sobota, 8 października 2022

Trudny wybór - 123

 Gdy Leszek opuścił po pół godzinie ich mieszkanie Emil stwierdził, że  jest zaskoczony. Czym? - spytała  się Adela - przywiózł ten miód, bo pewnie mu Michał naopowiadał jak ratowałam   miodem swe siły w trakcie  porodu. I naprawdę  ten miód  mi wtedy pomógł. 

No nie, nie idzie  mi o miód, ale  o  panią Wandę - czyżby zrobiła na nim aż tak piorunujące  wrażenie? O ile pamiętam to nie powala urodą, ja to pewnie bym jej nawet na ulicy nie poznał. Adela zaczęła  się śmiać- co za szczęście, że mnie jeszcze  rozpoznajesz nawet z daleka.  Bo ja też raczej  z tych, co nikogo nie powalają urodą.  

Wiesz, znam Leszka już kilka lat, chociaż tak bliżej to dopiero od  chwili gdy zdecydowaliśmy się na dziecko. To bardzo porządny i  wrażliwy facet. I to, że jej pomaga nie ma nic wspólnego z tym, że mu ona "w oko wpadła". On jest lekarzem takim z przekonania,  z powołania, a nie takim  dla  forsy. To, że ma jakie takie zaplecze finansowe wynika z tego, że jego ojciec miał tak zwaną "rękę do interesów" i dobrze inwestował pieniądze, które miał po rodzicach. Jego tatuś był synem młynarza, który  wcale  nie był wieśniakiem. Dziadek Leszka był tak  zwanym człowiekiem  miastowym,  ale zakochał się w pannie młynarzównie i dla  niej opuścił miasto i osiadł na  wsi pomagając teściowi. Gdyby  tatuś Leszka widział jak jego synek często zaniża ceny  swoich usług to by  się  pewnie w grobie przewracał z oburzenia,  ale  nie może biedak, bo jest skremowany.  Leszkowi brak rodziny i dlatego tak  do nas przylgnął. Przecież to przy  tobie  mówił, że nam nieco  zazdrości, że mamy tak  blisko naszych rodziców.  Już nawet pomyślałam, że pierwsze święta wielkanocne naszej małej zrobię u nas,  z rodzicami oczywiście i  zaproszę też Leszka. No i  zapowiem mu to znacznie wcześniej, żeby przypadkiem nie  wziął na święta jakiegoś dyżuru w  szpitalu. Nie  sądzę by rodzice mieli coś przeciw jego obecności.  Myślę, że dobrze by mu zrobiło gdyby znalazł jakąś wrażliwą i wartą jego uczuć kobietę. Weź go do naszej fryzjerki, niech mu ogoli łepetynę  na  zero - będzie lepiej wyglądać  niż z tą resztką  mocno przerzedzonych włosów. On ma ładny kształt czaszki. Tym bardziej, że jak zauważyłam,  ogolone męskie głowy są teraz   w modzie. Niektórzy to nawet mając niezłe  włosy golą je na  zero. I zapuszczają sobie  brody podkreślające kształt twarzy. Ale utrzymanie takiej  brody w dobrym stanie wymaga stałego dbania o nią, czyli częstych wizyt u fryzjera. A tego typu dbanie o siebie to raczej nie w stylu Leszka.

No dobrze wezmę go, ale to ty musisz mu powiedzieć, że ma ze mną iść do pani Wiesi i ogolić się na  zero. On, jak zauważyłem, ma do ciebie ogromne zaufanie. Chwilami przypomina  mi Pawełka, dla którego cokolwiek powie Arek jest święte i niepodważalne. A tak prawdę mówiąc to dla mnie także jest najważniejsze twoje  zdanie. Kocham cię ogromnie i te 10 godzin dziennie bez  ciebie są dla mnie udręką.  Żałuję, że nadal nie pracujemy razem w jednym pokoju.  

Kochany- życie poszło do przodu, teraz jesteśmy rodzicami, mamy cudną "maliznę" do kochania i postanowiliśmy, że te 3 lata do wieku przedszkolnego posiedzę z nią w domu. I tego się trzymajmy. Już minęło pół roku. Nie  mogę powiedzieć, że się napracowałam przy  małej, ale ona rośnie i  wkracza w okres, gdy będzie się zmieniać nieomal  każdego  dnia. Dobrze, że mamy wykładziny dywanowe w  sypialni i w dziecinnym pokoju, przynajmniej  się dziecko nie poobija gdy  zaliczy  glebę. Odkurzacz  mamy fajny, więc nie ma problemu z odkurzaniem. Trzeba   będzie  tylko zabezpieczyć wszystkie kanty - gdzieś widziałam takie ochraniacze ze specjalnej pianki. I regularnie trzeba  sprawdzać kilka  razy  dziennie co leży na podłodze. Bo każde dziecko jest jak odkurzacz- wciąga wszystko co leży na podłodze a dziecięca buzia to narząd rozpoznawczy - co w łapce to zaraz ląduje  w  buzi. Pamiętam jak jedna z koleżanek umierała  ze strachu, bo była pewna, że posiała  gdzieś na podłodze agrafkę, a jej maluch był na etapie raczkowania. Była już gotowa  zapakować go do wózka i lecieć do  szpitala dziecięcego na rtg żołądka i gdy się przebierała znalazła tę agrafkę przypiętą do dołu własnej spódnicy. Nie pamiętała tego, że ją tam przypięła. Wtedy mnie  to nawet  rozbawiło,  teraz to bym rozumiała  co ona przeżywała wtedy.

W poniedziałek, gdy Adela już zakończyła przewijanie małej po południowym posiłku dostała sms od Leszka - "sprzedaję mieszkanie  na Powiślu, biorę kredyt i będziemy sąsiadami. Co prawda nie mogę do was dojechać przez to mini osiedle, ale na około świata, ale jest fajnie."  Adela odpisała- "no to jest  super, wpadnij pod wieczór, czyli około  19,00, będą pierogi, różne".  W kwadrans później dostała drugi sms - tym  razem od Emila - "udało mu  się, bierze to mieszkanie, kazałem mu wpaść do nas wieczorem na pierogi".  Adela odpisała mężowi - "zemrze z przejedzenia, też go  zaprosiłam na pierogi". W piętnaście  minut później chichotali radośnie, że bez  żadnego porozumiewania się  tak  samo działają. 

Leszek przyjechał do nich z .....kilogramem pieczonych kasztanów. Wręczając je Adeli powiedział- kiedyś mi powiedziałaś,  że bardzo lubisz pieczone kasztany. Śmieszne, ale ja też. Te co prawda nie są z Paryża a z jednej z warszawskich galerii, ale  zapewne  też są dobre. Adela popatrzyła  na niego nieco  zaskoczona, podziękowała i powiedziała - masz Leszku pamięć  niczym  słoń, bo jestem dziwnie pewna, że przez ostatnie  cztery lata nie  rozmawialiśmy ani razu o pieczonych kasztanach. No fakt, bardzo dawno mi o  tym mówiłaś i jesteś jedyną ze znanych  mi kobiet, która je lubi. Dziś mi kolega powiedział, że był w jednej  z galerii handlowych i tam, na parterze przy  wejściu sprzedawali pieczone  kasztany, więc po drodze wpadłem tam i jeszcze  były, więc kupiłem. Ta torebka ma w środku wkładkę z alufolii, więc trzyma ciepło. Babka  wrzuciła mi do niej takie świeżo upieczone.A są pieczone prawidłowo, w żarze, nie w elektrycznym piecyku.

A gdzie jedliście te kasztany? - spytał Emil.  Ja w Paryżu, gdy kiedyś tam byłem służbowo. A ja w Berlinie na jarmarku bożonarodzeniowym gdy byłam na protestanckich świętach. Podobał mi się taki jarmark, nawet grzańca do  nich wypiłam i wtedy  mi się ten  jarmark  jeszcze bardziej podobał. Dobry grzaniec nie jest zły - stwierdził Leszek. Chyba tak, a ja  wtedy pierwszy raz piłam grzańca i byłam po nim niemal w stanie nieważkości. Emil uśmiechnął się i stwierdził - nigdy  cię nie  widziałem w stanie nieważkości  wskazującym na spożycie  grzańca lub innego trunku. No to niewiele straciłeś, ja bardzo źle znoszę procenty, nawet piwo. No  chyba  że bezalkoholowe.  Obaj panowie zgodnie stwierdzili, że piwo bezalkoholowe to nie jest piwo a poza tym to oni piwa nie lubią. No a co lubicie z alkoholi?  Dobry koniak i markową whisky - odpowiedzieli razem.  

Dobry koniak to i ja lubię, ale whisky nigdy nie piłam - stwierdziła Adela. Emil zaczął się śmiać - moja kochana żona to wzór oszczędnych  żon - jedna lampka koniaku wystarcza jej na  calutki wieczór. Mam podejrzenie, że ona po prostu tylko język  w nim moczy, ale po czterech , pięciu godzinach jednak jej kieliszek jest pusty. Szalenie ekonomiczna partnerka do picia. Co prawda to zawsze jest koniak z najwyższej półki, no ale to tylko jedna lampka. No i czasem wypije do obiadu w knajpie lekuchne białe wino. Ostatnio to nawet całej lampki koniaku nie wypiła, chociaż to był ten, który lubi- ale to chyba na złość naszemu dyrektorowi, którego niezbyt lubiła.

Ojej, po prostu dziwna jestem i tyle. Do tego, żeby  się dobrze gdzieś na imprezie bawić  alkohol  nie jest mi potrzebny. Przecież nastrój  głównie  zależy od tego z kim gdzieś  się jest a nie od tego co jest na  stole. Poza tym przez wiele lat byłam tak zatyrana, że jeśli nawet gdzieś bywałam  to tylko i wyłącznie służbowo, no a jak  się jest służbowo to się nie pije alkoholu. To sekretarki muszą towarzyszyć swoim dyrektorom i przy  stole?- zdziwił  się Leszek. Sekretarki nie,  ale brałam  udział w programie "asystent dyrektora" i wtedy musiałam  być  cały  czas  "pod ręką", czyli nie odstępować swego dyrektora na krok. Dobrze, że nie musiałam  spać z nim w jednym  pokoju i prowadzać do łazienki. No ale musiałam  chodzić na  służbowe kolacje i obiady. I tak  miałam  szczęście, że mój ostatni dyrektor był kulturalnym facetem i miał córkę z mojego rocznika. Tylko zdrówko miał nieco marne, bo to  cukrzyk był. No i ja musiałam pilnować by leki brał i  nie żarł tego czego mu nie wolno.

Leszek, opowiedz  wreszcie o tym mieszkaniu. Przecież można jeść i opowiadać. Widziałeś to mieszkanie?  Tak. Ono wymaga odświeżenia, bo ono było przez jakiś krótki czas używane, kilka miesięcy. Ci co w nim mieszkali przeprowadzili się na drugie piętro, bo gość, który miał tam mieszkać zrezygnował i podobno wyjechał z Polski. I wtedy ci z tego mieszkania przeprowadzili się na to  drugie  piętro. A to mieszkanie na  czwartym piętrze  jest  niechodliwe bo 4 pokoje z kuchnią z reguły biorą lokatorzy z małymi dziećmi no ale czwarte  piętro bez  windy to średnia  frajda  dla kogoś z małymi dziećmi. No i stoi puste i wymaga odświeżenia, ale ponieważ  ciągle  są "poślizgi" w oddawaniu mieszkań  to nie ma kto tego zrobić.  Teraz najlepszy numer - moje mieszkanie na  Powiślu jest w tej samej spółdzielni co te bloki, więc mógłbym sprzedać je spółdzielni w takim stanie  w jakim jest bo już jest spłacone. Oczywiście nie zapłacą mi za nie tyle co bym ewentualnie wziął na  wolnym  rynku, ale mógłbym wziąć niewielki kredyt i wziąć to mieszkanie. No i to  zapewne  byłoby  szybciej  niż obrót nim na wolnym  rynku i nie  musiałbym  wytrzymywać wizyt chętnych kupców. Ale nie wykluczam, że sprzedam to walące  się domiszcze koło Kamieńczyka, bo jeszcze  trochę a  zawali  się w  diabły. I wtedy kredyt nie będzie potrzebny. Jak  się dziś orientowałem to za ten kawałek  ziemi dostanę tyle, że starczy mi na  dopłatę do tego mieszkania i wpłatę do  spółdzielni na małe mieszkanie dla potomka. No bo skoro nie  chce  się  szczeniak uczyć to niech  idzie  do roboty i  wpłaca  sobie na urządzenie mieszkania. Nie dostanie ode mnie  prezentu w postaci urządzonego mieszkania ale zachętę do usamodzielnienia  się, czyli  zadbania o to, by sobie je urządzić. Dostanie je jako darowiznę, notarialnie. A pani Wanda mi powiedziała, że ona mi załatwi odnowienie  tego mieszkania i być może narai kupca na to moje na  Powiślu- to kwestia tego tygodnia. Powiedziała mi, że pierwszy raz spotkała tak uczynnego lekarza jak ja, co  mnie  nieco  zdumiało, bo raczej wszyscy moi koledzy zawsze pomagają ludziom jeśli tylko mogą. Widocznie  to jest kwestia  rocznika. 

Chyba jednak  to nie jest kwestia rocznika a raczej osobniczych  cech człowieka - stwierdziła Adela. Zdarzają się w tym zawodzie osobnicy, którzy  wybierają ten kierunek  studiów głównie  dlatego, że ich  zdaniem to wielce intratny kierunek. To ci hołdujący tak  zwanej trójcy - ksiądz, prawnik , lekarz - trzy profesje, które  zawsze mają pracę i  zapewniony byt. I  nie  daj  Boże na takich natrafić w życiu, bo na wszystko i  wszystkich  patrzą przez pryzmat  mamony. Najgorsze jest  to, że jedna  taka zakała psuje opinię całej  profesji. Raz  w życiu trafiłam na  taką dentystkę- wmawiała  mi jak choremu jajko, że mam ubytek w zębie. Ponieważ  sobie  z 10 razy  sprawdzałam  sama i niczego takiego nie  znalazłam poszłam do dwóch  różnych dentystów i okazało się, że to wcale nie jest ubytek,  tylko mam nieco inaczej wyprofilowany jeden ząb, ale tam nie ma ubytku. Może kiedyś będzie, na  razie  nie ma, więc nie ma potrzeby plombowania na  zapas, bo to tylko mi zniszczy zdrowy  ząb. A ponieważ jestem  z natury  wredna, to poszłam do tej  dentystki i powiedziałam, że sprawdzałam ten ząb u innych dentystów i ich opinia jest taka sama jak moja i że tam  wcale nie ma  żadnego ubytku. Pani się na  mnie obraziła, co mnie wcale nie  zmartwiło. A na koniec powiedziałam  koleżankom, które mi ją naraiły, co mi się u  niej przydarzyło i babka straciła  w sumie trzy pacjentki.

Generalnie bardzo szanuję lekarzy, zdaję sobie  sprawę jak bardzo trudny jest  to zawód, ile to lat ciągłej nauki i jak musi ciążyć im odpowiedzialność przy diagnozowaniu. I nigdy nie mam za złe lekarzowi gdy powie szczerze, że nie jest w  stanie dać mi w stu procentach trafnej  diagnozy, bo wiele chorób daje takie same objawy, no ale jakby na  to nie  spojrzeć to niemal wszystko można dodatkowo przebadać żeby coś tymi badaniami wykluczyć lub potwierdzić prawdziwość diagnozy.

Leszek bardzo uważnie słuchał i w końcu powiedział- jak na laika w kwestii medycyny ty masz  bardzo dużo wiadomości z tej dziedziny i mam wrażenie, że gdybyś ukończyła ten kierunek byłabyś bardzo dobrym lekarzem. Myślisz logicznie, umiesz  problem obejrzeć z kilku stron, a do tego szybko myślisz i bardzo jasno formułujesz wnioski. Gdy byłem u Arka tośmy cię trochę obgadali - on ma takie  samo zdanie o tobie jak ja i obaj zgadzamy się, że Emil to szczęściarz, że trafił na ciebie. No popatrz- roześmiała  się Adela - a ja cały  czas jestem przekonana, że to ja mam szczęście, że Emil wybrał mnie. Niemal wszystkie kobietki  w biurze uganiały się za nim, mężatki też. Wyobrażam sobie jak odetchnęły gdy odeszłam i został w  swym pokoju sam. I jaki był jęk zawodu gdy odszedł stamtąd.

                                                                        c.d.n.