wtorek, 17 stycznia 2023

Lek na wszystko?- 40

 Pakowanie  się na  wyjazd wakacyjny do Niemiec przypominało walkę Don Kichota  z wiatrakami. W roli Don Kichota była Teresa, która zdaniem Kazika chciała  zabrać  ze sobą pół domu, rolę wiatraka pełnił  Kazik, który tłumaczył, że to wszystko i jeszcze  trochę można kupić tam na  miejscu a rzeczy dla maluszków są tam naprawdę i ładne i dobrze przemyślane i biorąc pod  uwagę  fakt, że Teresa w Polsce kupuje dla  małego rzeczy z importu to cenowo wypadną tak  samo jak w Polsce. Sprzęt dla małego, czyli łóżeczko, wanienka, leżaczek do karmienia były na  miejscu - wszak Kurt i Sophie "wyhodowali"  już trójkę dzieci. W ostatniej rozmowie telefonicznej Kurt  podyktował Kazikowi wykaz sprzętów dla dziecka, które już  są przygotowane do wywiezienia na letnisko i za dwa dni już  się tam  znajdą. Wszystko było opakowane w folię termokurczliwą, na  miejscu  wystarczy tylko małe nacięcie i rozpakowanie  nie nastręczy trudności. Kazik wpatrywał  się  w tę listę i  stwierdził, że jego przyjaciel mógłby otworzyć  sklep z wyposażeniem dla  dzieci. Na końcu listy była uwaga - nie bierzcie żadnych kocy - ani dla  siebie  ani dla dziecka- naszych  kocy starczy na pułk wojska. Sophie miała w pewnym momencie manię kompletowania kocy i kocyków. Są nawet koce z wielbłądziej  wełny, takie na  mrozy. Wiesz kochanie  za co najbardziej lubię  Kurta?  Nie  wiem,  ale podejrzewam, że za rzetelność- zawsze ceniłeś i nadal  cenisz odpowiedzialnych  ludzi- odpowiedziała Teresa. Kazik uśmiechnął  się- za to też,  ale najbardziej  za to, że tak bardzo kocha i  ceni własną żonę.  Obydwaj jesteśmy wciąż zakochani w swoich żonach i dla nas jesteście wciąż  najpiękniejsze i najbardziej pod  Słońcem kochane i najważniejsze. Zresztą mam wrażenie, że gdy poznasz  Sophie to ją bardzo polubisz. Ona dba o Kurta i dzieci w nienachalny  sposób. Najbardziej  mi się podoba, bo Sophie wciąż  mówi dzieciom, że tata to jest najwspanialszy  facet na tej ziemi a Kurt to samo mówi  chłopcom o  niej. Jedno i  drugie  wciąż powtarza dzieciom, że  trzeba  dbać o tych, których  się kocha, więc każdy  z nich ma wkładane  do głowy, że musi dbać o mamę, tatę i swoich  braci. I to nie jest tak, że to jest rola najstarszego- każdy z nich ma  zakodowane, że ma jeszcze dwóch braci, czterolatek ma też dbać o swoich starszych braci.  Kurt opowiadał mi, że ma najwięcej radochy, gdy podsłuchuje bawiących się synków- wtedy zawsze najstarszy nadaje  tekst : gdy będziecie mieli tyle lat co ja to zrozumiecie.  

Wyskoczę w tym tygodniu do Wedla i kupię dla dzieciaków trochę słodyczy, dla dorosłych też. Oni  wszyscy uwielbiają Ptasie Mleczko. A Kurt - wedlowskie wafelki  czekoladowe. A z mieszanki wedlowskiej wybiera zawsze tylko cukierki o nazwie "bajeczne". Tylko te mu pasują, reszta  może nie istnieć. Muszę przepytać czy można je kupić  solo. Pomyślałem, że tatę na  drogę wsadzimy do samochodu Krystiana. I  muszę wreszcie zamontować lusterko z tyłu, żeby podglądać,  czy Aleks śpi czy  nie. Bo lubię jeździć gdy przy  mnie  siedzisz a nie z tyłu. Pojedziemy prosto nad jezioro, Kurt mi prześle rozpiskę odnośnie drogi, nie będziemy wjeżdżać do Berlina. Przed powrotem do Polski pobędziemy trzy dni w Berlinie. Ja wtedy zostanę w  domu z Aleksem, a ty z tatą i z Krystianami będziesz zwiedzać Berlin w towarzystwie Kurta. Ja już Berlin dobrze  znam, więc zostanę z małym. Oni mieszkają w willowej  dzielnicy, w tak zwanej willi wielorodzinnej. Jest to po prostu dom,  w którym  mieszkają raptem trzy  rodziny. Oni zajmują parter,  nad  nimi mieszkają ich dobrzy znajomi, nie  znam tych, którzy zajmują drugie piętro. Dom ma ogród, o który wszyscy dbają. Kiedyś parter miał z tyłu domu spory taras,  ale teraz  w miejscu tarasu są dwa pokoje i tym sposobem powiększył się metraż zajmowany przez  Kurta. Z tego wszystkiego funkcję salonu pełni czasami przedpokój, ale jak mówi Kurt czas imprezowania   już  za nimi. Mają dużą  kuchnię z aneksem jadalnym. Gdy ich poznałem  to jeszcze  był taras. A teraz są tam  dwa pokoje z małymi łazienkami, w każdej kabina prysznicowa, umywalka z  lustrem, sedes. Kurt coś przebąkiwał, że może wyprowadzą się pod  Berlin w takie miejsce do którego dociera z Berlina kolejka elektryczna. Berlin wciąż cierpi na  brak mieszkań i wciąż się rozbudowuje. I zdaniem  Kurta zamieszkanie poza Berlinem w  miejscu, do którego dociera  szybka  kolejka miejska jest bardzo dobrą opcją. Na razie Kurt należy do spółdzielni mieszkaniowej, która ma lokalizację blisko linii kolejki. Ale jak mówi  Sophie życie samo koryguje  różne plany. I często lepiej iść  z prądem niż pod prąd. 

Zik, a ty nie czujesz  się zawiedziony, że chyba jednak będziemy mieć tylko Aleksa?  Nie - nie  czuję się  zawiedziony. Poza tym  nie mam natury hurtownika. Jestem detalistą. I nawet gdyby  mi ktoś zagwarantował, że drugie to będzie dziewczynka to też bym  się nie  zdecydował. Nas  dwoje i jedno  dziecko to akurat. Pomiędzy  mną a Krystianem jest pięć lat różnicy. I spoglądając  wstecz oceniam, że pięć lat różnicy to jest  sporo. Noworodek i pięciolatek zupełnie  do siebie  nie przystają.Wiele lat byłem  zły, że mam tak małego brata. Nie byłem  zazdrosny, ale  zły, że wciąż muszę z czegoś rezygnować bo w domu jest  maleńkie  dziecko. Z opowieści kolegów w pracy  wiem, że najłatwiej gdy różnica pomiędzy  dziećmi to 2 lata, wtedy to starsze bezboleśnie znosi "intruza". Ponoć najgorzej gdy drugie przybywa trzylatkowi - trzylatki już mają  świadomość  swego istnienia i są piekielnie  zazdrosne.  Teresa  śmiała  się - według  mnie najważniejsze, że teraz ty z Krystianem pomagacie  sobie  wzajemnie, wspieracie  się i to co było w dzieciństwie nie  miało jednak  negatywnego wpływu na was obu. I myślę, że to była  zasługa waszych  rodziców. Bo znam wiele rodzeństw i bardzo często kontakty pomiędzy dorosłym już rodzeństwem oscylują koło zera. 

Ja kiedyś wlałem Krisowi bo wziął moje kredki i mi pomazał rysunek. Ale mały  nie poleciał z płaczem do mamy, tylko sobie  chlipał w kąciku. Potem  mama jakoś wyciągnęła od niego czemu ma takie  zapłakane  ślepia - byłem pewny, że będzie jakaś kara, ale  nie- mama mi tylko powiedziała, że ją  moje  zachowanie bardzo zasmuciło. Następnego  dnia tata wziął mnie na zakupy i gdy już wracaliśmy powiedział, że jest zmartwiony moją głupotą, bo mając osiem lat powinienem dbać o  swoje  rzeczy, nie zostawiać na wierzchu swoich kredek, wiedząc, że taki malec  jak trzyletni Krystian jest jeszcze  głuptasem i nie umie odpowiednio posługiwać  się prawdziwymi kredkami i teraz pójdziemy do sklepu i kupimy kredki świecowe dla małego i ja mu te kredki dam i jako starszy i mądrzejszy pokażę mu jak ma nimi malować , dam mu też trochę kartek z bloku i przeproszę za to, że go uderzyłem. I że tata jest mocno zasmucony, bo chyba zauważyłem, że w tym domu nikt nie bije dzieci. No i kupiliśmy te świecowe kredki i taki zeszyt do kolorowania i tata dopilnował bym małemu dał to wszystko i pokazał jak ma  się tym bawić a potem powiedziałem małemu, że go już nigdy nie uderzę i pocałowałem. Co prawda nie  wydusiłem  z siebie słowa przepraszam, ale tata, który dla picu przeglądał w  tym czasie gazetę i wszystko zza niej podglądał- uznał, że sprawa zakończona. Kłóciliśmy się często z Krisem, ale już nigdy mu nie wlałem. I kocham go i cenię, bo wyrósł na mądrego faceta.  A co do drugiego  dziecka - nie planowałem dwójeczki, a po tym porodzie tym bardziej. Aleks będzie miał co najwyżej  stryjecznego brata  lub  siostrę.

Podróż do Niemiec nie przysporzyła obu rodzinom jakiegokolwiek problemu. Część drogi za kierownicą  siedziała Teresa, a Kazik zabawiał synka. Na jednym z parkingów  zrobili nieco dłuższy postój, dorośli pili kawę a Aleks pochłaniał swoje mleko. Ten dłuższy postój uchronił ich przed  staniem  w korku, bowiem była jakaś  stłuczka  na drodze i przez pewien  czas autostrada była zamknięta. Oczywiście o tym  wszystkim Kazik poinformował Kurta.

Kurt stwierdził, że spotkają się  na parkingu jeszcze przed Berlinem i podał nazwę  parkingu, na którym na  nich  będzie  czekał - po prostu będzie ich pilotował, bo droga, którą im  wcześniej polecał jest właśnie w remoncie i są na  niej korki, więc on ich "przepilotuje" inną trasą - nieco dłuższą, ale bez remontu.

Droga  na  miejsce   zajęła  im niemal półtorej  godziny. Ale dzięki tej trasie  nie mieli atrakcji w postaci wyprzedzania  ciężarówek, lub wleczenia  się z oszałamiającą prędkością 40 kilometrów  na godzinę i słuchania jak  piasek im czyści podwozie.  Domki  były murowane, ten w którym  mieli mieszkać goście  był wyraźnie  rozleglejszy. Obydwa  były ogrodzone, było też miejsce  wydzielone na samochody , odgrodzone  żywopłotem i zadaszone.  Część komitetu powitalnego poszła  po Sophie, by otworzyła  bramę wjazdową, bowiem tylko dorosłym wolno było manipulować przy zasuwie.  Sophie podeszła z uśmiechem do samochodów, przytrzymała drzwiczki gdy  wysiadała Teresa i ja serdecznie uścisnęła. Potem uścisnęła Kazika i zajrzała przez  szybę do Aleksa, który  słodko  spał. Kazik przedstawił Sophie  wpierw tatę, potem Alinę i Krystiana. Chłopcy stali karnie z boku do momentu aż Kurt na  nich kiwnął. Potem każdy grzecznie  się przedstawił i podał rękę. Najstarszy zajrzał przez  szybę, potem doniósł braciom-  "to jest jeszcze bardzo malutkie dziecko i śpi". Krystian, Kazik i Alina pozanosili  do domu cały dobytek, na sam koniec Kazik wniósł do domu Aleksa w foteliku. Aleks ukołysany jazdą  spał nadal. W sypialni  już stało łóżeczko, ale żeby małego  nie budzić fotelik został wstawiony razem  z nim do łóżeczka. Sophie powiedziała, że Aleks jest bardzo ładnym  dzieckiem. Przepraszała, że jej angielski nie jest niestety doskonały i że często Kazik będzie  musiał tłumaczyć. Oprowadziła ich po domku, pokazując  gdzie  co jest, jak  działa i powiedziała, że pozwolili sobie  zapełnić im lodówkę, żeby mieli zaopatrzenie na kolację i  śniadanie, a obiad w dniu dzisiejszym  to zjedzą u nich w domu. Teresa się martwiła, że oni  zajmują większy  domek i może w tamtym mniejszym  jest im  ciasno, ale zaraz  została tam zaprowadzona i okazało się, że tam również  są trzy sypialnie, ale  chłopcy, tak jak i  w Berlinie mają jedną, wspólną  sypialnię. Oni po prostu chcą  spać w jednym pokoju. Drugi  domek mniejszy, bo pokój dzienny jest  mniejszy. Tu, jeśli tylko nie pada, to  chłopcy urzędują na tarasie lub są nad  jeziorem. Albo gdzieś  z rodzicami w terenie.  Tu jest bardzo ładnie - stwierdziła  Teresa. To Brandenburgia, prawda? Tak, potwierdził Kurt i dodał - nasze Ziemie Odzyskane. Tu była kiedyś Niemiecka Republika Demokratyczna. Niestety wszędzie pełno po tym okresie pamiątek w postaci terenów, na których  kiedyś stacjonowały rosyjskie wojska. I nadal co jakiś  czas są z tym kłopoty. Dobrze, że stąd do lasu jest dość daleko. Ich wojskowe oddziały stacjonowały głównie w lasach. Do dziś  są to tereny zamknięte. Licho  wie ile jest tam jeszcze bomb i diabli  wiedzą  czego jeszcze. Teresa zerknęła na  zegarek i powiedziała- muszę iść do małego, lada moment się obudzi, muszę mu podgrzać jedzenie. A mogę iść z tobą? -spytała  Sophie. Nie wystraszy  się obcej twarzy?  Nim Teresa   zdążyła odpowiedzieć Kurt powiedział - skoro nie płakał na mój widok to i ciebie  się nie wystraszy. Teresa zapewniła ją, że mały to odporne dziecko i na pewno się jej nie wystraszy.  Poza tym będzie jadł swoją marchwiankę wzmocnioną przetartym ryżem, co bardzo lubi, więc na pewno  będzie w świetnym humorze. No i jest przyzwyczajony, że do niego obce  twarze zagadują,  ale  zawsze wtedy jest przy nim Teresa lub Kazik. 

Aleksander już nie  spał, marchwiankę fachowo podgrzała Sophie i mały zaprezentował jak grzeczne dziecko je. Sophie była zachwycona. Teresa zapytała ją, kiedy będą mogli wręczyć dzieciakom słodycze i kolorowanki dla młodszych, bo dla najstarszego to przywieźli książeczki, której tekst jest dwujęzyczny - niemiecki i polski. Aleksander już najedzony i przewinięty powędrował  teraz do pozostałych osób w swoim foteliku - oczywiście  przypięty pasami.

                                                                  c.d.n.