piątek, 1 stycznia 2021

Zimowa eskapada - IX

Mirka i Michał odkryli, że Warszawa latem jest całkiem niezłym do mieszkania  miastem - był znacznie mniejszy ruch i zdecydowanie mniej korków.

Siedzieli  na terenie jednego z warszawskich basenów i nie mogli się nadziwić jak mało jest ludzi. Sądząc po zdjęciach  z plaż nadbałtyckich  to pół Polski a może i więcej okupowało plaże. "Ludź na ludziu i ludziem pogania"- śmiał się Michał.W każdą sobotę i niedzielę wszystkie podwarszawskie miejscowości posiadające dostęp do jakiejś wody też były oblegane. Poza tym wiele osób miało działki i jak się śmieli to "zapachy grillowe" z tych działek docierały niemal do Pałacu Kultury. 

Rodzice Mirki byli nieco urażeni, że "młodzi" nie chcieli ani razu przyjechać do nich na działkę. Działka była w lesie i naprawdę nie było co na niej robić. Do rzeki było ze  dwa kilometry, a mikroskopijna plaża gęsto pokryta ludźmi. Na domiar  złego plaża była zupełnie dzika, dno rzeki nie sprawdzone, oczywiście nie było sanitariatów, więc w dochodzącym blisko do plaży lesie  był po prostu smród. Mirka była na tej działce dwa razy - pierwszy i ostatni - i to w ciągu jednego dnia. Rodzice byli na nią wściekli, bo powiedziała, że mają talent do wyrzucania pieniędzy w błoto, bo taka działka to się do niczego nie nadaje - nawet pranie na niej strach wywiesić bo albo ktoś przeskoczy przez płot i ukradnie albo ptaki przelatując  je zabrudzą - orzekła. 

Szumne  plany hodowania własnych "warzywek i owocków" też spełzły na niczym bo trzeba by było wpierw nawieźć ileś ton dobrej ziemi, a potem codziennie robić 120 kilometrów by te  posiane nasiona warzyw podlewać. Można też było ewentualnie zamieszkać na działce, jeśli się lubiło prymityw. Na domiar złego późną jesienią i zimą działki były notorycznie  okradane ze wszystkiego co tylko miało jakąkolwiek wartość. No ale widocznie sam fakt posiadania działki mamcia Mirki uważała za swego rodzaju nobilitację. I tego rodzaju działek było całkiem sporo w okolicach Warszawy.

Popływali trochę w basenie (na zmianę, bo przecież ktoś musiał pilnować rzeczy) i stwierdzili, że nie ma to jak w domu i w ramach spaceru poszli do domu na piechotę - do pokonania mieli zaledwie 5 kilometrów.

Akurat zdążyli zmyć z siebie wytworny zapach  chloru gdy zadzwonił telefon - to telefonował ojciec Mirki, że właśnie jest w szpitalu, bo babcia zasłabła gdy się wybierali "na działeczkę". 

Mirka dowiedziała się w którym szpitalu, oboje się ubrali szybko i pojechali. Po drodze Mirka powiedziała do Michała- babcia też nie lubiła tej działki, nie dziwię się, że zasłabła. Na jej miejscu też bym zasłabła w ramach protestu.  

Ku jej zdumieniu ojciec był sam - matka nie pojechała z własną matką do szpitala, bo akurat umyła  włosy i miała nakręcone je na lokówki. Mirka myślała, że eksploduje ze złości.  Odszukała lekarza dyżurnego, który powiedział, że babcia jest odwodniona i on osobiście uważa, że to wszystko co zrobili raczej niewiele pomoże, więc niech Mirka pożegna się z babcią, bo pacjentka pewnie nawet rana nie doczeka. 

A potem poszedł razem z Mirką i Michałem do sali, gdzie leżała  babcia podłączona do kroplówki.  Podszedł do łóżka, delikatnie pogładził babcię po policzku i powiedział- pani Stanisławo, przyjechała wnuczka z mężem. Babcia pomału otworzyła oczy, chwilę się wpatrywała w Mirkę i z trudem wyszeptała- Mireńka  kochana, czekałam na ciebie. Potem spojrzała na Michała i całkiem głośno powiedziała - a ty dbaj o nią, to dobre dziecko. W 10 minut potem lekarz stwierdził zgon. Pani babcia - powiedział lekarz- była skrajnie odwodniona, podejrzewam, że od wieczora nic nie piła, a gdy się ma 85 lat każde odwodnienie jest groźne. 

W tej chwili do sali wkroczyła matka Mirki. Mirka podeszła do niej i obejmując ją za szyję wysyczała jej do ucha- zabiłaś ją. A głośno powiedziała do lekarza- to moja matka, proszę ją zapytać kiedy ostatni raz poiła babcię. I nie oglądając się za siebie wyszła z sali a za nią Michał. Na korytarzu  Mirka ukryła się w ramionach Michała i cichutko płakała. Gdy wyszli z budynku Michał wziął taksówkę i pojechali do domu. 

W domu  zaparzył  herbatę rumiankową i gdy nieco przestygła przyniósł Mirce do wypicia. Pozwolisz, że zadzwonię do mamy? A może chcesz by tu przyjechała? Ma więcej talentów medycznych niż ja.  Dobrze, zadzwoń, ale tylko przekaż informację.  Jutro przecież my jedziemy do nich, ja się za chwilę pozbieram.  Mnie tylko wściekłość dusi - przez tę cholerną działkę umarła z odwodnienia - matka dawała jej  bardzo mało picia, żeby przez tę godzinę jazdy nie  zsikała się. I co z tego, że ciągle kupowałam pampersy dla dorosłych - wolałam kupić pampersy niż zostawić na nie pieniądze - i tłumaczyłam w kółko by na tylnym siedzeniu samochodu rozłożyła podkład i na nim jakiś kocyk flanelowy, łatwy do prania. Podkładów też nakupowałam.To nie - ona przecież była mądrzejsza. Michał, ja wiem, babcia już nie była młoda, ale gdyby nie to odwodnienie to pewnie by jeszcze trochę pożyła. 

Michał , chodź do sypialni, pomożesz mi otworzyć skrytkę w biurku- babcia nim się stąd wyprowadziła powiedziała mi, że gdy umrze, to mam otworzyć skrytkę w biurku - trzeba ją otwierać  dwoma dłutami albo mocnymi śrubokrętami. Jednym trzeba lekko podważyć blat nad tylną ścianką szuflady przy  prawym brzegu, aż coś stuknie, a wtedy drugi włożyć pionowo w dól  za tą ściankę i pociągnąć do siebie i wtedy szuflada  dalej się wysunie. I mam sobie wszystko co znajdę wziąć. Biurko robił dla babci jej przyjaciel z lat szkolnych, który  miał warsztat stolarski. To damskie biurko, nieco niższe niż standardowe, ale świetnie się przy nim siedzi.Ta skrytka jest w szufladzie.

Otworzyła szufladę, wyjęła z niej swoje notatki i odłożyła je na łóżko. Szuflada była rzeczywiście nieco dziwna, jej głębokość kończyła się w połowie głębokości biurka.

Michał przyniósł  jedno dłuto i jeden śrubokręt. Podważył blat przy prawej ściance szuflady i  usłyszeli cichy trzask a wtedy Mirka wsunęła w powstałą szczelinę śrubokręt  i pociągnęła do siebie. Szuflada otworzyła się na całą głębokość biurka. Leżało w niej wiele kopert, każda podpisana imieniem Mirki. Otwierali je po kolei z wielkim żalem.

Był też list napisany do Mirki, w którym była informacja, że te wszystkie rzeczy były gromadzone przez 2 pokolenia, czyli przez zmarłą właśnie babcię i jej matkę, czyli prababcię Mirki,  Zofię. Była też w nim prośba by Mirka tę biżuterię nosiła i potem przekazała swej córce . Wyjmowali z kopert nie tylko biżuterię - były też płytki złote z wybitą na nich próbą. Jedna z kopert była zaklejona i opatrzona imieniem Katarzyna. Tej koperty Mirka nie otworzyła, tylko odłożyła ją na bok. W jednej z kopert był naszyjnik ze srebrnych   cekinów o średnicy centymetra  ułożonych w płaską piramidkę, z wytłoczonymi egipskimi znakami.  Mirka  pamiętała, że jej prababka  Zofia rzeczywiście była w Egipcie. W jednej z kopert z napisem pierwsze ząbki Mireńki były.....mleczne zęby Mirki, schowane w maleńkim pudełeczku blaszanym z napisem  ...aspiryna. Były też różnej grubości i długości złote łańcuszki. Dolary amerykańskie też się w kopertach znalazły. I dwa złote krzyżyki ankh, kilka złotych medalików. Medaliki i złote łańcuszki włożyła do jednej koperty i razem z kopertą opatrzoną napisem "Katarzyna" odłożyła na bok. Resztę schowała z powrotem do szuflady i zamknęła ją. Resztą zajmiemy się później. Teraz trzeba jednak zrobić jakiś obiad. Chodź, ja obiorę kartofle a ty utłuczesz sznycle i pokroisz pomidory do sałatki.

A jutro wpadniemy do moich rodziców, dam matce  te łańcuszki, medaliki i tę kopertę. Powiem tylko, że było to zdeponowane u mnie i miałam jej to dać po śmierci babci. Bez zagłębiania się w szczegóły. A potem pójdziemy do  twoich rodziców jak było w planie.

Gdy zjedli obiad Michał zatelefonował do swoich rodziców i powiedział, że babcia  Mirki zmarła i że Mirce udało się z nią pożegnać i że jutro wpadną do nich, tak jak było umówione.

Potem w ramach odreagowywania poszli na długi spacer, z którego wrócili jednak taksówką, bo Mirka poczuła okropne zmęczenie. Do końca dnia trwała w objęciach Michała powtarzając- jak dobrze, że jesteś ze mną.

Następnego dnia zaniosła matce dwie koperty. Dowiedziała się, że matka musi porozumieć się z rodziną w sprawie pochówku, bo to rodzinny grób i być może trzeba będzie poddać zmarłą kremacji, bo tam już dość pełno. Trochę się matka dziwiła, że babcia zostawiła te koperty u Mirki, a nie dała ich jej sama, ale Mirka stwierdziła, że nie wie dlaczego. A ty coś dostałaś od  babci?-  tak, srebrny naszyjnik egipski- odpowiedziała Mirka.

Potem pojechali do rodziców Michała. Została tam wycałowana, wyściskana i zapewniona, że we wszystkim jej pomogą.

Pogrzeb babci załatwiała matka, finansowo zmieściła się w zusowskich kosztach, bo grób był "własnościowy". Matka była spowita  od stóp po czubek głowy w czerń, którą zakupiła na tę okazję a Mirka była ubrana w popielatą sukienkę z czarną malutką kokardką. Takie same kokardki mieli dopięte Michał i jego rodzice. 

Rodzina, która nawet nie wiedziała, że Mirka jest już mężatką (wszak nikt ich na ślub nie zapraszał) przyglądała się uważnie Michałowi. I byli wielce rozczarowani, bo Mirka z mężem i rodzicami Michała nie zjawili się na stypie, którą matka Mirki urządziła w  domu. A Mirka teściów zaprosiła na obiad do restauracji w Konstancinie. Obiadowali na oszklonej werandzie  obrośniętej kwitnącym kaprifolium. Było miło, cicho, rodzinnie i kojąco.

Mirka zawzięcie pisała swoją pracę dyplomową, a Ryszard ciągle ją naciskał by już teraz przeszła do  kancelarii. Obiecała mu, że zacznie pracować u niego od nowego roku. Powiedziała też, że jest skłonna  zostać udziałowcem, ale nim podejmie  taką decyzję to chce popatrzeć jak to wygląda  wszystko od strony finansowej. No wiesz- nie chciałabym  mieć  takich dylematów jak z tą spółdzielnią mieszkaniową. Chciałabym też wiedzieć czym konkretnie bym się miała zajmować. Nie zapominaj, że kończę prawo administracyjne, więc zastanów się dobrze czym się będę zajmować. Bo to dość specyficzny kierunek. Ryszard westchnął głęboko - tak naprawdę to ja chcę z ciebie zrobić wspólniczkę - bo sam nie daję rady- spraw jest coraz więcej a ja nie jestem w stanie tego wszystkiego dopilnować. Poza tym ja jestem labilny i mnie też powinien ktoś dyscyplinować.  A ty jesteś "uporządkowana", stale przytomna, obowiązkowa, szalenie logicznie myślisz. Przemyśl to i  za kilka dni o tym porozmawiamy powtórnie, zgoda? No tak, zgoda, ale licz się z tym, że będę miała więcej pytań. I pomyśl o tym, że mnie się może zamarzyć dziecko i co wtedy? No ale na razie nie masz dziecka, będę się martwił gdy  się okaże, że je będziesz miała. Mogę być wujkiem tego dziecka i je zabawiać gdy ty będziesz  w pracy. Ryszard, litości, bądź poważny- nie dołuj mnie, mam cię za poważnego faceta a ty  teraz  bredzisz.

                                                            c.d.n.