Jak widzę podpadłem ci - stwierdził Jacek. Ale tak mi się jakoś składało dotychczas, że nie miałem bliskiego kontaktu z kobietami, które były w wieku Twoim i Pawła, a te , z którymi pracowałem były raczej wrogo nastawione do "przejawu" nowoczesności, czyli komputeryzacji. Ciągle słyszałem narzekania, że literki takie małe, szkolenie trudne, ciężko zapamiętać i stąd może takie moje odzywki. Bo panowie niewiele ode mnie młodsi jakoś łykali sprawę bezproblemowo. Ale nie wykluczam, że może była i to kwestia lokalizacji - tam jednak było przysłowiowe "zadupie". A może i ci co szkolili personel byli pozbawieni talentu przekazywania swojej wiedzy.
Chciałbym jakoś tej panience pomóc - ma dziewczyna dobrze poukładane w głowie. Wiem, jak wyglądają te "pogomółkowskie" mieszkania. Paweł mieszkał w takim mieszkaniu z matką i z trudem , ale udało mi się, namówić go na sprzedanie go i kupno też niedużego, 42 metry, ale już z widną kuchnią.
Teresa spojrzała na niego z uwagą i powiedziała - mam nadzieję, że nie startujesz do niej. Jest młodsza od twojego syna. Poza tym nie wygląda mi na taką, która potrzebuje pomocy- ona sobie całkiem nieźle radzi. Jak na razie to jest tylko koleżanką Pawła i raczej jeszcze nie są ze sobą związani uczuciowo. Wystarczy jeśli weźmiesz udział w przewożeniu dobytku dziewczyn - wtedy Paweł zrobi nie cztery kursy samochodem a dwa. Jeśli ma coś Pawła połączyć z tą dziewczyną to niech to nie będzie oparte na jej wdzięczności, że obaj wyłaziliście ze skóry, żeby jej pomóc. Uczucia oparte na wdzięczności szybko wyparowują. I z reguły obie strony mają jakiś niesmak - jedna strona, ma poczucie że nie potrafi się odwdzięczyć a druga, że albo zrobiła za mało albo zbyt wiele.
W pokoju zapadła cisza i po dłuższej chwili Jacek powiedział: właściwie to masz rację. Ale ja nie startuję do tej panienki, wierz mi - ja wciąż czuję się winny wobec Pawła i jego matki i chyba jakoś chcę tę winę zmazać. Może jakimś dobrym uczynkiem.
Jacek - to poczucie zostanie z Tobą do końca życia - powiedział Kazik. Może czas byś z Pawłem szczegółowo omówił to wszystko co zaszło między tobą a jego matką i przy okazji uświadomił mu, w czym tkwił błąd i że czasem szczerość jest też egoizmem, bo wynika z egoistycznego myślenia. To już nie jest dziecko, to dorosły facet. Ja przez szczerość a raczej przez nieco wypaczone pojęcie uczciwości i jednocześnie egoizm uwikłałem się w małżeństwo z Anką. I chociaż Tesia mi to wybaczyła, ja sam nie potrafię sobie tego wybaczyć. Poza tym nie sądzę, by Paweł długo znał Basię - ona ma jeszcze rok studiów i pewnie w połowie semestru zacznie pisać magisterkę. Nie sądzę by się długo znali- wszak Paweł od niedawna jest w Warszawie i na Politechnice raczej często nie bywał, bo tylko bronił tu pracy, a teraz przecież już pracuje. Poza tym - niedawno była pani cybernetyczka, teraz jest Basia a za tydzień lub miesiąc może ci przedstawić kolejną dziewczynę. Wiem coś o tym, bo nim mój braciszek się ożenił to było trochę panienek koło niego. I każda na początku była "super dziewczyna" tylko z czasem okazywało się, że oboje nie grają tego samego utworu. I myślę, że jeszcze nie jedną miłą dziewczynę nam pokaże Paweł. Jest fajnym chłopakiem, już po studiach, pracuje w dobrym miejscu, na pewno liczy się na rynku "facetów do wzięcia".
I wiemy oboje z Tesią, że wcale nie będzie ci łatwo powiedzieć Pawłowi o wszystkim. Nam powiedziałeś, ale z reguły łatwiej jest coś niepochlebnego o sobie powiedzieć przyjacielowi niż swojemu własnemu dziecku. I mówiąc mu o tym co było, nie zapomnij ani przez moment, że ona była dla niego całym światem i że on jest waszą wypadkową. I że bardzo cię kochała. I nie chciała by dziecko tego, którego kochała zniknęło z tego świata.
Jesteście ode mnie młodsi, ale jakoś mądrzejsi życiowo- odrzekł Jacek. Tata, który dotychczas tylko się przysłuchiwał zabrał głos- Jacku, to nie jest tak, że są mądrzejsi życiowo - to się po prostu czasy zmieniły. Gdy my byliśmy młodzi nie rozmawiało się tak otwarcie o wszystkim bo - nie wypadało. A już na pewno nie nazywało się rzeczy po imieniu. To jest ta najważniejsza różnica. To nie fizjologia się zmieniła, to czasy się zmieniły. I im większa aglomeracja tym większe zmiany - im mniejsza miejscowość tym większa zaściankowość. Gdy ktoś od urodzenia do starości mieszka w jakiejś malutkiej mieścinie i nigdy nigdzie poza nią nie bywał, to nawet gdy czyta o dużym mieście to nie kojarzy mu się że nawet w obrębie jednej kamienicy w mieście nie wszyscy lokatorzy się znają osobiście. No ale gdy się żyje i mieszka tam gdzie się wszyscy znają, to trzeba zachować dyskrecję i nie opowiadać o rzeczach intymnych lub tych które są za takie uważane. Nieomal wszędzie dotarła telewizja, albo kablówka albo z satelity, ludziska oglądają niemal cały świat i....nadal im się wydaje, że skoro ja jestem z Warszawy i jakiś letnik "Iksiński", który był w danej dziurze na urlopie też jest z Warszawy - to jesteśmy znajomymi.
Przypomnij sobie - gdy my mieliśmy po 20 lat czy powiedziałbyś głośno dziewczynie, że musisz kupić prezerwatywy? Albo czy ona by ci powiedziała w trakcie rozmowy, że się z tobą następnego dnia nie spotka bo ma pierwszy dzień menstruacji i zawsze wtedy źle się czuje? Po prostu czasy się zmieniły i uważam, że bardzo dobrze. Im większe miasto tym szybciej następują takie zmiany. A według mnie to Paweł jest bardzo mądrym chłopakiem i w pełni doceni to, że traktujesz go jak bardzo dorosłego człowieka a nie tylko jako swego syna, czyli dziecko. Takie rozmowy z dzieckiem są dla niego sygnałem, że jest nie tylko twoim synem ale i partnerem, do którego masz zaufanie.
Wszyscy macie rację i szalenie cenię was za to, że o tym wszystkim, o swoich wątpliwościach, lękach i rozterkach mogę z wami porozmawiać - jesteście wszyscy moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Bałem się trochę tego mieszkania w Warszawie, tyle lat mieszkałem w dość specyficznym miejscu i dzięki wam, waszej przyjaźni odnalazłem się tu bez trudu. A teraz wykopcie mnie do domu. No wiesz, nie wymagaj od nas aż tyle trudu- śmiała się Teresa. Jeśli będzie jutro pogoda to może do Konstancina pojedziemy. W każdym razie jeśli się będziemy gdzieś wybierać to do Ciebie zapikamy, może będziesz miał ochotę z nami gdzieś się wybrać. Zmieścimy się w jeden samochód i będziesz miał do wyboru miejsce w samochodzie. Nawet za kierownicą? - spytał Jacek. Jeśli Tesia nie będzie chciała prowadzić to tak- odpowiedział Kazik. Bo z reguły ja mam w niedziele wolne. A gdy musi gdzieś jechać w dzień powszedni to jeździ taty samochodem jeśli jestem akurat w Instytucie. No ale wtedy tata zostaje z małym bo tam nie ma jak umocować fotelika.Ona tylko ciężarówki nie prowadzi, ale transita to już prowadziła. A co się przy tym najęczała- że wysoko siedzi, że czuje się jak w ciężarówce, że nie czuje tego wozu, ale kierownicy nie oddała. I prowadziła bez problemu, tylko musiała sobie ponarzekać. No bo prowadziłam pierwszy raz - wyjaśniła Teresa. To samo miałam gdy się przesiadłam z malucha do "normalnego" auta. Przede wszystkim nie słyszałam pracy silnika i to mnie dziwiło. Ale ciężarówki to bym za nic w świecie nie prowadziła- tam są jakieś półbiegi i w ogóle jest ich od cholery! Ja nawet nie za bardzo mogę się wdrapać do kabiny ciężarówki -nogi mam za krótkie i za słabe ręce by się wciągnąć- stwierdziła Teresa. I przede wszystkim musiałabym pójść na kurs, ale nie czuję takiej potrzeby.
Jacek przed wyjściem jeszcze poszedł zerknąć na Alka, który słodko spał. Gdy wyszedł tata powiedział -mam nieodparte wrażenie, że Jacek już bardzo chciałby być teściem i dziadkiem. Dobrze, że mu zaproponowaliście, by jutro się gdzieś z nami wybrał. Już niby nie jest samotny bo ma Pawła, no ale nie wiadomo, czy Paweł będzie jutro miał dla niego czas.
Gdy już leżeli w sypialni Teresa powiedziała - jeżeli będzie dobra pogoda to pojedziemy do Konstancina i myślę, że możemy Krisowi i Alinie zaproponować by też się wybrali. To będzie jakieś urozmaicenie dla obojga. I możemy dla Alka wziąć jego "wolelek"- będzie cały w szczęściu i skowronkach. Wiesz, do rowerka to wezmę też kij od szczotki albo jakąś linkę, bo jak się dziecko zmęczy to się albo go popcha albo pociągnie. Albo weźmiemy parasolkowiec. Popatrz Zik, Jacka wciąż gryzie kwestia mamy Pawła. I mam wrażenie, że ten problem zostanie z nim do końca jego życia. Oby tylko Paweł nie powielił jego błędu.
Kazik przytulił ją mocno i powiedział - no ale my na to nie mamy najmniejszego wpływu. Ty mi wybaczyłaś mój błąd życiowy zwany Anką, a ja nadal mam o to do siebie pretensję i wstydzę się tego, że się z nią związałem. Są sprawy, których człowiek sam sobie nie może wybaczyć. Pomyślałem, że może latem pojedziemy jednak w tym roku do tej oficerskiej kolonii- oczywiście razem z tatą. I pewnie z Jackiem. Nie wiem czy i dokąd wybiorą się Alina i Kris. A jesienią koniecznie wpadniemy do Baligrodu. Nawet jeśli nie przyjadą nasi Berlińczycy. Chociaż byłoby fajnie, gdyby przyjechali. A jak nie to weźmiemy tylko tatę i Jacka. Kris na pewno nie pojedzie, a nie wiem czy Alina pojechałaby tylko z nami. No ale do jesieni jeszcze daleko. Zik, kocham cię ogromnie i jestem najszczęśliwsza gdy jesteś obok i wiesz? -nadal jest mi z tobą tak samo cudownie jak na początku. Mnie też i myślę, że tak będzie zawsze. Wciąż mi ciebie mało, najchętniej bym był całą dobę przyklejony do ciebie. I jesteś kochana, że potrafisz wytrzymać moje zachcianki i jesteś przy mnie gdy piszę. Coś mi się obiło o uszy, że w maju , pod koniec maja będę musiał być w Berlinie. Tylko na 3 dni. Więc pomyślałem, że może zostawimy Alka z dwoma dziadkami i wyskoczymy sami, samolotem? Wylecimy pierwszym samolotem i to będzie pierwszy dzień, trzeciego dnia wrócimy ostatnim. Zanocujemy w hotelu i prosto z firmy pognam do ciebie. Hotel weźmiemy w pobliżu firmy, żebym nie tracił czasu na dojazdy. Kurt się będzie ze mnie śmiał, ale on gdyby tylko mógł to zrobiłby to samo z Sophie. Obaj mamy świra na punkcie swoich żon. No bo jak się kogoś kocha to się ma jego punkcie świra. I dobrze mi z tym świrem.
Niedziela była ładna i zaraz z rana Kazik zatelefonował do Krisa z propozycją, by oni też się wybrali do Konstancina. Oczywiście powiedział, że będzie tata i Jacek. Jacek też się ucieszył, tym bardziej, że Paweł wybierał się z Basią na jakąś eskapadę poza miasto. Teresa zabrała z domu i linkę i kij, a Kazik się śmiał, że jego lenistwo tym razem wygrało, bo rowerek już od ponad tygodnia tkwił w bagażniku jego samochodu. Wyruszyli w dwa samochody, Teresa na wszelki wypadek wzięła dwa termosy z ciepłą wodą by było z czego zrobić mleko dla małego Tadzia i picie dla Alka. Poza tym zapakowała dla obu biszkopty. Za kierowcę samochodu Kazika robił Jacek a obok niego siedział Kazik, Teresa i tata siedzieli z tyłu. W Konstancinie na szczęście jeszcze nie było wiele osób i nawet zaparkowali na płatnym parkingu, który był na posesji prywatnej. Alek był faktycznie "cały w skowronkach" no bo byli jego rodzice i dziadek i Jacek a na dodatek wujek i ciocia i "bobo Tadek". No i najważniejsze - wreszcie mógł pojeździć na swoim rowerku. Dopiero teraz Kazik i Teresa w pełni poznali umiejętności swego dziecka- bo okazało się, że dzieciaki w Berlinie nauczyły go, by trochę rozpędził rowerek i wtedy zakładał nóżki na przedni błotnik. Ale Kazik kazał by jednak nie opierał nóżek na błotniku, bo wtedy może stracić równowagę - nóżki miał po prostu trzymać nad ziemią wyprostowane. Alinie oczy wychodziły z orbit na widok szalejącego Alka na tym rowerku, a Kazik doszedł do wniosku, że chyba jednak niedługo trzeba będzie kupić małemu rowerek z pedałami i.....kask ochronny na łepetynę. Tadzik dość szybko usnął, Alina i Teresa okupywały dwie ławki, starsi panowie statecznie spacerowali a Kazik i Kris zajmowali się kolarzem, czyli Alkiem. Dziewczyny wymieniły się plotkami i okazało się, że pani Maria będzie codziennie przyjeżdżała do Aliny około godziny 11,00. Alina miała bardzo poważną rozmowę z lekarzem i potem lekarz rozmawiał z Krisem. Zdaniem lekarza obecność pani Marii działała na Alinę stabilizująco. Po prostu czuła się niepewnie będąc w domu sama z dzieckiem. W tym układzie będzie sama w domu nie dłużej niż 3 godziny jeśli Kris musiał wyjść z domu rano a poza tym będzie mógł spokojnie pracować poza domem po południu. Alina nauczyła się mówić o swojej chorobie - było to novum w kontaktach z Teresą, która doskonale wiedziała, że to duży postęp w terapii. Oczywiście powiedziała Alinie, że od dawna już wie co Alinie dolega i że cieszy się, że ona zaczyna rozumieć co jej dolega i że ta świadomość ułatwi jej stabilizację.
c.d.n.