mówiąc-  witaj w rodzinie, jestem naprawdę szczęśliwy, że będziesz  mężem Marty. I mów mi po prostu po imieniu - już masz jednego tatę. A mama powiedziała do Marty - możesz do  mnie mówić mamo, możesz  ciociu, możesz po imieniu- jak ci będzie  dziecino wygodniej - najważniejsze, że będziemy jedną rodziną. Oboje  z Wieśkiem  pokochaliśmy  cię już  wcześniej i jesteśmy szczęśliwi, że będziecie razem.

Wojtek wziął rękę Marty mówiąc - ależ ty masz szczuplusie paluszki - jubiler musiał zmniejszać ten pierścionek i przekonywał  mnie, że  żadna dorosła kobieta nie ma tak cieniutkich paluszków  i że na pewno będzie trzeba go powiększyć.  A ten akwamaryn jest piękny - powiedziała Marta. Starałem  się znaleźć pierścionek pasujący do twoich oczu - masz oczy właśnie takie - niebieskozielone, chodź, zobacz w lustrze powiedział Wojtek i pociągnął Martę do lustra.  Znalazłem ten pierścionek wśród biżuterii oddanej w komis. A rzucił mi się w oczy, bo oczko jest duże i gdy go pokazałem to facet powiedział, że to pierścionek  starej roboty, na jego oko z początku dwudziestego wieku. A gdy mu pokazałem rysunek obwodów kilku twoich pierścionków to facet zdębiał, że masz takie  cieniusie paluszki. Trochę  się przy nim narobił, bo żeby nie uszkodzić  kamienia musiał go czasowo usunąć. Wpierw chciał wyciąć kawałek, ale potem przerobił trochę obrączkę i  inaczej umocował kamień by się lepiej trzymał niż dotychczas. Obiecałem mu, że gdy już będziesz nosić ten pierścionek to wpadniemy do niego by mu pokazać te  chude paluszki. A srebrem też się zajmuje czy tylko złotem? Bo ja mam kilka pierścionków które są za duże, a tak mi się podobały, że je i tak kupiłam. Możemy je  do niego wziąć,  może coś wymodzi. Martuniu, a kiedy się zalegalizujemy wobec prawa? Na pewno nie przed ostatnim moim zaliczeniem- mam jeszcze sporo nauki i muszę  się sprężyć bo tylko tydzień mam na to.Wystawię tacie upoważnienie do pobrania mojej metryki urodzenia.A potem po złożeniu naszych dokumentów trzeba minimum miesiąc poczekać na ślub. Podobno bardzo  często po tak długim terminie niektórzy trzeźwieją i wycofują  swe dokumenty. Tu nie Las Vegas, że możesz wziąć  ślub  z marszu w 15 minut i zaraz wędrować dalej.

                                                                      c.d.n.

 


2 komentarze: