sobota, 30 lipca 2022

Trudny wybór - 73

 Pierogi przywiezione przez  Adelę i Emila doczekały  się degustacji i wzbudziły autentyczny zachwyt Ireny.  Arkadiusz  został "obsztorcowany" przez nią, że dotąd jeszcze ani razu ich  nie kupił. Rad-nie rad  przyznał się, że nie  zapamiętał adresu,  a nie chciał błądzić po Ursynowie. Emil podał mu nazwę ulicy i wytłumaczył jak tam  dojechać i  "namiary"  zostały zapisane i przez  Irenę i przez Arka. 

W pewnym  momencie Arek zapytał się swych gości, jak im  się podoba ta jego "posiadłość". Adela długo milczała  w końcu powiedziała - szkoda, że  nie zapytałeś o to Emila gdy  kupowałeś ten kawałek szeregowca. Wydałeś  zapewne sporo pieniędzy a mieszkasz w zupełnie nieciekawym miejscu, mocno odległym od tzw. cywilizacji. Masz dookoła tylko nieużytki, nawet  nie pola  uprawne. Nie ma  tu na czym oka  zawiesić. Zapewne za kilka lat pobudują się tu następni ludzie, ale nadal nie będzie  tu ładnie. I mam wrażenie, że gdzieś w tych okolicach jest piaseczyńska oczyszczalnia ścieków. Ten, kto te szeregowce zaprojektował na pewno nie był orłem wśród projektantów. Strasznie dużo tu schodów i nikt nie myślał o wygodzie mieszkańców i o tym, że z wiekiem osoby starsze będą uwięzione na tym parterze, na którym nawet nie ma ubikacji, czyli będą się musiały wspinać po tych krętych schodach- drewnianych, ale śliskich, żeby się wysikać. Kuchnia maleńka a na dodatek ma prześwit na salon, więc salon łapie zapachy kuchenne, bo kuchni nie ma jak odizolować.  Trzeba  by zrobić drzwi do kuchni i wstawić kawałek ściany w  salonie. Sypialnia pod  dachem, okna dachowe, problem z wietrzeniem. Pytanie jaka jest izolacja dachu. Czy zatrzyma ciepło zimą i nie  wpuści upału latem? Nie ma tu gdzie pójść na spacer. Na ogródku też chyba trudno wysiedzieć gdy jest upał a na  dodatek obok jazgoczą psy sąsiadów.  

Mam wrażenie, że kupując ten  dom miałeś jakieś zaćmienie umysłu. Gdy ma  się tyle pracy co ty, trzeba  kupować mieszkanie w mocno cywilizowanych stronach. Gdybym  była na twoim miejscu to bym postarała  się szybko o kupca tego domu i zamieszkała na jakimś osiedlu, gdzie jest jednak cywilizacja za progiem domu. Rozejrzyj  się po Ursynowie, tam  ciągle się budują nowe  domy. Tylko nie  wplącz się w prywatnego dealera, bo ci pieniądze przepadną. Wiem, że na Imielinie - to jedna  z części Ursynowa- ludzie już 5 lat czekają na mieszkania, a teraz pan dealer ogłosił upadłość. A wiesz jak jest - pierwszeństwo w odzyskaniu pieniędzy mają  firmy państwowe a nie osoby prywatne. Znam takich  co umoczyli 300 tysięcy złotych  i teraz mają przysłowiowy ból głowy. Możemy ci dać  adres  naszej spółdzielni, oni nadal coś  budują.  Mam nadzieję, że nie obraziłeś  się na mnie, ale zbyt cię lubię i cenię, żeby ściemniać, że mi się tu podoba. Ani okolica mi  się nie podoba  ani ten dom, który znacznie lepiej prezentuje  się na zewnątrz niż wewnątrz.  A sprawdzałeś jak wygląda perspektywiczny plan zagospodarowania tego terenu? Bo może tu kiedyś wymodzą dookoła  duże osiedle? 

No nie, nie przyszło mi to na myśl. A ten dom kupiłem od kolegi, który był projektantem tych domków. Dealer płacił projektantowi domem, nie gotówką. Podobno często tak robią. A ten kolega już ma własny dom, więc ten  sprzedał.

Boże, jęknęła Irena - jakie to szczęście, że państwo myślą tak  samo jak ja. Może wasza opinia sprawi, że on się rozejrzy za czymś innym i przestanie się złościć, że ja tu nawet na  weekendy nie  chcę przyjeżdżać.

Adela  roześmiała  się - mam wrażenie, że Arek sam musi do tej decyzji dojrzeć, sam przed  sobą się przyznać, że  zakup tego  domu to mało trafiona inwestycja. Gdyby nie miał tej kawalerki w Warszawie to pewnie szybciej by dojrzał, że to nie za bardzo dobry pomysł był. Szczęście, że jego mama nie  choruje i nie ma sytuacji podbramkowych z wzywaniem do niej pogotowia. Teraz znów  sporo nowych osiedli powstaje w Warszawie. Buduje się osiedle "Miasteczko Wilanów". Po prostu trzeba pojeździć trochę po Warszawie i zobaczyć co i gdzie  się buduje, jak wygląda połączenie  komunikacyjne  z centrum miasta i koniecznie  sprawdzić kto jest inwestorem. A ten ostatni punkt nie powinien być dla  niego problemem- ma  wielu kolegów prawników, więc przejażdżka po dossier różnych dealerów by sprawdzić ich stopień rzetelności nie powinna być rzeczą trudną. 

No widzisz Aruś, pani Adela ma takie same zastrzeżenia do tego miejsca jak ja- zaćwierkała  Irena. I jeszcze  do mankamentów  dolicz  to, że gdy wiatr wieje od strony oczyszczalni to tu nie można okna z żadnej  strony domu  otworzyć bo tak cuchnie jakby oczyszczalnia  była tuż koło domu.

A może byśmy się gdzieś w czwórkę wybrali na jakiś urlop, na przykład do Włoch?- spytała Irena. W tym roku to zdecydowanie odpada - stwierdził Emil. Bo my już wykorzystaliśmy tegoroczny urlop. Następny dopiero za rok. Po prostu zmienialiśmy pracę i musieliśmy wykorzystać urlopy  przed przejściem do nowej pracy. To wy nadal razem pracujecie? -zapytał Arek.  Emil pokręcił przecząco głową - razem nie, ale w jednej instytucji. O tyle wygodne, że pracujemy w tych  samych  godzinach, więc łatwiej się zorganizować.  A letni urlop na pewno weźmiemy albo przed typowym okresem urlopowym albo już po nim, czyli albo w czerwcu albo we wrześniu. Na pewno nie w lipcu lub sierpniu.  Poza  tym już obiecałem Adeli i swojemu ojcu, że pojedziemy w Dolomity, bo tam są i nietrudne szlaki. Bo w tym roku odkryłem, że moja kochana  żona lubi wędrować po górach. A w Dolomitach jest bardzo ładny  i  nietrudny szlak Tre Cima di Lavaredo. To pętla wokół trzech  skalnych  ścian: Cima Ovest, Cima  Grande i Cima Piccola. Cały  szlak to 9 kilometrów po  niemal płaskim terenie. Dolomity są bardzo malownicze i jest tam dużo schronisk. To miejsce  w sam raz  dla nas. Omówię jeszcze z kolegą  z pracy cały tam pobyt, bo on tam często bywał. Po prostu wcześniej zarezerwujemy sobie noclegi. Oglądałem zdjęcia, które porobił - pięknie  tam aż do bólu! I na pewno będzie  się nam wszystkim podobało.

Oj, góry to już nie  dla mnie - stwierdziła Irena. Myślałam raczej o wyjeździe nad  ciepłe morze. Adela pociągnęła Emila  za rękaw- czemu mi dotąd o  tym nie mówiłeś? No bo jak na razie to tylko bardzo, bardzo luźne projekty. Sprecyzują  się zapewne dopiero na początku maja.  Powiedziałaś mi, gdy byliśmy na  Łomnicy, że chciałabyś pojechać w Alpy, ale nie po to by zdobywać  szczyty tylko podziwiać piękno gór. No to "wrzuciłem Alpy na tapetę" i stwierdziłem, że na pewno moglibyśmy razem z rodzicami pojechać w Dolomity Włoskie.

To wy zawsze jeździcie na  wakacje z  rodzicami? - spytał Arkadiusz. No dopiero raz  byliśmy, ale myślę, że będziemy z nimi jeździć dopóki będą żyć i będą chcieli z nami jeździć- stwierdziła Adela. Oni są nadal młodzi duchem i dopóki fizycznie dają radę to  ja osobiście nie widzę przeszkód. W Zakopanem to było tak, jakbyśmy byli razem z parą najlepszych i najbardziej wyrozumiałych przyjaciół. Kocham ich oboje tak jakby byli moimi biologicznymi rodzicami. I nie widzę  w tym nic niezwykłego - stwierdziła Adela. Teraz nie ma problemu by w Zakopanem wynająć  dwa pokoje w jednym domu, zwłaszcza poza okresem stricte wakacyjnym. I naprawdę nie cały czas i nie wszędzie maszerowaliśmy po Tatrach w czwórkę. Na przykład na Słowacji to byliśmy ze  znajomymi. A w Termach Bukowińskich rodzice byli bez nas. I tak bywało, że część trasy robiliśmy wspólnie a część oddzielnie. I albo rodzice czekali na nas  w schronisku, albo jechali do  domu a my docieraliśmy tam na piechotę. A gdy jeszcze  nie byliśmy małżeństwem Emil zaczął do mojej cioci mówić "mamo", bo stwierdził, że jest taka dobra i troskliwa i wyrozumiała jak  była jego mama. A ciocia powiedziała, że czuje  się naprawdę  wzruszona i zaszczycona, ale byłoby  dobrze gdyby wpierw powiedział o tym  swojemu tacie. Takie to są układy z  naszymi rodzicami. I teraz jest tak, że gdy  mówimy "nasi  rodzice" to wiadomo, że mówimy o jego ojcu i mojej  ciotce, którzy  są małżeństwem . No i  są jeszcze moi rodzice,  o których najczęściej  wcale nie  rozmawiamy, bo nie ma o kim. 

Ty Arku miałeś ojca, który miał  "hopla" byś był twardym facetem, a moi rodzice wymarzyli sobie syna a urodziła  się córka i nie mogli mi tego darować. Jeśli dostałam  gorszy  stopień to zdaniem  matki nie dlatego, że się nie przyłożyłam  ale  dlatego, że jestem dziewczyną, a wiadomo,  dziewczyny są do  niczego.

Gdy miałam  16 lat zamieszkałam u siostry mojej matki, którą od pętaka kochałam i która  mnie  kochała. Bo tak się złożyło, że  ciocia  miała złamaną nogę,  a mieszkała na trzecim  piętrze w budynku bez windy. Moja matka wciąż na mnie  krzyczała, że siedzę u cioci, ale jak raz musiała  się kilka  razy w ciągu jednego dnia przelecieć na to trzecie piętro to łaskawie  zezwoliła bym tam przebywała stale. I tak zostało dopóki nie wyszłam za Emila. To od  niej wyszłam z domu, a ona zaakceptowała Emila. A potem "spiknęli" się z ojcem Emila i się pobrali. Oboje już owdowieli nim  się poznali,  wspominają swoich byłych partnerów, razem jeżdżą na ich  groby.  No po prostu normalni ludzie, nie świrusy- podsumowała Adela. I pewnie dlatego jest nam  z nimi tak dobrze. Nigdy nie  narzucają nam  swego zdania ani swej pomocy. I oni i my wiemy, że gdy komuś z naszej czwórki potrzebna   będzie w czymkolwiek pomoc to o nią poprosi. Ojciec Emila mówi do mnie  córeńko lub  córeczko - dla mego biologicznego ojca jestem tylko Adelą. Na  szczęście bardzo rzadko się widujemy. 

A ja  zupełnie nie rozumiem jak można mieć pretensję do dziecka, że jest innej płci niż  się sobie  wymarzyło, dziecko to jest dziecko, nasz produkt- stwierdził  Arek. Jak mi jeszcze  będzie  dane posiadanie dziecka to na pewno będę je  kochał bez  względu na płeć. Emil roześmiał się - i to mówi facet, który gdy był żonaty nie chciał dziecka i się  rozszedł, bo ona  chciała by mieli dziecko. Zmieniłeś  się kolego! 

Nie chciałem  dziecka, bo wtedy byłem jeszcze na  studiach,  na utrzymaniu rodziców. I nadal uważam, że dopóki się  samemu nie  zarabia to nie płodzi  się  dziecka. Ja to nawet  wasze  dziecko będę kochał gdy się kiedyś pojawi na świecie. I to na pewno niezależnie od tego jakiej będzie  płci. I będę rozpieszczał i hołubił. Ale jeśli uda  się wam zmontować dziewczynkę, to zgłupieję z  zachwytu! Moim kuzynom udało się zmontowanie dziewczyneczki - jest bezbłędna,  wszystko ode mnie wydębi.

No to zmontuj sobie sam dziewczynkę- stwierdził Emil. Ożeń się, poproś żonę by ci pozwoliła zmontować jakieś dziecko i bierz się do roboty.  Ożeń się, ożeń - dobrze ci mówić boś już  żonaty. Mnie to jakoś żadna  nie chce - wyrzucił z  siebie Arek.

A prosiłeś którąś byś mógł dostać rolę męża ? - spytała Adela. Właściwie to nie poprosiłem jeszcze, ale zaraz poproszę.  Przez telefon? - nadal pytała  Adela. Jesteś genialna, sam bym na  to nie  wpadł- powiedział i wyszedł z pokoju mówiąc - przepraszam was,  za  moment  wrócę i wyszedł na mini ganek. Za moment zadzwonił telefon Ireny, która powiedziała - przepraszam, odbiorę. W kilka sekund potem powiedziała- wróć do domu, chcę mieć świadków. Arek wszedł z powrotem do domu i  powiedział - właśnie spytałem Irenę, czy wyjdzie za mnie, ale mi  jeszcze  nie odpowiedziała. Od dawna się znamy, żadna kobieta  nie jest mi tak bliska jak ona i żadna nie  wie o mnie tyle co ona. I będę szczęśliwy gdy się pobierzemy. I może uda mi  się ją namówić na zmontowanie dziecka. Iruniu, nie tylko przyjaźń nas łączy, kocham cię. Już raz ci to powiedziałem, ale mnie wyśmiałaś- więc jak, wyjdziesz  za mnie?

Irena milczała, w końcu powiedziała - powiedziałeś to przy świadkach, jestem skłonna w to uwierzyć. Dobrze, pobierzmy  się. W razie  czego zawsze możemy się rozejść. Ale mieszkać będziemy u  mnie, tu możemy tylko bywać u twojej mamy. No  chyba, że kupimy coś lepszego niż ten fragment szeregowca w okolicy oczyszczalni ścieków.

Arek kucnął przy Adeli i  powiedział - jestem twoim dłużnikiem. Ależ ja ci naprawdę nic nie pożyczałam- nie jesteś  moim dłużnikiem. Nie  miałam pojęcia, że kochasz  Irenę, podejrzewałam tylko, że  znacie  się na mniejszą odległość niż na  wyciągnięcie  ręki. Taką zażyłość trudno jest ukryć. Dziwiłam  się  tylko trochę, że  zaprosiłeś nas i ją mając wolną  chatę, bez obecności   mamy. Bo nawet mało kontaktowa   mama to jednak jakieś ograniczenie, zwłaszcza, że mówiłeś, że opiekunka jest tu  całą  dobę. Co prawda my przed ślubem mieszkaliśmy u  mnie i mieszkała  cały czas  Helena. Ale, gdy  już dorosłam, Helena była bardziej moją przyjaciółką niż ciocią. Podeszła  do tego jak należy, tylko powiedziała, że nie ma  być nieślubnego dziecka. A ponieważ cały czas się ze  sobą w jakiś  sposób  ścieracie, to podejrzewałam, że masz  chęć dopiec  Irenie  do żywego i  zatelefonujesz do jakiejś znajomej i odstawisz  teatr. Stąd moje pytanie o ten telefon. Arek śmiał się - no fajnie, fajnie, masz o  mnie dość marną opinię. Nie o tobie mam taką opinię, o większości facetów. Po prostu im bardziej czują się bezsilni lub bardziej przyparci do  muru tym podlejsze metody stosują  by się odgryźć. Widziałam jaki byłeś  wściekły, gdy Irena   mówiła, że mnie też  się to  miejsce  nie podoba. Ale lubię cię, więc nie uważałam  za słuszne  by kłamać. Wpadnij do naszej spółdzielni, bo duże mieszkania 4-5 pokoi nie mają wzięcia. Kredyt bankowy  dostaniesz, weź w  tym samym banku, w którym my braliśmy, bo jeśli go spłacisz wcześniej nie stracisz na tym, nie doliczą tych swoich "straconych" odsetek. Nam bardzo zależało na  czasie, więc wzięliśmy to co było już gotowe. Generalnie małe powodzenie mają  partery i czwarte piętra w budynkach czteropiętrowych, bo nie ma  windy. My chcieliśmy koniecznie dwa mieszkania najlepiej w jednym budynku i parter nam nie przeszkadzał. Poza tym porozmawiaj z Emilem,  on ma jakąś znajomą babkę w którejś z tych ursynowskich spółdzielni. Ursynów  jest teraz  nieomal miastem. Wszystko już tu jest- i wyższe uczelnie, dobre super markety, przychodnie lekarskie, jest nawet filia Konstancina czyli Centrum Kompleksowej Rehabilitacji i- tu się  zaczęła  śmiać- jest pierogarnia. Najmarniej to jest z miejscami do parkowania- garaży nie ma, bo garaż kosztuje  tyle co dwa pokoje z kuchnią, więc chętnych brak. Przyjedź kiedyś z Ireną to was obwieziemy po Ursynowie. Są nawet u nas tak zwane bunkry, czyli domki jednorodzinne zbudowane z wielkiej płyty, ale jeszcze mało kto się stamtąd wyprowadza. A są fajne, bo są podłączone do wszystkich mediów, czyli masz miejską wodę, gaz i prąd i centralne ogrzewanie.

                                                                    c.d.n.









piątek, 29 lipca 2022

Trudny wybór - 72

 Nadszedł wreszcie  dzień, w którym Adela i Emil razem weszli do budynku urzędu i razem z  niego po ośmiu godzinach wyszli. W ciągu tego  pierwszego dnia  Emil ze trzy razy wpadł na pogawędkę do szefa Adeli,  z którym podzielił  się  swymi przemyśleniami na temat nowych pomysłów  dotyczących działalności rzeczników patentowych. Doszli  zgodnie  do wniosku, że  zapewne sporo dotychczasowych  rzeczników powróci  do swego podstawowego  zawodu a duże zakłady przemysłowe zapewne nie pozbędą się swoich dotychczasowych rzeczników patentowych jeśli byli z nich  zadowoleni.

Adela stwierdziła, że skoro mają "dorosnąć", to poranną kawę każde  z nich będzie piło w  swoim pokoju,  a w ciągu dnia, zależnie od okoliczności będą się spotykać w barku  albo Emil będzie  "wpadał" na kawę do Adeli i jej  szefa. Na razie wszyscy, nie przyznając się  do tego czekali niespokojnie na reorganizację. Wiadomo było, że będzie, ale nie  było wiadomo  kiedy. Bardziej zapobiegliwi i zdający  sobie  sprawę ze  słabości  swojej pozycji szukali zatrudnienia gdzie indziej. Szef Adeli spędzał teraz   dużo  czasu na miejscu, nie  da się ukryć, że wyraźnie  doszkalał Adelę. A ona wreszcie przestała  się tu nudzić. 

Któregoś piątkowego popołudnia zatelefonował do Emila Arkadiusz, z propozycją by Emil  wraz  z  Adelą przyjechali do niego do Piaseczna. Poprzedniego dnia  wyekspediował swą mamę razem z opiekunką na  wczasy rehabilitacyjne, więc może Emil  z Adelą wpadliby  do niego na kawę i obejrzeć "włości", wszystko jedno czy w  sobotę  czy w niedzielę. Emil powiedział, że prawdopodobnie  przyjadą raczej w niedzielę, bo w  sobotę to zawsze robią zakupy  na  cały tydzień i trochę porządkują. Ale konkretną odpowiedź to da  dopiero za godzinę, bo w tej chwili nie ma  Adeli w  domu. To ty ją gdzieś samą z domu wypuszczasz?- zdziwił się nieco złośliwie Arek.

Noooo, czasem dostaje wychodne, ale na pewno po nią pojadę gdy po mnie  zatelefonuje. Jest razem z Heleną u fryzjerki. Ojciec je odwiózł , a ja je przywiozę, bo ojciec pojechał do klubu pograć w szachy. A ja jestem na  myjni i za jakieś 15 minut pewnie  już będę  miał pięknie umyty samochód. 

Umówili  się do Arkadiusza na niedzielę  "koło południa". W sobotę kupili dodatkową porcję pierogów i kilka  małych  pudełek lodów Grycana i tak "uzbrojeni" pojechali do Piaseczna. Powiedzieć, że  Arek   mieszka  w Piasecznie to,  zdaniem Adeli była niedorzeczność, bo ulica, którą  w końcu  znaleźli była w  stosunku do Warszawy tak jakby  poza  Piasecznem, co Adela, która nie była entuzjastką mieszkania tam, gdzie  diabeł się kłania na  dobranoc,  powiedziała - ojej, toż on  mieszka w kartoflach! Rzeczywiście szeregowce stały niemal  w szczerym polu, po drodze minęli kilka domów jednorodzinnych ze sporymi ogrodami. Stosunkowo blisko rzędu szeregowców był dość zapyziale  wyglądający sklep spożywczy.  Kilka jednakowiuteńko wyglądających  domków stało w rzędzie prezentując bramy wjazdowe do garaży, drzwi wejściowe do domów oraz......dość okazałe kubły na śmiecie. Przed domami  była asfaltowa jezdnia ograniczona z obu stron krawężnikami. No proszę - powiedziała  Adela- ależ zadupie! Bałabym  się tu mieszkać. Nieomal pustynia. Gdy  tylko wjechali w tę uliczkę, przed  drugi w rzędzie  domek wyszedł Arek.

Adela szybciutko przywołała na  twarz uśmiech, pokiwała do Arka ręką i nim wysiadła z  samochodu powiedziała  do Emila - gdybym zaczęła  być złośliwa to mnie kopnij pod  stołem. Wyciągnęli z bagażnika dwie termo  torby z  zakupami, które wziął Emil. Arek przypilnował, by ich samochód stał równo w linii szerokości jego szeregowca, co Emila  nieco rozśmieszyło, a co ponoć było uzasadnione, bo większość  mieszkańców "wyskakiwała" z garaży dość gwałtownie  tyłem i mógł ktoś nie wyhamować i palnąć cudzy samochód. 

Arek bardzo się ucieszył, że przyjechali punktualnie, bo on musi jeszcze na moment wyskoczyć do piekarni po ciastka.  Na to dostał do ręki dwie torby i polecenie,  by ich  zawartość wpakował do lodówki i do zamrażarki, bo oni przywieźli zaopatrzenie. A zamiast ciastek to lepsze będą pierogi z jagodami i truskawkami a poza tym są też lody i to kilka rodzajów. W środku domu czekała na nich niespodzianka w postaci dość dorodnej osoby płci żeńskiej, robiącej wrażenie nieco starszej od Arkadiusza. 

To moja stara przyjaciółka,  Irenka, tak  się złożyło, że znów się nam drogi  zeszły. Adela zerknęła na ową "starą przyjaciółkę" i pomyślała - no fakt, stara to ona  chyba jest, ale nieźle kultywowana i na mur-beton starsza od  Arka.

Och, szczebiotała Irena- wreszcie poznam tę parę małżeńską, którą tak lubi Arek. Zachwyca  się wami razem i każdym z was  z osobna. Adela uśmiechnęła się i powiedziała - Arkadiusz przesadza, każdy facet nieco przesadza.  Nie sadzę byśmy razem lub osobno byli obiektami  godnymi zachwytu. Po prostu lubimy się  z Arkiem wzajemnie. A ani mój mąż ani ja  nie robimy nic  nadzwyczajnego co mogłoby wywołać czyjś podziw. 

Iruniu, oni przywieźli domowe pierogi z owocami i lody, to może odpuścimy sobie  dziś ciastka?- zapytał Arek. Irunia  skinęła głową mówiąc- oczywiście, zresztą ciastka to był twój pomysł, nie mój. Mój Boże, westchnęła Irunia - chciałabym umieć robić pierogi! Adela zaśmiała  się - a mnie poznanie sztuki wyrobu pierogów  zupełnie  nie kusi.  Nasza mama robi, ja  nigdy jeszcze  nie  robiłam. A te to są z pierogarni, którą  mamy na Ursynowie.

Chodźcie, pokażę wam dom. Na tym poziomie to jest tylko kuchnia i salon i mały pokoik, w którym czasem w dzień śpi mama, gdy  się gorzej  czuje. A tu, jest zejście do drugiego salonu, z którego jest też  wyjście na ogród. Tyle  tylko, że rzadko z niego korzystamy, bo potem trzeba pamiętać by opuścić kratę drzwi wychodzących  na ogród. Zresztą ogród u nas to tylko trawa. Stali właśnie  w kuchni i Adela powiedziała- mam  wrażenie, że ten kto projektował te  domki, nigdy  w życiu nie gotował czegoś więcej  niż wodę na  herbatę i kawę. Domek w  sumie  duży, a kuchnia jest  mikroskopijna. Gdyby to był mój dom, bo zaraz bym połączyła  kuchnię z tym pokojem przy kuchni. Byłaby przyzwoita  kuchnia z aneksem jadalnym.

No właśnie,  właśnie- włączyła  się  Irena - też uważam, że ta  kuchnia jest  zbyt mała. A ten salon na poziomie ogrodu ma jeszcze  jeden mankament - drzwi pomiędzy  nim a garażem są stanowczo za mało szczelne i przepuszczają spaliny. Mówiłam już o  tym Arkadiuszowi, ale on w  sumie  rzadko tak naprawdę tu  bywa, odkąd wynajął opiekunkę dla  swojej  mamy. Bardziej mu odpowiada jego klitka w śródmieściu.

Arkadiusz posłał Irenie pełne dezaprobaty  spojrzenie i  powiedział - no to chodźcie dalej. Na górę prowadziły kręte drewniane  schody i Adela zastanawiała  się, jak tu  wnoszono po nich meble, ale nie zapytała  się o to, dochodząc do wniosku, że to nie jej  "cyrk  i nie jej  małpy." Na piętrze  były trzy nieduże pokoje i łazienka. Okna  dwóch pokoi wychodziły na uliczkę, okna trzeciego pokoju na nędzny ogródek w którym rosły dwa rachityczne drzewka (chyba owocowe) a siatkowy płot  wołał wręcz o to,  by wreszcie ktoś go potraktował farbą i może posadził wzdłuż niego jakieś pnącza. Ogródek sąsiedniego domu miał dwie  części - ta wzdłuż płotu przypominała  zryte miejscami klepisko i należała do dwóch sporych  psów. Część bliżej domu była odgrodzona żywopłotem i rosło tam kilka sporych krzewów i dwa drzewa. Ogród z drugiego  boku  miał posadzony pod płotem żywopłot z ligustru i całkiem  dobrze  się prezentował, a siatkę pomiędzy ogrodami porastał wiciokrzew  pomorski.

No i została nam do obejrzenia sypialnia, która właściwie jest na  strychu. Jest tu też druga łazienka a pomieszczenia przylegające  do sypialni pełnią funkcję  "przechowalni".  Miałem kupić szafy,  ale  zamiast szaf, zmałpowałem pomysł Emila i zrobiłem system wieszaków oraz półek. Dzięki temu moja mikroskopijna kawalerka w śródmieściu zupełnie mi wystarcza. Tam mam tylko to co  mi niezbędne, tu przyjeżdżam by wymienić ciuchy, uprać je i by pani  Maria mi je  wyprasowała. A koszule to daję  do pralni. Odpada mi prasowanie  tym sposobem.

Stary, nie ma problemu, mogę cię nauczyć prasowania koszul, tylko musi być dobre  żelazko- powiedział Emil. Sztukę prasowania opanowałem będąc w Meksyku. Poza tym jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że nie  muszę wiecznie  chodzić w extra  koszuli , pod krawatem i w garniturze. Ty chodzisz w todze często, prawda? No a pod  togą to chyba  nie musisz być  w stroju galowym. Ostatnio odkryłem dzięki mamie marynarki z dzianiny, do której świetnie pasują koszulki polo. I mamy metę, gdzie  można marynarkę  zrobić na  wymiar . A koszulki polo trzeba kupować te nieco droższe i prać je w lepszych środkach piorących i płukać też  w takich oraz  bardzo starannie  je przygotować  do suszenia.

Arek patrzył się na  Emila niczym na   jakiegoś zamorskiego stwora. Ty naprawdę sam sobie pierzesz i prasujesz  koszule? No wiesz- powiedział Emil - ja nie piorę  tylko robi to pralka. A prasuję  sam, bo  nie widzę powodu dla którego miałaby być tym obciążona Adela. Ona ma większość ciuszków, które nie  wymagają prasowania, czasem to jej przy okazji wyprasuję spodnie, ale ona głównie  nosi dżinsy, które tej operacji nie wymagają. Prasowanie to żadna sztuka, znacznie trudniej jest zrobić  dobrą pieczeń lub  zupę. Ale jeszcze trochę to  się i tego "naumiem". Stopień wykształcenia z Adelką mamy podobny, oboje  mamy owo mgr, oboje  jesteśmy rzecznikami, więc start podobny.  Mam wrażenie, że minęły czasy gdy większość facetów była wyposażona w dwie lewe ręce a z prac  domowych to jedynie  potrafili  rozlać wódkę do kieliszków.

O właśnie, właśnie- podchwyciła Irena. Ma pan rację, kobieta może być słabsza fizycznie od mężczyzny, ale umysłowo mu nie tylko dorównuje  ale i bardzo często przewyższa. Tylko część mężczyzn nie chce tego przyjąć do wiadomości. I nie jest to znowu extra nowością - nawet w epoce kamienia  łupanego były kobiety samotne, które  musiały  sobie  same  radzić bo nagle zostawały  same bez tego chłopa. A w czasach nam współczesnych też część kobiet samotnie wychowuje dzieci bez pomocy mężczyzny. Pracują, zarabiają i wychowują dziecko samotnie, bo współtwórca  dziecka  nie raczy płacić alimentów.

No fajnie- wychodzę na potwora- stwierdził Arek. Adela roześmiała się - nie na potwora  tylko na faceta "starej  daty", a przecież jesteś  tylko dwa lata starszy od Emila. Może jest tak dlatego, że wynieśliście ze swoich  domów odmienne  wzorce. Ojciec Emila bardzo kochał i  szanował jego mamę i zawsze Emilowi mówił i do dziś to powtarza, że kobiety należy chronić, szanować i kochać. I jego ojciec taki właśnie jest- a wiem dobrze  jaki jest, bo ożenił się z moją ciocią gdy owdowiał. A poza  tym mieszkamy z nimi po sąsiedzku, w jednym bloku  i dużo czasu razem spędzamy. W te wakacje byliśmy razem w Zakopanem. I powiem  wam, że bardziej go kocham niż własnego ojca. I on zawsze o nas  wszystkich dba- zawsze mówi, że jesteśmy jego skarbami. I wiem, że tak czuje. 

Arek chwilę milczał, potem powiedział - masz rację, zupełnie  co innego wynieśliśmy z domów  - ja to pamiętam głównie kłótnie, bo zdaniem ojca mama mnie  rozpieszczała i robiła ze mnie ciamajdę. Wcale a wcale  nie chciałem grać w siatkówkę, ale miałem do wyboru tylko dwie dyscypliny- boks albo którąś z gier  zespołowych, więc wybrałem siatkówkę. Była  według mnie  mniej  brutalną  grą niż koszykówka. Podłe jest to co powiem, ale odetchnąłem gdy umarł, choć wtedy już byłem dorosłym facetem. Dobrze, że łaskawie zgodził się bym studiował prawo. Gdybym  poszedł np.  do szkoły teatralnej lub na ASP to nie dałby  ani grosza na  moje  studia, to takie "niemęskie" studia  były  w jego mniemaniu. A sam był po politechnice, skończył mechanikę.

Ale ta  siatkówka całkiem nieźle ci  szła, byłeś naprawdę dobrym zawodnikiem - stwierdził Emil. No ale gdybyś  wtedy porozmawiał z moim  ojcem to wiedziałbyś, że mogłem być na pewno lepszy, gdybym  się tylko przyłożył - roześmiał się Arek.

A według mojego ojca  kobiety, wszystkie, były podgatunkiem i pewnie dlatego nie  zbudowałem żadnego trwałego związku. Ale nie wykluczam, że może po prostu ciężko ze mną  wytrzymać. Popatrzcie, spółka nam  nie wyszła.

Nie wpadaj w histerię - to, że nie  wyszła  nie ma  nic wspólnego z tobą - powiedziała  Adela- po prostu aktualna sytuacja  na to nie pozwala. Jeszcze nie ma  szczegółowych  przepisów, trudno zawiązywać spółkę, w której z góry  wiadomo, że przez jakiś bliżej nieokreślony czas prawnicy "cywilni" będą  zarabiać na "patentowców". Wiesz ile  byłoby z tego powodu nieporozumień i przepraw? Trzeba po prostu spokojnie poczekać co dalej. Na  razie oboje mamy pracę, ty wycofałeś z poprzedniej spółki swoje  aktywa i wszyscy możemy  spokojnie poczekać  co dalej. Masz już na rynku prawniczym ugruntowaną pozycję, nie jesteś nowicjuszem. Jeśli na uczelni rozpuścisz wieść, że możesz zostać  czyimś mentorem   to na pewno ktoś  się na to skusi, a ty będziesz  miał siłą  rzeczy pomocnika. 

Na  szczęście i Emil i ja mamy również swoje wyuczone   zawody. On może  wrócić do konstrukcji, ja  mogę  się załapać w jakimś dziale prawnym. Szału nie  będzie,  poza tym jestem w rodzinie  tą, która  może  się rozmnożyć, co mnie na jakiś czas wyrzuci poza  nawias jako siłę  roboczą. Bo nie  chcę dawać  dziecka do żłobka a potem do przedszkola. Aż tak napalona zawodowo  nie jestem. A Emil to popiera.

                                                                   c.d.n.


środa, 27 lipca 2022

Trudny wybór - 71

 Niedzielny poranek był deszczowy,  co po mocno wygwieżdżonym nocnym  niebie z soboty na  niedzielę, bardzo zdziwiło Emila, który jak zawsze obudził się o szóstej rano. Przez  moment zastanawiał się czy wstać  czy też nie, w końcu przypomniał sobie, że w zamrażalniku mają płat ciasta francuskiego, w lodówce słoik z konfiturę różaną, więc jest okazja zrobienia do śniadania rogalików. Oboje  lubili rogaliki z ciasta  francuskiego.  

Delikatnie wygrzebał się z pościeli i pomaszerował do kuchni. Ponieważ o tak wczesnej porze w niedzielny  poranek pobór prądu był na  minimalnym poziomie, to nim skończył zwijanie rogalików piec osiągnął właściwą temperaturę i w 25 minut później Emil mógł wrócić do łóżka i przytulić się do Adeli.   Uwielbiał ten  moment, gdy Adela jeszcze   śpiąc  reagowała  na jego dotyk i mocno,  mocno się przytulała. W kilkanaście minut później Adela otworzyła jedno oko, zobaczyła, że Emil jest obok niej i powiedziała - wiesz, ktoś w bloku piecze ciasto i ma otwarte okno w kuchni. Emil przesadnie mocno wciągnął nosem powietrze i powiedział -  noooo, chyba masz rację. Gdy to mówił był zły na siebie, że nie  zamknął drzwi kuchennych a tylko je przymknął.  Czym prędzej zaczął sprawdzać czy nadal wszystkie  części ciała Adeli są tak  samo ponętne jak były wieczorem. Okazało się, że noc nie spowodowała żadnych  zakłóceń i postanowili wstać i zjeść śniadanie,  a potem jeszcze trochę poleniuchować, bo deszcz nadal padał. Adela w drodze  do łazienki zahaczyła o kuchnię i zaraz  potem  zawisła na  szyi  Emila dziękując mu za niespodziankę i wychwalając  jego pomysł. 

Wbrew znanemu wszystkim powiedzeniu, że męża nie należy wychwalać,  bo mu zaraz  rogi urosną i  się znarowi - Adela  zawsze, gdy  tylko zrobił coś co było jej  miłe, lub pożyteczne dla obojga- wychwalała  go "pod  niebiosa",  zauważyła bowiem, że każda taka pochwała działa na niego mobilizująco, więc  chwaliła go często, nawet za drobiazgi. Z opowieści swego teścia  wiedziała, że Emil nigdy jako dziecko nie był karcony, bo jego mama była zdania, że zamiast karcić trzeba po prostu  dziecku wszystko tłumaczyć a każdy dobry uczynek  nagradzać dobrym  słowem, pochwałą, czasem nagrodą  rzeczową. Ponieważ Emil upiekł rogaliki z  całego ciasta,  Adela  narzuciła na  siebie płaszcz przeciwdeszczowy, zapakowała połowę rogalików w pojemnik i  nim się Emil zorientował zaniosła rogaliki rodzicom. Ich mieszkanie otworzyła  sobie kluczem i widząc, że któreś  z nich urzęduje  w kuchni, otworzyła pojemnik, postawiła  rogaliki w przedpokoju i szybko uciekła. 

Gdy wróciła wpierw wysłuchała jak Emil ocenił jej  wyprawę w koszuli nocnej pod płaszczem przeciwdeszczowym i w klapkach na  bosych  stopach, ale przemowa  nie była długa, bo już jego komórka wydawała z siebie  dźwięki. Wchodząc pod  prysznic usłyszała  tylko, jak Emil mówi - to nie ja się do was  włamałem, to  Adelka. Ja tylko rogaliki upiekłem.

Spod prysznica Adela trafiła prosto w objęcia Emila, który powiedział - za karę będziemy dziś jedli pyzy! Obiecałem, że dostarczymy w takim razie cieniutko pokrojony boczek, więc go wrzucimy na godzinę do zamrażarki, żeby dał  się cieniuteńko pokroić.

Ojejku, ale dziś  fajnie! - ucieszyła  się Adela. Bo te  różane rogaliki to bym  mogła jeść codziennie a pyzy to tak ze  trzy  razy  w tygodniu. Wiesz co? Może byśmy pojechali do Bułgarii i tam zakupili kilka kilogramów konfitury  różanej?  Celnicy pewnie  by się w głowę  stukali na ten  widok. Ja nawet  wiem jak te róże zrobić na  dżem ewentualnie  konfiturę, tylko u  nas to ich jest jakoś zbyt mało. Pamiętam,że najwięcej to ich  rosło nad morzem. Bo to taka najbardziej pospolita róża się nadaje na przetworzenie. Tylko roboty przy tym od  groma, bo trzeba  z każdego płatka róży odciąć tę białą część płatka, żeby  nie było goryczy. No i trzeba znaleźć krzewy róż, które nie rosną przy drodze. A na  malutki słoiczek to trzeba nazbierać całkiem sporą torbę płatków. Kiedyś czytałam, że tak naprawdę to każda  róża, jeśli tylko pachnie to nadaje  się na konfiturę. I już od  razu wiadomo, że te kwiaciarniane się nie nadają bo większość z nich nie pachnie, chociaż  wyglądają  pięknie.

Maleństwo, możemy w takim razie pojechać na weekend  nad morze i zająć się zbieraniem płatków róży. A pamiętasz gdzie je nad morzem widziałaś? Pamiętam,  ale to było dawno - były w Jastrzębiej  Górze i okolicach i za Władysławowem w stronę Karwi. I na Mierzei Helskiej, w Kuźnicy i Jastarni. I były w Gdyni na  Kamiennej Górze. I widziałam je u któregoś  ogrodnika w okolicach Piaseczna. I nawet przelotnie nawiedziła  mnie myśl, że można by kupić je i posadzić u nas pod oknami i koło płotu. Ale zaraz potem wyczytałam w prasie codziennej jakie jest zapylenie w Warszawie i zaraz mi ochota przeszła. No i poza tym zbyt  dużo różnych  owadów latało by nam po ogródku i wpadało do  mieszkania.

Ale wiesz- rogaliki francuskie to ja lubię i z innymi dżemami. I lubię takie włoskie "coś" - posypuje  się ciasto francuskie mieszanką cukru z cynamonem i ewentualnie z grubo zmielonymi orzechami, zwija  się to w rulonik, kroi na grube 1,5 cm plastry i piecze. Szybkie jedzonko i smaczne. Jak  się chce kogoś bardzo rozbestwić to można to potem polać czekoladą, po upieczeniu. Gdy kupimy następne ciasto to coś takiego  zrobimy. I może uda mi się  kupić cukier trzcinowy - wtedy to jest naprawdę  super. Tylko trzeba kupić  cukier w oryginalnym opakowaniu, bo nasze  cwaniaczki podrabiają go, barwiąc zwykły  cukier. Ale mam metę internetową, gdzie  można go kupić. To  może i  mają sok z trzciny cukrowej? - zainteresował się Emil. Lubiłem go, chociaż miejsca , w których był sprzedawany nie budziły mego zachwytu. Ale nigdy nie miałem jakichś dolegliwości po nim. Może nie  zawsze to co jest  ciemne to i brudne. Miałem  spore zastrzeżenia co do czystości ich pras  do wyciskania  soku. Wyglądały jakby były świeżo wyciągnięte ze złomowiska, na którym przeleżały z pół wieku.

Maleństwo, a możeeee, ale nie dokończył zdania, bo Adela powiedziała- czekam na to już od rana, też mam na to ochotę. Skąd wiesz, co mam na  myśli? Bo widzę to w twoich oczach, masz takie jakieś bardzo rozmarzone a jednocześnie prześwietlające mnie spojrzenie. No bo się już stęskniłem, tłumaczył się Emil. Ale to bardzo, bardzo  dobrze, bo ja też. I lubię bardzo gasić tę twoją tęsknotę.Uwielbiam  się z tobą całować i pieścić. I uwielbiam to twoje rentgenowskie spojrzenie, którym mnie ogarniasz by odgadnąć czy mam na ciebie ochotę. Rzecz w tym, że ja ciągle mam na ciebie ochotę. Po prostu jest  mi zawsze cudownie i tak bardzo bezpiecznie gdy  mnie tulisz, całujesz, pieścisz.  Nie mam po prostu zbyt wielkiego doświadczenia w tej materii, po prostu zapewne  z braku czasu nie wiodłam zbyt burzliwego życia seksualnego, chociaż nawet  sporo lektury  przeczytałam. Ale wiadomo - od czytania instrukcji nie nauczysz  się ani prowadzenia samochodu ani pilotażu  awionetki,  nie mówiąc o dużym samolocie. Maleństwo,  a ja się zawsze boję, że cię zbyt eksploatuję i pewnie dlatego  mam takie obawy, bo jesteś taka drobniutka i delikatna. 

Milek, nie jestem aż tak  delikatna, żeby  nie powiedzieć  ci że jestem zmęczona lub że w  danej  chwili nie mam ochoty lub  siły na kolejne kochanie  się.  Ale wszystko gra i jest w porządku, przynajmniej ja to tak odbieram. Nie  eksploatujesz  mnie  za bardzo, wbrew pozorom jestem dość silna. Ja mam innego rodzaju obawy wynikające  właśnie z braku wprawy. Może powinnam  się bardziej skupić na tobie? Maleństwo, nigdy, naprawdę nigdy nie przeżywałem z inną kobietą tego wszystkiego co przeżywam z tobą za każdym razem. Każde twoje dotknięcie, a nawet muśnięcie warg jest  dla mnie  cudownym przeżyciem. Bo to nie tylko jest zaspokojenie pożądania - to moment, w którym czuję nasze  zespolenie nie tylko w sensie fizycznym  ale i na poziomie psychiki. Nie umiem tego dobrze opisać, ale to jest  dla mnie  cudowne przeżycie, zupełny odlot, bo czuję cię każdym milimetrem całego ciała i odbieram to tak jakbyśmy  mieli w tym momencie jeden mózg i splecione  razem wszystkie nerwy, calutki krwioobieg i wszystkie narządy.

I jestem w stu procentach pewien, że wprawa nie jest tu decydującą sprawą a uczucie. Wprawa to mechanika i nie  zastąpi uczucia.Chodź, wrzucimy boczek do zamrażarki i nastawimy minutnik, żeby nam całkiem nie zamarzł biedaczek. Obejmując się  i całując  dotarli do kuchni, nastawili   minutnik, wrzucili boczek do zamrażarki a do sypialni to Emil zaniósł Adelę, stwierdzając, że zrobiła  się jakaś lekka.

Gdy w godzinę później Emil kroił boczek Adela  stwierdziła, że robi to  z precyzją godną chirurga. Potem wykazał się talentem pomocy fryzjerskiej, bo umył Adeli włosy i nawet je bardzo starannie i jednocześnie  delikatnie rozczesał. W nagrodę Adela  zrobiła mu masaż relaksacyjny, który dziwnym trafem podziałał tak ożywczo na Emila, że niewiele  brakowało, a spóźnili by się na obiadokolację do rodziców.

Ilość ugotowanych pyz była imponująca, ale wiadomo - tu wszystko co było gotowane  miało być   w ilości na dwa domy. A pyzy świetnie znosiły zamrażanie i rozmrażanie, więc  wiadomo było, że  zawsze są "kołem  ratunkowym" w obu  rodzinach.

Po niewypale zwanym "kancelaria prawna" Adela bardziej  polubiła swoją pracę. Emil postanowił nie  robić żadnego pożegnania z racji swego odejścia. Na dwa  tygodnie  przed swym odejściem  poinformował swego naczelnego, że spółka zwana  Kancelaria Prawną  niestety nie  została  zawiązana, bo jak na razie to nie  bardzo  mogli znaleźć chętnych do jej  powstania. 

Na dokładny opis zaistniałej  sytuacji Emil poświęcił aż trzy  godziny  prywatnego czasu. Zdzisław stwierdził, że bez  żalu wyjedzie z Polski, prowadzi  rozmowy z jedną  z czeskich firm na  Morawach. I z wielką przyjemnością porzuci dyrektorowanie tu,   a  zajmie  się z powrotem elektroniką. No popatrz - powiedział Emil -  ja  zapewne wyląduję na  naszej  Politechnice, co  nigdy  nie było moim marzeniem. 

A twoja żona? Na razie pracuje w urzędzie, ale tu też leci zmiana  za zmianą, więc może  wrócimy do  modelu, który wyszedł z mody i będzie z czasem "niepracującą  żoną wychowującą dziecko". I jej i  mnie  nie marzy  się by dziecko było hodowane w  żłobku, potem w przedszkolu a potem na świetlicy szkolnej. Oboje hodowaliśmy  się pod opieką własnych  matek i w naszym odczuciu  jest  to właściwy kierunek. Na  razie ani ona  ani ja jeszcze nie tęsknimy za dzieckiem. A stwierdzenie, że dziecko bardziej cementuje związek jakoś nam obojgu nie trafia do przekonania.  

No bo chyba jednak nie  cementuje - stwierdził Zdzisław- w każdym razie mojego związku pojawienie  się  dziecka  nie scementowało. Powiedziałbym, że raczej rozwaliło - wcale mi się jeszcze  nie marzyło ojcostwo. Mam wrażenie, że ród męski znacznie później niż kobiety dorasta do kwestii posiadania potomstwa. Ale bardzo możliwe, że kobietom  wmówiono, że dziecko "cementuje związek". 

Emil skrzywił się - nie wiem,  ale  wiem, że Adeli nikt nie jest w stanie cokolwiek wmówić. Ona to do wszystkiego musi sama się przekonać. Analityczny umysł - stwierdził Zdzisław. Niektóre kobiety tak mają. To dość trudne partnerki. 

W pewnym sensie trudne- zgodził się Emil. Bo one nie tolerują głupoty i napadów  bezmyślności,  bo  same  tego  typu przypadłości nie mają. A  świadomość tego działa, przynajmniej na  mnie, mobilizująco. Ale Adela ma tę dobrą  cechę, że zawsze docenia wszystkie moje plusy, więc cała mobilizacja nie jest u  mnie bolesnym procesem.  I bardzo cenię u niej  to, że  nie próbuje udowodnić wszystkim dookoła, że kobieta wszystko  może. A nawiasem mówiąc to potrafi niemal  wszystko w domu naprawić, jest bardzo dobrym kierowcą, potrafi dobrze przygotować  samochód do dalekiej trasy, ale  robi to wszystko w bardzo naturalny i neutralny  sposób. Czasem mówię, że powinna pracować w  dyplomacji.

A ty kolego wciąż, jak widać, słychać i  czuć, jesteś  w niej dokumentnie zakochany- stwierdził Zdzisław. No jestem - zgodził się Emil. Ale im dłużej z nią jestem tym więcej jestem w  niej zakochany. Coraz  więcej odkrywam w niej pozytywnych cech, które mnie zachwycają. Często zaskakują mnie i zachwycają jej reakcje, bo są naprawdę bardzo dalekie od stereotypowych. Żałuję tylko, że  moja   matka nie zdążyła jej poznać, no ale ja  wszak wróciłem do Polski gdy już zmarła. A długo znaliście się wcześniej z Adelą? Nie, wg standardów to szalenie krótko. Powiedziałbym, że z obu stron podjęcie decyzji o ślubie było czymś absolutnie niezrozumiałym dla osób postronnych. Ale ja od początku dobrze wiedziałem co  robię- po prostu w pewnej chwili stwierdziłem, że muszę być jej mężem. Co dziwniejsze mój ojciec, gdy ich sobie przedstawiłem powiedział - módl  się żeby cię zechciała. To jego ukochana córeczka, która ma  zawsze rację i gdyby mu kazała połknąć truciznę to połknąłby, nawet  wtedy gdyby  wiedział, że to trucizna. Wiesz  Zdziśku, wciąż jest na świecie  wiele spraw, zjawisk,  sytuacji, których nie  daje się ująć w żadne ramki. Dlaczego ktoś, kogo widzimy po raz  pierwszy nagle przesłania nam cały świat i jesteśmy w stanie  zrobić dla tej osoby wszystko? I nie mam na myśli akurat miłości. Dlaczego zaczynamy się przyjaźnić z kimś, kto tak naprawdę jest dla nas osobą obcą, bo znamy  się raptem pół godziny? A jednak tak  się w życiu zdarza i to wbrew pozorom wcale  nie rzadko. Mnie się ta miłość przytrafiła zupełnie niespodziewanie,  zakochałem się w Adeli w 10 minut. Wiozłem ją na to nasze zadupie, wymieniliśmy  ze sobą kilka  zdań i wystarczyło. Ziarno zaczęło kiełkować, choć na początku nie pracowała  ze mną.

No fakt, dziwne, stwierdził Zdzisław, bo do zalotnych to twoja żona nie  należy. Tak samo spogląda na mężczyzn jak i na kobiety jak i na  segregatory. Ja to się nawet nie  za bardzo czuję przy twojej żonie  facetem. Ona pewnie musiała być bardzo dobrą sekretarką, sądząc po lekturze opinii. 

Nie  znałem jej wtedy, ale tu przez jakiś  czas zastępowała sekretarkę nim trafiła do mnie. I słyszałem  ciągle "a ta nowa sekretarka", bo zaraz  wprowadziła  nowe obyczaje.

Ale mnie- stwierdził Zdzisław- to twoja żona  chyba nie lubi. Emil uśmiechnął się - było się do  niej nie wdzięczyć, to by cię pewnie  polubiła. Ale to nie jest tak, że cię nie lubi, raczej po prostu nie interesujesz  jej a do tego, nie  wiem czy zauważyłeś, ona już  odeszła  z tego biura. Za to lubi swego obecnego szefa, który jest  w  wieku mojego ojca.            

                                                                       c.d.n.




poniedziałek, 25 lipca 2022

Trudny wybór- 70

Przy obiado-kolacji Arek  wydawał z siebie pomruki niczym niedźwiedź, który załapał  się na plaster  miodu. Stwierdził, że będzie przynajmniej  raz w tygodniu klientem pierogarni.  A będzie  ci ta pierogarnia  po drodze? O ile pamiętam, to przez jakiś czas mieszkałeś na Kamionku, to tak jakoś zupełnie nie po drodze, a nawet to jest  wszak na prawym brzegu Wisły - stwierdził Emil.  

No popatrz- to ty nawet  nie wiesz, że jesteśmy niemal sąsiadami!  Po śmierci ojca sprzedałem tamto mieszkanie i kupiłem mieszkanie w Piasecznie. Mam mały  kawałek szeregowca z garażem, do którego wjazd  zimą to wyższa szkoła  jazdy na kółkach - nie dość, że wąsko to na dodatek cholernie  stromo. Gdy jestem bardziej zmęczony to zostawiam brykę na uliczce, bo się po prostu boję, że sobie  samochód uszkodzę. No to kup mniejszy  samochód, nie  ważysz 300kg i nie masz  dwóch metrów wzrostu- zauważył bystro Emil. 

Ale ten jest bardzo  wygodny gdy  muszę  gdzieś  wieźć mamę, co zdarza mi się  kilka  razy w miesiącu. I twoja  mama tam tak sama siedzi całymi dniami?- spytała  Adela. No nie, nie  sama, ma panią, która się nią opiekuje. Mama już bardzo podupadła na zdrowiu, demencja  lekka też już się  zaczyna.  Czasami mówi  do mnie tak jak zwracała  się do ojca. Ale to jeszcze  pestka, z lekka drętwieję gdy będąc przekonana, że rozmawia   z moim ojcem mówi, że powinien   na mnie  wpłynąć bym  się wreszcie ustatkował i wreszcie  się ożenił. Pani, która  kosztuje  mnie  majątek zajmuje  się nią 24 godziny na dobę. Początkowo chciałem oddać  mamę do specjalistycznej placówki, ale stwierdziłem, że jednak będzie lepiej gdy będzie we własnym domu. Mnie też tak  wygodniej, bo przecież  często mnie nie ma  od świtu do wieczora, więc nie oszukujmy  się - zapewne często bym jej nie odwiedzał w jakimś domu "spokojnej starości". Poza tym nie słyszałem dobrej opinii o tych miejscach - tak  samo kiepskie te prywatne jak i państwowe. No i pomimo wysokich kosztów to długo czeka  się na miejsce. No i tam są z reguły  sale wieloosobowe,  zero prywatności. W domu mama wciąż ma  złudzenie, że rządzi, ale jak twierdzi jej opiekunka  nie jest uciążliwa. Ja tylko raz  na tydzień dostaję listę zakupów żywnościowych.

Po kolacji w dalszym ciągu omawiali zasady działalności spółki, a Arek usiłował wybić Adeli  z głowy pomysł by zajmowała się sekretariatem, skoro jest magistrem prawa a na dodatek rzecznikiem patentowym. 

No i bardzo, bardzo dobrze, że jestem magistrem prawa i rzecznikiem patentowym- przynajmniej będę potrafiła  ocenić czy dobrze  działamy. Poza tym chyba  zdajesz  sobie  sprawę z faktu, że dwuosobowa  spółka to niemal jak jednoosobowa działalność gospodarcza. Nowy przepis tak naprawdę wejdzie  w życie 1 stycznia. I z początku nadal będą rzecznicy w zakładach tak jak teraz. Ale są legalne metody, by ich wyprowadzić z zakładów i na pewno je  wdrożą. Jest pytanie ilu rzeczników wtedy zostanie przy orzecznictwie patentowym, a ilu wróci do swojego podstawowego zawodu. Poza tym chyba zdajesz  sobie  sprawę ilu kancelaria musi mieć klientów by zarobić na  swoje utrzymanie. Dopóki jeszcze masz dostęp do akt poprzedniej  spółki poprzeglądaj je, nie pomiń wydatków.  Może będziesz je mógł zeskanować ewentualnie sfotografować. Bieżących dokumentów zapewne nie ma, bo są w biurze rachunkowym, ale są na pewno z poprzednich okresów. Struktura  wydatków  mało się zmienia , zmieniają się głownie  sumy, bo jakoś tak  się dzieje, że wszystko drożeje.

Teraz  jeśli idzie o mnie - mogę samodzielnie orzec w kwestii praw autorskich, ale strony technicznej jakiegoś patentu mogę nie rozgryźć. Mogę odciążyć w wielu sprawach  Emila jak szperanie w literaturze bieżącej,  wyłapać nowości,  ale nie jestem inżynierem, mogę nie  wychwycić niuansów. Za to naprawdę jestem  dobra w organizowaniu innym dobrych warunków pracy, by  mogli  się spokojnie zajmować stroną merytoryczną. I nie uważam by prowadzenie sekretariatu spółki prawniczej  było ujmą na moim honorze. Jeśli masz jakieś wątpliwości co do moich możliwości w tym względzie to mogę ci podać telefon do osoby, której byłam asystentką w programie pilotażowym.  Poza  tym jestem zdania, że żadna praca nie  hańbi pod  warunkiem, że wykonuje  się ją prawidłowo. Ja już się nastawiłam na to, że przez pierwsze pół roku będziemy na minusie. Nie odpowiadaj mi na to wszystko dziś, dochodzi północ, prześpij  się kilka  dni z tym wszystkim co ci powiedziałam. Jeżeli chcesz, to możesz  u nas w gościnnym pokoju przenocować, Emil ma zapewne jakąś dodatkową piżamę.

Och nie, nie  zostanę na  noc, bo mama się będzie  zamartwiała, że nie wróciłem na noc, a jest stanowczo zbyt późno żeby do nich telefonować.  Ale bardzo  ci dziękuję, za tę propozycję. Już znikam. Rano wpadnę do Kancelarii i postaram się przejrzeć te  akta. Emil wyszedł razem z Arkiem, by mu pokazać którą ulicą ma wyjechać  z osiedla by nie zabłądzić. W drodze do samochodu Arek powiedział - ty to masz naprawdę farta, bo nie dość, że ładna to do tego mądra z niej babka. Zaskoczyła mnie całkowicie. Gdzieś ty ją wynalazł?  Ja jej nie wynalazłem, prosiłem o personel bo byłem zawalony różnymi sprawami i dyrektor skierował ją do mnie. A  potem zakochałem się w niej  w 10 minut. Arek klepnął go  w ramię - też bym się zakochał. I gdyby  nie moje zasady, że nie wyrywa się kumplowi żony to bym ją rwał na całego. Zazdroszczę ci jej. No to na  razie. Jeszcze raz klepnął Emila i  wsiadł do samochodu. A Emil wrócił do  domu mocno zamyślony.

Na "zdrowy chłopski rozum", jak mawiał ojciec Emila, spółka chyba  nie była optymalnym rozwiązaniem. Było to równanie  ze zbyt wieloma niewiadomymi. No chyba, że Arkadiusz dokooptuje jeszcze ze dwóch, trzech prawników, do których ma zaufanie, że  będą pracować na korzyść spółki,  a nie chować część wynagrodzenia do własnej kieszeni, zaniżając oficjalne  wpływy.

Gdy wszedł do mieszkania Adela powiedziała: chyba czas byśmy dorośli i przestali marzyć o idealnej sytuacji, czyli o pracy w jednym  miejscu, biurko w biurko. Nie  wiem co ty o tym  myślisz, ale mam wrażenie, że ożenek prawników od  spraw cywilnych z rzecznikami na pewno teraz, na początku tych  zmian może nie  wypalić. Po pierwsze  dlatego, że przez jakiś czas zakłady produkcyjne będą miały dowolność w kwestii posiadania lub  nie, rzecznika patentowego na etacie. Gdyby był teraz/zaraz odgórny nakaz wywalenia z zakładów rzeczników patentowych, to byłaby  zupełnie inna  sytuacja. Zaroiło by się od  rzeczników, powstawały by spółki zrzeszające właśnie rzeczników. W końcu  wiadomo, że łatwiej działać razem niż solo.

My dwoje jesteśmy w całkiem dobrej sytuacji, bo będziemy w urzędzie. Z półsłówek mego  szefa  wydedukowałam, że za jakiś  czas będę pracować w  dziale prawnym, bo jest taki planowany.  Bo urząd ma  mieć docelowo samych specjalistów od  orzekania i trochę personelu pomocniczego "cywilnego". A skoro mam tytuł rzecznika  i magistra prawa to będę orzekać zgodnie ze swym kierunkiem w sprawach prawnych. On jest na  tyle poważnym człowiekiem, że chce mnie wszystkiego nauczyć. Co prawda  był nieco rozczarowany, że nie chcę robić za własne pieniądze rzecznika EU, ale jakoś  to przebolał. Więc musimy jakoś to wszystko wsadzić Arkowi w głowę, żeby nas raczej nie brał pod uwagę.

Jeśli z jakiegoś względu dojdziemy do wniosku, że nam źle w urzędzie, to ty możesz wrócić do swego podstawowego zawodu, masz już dobrze ustawione dochody, a ja zawsze mogę iść do jakiegoś działu prawnego, bo działy prawne różnych instytucji nie  cieszą  się wielkim powodzeniem. A ja już  miałam sporo emocji zawodowych i mogę się w pracy ponudzić, bez bólu głowy pójść na  macierzyński lub  urlop wychowawczy, gdy dorosnę emocjonalnie do dziecka.

Emil objął ją i powiedział - mówisz to wszystko co zaczęło mi chodzić po głowie. Ty co prawda powiedziałaś znacznie  więcej niż ja  chciałem tobie  powiedzieć, ale zgadzam  się z tobą  całkowicie. Arek bez problemu poradzi sobie  na rynku, w końcu jest znany. I albo wejdzie do jakiejś spółki, albo będzie sam sobie wszystko załatwiał. Jeśli rozpuści na uczelni wiadomość, że może komuś patronować i prowadzić aplikację, to zawsze chętnego znajdzie i siłą  rzeczy będzie miał pomoc. Rozczulił mnie, bo mi powiedział, że mam szczęście , że on kumplom nie wyrywa żon, bo gdyby nie miał takich zasad, to by Cię podrywał na fula.  

Adela  roześmiała  się - zapomina o jednym- podryw  wychodzi tylko wtedy, gdy chce tego kobieta. Męskie  chcenie musi po prostu trafić na podatny grunt. Jeśli nie spodoba się tej, którą podrywa to albo  od razu oberwie między oczy, albo, co się  często zdarza kobieta go podpuści a potem zostawi bez  słowa  wyjaśnienia. Bo my kobiety bywamy okrutne, zwłaszcza wtedy gdy kogoś nie chcemy.

To ja mu zaraz wyślę sms, jutro , a właściwie już  dziś jest sobota i możemy się z nim po południu na  chwilę spotkać.

No to teraz zagramy w orła i reszkę, które  z nas mu to  powie - roześmiała  się Adela. Myślę, że oboje mu to powiemy- stwierdził Emil. Nie ma sensu tego ciągnąć dłużej. A on po cichu będzie  myślał, że ja  się boję, że on  cię jednak poderwie. No i dobrze, niech  myśli  sobie  co chce. Emil  szybko wystukał sms, w którym napisał, że  mogą nawet podjechać  w jego okolice, bo sprawa  krótka. Gdy już się kładli przyszła odpowiedź- spotkajmy się w Auchan  o 13,00 przy wejściu bliskim dealera Toyoty.  Krótkie Emila OK zakończyło sprawę.

Przed wyjazdem na spotkanie Adela wpadła na moment do rodziców, by im  powiedzieć, że jadą do Piaseczna do Auchan i czy może coś im  stamtąd potrzeba. W Piasecznie  byli nieco przed  czasem i Adela wpadła do sklepów "galerii", co zaowocowało kupnem paska do zegarka i bardzo ładnego lekkiego, w sam raz  na lato,  sweterka. Arek przyjechał gdy Adela jeszcze robiła  zakupy. Gdy dotarła z zakupami było już po rozmowie , a Arek powiedział do Adeli - nie jest wcale wykluczone, że za jakiś czas, gdy się już rozkręci cała sprawa z samodzielnym działaniem rzeczników wrócimy do pomysłu spółki. To co mi Emil powiedział ma ręce i nogi. To faktycznie  mogłoby  nie  wypalić. A ja odwiedzę jedną spółkę, która  działa na rynku od wielu lat i ogłasza się jako spółka patentowa. Popytam wśród znajomych. Bo być może skorzystamy wtedy z ich  doświadczeń.Nie ma po co forsować płotu gdy jest  furtka. Ku wielkiej radości Adeli rozstali się w  wielkiej zgodzie.

Pogoda była  bardzo ładna, więc zaproponowali Helenie i Piotrowi wypad do Konstancina, a z wielkiej radości, że spółki póki co  nie będzie, Emil zarządził obiad w Konstancji. Przy obiedzie Emil  powiadomił ojca, że  odpuścili, dzięki ogromnej  wrodzonej mądrości Adeli, spółkę z Arkadiuszem. Adela opowiedziała w związku z tym o swoich przemyśleniach w związku z sytuacją jaka obecnie jest w tej  branży i rodzice uznali, że bardzo dobrze  zrobili. A Piotr powiedział, że znał sporo spółek, niestety większość z nich po jakimś czasie rozpadała się, najczęściej z powodu coraz  mniejszego zaangażowania stron w jej prawidłowe  działanie.

A o tym, że postanowili oboje dorosnąć Adela i Emil nie pisnęli ani słowa.

                                                           c.d.n.



niedziela, 24 lipca 2022

Trudny wybór - 69

 W drodze z pracy do domu Adela opowiedziała mężowi jaką miała rozmowę z szefem i że właściwie cała instytucja funkcjonuje  na mocno okrojonych  obrotach no bo nie wie  nikt  co dalej. I jeśli tak jest i w innych branżach to całość za jakiś czas nie  będzie  wyglądała interesująco. Więc może  szkoda, że wykazała  tak mało entuzjazmu odnośnie tego wyjazdu do Madrytu.

Maleństwo, rodzicom wcale  nie  byłoby tam dobrze a gdyby zostali oni tu a my bylibyśmy  tam to byłoby źle i im i nam. 

Dziś musimy omówić z Arkadiuszem jak najwięcej  spraw organizacyjnych. Jeżeli będziemy mieli szczęście, to  ruszymy z miejsca najszybciej   za kwartał ale nie  wykluczone, że dopiero za pół roku. Bo wszystko niestety wymaga  czasu, począwszy od sprecyzowania umowy, bo dopiero  wtedy będziemy  mogli zająć  się szykowaniem lokalu. Dziś rozmawiałem z kumplem i nie  będzie  problemu bym  miał półetat na Politechnice. Bo mam  wrażenie, że na początku działania  naszej  spółki będzie to nieodzowne. Ale spokojnie,  wszystko sobie to  dziś i w kolejnych  spotkaniach omówimy. Pomyślałem  tylko, że zapewne będzie lepiej gdy zaczniesz aplikację dopiero od następnego roku akademickiego,  a nie najbliższego. Bo po prostu teraz i przez kilka miesięcy Arek i my będziemy mieli urwanie  głowy. Arek jest  wielkim optymistą, ale on  nigdy jeszcze  spółki nie  zakładał, on tylko do spółki przystępował. A to olbrzymia różnica. 

I zastanawiam się nad tym,  czy jest sens  bym przeszedł do urzędu, bo nim nam to wszystko ruszy to lepiej bym mógł mieć  do wszystkiego wgląd a pracując osiem godzin na etacie nie będę miał zupełnie wpływu na to,  co się  będzie  działo w trakcji organizacji spółki. Nie wykluczam też sytuacji, że przez kilka miesięcy na początku wcale  nie będę pracował na jakimkolwiek etacie. Będę na twoim utrzymaniu, ostatnio masz całkiem niezłe wynagrodzenie. A my jakimś cudem nie   wydajemy  wcale dużo pieniędzy, o ile nie jedziemy do SPA lub  Zakopanego.  Najwyżej w  tym roku nie pojedziemy do nałęczowskiego SPA.

Nielubiany przez ciebie dyrektor wciąż się  dopytuje kiedy wreszcie dam mu adres kancelarii. Powiedziałem, że ty na razie odpoczywasz po trudach zdobywania szlifów rzecznika.  Na razie nadal duże zakłady mają rzeczników na etatach, a jemu Rada Zakładowa zadała pytanie czy on  nadal będzie utrzymywał dział patentowy. Jakoś biedne tumany nie  zassały, że ten  dział to tylko ja, o  czym on ich poinformował. Był wyraźnie wściekły, że te barany zupełnie  nie łapią korzyści z tego, że  zakłady przemysłowe  dzięki innowacjom mają  co produkować. Ale on  się nie  "obcina" i dość ostro im powiedział co myśli o ich poziomie umysłowym. No bo oczywiście rada zakładowa w  99,9%  to pracownicy fizyczni  zakładu doświadczalnego, dla których każdy pracownik umysłowy to darmozjad. Stara, dobra kadra, byli członkowie PeZetPeeRu.Rachuba  płac i kasjerka to również darmozjady. Doszliśmy zgodnie do wniosku że "nowe powraca". Powiedział mi, że liczy  się z tym, że w każdej chwili może  zostać odwołany,  a wtedy najzwyczajniej w świecie opuści ten smętny raj, bo tak naprawdę nic go tu nie trzyma. Nawet dziecko nie, bo  nie ma  z dzieckiem kontaktu. Najlepsze było to, że rozmawialiśmy spacerując po podwórku. Myślałem, że padnę ze śmiechu, gdy w pewnej chwili przystanął koło końca   budynku i  zaczął  mi pokazywać  coś, czego tam  nie było i powiedział - obawiam się, że w budynku jest podsłuch, więc gdy chcę porozmawiać z porządnym człowiekiem to albo wychodzę na  zewnątrz albo spaceruję po korytarzu. O tym "wysuniętym robotniku" to on  wie, ale ten wysunięty jest z poprzedniego  MSW a nie  z obecnego. I jeśli facet  wkrótce odejdzie to będzie  znaczyło, że nie  zmienił barw  klubowych. I wtedy znajdzie  się jakiś następny.

Dobrze, że mi to mówisz - na tematy "drażliwe"  rozmawiam  tylko z  szefem a i to raczej  b.rzadko. Czuję, że on  się bardzo martwi tą  sytuacją. Wiesz  co, ale  nie mówmy o  tym rodzicom, bo będą  się zamartwiać. A ich  zamartwianie  się  nic nikomu  nie pomoże.

No jasne, że nie będziemy im nic  mówić.Tym bardziej, że ani oni ani my  nie mamy na rozwój  sytuacji żadnego wpływu. Nie głosowaliśmy  wszak na tą ekipę. Pytałem się naczelnego dokąd pryśnie gdy  go zdejmą  ze stanowiska. Twierdzi, że najprawdopodobniej albo do Czech albo do Niemiec. I jeśli  się tam  przeniesie to weźmie  ze sobą swoich rodziców, żeby go tu  już nic nie  wzywało. Podobnie jak my jest zdegustowany tą całą sytuacją i, jak twierdzi, nie  sądził, że mamy aż tak "niedorobione" społeczeństwo. Podobno ci co byli bardziej  zorientowani w sytuacji już są w Czechach i bardzo sobie  chwalą ten krok. I jeszcze  mi powiedział, że dobrze robię odchodząc stąd.  Więc mu tylko przypomniałem, że tak  naprawdę to jest  to zgodne z zamysłem obecnie  rządzących a nie mój osobisty  wymysł, chociaż mnie bardziej pasuje praca blisko miejsca zamieszkania.  Obiecaliśmy  sobie  być nadal w kontakcie, zresztą mamy na  siebie  namiary telefoniczne, a nasz adres  domowy też  zna, jest  wszak w naszych  dokumentach  w kadrach, a wiadomo, że  dopóki jest tu naczelnym to ma  do nich  dostęp. Wychodzę z  założenia, że w tym porąbanym raju nigdy nie wiadomo kto  ci może być nagle pomocny, więc nie  zrywam takich kontaktów. Na szczęście  już nie było mowy o tym, że kupiłby chętnie moje mieszkanie. Tak prawdę mówiąc marzy  mi się byśmy wszyscy mieszkali w  kraju o stabilnym ustroju a nie  w takim jak ten, gdzie wciąż  człowiek czuje  się jak kartofel w gotującej  się wodzie. Przeglądam ostatnio różne strony w poszukiwaniu takiego kraju, w którym byłoby nudno, czyli bardzo, bardzo stabilnie. 

Arek przybył do nich punktualnie co do minuty, co tak bardzo zadziwiło Emila, że aż to skomentował. Ależ ja  z natury jestem punktualny, tylko z reguły moi klienci nie są i stąd moje liczne spóźnienia. Teraz jechałem z domu i dlatego udało mi się przyjechać punktualnie. I tylko trzy razy się pytałem jak dojechać pod wasz  adres. Dobrze, że zapamiętałem, że macie za sąsiada przychodnię bo inaczej to bym musiał po ciebie telefonować. Projektanta to powinno  się osadzić w jakimś zakładzie dla niedouków. Adela i Emil wybuchnęli śmiechem mówiąc - pociesz  się, że nie ty jeden miałeś z tym problem. My też to mamy. Ostatnio szukałem jednego adresu dotyczącego głównej ulicy Ursynowa. Okazało się, że  taki numer budynku jest z drugiej strony budynku stojącego przy KEN,  a do tego ulica  biegnąca wzdłuż tego budynku ma  zupełnie inną nazwę, chociaż nad wejściem jest adres KEN ileś tam. No normalnie ręce opadają. I chyba sporo osób ma  z tym kłopot, bo ostatnio widziałem tam tabliczkę ze strzałką wskazującą adres KEN. I mamy z Adelą podejrzenie, że projektant oznakowania osiedla musi być rodem z Zakopanego, bo tam jest bardzo podobnie.  Adela szybko mu opowiedziała, jak kiedyś szukała tu punktu napraw sprzętu elektronicznego,  w końcu zatelefonowała tam, powiedziała  w którym miejscu właśnie  stoi i facet ją prowadził zdalnie. Bo regułą na Ursynowie jest to, że jedziesz jakąś ulicą i adresy na budynkach po lewej stronie ulicy są inne niż po prawej,  ale mają jedną cechę wspólną- żaden nie ma na tabliczce  nazwy ulicy, którą się właśnie jedzie. A jedna z koleżanek Adeli trafiała do swego brata mieszkającego  na Ursynowie na  zasadzie lokalizowania wzrokowego Instytutu Onkologii z jednego, określonego miejsca, do którego trafiała bezbłędnie. Gdy mi to opowiadała nim tu zamieszkaliśmy to się bardzo śmiałam, teraz jakoś mniej  mi do śmiechu z tego powodu.

No to całe  szczęście, że lokal będziemy mieć na Mokotowie  a nie  tu - stwierdził Arek. Zresztą na ścianie budynku będzie zainstalowana spora tablica informacyjna. Nawet  sobie  nie wyobrażacie ile miejsca zajmowała w tym sklepie wystawa, bo pod nią był magazynek. I zamiast tego okna wystawowego zapewne zrobi  się ścianę, którą oczywiście trzeba będzie ocieplić. Trzeba będzie znaleźć jakąś przytomną i odpowiedzialną osobę do prowadzenia  recepcji. 

Przytomna i odpowiedzialna to jestem ja -mogę na samym początku działalności się  tym zająć - powiedziała Adela. Bo jak  znam życie to tak "z mety" nie będzie wiele spraw z  zakresu patentów i Emil będzie "samoobsługowy" w tej materii.  Sprawy księgowe to będziemy musieli dać na  zewnątrz - nie opłaci  się nam zatrudnienie księgowej. 

No coś ty?- zawołał Arek- magister prawa + rzecznik patentowy będzie  się zajmował przyjmowaniem klientów i kierował sprawy do poszczególnych osób? Słyszałem, że chcesz aplikować na adwokata, coś się zmieniło? No tylko o tyle, się  zmieniło, że nie teraz-zaraz chcę aplikować, ale muszę nieco po tych ostatnich dwóch zwariowanych latach  odetchnąć. 

Nie  chcę być Kassandrą, ale jest niemal pewne, że w tej materii też będą  zmiany, podobnie jak w kwestii uprawnień dla rzeczników patentowych - stwierdził Arek. Adela wzruszyła  ramionami - no to będą a tak naprawdę to nie jestem napalona  na zdobywanie nowych tytułów. Nie  łudźmy  się, wiele mądrzejsza to nie będę. Każdy, nawet bardzo doświadczony prawnik ciągle  wspomaga się kodeksem, nikt nie ma  w głowie wszystkiego i do każdej sprawy musi się przygotować wspomagając  się doświadczeniem swoim lub innych prawników. I musi na bieżąco studiować  wszelkie zmiany w przepisach. Poszłam na prawo  nie  z  zamiłowania, ale  dlatego, że to co mnie interesowało nie  można  studiować inaczej  niż stacjonarnie. Poza  tym liczę się z tym, że w pewnej chwili zapewne zostanę matką, a nie mam ochoty by moje dziecko hodował żłobek a potem przedszkole. A co chciałaś studiować? - zapytał Arek. 

Biotechnologię - odpowiedział Emil  zamiast Adeli. Proponowałem, żeby może teraz  zaczęła  studiować dla przyjemności, ale te lata pracy i  studiów  dały jej mocno w kość. Zobacz jaka to drobniutka kobietka. Nie wiem tylko dlaczego zrobiła ten tytuł rzecznika, to przecież też było sporo pracy. Adela popatrzyła się na niego, chwilę milczała i powiedziała- bo jak  każda zakochana kobieta miałam wyraźnie zaćmienie rozumu. Kochać cię nie przestałam,  ale sama  się przekonałam, że żadna ze mnie siłaczka. Dobrze, że tym razem nie  musiałam robić za poduszkę do igieł i skończyło się na łykaniu leków.

Przemyślałam sobie spokojnie w pracy swoją pozycję w spółce i stwierdziłam, że od  wieków  wiadomo, "pańskie  oko konia  tuczy" i zwłaszcza na początku ktoś musi mieć  wgląd właściwie we  wszystko. Ty i Emil będziecie zajęci sprawami merytorycznymi, czyli klientami i dopóki nie będą do  nas walić drzwiami i oknami, to moja pomoc w większym wymiarze  nie będzie  wam potrzebna i mogę prowadzić recepcję, dbać o to by było na miejscu to  wszystko co jest niezbędne do działania. Macie laptopy więc nie będzie przepisywania niczyich bazgrołów z brudnopisu na "czystopis". Potrzebna będzie zapewne drukarka, a raczej może tzw. "urządzenie wielofunkcyjne" co robi i za skaner i za xero. A może byłoby z czasem dobrze by każdy z was  miał takowe na swoim biurku. Arka byłoby dobrze wyposażyć w dyktafon - tyle tylko, że zawsze trzeba uprzedzić klienta gdy się chce z niego korzystać. Mam wrażenie, że kancelaria nie będzie otwarta 12 godzin na  dobę, tylko w  z góry określonych godzinach.  Widzę tylko jeden mankament dla was panowie - osoba, która będzie zarządzać sekretariatem będzie  musiała  znać na bieżąco wasz rozkład dnia, który zapewne będzie  się zmieniał w zależności od prowadzonych spraw. Więc będziecie  się musieli na okrągło "spowiadać". Potrzebny też będzie telefon stacjonarny. I musi być na nim nagrany  komunikat w jakich godzinach urzęduje kancelaria.  Takie są moje przemyślenia  w tym temacie. Oczywiście nie  wykluczam, że z lekka bredzę, ale nigdy nie pracowałam  w spółce ani też w kancelarii, za to sporo lat w sekretariatach. Ministerialnych również. 

I jeszcze  coś - robiąc coś z  zakresu patentowego mogę się pod  tym podpisać. Ale nie pod sprawami z zakresu prawa cywilnego. Tylko jakoś ciągle nie mogę tego pojąć  swoim  małym  rozumkiem. Śmieszy  mnie ten przepis bo was obu obowiązuje tajemnica  zawodowa. A może mi się tylko tak  wydaje.

A teraz to zjemy sobie obiadek, prześpicie  się z tymi moimi propozycjami, które są również sprecyzowane na piśmie, przemyślicie  to sobie  spokojnie i na następnym spotkaniu powiecie co o tym sądzicie, bo jak powiedziałam - może ja tylko bredzę.

Adela dała każdemu do ręki zadrukowaną kartkę i wyniosła  się do kuchni. Po chwili Arek powiedział - no patrz  stary,  załatwiła  nas. Ale jeszcze i tak mamy kilka  spraw do omówienia. Przyniosłem rozrysowany projekt pomieszczeń. Emil pokiwał głową i   powiedział - zjedzmy  wpierw. Pójdę do kuchni by zobaczyć,  czy nie trzeba jej pomóc.  Do kuchni poszli obaj i Adela  stwierdziła- o fajnie, możemy zjeść tak  rodzinnie,  w kuchni.

                                                                  c.d.n.


 

sobota, 23 lipca 2022

Trudny wybór - 68

 Odwożąc rano Adelę do pracy Emil przepytał ją co  chciałaby zjeść na obiad, bo on postanowił, że sam będzie  gotował dla nich obiady - wszak ma cały  dzień wolny. No i oczywiście przyjedzie po Adelę o siedemnastej. I oczywiście da jej  znać,  czy Arek nadal chce być z nimi  razem w spółce, czy może się zraził faktem, że Adela nie zaakceptowała pomysłu dotyczącego wystroju wnętrza.

Adela skrzywiła  się - gdyby z takiego  powodu zrezygnował wyszedłby na kompletnego głupka, bo w każdym  wspólnym  działaniu jest  miejsce na  dyskusję. Wiesz,  zaproś go dziś do nas na  wieczór - może jestem niedorobiona, ale głupio mi jakoś być z nim "na ty" - facet jest profesorem, był moim promotorem a tu nagle go tykam i jeszcze opieprzam. On chyba jest starszy od ciebie. A w ogóle skąd  się znacie? 

Byliśmy razem w drużynie siatkarskiej. I tak jakoś przypadliśmy sobie  "do gustu". Jest raptem dwa lata ode mnie starszy. Żonaty? Rozwiedziony. Gdy go kiedyś pytałem o przyczynę rozwodu powiedział - niestety  nawet największa  uroda nie przykryje skutecznie głupoty. Głupia  kobieta u boku jest gorsza niż brak kobiety. I gorsza niż  wojna.  A myśmy mu zazdrościli, że ożenił  się jeszcze  będąc na  studiach. Znasz jego byłą? Ładna była? 

Jak dla mnie to było jej za dużo - wysoka, 175 cm wzrostu w tenisówkach, wiecznie uśmiechnięta, do każdego się szczerzyła. I dość głośna. I miała chyba  za dużo zębów.  Też grała w siatę. Mało ją  znałem. Strasznie była napalona  na to, by szybko mieć  dziecko - nie  szkodziło jej, że nie mieli mieszkania, że Arek był jeszcze na utrzymaniu rodziców. No a Arek stwierdził, że owszem, dziecko będzie,   ale dopiero  wtedy gdy on skończy  studia i zacznie  zarabiać. No i się związek rozpadł, zwłaszcza, że idiotka stwierdziła, że w takim razie ona chce rozwodu, bo nie ma  zamiaru by mieć  dziecko dopiero na  starość. I Arek, jak sam powiedział, miał w tym momencie przebłysk świadomości i  się rozeszli. Ciebie podziwia za twą inteligencję i za konsekwencję w działaniu, co jednak  nie przeszkodziło mu  zauważyć, że jesteś  bardzo ponętną osóbką.  Ty mówisz, że kolor włosów u kobiety to rzecz nabyta, a Arek uważa, że uroda kobiety jest rzeczą nabytą. Jak mi kiedyś powiedział - raz widział swoją nad  morzem bez makijażu, z mokrymi włosami i niewiele brakowało by powiedział do niej per  pani, bo jej w pierwszej chwili jej nie poznał gdy wychodziła z wody, a on czekał na  nią na brzegu z ręcznikiem.

No ale chyba w czymś mu jednak pasowała, skoro się  z nią ożenił- nie uważasz?  No, zapewne pasowała  mu w łóżku. Była jego pierwszą kobietą. Bo Arek nie  miał powodzenia u płci pięknej.  Ale do tego by być razem całe życie to jest stanowczo za mało. Teraz też  jest sam.

Mogę ci powiedzieć jak jesteś postrzegany wśród płci pięknej w urzędzie. Ciekawe - stwierdził Emil - jakoś tak  się składa, że głównie rozmawiam tam z mężczyznami, zwłaszcza  w pionie,  w którym ty jesteś.  No powiedz. 

Adela uśmiechnęła  się - primo- jesteś oceniany jako przystojny  facet. Zawsze jesteś uprzejmy i bardzo zdystansowany w stosunku do kobiet. Więc powiedziałam tylko, że to wyniosłeś  z domu i że oboje  mamy poważny stosunek do spraw męsko- damskich. Poza tym wszyscy w moim pionie  wiedzą, że jestem twoją żoną,  a nie  na przykład  siostrą.  A poza tym to mało kto  mnie tam ogląda, bo głównie siedzę w pokoju szefa i nie szlajam  się po urzędzie.

Zapomniałam ci powiedzieć jak było z tymi zameczkami - zamontowałam je i gdy już kończyłam zabawę przyszedł do pracy szef i powiedział:  ooo, widzę, że mąż pani zamontował nowe  zameczki! Wyprowadziłam go ze stanu  nieświadomości mówiąc, że nie mąż mi montował, tylko sama je zamontowałam, bo to żadna sztuka przykręcić czterema śrubkami mały  zamek. I nie pokaleczyła  się pani? - jego zdziwienie sięgało niemal dachu budynku. Powiedziałam mu tylko, że wyraźnie nie  docenia  kobiet. I że nie umiem co prawda szyć na maszynie, ale potrafię za to bardzo  dobrze prowadzić  samochód i bez postojów pokonać trasę Warszawa  Gdańsk, zmienić  w samochodzie  koło, w razie potrzeby założyć nowy pasek klinowy, wymienić żarówki w reflektorach. I choć szew wykonany przeze mnie na maszynie wygląda jak droga pijanego, to potrafię sobie maszynę sama wyregulować. Facet był wyraźnie  wstrząśnięty,  nie zmieszany.

Właśnie  przyszło mi na myśl, żebyś może kupił dziś pierogów w pierogarni i obiad  zjemy  razem z Arkiem. A czego nie  zjemy  to się po prostu jak  zwykle zamrozi. Na deser będą lody. Wiesz co, marzy  mi się już weekend, czyli taki długi, długi leniwy poranek.

Oj tak, mnie też brakuje  tych długich poranków, które  mieliśmy na urlopie. Coraz  więcej  podoba  mi się perspektywa  pracy w spółce. Ciekawy jestem kto jeszcze  będzie z nami pracował. Ja też jestem  ciekawa- stwierdziła  Adela. Mam  zerowe wyobrażenie o funkcjonowaniu takiej  kancelarii, nigdy nie korzystałem z usług kancelarii prawniczej. Korzystałem z usług notariusza i  nie  zastanawiałem  się czy to spółka czy facet pracuje  solo. Ale obiło mi się kiedyś o uszy , że notariusze  najczęściej pracują "dwójkami" i potrzebują  sporo personelu pomocniczego, bo tam jest  zawsze sporo pisania. 

Maleństwo,  a jakie pierogi kupić?  Zadzwoń do Arka i wybadaj  jakie lubi, a dla nas jak zwykle - różne. Stali przed parkingiem biurowym i Adela wyraźnie ociągała  się z wyjściem  z  samochodu. Emil pocałował ją delikatnie  w policzek i  powiedział - jak będziesz  sama w pokoju to napisz albo zadzwoń. A jeśli będzie  ci bardzo źle to możesz przez jakiś  czas nie pracować. A może po prostu pójdziesz  trochę na  zwolnienie? Pomyśl o tym. Pa, moje  słoneczko, będę o 17,00.

Gdy Adela zniknęła w drzwiach Emil zatelefonował do rodziców z pytaniem czy kupić im  pierogów , bo właśnie jedzie  do pierogarni, żeby je  zamówić. Bo dziś to obiad będzie  wspólny z Arkiem, po prostu  muszą omówić wiele  spraw  dotyczących spółki. Nie chciał przez telefon  oznajmiać Helenie i ojcu, że  w okresie  swego urlopu  sam się  zajmie obiadami. Był przekonany, że lepiej  będzie,  gdy  zrobi to sam, osobiście.  Podjechał do pierogarni, złożył  zamówienie, umówił   godzinę odbioru, wpadł jeszcze  na  zakupy do L'Eclerca. Po powrocie wziął się  za sprzątanie, które poszło mu  szybko. Cieszył go bardzo fakt, że lekarz, u którego  była Adela,  nie zapisał  jej żadnych stricte uspakajających środków farmakologicznych,  a jedynie zestaw witamin  regenerujących układ nerwowy. Postanowił "wyciągnąć"  od Heleny więcej  szczegółów na temat dzieciństwa Adeli, bo był przekonany, że przeżycia Adeli z tego okresu  też  mogą mieć  znaczenie i oprócz wzmocnienia jej układu nerwowego lekami mogłaby tu pomóc też dobra  psychoterapia. Od razu wspomniał z rozrzewnieniem  swoją mamę, którą tak  bardzo kochał i która  zawsze go rozumiała. A skoro Adela "od  zawsze" bardziej darzyła uczuciem  siostrę  swej  matki niż matkę i ojca, to widocznie brakowało jej bardzo miłości rodziców.

O umówionej  godzinie odebrał pierogi, wpierw "swoje" umieścił w lodówce,  a potem poszedł do rodziców. Bardzo długo rozmawiał z Heleną, dowiedział się o sprawach, o których  mu nigdy Adela  nie mówiła. Nie  wiedział dotąd, że Adela  bywała  już na psychoterapii, że nadal może trafić do tej samej psychoterapeutki w razie potrzeby,  ale  zdaniem Heleny wystarczy na teraz  to działanie - trochę  witamin, dużo czułości, trochę więcej  snu i  wszystko się  wyprostuje. A  w dni,  w które Emil będzie  musiał więcej czasu poświęcić na spółkę, to Helena podszykuje obiad i zaniesie go do ich  mieszkania. Przecież to tylko kilka kroków, no a klucze od ich mieszkania to ona  ma. Uspokojony Emil umówił się na obiado- kolację z Arkadiuszem, a że jeszcze  było sporo  czasu do końca dnia pracy Adeli skontaktował się z jednym  z kolegów, by wybadać jak  wygląda  sytuacja  na Politechnice, bo gdy spółka  ruszy to pełny etat w urzędzie nie będzie do pogodzenia z pracą w  spółce.

Tego dnia Adela "błysnęła" przytomnością umysłu. Z samego rana szef poprosił ją by przejrzała kilka segregatorów, bo nie może odnaleźć pewnej sprawy, a pamięta, że już była omawiana, była opinia, zresztą jak pamięta -odmowna, a teraz on  nie może tego odnaleźć. Może "jakaś łajza" jak to pięknie określił, była  łaskawa umieścić to w niewłaściwym miejscu. Adela, w trakcie gdy mówił odruchowo wszystko zapisywała wpatrując  się bardziej w usta szefa niż w kreślone na kartce literki,  na koniec zapytała- mam tego szukać tylko w naszych dokumentach czy wszędzie w naszym dziale? No wpierw to u nas, bo nie wykluczam, że tą łajzą to mogę być ja  sam. Biurko swoje już dwa razy przejrzałem. A teraz  muszę znów iść na mielenie plew. Adela odczekała  aż szef opuścił pokój, potem zapytała Stasię smsem, kto u  nich zajmował się tą  sprawą, prosząc ją o zachowanie dyskrecji. Stasia odpisała i w chwilę potem Adela weszła do działu, z niewinną minką, pytając  się, który z panów jest "panem Zygmuntem S.", bo ona nadal ich nie kojarzy nazwiskami, za co oczywiście  przeprasza. Ów Zygmunt S. natychmiast  się ujawnił, Adela podeszła  do jego biurka i powiedziała, że prosi o akta  sprawy (tu wymieniła jej  numer), bo są szefowi potrzebne. Dostała nieduży segregator i unosząc go ze  sobą obiecała, że  sama go z powrotem przyniesie. Przejrzała dokładnie jego zawartość, wypięła z niego skoroszyt dotyczący tej  sprawy, przejrzała skrupulatnie jego zawartość i znalazła to czego szef poszukiwał. Wyglądało na to, że nikt nie raczył poinformować zainteresowaną  stronę o tym, że odpowiedź jest odmowna, więc usiadła  do komputera i "wymodziła" wysoce pokrętną odpowiedź zawierającą jednocześnie i przeprosiny, że tak długo nie odpowiadali jak i "odmowiedź". Wrzuciła  wszystko na drukarkę i wydrukowała. Firma,która zgłaszała tę sprawę nie posiadała ewentualnie  nie używała  swej strony internetowej do prowadzenia korespondencji, więc i nie  doczekali się odpowiedzi.  Do skoroszytu tej  firmy Adela dopięła na  wierzchu kartkę  informującą, że firma nie  używa adresu mailowego.

Gdy po blisko trzech godzinach powrócił szef znalazł na   swym biurku skoroszyt z aktami i pismo do nich wystosowane, czekające  tylko na jego podpis i pieczątkę.

Oooo, znalazła pani, czyli moja  wina. Nie, nie pana wina szefie, wina tej  firmy, nie idą z  duchem czasu i nie mają  konta mailowego. Znalazłam to w  dziale. I pozwoliłam  sobie im odpisać "na piechotę" a nie elektronicznie, tylko nie mam koperty ani znaczka.

Jak pani wpadła na to, że to jest w dziale? Szefie- po prostu nie  znalazłam tego u nas, to dowiedziałam  się "swoim kanałem" kto się  tym zajmował, przejrzałam segregator no i znalazłam.  A pani "kanał" to pewnie Staśka - ona bardzo panią lubi.  Adela uśmiechnęła  się - też ją lubię - po prostu zapytałam ją kto w  dziale zajmował się tą sprawą i zabrałam się za przeszukanie tamtego  segregatora. No i tylko trochę powołałam  się na pana, to znaczy, powiedziałam,że od pana  wiem kto się tym u nich zajmuje. Nie chciałam by potem pan Zygmunt miał żal do Stasi. Bo ludzie  to są jednak dziwni, albo ja strasznie wciąż naiwna. Szefie, ja się tu piekielnie  nudzę - przez wiele lat miałam tak zwane  "urwanie  głowy" a teraz czuję się  nieswojo. Normą to był stan, że byłam cały czas pod kreską czasową bo wpierw tylko praca i studia, a potem ten  program pilotażowy, który nazywałam niańczeniem dyrektora i w dalszym ciągu studia. A ostatnie dwa lata to był istny dom wariatów, bo pisałam magisterkę, chodziłam tu na kurs  i na dodatek moje życie prywatne też się okrutnie zmieniło. Zawodowo to się czuję zawieszona w próżni. 

Pani Adelko, chciałem po prostu by pani odpoczęła, my w tej chwili też jesteśmy nieco zawieszeni w próżni. Co prawda o jakichś zmianach to słyszymy już od lat, a ciągle jest albo gorzej niż było, albo tak samo.

                                                                                c.d.n.



piątek, 22 lipca 2022

Trudny wybór - 67

Obowiązujące  badania  lekarskie  Adela  zrobiła  w prywatnej przychodni lekarskiej, w której Emil zarejestrował ją i  siebie przy okazji afery z rakiem Piotra. Bardzo  sympatyczny lekarz, który zajmował  się medycyną  pracy stwierdził, że Adela powinna wziąć nieco suplementów i  wzmocnić  swój  system nerwowy witaminami  z grupy B. Adela opowiedziała mu, że już raz  miała tego rodzaju kłopoty i brała  serię  zastrzyków, które jej bardzo  pomogły. Tym razem część witamin  była  w kropelkach a nie w  tabletkach. Wypisał na  oddzielnej  kartce  jak i kiedy  ma  Adela te  kropelki łykać i ma się  nie  sugerować,tym  że część z nich głosi, że są one  dla dzieci. Po prostu taka  postać leku lepiej  się  wchłania. On wie, że prościej jest łyknąć  tabletkę niż odmierzać kropelki, ale ma nadzieję, że po tej serii Adeli  się  poprawi i następna  suplementacja będzie  zapewne  dopiero za rok  potrzebna. Oczywiście mógłby przepisać zastrzyki,  ale zastrzyki to wszak  nieco  większy kłopot dla  pacjenta, nie  mówiąc już o tym, że potem pośladki  są obolałe. Wszystkie  te badania  były objęte  abonamentem, który wykupił dla niej i dla  siebie  Emil,  więc nie  było dodatkowych kosztów.

Z Arkiem spotkali się tydzień później. Spotkanie  zaczęło się od obejrzenia lokalu. Arek już  wcześniej  pokazał całość architektowi, który "od  ręki" zrobił  szkic jak można tę przestrzeń stosunkowo niewielkim nakładem kosztów przerobić. Bardzo duże pomieszczenie magazynowe mogło zostać podzielone na  cztery małe pokoje , a  miejsce sklepu byłoby recepcją i  sekretariatem. Poza tym wiadomo, że nikt nie  będzie pracował 12  godzin na dobę,  więc jeden pokój  może  być wykorzystywany przez  dwóch pracowników. Bo część interesantów z całą pewnością będzie przychodziła w godzinach popołudniowych lub  nawet  wieczornych.

 Gdy już omówili dokładnie kwestię spółki i nanieśli poprawki do planu zrobionego przez architekta, który zresztą był kolegą Arka, opowiedzieli rodzicom o  swoich planach. Największe  zdumienie wywołała  wiadomość, że Adela chce aplikować  a dopiero  co skończyła przecież studia i aplikację na  rzecznika patentowego. Nie masz jeszcze dość nauki? - dopytywała  się Helena. 

Ależ ja lubię się uczyć, ja  tylko nie lubię zdawania egzaminów. Właściwie  człowiek całe  życie się  uczy  czegoś  nowego, bo świat, życie nie trwają w  miejscu. Popatrz - kupisz jakiś nowy grat do kuchni to też musisz  się nauczyć jego obsługi.  Nawet jeśli kupisz jakiś   nowy kosmetyk to  musisz  poczytać jak  go stosować. To też  nauka, tylko my sobie z tego nie  zdajemy  sprawy. Przepis na  jakąś nową potrawę - czytasz wskazówki jak ją  wykonać- to też  nauka,  bo przecież wcześniej  nie wiedziałaś jak to  zrobić. Wchodzimy w jakiś nowy związek i znów musimy  się uczyć, tym razem obsługi i używania  partnera. Całe nasze życie to stała nauka  czegoś. Urodzisz   dziecko to też musisz poczytać lub  dowiedzieć  się od kogoś kto już ma dziecko w jaki sposób się nim opiekować. Całe nasze  życie trwa  nauka. A wiem, że nawet większe tumany ode mnie ukończyły studia i bywają nawet dyrektorami całkiem sporych przedsiębiorstw. 

Piotr zaczął się  śmiać - nadajesz się córeczko na  adwokata - umiesz znaleźć przekonywujące argumenty.I właściwie to masz rację - całe  życie  się czegoś uczymy. Tyle  tylko, że nikt  nam nie wystawia  stopni, nie  robi egzaminów,  więc nie traktujemy tego jako uczenie  się. Jedno jest  pewne - możecie  zawsze  liczyć na  naszą pomoc, na  razie, dopóki jeszcze  tam pracujecie i tak późno wracacie  z pracy to będzie lepiej, jeśli będziecie się stołować  u nas.

A Helena powiedziała - gdy mi tłumaczycie  gdzie to jest,  to nie mogę się oprzeć  wrażeniu, że w tym miejscu  był kiedyś sklep  dla wojskowych i wystawa była  notorycznie zasłonięta  żółtymi zasłonami- wszystkie te  sklepy  nie  miały praktycznie  wystaw i nazywane  były "sklep za żółtymi firankami". W pewnej chwili,  na bardzo krótko, dopuszczono również cywili, ale atrakcyjniejsze  towary były dostępne  tylko po okazaniu odpowiedniej legitymacji. Mąż jednej  z moich koleżanek był zawodowym wojskowym i  stąd o  tym wiem.  I może nic  dziwnego, że gdy potem był w tym miejscu już normalny sklep to splajtował - przez 40 lat ludzie  się przyzwyczaili do omijania go i pewnie  tak zostało. Poza  tym ten budynek jest nieco  cofnięty i dojście  do niego jest  przez  coś, w  rodzaju podwórka - prawda? A  wejście do sklepu  jest tuż obok  bramy  wejściowej do  budynku mieszkalnego i widać z ulicy  tylko wejście  do budynku a do tego sklepu wejście  jest niewidoczne, bo jest pod kątem prostym w  stosunku do wejścia do budynku.  Tak, tak  właśnie jest, potwierdzili Emil i Adela.  Sklep jest częścią  tego  budynku mieszkalnego. Budynek ma plan  litery "L",  ten  sklep jest w jej podstawie. I wszystko tam działa i nawet  nie jest zdewastowane.  

Arkadiuszowi się  zamarzyło - opowiadał Emil - żeby to wszystko odstawić na lata dwudzieste, ale moja kochana żona powiedziała, że ona może pracować w prywatnej  kancelarii,  ale  nie  w muzeum i na pewno nie  włoży pieniędzy  w dywany i zabytkowe  meble, no ale jeśli Arek ma takie  plany, to niech  szuka innych  niż my wspólników, nie ma  sprawy. Podłogi  w pokojach  wyłoży się wykładziną dywanową o podwyższonym współczynniku  ścieralności, zakupi się funkcjonalne meble biurowe,  tylko niezbyt  ciemne, bo na  tym zapleczu nie jest zbyt jasno, zainwestuje  się przede wszystkim w dobre  zabezpieczenia a nie w  styl lat  dwudziestych. Kupi  się też odkurzacz  przemysłowy, o mocy minimum 1000 W, którym  można  sprzątać i wilgotną powierzchnię. Arkowi nieco szczęka opadła a w końcu powiedział: właściwie to nasz rację - zapewne nikt by i tak nie  docenił tego . Emil opowiadał to ze śmiechem.

Ciekawa jestem, czy jutro nadal będzie chciał z nami wchodzić do spółki. Może wizja jego wymarzonej kancelarii jest tak  silna, że wcale nie  wejdziemy do tej spółki - powiedziała Adela. Ale ja naprawdę nie mam zamiaru inwestować naszych pieniędzy w perskie dywany, jedwabne zasłony i meble  z Desy.  Jeśli mi nie będzie odpowiadała praca  w Urzędzie mogę dostać etat w dziale prawnym  tam, gdzie   kiedyś pracowałam jako asystentka dyrektora. To kwestia wykonania jednego telefonu. Najzabawniejsze, że Arek o tym wie. 

A chcesz zmienić tę pracę? - zapytała Helena. Tak, jak na  dziś to chcę zmienić - nie  zapowiada  się niestety zbyt ciekawie. A Emil może nadal pracować tu, gdzie teraz  pracuje, albo przejść do Urzędu. On jest jednak w innej sytuacji, zajmuje  się innym  wycinkiem patentów. Wiem, że czasem narzekałam na nadmiar pracy, ale miałam wtedy również  studia. Teraz  studia zakończone i jako mgr prawa i rzecznik patentowy zawsze mogę  się zahaczyć w jakimś dziale prawnym. A aplikację adwokacką mogę robić u kogoś innego i Arek o tym  wie. 

Piotr spojrzał się na  Emila  i spytał - a co ty synku o tym sądzisz? Emil chwilkę milczał i powiedział - nie  da się ukryć, że ja po prostu źle jej  doradziłem, bo bardzo chciałem byśmy nadal pracowali w jednym miejscu. Nie przewidziałem, że nagle w kraju będzie się  marzył wszystkim powrót do tego co było przez 40 lat i że to co minęło zacznie  cichcem wracać, tylnymi drzwiami. 

A teraz po prostu  mam wrażenie, że jednak wejdziemy w tę spółkę z Arkadiuszem, bo  sam pojmie, że  o zbytku w wystroju to można pomyśleć gdy spółka zacznie dobrze funkcjonować. I zapewne wszystko się wkrótce w tej  sprawie wyprostuje, bo Arek ma  szalenie dobre  zdanie o Adelce i nie jest to bezpodstawne. Po prostu zna jej dossier, bo się z nim  zapoznał nim został jej promotorem. Poza tym ma do nas zaufanie i złe doświadczenia z poprzednią spółką, bo tam nikt nie określił wcześniej  dokładnie warunków  działania. A my  chcemy wszystko omówić nim tę spółkę zawiążemy. Tak naprawdę do Arek jest  gotów  przystąpić do spółki z Adelą nawet jeśli ona nie da wkładu finansowego. Oczywiście on  nie ma pojęcia  o stanie  naszych  finansów. Co do pracy w tym urzędzie - no właśnie, szykują  się duże zmiany, które zapewne w niedługiej przyszłości zaowocują dużym odpływem wielu osób do innych krajów  europejskich. I dlatego  pomysł Adeli by aplikować na  adwokata jest  dobry. Ja mam dwa  zawody, zawsze mogę wrócić do podstawowego swego zawodu. 

Adelka nie musi "teraz -zaraz" zdecydować czy   zostanie w urzędzie czy odejdzie. Jest tam zaledwie kilka dni, jeszcze nie dostała  żadnego tematu do opracowania, jej szef nie wie co ona  sobą reprezentuje jako rzecznik patentowy. Na razie wie tylko, że mają oboje  bardzo zbliżone poglądy na otaczającą nas teraz rzeczywistość i że bardzo  dobrze napisała  egzamin  na rzecznika. W ciągu pierwszych trzech miesięcy może bez problemu stamtąd odejść. Szefa ma przyzwoitego, który  nie  uważa, że kobieta  to powinna tylko dzieci hodować i kwiatki. Adelka  była przyzwyczajona przez kilka  lat do tego, że ciągle coś się  działo, a teraz nic  się póki co  nie dzieje, więc jest  nudno. No i w gruncie  rzeczy była  bardzo samodzielnym  pracownikiem. Urząd pracuje na  zwolnionych obrotach, zawsze tak pracował. Tam nigdy nic nie było potrzebne  na  wczoraj, tam  wszystko musi nabrać mocy urzędowej i zostać kilka razy obejrzane z różnych  stron. No i teraz jest , jakby na to nie spojrzeć, okres  wakacyjny więc i mniej spraw wpływa do rozpatrzenia. 

No tak, masz rację Mileczku, zupełnie  mi wyleciało z  głowy, że to jednak jest okres urlopowy- zapewne  dlatego, że ja już jestem  po urlopie.  Fakt, przez te  wszystkie lata pracowałam na wysokich obrotach i sama decydowałam  o tym co mam  robić i w jakiej  kolejności. U ciebie też wiedziałam co mam robić, bo prostu  wiedziałam , że mam  się uczyć, więc się uczyłam. A tu nagle nikt nic ode mnie  nie chce i chyba  się  przez  to nieco pogubiłam. Muszę to sobie jakoś poukładać  w głowie. Przepraszam.  

Maleństwo, nie masz  za co mnie przepraszać. Nie zrobiłaś nic złego.  I jestem jak najbardziej  za tym, żebyś  aplikowała  na adwokata. Bo naprawdę nie  bardzo wiadomo jak to dalej z tymi rzecznikami będzie. Twój  szef też nie  wie, dlatego i mnie i tobie podsuwa aplikowanie na rzecznika EU. A ja naprawdę nie chcę już wyjeżdżać z Polski. No chyba, że na  wakacje. Musiałbym mocno podciągnąć angielski. Widziałaś i słyszałaś - odmówiłem wyjazdu do Madrytu, chociaż  moglibyśmy oczywiście  jechać tam  razem. Oczywiście, gdybym widział,  że ty chcesz tam jechać to byśmy pojechali.  Chodź Maleństwo, pójdziemy już  do własnej chatki. 

W domu Emil stwierdził, że chociaż bardzo kocha i ojca i Helenę, to jednak  woli by obiady jedli jednak u siebie. I że przez czas  swego urlopu to on będzie w domu sam gotował i trochę będzie motywował Arka do działania by spółka  mogła jak najszybciej rozpocząć działanie. I rozejrzy się też trochę na  rynku pracy swojej podstawowej branży i może na  macierzystej uczelni.  Bo już od  dawna  ma dość tych  dojazdów. Poza tym nie jest pewien czy przejdzie do urzędu, bo przyszło mu do głowy, że byłoby dobrze dopilnować nieco Arka przy tym rozkręcaniu  spółki.

Maleństwo w domu jeszcze  spokojnie  się wypłakało, a Emil nie uspokajał jej, wychodząc ze słusznego założenia, że im  więcej  się teraz  wypłacze  tym  szybciej  zejdzie  z niej  napięcie , a płacz jest z całą pewnością lepszy niż jakiekolwiek  medykamenty. Wielce fachowo zmył jej z twarzy makijaż,  żeby tusz  do rzęs (ponoć wodoodporny) nie podrażnił jej oczu, potem  zabeczane  Maleństwo  zostało wykąpane, wytarte i utulone,   w końcu usnęło w jego ramionach. 

Emil długo jeszcze  nie  spał,  zastanawiając  się nad sformułowaniem umowy o spółce. Stwierdził, że na razie to ma  wszak miesiąc urlopu w czasie którego skupi  się głównie na współpracy z Arkiem przy formowaniu spółki, będzie  Adelę odwoził do i przywoził z pracy, gotował obiady i robił zakupy. Potem w dwa tygodnie  zakończy pracę i  zajmie  się spółką, bo wiadomo, że Arek jak  zawsze ma kilku klientów na raz. Postanowił, że w najbliższą sobotę pojadą  razem z Arkiem i Adelą obejrzeć  meble biurowe. Przy okazji przypomniał sobie o  sklepie, w którym można zamówić konkretny  mebel w rozmiarze  dobrze dopasowanym do własnych potrzeb i taki mebel jest raptem o 50 złotych  polskich  droższy. Tylko trzeba będzie się  wpierw zastanowić nad  rozplanowaniem pomieszczeń, czyli najbliższy weekend będzie bardzo pracowity. Ale i tak trzeba  wpierw zacząć od sformułowania umowy. 

                                                                     c.d.n.