piątek, 10 marca 2023

Lek na wszystko?- 68

Po wyjściu Pawła Teresa w skrócie opowiedziała mężowi jaka to "tajemnicza  sprawa" sprowadziła  do niej Pawła. Oboje  stwierdzili, że i Paweł i jego ojciec to naprawdę  fajni ludzie, a Kazik stwierdził, że teraz, gdy już jego rodzice nie żyją on coraz bardziej docenia, jakimi byli wspaniałymi ludźmi. I zaraz dodał - nasz tata też jest cudownym człowiekiem o wielkim sercu- czasami nawet zbyt wielkim. I twoja psiapsióła to paskudnie wykorzystuje.  A mój brat to coś nie ma szczęścia  do kobiet. Poprzednia to go "żyłowała" z pieniędzy i była  zajęta tylko sobą. Była co prawda dość atrakcyjną babką, tylko pustka w jej głowie przypominała otchłań oceaniczną.  Mam tylko nadzieję, że tata się dziś za bardzo nie umęczył na tym dyżurze u boku Tadzika. Mam ochotę opieprzyć szanowną bratową, ale wiem, że wtedy Kris miałby do mnie żal do końca mojego życia.  

Teresa roześmiała  się - przecież ty nie potrafisz opieprzyć kobiety. Ja się jutro do niej wybiorę albo się poświęcę i pójdę z Alkiem i z nią na spacer i na spacerze usłyszy ode mnie,  że tata to jest nasz a nie jej, no i posłucha kilku dobrych rad.  I prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie by miała drugie dziecko,  skoro  z tym jednym to nie  za bardzo daje  sobie  radę, a powinna bo wszak odpadło jej sprzątanie.  Jej dziecko jeszcze nie zagląda w każdy kąt w domu, na okrągło jest albo w łóżeczku albo.....w wózku. Proponowałam, by już wzięła kojec, ale ona  stwierdziła, że "nie jest przekonana do trzymania dziecka w kojcu". Nie to nie, kojec zapakowałam i jest w drugim mieszkaniu. Ale jego brezentowa podłoga jest u nas, bo przyda  się na jakieś wypady z małym w plener. 

I doszłam do wniosku, że ten opieprz to będzie ostatni, jaki ona ode mnie usłyszy. Naprawdę nie sprawia mi frajdy wychowywanie dorosłych kobiet.  Mam wrażenie, że ona ma  jakąś opóźnioną depresję poporodową. Bo zapewne jej się wydawało, że dziecko to będzie niczym muzyka rozrywkowa, czyli rzecz lekka, łatwa i przyjemna i ona sobie ze  wszystkim śpiewająco poradzi, a tu  się okazało, że żywe dziecko to nie jest tą lalką z dzieciństwa i bywa uciążliwością.  A mówiłam, jak  komu mądremu, by przychodziła i obserwowała jak to jest gdy już dziecko jest na świecie. Ale ona to olała. Na mój rozum to ona powinna iść na jakąś psychoterapię. Ja rozumiem, że ją dotknęło pełne sieroctwo, ale  was obu także i to nie "na raty" a od  razu, co na pewno  było większą traumą. Raz powiedziałam Krystianowi otwartym tekstem o tym, jak była hodowana Alina, dałam mu dobra radę by jej jednak nie rozpieszczał wszystko odpuszczając, bo tylko sobie  narobi kłopotu. I nie  mogę się oprzeć wrażeniu, że gdy mały skończy 10  miesięcy to  sensowne jest oddanie go do prywatnego żłobka i wysłanie Aliny do pracy. Nie mam pojęcia co ona robi gdy mały śpi w ciągu dnia- podejrzewam, że ona także. Przestałam do  niej telefonować w ciągu dnia, bo zawsze twierdziła, że ją budzę.

Kazik słuchał tego wszystkiego, w końcu  powiedział- a  wszystko przeze mnie, że wpadłem na pomysł by Kris  po  nią pojechał wtedy  gdy  nie  mogła dojechać  do Warszawy.  No ale  skąd  mogłem wiedzieć, że Krystianek się w  niej  zadurzy? Teraz to mają  dziecko,  a dziecko  musi  mieć oboje  rodziców. 

Eee, mnie to nie  dziwi, bo faceci wolą wszak blondynki - powiedziała  Teresa- zwłaszcza  ci, co  mają  ciemniejsze  włosy. No to  może ja nie  jestem facetem?- zastanawiał się na głos Kazik. Sprawdzę to wieczorem, bo za chwilę junior  się ocknie i badanie  będzie  bardzo powierzchowne - odpowiedziała  ze śmiechem Teresa. Ale zakładam, że jesteś, bo Anka była blondynką, co prawda tlenioną. Alina jest naturalną, wszystkie jej zazdrościłyśmy włosów bo miała ich cholernie  dużo i zaplecione w  warkocze sięgały poniżej pasa. Gdy  przed  maturą je  ścięła to na  nią nakrzyczałyśmy.  

Kazik tulił Teresę i mówił - a ja pamiętam, jak chodziłaś uczesana w kucyki i w klubie też tak  raz  byłaś. No bo jak skończyłam 18 lat i  miałam  dowód to mogłam się tak  czesać- a najbardziej  lubiłam gdy mnie  wtedy proszono o dokumenty i patrzeć na ich głupią minę. Ale  tylko trzy razy  miałam taką radochę, bo tam był stały  zestaw  cerberów.  Ale ty bardzo dużo pamiętasz z tamtego okresu, zwłaszcza, że nie przychodziliśmy tam razem i na ogół tańczyliśmy razem nie więcej niż trzy kawałki. No tak, tam tak śmiesznie zestawiali  - rock, tango, samba- przypomniał Teresie. Byłaś jedyną,  z którą tańczyłem tango i sambę. Wiem, bo cię cały czas podglądałam i chyba  sobie  wtedy po tym  zbyt  dużo obiecywałam. A potem trzask-prask i  ożeniłeś  się z Anką.

No właśnie - stwierdził z westchnieniem Kazik. Ale nadal razem tańczyliśmy ten zestaw. A co powiesz na to, żebyśmy kiedyś poszli potańczyć? Z juniorem na rękach? - zapytała Teresa. Nie kochanie, sami. Jest takie  miejsce, gdzie w tygodniu można potańczyć od 17,00 do 22,00.  Co prawda  nie byłem  tam ani razu, ale kolega mnie  zapewniał, że fajny zespół tam gra.  Zarezerwuję dla  nas  stolik, na którym  zapewne będzie lepszy zestaw napojów  niż był  w naszym klubie. Z tym, że pojedziemy tam po kolacji  juniora. Junior zostanie po prostu z tatą. Wrócimy zaraz po 22,00, bo pojedziemy  samochodem- po prostu jedno  z nas  nie będzie piło wina i mogę to być ja. Możemy być  sami, a możemy np. kogoś dokooptować, może na początek z tym moim kolegą i jego kandydatką na żonę. Drugą żonę. To nie jest ogólnodostępny lokal, to klub. Ale ma jeszcze jeden plus - na sali nie  wolno palić, jest tam gdzieś oddzielna palarnia. Oooo, to super- ucieszyła  się Teresa. A myślisz, że tata da sobie radę z juniorem?- spytała. Da, junior tatę kocha na równi z nami. W razie   czego to tata do nas  zatelefonuje i w kwadrans dotrzemy do domu, przecież będziemy samochodem. Nie możemy stać  się zakładnikami dziecka. Do nas, gdy rodzice chcieli wybyć wieczorem to przychodziła  córka sąsiadki, już "stara", bo była studentką pedagogiki.

W czasie kolacji opowiedzieli tacie  jaki mają "niecny plan", a tata ich zapewnił, że to żaden problem dla niego, że pomału powinni zacząć wychodzić wieczorami  i nie  zamykać się w czterech ścianach z uwagi na  dziecko.  Mógłby być problem gdyby  brali do pilnowania kogoś obcego, kogo mały mało lub  wcale  nie  zna. Przy okazji Kazik powiedział tacie, że ma do niego ogromną prośbę, żeby tata więcej nie pomagał Alinie. Bo to niestety w  sumie działa na jej niekorzyść, bo utrwala w Alinie to wszystko co może zepsuć jej związek z  Krystianem.  Alina i Teresa są z tego samego rocznika, Alina nie ma  jakichś "ubytków" pod  względem fizycznym, więc skoro Teresa dawała  sobie ze  wszystkim radę to i Alina powinna.  Zwłaszcza teraz, gdy odpadło jej sprzątanie całego mieszkania a Kris nadal bardzo dużo pomaga Alinie w domu. I robi zakupy a do tego często gotuje. A Teresa uważa, że Alina powinna się zgłosić do psychiatry, bo ma wyraźnie zwichrowaną psychikę głównie przez  swoją  mamę, która histerycznie bała  się o  zdrowie i życie Aliny, chociaż nic jej nie  dolegało. 

A kiedy chcecie się tam wybrać? W którąś sobotę? Teresa wzruszyła  ramionami - tak naprawdę to nam jest wszystko jedno, oni podobno  tylko w poniedziałki nie grają, co nie  znaczy, że klub nie  działa. Może wpierw wpadniemy właśnie w poniedziałek, żeby obejrzeć to miejsce i potem sobie zrobimy rezerwację stolika. I przejrzymy razem z tobą tato program sportowy TV, żebyś nie  był pozbawiony transmisji, którą chcesz obejrzeć.  Nooo, nie przesadzajcie- stwierdził tata - nie będzie dziury w niebie,  jeśli czegoś nie obejrzę.  A swoją drogą to bardzo miłe z waszej strony, że o  tym pomyśleliście.  Co do Aliny - mam wrażenie, że masz rację córeczko.  Tadzik jest zdrowym dzieckiem,  nie ma żadnych alergii, nie  choruje, więc i opieka nad nim nie jest utrudniona . Mnie  tylko czasem jej żal, bo już nie ma rodziców. 

Tato - Kris też jest sierotą. Mam wrażenie, że on jest dużo bardziej wrażliwy niż Alina - stwierdziła Teresa- ale  nie robi  z siebie cierpiętnika. Więc nie utrwalaj w Alinie przeświadczenia, że jej należy pomagać bo ona jest biedactwem.  Fizycznie jest odporniejsza ode mnie,  a ja, odkąd przychodzi pani Maria to odżyłam i mam luz. I bez problemu wyrabiam i  zakupy i gotowanie i spacery z Alkiem, które są  bardziej męczące niż kiedyś, bo on tupta, więc wymaga ode mnie większej uwagi  niż wtedy gdy był tylko w  wózku. Ostatnio gdy z nim byłam to spotkałyśmy panią sąsiadkę z psicą,  a że on akurat tuptał, to się trochę jej bał, no bo ona przy nim to prawdziwy olbrzym. A ona jest szalenie mądra bo to wyczuła i zaraz zaczęła "warować". Obie  z panią sąsiadką tłumaczyłyśmy małemu, że piesek go kocha, że można go głaskać i w końcu mały ją "ukochał". Psica jest  niesamowita, wszystko zniosła z pełnym zrozumieniem sytuacji. 

W tygodniu zatelefonował Jacek z prośbą o namiary na firmę przeprowadzkową, bo mieszkanie na trzecim piętrze już jest gotowe, więc można już tam umieścić  Pawła. Doszli razem do wniosku, że wspólnie to będą mieszkać na trzecim piętrze, a to mieszkanie  na siódmym to będzie zapasowe. Jacek jest przeciwny jego wynajmowaniu. Pod wynajem natomiast pójdzie  mieszkanie Pawła w Gdańsku, a warszawskie mieszkanie Jacka, w którym obecnie  mieszka Paweł to albo sprzedadzą albo pójdzie pod wynajem. Ale raczej sprzedadzą, bo to bardzo atrakcyjna lokalizacja, więc pójdzie za dobre pieniądze. I być może, że wtedy kupią jakąś działkę nad morzem i postawią tam letni domek. 

Entuzjazm do takiej inwestycji zaraz ostudziła Teresa, która  w jakieś wakacje mieszkała z rodzicami w takim domu, który był zamieszkały tylko od maja do połowy września, a potem stał pusty. Idealnie "zionął" wilgocią, właściciele musieli go przed każdym sezonem dość intensywnie osuszać i wietrzyć, bo woda lała  się po ścianach pokoi. I że  jednak bardziej opłacalne jest wynajęcie porządnej kwatery w całorocznym domu wczasowym, których na Wybrzeżu nie brakuje.  Poza tym, gdy przyjeżdżasz  "nasty" raz w to samo miejsce to zaczyna być nudno, ale  mimo tego przyjeżdżasz, bo przecież wydałeś na ten dom sporo forsy i nadal sporo wydajesz, bo musisz przed  sezonem go osuszyć i pomalować na nowo pokoje. A jeśli do tego domek ma dookoła coś jakby ogródek to musisz komuś płacić by ten ogródek wiosną obrobił.

Gdy skończyli rozmowę Kazik się śmiał, że jakoś tak jest, że rozmowa z Teresą to jest okład trzeźwiący z lodu na  rozpaloną gorączką  głowę rozmówcy.  

No przecież komuś, kto jest mi obcy i obojętny to  bym nawet słowa nie pisnęła - powiedziała Teresa. No ale Jacek to nasz przyjaciel, więc uważam, że należy człowiekowi powiedzieć prawdę, skoro on  sam tego nie  wie. Alina to już wie,  że własny dom z ogrodem to niezły strup na głowie i stały ubytek pieniędzy z kieszeni. Ona to się w ubiegłym roku zastanawiała czy aby  nie  sprzedać tego mieszkania na  Żoliborzu, bo jako właścicielka ona ponosi koszty napraw awarii wynikłych "samych  z siebie" no i za każdym razem trzeba tam pojechać, obejrzeć by sprawdzić czy to naprawdę powstało "samo z siebie".  Oczywiście  Alinka od  razu usiłowała  w to wrobić Franka bo przecież od niego "wzięła"  to mieszkanie, no ale Franek to stary wyjadacz. Jakby  nie  było jest po handlu zagranicznym, więc zacytował jej fragment umowy, w którym był omówiony stan techniczny mieszkania, potwierdzony przez fachowców. A ja  jej wytłumaczyłam, że skoro ona z Krisem ma rozdzielność majątkową, to lepiej by miała jakieś zabezpieczenie finansowe. Ona umowę najmu zawiera z najemcą co roku, bo wszak zmieniają się ceny eksploatacji.  Kazik  słuchając tego co mu Teresa mówi zaśmiewał się, że Teresa ma  wciąż wyrzuty sumienia, że nie skończyła SGH i nie ma tytułu mgr, ale wiadomości i sposób myślenia to ma jak mgr ekonomii, a na dodatek to posiada wyczucie zawodowego oficera śledczego.

                                                                     c.d.n.