Dni mijały szybko, mały Aleks miał już 18 miesięcy i, jak uważał pediatra- rozwijał się "książkowo". Co prawda nie mówił jeszcze zbyt wiele, ale rozumiał wszystkie polecenia i uparta jak muł Teresa nauczyła go korzystania z.....nocniczka i zgłaszania wcześniej owej potrzeby. Co prawda sikał nadal w pampersy, ale za to zaraz po zsikaniu się donosił o tym. Jego świat kręcił się wśród wypowiadanych już słów: mama, tata, dada, czyli dziadek. Uwielbiał czytanie - zwłaszcza książeczek z obrazkami- potrafił już wskazać wszystkie namalowane w książeczce zwierzaki. Te same zwierzęta Teresa pokazywała mu w encyklopedii zwierząt. Ojciec Teresy był swym wnuczkiem zachwycony- nie dość, że wnuczek uwielbiał gdy dziadek "objaśniał mu świat", to potrafił dziadkowi okazać jak go mocno kocha, czyli dziadka tak zwanie "ukochiwał" - obejmował dziadka za szyję, przytulał swą buźkę do twarzy dziadka i mówił: "ma dada". W ten sam sposób przytulał mamę, tatę i...... wielkiego misia, który był niemal tej samej wielkości co Aleks. Miś był prezentem od Franka, przywiózł go z którejś z podróży zagranicznych. Był to pewnie jeden z nielicznych misiów prześwietlanych na dwóch lotniskach, czy aby nie przewozi czegoś zakazanego w swym wnętrzu.
Któregoś dnia Kazik "przywlókł" do domu drewniane schodki. Był to prezent od Kurta i Sophie. Konstrukcyjnie był to podest mający po obu stronach schodki z poręczą. Schodki były oklejone miękką wykładziną. Jak wynikało z instrukcji użycia, wykładzinę należało usunąć gdy już dziecko opanuje sztukę wchodzenia na nie, a resztki kleju wystarczy po prostu zmyć mokrą gąbką. Był to "spadek" odmalowany i odrestaurowany po ich dzieciakach. Na szczebelkach podtrzymujących poręcz były wypisane imiona chłopców. Do poręczy była dołączona kartka, by imię nowego zdobywcy schodków napisać na najwyżej umieszczonym szczebelku, by miał mały co zdobywać. Oczywiście "zdobywanie" tylko wtedy jest zaliczone gdy dotrze tam na dwóch nóżkach a nie na czworakach. No tak- jęknęła Teresa - kojec już oddany dla Tadzia, to teraz będzie kolejna zawalidroga. Ale pomyśl, moja cudna, że tym sposobem unikniesz sterczenia na brudnych schodach klatki schodowej by mały ćwiczył trudną sztukę pokonywania schodów - tłumaczył Teresie mąż.
Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę - w weekend wdepnie do nas Jacek. Muszę na niego uważać, bo już jest rozwiedziony, ty mu się bardzo podobasz, a on potrafi uwodzić kobiety. Jego była żona już sobie znalazła tam młodszego niż Jacek faceta, chętnego na jej wdzięki. A co Jacek na to? No cóż - spakował jej wszystkie rzeczy w skrzynie transportowe i wysłał do Kanady w ramach jej mienia przesiedleńczego i nagle stwierdził, że ma nieomal pusto w mieszkaniu. Śmiał się, że jej rzeczami to dałoby się zapełnić cały jeden kontener. Ale najlepsze- jak powiedział - jest to, że to ona musiała pokryć koszty transportu. A że były niemałe to widać że nieźle się jej tam powodzi.
No i już zgłosił chęć przejścia na emeryturę i za miesiąc będzie emerytem. W związku z tym pytał się mnie czy może chcę polatać, ale odmówiłem choć proponował lot w towarzystwie instruktora. I na razie zamieszka w Świdrze. I, jak powiedział - oczekuje, że będziemy go całą rodziną nawiedzać w weekendy. I że tata mógłby tam całe lato spędzić zamiast "w murach stołecznego miasta". Powiedziałem mu tylko, że tata jest wolnym człowiekiem i może robić to na co ma ochotę, a nam nic do tego. I że to on sam musi to tacie zaproponować.
A "uje Kliś", jak mówi Alek, wpadnie dziś do nas z Tadziem, bo Alina wybiera się do fryzjera by ściąć włosy na krótko. Kris stwierdził, że Tadzik jest na tyle duży by można go przedstawić Alkowi. A gdy Alina zakończy flirt z fryzjerem to po nią pojedzie razem z Tadziem i potem prosto stamtąd pojadą do domu.
No to dobrze, że pojadą do domu prosto od fryzjera. Ciekawa jestem jak Aleks potraktuje brata. Na spacerach jest zainteresowany tylko starszymi dziećmi i....psami. Osiedlowe koty też dostrzega i woła do nich "cici, cici" wyciągając rączkę. Wczoraj przyplątała się do nas dwulatka, której się podobał jego tygrysek i gdy wyciągnęła rączkę w jego stronę to Aleks narobił wrzasku. Mamuśka dziewczynki była oburzona takim "nietowarzyskim" zachowaniem Alka, więc jej powiedziałam, że niech się wpierw zastanowi czy właściwym zachowaniem jest wyciąganie łapy po cudzą zabawkę.
A pani od charcicy nim pozwoli podejść swojej suni do wózka, to wpierw jej wyciera jedną wilgotną szmatką całą mordkę a potem drugą przeciera łeb i cały grzbiet. Już nauczyłyśmy Alka, że nie wolno pakować paluszków psu do oczu, nosa i uszu. I po wszystkich macaniach psa kolejną wilgotną szmatką mały ma wycierane rączki. No ale sunia jest przystosowana do dzieci, tatowa sąsiadka ma dwoje wnucząt, które sunia wielbi od pierwszych ich dni.
Pomyślałam sobie, że jeśli będzie przyjazna pogoda to moglibyśmy się w ten weekend wybrać do ZOO. Może tata też będzie chciał? Tam jest sporo ławek, więc zawsze będzie miał gdzie odpocząć, poza tym , ponieważ będziemy z wózkiem, to możemy wziąć ten "stołeczek wędkarski" - jest lekki a złożony wygląda jak parasol i całkiem wygodnie się na nim siedzi. Będzie sobie leżał w koszyku zakupowym pod wózkiem. Następny wózek małego to już będzie taki składany "parasolkowiec", bo już na pewno nie będzie sypiał na spacerach. On i teraz rzadko sypia, ale jest wygodnie z tą spacerówką bo on lubi ją pchać, więc gdy ją pcha to nie muszę mieć oczu dookoła głowy.
Sophie mi opowiadała, że najstarszego to prowadzała na smyczy, którą przypinała mu do szelek. On nie lubił by go trzymać za rączkę no i nic dziwnego, bo Sophie niska nie jest i gdy trzymała małego za rękę to on ciągle tą rączkę miał biedak wyciągniętą do góry i pewnie go bolała. No to wymyśliła, żeby miał szelki na sobie, te od wózka, a ona do nich przypinała smycz. No a przy drugim to już mieszkali w tym domu z ogrodem i nie mordowała się ze spacerami bo wpierw wystawiała towarzystwo na taras a potem wyrzucała do ogrodu. Szelki u nas są, w wózku siedzi przypięty w szelkach, tylko smycz psią trzeba kupić. Smycz to żaden problem- stwierdził Kazik. W każdym dużym, szanującym się markecie jest dział "zoologiczny", jutro kupię. Masz jakieś wymagania odnośnie koloru? Nie, nie mam. Tylko nie kupuj skórzanej, kup taką zrobioną z taśmy z tworzywa sztucznego, żeby była lekka i żebym nie miała kłopotu z jej skróceniem w kilka sekund. Następnego dnia w domu "wylądowała" smycz z automatyczną regulacją długości. Tata śmiał się cichutko, że dziecięce marzenie Teresy o posiadaniu psa właśnie połowicznie się spełniło.
W weekend rzeczywiście przyjechał do nich Jacek. Zachwycał się Aleksem i stwierdził, że ma żal do matki swego syna, że nie powiedziała mu, że zaszła w ciążę i że pozbawiła go tego wszystkiego co teraz widzi u Kazika i Teresy. Teresa tłumaczyła mu, że sam stworzył taką sytuację a priori mówiąc dziewczynie, że nie chce dziecka. Pewnie gdybyś to inaczej powiedział, porozmawiał o tym, a nie tylko nadał suchy, konkretny komunikat to pewnie byłoby inaczej- może byście się pobrali a może nie, ale miałbyś kontakt z dzieckiem od samego początku. Więc chyba jednak źle adresujesz swój żal. Kazik i tata też byli tego zdania.
No ale sądziłem, że to jest uczciwe podejście do sprawy - tłumaczył się Jacek. No wiesz - uczciwe to było, tylko wielce egoistyczne i krzywdzące dla niej. Przeczytaj jeszcze raz ten jej pamiętnik, to może zrozumiesz, że nie było to wszystko do końca uczciwe. Uczciwe to byłoby wtedy gdybyś z nią ten problem przedyskutował i uzmysłowił sobie, że w takim razie nie powinieneś jej głowy zawracać i po prostu przestać z nią współżyć, bo nawet najlepsze obecnie środki antykoncepcyjne, których wtedy nie było jeszcze w Polsce, nie dają 100% bezpieczeństwa. Poza tym sprawa już nieaktualna, twój syn to dorosły facet, ty się pocieszyłeś inną, która nie chciała mieć dziecka, a teraz jak widać to i ciebie nie chciała, bo wyjechała i wzięła z tobą rozwód.
Ty rozpatrujesz to wszystko z punktu widzenia dorosłego mężczyzny, a ja patrzę na to z punktu widzenia młodej, zakochanej dziewczyny, której miarą miłości było to, że chciała to dziecko urodzić, bo to było twoje dzieło. Więc się nad sobą nie roztkliwiaj. Gdybyś był jej zupełnie obojętny to usunęłaby ciążę, legalnie, w szpitalu bo wtedy nie było z tym problemu, była już pełnoletnia, a nie zostawiłaby sobie na głowie takiego kłopotu jak samotne wychowanie dziecka. Jedyne co ci teraz pozostaje to "posypać głowę popiołem" i delikatnie wybadać poglądy syna w tej materii, żeby synek nie poszedł w ślady ojca. I już nie mówmy więcej o tym - rozdrapywanie ran niczemu nie służy. Było - minęło, życie toczy się dalej. Uśmiechnij się, przecież nadal się z tobą wszyscy przyjaźnimy. Każdy z nas popełnił w życiu jakąś głupotę, nikt nie był i nie jest ideałem. I ja i Kazik też kiedyś byliśmy naiwni i głupoty robiliśmy. I on i ja jesteśmy po nieudanych związkach, ale sobie o tym sporo opowiedzieliśmy, sprawy są rozliczone i zamknięte.
A przyjedziecie do mnie na wakacje? -spytał Jacek. Odnowiłem wewnątrz chałupę, powymieniałem różne sprzęty i teraz w środku pełna cywilizacja, tylko nie wiem co z zewnątrz - wygląda mało atrakcyjnie. No i dobrze- powiedział tata- przynajmniej nikt nie sądzi, że masz tam cuda na kiju i cię może nie okradną. No jak na razie, to jest podłączony do firmy ochroniarskiej. To kiedyś był ładny dom, on jest z dość cienkich bali, a że nie bardzo tu pasował to mu zrobiono zewnętrzną "licówkę" z desek i ma wygląd zwykłego baraku. A pod tą licówkę jeszcze "wkitowano" ocieplenie i on jest dzięki temu bardzo ciepły zimą i odporny na upał. Tylko te deski już kiepsko wyglądają. W piwnicy ma piec na gaz. Dom ma 3 sypialnie i salon, dużą łazienkę i sporą kuchnię. Dom ma prawie 100 metrów kwadratowych powierzchni użytkowej.
To całkiem sporą masz tę chałupę- stwierdził tata. A do stacji kolejowej masz daleko? Tak ze sześć mniej więcej kilometrów. Mnóstwo osób dojeżdża tym elektrycznym pociągiem a sporo też jeździ swoimi samochodami. Rano są korki w stronę Warszawy, późnym popołudniem w przeciwną stronę. Powinni poza tym wybudować jakiś piętrowy parking koło dworca, bo to co jest trudno nazwać parkingiem. Jak ze dwa dni popada deszcz to zupełnie nie ma gdzie zaparkować, bo to po prostu rozjeżdżone błoto. Oczywiście każdy by chciał by ten parking był bezpłatny, zupełnie tak jakby to był dar boski dla ludzi, a przecież każdy obiekt, jego wybudowanie i potem utrzymanie kosztuje. Podobno było jakieś zebranie mieszkańców w sprawie budowy parkingu i ktoś postulował, by dać zezwolenie osobie prywatnej na budowę owego parkingu, ale ktoś bardziej przytomny stwierdził, że te akurat grunty są własnością państwa, no więc jeśli ktoś wierzy w to, że ktoś je odkupi, wybuduje za własne pieniądze parking a potem udostępni za darmo ten parking ludziom, no to niech sobie szybko zaklepie miejsce w szpitalu dla niepełnosprawnych umysłowo. Najbliższy sąsiad Jacka był na tym zebraniu i stwierdził, że tu jacyś naiwni głównie mieszkają, bo każdy trzeźwo myślący wie, że niczego nie ma za darmo. I obaj z synem zastanawiają się co z tym domem zrobić. Syn powiedział, że on na pewno nie będzie mieszkał stale w Świdrze, bo nie pasują mu dojazdy do pracy i jeśli ojciec mu ten dom przepisze to on na pewno go sprzeda jakiemuś naiwniakowi, któremu do szczęścia będzie potrzebne świeże powietrze i dom z ogrodem. On mimo wszystko woli gorsze powietrze warszawskie niż dojazdy na trasie Świder-Warszawa. On oczywiście wie, że ponad milion osób codziennie dojeżdża elektrycznym pociągiem do Warszawy pokonując nawet 100 km, no ale na szczęście on nie musi i nie chce sam się na to skazywać. Poza tym tłumaczenie ojca, że taki dom to lokata to go śmieszy, bo lokatą jest coś co raz kupisz i potem już w to nie inwestujesz, a w dom trzeba ciągle inwestować , zwłaszcza gdy stoi pusty, nie zamieszkany.
No widzisz Jacek - twój syn ma rację. Dom, w którym przez długi czas nikt nie mieszka po prostu niszczeje - powiedział tata. Nie wiem ile w tym prawdy, ale słyszałem, że w rurach doprowadzających wodę rozwijają się jakieś bakterie - właśnie dlatego, że nikt jej regularnie nie pobiera. Więc nim w tym Świdrze zamieszkasz daj wodę z kranu do przebadania mówiąc dlaczego ją dajesz do badania. Ale nie pamiętam już dokładnie co to za bakterie. W każdym razie dając ją do zbadania powiedz, że to z dawno nie zamieszkanego domu, w Sanepidzie będą wiedzieli jak ją mają przebadać. I dlatego budynki, które są pustostanami mają odciętą wodę. Hmmm, nie słyszałem o tym, ale wezmę wodę z kranu do badania. Tak się Krystian zachwycał, że mam wszelkie dokumenty w porządku, ale dopiero teraz do mnie dotarło, że wcale nie widziałem na oczy dokumentacji z budowy tego domu i jakoś mi nigdy w ręce nie weszła. Muszę przejrzeć jeszcze raz wszystkie dokumenty, które były w domu i chyba pójść tam na strych i zobaczyć co tam jest. No ale sam na ten strych lepiej nie chodź, idź tam razem z synem - powiedziała Teresa.
No wiesz- oburzył się Jacek - jestem jeszcze pełnosprawny, ostatnie badania robiłem niedawno i są OK. Teresa uśmiechnęła się - weź jednak ze sobą syna, niech się chłopak wreszcie poczuje pełnoprawnym synem. Niech mu wreszcie przestanie brakować ojca. Ojciec to nie tylko zabezpieczenie finansowe, ojciec to także kwestia wzajemnej bliskości i zaufania. Otwórz się na niego! Nareszcie masz syna. Nie bądź tatą spłacającym tylko i jedynie dług finansowy. Zaglądnij sobie w serducho! I przyprowadź kiedyś do nas swego syna, pochwal się nim. Obu wam to dobrze zrobi, przekonasz się, uwierz mi! No właśnie - masz córeczko w 100 procentach rację - poparł ją tata. Tesia ma rację, nie powinieneś się izolować od niego. Zwłaszcza, że on od niedawna jest w Warszawie. Nooo, a ja znam nieco osób z WATu - dodał Kazik.
Jacek spoglądał na ich z niedowierzaniem - wreszcie powiedział- jesteście wszyscy niesamowici. Masz Tadeuszu szczęście - masz wspaniałą córkę i syna. Nie wiem jak mam wam dziękować za takie podejście do moich spraw! Nie dziękuj, tylko przyjdź do nas w następny weekend z synem - powiedział Kazik.
c.d.n.