piątek, 5 sierpnia 2022

Trudny wybór - 77

 Jeszcze  tego  wieczoru, przed zaśnięciem Adela powiedziała  mężowi, że jej  zdaniem nie ma jeszcze  co mówić Arkowi, bo to, że wg  lekarza nie ma przeszkód zdrowotnych by starać  się  o dziecko to nie oznacza, że Adela   natychmiast  zajdzie  w ciążę. Poza tym,  jeśli już tak go straszliwie roznosi to niech powie może ojcu. Ona  jest  zdania, że trzeba  z tym  wszystkim  spokojnie  zaczekać. A mówienie o tych  przymiarkach Arkowi, który nawet jeszcze  się nie ożenił a na  dodatek  ma jakieś  stany lękowe w  związku z tym krokiem, to chyba jednak nie najlepszy  pomysł.

Emil dłuższą chwilę milczał a potem powiedział - właściwie to masz rację. Ale i tak się ogromnie  cieszę, że zdecydowałaś  się byśmy  mieli  dzieciaczka. A znasz  może jakiś tajemniczy przepis by to była taka mała, cudna dziewczyneczka? Adela popatrzyła  się na niego i postukała  go palcem w czoło - dziecko to nie jest ciasto, które  robisz  wg przepisu - nawet przy in vitro nie  można zaprogramować płci dziecka. I niezależnie od tego co zmajstrujemy to i tak będziemy to "coś" kochać. Może kiedyś, gdy będziemy zamienieni niemal  w automaty będą specjalne  wytwórnie produkujące  dzieci. Tyle  tylko, że wtedy to na  pewno nie  będzie można wybierać płci  dziecka - produkcja będzie podporządkowana aktualnym potrzebom państwa i będzie z góry określona ilość dzieci dla  każdego małżeństwa i ich płeć. I w tej branży zapewne pierwsze kroki podejmą Chiny. 

Ty chyba  nie lubisz Chińczyków - stwierdził Emil. Być może, że nie lubię, dotychczas znałam i to dość pobieżnie tylko jednego. I nie mam ambicji poznawania bliżej tej nacji. Jest ich po prostu za dużo, strasznie płodny naród. Podobno nikt  tam nie marzy by się rodziły  dziewczynki, bo to przecież inkubatory. I naprawdę, niezależnie co  się urodzi będziemy to dziecko kochać. Bo tak rodzice mają. Nooo, może nie  wszyscy,  sądząc po mojej matce - dodała  po  chwili. 

Milek, tylko nie wpadaj w przesadę - pamiętaj co powiedział lekarz - to mój organizm decyduje o tym czy zgadza  się na  dziecko, nie ja, nie  my. I może to trochę potrwać. Szczerze mówiąc to sama jestem ciekawa jak będę znosić ten stan odmienny. Trochę się tego wszystkiego boję.

Emil przytulił Adelę i  powiedział - Maleństwo, cały  czas będę przy tobie, nie  będziesz sama, postanowiłem, że będę z tobą i w trakcie porodu, przecież teraz już tak można.  Teraz nawet przy cesarce można  być. Będę cały czas przy tobie i  dziecku. Rozszerzę tylko nasz pakiet usług  w przychodni i będziesz rodziła w prywatnym  szpitalu. I ciążę będziesz prowadziła w tej naszej przychodni przyszpitalnej. Rozmawiałem o  tym, gdy robiłem badania kardiologiczne. A w przyszłym tygodniu wpadnę do  nich, do przychodni i rozszerzę pakiet. Bardzo im  się podobało, że robiliśmy te  wszystkie badania, bo podobno mało osób robi badania przed zajściem w ciążę. Kardiolog to  się śmiał, że ludzie planują co kupić na  święta do jedzenia, ale z reguły dzieci są wynikiem przypadku. Ale  oczywiście  możesz też równolegle bywać u swojego pana doktora. Żaden problem.

No to u nas jakby nieco inaczej,  z  reguły zakupów nie planuję, idę do sklepu i ściągam z półki co  mi w oczy wpadnie - stwierdziła Adela. Tiaaa,  a potem się lekko dziwię skąd się coś wzięło w naszej lodówce. A ty Mileczku  nie boisz się widoku krwi? Nie, nie  boję się, chociaż jeszcze  w  życiu karpia nie  zarżnąłem. Ale w  czasie tego tak zwanego "rodzinnego porodu" to i ty i ja jesteśmy odgrodzeni od pola operacyjnego zasłoną- ja jestem przy twojej głowie, przy twoim biuściku jest parawan i części twego ciała od talii do nóg ani ty ani ja nie  zobaczymy. Jeżeli będzie potrzebna cesarka to nie uśpią cię  tylko znieczulą żeby cię rozciąć - rozetną w dole brzuszka, zrobią tzw.  cięcie  bikini. Wyciągną dzieciaczka i cię pozszywają. W międzyczasie dziecko będzie odsysane, ważone,  mierzone, ono i  ty dostaniecie bransoletki, żeby potem nie pomylić dziecka i nie wydać komuś innemu. I pomyślałem, że to bardzo  dobry pomysł z tym porodem rodzinnym, ociupeństwo od  razu poznaje oboje rodziców a nie leży kilka dni na  sali ze zgrają obcych dzieci. Będzie cały  czas  z nami, bo sobie zażyczę tam  dostawkę i będę z wami. I będzie od początku znało dotyk nas obojga.

Adela zaczęła  się  śmiać - może  szkoda, że to nie ty będziesz  rodził - jak widzę jesteś świetnie  do tego przygotowany. Oglądałeś jakieś programy telewizyjne? Tak, na kanale  BBC, ale bardzo  dawno. Tam już funkcjonowało to od kilku lat, u  nas dopiero niedawno. Tam już  wcześniej zmarł mit, że  dzieci przynosi bocian lub się je  znajduje na polu kapusty.

Ale z tą  kapustą to coś jest  na rzeczy-  śmiał  się Emil- bo wieść rodzinna niosła, że któraś z moich prababek poszła do przydomowego ogródka właśnie po kapustę i w tymże ogródku obok grządki kapusty urodziła  dziecko - kapusty nie przyniosła, ale przyniosła dziecko, w domu to już tylko łożysko urodziła. Gdy słyszałem tę opowieść to byłem jeszcze  dość mały i zawsze gdy była  surówka z kapusty to bardzo uważnie  brałem  z salaterki, żeby na tego dzieciaka nie natrafić. Byłem pewny, że małe  dziecko dopiero  co urodzone to jest najwyżej wielkości męskiego palca.

Arek umówił się z Emilem i Adelą na sobotnie przedpołudnie na oglądanie kilku  mieszkań. Ponieważ trafienie na Ursynowie na  wskazany  adres  może człowieka przyprawić nie  tylko o  ból głowy, panowie umówili  się koło uczelni SGGW i dalej  mieli pojechać już razem. Do obejrzenia  były trzy mieszkania. Jedno odpadło jeszcze  w przedbiegach, bo Irena  stwierdziła, że nie  zamierza mieszkać w  wieżowcu na 11 piętrze, bo jeśli się winda  zepsuje to ona  padnie  martwym  trupem nim  wejdzie na to jedenaste piętro. Nawet bardzo bliskie  sąsiedztwo Mega Samu i  bazarku nie było w stanie jej przekonać do tego wieżowca. Następne mieszkanie było w pobliżu stacji budującego  się metra ale  z bliżej nieznanych  przyczyn drugi blok stał tak blisko tego, że gdyby w jednym czasie na balkonie  drugiego  budynku stał mieszkaniec tamtego bloku to można by wymienić uściski,  a posiadając nieco  odwagi bez trudu przejść z jednego balkonu na  drugi. Więc nic  dziwnego, że ktoś  chciał się  tego mieszkania pozbyć. Trzecie mieszkanie było w bloku czteropiętrowym na drugim piętrze. Mieszkanie było czteropokojowe, co prawda jeden  z pokoi miał raptem cztery metry kwadratowe, ale Arek stwierdził, że to mógłby być jego gabinet- wszak on całkiem  sporo pracuje w  domu. No a skoro on jednak musi mamę dać do zakładu,  w którym będzie  miała również stałą opiekę  medyczną to nie jest to złe mieszkanie. Dzienny pokój  miał balkon, okna dwóch sypialni wychodziły na podwórze. Podwórko miało nawet jakieś trawniki. Miejsce  było o tyle  ciekawe, że właściciel  mieszkania miał wykupione miejsce na pobliskim parkingu. A wyprowadzał się, bo odziedziczył dom piętrowy w  Górze Kalwarii. Niedaleko tego budynku był całkiem  niezły sklep spożywczy, przychodnia  lekarska,  apteka.

Irena  stwierdziła, że nawet się jej to mieszkanie  podoba, a drugie piętro  jest do przeżycia. Niedaleko  był też przystanek autobusowy. Arek umówił się z właścicielem mieszkania, że za  dwa  dni dadzą odpowiedź. Gdy wyszli stamtąd Emil pojechał jeszcze  kawałeczek  dalej i pokazał im, że bardzo blisko tego miejsca  jest piękny Park Natoliński a za kawałkiem  pola już  jest Powsin z Lasem Kabackim, który jest  rezerwatem przyrody. I wbrew pozorom z tego  miejsca łatwo można  było dojechać  do mieszkania Emila i Adeli, co właśnie  w końcu zrobili. Pokazał również uczelnię "Kolegium Europejskie Natolin" bo nie  wykluczone że mógłby tam Arek wykładać. W końcu pojechali do mieszkania Emila i  Adeli. Gdy skończyli "wycieczkę mieszkaniową" Emil wysłał do  Adeli sms, że za niedługo powinni dotrzeć. Arek znalazł miejsce do parkowania całkiem niedaleko domu,  a Emil pojechał na  swoje miejsce. Nim odjechał pokazał jeszcze Arkowi, którędy ma przejść do ich bloku. Ale Irena chciała jeszcze  chwilę sam na sam porozmawiać z Arkiem, więc  spacerowali czekając na powrót Emila. Irenie najbardziej spodobało się to ostatnio obejrzane mieszkanie, a gdy zobaczyła  jak blisko w  sumie jest do lasu i do Adeli i Emila, stwierdziła, że jest prawie zdecydowana na to mieszkanie. I taki miły, apetyczny adres - ulica Mandarynki- stwierdziła.  Emil widział ich już z daleka i  był zdziwiony, że nie poszli do Adeli, więc ich teraz  "zagarnął".  Gdy  już  weszli Adela wstawiła swoją "dziwną pizzę" do piekarnika a Emil zajął się prezentacją  mieszkania. Entuzjazm Arka, który będąc poprzednim  razem nie dostąpił zaszczytu obejrzenia ogródka,  sięgnął niemal szczytu gdy  zobaczył na środku żywotnik, a między nim a płotem obrośniętym winobluszczem  pień brzozy z siatkami orzechów dla ptaków i z pojemnikami na wodę. Pokazali mu też ogródek  Piotra i Heleny ze stojakiem pod oknem. Na  stojaku pyszniły  się dorodne pelargonie. Mieszkanie bardzo się Irenie podobało. Pokój - garderoba zainspirował wyraźnie  Irenę i Adela dała  jej namiary na  stolarzy, którzy porobili szuflady z przezroczystym "czołem". Stwierdziła, że to co Arek przewidział na  swój gabinet będzie  właśnie taką garderobą a w jednej z  sypialni będzie jego gabinet i sofa z funkcją  spania.

Pizza zrobiła furorę , ale nie mogli zgadnąć jaki to był spód.  W końcu Adela powiedziała, że spód to była cukinia, bardzo drobne płatki owsiane, jajka i 2 łyżki skrobi kartoflanej oraz nieco drożdży. A wędliny były  kupione w L'Eclerc na Ursynowie, w   stoisku Krakowski Kredens. Adela po jedzeniu, przy herbacie i słodkościach pokazała Irenie na  planie gdzie co jest na Ursynowie i obiecała, że  zrobi dla  niej taką "ściągę". 

Ślub Arka i Ireny miał być w drugiej połowie września. Adela   musiała Irenie pokazać nieliczne zdjęcia ze swego ślubu.  Irena orzekła, że oboje  wyglądali bardzo stylowo a to co Adela  miała na  szyi - wprost przepiękne! Adela przyniosła więc naszyjnik. Arek stwierdził, że te złote  ziarenka to z całą pewnością ręczna robota.  Irena popatrzyła na Arka i powiedziała - myślę, że powinieneś  nieco schudnąć by wejść w ten swój jasno -szary garnitur.  Nierealne- ważyłem wtedy z 10 kilogramów  mniej, to było lata wstecz!  Po prostu muszę kupić jakiś garnitur, może właśnie jasny popielaty. 

Adela patrzyła na niego, patrzyła i  w końcu powiedziała - na mojej obronie miałeś bardzo ładny garnitur, dwie tonacje granatu, fajnie w nim wyglądałeś. Nie  wygląda mi na to, żebyś teraz w niego nie  wszedł. Wiesz, byłam pół przytomna ze strachu, ale zdołałam zauważyć, że mam przystojnego promotora w dobrze skrojonym i dobranym kolorystycznie garniturze. Mówił ci Emil jak później ryczałam po wyjściu?  Nie mówił. A dlaczego płakałaś, wydaje  mi się, że dobrze cię zareklamowałem, coś było nie tak? - Arek  był wyraźnie zaniepokojony. Wszystko było  dobrze, tylko w ten sposób  schodziło ze mnie napięcie. Myślę, że fajnie będziesz  w nim nadal wyglądać, to będzie   już koniec  września, jasny popielaty to raczej na lato. 

Irka, widziałaś go  w  tym garniturze? Nie, bo nie  był moim promotorem. No to go zobacz, to jakaś fajna wełenka tkana z nitek w dwóch odcieniach tego samego koloru. A jasny popielaty to sobie sprawisz na wiosnę. Ty włożysz wtedy ten jasny popielaty, Emil swój meksykański ciemnobłękitny, wyjdziemy z wami na  spacer i popatrzymy jak się dziewoje do was wdzięczą. 

A tak na poważnie - przepatrz Irenko jego ciuszki,  niech przymierzy. Emil przed  naszym ślubem robił za modela i pokazywał się nam w tych meksykańskich garniturach. Ten , w którym  brał ślub to też meksykański.

Powiedzmy  sobie  szczerze - na  sam ślub nie  warto  nic kupować, bo ślub cywilny to raptem 15 minut stania przy biurku. I kilka minut potem,  gdy składają życzenia ci co  są  zaproszeni. Ten kostium,   w którym brałam ślub to już przed ślubem miałam. Dobrze  się złożyło, że Emil  miał garnitur  w tym  samym odcieniu zieleni.

                                                                 c.d.n.