Gdy Leszek opuścił po pół godzinie ich mieszkanie Emil stwierdził, że jest zaskoczony. Czym? - spytała się Adela - przywiózł ten miód, bo pewnie mu Michał naopowiadał jak ratowałam miodem swe siły w trakcie porodu. I naprawdę ten miód mi wtedy pomógł.
No nie, nie idzie mi o miód, ale o panią Wandę - czyżby zrobiła na nim aż tak piorunujące wrażenie? O ile pamiętam to nie powala urodą, ja to pewnie bym jej nawet na ulicy nie poznał. Adela zaczęła się śmiać- co za szczęście, że mnie jeszcze rozpoznajesz nawet z daleka. Bo ja też raczej z tych, co nikogo nie powalają urodą.
Wiesz, znam Leszka już kilka lat, chociaż tak bliżej to dopiero od chwili gdy zdecydowaliśmy się na dziecko. To bardzo porządny i wrażliwy facet. I to, że jej pomaga nie ma nic wspólnego z tym, że mu ona "w oko wpadła". On jest lekarzem takim z przekonania, z powołania, a nie takim dla forsy. To, że ma jakie takie zaplecze finansowe wynika z tego, że jego ojciec miał tak zwaną "rękę do interesów" i dobrze inwestował pieniądze, które miał po rodzicach. Jego tatuś był synem młynarza, który wcale nie był wieśniakiem. Dziadek Leszka był tak zwanym człowiekiem miastowym, ale zakochał się w pannie młynarzównie i dla niej opuścił miasto i osiadł na wsi pomagając teściowi. Gdyby tatuś Leszka widział jak jego synek często zaniża ceny swoich usług to by się pewnie w grobie przewracał z oburzenia, ale nie może biedak, bo jest skremowany. Leszkowi brak rodziny i dlatego tak do nas przylgnął. Przecież to przy tobie mówił, że nam nieco zazdrości, że mamy tak blisko naszych rodziców. Już nawet pomyślałam, że pierwsze święta wielkanocne naszej małej zrobię u nas, z rodzicami oczywiście i zaproszę też Leszka. No i zapowiem mu to znacznie wcześniej, żeby przypadkiem nie wziął na święta jakiegoś dyżuru w szpitalu. Nie sądzę by rodzice mieli coś przeciw jego obecności. Myślę, że dobrze by mu zrobiło gdyby znalazł jakąś wrażliwą i wartą jego uczuć kobietę. Weź go do naszej fryzjerki, niech mu ogoli łepetynę na zero - będzie lepiej wyglądać niż z tą resztką mocno przerzedzonych włosów. On ma ładny kształt czaszki. Tym bardziej, że jak zauważyłam, ogolone męskie głowy są teraz w modzie. Niektórzy to nawet mając niezłe włosy golą je na zero. I zapuszczają sobie brody podkreślające kształt twarzy. Ale utrzymanie takiej brody w dobrym stanie wymaga stałego dbania o nią, czyli częstych wizyt u fryzjera. A tego typu dbanie o siebie to raczej nie w stylu Leszka.
No dobrze wezmę go, ale to ty musisz mu powiedzieć, że ma ze mną iść do pani Wiesi i ogolić się na zero. On, jak zauważyłem, ma do ciebie ogromne zaufanie. Chwilami przypomina mi Pawełka, dla którego cokolwiek powie Arek jest święte i niepodważalne. A tak prawdę mówiąc to dla mnie także jest najważniejsze twoje zdanie. Kocham cię ogromnie i te 10 godzin dziennie bez ciebie są dla mnie udręką. Żałuję, że nadal nie pracujemy razem w jednym pokoju.
Kochany- życie poszło do przodu, teraz jesteśmy rodzicami, mamy cudną "maliznę" do kochania i postanowiliśmy, że te 3 lata do wieku przedszkolnego posiedzę z nią w domu. I tego się trzymajmy. Już minęło pół roku. Nie mogę powiedzieć, że się napracowałam przy małej, ale ona rośnie i wkracza w okres, gdy będzie się zmieniać nieomal każdego dnia. Dobrze, że mamy wykładziny dywanowe w sypialni i w dziecinnym pokoju, przynajmniej się dziecko nie poobija gdy zaliczy glebę. Odkurzacz mamy fajny, więc nie ma problemu z odkurzaniem. Trzeba będzie tylko zabezpieczyć wszystkie kanty - gdzieś widziałam takie ochraniacze ze specjalnej pianki. I regularnie trzeba sprawdzać kilka razy dziennie co leży na podłodze. Bo każde dziecko jest jak odkurzacz- wciąga wszystko co leży na podłodze a dziecięca buzia to narząd rozpoznawczy - co w łapce to zaraz ląduje w buzi. Pamiętam jak jedna z koleżanek umierała ze strachu, bo była pewna, że posiała gdzieś na podłodze agrafkę, a jej maluch był na etapie raczkowania. Była już gotowa zapakować go do wózka i lecieć do szpitala dziecięcego na rtg żołądka i gdy się przebierała znalazła tę agrafkę przypiętą do dołu własnej spódnicy. Nie pamiętała tego, że ją tam przypięła. Wtedy mnie to nawet rozbawiło, teraz to bym rozumiała co ona przeżywała wtedy.
W poniedziałek, gdy Adela już zakończyła przewijanie małej po południowym posiłku dostała sms od Leszka - "sprzedaję mieszkanie na Powiślu, biorę kredyt i będziemy sąsiadami. Co prawda nie mogę do was dojechać przez to mini osiedle, ale na około świata, ale jest fajnie." Adela odpisała- "no to jest super, wpadnij pod wieczór, czyli około 19,00, będą pierogi, różne". W kwadrans później dostała drugi sms - tym razem od Emila - "udało mu się, bierze to mieszkanie, kazałem mu wpaść do nas wieczorem na pierogi". Adela odpisała mężowi - "zemrze z przejedzenia, też go zaprosiłam na pierogi". W piętnaście minut później chichotali radośnie, że bez żadnego porozumiewania się tak samo działają.
Leszek przyjechał do nich z .....kilogramem pieczonych kasztanów. Wręczając je Adeli powiedział- kiedyś mi powiedziałaś, że bardzo lubisz pieczone kasztany. Śmieszne, ale ja też. Te co prawda nie są z Paryża a z jednej z warszawskich galerii, ale zapewne też są dobre. Adela popatrzyła na niego nieco zaskoczona, podziękowała i powiedziała - masz Leszku pamięć niczym słoń, bo jestem dziwnie pewna, że przez ostatnie cztery lata nie rozmawialiśmy ani razu o pieczonych kasztanach. No fakt, bardzo dawno mi o tym mówiłaś i jesteś jedyną ze znanych mi kobiet, która je lubi. Dziś mi kolega powiedział, że był w jednej z galerii handlowych i tam, na parterze przy wejściu sprzedawali pieczone kasztany, więc po drodze wpadłem tam i jeszcze były, więc kupiłem. Ta torebka ma w środku wkładkę z alufolii, więc trzyma ciepło. Babka wrzuciła mi do niej takie świeżo upieczone.A są pieczone prawidłowo, w żarze, nie w elektrycznym piecyku.
A gdzie jedliście te kasztany? - spytał Emil. Ja w Paryżu, gdy kiedyś tam byłem służbowo. A ja w Berlinie na jarmarku bożonarodzeniowym gdy byłam na protestanckich świętach. Podobał mi się taki jarmark, nawet grzańca do nich wypiłam i wtedy mi się ten jarmark jeszcze bardziej podobał. Dobry grzaniec nie jest zły - stwierdził Leszek. Chyba tak, a ja wtedy pierwszy raz piłam grzańca i byłam po nim niemal w stanie nieważkości. Emil uśmiechnął się i stwierdził - nigdy cię nie widziałem w stanie nieważkości wskazującym na spożycie grzańca lub innego trunku. No to niewiele straciłeś, ja bardzo źle znoszę procenty, nawet piwo. No chyba że bezalkoholowe. Obaj panowie zgodnie stwierdzili, że piwo bezalkoholowe to nie jest piwo a poza tym to oni piwa nie lubią. No a co lubicie z alkoholi? Dobry koniak i markową whisky - odpowiedzieli razem.
Dobry koniak to i ja lubię, ale whisky nigdy nie piłam - stwierdziła Adela. Emil zaczął się śmiać - moja kochana żona to wzór oszczędnych żon - jedna lampka koniaku wystarcza jej na calutki wieczór. Mam podejrzenie, że ona po prostu tylko język w nim moczy, ale po czterech , pięciu godzinach jednak jej kieliszek jest pusty. Szalenie ekonomiczna partnerka do picia. Co prawda to zawsze jest koniak z najwyższej półki, no ale to tylko jedna lampka. No i czasem wypije do obiadu w knajpie lekuchne białe wino. Ostatnio to nawet całej lampki koniaku nie wypiła, chociaż to był ten, który lubi- ale to chyba na złość naszemu dyrektorowi, którego niezbyt lubiła.
Ojej, po prostu dziwna jestem i tyle. Do tego, żeby się dobrze gdzieś na imprezie bawić alkohol nie jest mi potrzebny. Przecież nastrój głównie zależy od tego z kim gdzieś się jest a nie od tego co jest na stole. Poza tym przez wiele lat byłam tak zatyrana, że jeśli nawet gdzieś bywałam to tylko i wyłącznie służbowo, no a jak się jest służbowo to się nie pije alkoholu. To sekretarki muszą towarzyszyć swoim dyrektorom i przy stole?- zdziwił się Leszek. Sekretarki nie, ale brałam udział w programie "asystent dyrektora" i wtedy musiałam być cały czas "pod ręką", czyli nie odstępować swego dyrektora na krok. Dobrze, że nie musiałam spać z nim w jednym pokoju i prowadzać do łazienki. No ale musiałam chodzić na służbowe kolacje i obiady. I tak miałam szczęście, że mój ostatni dyrektor był kulturalnym facetem i miał córkę z mojego rocznika. Tylko zdrówko miał nieco marne, bo to cukrzyk był. No i ja musiałam pilnować by leki brał i nie żarł tego czego mu nie wolno.
Leszek, opowiedz wreszcie o tym mieszkaniu. Przecież można jeść i opowiadać. Widziałeś to mieszkanie? Tak. Ono wymaga odświeżenia, bo ono było przez jakiś krótki czas używane, kilka miesięcy. Ci co w nim mieszkali przeprowadzili się na drugie piętro, bo gość, który miał tam mieszkać zrezygnował i podobno wyjechał z Polski. I wtedy ci z tego mieszkania przeprowadzili się na to drugie piętro. A to mieszkanie na czwartym piętrze jest niechodliwe bo 4 pokoje z kuchnią z reguły biorą lokatorzy z małymi dziećmi no ale czwarte piętro bez windy to średnia frajda dla kogoś z małymi dziećmi. No i stoi puste i wymaga odświeżenia, ale ponieważ ciągle są "poślizgi" w oddawaniu mieszkań to nie ma kto tego zrobić. Teraz najlepszy numer - moje mieszkanie na Powiślu jest w tej samej spółdzielni co te bloki, więc mógłbym sprzedać je spółdzielni w takim stanie w jakim jest bo już jest spłacone. Oczywiście nie zapłacą mi za nie tyle co bym ewentualnie wziął na wolnym rynku, ale mógłbym wziąć niewielki kredyt i wziąć to mieszkanie. No i to zapewne byłoby szybciej niż obrót nim na wolnym rynku i nie musiałbym wytrzymywać wizyt chętnych kupców. Ale nie wykluczam, że sprzedam to walące się domiszcze koło Kamieńczyka, bo jeszcze trochę a zawali się w diabły. I wtedy kredyt nie będzie potrzebny. Jak się dziś orientowałem to za ten kawałek ziemi dostanę tyle, że starczy mi na dopłatę do tego mieszkania i wpłatę do spółdzielni na małe mieszkanie dla potomka. No bo skoro nie chce się szczeniak uczyć to niech idzie do roboty i wpłaca sobie na urządzenie mieszkania. Nie dostanie ode mnie prezentu w postaci urządzonego mieszkania ale zachętę do usamodzielnienia się, czyli zadbania o to, by sobie je urządzić. Dostanie je jako darowiznę, notarialnie. A pani Wanda mi powiedziała, że ona mi załatwi odnowienie tego mieszkania i być może narai kupca na to moje na Powiślu- to kwestia tego tygodnia. Powiedziała mi, że pierwszy raz spotkała tak uczynnego lekarza jak ja, co mnie nieco zdumiało, bo raczej wszyscy moi koledzy zawsze pomagają ludziom jeśli tylko mogą. Widocznie to jest kwestia rocznika.
Chyba jednak to nie jest kwestia rocznika a raczej osobniczych cech człowieka - stwierdziła Adela. Zdarzają się w tym zawodzie osobnicy, którzy wybierają ten kierunek studiów głównie dlatego, że ich zdaniem to wielce intratny kierunek. To ci hołdujący tak zwanej trójcy - ksiądz, prawnik , lekarz - trzy profesje, które zawsze mają pracę i zapewniony byt. I nie daj Boże na takich natrafić w życiu, bo na wszystko i wszystkich patrzą przez pryzmat mamony. Najgorsze jest to, że jedna taka zakała psuje opinię całej profesji. Raz w życiu trafiłam na taką dentystkę- wmawiała mi jak choremu jajko, że mam ubytek w zębie. Ponieważ sobie z 10 razy sprawdzałam sama i niczego takiego nie znalazłam poszłam do dwóch różnych dentystów i okazało się, że to wcale nie jest ubytek, tylko mam nieco inaczej wyprofilowany jeden ząb, ale tam nie ma ubytku. Może kiedyś będzie, na razie nie ma, więc nie ma potrzeby plombowania na zapas, bo to tylko mi zniszczy zdrowy ząb. A ponieważ jestem z natury wredna, to poszłam do tej dentystki i powiedziałam, że sprawdzałam ten ząb u innych dentystów i ich opinia jest taka sama jak moja i że tam wcale nie ma żadnego ubytku. Pani się na mnie obraziła, co mnie wcale nie zmartwiło. A na koniec powiedziałam koleżankom, które mi ją naraiły, co mi się u niej przydarzyło i babka straciła w sumie trzy pacjentki.
Generalnie bardzo szanuję lekarzy, zdaję sobie sprawę jak bardzo trudny jest to zawód, ile to lat ciągłej nauki i jak musi ciążyć im odpowiedzialność przy diagnozowaniu. I nigdy nie mam za złe lekarzowi gdy powie szczerze, że nie jest w stanie dać mi w stu procentach trafnej diagnozy, bo wiele chorób daje takie same objawy, no ale jakby na to nie spojrzeć to niemal wszystko można dodatkowo przebadać żeby coś tymi badaniami wykluczyć lub potwierdzić prawdziwość diagnozy.
Leszek bardzo uważnie słuchał i w końcu powiedział- jak na laika w kwestii medycyny ty masz bardzo dużo wiadomości z tej dziedziny i mam wrażenie, że gdybyś ukończyła ten kierunek byłabyś bardzo dobrym lekarzem. Myślisz logicznie, umiesz problem obejrzeć z kilku stron, a do tego szybko myślisz i bardzo jasno formułujesz wnioski. Gdy byłem u Arka tośmy cię trochę obgadali - on ma takie samo zdanie o tobie jak ja i obaj zgadzamy się, że Emil to szczęściarz, że trafił na ciebie. No popatrz- roześmiała się Adela - a ja cały czas jestem przekonana, że to ja mam szczęście, że Emil wybrał mnie. Niemal wszystkie kobietki w biurze uganiały się za nim, mężatki też. Wyobrażam sobie jak odetchnęły gdy odeszłam i został w swym pokoju sam. I jaki był jęk zawodu gdy odszedł stamtąd.
c.d.n.