W pierwszych dniach września Kazik zatelefonował do Kurta z pytaniem, czy w tym roku przyjadą z dziećmi do Warszawy. Ale okazało się, że i w tym sezonie będzie to niemożliwe. Dwaj starsi jadą w czasie jesiennych ferii na jakiś obóz sprawnościowy a najmłodszy ma aktualnie rękę w gipsie i w czasie tych ferii będzie miał rehabilitację bo to uszkodzenie blisko nadgarstka, więc trzeba o tę rękę nieco bardziej zadbać.
No to w takim razie my pojedziemy w te Bieszczady nieomal zaraz - poinformował Kazik Teresę. Oczywiście weźmiemy ze sobą obu dziadków. I, powiedz mi szczerze, bo sam nie wiem - może zaproponować Krystianowi by wysłał w te Bieszczady Alinę z dzieckiem . Mam podejrzenie, że życie rodzinne nieco go przerasta i chyba dobrze by mu zrobiło nieco samotności - po prostu "zresetowałby się". Poza tym w porównaniu z małym Tadziem to nasze dziecko jest głównie na dworze, bo jak mi powiedział Kris to mały w tej Wildze to był głównie wietrzony, bo było strasznie dużo komarów. No fakt- słyszałam, że głównie spędzał czas na zadaszonym tarasie osłoniętym jakąś muślinową zasłoną - tyle tylko wiem o pobycie Aliny w Wildze- stwierdziła Teresa. No ale ja jakoś nie mogę sobie uzmysłowić czy w Baligrodzie były komary i nie mogę zagwarantować że ich tam nie ma. Może i były, ale ja byłam wtedy zajęta tylko tym, by nagle nie paść przed tobą na kolana i nie błagać cię byś mnie pokochał i nie szukał po świecie innych dziewczyn. Kazik przytulił ją mocno i powiedział - a ja zaciskałem zęby żeby nie wyjść z roli tylko i wyłącznie twojego przyjaciela - oboje byliśmy wtedy nieco pokręceni. Ale nie jest wykluczone, że pan mecenas zdecyduje się, że skoro my jedziemy w pełnym zestawie to i on pojedzie z Aliną i dzieckiem a pani Maria będzie miała w tym czasie urlop. I weźmiemy trzy domki. Kocham obu dziadków, Krisa również, ale chcę byśmy mieli oddzielny domek. Nie mniej trzeba przyznać obu dziadkom, że jako lokatorzy w jednym domu są absolutnie nie krępującymi lokatorami. Gdyby nagle okazało się, że Jacek nie chce jechać no to wtedy może wzięlibyśmy jeden z większych domków. Ale Jacek woli górki i las niż morze, więc na pewno pojedzie z nami. Zaraz porozmawiam z dziadkami i Krisem, a potem zatelefonuję do Baligrodu by zamówić odpowiednią ilość domków.
No to ty dzwoń, a ja wezmę Alka i tatę na spacer. Na spacerze zostawię ich na trochę samych, bo podjadę do Tesco po tę nakładkę na deskę sedesową. Przy okazji zrobię zakupy żywnościowe. No to ja pojadę z tobą, tylko nie mów tego głośno przy małym, bo zaraz i on będzie chciał jechać- doradził Kazik. Ale nie musisz wcale ze mną jechać - wyciągnę cię z domu byś mi zakupy przeniósł z samochodu do domu.
Jak powszechnie wiadomo życie nie jest romansem i często nasze plany idą się paść na łąkę. Jeszcze nim Teresa zdążyła przygotować wszystko do spaceru zatelefonował Jacek, że właśnie jest u chirurga i czeka na zagipsowanie stawu skokowego, bo mu w nim pękła jakaś kosteczka i lekarz uznał, że należy to dać w gips, więc na razie będzie uziemiony, za trzy tygodnie będzie kontrola. W takim razie zrób listę co ci trzeba kupić, bo ja wybieram się do sklepu, to ci kupię a potem któreś z nas ci zakupy podrzuci. Kazik, który stał obok zabrał telefon z ręki Teresy i powiedział - podaj mi adres gdzie jesteś, to cię odwiozę do domu. I albo w czasie nieobecności Pawła będziesz u nas, albo ci podrzucę tatę - przez ten pierwszy tydzień nie powinieneś być w domu sam. Skąd wiesz? Nie marudź, powiedz lepiej co wyprawiałeś że ci coś trzasnęło. Zeskoczyłem ze stołka i jakoś noga mi się podwinęła. Daj mi adres gdzie jesteś - w szpitalu na Stępińskiej na SORze- padła odpowiedź. No to zaczekaj tam na mnie, zaraz będę. Gdy się rozłączyli Teresa powiedziała - chyba przywieź go do nas- na pewno będzie lepiej gdy teraz u nas pobędzie. A potem może oddelegujemy na tydzień do niego tatę. Zastanowimy się nad wszystkim gdy już będzie u nas. Bo bardzo możliwe, że Paweł weźmie trochę urlopu. Zaraz do niego zatelefonuję, a ty jedź do tego szpitala. Pójdę tatę uświadomić co się wydarzyło. Tacie też się wciąż wydaje, że jest tak samiutko sprawny jak był w wieku dwudziestu lat.
Jak było do przewidzenia tata się wielce przejął przypadłością swego przyjaciela i zdecydował, że w takim razie przez ten czas do kontroli on zamieszka z Jackiem. Alkowi Kazik z Teresą wytłumaczyli, że dziadek Jacek jest troszkę chory, bo zrobił coś głupiego, czyli zeskoczył z wysokiego stołka i teraz nie będzie mógł przez jakiś czas chodzić na spacery i pewnie dziadek Tadek będzie u niego mieszkał, albo dziadek Jacek będzie u nich codziennie, żeby nie był sam w swoim mieszkaniu.
Paweł bardzo się wystraszył i stwierdził, że weźmie trochę urlopu od następnego dnia i po prostu będzie przez te trzy tygodnie mieszkał z ojcem. Z tym, że urlopu nie będzie mógł wziąć więcej niż tydzień. No fajnie - powiedział Kazik - to jak wrócisz po urlopie do pracy to będziesz rano przywoził ojca do nas i odbierał wracając z pracy. A potem to albo mu zdejmą gips albo razem z gipsem zabiorę twego ojca w Bieszczady. Zaraz jadę po niego do szpitala i porozmawiam z lekarzem jak to wszystko wygląda okiem lekarza. Tak, że jak wrócisz z pracy to już będziesz coś więcej wiedział- my też. Skoro go wypuszczają ze świeżo założonym gipsem to pewnie nie jest tam w środku bardzo źle. W każdym razie nie zamartwiaj się za bardzo, sytuacja na razie raczej jest całkowicie opanowana.
W niemal dwie godziny później Kazik przywiózł Jacka. Alek lekko przerażony patrzył na Jacka, który nieco dziwnie wyglądał w spodniach, których jedna nogawka był rozpruta od strony wewnętrznej, a na dodatek noga była w gipsie. Na początek Kazik pomógł się ubrać Jackowi w spodnie dresowe, które zakupił po drodze, a które były ze dwa rozmiary za duże na objętość dla Jacka, ale mieściła się w nich noga opatulona gipsem aż do kolana. W szpitalu Kazik powiedział lekarzowi, że jest synem Jacka, a lekarz tego nie sprawdzał. Lekarz pokazał Kazikowi wynik rtg - pękła, ale nie rozleciała się jedna kosteczka w stawie skokowym, a ścięgna są w porządku i staw na szczęście nie jest uszkodzony i żeby uniknąć komplikacji założono gips. Po trzech tygodniach będzie kontrola rentgenowska i jest duża szansa, że wtedy może nawet mu zdejmą gips. Bo to jest tylko pęknięcie tej kosteczki, nie jest potrzaskana. Oczywiście ma głównie leżeć lub siedzieć tak, by noga nie była poniżej siedzenia. No i musi brać zapisane leki. Mało chodzić zwłaszcza przez pierwszy tydzień. Wystarczy przejście z pokoju do pokoju i do łazienki. Nie brać prysznica ani kąpieli w wannie. I ma wybić sobie z głowy zeskakiwanie ze stołków a korzystać z drabinki.
Jacek czuł się nieco zażenowany, że narobił przyjaciołom nieco kłopotu, ale wszyscy go usilnie zapewniali, że to żaden kłopot i każdemu może się taka rzecz zdarzyć. Kazik od razu mu powiedział, że na ostatnie dwa tygodnie września jadą do Baligrodu, więc ma nadzieję, że do tego czasu pozbędzie się gipsu, a jeśli nie to go wezmą tam razem z gipsem. Po obiedzie Jacek został wyekspediowany na drzemkę do sypialni taty, a Teresa wreszcie poszła z Alkiem na spacer. Dziecko było ogromnie przejęte i smutne, że dziadek Jacek "ma cholą nogę".
Paweł przyjechał po ojca z wielkim bukietem kwiatów dla Teresy. Na razie wziął tydzień urlopu, bo w następnym tygodniu musiał być trzy dni w pracy i będzie przez ten czas mieszkał z ojcem. A potem zobaczą co dalej, bo może "starsi panowie" dojdą do wniosku, że wystarczy Jackowi "opieka z doskoku", czyli będzie do niego przed południem przychodził tata Teresy. Kazik przyznał się Pawłowi, że dla "dobra sprawy" skłamał lekarzowi, że jest synem Jacka, więc następną wizytę może odbędą już "obaj synowie" Jacka, a potem tylko sam Paweł będzie jeździł z ojcem.
Trzy tygodnie nawet jakoś szybko minęły i na kontrolę pojechał Jacek z Pawłem. Zrobiono kontrolne badanie rtg i, ku wielkiemu zadowoleniu i pacjenta i lekarza, w 3 dni później zdjęto Jackowi gips. Znowu Jacek usłyszał, by nie korzystał ze stołków ale z drabinki, tym bardziej, że można nabyć i całkiem niewysokie drabinki i w domu powinny być dwie- jedna wysoka a druga niska, zastępująca z powodzeniem stołek. No i powinien sobie Jacek zdać sprawę z faktu, że z wiekiem niestety kości kruszeją. I ma uzupełniać poziom witaminy D, który u wszystkich osób około sześćdziesiątki spada. Jacek przepytał się jeszcze, czy są jakieś przeciwwskazania do wyjazdu w Bieszczady, dostał tylko przykazanie by nie chodził na dalekie wycieczki i nie chodził po wertepach, a by nie skręcać kostki miał nosić na tym stawie specjalną elastyczną , stabilizującą staw opaskę.
W drodze do domu panowie odwiedzili sklep z akcesoriami rehabilitacyjnymi. Jacek zakupił aż dwie opaski, bo stwierdził, że gdy będzie chodził po lesie to obydwa stawy skokowe będzie chronił opaskami. W dwa dni później wyruszyli trzema samochodami w Bieszczady. Na dobrą sprawę daliby radę jechać w dwa samochody, ale Jacek stwierdził, że to jednak dość daleka droga, więc będzie lepiej gdy samochód nie będzie przeładowany, zwłaszcza, że brali dla Alka składane turystyczne łóżeczko. Jacek uparł się, by jechali jego samochodem i prowadzili go z tatą Teresy na zmianę. Kris i Alina mieli ze sobą tyle bagażu, że część została umieszczona w bagażniku samochodu Jacka.
Teresa nieśmiało zwróciła Alinie uwagę, że nie jadą na bezludną wyspę, poza tym jeśli czegoś zabraknie to zawsze można którymś samochodem podjechać do Sanoka i brakującą rzecz dokupić. A Krisowi podpowiedziała, by zrealizował zapasową receptę i wykupił leki Aliny i zapakował je do swojej torby. Bo ona osobiście nie do końca ufa Alinie więc lepiej mieć tak ważną rzecz jak lek Aliny- w zapasie. Paweł został w Warszawie i zaoferował się, że będzie zaglądał do dwóch mieszkań Kazików no i oczywiście do mieszkania Jacka. Do mieszkania Krisa i Aliny miała zaglądać pani Maria, która miała zaplanowane dość gruntowne porządki przed zimą.
Alek miał w czasie jazdy bardzo poważne zadanie, bo oczywiście miał ze sobą swoje ZOO i uważał za stosowane by jego podopieczni byli dobrze poinformowani przez jaką miejscowość aktualnie przejeżdżają.
Jakoś tak dobrze im się jechało, że pierwszy dość krótki postój zrobili w okolicy Iłży a kolejny dopiero niedaleko Rzeszowa. Sama jazda, nie licząc postojów zajęła im 5 godzin 15 minut. Gdy zajechali na teren ośrodka i gdy tylko Kazik wysiadł z samochodu z głównego budynku wyszedł kierownik , szeroki uśmiech zdobił jego twarz i szedł do Kazika z rozłożonymi ramionami, gotowymi do objęcia go. I tak Kazik wpierw wpadł w jego ramiona, potem Teresa, która zaraz zyskała miano kochanej dziewczyny, w tym czasie Kazik wyciągnął z samochodu Alka, mówiąc mu, że to jest jeszcze jeden przyjaciel mamy i taty, wujek Henryk, więc ma ładnie tego wujka ukochać. A że z "ukochiwaniem" Alek nie miał nigdy problemu, nowy wujek został ukochany, potem Kazik przedstawił resztę towarzystwa i oczywiście wszyscy zostali wyściskani na powitanie, bratanek Kazika również. Z uwagi na ilość "bambetli" Krisowi pan Henryk powiedział by podjechał pod domek i potem dopiero odstawił wóz na parking, tak samo zostali potraktowani obaj dziadkowie, a pan Henryk przydzielił im pomoc w postaci zdrowo wyglądającej osobniczki płci żeńskiej, a że Kazikom przypadł domek tuż obok parkingu ( bo pamiętałem, że twoja dziewczyna, chłopie, nie lubi dalekiej drogi na posiłki) sam pomógł wnieść walizki i łóżeczko małego do domku. W domu powiedział - personel wie, że jesteście moją rodziną. Kazik westchnął - coś w tym jest, bo gdybyś ze mną wtedy nie przespacerował całej nocy to nie wiem czy dziś bylibyśmy u ciebie razem i to właściwie całą rodziną.
Wiesz, Kaziku, jesteście z bratem szalenie do siebie podobni, nieomal jak bliźniacy! Eeee, to tylko tak na pierwszy rzut oka, Krystian jest ode mnie pięć lat młodszy. Grunt, że nasze żony nas rozróżniają, mój mały też, ale dzieciak brata to nie za bardzo i gdy stoimy obok siebie to pewnie ma podejrzenie, że widzi dwóch tatusiów. Alek, gdy był młodszy, też tak patrzył na nas gdy staliśmy obok siebie.
Alek przyglądał się panu Henrykowi bystro, a potem podreptał do torby, w której była jego menażeria, chwilę w niej grzebał i przydreptał z dwoma misiami - brązowym i białym. Kazik szybko wyjaśnił, że to efekt wizyty małego w ZOO, a pan Henryk powiedział małemu, że w tych lasach są misie brązowe i panowie którzy pracują w lesie to czasem je widują z daleka i dobrze, że tylko z daleka, bo misie nie są zwierzątkami do głaskania i nie są wcale zachwycone, gdy ludzie wchodzą na ich tereny. Potem powiedział do Kazika - między innymi dlatego teraz podwyższyliśmy ogrodzenie i nie wyłączamy na noc oświetlenia terenu. Brama wjazdowa już od godziny osiemnastej jest zamknięta. Teraz jest zdecydowanie mniej ludzi niż latem. Pokoje w budynku recepcji pracują w trybie hotelowym. W ośrodku są teraz głównie dobrzy, starzy goście, Alek i twój bratanek to będą jedyne teraz dzieci. Korzystamy z tego, że jest po sezonie, gośćmi w domkach jesteście praktycznie tylko wy, w domkach działają teraz dwie ekipy remontowe. Ośrodek już jest teraz całoroczny, mamy centralne ogrzewanie. Teraz jeszcze nie włączone, jak na razie to jeszcze ciepło i kominek wystarcza.
Gdy tak spokojnie rozmawiali rozległo się pukanie do drzwi i na głośne zaproszenie do środka weszli dwaj dziadkowie. Kazik, którego rozpierała duma, że ma koło siebie ukochaną żonę i synka powiedział do małego - synku, powiedz panu Henrykowi jak dziadkowie mają na imię, możesz pokazać paluszkiem. Malec dumny i blady wpierw pokazał ojca Tesi i powiedział - to dada Tadek, a to dada Jacek. A to kto- zapytał Kazik i wskazał pana Henryka. To pan Henryk. Brawo, brawo, powiedziałeś tak jak trzeba to pan Henryk i pięknie powiedziałeś to imię, bo powiedziałeś jak duży chłopczyk literkę "r"! Kazik i Teresa oboje klaskali w ręce więc i on też zaczął klaskać w ręce. Szczegółowej prezentacji dokonał Kazik , a gdy mówił o Jacku Teresa dodała - w moim odczuciu Jacek jest w sensie mentalnym ojcem Kazika, odkąd go znam bliżej uważam go za swego teścia.
Zik, sprowadź Krisa z resztą rodzinną, wzięłam nescę, zrobię kawę i coś słodkiego do kawy. A może byście wpierw zjedli coś grilla? Ponieważ jest dość pusto, to nie serwujemy regularnych obiadów, tylko jakieś mięsko z grilla z ryżem lub frytkami. Nie da się ukryć, że najczęściej jest to kurczak. Oooo, to świetnie, mały Krystiana jest na "słoiczkach" a nasz je to co my. Zaraz Kazik przyprowadzi brata z przyległościami. Myślę, że będziemy codziennie gdzieś wyjeżdżać, niech się dziecko uczy, że urlop to nie jest siedzenie w jednym miejscu. Byliśmy w lecie nad morzem, ale też jeździliśmy po okolicy. Tu chcemy pojechać kolejką wąskotorową, będzie miał dzieciak frajdę, chcemy też się wybrać do Łańcuta. Jacek jest po świeżo zdjętym gipsie, to musimy tak kombinować, żeby go nie uszkodzić. A co się stało? Dopytywał się pan kierownik.
Ach -Jacek machnął ręką - aż wstyd mówić- tak zgrabnie zeskoczyłem z taboretu, że musiałem pogotowie wzywać- dobrze że pękła tylko mała kostka w stawie skokowym a nie pozrywałem ścięgien lub nie uszkodziłem całego stawu. Teresa zacząła się śmiać - ciesz się, że to nie był pokazowy skok ze spadochronem bo rok by się z ciebie po kątach chichotali jak to pan komendant z gracją wylądował. Jacek uśmiechnął się - to samo sobie pomyślałem gdy mi gips nakładali.
Do domku dotarł Kazik z resztą rodziny. Kris przepraszał, że tak długo się zbierali, ale mały był głodny a szybko to on nie je, więc trochę to trwało. Kazik podpuścił Alka by przestawił nowo przybyłych i, ku wielkiej radości Teresy i Kazika, mały prawidłowo wymówił imię Krisa i znów zebrał mnóstwo pochwał.
Henryk śmiał się, że teraz dziecko będzie zapewne wstawiało literę "r" w wyrazach mleko, kluski, lalka, itp., ale Teresa powiedziała , że niekoniecznie, bo on bardzo uważnie słucha. Jest to oczywiście dobry objaw, tyle tylko, że trzeba bardzo uważać na dobór używanych wyrazów, żeby potem nie rumienić się ze wstydu.
Teresa z pomocą taty zrobiła kawę dla wszystkich, picie dla maluchów, dzieci załapały się na domowe biszkopty, dorośli na wytrawne herbatniki. Alina skomplementowała cały ośrodek i przydzielony im domek, a Kazik powiedział bratu i bratowej, że Henryk ich wszystkich wpisał jako swoją rodzinę, więc automatycznie przechodzą z nim wszyscy "na ty". No i bardzo dobrze - powiedział tata- porządnej rodziny nigdy nie jest za wiele.
c.d.n.