środa, 12 sierpnia 2020

Zastępstwo - XXIV

"Pan kolega", czyli Jacek wyszedł z sekretariatu pełen sprzecznych uczuć - po pierwsze
zwrot "panie kolego" wydał mu się dziwaczny - jakieś pomieszanie  znaczeń. Nie jestem
przecież jego kolegą, byłem do niedawna studentem, teraz jestem pracownikiem.
Drugim uczuciem była jednak radość, ale i obawa, bo jednak włoski nie był mu znanym
językiem.
By pozbierać myśli przeszedł się po terenie uczelni nim wrócił do laboratorium.Ale ten
spacer nie bardzo go uspokoił. Pozbierał niespiesznie notatki, zatelefonował do Izy, ale
telefon był wciąż zajęty, pokręcił się chwilę po laboratorium, potem stwierdził, że musi
teraz wyjść, współpracownikowi tylko powiedział, że chyba już  nie wróci dziś, musi coś
pilnego załatwić w Instytucie  Leków. W pół godziny później wchodził do pokoju,
w którym siedziała Iza i o czymś zawzięcie dyskutowała z wujkiem.
Na  widok Jacka obydwoje wykrzyknęli "ojej, co się stało???", bo jeszcze nigdy Jacek nie
zawitał tu niespodziewanie.
Nic się nie stało, nie mogłem się dodzwonić, to przyjechałem. Dostałem to stypendium.
I to we Włoszech i.....właściwie nie wiem czy się cieszyć czy płakać.
No przecież jasne, że się cieszyć!  -wykrzyknął wujek  i ruszył w stronę ekspresu do kawy.
Takie nowiny należy omawiać przy kawie i włoskich ciasteczkach, ale ciasteczek już nie
ma, bo Mariuszek- Chudzina  już jest w Paryżu . Mamy tylko jakieś wafelki. Weź sobie
krzesło i siadaj, zaraz będzie kawa.  A w jakim mieście? Już wiesz, czy masz sobie dopiero
coś wybrać?
W Weronie, już ktoś o tym  zadecydował poza mną.  A do tego wszystkiego zostałem dziś
"kolegą" naszego rektora i  najdalej w ciągu  miesiąca lecimy obaj do Werony.
Jacusiu, to przecież bardzo dobre wiadomości, nie denerwuj się- wreszcie odezwała się Iza.
A co dobrego w tym, że będziemy rozdzieleni?- zapytał Jacek.
W czasie studiów zrezygnowałem, bo perspektywa rozdzielenia mnie przerosła.
Iza nagle zaczęła się śmiać - widzę jeszcze jeden problem -kandydat na zastępcę właśnie się
ożenił.
Kto się ożenił?- zapytał zdziwiony wujek.
Kandydat na zastępcę  Jacka gdy poprzednim razem mu przyznano stypendium. Ożenił się
w święta z moją przyjaciółką. Izę co nieco skręcało ze śmiechu.
W końcu spoważniała i zaczęła Jackowi tłumaczyć jak ona widzi tę sytuację.
Ale my nie będziemy długo rozdzieleni. Jak tylko się tam urządzisz to przyjadę do Ciebie.
No nie wiem, czy na wiele mi moje stypendium wystarczy. Podobno tylko na pokój
w akademiku i wyżywienie- Jacek zacytował opinię rektora.
Jacek, mamy przecież pieniądze, nie zapominaj, że mamy wspólnotę majątkową. Ta forsa
w banku jest  nasza, wspólna. Wujku, wytłumacz mu to, proszę. Bo on jakiś mało pojętny
jest.
No właśnie - wujek zwrócił się do Jacka - zrozum chłopaku, że skoro  cię Iza wybrała to
jesteś tego wart i jesteście dla mnie tak samo ważni i zakładając konto Izie wiedziałem, że
będziesz też jego beneficjentem. To są wasze wspólne pieniądze, a ja tylko się cieszę, bo
wiem, że będą dobrze spożytkowane, na sprawy ważne, a nie przehulane na narkotyki lub
wódę i hazard. Traktuję was jak własne dzieci, tak po prostu mówiąc.
I cieszę się, że dostałeś to stypendium, to znaczy, że zadziałały moje modlitwy!
Wujku, a od kiedy ty się  modlisz? -  zapytała zdumiona Iza.
Izuś, czy ty zawsze musisz wszystko brać tak dosłownie? No po prostu bardzo chciałem
by się wasze plany spełniały. Modlitwa to przecież też  taka litania "chceń" tylko adresat
nieco inny.
Jacek, rozluźnij się, opowiedz dokładnie  co ci twój nowy  kolega- rektor jeszcze mówił.
Swoją drogą ciekawe  jakby zareagował gdybyś  do niego mówił  "kolego-rektorze". Może
po tej wspólnej delegacji do Werony tak właśnie będziecie rozmawiali -  dociekała Iza.
Jacek pomału się uspokajał. Poprosił tylko Izę i wujka by nic nie mówili na razie ich
rodzicom, bo to przecież i tak wszystko jeszcze palcem na wodzie pisane. Bo jeszcze czeka
go  rozmowa z tym włoskim profesorem w Weronie i trudno przewidzieć co z niej wyniknie.
Przecież nie  znam włoskiego!
Ale całkiem nieźle  znasz łacinę i to właśnie z zakresu medycyny a nie z tekstów Cezara.
Kochanie, przestań się zamartwiać na zapas, proszę. Poczekaj z tym martwieniem się do
czasu rozmowy z profesorem z Werony.
Pamiętaj Jacku, że mamy w Italii "swojego człowieka" - jak będziesz się tam urządzał to
Fabio we wszystkim ci pomoże - dodał wujek. Już on dobrze dopilnuje byś miał wszystko
dobrze tam poukładane. Znajdzie dla was mieszkanie na dobrych warunkach. To bardzo
przedsiębiorczy  i mądry facet.
I przystojny - złośliwie dodała Iza. Jacek tylko uśmiechnął się - dobrze wiedział, że przegra
w słownym pojedynku z Izą.
Gdy już  tam będziecie przyjadę do  was i trochę u was pobędę. To piękne miasto, raz tylko
byłem - dodał wujek. I chętnie bym tam pobył ze dwa tygodnie i bez pośpiechu zwiedził.
I do Wenecji stamtąd blisko, administracyjnie to ten sam region Wenecji Euganejskiej.
A rzeka Adyga, która przepływa przez miasto tworzy swym korytem literę "S". Latem będzie
tam gorąco a zimą zimno, bo może  temperatura spaść poniżej zera. Poza tym Włosi są
naprawdę sympatyczni, szybko się tam zaaklimatyzujecie.
I codziennie będę jeść pizzę, focaccię i ciabattę i w pół roku dociągnę bez wysiłku wagowo
do setki i będzie się miał Jacek do czego przytulać - stwierdziła Iza.
Przecież i tak mam się do czego przytulać, deską  nie jesteś, ale z kilogram więcej to byś  z powodzeniem mogła sobie  dorzucić -zaprotestował Jacek
Nie będziesz tyła, jeżeli będziesz  pieczywo jadła z oliwą -stwierdził wujek. We Włoszech 
nie utyłem, bo cały czas pieczywo jadłem z oliwą. Oliwa reguluje trawienie. Ale ja nie lubię
oliwy - zaprotestowała Iza.
Przyzwyczaisz się i polubisz, oryginalna włoska oliwa jest pyszna, będziecie ją kupować
od razu od producenta, jest zupełnie inna w smaku niż ta ze sklepu - zapewniał ją wujek.
Panowie idźcie sobie  na spacer lub do kawiarni bo ja muszę skończyć to zestawienie a gdy
będziecie tu ćwierkać to się mogę pomylić, a nie chcę - poprosiła Iza.
Chodź Jacek, pójdziemy do  kafejki i jeszcze pogadamy, bo skoro Iza  ma przypływ weny to
niech zestawia.
Pewnie za godzinę skończę - pocieszyła ich Iza.
Przez całą godzinę wujek podtrzymywał Jacka na duchu, że z pewnością poradzi sobie we
Włoszech nawet bez znajomości języka i że szybko się tego języka nauczy. Zapewniał go
również, że może też w 100% liczyć na pomoc Fabia, który chociaż ma wygląd play boya
to jest facetem po studiach, bardzo dobrze ustawionym a poza tym uczynnym dla przyjaciół
i jest też uczciwy w interesach.A znają się już ponad 20 lat.
Wujka nieco zainteresowała sprawa "zastępstwa" i wręcz zapytał się Jacka o co chodzi.
Przyparty nieco do muru  Jacek opowiedział historię swego "genialnego" pomysłu na czas
wyjazdu za granicę. Wujek popatrzył na Jacka i powiedział - wiem, że zrobiłeś to z dobrego
serca, ale zapamiętaj sobie, że nigdy się swojej kobiety nie zostawia pod opieką przyjaciół
płci męskiej. To jakbyś kurę zostawił pod opieką lisa. No a co na to wszystko powiedziała
wtedy Iza- zapytał wujek. Jacek tylko machnął ręką -dostało  mi się, wyszedłem na głupka.
Wyobrażam sobie- Iza to dziewczyna co nie obwija niczego w bawełnę. Ale jest mądra i
można z nią o wszystkim szczerze porozmawiać a to już nie taka częsta cecha.
Dbaj o nią Jacku dbaj o jej szczęście, proszę. No to chyba  pójdziemy zobaczyć jak Izie
idzie lub już poszło zestawienie.
Okazało się, że Iza już skończyła  swoje zestawienie a teraz tylko omawiała jakiś problem
techniczny z panem Waldkiem bo chciała zrobić  dla Alicji jakiś drobiazg biżuteryjny oraz
poprosić go by zrobił dla Aleksa  jakiś ozdobny szklany pojemnik na biurko, więc umawiali
się na niedzielne popołudnie.
Iza był bardzo zmęczona, więc poprosiła Jacka by on usiadł za kierownicą.
To dobrze się złożyło, że wpadłem.
No pewnie, że dobrze.Bo jakbyś nie wpadł to bym zostawiła samochód w garażu i wróciła
do domu taksówką a jutro  też wzięłabym rano taxi. Oczywiście na rachunek firmy.
Zmordowało mnie to zestawienie magazynowe. Tu zupełnie jak w małżeństwie - wciąż
za mało pracowników.
A jakich pracowników ci brakuje w małżeństwie?
No chyba w  każdym małżeństwie gdy oboje pracują to zawsze  brakuje kucharki i kogoś
do sprzątania. A dziś to by mi się masażysta przydał i kucharka by zrobiła nam kolację.
I żeby mnie ktoś wyprowadził na spacer wieczorem.
Da się zrobić- orzekł Jacek. Tylko nie wiem czy o tej  godzinie znajdzie się sprzątaczka.
Jakimś dziwnym trafem znalazło się nawet miejsce pod samym domem.
Weź termotorbę z bagażnika, mamy tam coś na kolację i lody. Nawet nie wiem co tam dziś
jest bo to wujek robił dziś zakupy w tym prywatnym sklepie.


 

Zastępstwo - XXIII

Minęły święta, minął Sylwester, który Iza z Jackiem spędzili sami w domu- byli oboje
zmęczeni. Rodzicom powiedzieli, że idą do znajomych, znajomym, że idą do rodziców
i zostali w domu. Wreszcie mieli czas dla siebie.  Po kolacji Iza stwierdziła, że musi
się nieco zdrzemnąć, bo pada i jeśli  z godzinę nie pośpi to nie doczeka północy.
Jacek stwierdził, że tak naprawdę to przecież nie  muszą czekać wcale do północy, toast
za pomyślność w Nowym Roku mogą wypić już teraz i spokojnie położyć się spać.
Obudzili się po dwunastu godzinach- wypoczęci, zadowoleni i radośni.
Chyba zawsze będziemy tak spędzać Sylwestra- zawyrokowała Iza. Jacek poszedł do
kuchni przygotować śniadanie, czyli zrobić kawę i pokroić ciasto. Bez pośpiechu zjedli
to oryginalne  śniadanie, cały czas się dziwiąc, że tak długo spali.
"Pomieszkali" w łóżku do pory obiadowej, potem wspólnie  szykowali obiad, czyli
"noworoczny sznycel cielęcy panierowany" i odsmażone  na rumiano kartofle, które
teoretycznie  miały być składnikiem sałatki jarzynowej.
W trakcie szykowania jedzenia  wyobrażali sobie miny rodziców gdy im powiedzą jak
naprawdę spędzili  Sylwestra. W końcu doszli do wniosku, że  najzdrowiej to będzie
gdy nic nie powiedzą poza zapewnieniem, że udał im się Sylwester.
Po obiedzie wybrali się na spacer do Parku Ujazdowskiego, ale  szybko wrócili bo
pogoda zrobiła się mało spacerowa- wiał silny wiatr i padał deszcz ze śniegiem.
Wieczorem zatelefonowali do rodziców i wujka składając wszystkim życzenia z okazji
Nowego Roku. Potem jeszcze Iza  zatelefonowała do  Alicji. Oni spędzili Sylwestra
w klubie. Nie byli zachwyceni, bo był tłok i około 2 w nocy wrócili do  domu.
Okazało się, że w prezencie ślubnym rodzice Aleksa kupili im  roczną Skodę w mało
atrakcyjnym szarym kolorku. I Alicja będzie musiała w związku z tym zrobić prawo
jazdy. Pośmiały się jeszcze z miny matki Aleksa gdy się dowiedziała, że nie będzie
"orkiestry". Alicja stwierdziła, że raczej  jest mało prawdopodobne, żeby została
ulubienicą swej teściowej, no chyba, że Aleks nakaże matce żeby  Alicję szybko
pokochała.Na koniec umówiły się  na wspólne spotkanie tym razem w mieszkaniu
na MDM-ie.
I znowu powróciły  "kołowate dni", praca- dom, praca - zakupy -dom, praca -dom i tak
w kółko. Pogoda była paskudna, ciągle było ślisko a na dodatek Iza  wciąż jeździła
sporo po  mieście. Jacek jeździł autobusem, bo nagle okazało się, że wprowadzono
opłatę za parkowanie na parkingu należącym do uczelni.
Alicja i Aleks postanowili zimę przemieszkać jeszcze na MDM-ie a późną wiosną
zamieszkać u rodziców Alicji . Aleks  już się nastawiał na prace w ogrodzie co było
entuzjastycznie przyjęte przez teścia zwłaszcza.
Dni się robiły coraz dłuższe, ale zima jakoś ciągle jeszcze dokuczała. Warszawa była
szara, brudna, po prostu brzydka. Wielkanoc wcale nie była wiosenna, było zimno
i mokro. Jacek wciąż czekał na odpowiedź z ministerstwa, ale ciągle jej nie było.
Pewnego majowego dnia zatelefonowała do Jacka sekretarka rektora mówiąc, że
wzywa  go do siebie rektor i żeby przyszedł w ciągu 15 minut.Trochę to wezwanie
Jacka  zdziwiło, nie przypominał sobie by czymś podpadł.
W ciągu 10 minut dotarł z laboratorium do  sekretariatu rektora, który był w innym
budynku. Sekretarka weszła na  moment do gabinetu szefa i wychodząc zapytała się
Jacka czy pije kawę. Tak piję, odpowiedział machinalnie. Sekretarka otworzyła szerzej
drzwi gabinetu i powiedziała - pan rektor czeka, proszę wejść.
Rektor stał przy małym stoliku stojącym po oknem. Wyciągnął do Jacka  rękę na
powitanie mówiąc - my się chyba mało znamy, prawda  panie kolego?
No raczej tak, panie rektorze - odpowiedział Jacek cały czas usiłując odgadnąć po co
został wezwany.
Niech pan siada, panie kolego, porozmawiamy sobie trochę przy kawie.
W tym momencie sekretarka przyniosła  kawę i cukier, po czym się wycofała do swego
pomieszczenia.
Rektor wyciągnął z szafki regału dyżurne słone paluszki i pchnął je w stronę Jacka.
Proszę mi w skrócie powiedzieć jak idą pańskie badania z profesorem J.?
Pomału,  ale całkiem obiecująco to wygląda - wyjaśnił Jacek.
Podobno pracuje  pan z pełnym poświęceniem, jak mówi kolega J. I podobno namawia
pana  na otworzenie przewodu doktorskiego.
Jacek uśmiechnął się -nie bardzo wiem, czy ten temat się nadaje na doktorat, wciąż
jeszcze  nie wiem co z tego wyjdzie. To jednak wymaga czasu i wielu obserwacji.
Przecież dopiero co obroniłem magisterkę.
Pamiętam, to była  bardzo dobra praca, panie kolego. I złożył pan papiery na stypendium
pomagisterskie, prawda?
Tak, panie rektorze, złożyłem.
A był pan we Włoszech, panie kolego? W Weronie?
We Włoszech byłem, ale do Werony nie dotarliśmy. Byliśmy z żoną na urlopie w Jesolo
i przy okazji w Wenecji.
A żona u nas studiowała?
Nie , żona jest z innej branży, jest związana poniekąd z medycyną, bo jest rehabilitantką.
O, dobra rehabilitantka to skarb, panie kolego. Dobry rehabilitant to umarłego postawi na
nogi.
Bo dostał pan stypendium właśnie w Weronie, tamtejsza biotechnologia ma takie same
wydziały jak my.
Musi pan teraz, panie kolego, jak najszybciej porozumieć się z tamtejszym uniwersytetem.
Mam tam znajomego, profesora L. i prawdopodobnie mógłby pan u niego robić doktorat
w ramach tego stypendium pomagisterskiego. Uprzedzam tylko, że kokosów to tam nie
ma. A mieszkanie w akademiku, więc żadna atrakcja. No i pewnie czeka  pana czasowe
rozstanie z żoną, bo  w akademiku  nie będzie mogła z panem zamieszkać, a z tych pieniędzy
to mieszkania nie wynajmiecie.
Proszę to wszystko spokojnie w domu przemyśleć i dać mi odpowiedź co pan postanowił.
Jeśli bierze pan to stypendium, to porozmawiam z p. profesorem L. o pańskim tam pobycie
i o doktoracie.
Panie rektorze, jutro dam odpowiedź.
No dobrze, to proszę jutro przyjść do mnie pomiędzy 13,00 a 14,00.
Otworzył drzwi i poprosił sekretarkę - pani Jadziu, pan  magister R. ma być jutro u mnie
 między godziną 13,00 a 14,00, pani dopilnuje by tu trafił w tym czasie.
Jacek podniósł się z krzesła, ale rektor usadził go z powrotem - być może obaj, panie
kolego pojedziemy tam z wizytą w przyszłym miesiącu, a może nawet za dwa tygodnie.
Zna pan włoski?
Niestety nie, ale może do października trochę się poduczę- odpowiedział Jacek.
Wielki optymista z pana, to mało czasu.

                                                            c.d.n.