niedziela, 22 października 2023

Córeczka tatusia - 30

Rano, po niezbyt miło przespanej nocy, tuż przed wyjściem z domu, Marta dostała wiadomość od męża, że operacja będzie dopiero następnego dnia i chyba ma szczęście, bo będzie go operować chirurg, który się wręcz specjalizuje w przepuklinach. Na razie pobrali mu chyba z litr krwi, głodzą go i ma jeszcze mieć jakieś badania. Prosił też by nie przyjeżdżała jeśli ją jazda w tych warunkach stresuje, ale jeśli przyjedzie, to niech mu podrzuci coś do czytania. 

Marta obiecała że przyjedzie razem z tatą, pytała się też co konkretnie ma mu przywieźć do czytania i zapytała się co ma mówić jego rodzicom jeśli któreś z nich zatelefonuje, bo ona już dawno zauważyła, że oni zawsze dzwonią oboje oddzielnie, ale w tej samej sprawie, więc byłoby dobrze, żeby wersja dla obojga była taka sama. No popatrz - roześmiał się Wojtek - ja dopiero niedawno na to wpadłem, a to ich stary trick. Ja na razie nie powiem ani ojcu ani matce, że jestem w szpitalu, bo na pewno nie będę długo a poza tym to nie mam ochoty wysłuchiwać kazań na temat co powinienem lub czego nie powinienem robić. Ja rozumiem, że to wszystko z miłości rodzicielskiej. I wiesz co? Strasznie źle mi się spało, zupełnie nie mogłem zasnąć- żalił się Wojtek. 

 Tak cię bolało?- spytała się Marta. Nie, nic mnie nie boli, ale ja już nie potrafię zasypiać bez przytulenia się do ciebie. Ty to masz chociaż Misię - narzekał Wojtek. Nie mam Misi, tata z Pati ją zaanektowali dla siebie, oddadzą gdy wrócisz ze szpitala i będziesz "na chodzie". Misia już jest tak przez nich rozpieszczona, że jeszcze trochę a będzie udawać, że nas nie zna - naskarżyła na psinę Marta. Muszę wstać, bo muszę lecieć na wykłady, ale dziś do ciebie przyjadę i to razem z tatą. Jest mokro, a śnieg zmienił się w brudne błoto. Całuję cię i czekam na wiadomości od ciebie. 

 Zaraz po rozmowie z Wojtkiem porozmawiała z tatą, który stwierdził, że może ją odwieźć na wykłady a potem po nią przyjechać i razem wpadną do szpitala do Wojtka, więc niech naszykuje to co ma zawieźć Wojtkowi do szpitala. Tato, ale ja dziś dość wcześnie wychodzę z wykładów. Nie szkodzi - przekonywał ją ojciec - ja nie jestem ściśle związany godzinami, wiesz przecież. Jeszcze się najeździsz sama na wykłady. I Pati powiedziała, że obiad masz dziś zjeść u nas. Ona dziś była po towar, więc dziś w sklepie siedzi wspólniczka. A ty mi tylko podeślij wiadomość o której na pewno wyjdziesz. 

 Gdy tata wiózł Martę na wykłady wysłała wiadomość do Wojtka, że dziś ma tatę za kierownicą, a fiacik ma dziś dzień wolny, że po wykładach tata ją odbierze i że dziś będzie jadła obiad u rodziców. Przez drogę tata, który pierwszy raz poznawał drogę, jaką Marta pokonywała dwa razy dziennie narzekał , że wcześniej nie pomyślał o zmotoryzowaniu swej córki. Rozmawiali też trochę o Patrycji i tata powiedział, że związek z nią wynagradza mu wszystkie złe chwile jakie przeszedł w pierwszym małżeństwie. I że Wojtek jest dla niego synem, nie tylko zięciem. I że zawsze i on i Patrycja będą dla nich wsparciem. Nie dziwił się, że Wojtek nie chce informować swoich rodziców- wszak w tej chwili ich pomoc nie jest potrzebna, a mama Wojtka ma nieco histeryczne usposobienie, chociaż jest naprawdę bardzo życzliwą osobą. Oczywiście tata podwiózł Martę pod same drzwi uczelni i co najmniej cztery młode kobiety uważnie się przyglądały kto wysiada z samochodu, więc Marta ostentacyjnie cmoknęła tatę w policzek nim wysiadła. 

Wojtek niesamowicie się ucieszył z faktu, że oboje do niego przyjechali - robił wrażenie wędrowca, który zagubił się na Saharze lub innej pustyni i właśnie odnalazł drogę. Powiedział, że już poznał lekarza, który będzie go operował, że to młody i szalenie sympatyczny facet, jest młody, ale już ma doktorat z chirurgii ogólnej. I że już się niemal zaprzyjaźnili, są już "na ty". Facet żonaty, ma dwójkę małych dzieci. I że można do niego pójść i o wszystko się przepytać. A Wojtek musiał mu obiecać, że nigdy więcej nie będzie ćwiczył na siłowni ,  bo  są naprawdę dużo lepsze ćwiczenia na  wzmocnienie  mięśni niż ciągnięcie sztangi. A przepuklina może  się  również  zdarzyć  i bez ciągnięcia sztangi.

 No to pozwolisz, że ja się do niego przejdę i zapytam o twój stan? - zapytał się Wojtka tata. Jakby nie było jestem twoim drugim ojcem. No oczywiście - on chyba jeszcze jest tu w pokoju lekarskim - jak wyjdziesz stąd to będzie drugi pokój na prawo. Tato, ale powiesz mi potem co ci powiedział?- spytał Wojtek. Powiem, jeśli uda mi się z nim porozmawiać - obiecał tata. 

 Rzadko komu podoba się w szpitalu, ale  Wojtkowi i Marcie ten  szpital się podobał.  Bowiem  w niewielu szpitalach są jednoosobowe pokoje i wyglądają tak "po domowemu" a nie szpitalnie. Oczywiście pokój miał "normalne" umeblowanie a nie typowe metalowe łóżka pokryte białą farbą, miał porządną szafę ubraniową, własną łazienkę z WC. Ponieważ Wojtek został przewidziany do zabiegu na następny dzień dostał tylko śniadanie. Bardzo fajny ten lekarz - stwierdził Wojtek.  Powiedział, że będzie mi opowiadał w trakcie operacji co robi, bo będę tylko solidnie znieczulony. Wiesz- on twierdzi, że chce się specjalizować  w chirurgii estetycznej, współpracować  z bariatrą - nie ma zbyt wielu naprawdę dobrych speców w tej materii. Puściłem mu "farbę", że ty robisz "kosmetologię" i obiecałem, że gdy już wydobrzeję, to się spotkamy na gruncie prywatnym. On mówi, że są przypadki przepukliny tak lekkie, że pacjent może wyjść w dobę po operacji - oczywiście ze szwami, ale on woli żebym pobył jednak kilka dni. I że nie wykluczone jest, że po prostu miałem jako dziecko słabiutkie te mięśnie. Ale to wszystko to on zobaczy w trakcie operacji. Bo on opracował jakiś nowy sposób i inaczej układa mięśnie. Chyba  mam za mało wiadomości z anatomii, bo nie łapię o co w tym chodzi. A ja mam przepuklinę pachwinową skośną. No ale -jak powiedział - a co się tam tak dokładnie dzieje to się dowie jak mnie otworzy. A może będzie musiał ci zainstalować taką jakąś specjalną siateczkę wspomagającą rozłażące  się mięśnie- zastanawiała się Marta. Nie wiem - nie znam się na tym, ale facet podobno jest bardzo dobrym chirurgiem. Tu jest mnóstwo pielęgniarek i chodzą w takich różowych fartuchach, nie białych. I chyba  wszystkie do niego wzdychają.

W kilka minut później do pokoju Wojtka wszedł tata i lekarz, który miał go następnego  dnia operować. Ubrany był w zielone bawełniane  spodnie i taką samą bluzę. Wyglądał na niewiele starszego od  Wojtka i Marty, ale biorąc pod uwagę fakt, że już ma doktorat, bliżej  mu  było do czterdziestki niż trzydziestki. Przywitał się z Martą mówiąc - miło mi poznać osobę, przez którą mój potencjalny pacjent nie może spać. W  związku z tym w czasie operacji też nie  będzie  spać, porozmawiamy sobie. Właśnie tłumaczyłem pani ojcu, że z tego co mogłem stwierdzić palpacyjnie to nie powinno być kłopotów- dobrze, że od razu pani go namówiła na przyjazd do szpitala. Mało kto przyjeżdża  tak zaraz po kontuzji. Ostatnio miałem takiego artystę który nawet do  lekarza pierwszego kontaktu nie poszedł i przywieziono go do szpitala z uwięźniętą przepukliną - zupełnie jakby to były czasy przedwojenne na głębokiej prowincji a nie XXI wiek w, jakby  nie było w stolicy kraju. A Wojtek mi powiedział, że pani ma  zamiar zostać kosmetologiem i pracować przy opracowywaniu nowych kosmetyków. A ja przymierzam się do nowego nurtu medycyny estetycznej, czyli chirurgicznej walki z otyłością. 

To trudne  zabiegi dla obu stron - powiedziała Marta. Opowiadał mi ktoś, że chyba jedynym skutecznym sposobem byłoby przeprogramowanie mózgu delikwenta, bo zna osobę po prawidłowo wykonanej operacji, pacjentka teoretycznie wiedziała jak ma dalej postępować ale niestety praktyka w bardzo krótkim czasie przestała się pokrywać z teorią a drugiej takiej operacji nie można już zrobić. A po dwóch latach nauki doszłam  do wniosku, że nie nadaję się do pracy przy zabiegach właśnie  dlatego, że ludziom za bardzo się rozchodzi teoria z praktyką a na dodatek potem mają pretensję nie do siebie, ale do tej osoby która  dany zabieg przeprowadzała. Odnoszę wrażenie, że gdy się komuś powie, że czegoś nie  wolno mu robić, to ta osoba od razu  myśli : "nie wolno,  a więc prędko" i robi to co zabronione. A gdy z kolei ma jakieś zalecenie i coś powinna koniecznie robić to raz lub dwa nawet to zrobi , ale na pewno nie będzie  tego robiła jeśli ma to robić codziennie. A poza tym odkryłam, że lubię chemię. Poza tym jestem tak dziwna, że chcę być pełnoetatową matką i nie szarpać dzieciaka po żłobkach lub użerać  się z jakimiś domorosłymi niańkami.  A wychowywanie  dziecka  wcale nie jest rodzajem muzyki rozrywkowej, czyli wcale nie jest lekkie i łatwe a do tego nie  zawsze przyjemne. 

Nie wykluczam, że jestem za mało ambitna. Umiem wiele rzeczy w domu zrobić, ale nie należę do tych, które będą wyrywać mężowi z ręki śrubokręt czy młotek by udowodnić, że jestem kobietą a potrafię to zrobić. Nie muszę się wciąż dowartościowywać. Cenię związek w symbiozie przynoszącej obu stronom pełny pożytek i zadowolenie. I nie jestem wcale jakimś wyjątkiem - mąż mojej koleżanki robi na drutach super swetry, a ona nawet guzika nie potrafi przyszyć. Im to w życiu nie przeszkadza. Mój tata potrafi dobrze gotować, Wojtek też i jakoś mnie to w niczym nie przeszkadza i  żaden z nich nie musi mi udowadniać że jest  facetem.  A w jakim wieku te pana dzieciaczki?  

Jeszcze małe, dwa i cztery lata, żałuję tylko, że jedno  nie jest dziewczynką. Ten młodszy jest wpatrzony w starszego jak kot w marcowy księżyc. Ale tak naprawdę to są grzeczni. Podobno byłoby gorzej, gdyby było trzy lata różnicy bo trzylatki już  miewają ataki zazdrości gdy siłą  rzeczy więcej uwagi poświęca  się temu młodszemu dziecku.

No fakt - 2 i 4 lata to faktycznie może być  ciężko bo dwulatek to jeszcze wymaga  sporo uwagi - tak mi  się wydaje - stwierdziła Marta. Nie za wiele  dotąd interesowałam  się dziećmi, a teraz to chcę wpierw skończyć te studia. W każdym razie chciałabym urodzić przed  trzydziestką. Poza tym wcale nie  wiem czy jestem gotowa na więcej niż jedno dziecko. Nie mam nawet bladego pojęcia jak będę znosiła  ciążę a potem poród. To  chyba jednak też ma  spore znaczenie. Znam taką, która mogłaby chyba zostać surogatką - ciąża i poród  to dla  niej kaszka manna z malinami.  Ale przezornie ma  tylko jedno dziecko, bo gdy już urodziła, to stwierdziła, że to zajmowanie się  dzieckiem jest koszmarem.  I już rozgląda się za jakimś prywatnym żłobkiem, bo gdy  dała ogłoszenie, że  szuka opiekunki do niemowlaka to po trzech dniach  zrezygnowała  z dalszych poszukiwań - twierdzi, że tym osobom, które  się zgłaszały  to nawet psa albo kota nie  dała  by pod opiekę. 

Nam trochę pomaga moja teściowa - często zabiera  starszego na spacer, bo go już nie trzeba nosić. I może od września uda  się nam wstawić go do prywatnego przedszkola. Trochę  się boję tego, bo może przynosić do  domu jakieś infekcje. Jakoś nie mogę  się połapać jak sobie  kiedyś  kobiety dawały radę gdy rodziły niemal rok w  rok a trójka  lub  czwórka  dzieci nie  były  czymś nadzwyczajnym dla otoczenia. Fakt, że już przy  dwójce trzeba  mieć oczy dookoła głowy, bo starsze  dziecko najczęściej ma dość  zaskakujące pomysły, bo po prostu odbiera  wszystko przez pryzmat swojego doświadczenia - skoro ono je bułkę  to wydaje mu się, że noworodek też może ją zjeść bez problemu. Na okrągło dopytuje się nas czy on też był taki malutki i czy  on też wszystko  robił tak jak  młodszy. Często mam wyrzuty sumienia, że właściwie bardzo mało pomagam  żonie i zbyt mało się udzielam w domu. Ale wybrałem taki zawód, który bardzo wysoko stawia poprzeczkę i często mój pobyt w domu ogranicza  się do spania. I cały  ciężar wychowania dzieci i ogarnięcia spraw domowych spada na żonę. A ona wciąż powtarza, że przecież dobrze  wiedziała, że wychodzi za mąż za chirurga  a nie za szewca. 

No ale kiedyś w jednym domu mieszkały minimum dwa pokolenia, to były jednak inne czasy - stwierdziła Marta. Nam się marzy by mieszkać w jednym dużym domu razem z moimi rodzicami. Dobrze, że mamy do siebie  bliziutko, bo to sąsiedni blok.

                                                                              c.d.n.

                                                                     c.d.n.