czwartek, 23 lutego 2023

Lek na wszystko? - 60

 Dni mijały  szybko, mały Aleks miał już 18 miesięcy i, jak uważał pediatra- rozwijał  się  "książkowo". Co prawda  nie mówił jeszcze  zbyt wiele, ale rozumiał wszystkie polecenia i uparta  jak muł Teresa  nauczyła go korzystania z.....nocniczka i zgłaszania wcześniej owej potrzeby. Co prawda sikał nadal w pampersy, ale za to zaraz po zsikaniu się donosił o tym. Jego  świat kręcił  się wśród wypowiadanych  już słów:  mama, tata, dada, czyli dziadek. Uwielbiał czytanie - zwłaszcza książeczek z obrazkami- potrafił już  wskazać wszystkie  namalowane  w książeczce zwierzaki. Te same zwierzęta Teresa pokazywała mu w encyklopedii zwierząt. Ojciec Teresy był swym  wnuczkiem zachwycony- nie dość, że wnuczek uwielbiał gdy  dziadek "objaśniał mu świat", to potrafił dziadkowi okazać jak go mocno kocha, czyli  dziadka tak zwanie  "ukochiwał" - obejmował  dziadka za szyję, przytulał swą  buźkę do twarzy dziadka i mówił: "ma dada". W ten  sam sposób przytulał mamę, tatę i...... wielkiego misia, który był niemal tej  samej  wielkości co Aleks. Miś był prezentem od Franka, przywiózł go z którejś  z podróży zagranicznych. Był to pewnie jeden  z nielicznych misiów prześwietlanych na dwóch  lotniskach, czy aby  nie przewozi czegoś zakazanego w  swym wnętrzu. 

Któregoś dnia Kazik "przywlókł" do domu  drewniane  schodki. Był to prezent od Kurta i Sophie. Konstrukcyjnie  był to podest mający po obu stronach  schodki z poręczą. Schodki były oklejone miękką wykładziną. Jak wynikało z instrukcji  użycia, wykładzinę należało usunąć gdy już dziecko opanuje  sztukę wchodzenia  na nie, a resztki kleju wystarczy po prostu zmyć mokrą gąbką.  Był to "spadek" odmalowany i odrestaurowany po ich dzieciakach. Na szczebelkach podtrzymujących poręcz  były wypisane imiona  chłopców. Do poręczy była dołączona  kartka,  by imię nowego zdobywcy  schodków napisać na   najwyżej umieszczonym szczebelku, by miał mały co zdobywać. Oczywiście  "zdobywanie" tylko wtedy jest  zaliczone gdy dotrze tam na dwóch nóżkach  a nie na czworakach.  No tak- jęknęła Teresa - kojec już oddany dla Tadzia, to teraz  będzie kolejna  zawalidroga.  Ale pomyśl, moja  cudna, że tym sposobem unikniesz sterczenia  na brudnych schodach klatki schodowej by mały ćwiczył trudną sztukę pokonywania  schodów - tłumaczył Teresie  mąż.  

Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę - w weekend wdepnie do nas Jacek. Muszę na niego uważać, bo już jest rozwiedziony,  ty mu się bardzo podobasz, a on potrafi uwodzić  kobiety.  Jego była żona już sobie  znalazła tam młodszego niż Jacek faceta, chętnego na jej  wdzięki.  A co Jacek na to?  No cóż - spakował jej wszystkie  rzeczy w skrzynie transportowe i wysłał do Kanady w ramach  jej mienia przesiedleńczego i nagle stwierdził, że ma nieomal pusto w mieszkaniu.  Śmiał się, że jej rzeczami to dałoby  się zapełnić cały jeden kontener. Ale najlepsze- jak powiedział - jest to, że to ona  musiała pokryć koszty transportu. A że były niemałe to widać że nieźle  się jej tam powodzi. 

No i  już zgłosił chęć przejścia  na emeryturę i za miesiąc będzie emerytem. W związku  z tym pytał się mnie czy może  chcę polatać, ale odmówiłem choć proponował lot w towarzystwie instruktora. I na razie  zamieszka w Świdrze. I, jak powiedział - oczekuje, że będziemy go całą  rodziną  nawiedzać w weekendy.  I że tata mógłby tam całe lato spędzić zamiast  "w murach  stołecznego miasta".  Powiedziałem  mu tylko, że tata jest wolnym człowiekiem  i może robić to na  co ma ochotę, a nam  nic  do tego. I że to on  sam musi to tacie  zaproponować. 

A "uje Kliś", jak mówi Alek, wpadnie  dziś do nas z Tadziem, bo Alina wybiera się do fryzjera by ściąć włosy na krótko. Kris stwierdził, że  Tadzik jest na tyle  duży by można go przedstawić  Alkowi. A gdy Alina zakończy  flirt z fryzjerem to po nią pojedzie  razem z Tadziem i potem prosto stamtąd pojadą  do domu.

No to dobrze, że pojadą do domu prosto od fryzjera. Ciekawa  jestem jak Aleks potraktuje brata. Na spacerach jest zainteresowany tylko starszymi dziećmi i....psami. Osiedlowe koty też  dostrzega i woła do nich "cici, cici" wyciągając rączkę.  Wczoraj przyplątała  się do nas dwulatka, której  się podobał jego tygrysek i gdy wyciągnęła rączkę w jego stronę to Aleks narobił wrzasku.  Mamuśka dziewczynki była oburzona takim "nietowarzyskim" zachowaniem Alka,  więc jej powiedziałam, że niech  się wpierw zastanowi czy właściwym  zachowaniem jest wyciąganie  łapy po cudzą zabawkę.

A pani od charcicy nim pozwoli podejść  swojej suni do wózka, to wpierw jej wyciera jedną  wilgotną szmatką całą mordkę a potem drugą przeciera łeb i cały  grzbiet.  Już nauczyłyśmy Alka, że nie wolno pakować paluszków psu do oczu, nosa i uszu. I po wszystkich macaniach psa kolejną wilgotną szmatką mały ma wycierane  rączki. No ale sunia jest przystosowana do dzieci,  tatowa sąsiadka ma  dwoje wnucząt, które sunia wielbi od pierwszych ich  dni.

Pomyślałam sobie, że jeśli będzie przyjazna pogoda to moglibyśmy się w ten weekend  wybrać do ZOO. Może tata też będzie chciał?  Tam jest sporo ławek, więc  zawsze będzie miał gdzie odpocząć, poza tym , ponieważ  będziemy z wózkiem, to możemy wziąć ten "stołeczek  wędkarski" - jest lekki a złożony wygląda jak parasol i całkiem wygodnie  się na nim  siedzi. Będzie sobie leżał w koszyku zakupowym pod  wózkiem. Następny wózek małego to już będzie taki składany "parasolkowiec", bo już na pewno  nie będzie sypiał na  spacerach. On i teraz  rzadko sypia, ale jest  wygodnie  z tą  spacerówką bo on lubi ją pchać, więc gdy ją pcha to nie muszę mieć oczu dookoła głowy. 

Sophie mi opowiadała, że najstarszego to prowadzała na  smyczy, którą przypinała  mu do szelek. On  nie lubił by go trzymać  za rączkę no i nic  dziwnego, bo Sophie niska  nie jest i gdy trzymała  małego za rękę to on  ciągle tą rączkę  miał biedak wyciągniętą  do góry i pewnie go bolała. No to wymyśliła, żeby miał szelki na sobie, te od  wózka, a ona do nich przypinała smycz. No a przy  drugim to już mieszkali w tym domu z ogrodem i nie mordowała  się ze spacerami bo wpierw  wystawiała  towarzystwo na taras a potem wyrzucała  do ogrodu. Szelki u nas  są, w  wózku siedzi przypięty w szelkach, tylko smycz psią trzeba kupić. Smycz to żaden problem- stwierdził Kazik. W każdym dużym, szanującym  się markecie jest  dział "zoologiczny", jutro kupię. Masz jakieś wymagania odnośnie koloru? Nie, nie mam. Tylko nie kupuj skórzanej,  kup taką  zrobioną z taśmy z tworzywa  sztucznego, żeby była lekka i żebym nie  miała kłopotu z jej skróceniem  w kilka  sekund. Następnego  dnia  w domu "wylądowała" smycz z automatyczną regulacją długości.  Tata śmiał się  cichutko, że dziecięce marzenie Teresy o  posiadaniu psa właśnie  połowicznie  się spełniło. 

W weekend rzeczywiście  przyjechał  do nich Jacek. Zachwycał się Aleksem i stwierdził, że ma żal do matki swego syna, że nie powiedziała mu, że zaszła w  ciążę i że pozbawiła go tego  wszystkiego co teraz  widzi u Kazika i Teresy.   Teresa tłumaczyła mu, że sam stworzył taką sytuację a priori mówiąc  dziewczynie, że nie chce dziecka. Pewnie gdybyś to inaczej powiedział, porozmawiał o tym, a nie tylko nadał suchy, konkretny komunikat to pewnie byłoby inaczej- może byście  się pobrali a może nie,  ale miałbyś kontakt  z dzieckiem od  samego początku. Więc chyba jednak źle adresujesz  swój żal. Kazik i tata też byli tego zdania. 

No ale sądziłem, że to jest uczciwe podejście do sprawy - tłumaczył się Jacek. No wiesz - uczciwe to było, tylko wielce egoistyczne i krzywdzące dla niej. Przeczytaj jeszcze raz ten jej pamiętnik, to może zrozumiesz, że nie było to wszystko do końca uczciwe. Uczciwe to byłoby wtedy gdybyś  z nią ten problem przedyskutował i uzmysłowił sobie, że w takim  razie nie powinieneś  jej głowy zawracać i po prostu przestać  z nią współżyć, bo nawet najlepsze obecnie  środki antykoncepcyjne, których  wtedy  nie było jeszcze  w Polsce, nie dają 100% bezpieczeństwa. Poza tym sprawa już nieaktualna, twój syn to dorosły facet, ty się pocieszyłeś inną, która  nie chciała mieć  dziecka, a teraz  jak widać to i ciebie  nie chciała, bo wyjechała i  wzięła z tobą rozwód. 

Ty rozpatrujesz to wszystko z punktu widzenia dorosłego mężczyzny, a ja patrzę na to z punktu widzenia młodej, zakochanej dziewczyny, której  miarą miłości było to, że chciała to dziecko urodzić, bo to było twoje  dzieło. Więc się nad  sobą nie roztkliwiaj. Gdybyś był jej zupełnie obojętny to usunęłaby  ciążę, legalnie, w  szpitalu bo wtedy nie  było z tym problemu, była już pełnoletnia, a nie zostawiłaby sobie na głowie takiego kłopotu jak  samotne wychowanie dziecka.  Jedyne co ci teraz pozostaje to "posypać  głowę popiołem" i delikatnie wybadać poglądy  syna w tej materii, żeby synek  nie poszedł w ślady ojca. I już nie mówmy więcej o tym - rozdrapywanie ran niczemu  nie  służy. Było - minęło, życie  toczy  się dalej. Uśmiechnij  się, przecież nadal się z tobą wszyscy przyjaźnimy. Każdy z nas popełnił w życiu jakąś  głupotę, nikt nie był i  nie jest ideałem. I ja i  Kazik też kiedyś  byliśmy naiwni i głupoty robiliśmy. I on i ja jesteśmy po nieudanych  związkach, ale sobie o tym sporo opowiedzieliśmy, sprawy są  rozliczone i  zamknięte.

A przyjedziecie do mnie na wakacje? -spytał Jacek. Odnowiłem wewnątrz  chałupę, powymieniałem różne sprzęty i teraz  w środku pełna  cywilizacja, tylko nie wiem co z  zewnątrz - wygląda mało atrakcyjnie. No i dobrze- powiedział tata- przynajmniej  nikt nie  sądzi, że masz tam cuda  na kiju i cię może  nie okradną.  No jak na razie, to jest podłączony do firmy ochroniarskiej. To kiedyś był ładny dom, on jest z dość  cienkich bali, a że nie bardzo tu pasował to mu zrobiono zewnętrzną "licówkę" z desek i ma wygląd  zwykłego baraku. A pod tą licówkę jeszcze "wkitowano" ocieplenie  i on jest dzięki temu bardzo ciepły zimą i odporny na upał. Tylko te  deski już kiepsko wyglądają. W piwnicy ma piec  na gaz. Dom ma 3 sypialnie i salon, dużą łazienkę i sporą kuchnię. Dom ma prawie  100 metrów kwadratowych powierzchni użytkowej. 

To całkiem sporą masz tę chałupę-  stwierdził tata. A do stacji  kolejowej masz daleko?  Tak ze sześć mniej więcej  kilometrów. Mnóstwo osób dojeżdża tym elektrycznym pociągiem a sporo też jeździ swoimi samochodami. Rano są korki w  stronę  Warszawy, późnym popołudniem w przeciwną stronę. Powinni poza tym wybudować jakiś piętrowy parking koło dworca, bo to co jest trudno nazwać parkingiem. Jak  ze dwa dni popada  deszcz to  zupełnie nie ma gdzie  zaparkować, bo to po prostu  rozjeżdżone  błoto. Oczywiście każdy by chciał by ten parking  był bezpłatny, zupełnie tak  jakby to był dar boski dla ludzi, a przecież każdy obiekt, jego wybudowanie i potem utrzymanie  kosztuje. Podobno było jakieś zebranie mieszkańców w sprawie budowy parkingu i ktoś postulował, by dać zezwolenie osobie  prywatnej na budowę owego parkingu, ale ktoś bardziej przytomny stwierdził, że te akurat grunty są własnością państwa, no więc jeśli ktoś wierzy w to, że ktoś je odkupi, wybuduje za własne pieniądze  parking a potem udostępni za darmo ten parking ludziom, no to niech sobie  szybko zaklepie miejsce w szpitalu dla niepełnosprawnych umysłowo. Najbliższy sąsiad Jacka był na tym  zebraniu i stwierdził, że tu jacyś naiwni głównie  mieszkają, bo każdy trzeźwo myślący wie, że niczego  nie ma  za darmo. I obaj z  synem zastanawiają  się co z tym domem zrobić. Syn powiedział, że on na pewno nie będzie mieszkał stale w Świdrze, bo  nie pasują mu dojazdy do pracy i jeśli ojciec  mu ten  dom przepisze to on na pewno go sprzeda jakiemuś naiwniakowi, któremu do szczęścia będzie potrzebne świeże  powietrze i dom z ogrodem.  On mimo  wszystko woli gorsze powietrze  warszawskie niż dojazdy na trasie  Świder-Warszawa. On oczywiście wie, że ponad  milion osób codziennie dojeżdża elektrycznym  pociągiem do Warszawy pokonując nawet 100 km, no ale na  szczęście on nie musi i nie chce sam  się na to skazywać. Poza tym tłumaczenie ojca, że taki dom to lokata to go śmieszy, bo lokatą jest coś co raz  kupisz i potem już w to nie inwestujesz, a w dom trzeba ciągle inwestować , zwłaszcza gdy stoi pusty, nie zamieszkany.

No widzisz Jacek - twój syn ma rację. Dom, w którym przez  długi  czas nikt nie mieszka po prostu  niszczeje - powiedział tata. Nie wiem ile  w tym prawdy, ale słyszałem, że w rurach doprowadzających  wodę  rozwijają  się jakieś bakterie  - właśnie dlatego, że nikt jej regularnie nie pobiera. Więc nim w tym Świdrze zamieszkasz daj wodę z kranu do przebadania mówiąc dlaczego ją dajesz do badania.  Ale nie pamiętam już dokładnie co to za bakterie. W każdym razie dając ją do zbadania powiedz, że to z dawno nie zamieszkanego domu, w Sanepidzie  będą wiedzieli jak ją mają przebadać. I dlatego budynki, które są pustostanami  mają odciętą wodę.  Hmmm, nie  słyszałem o tym, ale wezmę wodę z kranu do badania. Tak się  Krystian zachwycał, że mam wszelkie dokumenty w porządku, ale dopiero teraz  do mnie dotarło, że wcale  nie widziałem na oczy  dokumentacji z budowy tego domu i jakoś mi nigdy w ręce nie weszła. Muszę przejrzeć jeszcze  raz wszystkie dokumenty, które były w domu i chyba pójść tam  na strych i zobaczyć co tam jest.  No ale sam na ten strych lepiej nie  chodź, idź tam razem z synem - powiedziała Teresa. 

No wiesz- oburzył się Jacek - jestem jeszcze pełnosprawny, ostatnie badania robiłem niedawno i są OK. Teresa uśmiechnęła  się - weź jednak ze sobą syna, niech  się chłopak wreszcie poczuje pełnoprawnym synem. Niech mu wreszcie przestanie brakować ojca. Ojciec to nie tylko zabezpieczenie finansowe, ojciec to także kwestia wzajemnej bliskości i zaufania. Otwórz  się na  niego! Nareszcie masz syna. Nie bądź tatą spłacającym tylko i jedynie  dług finansowy.  Zaglądnij sobie  w serducho!  I przyprowadź kiedyś  do nas swego syna, pochwal się nim. Obu wam to dobrze  zrobi, przekonasz  się, uwierz mi!  No właśnie - masz córeczko w 100 procentach rację - poparł ją tata. Tesia ma rację, nie powinieneś się izolować od  niego. Zwłaszcza, że on od  niedawna  jest w Warszawie. Nooo, a ja znam nieco osób  z WATu - dodał Kazik.

Jacek spoglądał na ich z niedowierzaniem - wreszcie powiedział- jesteście wszyscy niesamowici. Masz  Tadeuszu szczęście - masz wspaniałą córkę  i syna. Nie  wiem  jak mam wam dziękować za takie podejście do moich spraw!  Nie  dziękuj, tylko przyjdź do nas w następny weekend  z synem - powiedział Kazik.

                                                                            c.d.n.