piątek, 6 maja 2022

Trudny wybór - 9

 Tego  wieczoru przy  kolacji Adela  powiedziała - nie jestem  dumna  z  siebie, że nagadałam  matce. Już od  dawna wiem, że jest taka a nie inna, że jej tok myślowy jest  zupełnie inny niż mój i  wielu osób  które lubię,  szanuję lub  kocham. Ciekawa jestem czy przyjdzie by  poznać swego zięcia. Ciocia Helena tylko  pokiwała  głową - cieszę  się, że sama  wpadłaś na to, że nie potraktowałaś  mamy elegancko. Ona po prostu od zawsze  miała obsesję, żal do natury,  że nie urodziła syna. Bo jej  zdaniem płeć  męska ma o wiele  lżej  w życiu i to  pod każdym względem. A poza tym podejrzewam, że twój ojciec wcale  nie był tym wymarzonym przez  nią mężczyzną. Był synem przyjaciół dziadków. Twoi dziadkowie i  oni mieszkali w tej  samej kamienicy i ich  dzieci znały  się  niemal od  czasu  pieluch. I to małżeństwo  zostało bachorom  wmówione. Dobrze, że nie  mieli drugiego  syna, bo pewnie i  mnie  by wmawiali, że kocham syna  sąsiadów-przyjaciół. Zatelefonuję  do  niej w  niedzielę wieczorem, gdy wrócimy z  Milanówka.  A teraz  porozmawiajmy o czymś  weselszym i  milszym, czyli o  waszym ślubie. W czym staniesz przed  urzędnikiem  - weź poprawkę na to, że będziesz miała furę obserwatorów, skoro będą osoby z waszego  miejsca  pracy, więc skreśl z listy dżinsy i T-shirt. Albo zacznijmy  lepiej od Emila - masz jakiś odświętny, ale może  niekoniecznie  czarny garnitur?  

Oczywiście, że mam. W Meksyku musiałem prowadzić  wykłady tkwiąc w garniturze. Wiszą w pokrowcach i czekają na  mnie. Jak na  warunki  polskie to wszystkie  są zapewne  nieco  dziwne. Mam np. garnitur  w kolorze  kawy z dużą ilością mleka, mam też błękitny i ciemnozielony. Ciocia  Helena aż klasnęła w  ręce- no to świetnie, może w takim  razie  jutro, gdy wrócicie  z pracy  zrobisz nam  rewię mody meksykańskiej. Oczywiście u ciebie, żebyś tego  nie taszczył tutaj. Bo ciuszek,  w którym pójdzie  do ślubu Adela musi być dobrany  kolorem do twego stroju. Kolory powinny współgrać  a nie gryźć się  ze sobą. A o świadkach  pamiętacie?  Dwie osoby pełnoletnie. A obrączki?   Adela i Emil popatrzyli na siebie  i niemal razem powiedzieli - aleśmy  się  wpakowali!- i  wybuchnęli śmiechem.

Adela  zaproponowała, by świadkami byli ciocia  Helena i ojciec Emila - wszak oboje  mają już ukończone18 lat.

A obrączki- jak stwierdził Emil - kupią u jubilera. A poza tym to Emil przywiózł z Meksyku nieco złotych drobiazgów, bo  mu się podobały- takich wzorów to w Europie na ogół nie ma. I jest wśród  nich pierścionek, który właściwie mógłby służyć jako obrączka. Poza tym on osobiście wolałby  nosić bransoletkę i przywiózł taką, dobraną wzorem do tego pierścionka, który  może być równie  dobrze obrączką. No dobrze- podsumowała  ciocia-  to jutro przed  wyjazdem pooglądamy to wszystko i wybierzesz garnitur, w którym wystąpisz. A tu macie obrączki  - obrączki to o tyle mały kłopot, że łatwo  je dopasować rozmiarem do palców.

Ale obrączki to podobno pan młody  ma dostarczyć - stwierdził Emil. Helena uśmiechnęła   się - pan młody to ma obowiązek kochać  żonę i być jej  zawsze  wierny  myślą,  mową i  uczynkiem, a reszta to   zależy od  okoliczności. Mam nadzieję, że przyniosą  wam  szczęście i wieczną miłość.

Szkoda, że nie mieszkamy w jakimś ciepłym  stanie w Ameryce- ślub  mógłby  być na plaży a  strojem Adelki mogłoby  być bikini- rozmarzył  się Emil. Adela zaczęła się  śmiać-  już to widzę: zaraz  byś stwierdził, że to bikini za dużo odsłania  a  za  mało  zasłania i szybciutko byś mi  narzucił szlafrok mówiąc, że przecież jest chłodno i się  zaziębię.

Potem oboje bardzo dziękowali  cioci  Helenie,  a Emil  stwierdził, że jeśli tylko ona  pozwoli, to on będzie  do  niej  mówił "mamusiu", bo tyle  dobra i  miłości od  niej  dostaje, że taki tytuł się jej należy. Helena była bardzo  wzruszona i stwierdziła, że to jej  bardzo  pochlebia i że może tak do niej mówić,  ale  dopiero po ślubie z Adelą. Ale po wielu prośbach  ze strony Emila pozwoliła by wcześniej, ale pod warunkiem, że ojciec Emila  pozwoli na to.

W sobotę, przed wyruszeniem   w plener była mała " narada  wojenna", czyli przegląd ubrań ojca. Okazało się, że ojciec Emila "ubraniowo" dobrze  stoi, jego szyty kilka lat wcześniej   garnitur  nadal  dobrze na  nim leży i wygląda jak prosto od krawca. Kolor też  pasował- wszak "jasny  popiel" (jak  go określiła Adela) jest  zawsze na  czasie. Obie  z ciocią  Heleną chwaliły ojca za to, że zachował dobrą  figurę. Tato, tylko się nie garb,   nie kul, bo wtedy wyglądasz 10 lat starzej - powiedział Emil. I nie  szuraj nogami jakbyś  miał 100 lat. Po sadzie to niemal biegasz od  drzewa do drzewa a tu szurasz po podłodze.  

Potem Emil powiedział - tatusiu, chciałbym już teraz mówić do pani  Heleny per mamo i to jeszcze  przed ślubem, ale powiedziała, że powinienem wpierw zapytać się ciebie o pozwolenie, bo wie,  jak bardzo kochałeś mamę. A ona jest dla  mnie tak dobra, troskliwa  i  wyrozumiała jakbym był jej rodzonym synem.  Ale ja do tego  nic nie mam, odparł ojciec  - z reguły każdy do swej  teściowej mówi  "mamo", a jeśli pozwoli ci pani Helena byś już teraz tak mówił- to tylko się  cieszę. I w takim  razie byłoby  mi bardzo  miło, gdyby Adelka, moja kochana Dziecinka  mówiła do  mnie "tato". 

Ojej- to cudnie - zawołała Adela. Zrobiło się tak słodko i rodzinnie, że chyba będziecie  musieli wypić bruderszaft ciociu. Ale  nie  winem, a  łagodnym "szprycerkiem".  Ale my z Piotrem już  sobie mówimy po imieniu- nie  zauważyliście? - zdziwiła się  ciocia.  No to  chyba tylko wtedy  gdy jesteście  sami - stwierdziła  Adela.    I mam pomysł - pojedźmy dziś do Nałęczowa. Pospacerujemy po parku  zdrojowym, zajrzymy też do Kazimierza. Kochanie- zwróciła się do Emila- ale chociaż jedziemy w dość cywilizowane  miejsca to weźmiemy krzesełka. I leki dla  taty wraz  z czymś  do  picia. Ojej, jak  dobrze, że mamy teraz większy bagażnik - ćwierkała Adela pakując sprzęt, picie, "coś  na przegryzkę",  koc i "na  wszelki wypadek" swetry. A Helena patrząc na  nią myślała:  ot,  moja  szkoła! myśli o  wszystkim!

Pogoda dopisała, park zdrojowy podobał się wszystkim,  chociaż Emil stwierdził, że tchnie  tu nudą  z każdej  strony, no ale skoro tu jest  sanatorium dla chorych na  serce, to rzeczywiście dobre  miejsce, bo trudno by tu cokolwiek  wywołało przyspieszone bicie  serca czy  nierówne tętno. W Kazimierzu przeszli się Rynkiem, oczywiście  pełnym  ludzi, kupili  koguty, pospacerowali nad  Wisłą. Ojciec cały  czas "ściągał łopatki" pilnując by się  nie  garbić i co  chwilę mówił: całe wieki tu  nie byłem,  a tu się sporo zmieniło. Adela kupiła uschnięte makówki i idąc co jakiś  czas nimi potrząsała, mówiąc - brzmią prawie  jak  marakasy. Wracając wstąpili do sadu, chociaż  wcale  nie było to za bardzo po drodze, ale Adela  stwierdziła, że posiedzą jeszcze w sadzie, ojciec weźmie lek a dodatkowo będzie  miał frajdę, bo pokaże Helenie swoje ukochane  jabłonie, sprawdzą ile jest już  jabłek na drzewach. Poza tym zjedzą  ulubione kruche  ciasteczka i  chipsy jabłkowe. 

Adela  siedząc na  kocu w objęciach Emila powiedziała mu cichutko: jest  mi tak  cudownie, jestem tak szczęśliwa, aż mi się płakać  chce. To wszystko razem jest jak jakiś cudowny sen, strach  mnie oblatuje, że to tylko sen, z którego przebudzenie  się może być bolesne. Emil  przytulił ją mocniej  mówiąc - jeśli ci od tego będzie lepiej, to  możesz sobie  popłakać, ale tusz ci  się może rozmazać i wpaść do oka. Jestem z tobą, kocham  cię i wiem, że opłaciło się nie rozmieniać  na  drobne i czekać na dziewczynę ze  snu. Jesteś kochanie  przemęczona, masz teraz tyle pracy a przed tobą jeszcze obrona magisterki i ślub. Podziwiam cię jak  sobie  z tym wszystkim radzisz. Gdybym  tylko mógł to zdałbym te wszystkie czekające cię  egzaminy za ciebie.  Czytałem ten fragment, który pisałaś o prawach autorskich - według mnie dobrze to ujęłaś. Bardzo jasno i logicznie formułujesz  myśli. Twój  promotor też tak uważa. Bo pozwoliłem  sobie odczytać  mu ten  fragment gdy byłaś  na kursie. Odczytałeś,  czy opowiedziałeś  własnymi  słowami? No odczytałem, ale to chyba nie  było z mojej  strony świętokradztwo, prawda? No prawda, zgodziła się Adela. Tak  się  zachwycił, że stwierdził, że z chęcią by cię zatrudnił w swojej kancelarii  gdy obronisz pracę.  Na tym  egzaminie na  rzecznika jest  strasznie  dużo  pisania, odpowiedzi ustnych mało. Zresztą  jak sama  widzisz - mamy  mnóstwo czytania i  pisania. Wiesz,  chyba będziemy  się  pomału  zbierać do domu, zaczyna  się  robić  chłodno. Myślę, że  wstąpimy gdzieś  na obiad, może do "Konstancji"?  Chcę byście  obie z mamą  nie stały przy garach choć jeden  dzień w tygodniu. No to ruszajmy, pomogę ci wstać. No wiesz, ja to mało stoję  przy garach, a ciocia z reguły gotuje na  dwa  dni. Na  dwa  dni? - zdziwił  się  Emil- przecież  codziennie  jemy coś innego. No bo ciocia jest taka zdolna - wie co ugotować, żeby każdego dnia  było to  coś innego. Ona jest wprost nieziemsko zorganizowaną i praktyczną osobą. 

Trochę było protestów, ze strony Heleny, że jadą do  restauracji, ale Emil zapewnił ją, że nic się obiadowi nie stanie, gdy poczeka na  nich w lodówce do następnego dnia. Po obiedzie pojechali jeszcze wszyscy  do  mieszkania Emila, bo przecież miał zaprezentować swe  garnitury. I dobrze  się stało - najlepiej leżał "ciemnozielony", do  poprawki były  tylko spodnie, bo objętość Emila  w  pasie  w bardzo widoczny  sposób zmalała. A ponieważ przedtem marynarka była rozmiarowo "na  styk" to  teraz leżała dobrze. Gdy  potem wylądowali w Milanówku i po  kolacji  oglądali jakiś  film Adela  stwierdziła, że ona  z okazji ślubu to  tylko nowe szpilki  sobie  kupi, bo  ma  wprawdzie  nie  sukienkę,  ale dość  dawno uszyty z  kaszmiru kostium. Jest w tej  samej zieleni co garnitur Emila,  ale bardzo jasny. No  i ma  nadzieję, że nadal rozmiarowo jest  dobry. A kaszmir na jesień jest   w sam raz,  bo upału to na pewno nie będzie. Zresztą, ponieważ to jest  prawdziwy  kaszmir a nie jakaś podróbka to posiada termoregulacyjność. No i jest ogromnie  miły,  mięciutki w  dotyku i  nie "gryzie".  

Emil przyglądał się chwilę Adeli w  milczeniu,  w końcu powiedział - właśnie dotarło do mnie, że jeszcze ani razu nie widziałem cię w sukience.  Za to widziałeś mnie w piżamie,  koszuli nocnej, nagą, w dżinsach i zwykłych  spodniach. W sukience to zapewne wyglądam tak  jak w koszuli nocnej - odpowiedziała.  To ta  ślubna kreacja  będzie  przezroczysta? - zapytał Emil z niewinną  miną. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Emil stwierdził, że na pewno byłby to ślub  roku. Gdy  już się uspokoili, Emil na dłuższą  chwilę  zniknął. Gdy wrócił trzymał w ręce sporą kasetkę z szylkretowym wierzchem.  

Ojej, zamienili biednego żółwia na pudełko-  zmartwiła  się Adela. Tylko wieczko jest częściowo szylkretowe, reszta  jest  świetną podróbką  szylkretu - pocieszył ją Emil. Ale  nie myśl, że  wszystko co jest  w środku jest rodem  z Meksyku. To jest mamy mojej  pudełko,  a teraz przejdzie na  twoją  własność. A z Meksyku przywiozłem takie   dwa  drobiazgi-  bransoletkę i pierścionek. I pierścionek i  bransoletka  nawiązują do podwójnej spirali DNA. Do dziś  się  wszyscy  głowią jakim cudem tysiąc lat przed odkryciem  w Europie mikroskopu kapłani  dawnego Meksyku wiedzieli, że każdy wywodzi  się z dzielących  się komórek jajowych i pasm chromosomowych  zawierających kod genetyczny. Gdy odkryto te stare wzory okrzyknięto Meksyk krajem czcicieli węża.  Zadziwia  mnie ten  pierścionek, bo bez trudu, choć to  w  sumie  maleństwo, widać, że to są dwa  splecione  węże. I jest na nich ryt łuski węża. Wydaje  mi  się, że ten  pierścionek,  czy też obrączka jest dość  szeroki, więc  nie  wiem, czy byłby wygodny  w  noszeniu. Ale  zauważ, że te węże są na  nią naniesione, nie jest to ryt. Ten  sam  wzór jest na  bransoletce, która ma tę  zaletę, że jest  zapinana, więc  dobrze się trzyma  na przegubie, nie przesuwa. Na niej również węże są robione z dwóch kawałków  złota, a nie  są rodzajem płaskorzeźby.  Tata  nigdy   jej  nie  nosił, choć to męska bransoletka. A mama  dostała  kiedyś takie  śmieszne koraliki - w moim odczuciu wyglądają  jak "przerośnięte" ziarenka  ryżu. Ale złoto jest  dobrej  klasy, byłem z nimi w Urzędzie  Miar i Wag do  oceny. Nie mam pojęcia jak one  są  zrobione. Doszedłem do wniosku, że każdy koralik musiał być odrębnie robiony z bardzo  cienkiej złotej blachy. Każdy ma  własne kółeczko, łączone są też kółeczkami. Podobno ktoś z rodziny mamy przywiózł to z Chin i dał mamie właśnie na ślubny prezent. A teraz będzie twoją  własnością, bo mama zawsze mówiła, gdy jeszcze   mi się nawet  nie śniło, że kiedyś będę  żonaty, że wszystkie te precjoza  dam   kiedyś  swojej żonie. Mama lubiła pierścionki i jak widzisz miała ich  sporo. Lubiła srebrne i takie  wycięte z różnych ozdobnych  kamieni. Nie  nosiła ich na co dzień, ale chętnie je  kupowała i nosiła "od święta". Wydaje mi się, że część z nich jest dla  ciebie idealna  rozmiarowo. Daj łapkę, przymierzymy je do twoich paluszków. Helena  miała łzy w oczach gdy ojciec i  syn przymierzali Adeli mamine pierścionki. Odłożyli do jedwabnej saszetki te, które  nie  pasowały wielkością do palców Adeli mówiąc- niech one sobie  tu leżą, teraz  wiesz, które są dobre rozmiarowo. Adela wybrała z nich pierścionek  wytoczony z cesarskiego jadeitu i  powiedziała- to będzie pierścionek  zaręczynowy! Jest prześliczny! Bardzo rzadko teraz  można taki znaleźć, to cesarski jadeit! Nikt  takiego  nie ma! A w duchu pomyślała - a jaki praktyczny - lepszy niż kastet.

Ojciec Emila popatrzył na Adelę i  powiedział - znasz się na  kamieniach- masz rację, to jadeit cesarski, najwyżej z jadeitów   ceniony  w jubilerstwie. Adela uśmiechnęła  się - tak - kiedyś, w starożytności  był  cenniejszy od złota bo  mu przypisywano magiczne i prozdrowotne działanie, ponoć leczył  nerki, stąd w nazwie "jade". A dziś są  cenione grzebienie   robione z jadeitu i masażery. Więc  chyba coś jest  na rzeczy z tym kamieniem.

                                                                          c.d.n.