czwartek, 11 kwietnia 2024

Córeczka tatusia - 110

 Promotor Marty poinformował ją, że  obrona jej pracy  może być dopiero najwcześniej w połowie  października, ale to  w niczym jej  nie przeszkodzi, bo jeśli musi podjąć zaraz pracę to będzie bez problemu do pracy przyjęta i bez tego mgr, ale jego zdaniem to Marta  powinna jednak nieco po tych studiach odpocząć, tym bardziej, że  i tak  musi zaczekać na decyzję UP, bo dalej trwają badania. i dopiero po ich  zakończeniu będzie mogła bronic pracy. Wiadomość ta  bardzo ucieszyła obu ojców i jej męża, ona  sama  miała tak  zwane "mieszane uczucia" - owszem,  była  zmęczona, ale nie aż tak bardzo jak się innym  wydaje.  Ale rodzina była  zdania, że nie ma potrzeby żeby  Marta teraz/zaraz szła do pracy - w  sumie pracowała  intensywnie pięć lat w trakcie studiów, więc  niech nawet o pół etacie w trakcie  wakacji nie  myśli. Jeszcze  się  dziewczyna  w życiu napracuje. Poza tym ze  względów stricte   taktycznych lepiej jest by przyszła do pracy z tytułem magistra -  od razu jest wtedy dla  niej  lepszy start po prostu inaczej  ją przyjmą  ci, co już tam pracują.

Wojtek chyba wszystkim  znajomym nawkładał do głów, by powstrzymali Martę od pójścia do pracy przed  uzyskaniem owego tytułu "magistra". Patrycja  jej powiedziała, że jeżeli będzie  tęskniła  za pracą to może popracować w kwiaciarni i wtedy raz  będzie  zastępowała ją, bo chcą z tatą wyjechać w góry, a potem, gdy ona wróci z urlopu to Marta zastąpi jej wspólniczkę. Teść z kolei stwierdził, że jeśli  będzie  się nudzić w  domu,  to on jej wynajdzie  zajęcie u siebie  w Ośrodku  Informacji  i może się nawet pouczyć przy okazji niemieckiego. Ala się śmiała, że ona  bardzo  chętnie przyjmie pomoc Marty przy  swoich latoroślach, bo w  wakacje cała trójka  jest  w domu,  więc mogłyby razem z dzieciakami gdzieś  razem jeździć , zwłaszcza, że teraz cała trójka  już jeździ bez  fotelików tylko ma takie specjalne samochodowe poduszki i są  wtedy normalnie przypięci  pasami, a te  trzy łebki to nawet w "pięćsetce" z tyłu się  mieszczą bez problemu. 

Andrzej też jej  "wkładał" do głowy, że stanowczo powinna się  "odrestaurować", bo widać po niej, że jednak jest zmęczona.  Marta popatrzyła się na niego i powiedziała - znaczy, że przestałam ci się  już podobać. Andrzej się  tylko roześmiał i powiedział - twoja dociekliwość i zdolność  dedukcji wyraźnie poszły  się gdzieś  paść na łąkę i z przemęczenia  głupstwa pleciesz. Wiesz dobrze, że gdybyś nie była żoną mego przyjaciela to błagałbym  cię na kolanach byś była  ze mną. I on o tym też dobrze  wie, bo mu o  tym kiedyś powiedziałem. Przyjedź na pobranie  krwi pojutrze  rano, bo wyglądasz nieco anemicznie. Odciągnij  dolną powiekę i zerknij  w lusterko - bledziutko tam. Już cię zapisałem  do nich.   Po pobraniu krwi zjesz śniadanie ze mną w kantynie  i dopiero wtedy pojedziesz albo domu albo na uczelnię.

A skąd wiesz, że pojutrze zaczynam zajęcia później?- zdziwiła  się Marta.  Andrzej  się tylko roześmiał - przecież jesteśmy rodziną, a ja jestem "rodzinny  facet" i nic  co się  dzieje  w rodzinie  nie jest mi obce. Przy okazji dogadamy niedzielę - bo mam ochotę porwać was do moich rodziców, bo usłyszałem, że powinni poznać mego brata i bratową, skoro ich posiadam. 

Chyba  bardzo się postarzałem,  skoro zaczynam  się z nimi dogadywać. Pokaż mi swoją łapkę z tym ścięgnem - muszę pomacać. Kumpel mi kazał macać to ścięgno przynajmniej raz na kwartał,  a ja się nieco  opuściłem w tym macaniu twojej łapki. Ale ja ją często macam gdy myję ręce- powiedziała  Marta- moim  zdaniem to nic się  z tym ścięgnem nie  dzieje, chociaż wyraźnie jest grubsze, ale nie tworzą się  jakieś złogi i  mnie nie boli i nie mam na  nim żadnych gruzełków  ani nie mam przykurczu. Zobacz jak mogę sobie daleko odciągnąć ten palec  "do tyłu". I nic mnie przy tym nie boli - ani  ścięgno  ani żaden ze stawów. A ten często wybity staw boli mnie  tylko przy ucisku , no ale on jest w drugiej  dłoni.  Może po prostu  to taka anomalna moja uroda . I wiesz- to bardzo fajnie, że  się zaczynasz dogadywać z rodzicami. Jakby na to nie  spojrzeć rodzina to podstawa. No a fakt, że dzieciakom dobrze jest u twoich rodziców to też jest ważny. W którejś mądrej książce wyczytałam, że dla małych dzieci ważne jest by ta rodzina to nie byli tylko rodzice i najbliższe rodzeństwo ale i dziadkowie, ciocie przeróżne, wujkowie i kuzyni.  Mam wrażenie, że my z Wojtkiem przez to, że oboje  mamy dość mocno ograniczoną rodzinę to jesteśmy tak bardzo do siebie przywiązani.

A ja z kolei do was - i wiem, że nic już tego nie  zmieni- stwierdził Andrzej. Ewa mi powiedziała, że jej zdaniem  Wojtek i ja na pewno jesteśmy spokrewnieni -  chyba będę musiał przepytać ojca co on o tym myśli, no ale do tego to musi koniecznie poznać Wojtka. No i nie powiem nic  na początku, żeby nic mu nie  sugerować. A moi dwaj  zbóje  powiedzieli  mi ostatnio, że ciocia Marta jest: ładniejsza od  cioci Ewy, lepiej opowiada o zwierzątkach, ładniej rysuje i.....nie maluje się. A najlepsze  ze  wszystkiego, że do tych pozytywów starszy dodał - i ciocia Marta ma swego męża i wujek od cioci Marty jest fajny. I dziadek  Wiesiek  od cioci Marty też jest fajny. Wniosek jasny jak  słońce - ciocia Marta ma  fajnych  facetów obok  siebie.

Mało się nie udusiłem powstrzymując  śmiech gdy mi to powiedzieli. Rozmowy z nimi czasami są niesamowite. Ale nigdy żaden z nich nic nie mówi o Lenie i zastanawia mnie to dlaczego. To tak jakoś wygląda w moim pojęciu dziwnie. Ja wiem, że ona często na nich krzyczała,  ale oni jakoś zupełnie ją jakby skasowali w pamięci. Dziwi mnie to - bo na przykład po naszej przeprowadzce, gdy poznali twojego teścia  to sporo o nim mówili i zaraz uznali go za  dziadka. No i teraz  też często  o nim mówią. I o tym  jak byli z nim i moją  teściową w ZOO.  O Lenie to tylko powiedzieli moim rodzicom, że ona jest chora i długo jej nie będzie. A jest  chora  bo paliła  papierosy. Wspominają Ziuka, jego żonę, Michała i jego dzieci, Alę - ale słowem nie  wspomnieli o Lenie i to mnie  zastanawia. I, żeby było jeszcze ciekawiej czasem opowiadają o Otwocku, o siostrze mojej byłej teściowej i o jej synu, że woził ich kolejno na rowerze. O Lenie z tamtego okresu też nie ma ani słowa - zupełnie jakby tam byli bez niej. Zupełnie tego nie  rozumiem,  ale z drugiej strony to może  dobrze, że nie tęsknią za Leną.

Pytałem  się  Ewę czy oni coś czasem mówią o Lenie, ale ona twierdzi że nie-  raz tylko się pytali czy ona pali papierosy i byli zadowoleni usłyszawszy, że ona nigdy nie paliła i na pewno nie będzie palić, bo to bardzo szkodzi zdrowiu. I  więcej nigdy nic nie mówili o Lenie. Babcia dla nich to tylko moja  matka - o drugiej  babci nie mówią,  a przecież  mieli  z nią  bardzo  częsty kontakt nieomal od pieluch. Fakt, że mnie moja  matka  nigdy tak nie  dogadzała jak im dogadza.  Gotuje  to co najbardziej lubią, jak wprowadza coś nowego do menu to tak o  tym wpierw opowiada, że się nie mogą wręcz doczekać, żeby to spróbować.

Marta zamyśliła  się, a po chwili powiedziała - kiedyś szalenie  mnie dziwiło, że dawniej kandydat na męża musiał być starszy od swej "wybranki" - ale po latach obserwacji doszłam do wniosku, że to wcale nie było takie głupie, jak mi  się to przedtem  wydawało. Już od  wielu facetów  słyszałam, że oni do ojcostwa "dorośli mentalnie"  tak średnio - przeciętnie dopiero około czterdziestki- dopiero wtedy to dziecko przestawało być niewygodą. Bo dopiero po około 7- 10 lat po ślubie "podzielenie się" swą  żoną z dzieckiem dobrze  znosili psychicznie. I mówili mi o tym faceci, a ich żony tylko to potwierdzały. I chyba to jest bardziej  zgodne  z  rozwojem psychiki - ani Wojtek ani ja  jakoś nie tęsknimy do tego by  się rozmnażać, choć mamy do tego obiektywnie całkiem dobre  warunki- mamy swoje własne  umeblowane  mieszkanie, Wojtek ma  dobrą pracę, którą lubi,  dobrze stoimy finansowo,  mamy wsparcie  rodziny, ale ani ja, ani on jakoś  się nie  spieszymy do posiadania dziecka.  I to nie jest tak, że ja nie lubię dzieci - ja  tylko nie  tolerują wrzeszczących rozwydrzonych bachorów, którym głupie mamuśki na  wszystko pozwalają na  zasadzie, że  to jeszcze małe dziecko, podrośnie  to zmądrzeje. Podrosnąć to ono podrośnie,  ale będzie miało złe nawyki.

No i jak cię  nie kochać- zaśmiał się Andrzej. Powiedz mi jakbyś odebrała faceta, który by cię na pierwszą randkę  zaprosił do teatru?  Pytasz  się mnie teoretycznie  czy praktycznie?- spytała. Nooo - praktycznie. Ja to bym  się ucieszyła - to bardzo dobry pomysł, tylko żeby sztuka nie była ponura z natury. To bardzo dobre miejsce na  wzajemne poznawanie  się - poznajesz co towarzyszącą  ci osobę bawi i po wyjściu macie automatycznie o  czym porozmawiać - stwierdziła Marta. Jeśli babka jest na poziomie to na pewno doceni ten pomysł. A na co idziecie?  Do "Współczesnego",  na komedię "To czego nie widać". Nie znam tej  sztuki, ale podobno  wszyscy się jeszcze po wyjściu z teatru  śmieją. No wiesz, jeszcze jej  nie  zaprosiłem, ale jutro to zrobię - chciałem  wpierw  się ciebie poradzić. 

  To następnym  razem, jeśli ocenisz, że warto w nią inwestować to zaproś ją po  teatrze na dobrą kolację np. do Europejskiego - tam dobrze karmią - świeże papu i nie spaprane - doradziła  Marta. Oczywiście z góry  wcześniej  zarezerwuj tylko stolik, jedzenie  zamówicie  przy  stoliku.

Jesteś niesamowita - radzisz  mi, ale nie pytasz się  z kim idę -Andrzej był nieco zdziwiony. Marta wzruszyła ramionami - sam mi powiesz gdy ocenisz, że warto było z tą osobą pójść do teatru i zainwestować w  dobrą kolację. Już nie jesteś napalonym na  dupinę studentem ale chirurgiem z doktoratem w dorobku.

A kiedy lecicie do Turcji?  We wrześniu, ale nawet jeszcze nie wiem dokładnie którego września, wiem  tylko że do Side - wszystko załatwia Michał- on ma  chyba jakąś znajomą w którymś biurze turystycznym, chyba w TUI. A ty też byś poleciał do Turcji? Nooo, z wami to wszędzie  bym poleciał, nawet gdybym musiał sam tam być. No to zadzwoń do Michała - chyba masz jego numer komórki? Mam tylko do  domu, bo miała ten numer Lena i wpisała do domowej książki telefonicznej. No to dam ci jego priv, więc na  dzień dobry miauknij, że masz go ode mnie. Michał na wakacjach  to sama radocha- zupełnie inny facet niż na co dzień- zupełnie jakby gdzieś w drodze zgubił ze  20 lat - przy nim  to nawet  gdy pada deszcz to masz wrażenie, że jest świetna pogoda. Polubiłam go nieomal od  pierwszego  spotkania gdy był promotorem Wojtka. Wojtek mówi, że najbardziej mu się Michał podoba gdy egzaminuje studentów - on go wtedy wręcz podziwia, bo często studenci, a zwłaszcza płeć piękna, wyplatają  takie  brednie, że Wojtek to by takiego przez okno wywalił z trzeciego piętra, a  Michał słucha tych bredni spokojnie i nieomal z  zainteresowaniem, a potem spokojnie mówi delikwentowi, że bardzo, bardzo mu przykro,  ale  dziś  niestety egzamin jest oblany i  zaprasza na następny termin.

Andrzej  śmiał  się i powiedział - Michał bardzo lubi nie tylko Wojtka, ale tak samo  ciebie i twojego tatę. Opowiadał  mi o obronie magisterki - zadziwiliście ponoć panie  sekretarki kompletnie, podobno panie na początku były pewne, że to jest rodzony ojciec  Wojtka a nie  teść.  Marta  się śmiała-  ja  to mam wrażenie, że mój tata to już nawet  nie  wie które  z nas jest jego rodzonym  dzieckiem a które  tylko "przysposobionym" nieoficjalnie.  Tak naprawdę to on nas oboje  wychował. Ze  strachem myślę o  tym, że w pewnym  momencie może go zabraknąć. Tata jak  coś kupuje dla mnie to od razu kupuje  coś dla Wojtka. Jak przywoził z  zagranicy coś dla mnie to i od  razu dla Wojtka. Dobrze, że teraz ma Pati i ona o niego bardzo dba. A Wojtek dopiero całkiem niedawno "odkrył", że jego ojciec też jest fajnym  facetem. Obaj  nas rozpieszczają.

Marciu, trzymaj za mnie kciuki, żeby to moje  zaproszenie do teatru zostało przyjęte  no i żeby to wszystko wypaliło. Dobrze, będę trzymała, chociaż nie mam pojęcia o kogo chodzi. Zakładam, że już wydoroślałeś.

                                                                     c.d.n.