sobota, 12 sierpnia 2023

Lek na wszystko? - 180

 Tak jak przewidywała Teresa "nerwowy ruch poranny" w mieście już minął, nabrała paliwa, zapisała  sobie stan licznika i kartkę włożyła do kieszeni. Na  zdziwione  nieco spojrzenie Franka powiedziała- rzadko teraz  jeżdżę tym samochodem, a lubię   wiedzieć ile faktycznie  kilometrów przekręcę na jednym baku.To głównie pod taty kątem, bo tata sobie prowadzi notatki a to jego bryczka. Ja  swojego osobistego samochodu nie mam bo tylko wrastałby kołami w asfalt na parkingu. Kazik koniecznie  chciał mi kupić  samochód, ale udało mi się wybić mu to  z głowy. A odkąd mogłam bez problemu robić na  osiedlu niemal  wszystkie  zakupy to nawet z taty samochodu rzadko korzystałam. Przedtem jeździłam minimum dwa razy w tygodniu na Ursynów do L'Eclerca. Myślę, że się Joasi będzie tu podobało, bo przy okazji  spaceru może też zrobić  zakupy - tylko każ jej brać  tatę, to zawsze  może zostawić tatę przy Anetce i w tym czasie  robić  zakupy, które sobie umieści w koszu przy wózku.

Zaczynam wątpić czy Joanna potrafi sama zrobić jakiekolwiek zakupy - od chwili ciąży do teraz ani razu nie była na  zakupach - wszystkie  zakupy to ja  robię- stwierdził Franek. Teresa roześmiała  się - przecież to ty chciałeś tam mieszkać, o ile  dobrze pamiętam to ty byłeś w tej chałupie  pierwszy, nie ona. No fakt- zgodził się potulnie  Franek. Coraz  częściej się  zastanawiam gdzie ja  miałem oczy żeniąc  się z nią. Powiem ci gdzie  je miałeś, tylko się nie obraź - miałeś je  na czubku prącia. Nie analizowałeś wcale czy mądra czy głupia, czy odpowiada  ci jej sposób  bycia, zakładałeś, że jak studiuje na SGGW to zapewne jest z przyrodą za  pan brat i lubi  zwierzaki. Mam wrażenie że ty jej wcale tak naprawdę nie  znasz.  W jej pojęciu  małżeństwo z tobą było swego rodzaju awansem- skończyłeś z bardzo dobrym wynikiem dobry kierunek,  pracowałeś  w handlu zagranicznym, bywałeś często za granicą, znasz  biegle trzy języki. Teraz siedzisz w ministerstwie  - jesteś  reprezentacyjnym mężem dla żony.   A co do  zakupów - pociesz  się, że gdy urodziłam Alka to bardzo długo zakupy robił Kazik - dla mnie to było zbyt męczące - zwłaszcza ten pierwszy rok. Potem gdy już wychodziłam na  spacery to tata zostawał przy wózku a ja wchodziłam do sklepu. 

Poza tym zauważ, że Joanna nie ma gdzie robić zakupów - może jestem ślepa, ale nie widziałam nigdzie w twojej okolicy  jakichkolwiek  sklepów.  Tu co prawda  nie będzie  miała "własnego domu z ogrodem", ale ma mnóstwo sklepów, ma place  zabaw dla dzieci, na których normalne matki zawierały nowe znajomości. Ja co prawda unikałam tych miejsc, a poza tym miałam obstawę w postaci taty a potem jeszcze Jacka i Aliny  z dzieckiem. Jest tu całkiem dobra przychodnia lekarska  dla dzieci. Nie ma tu co prawda sklepów z tekstyliami, ale na tej części gdzie  mieszka Paweł jest tego rodzaju sklep, a to raptem 15 minut niezbyt szybkim krokiem. W taty pokoju, na jego nocnej szafce leży plan osiedla z  zaznaczonymi przeze mnie sklepami, punktami usługowymi. Na planie są naniesione numerki,  a na dole planu znajdziesz doklejoną kartkę z legendą. Zrób  z tego xero, przyda  się wam obojgu.

Jak się  siedzi z małym  dzieckiem  w domu to się nieco  dziczeje - goście bywają od  święta,  nie chodzi  się do kina, teatru, potańczyć. Weź pod uwagę fakt, że Joanna mieszkając w czasie  studiów u ciebie to  miała jakieś  życie  towarzyskie - wyszła  za mąż i  się skończyły psiapsiółki i różne imprezki.  Zostajesz matką i -sprzątasz, gotujesz, niańczysz bachora i to cała rozrywka i życie towarzyskie.  Mnie to akurat nie przeszkadzało, zdążyłam się  wyszaleć nim pierwszy raz wydałam  się   fatalnie  za mąż.  I żeby było zabawniej to wtedy szalałam  właśnie z Kazikiem. Jeszcze chodząc do liceum chodziłam w zakazane miejsca , czyli do klubu studenckiego. A ten cholernik nie  widział we mnie  kobiety tylko "córeczkę przyjaciół swych rodziców". No to się wydałam za mąż za jego kolegę, który zauważył, że jestem  kobietą.  

Cały czas myślę co mam dalej robić i nie wiem- wystękał Franek. Wiem o tym i dlatego zaczęłam tę rozmowę. Ja ci nie doradzę co masz  robić. Jedyne co ci  mogę powiedzieć  - rozumiem  cię, wdepnąłeś nieopatrznie na niewłaściwą ścieżkę.  Raz mnie wyratowałaś żebym nie wdepnął - powiedział Franek. Jestem ci bardzo wdzięczny, że ze mną szczerze rozmawiasz - pewnie będę  często was odwiedzał albo wisiał z tobą na telefonie. Nie ma  sprawy, zawsze możemy pogadać. A w pierwszej połowie września raczej na pewno będziemy w Polsce, na urlopie w Borach Tucholskich. Nie sami, będzie z nami oczywiście  mój tata i będzie szef Kazika z żoną - szalenie  fajną Słowaczką.  We  dwie to rozmawiamy każda w swoim języku i czasem umieramy ze śmiechu, bo słowacki i polski podobny, ale czasem słowa brzmiące tak samo  w obu językach mają zupełnie  różne znaczenie.

Tak jak przewidywali zrobili  sobie jedną przerwę, pospacerowali po stacji benzynowej, a spacerując zajadali kanapki i popijali kawę. Na koniec Teresa dobrała paliwa, zatelefonowała do Kazika  i powiedziała na którym są aktualnie kilometrze i pojechali dalej. Im bliżej było Berlina tym wolniej jechali  bo, jak to w sezonie około letnim - co i raz były zwężenia drogi i ograniczenia  szybkości z uwagi na prace drogowe. Gdy zaczęły się "zjazdy do miasta"  Franek wziął od Teresy rozpiskę trasy zrobioną przez Kazika i pełnił funkcję pilota.  Kazik tak dokładnie wszystko opisał, że bez najmniejszego trudu Teresa trafiła pod  wskazany adres. W ogrodzie przy bramie już  stał komitet powitalny w postaci Kazika, Alka, taty, Petera a z okna kuchennego wyglądała Sophie. Alek skakał z radości, tata bezgłośnie klaskał w ręce a Kazik powiedział - no nareszcie jesteś! Bo już  się przeogromnie  stęskniłem  za tobą! Sophie obejmując Teresę głośno powiedziała po angielsku, że Kazik od rana chodził po domu zamartwiając  się czy droga dobra, czy  nie będzie gdzieś po drodze jakiejś kraksy, bo wtedy Niemcy zamykają po prostu drogę i czasem to trwa i 2 godziny. A po cichu szepnęła Teresie  do ucha, że fajny ten Franz.

Sophie od  razu chciała podać  lunch, ale  Teresa i Franek po zjedzeniu "specjalnej" kanapki, czyli porcji mięsa z odrobiną pieczywa jeszcze  nie byli głodni i  Teresa wraz z Frankiem wpierw obejrzeli nowe mieszkanie Teresy i Kazika. Teresa śmiała  się, bo rolę "przewodnika" objął Alek, który przekonywał Teresę, że te nowe meble są lepsze i ładniejsze niż te w  Warszawie, chwalił się, że ma już całkiem "dorosłe" meble i dobrze mu się w tym pokoju śpi. I że jeszcze nie  wszystkie rzeczy są rozpakowane "ale da się już tu mieszkać". Teresa  w pierwszej kolejności wypakowała  zawartość termo torby i umieściła w nowej zamrażarce. Po obejrzeniu mieszkania Sophie zagoniła  wszystkich do siebie i razem  z Teresą nakarmiły towarzystwo. Alek koniecznie musiał opowiedzieć Teresie o swojej pierwszej w życiu podróży pociągiem jak i o tym, że w tej części Berlina nie ma tramwajów tylko jeżdżą autobusy i metro i on już jechał metrem. I gdy będzie weekend i będzie ładna pogoda to popłyną stateczkiem wycieczkowym żeby obejrzeć Berlin od strony wody.  Kazik się  śmiał, że Alek jeszcze  nie  do końca zrozumiał, że będą tu mieszkali stale i  dziecko się tu czuje tak, jakby było na wakacjach, a nie w stałym  miejscu zamieszkania. A poprzedniego dnia powiedział do  Kazika, że nie chce jeszcze wracać do Warszawy, bo ciocia Sofia jest bardziej kochana od  cioci Aliny a Peter jest  "fajniejszy" od Tadzia i tylko mu tu brakuje dziadka  Jacka.

Teresa po lunchu stwierdziła, że ona to musi iść na  spacer po tym  długim siedzeniu za kierownicą, więc Kazik natychmiast  podniósł się z fotela, pytając kto ma jeszcze ochotę na  spacer, ale po chwili okazało się Teresa i Kazik sami pospacerują. Franek rozmawiał z tatą, Alek towarzyszył Peterowi przy odrabianiu lekcji, czyli rysowaniu  jakiegoś zwierzaka, więc poszli sami. Kazik cały czas obejmował Teresę, bo jak twierdził to ogromnie się za nią  stęsknił. Dziwił się trochę, że Teresa nie dała  prowadzić  Frankowi, ale Teresa stwierdziła, że dzięki temu Franek mógł się spokojnie wygadać, bo "źle  się dzieje w państwie duńskim"  a mają przecież małe  dziecko na stanie. I doradziłaś mu coś? - spytał Kazik. 

Nie, ja nie jestem poradnią  rodzinną. Uzmysłowiłam mu tylko, że ożenił się nie bardzo wiedząc  z kim i że być może spora część tych nieporozumień wynika  z tego, że ona tam prowadzi dość nienormalny tryb życia, bo jest cały  dzień z dzieckiem, ze starym człowiekiem i nie ma kontaktu z innymi ludźmi. Jojczał, że on musi robić zakupy, wiec się go zapytałam gdzie ona ma robić zakupy, bo ja tam sklepów w pobliżu nie widziałam. Dałam mu do zrozumienia, że teraz  gdy zamieszkają w nowym, cywilizowanym miejscu to jest duża szansa, że ona jednak  się zmieni, bo nie będzie sterczeć cały dzień sama- tu jednak są place zabaw, są sklepy,  pozna nowych ludzi, będzie  chodziła na  zakupy. I chyba coś do tego blond łba dotarło. To, że ja nie robiłam  żadnych  znajomości na osiedlu wynikało z tego, że zawsze chodziłam z tatą a potem i z Jackiem. A ona tylko wystawia wózek na ogród  i nadal  siedzi tam sama jak sierota.  Jego ojciec jej nie lubi, ale to po części wynika  z tego, że ojciec  nie lubi jej rodziny, choć są tam  jakieś odległe powiązania rodzinne. Ma Franek  nad  czym pomyśleć. I pocieszyłam  go, że  przez pierwszy  rok życia Alka to ty głównie robiłeś  zakupy. A on coś kombinuje ze zmianą pracy, mam wrażenie, że przejdzie do ambasady francuskiej. Jak pamiętam z jego kartoteki to przechodził jakieś szkolenie w tej dziedzinie. 

Wiesz  co? tu jest nawet ładniej niż na naszym osiedlu. Tu jest naprawdę  dużo ładnych takich sporych willi. I te  budynki wielopiętrowe też są bardzo ładne, takie  czyste, zadbane. Widać, że ta część na  szczęście nie ucierpiała  od nalotów dywanowych.  I te ogrody też takie jak ten koło naszej willi. Popatrz- każdy budynek ma  zupełnie inna elewację- bardzo mi się tu podoba. Tacie też  się będzie tu podobało. Alek  już się tu zadomowił. Zresztą  chyba trudni się nie  zadomowić gdy obok jest taka troskliwa osoba jak Sophie.

Tylko sklepów to ja tu nie widzę.  Będziemy robili  zakupy razem raz na tydzień. Tu nie ma małych sklepików, bo czynsz za taki lokal sklepowy jest z reguły wysoki. Ale gdybyśmy poszli w przeciwną  stronę to byś zobaczyła, że jest sieciówka spożywcza, tak ze 350-400 metrów od nas. Możemy też robić zakupy z dostawą do domu - to nawet jest opłacalne.

Wiesz co, zaprośmy dziś wszystkich na kolację do Greka - powiedziała Teresa. Nie musimy tam siedzieć do północy, po prostu zjemy coś smacznego i w miłym towarzystwie. A nie jesteś  zbyt zmęczona po tej  jeździe?  Nie, nie jestem. Nie  było żadnych  zawirowań po drodze, nawet na tym dojeździe do Strykowa. Jednak lepiej jest nie wyjeżdżać z Warszawy bladym świtem.  Tylko na tym odcinku ostatnich stu kilometrów przed Berlinem są roboty drogowe, więc są ograniczenia prędkości miejscami aż do 60km/h. 

Gdy wrócili ze spaceru Teresa opowiedziała zaraz tacie, że bardzo się jej tu podoba,  a Kazik zapowiedział że  dziś obiadokolacja będzie u Greka bo blisko domu a poza tym Tesa stęskniła  się za grecką kuchnią. A nie będą siedzieli tam do późnej nocy, bo wiadomo, że następny dzień jest roboczy, dzieci idą  do  szkoły a Kurt do pracy.  Gdy Kurt wrócił z pracy miał żal, że ani Sophie ani Kazik nie  dali mu znać, że Tesa już przyjechała, bo gdyby  wiedział to wyszedłby z pracy wcześniej. Ucieszył  się z perspektywy  kolacji u Greka i  z faktu, że rodzina już jest w komplecie. No to może  wcześniej zaczniesz pracę niż  w październiku?  Ale Kazik pokręcił  przecząco głową - nie, zostawmy tak jak było umówione- chcę by Tesia i Alek  lepiej  się tu zadomowili nim pójdę do pracy.  Franek nas finansuje, bo wynajął na razie na rok nasze  mieszkanie, ale zapewne je od nas kupi, gdy mu się tam dobrze pomieszka.

Kolacja u Greka  wszystkim bez wyjątku smakowała, a Teresa szepnęła do Kazika - zobacz jaką mamy tu dużą rodzinę. Alek jest zachwycony, bo siedzi pomiędzy najmłodszym i najstarszym. Gdy już na  stół wjechał deser w postaci bitej śmietany z owocami i płatkami czekolady Kurt powiedział - nawet nie umiem wam powiedzieć jak się ogromnie  cieszę  z tego, że jesteśmy razem i że będziecie razem z nami mieszkać.

Gdy już wracali do domu Franek powiedział do Kazika- zawsze podziwiałem Tesę- teraz  mnie  zadziwiła, bo prowadziła cały czas równiutko, jakby miała ustawiony jakiś ogranicznik w prędkościomierzu. I jestem wręcz  zachwycony tymi twoimi przyjaciółmi- traktują was jak swoją najbliższą rodzinę. Kazik  się uśmiechnął - Kurt pomógł mi gdy przyjechałem tu po rozwodzie, z mikroskopijną  znajomością języka i spowodował że zatrudnili mnie  w ciemno a przez pierwszy  rok mieszkałem u nich - traktował mnie jak młodszego brata. A Sophie to chodząca dobroć. Są tylko dwie kobiety, którym Alek daje się całować  i przytulać - to oczywiście Tesia i.... Sophie. A Tesia i Sophie natychmiast znalazły wspólny język i świetnie się rozumieją.

                                                                               c.d.n.