Po wyjściu Pawła Teresa w skrócie opowiedziała mężowi jaka to "tajemnicza sprawa" sprowadziła do niej Pawła. Oboje stwierdzili, że i Paweł i jego ojciec to naprawdę fajni ludzie, a Kazik stwierdził, że teraz, gdy już jego rodzice nie żyją on coraz bardziej docenia, jakimi byli wspaniałymi ludźmi. I zaraz dodał - nasz tata też jest cudownym człowiekiem o wielkim sercu- czasami nawet zbyt wielkim. I twoja psiapsióła to paskudnie wykorzystuje. A mój brat to coś nie ma szczęścia do kobiet. Poprzednia to go "żyłowała" z pieniędzy i była zajęta tylko sobą. Była co prawda dość atrakcyjną babką, tylko pustka w jej głowie przypominała otchłań oceaniczną. Mam tylko nadzieję, że tata się dziś za bardzo nie umęczył na tym dyżurze u boku Tadzika. Mam ochotę opieprzyć szanowną bratową, ale wiem, że wtedy Kris miałby do mnie żal do końca mojego życia.
Teresa roześmiała się - przecież ty nie potrafisz opieprzyć kobiety. Ja się jutro do niej wybiorę albo się poświęcę i pójdę z Alkiem i z nią na spacer i na spacerze usłyszy ode mnie, że tata to jest nasz a nie jej, no i posłucha kilku dobrych rad. I prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie by miała drugie dziecko, skoro z tym jednym to nie za bardzo daje sobie radę, a powinna bo wszak odpadło jej sprzątanie. Jej dziecko jeszcze nie zagląda w każdy kąt w domu, na okrągło jest albo w łóżeczku albo.....w wózku. Proponowałam, by już wzięła kojec, ale ona stwierdziła, że "nie jest przekonana do trzymania dziecka w kojcu". Nie to nie, kojec zapakowałam i jest w drugim mieszkaniu. Ale jego brezentowa podłoga jest u nas, bo przyda się na jakieś wypady z małym w plener.
I doszłam do wniosku, że ten opieprz to będzie ostatni, jaki ona ode mnie usłyszy. Naprawdę nie sprawia mi frajdy wychowywanie dorosłych kobiet. Mam wrażenie, że ona ma jakąś opóźnioną depresję poporodową. Bo zapewne jej się wydawało, że dziecko to będzie niczym muzyka rozrywkowa, czyli rzecz lekka, łatwa i przyjemna i ona sobie ze wszystkim śpiewająco poradzi, a tu się okazało, że żywe dziecko to nie jest tą lalką z dzieciństwa i bywa uciążliwością. A mówiłam, jak komu mądremu, by przychodziła i obserwowała jak to jest gdy już dziecko jest na świecie. Ale ona to olała. Na mój rozum to ona powinna iść na jakąś psychoterapię. Ja rozumiem, że ją dotknęło pełne sieroctwo, ale was obu także i to nie "na raty" a od razu, co na pewno było większą traumą. Raz powiedziałam Krystianowi otwartym tekstem o tym, jak była hodowana Alina, dałam mu dobra radę by jej jednak nie rozpieszczał wszystko odpuszczając, bo tylko sobie narobi kłopotu. I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdy mały skończy 10 miesięcy to sensowne jest oddanie go do prywatnego żłobka i wysłanie Aliny do pracy. Nie mam pojęcia co ona robi gdy mały śpi w ciągu dnia- podejrzewam, że ona także. Przestałam do niej telefonować w ciągu dnia, bo zawsze twierdziła, że ją budzę.
Kazik słuchał tego wszystkiego, w końcu powiedział- a wszystko przeze mnie, że wpadłem na pomysł by Kris po nią pojechał wtedy gdy nie mogła dojechać do Warszawy. No ale skąd mogłem wiedzieć, że Krystianek się w niej zadurzy? Teraz to mają dziecko, a dziecko musi mieć oboje rodziców.
Eee, mnie to nie dziwi, bo faceci wolą wszak blondynki - powiedziała Teresa- zwłaszcza ci, co mają ciemniejsze włosy. No to może ja nie jestem facetem?- zastanawiał się na głos Kazik. Sprawdzę to wieczorem, bo za chwilę junior się ocknie i badanie będzie bardzo powierzchowne - odpowiedziała ze śmiechem Teresa. Ale zakładam, że jesteś, bo Anka była blondynką, co prawda tlenioną. Alina jest naturalną, wszystkie jej zazdrościłyśmy włosów bo miała ich cholernie dużo i zaplecione w warkocze sięgały poniżej pasa. Gdy przed maturą je ścięła to na nią nakrzyczałyśmy.
Kazik tulił Teresę i mówił - a ja pamiętam, jak chodziłaś uczesana w kucyki i w klubie też tak raz byłaś. No bo jak skończyłam 18 lat i miałam dowód to mogłam się tak czesać- a najbardziej lubiłam gdy mnie wtedy proszono o dokumenty i patrzeć na ich głupią minę. Ale tylko trzy razy miałam taką radochę, bo tam był stały zestaw cerberów. Ale ty bardzo dużo pamiętasz z tamtego okresu, zwłaszcza, że nie przychodziliśmy tam razem i na ogół tańczyliśmy razem nie więcej niż trzy kawałki. No tak, tam tak śmiesznie zestawiali - rock, tango, samba- przypomniał Teresie. Byłaś jedyną, z którą tańczyłem tango i sambę. Wiem, bo cię cały czas podglądałam i chyba sobie wtedy po tym zbyt dużo obiecywałam. A potem trzask-prask i ożeniłeś się z Anką.
No właśnie - stwierdził z westchnieniem Kazik. Ale nadal razem tańczyliśmy ten zestaw. A co powiesz na to, żebyśmy kiedyś poszli potańczyć? Z juniorem na rękach? - zapytała Teresa. Nie kochanie, sami. Jest takie miejsce, gdzie w tygodniu można potańczyć od 17,00 do 22,00. Co prawda nie byłem tam ani razu, ale kolega mnie zapewniał, że fajny zespół tam gra. Zarezerwuję dla nas stolik, na którym zapewne będzie lepszy zestaw napojów niż był w naszym klubie. Z tym, że pojedziemy tam po kolacji juniora. Junior zostanie po prostu z tatą. Wrócimy zaraz po 22,00, bo pojedziemy samochodem- po prostu jedno z nas nie będzie piło wina i mogę to być ja. Możemy być sami, a możemy np. kogoś dokooptować, może na początek z tym moim kolegą i jego kandydatką na żonę. Drugą żonę. To nie jest ogólnodostępny lokal, to klub. Ale ma jeszcze jeden plus - na sali nie wolno palić, jest tam gdzieś oddzielna palarnia. Oooo, to super- ucieszyła się Teresa. A myślisz, że tata da sobie radę z juniorem?- spytała. Da, junior tatę kocha na równi z nami. W razie czego to tata do nas zatelefonuje i w kwadrans dotrzemy do domu, przecież będziemy samochodem. Nie możemy stać się zakładnikami dziecka. Do nas, gdy rodzice chcieli wybyć wieczorem to przychodziła córka sąsiadki, już "stara", bo była studentką pedagogiki.
W czasie kolacji opowiedzieli tacie jaki mają "niecny plan", a tata ich zapewnił, że to żaden problem dla niego, że pomału powinni zacząć wychodzić wieczorami i nie zamykać się w czterech ścianach z uwagi na dziecko. Mógłby być problem gdyby brali do pilnowania kogoś obcego, kogo mały mało lub wcale nie zna. Przy okazji Kazik powiedział tacie, że ma do niego ogromną prośbę, żeby tata więcej nie pomagał Alinie. Bo to niestety w sumie działa na jej niekorzyść, bo utrwala w Alinie to wszystko co może zepsuć jej związek z Krystianem. Alina i Teresa są z tego samego rocznika, Alina nie ma jakichś "ubytków" pod względem fizycznym, więc skoro Teresa dawała sobie ze wszystkim radę to i Alina powinna. Zwłaszcza teraz, gdy odpadło jej sprzątanie całego mieszkania a Kris nadal bardzo dużo pomaga Alinie w domu. I robi zakupy a do tego często gotuje. A Teresa uważa, że Alina powinna się zgłosić do psychiatry, bo ma wyraźnie zwichrowaną psychikę głównie przez swoją mamę, która histerycznie bała się o zdrowie i życie Aliny, chociaż nic jej nie dolegało.
A kiedy chcecie się tam wybrać? W którąś sobotę? Teresa wzruszyła ramionami - tak naprawdę to nam jest wszystko jedno, oni podobno tylko w poniedziałki nie grają, co nie znaczy, że klub nie działa. Może wpierw wpadniemy właśnie w poniedziałek, żeby obejrzeć to miejsce i potem sobie zrobimy rezerwację stolika. I przejrzymy razem z tobą tato program sportowy TV, żebyś nie był pozbawiony transmisji, którą chcesz obejrzeć. Nooo, nie przesadzajcie- stwierdził tata - nie będzie dziury w niebie, jeśli czegoś nie obejrzę. A swoją drogą to bardzo miłe z waszej strony, że o tym pomyśleliście. Co do Aliny - mam wrażenie, że masz rację córeczko. Tadzik jest zdrowym dzieckiem, nie ma żadnych alergii, nie choruje, więc i opieka nad nim nie jest utrudniona . Mnie tylko czasem jej żal, bo już nie ma rodziców.
Tato - Kris też jest sierotą. Mam wrażenie, że on jest dużo bardziej wrażliwy niż Alina - stwierdziła Teresa- ale nie robi z siebie cierpiętnika. Więc nie utrwalaj w Alinie przeświadczenia, że jej należy pomagać bo ona jest biedactwem. Fizycznie jest odporniejsza ode mnie, a ja, odkąd przychodzi pani Maria to odżyłam i mam luz. I bez problemu wyrabiam i zakupy i gotowanie i spacery z Alkiem, które są bardziej męczące niż kiedyś, bo on tupta, więc wymaga ode mnie większej uwagi niż wtedy gdy był tylko w wózku. Ostatnio gdy z nim byłam to spotkałyśmy panią sąsiadkę z psicą, a że on akurat tuptał, to się trochę jej bał, no bo ona przy nim to prawdziwy olbrzym. A ona jest szalenie mądra bo to wyczuła i zaraz zaczęła "warować". Obie z panią sąsiadką tłumaczyłyśmy małemu, że piesek go kocha, że można go głaskać i w końcu mały ją "ukochał". Psica jest niesamowita, wszystko zniosła z pełnym zrozumieniem sytuacji.
W tygodniu zatelefonował Jacek z prośbą o namiary na firmę przeprowadzkową, bo mieszkanie na trzecim piętrze już jest gotowe, więc można już tam umieścić Pawła. Doszli razem do wniosku, że wspólnie to będą mieszkać na trzecim piętrze, a to mieszkanie na siódmym to będzie zapasowe. Jacek jest przeciwny jego wynajmowaniu. Pod wynajem natomiast pójdzie mieszkanie Pawła w Gdańsku, a warszawskie mieszkanie Jacka, w którym obecnie mieszka Paweł to albo sprzedadzą albo pójdzie pod wynajem. Ale raczej sprzedadzą, bo to bardzo atrakcyjna lokalizacja, więc pójdzie za dobre pieniądze. I być może, że wtedy kupią jakąś działkę nad morzem i postawią tam letni domek.
Entuzjazm do takiej inwestycji zaraz ostudziła Teresa, która w jakieś wakacje mieszkała z rodzicami w takim domu, który był zamieszkały tylko od maja do połowy września, a potem stał pusty. Idealnie "zionął" wilgocią, właściciele musieli go przed każdym sezonem dość intensywnie osuszać i wietrzyć, bo woda lała się po ścianach pokoi. I że jednak bardziej opłacalne jest wynajęcie porządnej kwatery w całorocznym domu wczasowym, których na Wybrzeżu nie brakuje. Poza tym, gdy przyjeżdżasz "nasty" raz w to samo miejsce to zaczyna być nudno, ale mimo tego przyjeżdżasz, bo przecież wydałeś na ten dom sporo forsy i nadal sporo wydajesz, bo musisz przed sezonem go osuszyć i pomalować na nowo pokoje. A jeśli do tego domek ma dookoła coś jakby ogródek to musisz komuś płacić by ten ogródek wiosną obrobił.
Gdy skończyli rozmowę Kazik się śmiał, że jakoś tak jest, że rozmowa z Teresą to jest okład trzeźwiący z lodu na rozpaloną gorączką głowę rozmówcy.
No przecież komuś, kto jest mi obcy i obojętny to bym nawet słowa nie pisnęła - powiedziała Teresa. No ale Jacek to nasz przyjaciel, więc uważam, że należy człowiekowi powiedzieć prawdę, skoro on sam tego nie wie. Alina to już wie, że własny dom z ogrodem to niezły strup na głowie i stały ubytek pieniędzy z kieszeni. Ona to się w ubiegłym roku zastanawiała czy aby nie sprzedać tego mieszkania na Żoliborzu, bo jako właścicielka ona ponosi koszty napraw awarii wynikłych "samych z siebie" no i za każdym razem trzeba tam pojechać, obejrzeć by sprawdzić czy to naprawdę powstało "samo z siebie". Oczywiście Alinka od razu usiłowała w to wrobić Franka bo przecież od niego "wzięła" to mieszkanie, no ale Franek to stary wyjadacz. Jakby nie było jest po handlu zagranicznym, więc zacytował jej fragment umowy, w którym był omówiony stan techniczny mieszkania, potwierdzony przez fachowców. A ja jej wytłumaczyłam, że skoro ona z Krisem ma rozdzielność majątkową, to lepiej by miała jakieś zabezpieczenie finansowe. Ona umowę najmu zawiera z najemcą co roku, bo wszak zmieniają się ceny eksploatacji. Kazik słuchając tego co mu Teresa mówi zaśmiewał się, że Teresa ma wciąż wyrzuty sumienia, że nie skończyła SGH i nie ma tytułu mgr, ale wiadomości i sposób myślenia to ma jak mgr ekonomii, a na dodatek to posiada wyczucie zawodowego oficera śledczego.
c.d.n.