poniedziałek, 8 maja 2023

Lek na wszystko?- 109

 W pierwszych dniach  września  Kazik zatelefonował  do Kurta  z pytaniem, czy w tym roku przyjadą  z  dziećmi do Warszawy. Ale okazało się, że i w tym sezonie będzie  to niemożliwe. Dwaj starsi jadą w czasie jesiennych  ferii na jakiś obóz sprawnościowy a najmłodszy ma aktualnie rękę w gipsie i w czasie tych ferii będzie  miał rehabilitację bo to uszkodzenie blisko nadgarstka, więc  trzeba o tę rękę   nieco bardziej zadbać. 

No to w takim razie  my pojedziemy w te Bieszczady nieomal  zaraz - poinformował Kazik  Teresę. Oczywiście weźmiemy ze sobą  obu dziadków. I, powiedz mi szczerze, bo sam nie wiem - może zaproponować Krystianowi by wysłał w te Bieszczady Alinę z dzieckiem .  Mam podejrzenie, że życie rodzinne nieco go przerasta i  chyba dobrze by mu  zrobiło nieco samotności - po prostu "zresetowałby  się". Poza tym w porównaniu z małym Tadziem to nasze  dziecko jest głównie na dworze, bo jak mi powiedział Kris to mały w tej Wildze to był głównie wietrzony, bo było strasznie dużo komarów. No fakt- słyszałam, że głównie spędzał czas na  zadaszonym tarasie osłoniętym jakąś muślinową zasłoną - tyle tylko wiem o pobycie Aliny w Wildze- stwierdziła  Teresa.  No ale ja jakoś nie mogę  sobie uzmysłowić czy w Baligrodzie  były komary i nie mogę zagwarantować że ich tam nie ma. Może i  były, ale ja byłam wtedy zajęta tylko tym, by nagle nie paść przed  tobą na kolana i nie błagać  cię  byś mnie pokochał i nie szukał po świecie innych dziewczyn.  Kazik przytulił ją mocno i powiedział - a ja zaciskałem zęby żeby nie wyjść z roli tylko i wyłącznie twojego przyjaciela - oboje  byliśmy wtedy nieco pokręceni. Ale nie jest wykluczone, że pan mecenas zdecyduje  się, że skoro my jedziemy w pełnym zestawie to i on pojedzie z Aliną i dzieckiem  a pani Maria będzie miała  w tym czasie urlop. I weźmiemy trzy domki. Kocham obu dziadków, Krisa również, ale chcę byśmy mieli oddzielny  domek. Nie  mniej trzeba przyznać obu  dziadkom, że jako lokatorzy w jednym domu są absolutnie nie krępującymi lokatorami. Gdyby nagle okazało  się, że  Jacek  nie chce jechać no to wtedy może  wzięlibyśmy jeden z większych domków.  Ale Jacek woli górki i las  niż morze, więc na pewno pojedzie z nami.  Zaraz porozmawiam z dziadkami i Krisem,   a potem zatelefonuję do Baligrodu by zamówić odpowiednią ilość domków.

No to ty dzwoń,  a ja wezmę Alka i tatę na  spacer. Na  spacerze  zostawię ich na  trochę samych, bo podjadę  do  Tesco po tę nakładkę na deskę sedesową. Przy okazji zrobię zakupy żywnościowe. No to ja pojadę z tobą, tylko nie mów tego głośno przy małym, bo zaraz i on będzie  chciał jechać- doradził Kazik. Ale nie  musisz wcale ze mną jechać - wyciągnę  cię  z domu byś mi  zakupy przeniósł z  samochodu do domu. 

Jak powszechnie  wiadomo życie nie jest  romansem i często nasze plany idą się paść na łąkę. Jeszcze nim Teresa zdążyła przygotować  wszystko do  spaceru zatelefonował Jacek, że właśnie jest u chirurga i  czeka na  zagipsowanie stawu skokowego, bo mu w nim pękła jakaś kosteczka i lekarz  uznał, że należy to dać w gips, więc na  razie będzie uziemiony, za trzy tygodnie będzie kontrola. W takim razie zrób listę co ci trzeba kupić, bo ja  wybieram się do sklepu, to ci kupię a potem któreś  z nas ci zakupy podrzuci. Kazik, który  stał obok  zabrał telefon z ręki Teresy i powiedział - podaj mi adres gdzie jesteś, to cię odwiozę do domu. I albo w czasie nieobecności  Pawła będziesz u nas,  albo ci podrzucę tatę - przez ten pierwszy tydzień nie powinieneś być w domu sam. Skąd wiesz? Nie marudź, powiedz lepiej co wyprawiałeś że ci coś trzasnęło. Zeskoczyłem ze stołka i jakoś noga  mi  się podwinęła. Daj mi adres gdzie jesteś - w  szpitalu na Stępińskiej na SORze- padła odpowiedź. No to zaczekaj tam na mnie, zaraz będę. Gdy się rozłączyli Teresa  powiedziała - chyba przywieź go do nas- na pewno  będzie lepiej gdy teraz u nas pobędzie. A potem może oddelegujemy na tydzień do niego tatę. Zastanowimy  się nad  wszystkim gdy już będzie u nas. Bo bardzo możliwe, że  Paweł weźmie trochę urlopu. Zaraz  do niego zatelefonuję,  a ty jedź do tego  szpitala. Pójdę tatę uświadomić co się wydarzyło. Tacie też się wciąż  wydaje, że jest tak samiutko sprawny jak  był w  wieku dwudziestu lat.

Jak  było do przewidzenia tata się wielce przejął przypadłością  swego przyjaciela i  zdecydował, że w takim razie przez ten czas do kontroli on zamieszka z Jackiem.  Alkowi Kazik z Teresą wytłumaczyli, że dziadek Jacek  jest troszkę chory, bo zrobił coś głupiego,  czyli zeskoczył z wysokiego stołka i teraz  nie będzie mógł przez jakiś czas chodzić na  spacery i pewnie dziadek Tadek będzie u niego mieszkał,  albo dziadek Jacek będzie u nich codziennie, żeby nie  był sam w  swoim mieszkaniu.

Paweł bardzo się wystraszył i stwierdził, że weźmie trochę urlopu od następnego dnia i po prostu będzie przez te trzy tygodnie mieszkał z ojcem. Z tym, że urlopu nie będzie mógł wziąć więcej niż tydzień. No fajnie - powiedział Kazik - to jak wrócisz po urlopie do pracy to będziesz rano przywoził ojca do nas i odbierał wracając z pracy. A potem to albo mu zdejmą gips albo razem z gipsem zabiorę twego ojca w Bieszczady. Zaraz jadę po niego do  szpitala i porozmawiam z lekarzem jak to wszystko wygląda okiem lekarza. Tak, że jak wrócisz z pracy to już  będziesz  coś więcej wiedział- my też. Skoro go wypuszczają ze świeżo założonym gipsem to pewnie nie jest tam w  środku bardzo źle. W każdym razie nie zamartwiaj się za bardzo, sytuacja na  razie raczej jest całkowicie opanowana.

W niemal dwie godziny później Kazik przywiózł Jacka. Alek lekko przerażony patrzył na Jacka, który nieco dziwnie wyglądał  w spodniach, których jedna nogawka był rozpruta od strony wewnętrznej, a na dodatek noga była w gipsie.  Na początek Kazik pomógł się ubrać Jackowi w spodnie dresowe, które zakupił po drodze,  a które były ze dwa rozmiary za duże na objętość  dla Jacka, ale mieściła  się w nich noga opatulona  gipsem aż do kolana.  W szpitalu Kazik powiedział lekarzowi, że jest synem Jacka, a lekarz  tego nie  sprawdzał. Lekarz pokazał Kazikowi wynik rtg - pękła, ale nie rozleciała  się jedna kosteczka w stawie skokowym, a ścięgna są w porządku i staw na szczęście nie jest uszkodzony i żeby uniknąć komplikacji założono gips. Po trzech tygodniach będzie kontrola rentgenowska i jest duża szansa, że wtedy może nawet mu zdejmą gips. Bo to jest tylko pęknięcie tej kosteczki, nie  jest potrzaskana. Oczywiście ma głównie leżeć lub siedzieć  tak, by noga nie była poniżej siedzenia. No i  musi brać zapisane leki. Mało chodzić zwłaszcza przez pierwszy tydzień. Wystarczy przejście z pokoju do pokoju i do łazienki. Nie brać prysznica ani kąpieli w  wannie. I ma wybić sobie z głowy zeskakiwanie ze stołków a korzystać z drabinki. 

Jacek czuł się nieco zażenowany, że narobił przyjaciołom nieco kłopotu, ale wszyscy go usilnie zapewniali,  że to żaden kłopot i każdemu może  się taka rzecz  zdarzyć. Kazik od  razu mu powiedział, że na ostatnie  dwa tygodnie września jadą do Baligrodu, więc  ma nadzieję, że do tego  czasu pozbędzie  się gipsu, a jeśli nie to go wezmą tam razem z gipsem. Po obiedzie Jacek został wyekspediowany na drzemkę do sypialni taty, a Teresa wreszcie poszła  z Alkiem na spacer. Dziecko było ogromnie przejęte i smutne, że dziadek Jacek  "ma cholą nogę". 

Paweł przyjechał po ojca z wielkim bukietem kwiatów dla Teresy. Na razie wziął tydzień urlopu, bo w następnym  tygodniu musiał być trzy  dni w pracy i będzie przez ten  czas  mieszkał z ojcem. A potem zobaczą  co  dalej, bo może "starsi panowie" dojdą  do wniosku, że wystarczy Jackowi "opieka z doskoku", czyli będzie  do niego przed południem przychodził tata Teresy. Kazik przyznał  się Pawłowi, że dla "dobra sprawy" skłamał  lekarzowi, że jest synem Jacka, więc następną wizytę może odbędą już  "obaj synowie" Jacka,  a potem tylko sam Paweł będzie jeździł z ojcem.

Trzy tygodnie nawet jakoś  szybko minęły i na kontrolę pojechał Jacek z Pawłem. Zrobiono  kontrolne badanie  rtg i, ku wielkiemu  zadowoleniu i pacjenta i lekarza, w 3 dni później zdjęto Jackowi gips. Znowu Jacek usłyszał, by nie korzystał ze  stołków  ale z  drabinki, tym bardziej, że można nabyć i całkiem niewysokie  drabinki i w domu powinny być  dwie- jedna wysoka a  druga niska,  zastępująca z powodzeniem stołek. No i powinien sobie Jacek zdać  sprawę z faktu, że z wiekiem niestety  kości kruszeją. I ma uzupełniać poziom witaminy D, który u  wszystkich osób około sześćdziesiątki  spada. Jacek przepytał się  jeszcze, czy są jakieś przeciwwskazania do wyjazdu w Bieszczady, dostał tylko przykazanie by nie chodził na  dalekie wycieczki i nie  chodził po wertepach,  a by  nie  skręcać kostki miał nosić na tym stawie specjalną elastyczną , stabilizującą staw opaskę.

W drodze do  domu panowie odwiedzili sklep  z akcesoriami rehabilitacyjnymi. Jacek zakupił aż dwie opaski, bo stwierdził, że gdy będzie chodził po lesie  to obydwa  stawy skokowe będzie  chronił opaskami. W dwa dni później wyruszyli  trzema samochodami w Bieszczady. Na dobrą  sprawę daliby radę jechać w dwa samochody, ale Jacek stwierdził, że to jednak dość daleka  droga, więc  będzie lepiej gdy samochód nie będzie przeładowany, zwłaszcza, że brali dla Alka składane turystyczne łóżeczko. Jacek uparł się, by jechali jego samochodem i prowadzili go z tatą  Teresy na  zmianę. Kris i Alina mieli ze  sobą tyle bagażu, że  część została umieszczona w bagażniku samochodu Jacka. 

Teresa nieśmiało zwróciła Alinie  uwagę, że nie jadą na  bezludną wyspę, poza tym jeśli czegoś zabraknie to zawsze można którymś samochodem podjechać  do Sanoka i brakującą  rzecz dokupić. A Krisowi podpowiedziała, by zrealizował zapasową  receptę i wykupił leki Aliny i zapakował je do swojej torby. Bo ona osobiście nie do  końca  ufa Alinie więc lepiej mieć tak ważną rzecz jak lek Aliny- w zapasie. Paweł został w Warszawie i zaoferował się, że będzie zaglądał do dwóch  mieszkań Kazików no i oczywiście  do mieszkania Jacka. Do mieszkania Krisa i Aliny miała  zaglądać pani Maria, która miała  zaplanowane dość gruntowne porządki przed zimą. 

Alek miał w czasie jazdy bardzo poważne zadanie, bo oczywiście miał ze  sobą swoje ZOO i uważał za stosowane by jego podopieczni byli dobrze poinformowani przez  jaką miejscowość aktualnie przejeżdżają.

Jakoś tak dobrze im się jechało, że pierwszy dość krótki postój zrobili w  okolicy Iłży  a kolejny dopiero niedaleko Rzeszowa. Sama jazda, nie licząc postojów zajęła im 5 godzin 15 minut. Gdy zajechali na teren ośrodka i gdy tylko Kazik wysiadł z samochodu z głównego budynku wyszedł kierownik , szeroki uśmiech zdobił jego twarz i szedł do Kazika z rozłożonymi ramionami, gotowymi do objęcia go. I tak Kazik wpierw wpadł w jego ramiona, potem Teresa, która zaraz zyskała  miano kochanej dziewczyny, w tym czasie Kazik wyciągnął z  samochodu Alka, mówiąc mu, że to jest jeszcze jeden przyjaciel mamy i taty, wujek Henryk, więc ma  ładnie tego wujka ukochać. A że z "ukochiwaniem" Alek nie  miał nigdy problemu, nowy wujek został ukochany, potem Kazik przedstawił resztę towarzystwa i oczywiście wszyscy zostali wyściskani na powitanie, bratanek Kazika również. Z uwagi na ilość "bambetli" Krisowi pan Henryk powiedział by podjechał pod  domek i potem  dopiero odstawił wóz na parking, tak  samo zostali potraktowani obaj dziadkowie, a pan Henryk przydzielił im pomoc w postaci zdrowo wyglądającej osobniczki płci żeńskiej, a że Kazikom przypadł domek tuż obok parkingu ( bo pamiętałem, że twoja dziewczyna, chłopie, nie lubi dalekiej  drogi na posiłki)  sam pomógł wnieść walizki i łóżeczko małego do domku. W domu powiedział - personel wie, że jesteście moją rodziną. Kazik westchnął - coś  w tym jest, bo gdybyś ze mną wtedy nie przespacerował całej nocy to nie wiem czy dziś bylibyśmy u ciebie razem i to właściwie całą rodziną.

Wiesz, Kaziku, jesteście z bratem szalenie  do siebie podobni, nieomal jak bliźniacy! Eeee, to tylko tak na pierwszy  rzut oka, Krystian jest ode mnie pięć lat młodszy. Grunt, że nasze żony nas  rozróżniają, mój mały też,  ale  dzieciak brata to nie  za bardzo i gdy stoimy obok  siebie to pewnie ma podejrzenie, że widzi dwóch tatusiów. Alek, gdy był młodszy,  też tak patrzył na  nas gdy staliśmy obok  siebie.  

Alek przyglądał się panu Henrykowi bystro, a potem podreptał do torby, w której była jego menażeria, chwilę w niej grzebał i przydreptał z dwoma misiami - brązowym i białym.  Kazik szybko wyjaśnił, że to efekt wizyty małego w ZOO, a pan Henryk powiedział małemu, że w tych lasach są misie brązowe i panowie którzy pracują w lesie to czasem je  widują z daleka i dobrze, że tylko z daleka, bo misie  nie są zwierzątkami do głaskania i nie są wcale zachwycone,  gdy ludzie wchodzą na ich tereny. Potem powiedział do Kazika - między innymi dlatego teraz podwyższyliśmy ogrodzenie i nie wyłączamy na  noc oświetlenia terenu. Brama wjazdowa już od godziny osiemnastej jest zamknięta.  Teraz jest zdecydowanie mniej ludzi niż latem. Pokoje w budynku recepcji pracują  w trybie hotelowym. W ośrodku są teraz głównie dobrzy, starzy goście, Alek i twój bratanek to będą jedyne teraz  dzieci.  Korzystamy z tego, że jest po sezonie, gośćmi w domkach jesteście praktycznie  tylko wy, w domkach  działają teraz  dwie ekipy remontowe. Ośrodek już jest teraz  całoroczny, mamy centralne ogrzewanie. Teraz jeszcze  nie  włączone, jak na  razie to jeszcze ciepło i kominek wystarcza.

Gdy tak spokojnie  rozmawiali rozległo się pukanie  do drzwi i na głośne zaproszenie do środka weszli dwaj dziadkowie. Kazik, którego rozpierała duma, że ma koło siebie ukochaną żonę i synka powiedział do małego - synku, powiedz panu Henrykowi  jak dziadkowie mają na imię, możesz pokazać paluszkiem. Malec dumny i blady wpierw pokazał ojca Tesi i powiedział - to dada Tadek, a to dada Jacek. A to kto- zapytał Kazik i wskazał pana Henryka.  To pan Henryk. Brawo, brawo, powiedziałeś tak jak trzeba to pan Henryk i pięknie powiedziałeś to imię, bo powiedziałeś jak duży chłopczyk literkę "r"! Kazik i Teresa oboje klaskali w ręce więc i on też zaczął klaskać w  ręce. Szczegółowej prezentacji dokonał Kazik , a gdy mówił o Jacku Teresa dodała - w moim odczuciu Jacek jest w sensie mentalnym ojcem Kazika, odkąd go znam bliżej uważam go za swego teścia.

Zik, sprowadź Krisa z resztą rodzinną, wzięłam nescę, zrobię kawę i coś słodkiego do kawy. A   może byście wpierw zjedli  coś  grilla? Ponieważ jest dość pusto, to nie serwujemy regularnych obiadów, tylko jakieś mięsko z grilla z ryżem lub  frytkami. Nie da się ukryć, że najczęściej jest to kurczak. Oooo, to świetnie, mały Krystiana jest na "słoiczkach" a nasz je to co my. Zaraz Kazik przyprowadzi brata z przyległościami. Myślę, że będziemy codziennie gdzieś  wyjeżdżać, niech się dziecko uczy, że urlop to nie jest siedzenie w jednym  miejscu. Byliśmy w lecie nad  morzem, ale też jeździliśmy po okolicy. Tu chcemy pojechać kolejką wąskotorową, będzie miał dzieciak frajdę, chcemy też  się wybrać do  Łańcuta. Jacek jest po świeżo zdjętym gipsie, to musimy tak kombinować, żeby go nie uszkodzić. A co się stało? Dopytywał się  pan kierownik. 

Ach -Jacek machnął ręką - aż wstyd mówić- tak zgrabnie zeskoczyłem z taboretu, że musiałem pogotowie wzywać- dobrze  że pękła tylko mała kostka  w stawie  skokowym a nie pozrywałem ścięgien lub nie uszkodziłem całego stawu. Teresa  zacząła się  śmiać - ciesz  się, że to nie był pokazowy skok ze spadochronem  bo rok by się z ciebie po kątach chichotali jak to pan komendant z gracją wylądował. Jacek uśmiechnął się - to samo sobie  pomyślałem gdy mi gips nakładali.

Do domku dotarł Kazik z resztą rodziny. Kris przepraszał, że tak długo się  zbierali, ale mały był głodny a szybko to on  nie je, więc  trochę to trwało. Kazik podpuścił Alka by przestawił  nowo przybyłych i, ku wielkiej radości Teresy i Kazika, mały prawidłowo wymówił imię Krisa i znów  zebrał mnóstwo pochwał.

Henryk śmiał się, że teraz dziecko będzie zapewne wstawiało literę "r" w wyrazach mleko, kluski, lalka,  itp., ale Teresa powiedziała , że niekoniecznie, bo on bardzo uważnie słucha. Jest to oczywiście  dobry objaw, tyle  tylko, że trzeba bardzo uważać na dobór używanych  wyrazów, żeby potem nie rumienić się  ze wstydu. 

Teresa z pomocą taty zrobiła kawę dla wszystkich, picie dla maluchów, dzieci załapały  się na domowe biszkopty, dorośli na wytrawne herbatniki. Alina skomplementowała cały ośrodek i przydzielony im domek, a Kazik powiedział bratu i bratowej, że Henryk ich wszystkich wpisał jako swoją rodzinę, więc automatycznie  przechodzą z nim  wszyscy  "na ty". No i bardzo dobrze - powiedział tata- porządnej rodziny nigdy nie jest  za wiele.

                                                                 c.d.n.