Teresa zaprosiła Franka na sobotnie wczesne popołudnie. Wyglądał nieco dziwnie, ale, jak stwierdziła - interesująco. Przyglądała mu się chwilę i powiedziała- wyglądasz niczym Indianin, który rozjaśnił sobie włosy na blond.
Franek zaśmiał się - a ja myślałem, że jak Arab, który założył blond perukę. Spędzałem sporo czasu na słońcu i się po prostu opaliłem. Cały jestem nieźle opalony. Po prostu tym razem byłem tam na urlopie, nie tylko w pracy. I kto wie, czy aby nie przeprowadzę się na jakiś czas do Maroka. Dostałem nawet dość ciekawą propozycję pracy od jednego z kontrahentów. I poznałem ciekawą i według mnie piękną kobietę.
Jej babcia była z rodu Berberów, którzy są uważani za rdzenną ludność Afryki północnej. Berberowie bardzo szanują kobiety, które mają pełnię praw. Nie są podporządkowane mężom. Część Berberów wyznaje islam, część katolicyzm. Babcia mojej Ismeny była żoną Francuza i przez jakiś czas mieszkała z mężem w Algierii, a potem na południu Francji. Moja przyszła teściowa też się wydała za Francuza i tej berberyjskiej krwi to już niewiele płynie w żyłach Ismeny. Ismena ma czarne, proste jak druty włosy i niebieskie oczy, jak większość Berberów. Skończyła studia medyczne we Francji, ale chce pozostać w Maroku. I zakochałem się. I chcę byśmy się pobrali. Mieszkalibyśmy w Casablance, nad Atlantykiem. Tam się nawet różni klimatycznie zima od lata.
Podobało by ci się w Casablance - są tam zabytkowe domy w stylu Art Deco. A gdy junior nieco podrośnie moglibyście do mnie z nim przyjeżdżać. Jeżeli wszystkie moje plany wypalą, to ściągnę do Maroka ojca. Casablanca ma łagodny klimat. I do stolicy Maroka, Rabatu, jest raptem 85 kilometrów. Na razie chodzę na pół ogłupiały od kotłujących się w mojej głowie myśli, planów i tęsknoty za Ismeną.
O mamuśku - jęknęła Teresa- jeszcze cię takiego nie widziałam- ciekawie się Franiu prezentujesz - czyżby ta pani miała wszystkie te cechy, które cenisz u kobiet?
No właśnie - będąc od niej z dala zaczynam przegląd - zabawne, ale z daleka łatwiej się kobiecie dokładnie przyjrzeć niż wtedy gdy jest na wyciągnięcie ręki - stwierdził Franek. A masz jej jakieś zdjęcie?- spytał Kazik. Mam i to w stroju ludowym. Ale nie przy sobie, bo to duże zdjęcie. Gdy do mnie w niedzielę, za tydzień, wpadniecie z maluszkiem na tadżine to wtedy zobaczycie. I koniecznie weźcie ze sobą tatę. Ja tak z wami gadam i gadam ale gdzie jest tata?
W tej chwili u siebie - przegląda zapewne rzeczy, które weźmie do nas. Bo z uwagi na niemal wciąż śliskie ulice tata teraz mieszka u nas - nie chcemy by spacerował tymi śliskimi ulicami. Gdy już wybierze co mu potrzebne to Kazik po niego podjedzie samochodem. Tata, odkąd wróciłam ze szpitala mieszka u nas, gotuje obiadki i wyprowadza juniora na loggię. Razem z Kazikiem doszli do wniosku, że na 8 piętrze jest lepsze powietrze niż na dole, na osiedlowej ulicy.
A co u Krystiana i Aliny? Jakoś - odpowiedziała Teresa. Alina codziennie wieczorem chodzi z tatą na spacery. I ponoć przymierzają się z Krystianem do posiadania dziecka. Krystian zarobiony po czubki włosów, więc nie wiem czy ma głowę do robienia dziecka. On z tych co i ja - jeśli coś się dzieje w pracy to się i w głowie dzieje i kotłuje całą dobę. Nie jeden raz budziłam się w nocy z przerażeniem, że jeszcze czegoś nie zrobiłam.
Ojej, ja też jakiś mało przytomny jestem. Moment - muszę na chwilę zjechać do samochodu- czegoś przecież zapomniałem- dobrze, że stoję pod samym waszym blokiem. Kazik wyszedł z nim z pokoju, wręczył mu klucz od bramy i narzucił mu na plecy kurtkę - tu jest prawdziwa zima, jesteś w Polsce, nie w Maroku- pouczył Franka. No tak, tak, dziękuję. W dziesięć minut później Franek już był z powrotem, dzierżąc w ręce wypchaną sporą torbę. Na widok wypchanej torby Teresa spytała - czy masz zamiar dziś nocować u nas? Wystarczyłaby do tego piżama, zapasowa pościel jest u nas w dostatecznej ilości.
Nie ma obawy, nie będę u was nocował. Prezenty wybierała Ismena, ja jak zwykle pamiętałem o daktylach na lotnisku w Rzymie. Tu są trzy kozie skórki-dywaniki pod łóżko, żeby nie stawać bosą stopą wstając z łóżka - dwa dla was, jeden dla taty. Jest harrisa, żeby ryż nie był mdły, jest ostro-kwaśna i ta ilość to wam chyba na rok wystarczy. Dla Teresy przywiozłem berberyjski srebrny naszyjnik, taki ażurowy. Przywiozłem też miedzianą lampę - pewnie będzie fajnie przy niej posiedzieć na loggii. Tam takie lampy są w mieszkaniach. Na trzy domy są trzy kostki ambry, takie zapachowe, do szaf. Dla pań jest olejek arganowy, oryginalny. Dla Aliny i Krystiana jest miedziany imbryk i kolorowane małe szklanki do herbaty. Mnie to one przypominają bańki stawiane na plecach. A dla Aleksandra jest poduszeczka taka śmieszna, ale Ismena twierdzi, że bardzo zdrowa, anatomiczna. Podusia ma wgłębienie na główkę i podpórkę na karczek dziecka. Nigdy jeszcze nie widziałem takich poduszeczek. I ma jedwabne, z prawdziwego jedwabiu poszeweczki. Na wszelki wypadek wszystkie białe. Bo jak twierdzi Ismena, biały to najzdrowszy kolor dla dzieci. Bo nigdy nie wiesz jakimi farbami producent potraktował materiał.
Zwariowałeś kompletnie - wydałeś furę forsy na te prezenty- obrugała go Teresa. Nie furę - zaprzeczył Franek. No a poza tym jesteście dla mnie jak rodzina. Dla taty też trochę takich drobiazgów przywiozłem. Miałem dziką ochotę kupić wam dywan marokański, ale potem sobie przypomniałem, że Tesa woli wykładzinę dywanową niż taki "wolno leżący" dywan. Nie kupowałem tego w sklepach z pamiątkami więc i ceny nie były z sufitu wzięte. Naszyjnik dla Teresy to prawie na pustyni kupiłem - dla nich taki zarobek to po prostu pomoc w przetrwaniu. Zawsze coś kupuję będąc w trasie na jakimś zadupiu, nawet gdy niczego z tego, co sprzedają nie potrzebuję. Te kozie skóry też kupione bezpośrednio u wytwórcy. Mogą być albo dywanikiem około łóżkowym albo jako wyłożenie fotela.W mieście byłyby dużo droższe. A tak człowiek zarobił na miejscu siedząc, nie musiał z nimi wędrować. Były też bardzo zabawne klapki skórzane, ale nie miałem nawet bladego pojęcia jakie rozmiary kupić , a zabawne dlatego, że mają czubki w szpic. Nie wiem jak oni wyprawiają te skóry, ale ich klapki są niesamowicie trwałe. Bardzo, ale to bardzo chciałbym byście zobaczyli choć kawałek Maroka.
Obawiam się, że nie prędko my będziemy mogli się do Maroka wybrać- na taką podróż to musi Alek mieć już kilka lat, na oko to zapewne z pięć- bo młodsze to i nas umęczy i siebie.
No a twoja wybranka nie chciałaby zamieszkać w Europie? Twierdzi, że nie. Była już w kilku miastach Europy, ale woli Casablancę. Co prawda obiecała mi, że wiosną przyleci ze mną do Warszawy i trochę ją po innych miastach przewiozę. Ale zupełnie się nie zdziwiła, że mieszkam pod Warszawą. Bardzo się zdziwiła, gdy jej powiedziałem, że jestem zwolennikiem trwałych, legalnych, zarejestrowanych związków. Bo większość jej kolegów po fachu nie pragnie tego rodzaju stabilizacji. Z reguły to kobiety nalegają na legalizację związku. Swojej ewentualnej teściowej nie poznałem, mieszka w Tunezji ze swoją dużo młodszą siostrą, której mąż jest hotelarzem.
Franek, a ilu osobom już wyćwierkałeś, że jesteś na etacie zakochanego kundla? Franek popatrzył na Teresę nieco zdziwiony- nikomu, jesteś pierwszą osobą, której to powiedziałem. No to dobrze - bo jeśli ci na niej zależy, to muszę być i ostatnią osobą, która o tym wie. A ów kontrahent ? Wie coś o jej istnieniu i o tym, że masz zamiar przyjąć jego propozycję? Powiedziałem, że się nad tym zastanowię. Bo jestem ze swojej pracy zadowolony. I nie sądzę by mnie z nią widział. A co ona o tobie wie? Niewiele, poza tym, że mieszkam w Polsce i nie jestem i nie byłem żonaty. Nie mówiłem gdzie w Polsce pracuję. I wie, że jestem po handlu zagranicznym. Tesa- co jest grane?
Nie wiem co jest grane, ale wiesz, że z natury jestem tak naprawdę nieufna i z tego co wiem, to raczej kontrahent nie proponuje pracy komuś z centrali z którą jego firma współpracuje. I dlatego zapaliło mi się czerwone światełko w głowie. Może za długo już pracowałam w tym dziale. Ale jakoś tak się składało, że nikt z branżystów nie miał dotąd takiej propozycji. A może ktoś miał, ale nie był tym zainteresowany. Bądź ostrożny-zarówno w kontaktach z tą kobietą jak i w kontaktach z kontrahentem. Lepiej byś nie był czyimś pionkiem w grze. Mogłabym się dowiedzieć, co jest grane, ale jeśli się zapytam teraz, gdy mnie nie ma w biurze to niepotrzebnie zwrócę uwagę na twoją osobę. Przecież wiesz, że każdy jest po 1500 razy prześwietlany. Jestem dziwnie pewna, że gdybym teraz wparowała na Koszykową to zaraz by mi złożono gratulacje z okazji urodzenia synka, chociaż nie dawałam ogłoszenia. Wiesz o tym, że ja musiałam w każdym paszporcie, nie tylko specjalisty ale i pracowników centrali sprawdzać z jakich krajów są w nim pieczątki i pytać po co ten ktoś tam był, skoro ani podróż ani cel podróży nie wymagał tam obecności tego człowieka? I do tego trzeba o to tak zapytać, by się delikwent nie poczuł urażony moją niezdrową ciekawością. Nie podejrzewałeś chyba, że z każdym palantem rozmawiałam dla frajdy. I wiesz, że każdemu ze specjalistów przypominam, że każdy jego urlop poza Polską i krajem , w którym pracuje musi być uzgodniony z centralą. I mówię to do znudzenia, każdemu, podobnie jak i o tym, że zmiana trasy, jeśli musi być, to tylko taka, by się mieściła w milażu. To szybko do głów trafia, bo uprzedzam, że różnicę cen będzie każdy sam musiał pokryć z własnego konta dolarowego.
Wiesz- jakoś nie wyobrażam sobie, że nie wrócisz po ustawowym macierzyńskim do firmy - stwierdził Franek. Nie wrócę, Franiu, nie oddam dziecka do żłobka. A gdybym oddała do żłobka to cała moja pensja byłaby na opłatę prywatnego żłobka, bo państwowy mi nie przysługuje- za dużo razem zarabiamy.
No to się chłopie u ciebie ciekawie zaczyna robić - stwierdził Kazik. No tak jakby - pokiwał głową Franek. Teresa może mieć rację. Muszę sobie to wszystko w pamięci odtworzyć i nieco przy okazji oprzytomnieć. Kilka rzeczy możesz sprawdzić nie ruszając się od biurka - powiedziała Teresa. Mówiła ci gdzie pracuje? Jeśli wymieniła jakieś miejsce to można to sprawdzić w sieci, oczywiście nie na naszych stronach. Jeśli ma prywatną praktykę to też da się ją upolować, o ile podała ci swoje prawdziwe dane personalne.
Rozmowę przerwał telefon - to tata już chciał wracać i telefonował po Kazika. Kazik szybko się ubrał i w 20 minut później już był z tatą w domu. Przy tacie już nie będziemy tego omawiać- zarządziła Teresa. Tata się w tym wszystkim nie łapie. Krystiana i Aliny też w to nie będziemy włączać. Gdy nie było Kazika Teresa powiedziała do Franka - rozejrzyj się za jakąś dobrą pracą, bo niedługo podobno CHZety stracą rację bytu. I będzie naprawdę trudno o jakąś dobrą pracę - nie pytaj skąd to wiem- po prostu wiem, bo ktoś się niechcący wygadał. Więc czym prędzej rozejrzyj się za czymś, bo naprawdę kupa ludzi będzie szukała zatrudnienia. Nie przypadkowo wybrałam ten termin na urodzenie dziecka i wzięcie bezpłatnego urlopu wychowawczego. Jeśli masz kogoś w MSZ to może tam się przenieś nim to wszystko pęknie z hałasem. I skorzystaj z tego, że wiesz o tym ciut wcześniej niż inni. Tylko nie mów o tym nikomu. Po prostu zmień po cichu pracę. Jeśli masz kogoś znajomego w ambasadzie francuskiej to może tam się przenieś - znasz perfect francuski, w Polsce jest bardziej popularny angielski. Jesteś jedynym moim kolegą, któremu o tym mówię- byłeś zawsze w stosunku do mnie korekt i doceniłam to. Kazikowi powiem, że cię uprzedziłam. Nie mów teraz nic, porozmawiamy o tym u ciebie na tym tadżinie, na który nas zaprosiłeś. W żadnym wypadku przez telefon. Ten, kto się niechcący wygadał już od roku siedzi w Niemczech i tam pracuje, jest tam z żoną i dziećmi. Pracował w innym niż nasz CHZ.
c.d.n.