Tego wieczoru przy kolacji Adela powiedziała - nie jestem dumna z siebie, że nagadałam matce. Już od dawna wiem, że jest taka a nie inna, że jej tok myślowy jest zupełnie inny niż mój i wielu osób które lubię, szanuję lub kocham. Ciekawa jestem czy przyjdzie by poznać swego zięcia. Ciocia Helena tylko pokiwała głową - cieszę się, że sama wpadłaś na to, że nie potraktowałaś mamy elegancko. Ona po prostu od zawsze miała obsesję, żal do natury, że nie urodziła syna. Bo jej zdaniem płeć męska ma o wiele lżej w życiu i to pod każdym względem. A poza tym podejrzewam, że twój ojciec wcale nie był tym wymarzonym przez nią mężczyzną. Był synem przyjaciół dziadków. Twoi dziadkowie i oni mieszkali w tej samej kamienicy i ich dzieci znały się niemal od czasu pieluch. I to małżeństwo zostało bachorom wmówione. Dobrze, że nie mieli drugiego syna, bo pewnie i mnie by wmawiali, że kocham syna sąsiadów-przyjaciół. Zatelefonuję do niej w niedzielę wieczorem, gdy wrócimy z Milanówka. A teraz porozmawiajmy o czymś weselszym i milszym, czyli o waszym ślubie. W czym staniesz przed urzędnikiem - weź poprawkę na to, że będziesz miała furę obserwatorów, skoro będą osoby z waszego miejsca pracy, więc skreśl z listy dżinsy i T-shirt. Albo zacznijmy lepiej od Emila - masz jakiś odświętny, ale może niekoniecznie czarny garnitur?
Oczywiście, że mam. W Meksyku musiałem prowadzić wykłady tkwiąc w garniturze. Wiszą w pokrowcach i czekają na mnie. Jak na warunki polskie to wszystkie są zapewne nieco dziwne. Mam np. garnitur w kolorze kawy z dużą ilością mleka, mam też błękitny i ciemnozielony. Ciocia Helena aż klasnęła w ręce- no to świetnie, może w takim razie jutro, gdy wrócicie z pracy zrobisz nam rewię mody meksykańskiej. Oczywiście u ciebie, żebyś tego nie taszczył tutaj. Bo ciuszek, w którym pójdzie do ślubu Adela musi być dobrany kolorem do twego stroju. Kolory powinny współgrać a nie gryźć się ze sobą. A o świadkach pamiętacie? Dwie osoby pełnoletnie. A obrączki? Adela i Emil popatrzyli na siebie i niemal razem powiedzieli - aleśmy się wpakowali!- i wybuchnęli śmiechem.
Adela zaproponowała, by świadkami byli ciocia Helena i ojciec Emila - wszak oboje mają już ukończone18 lat.
A obrączki- jak stwierdził Emil - kupią u jubilera. A poza tym to Emil przywiózł z Meksyku nieco złotych drobiazgów, bo mu się podobały- takich wzorów to w Europie na ogół nie ma. I jest wśród nich pierścionek, który właściwie mógłby służyć jako obrączka. Poza tym on osobiście wolałby nosić bransoletkę i przywiózł taką, dobraną wzorem do tego pierścionka, który może być równie dobrze obrączką. No dobrze- podsumowała ciocia- to jutro przed wyjazdem pooglądamy to wszystko i wybierzesz garnitur, w którym wystąpisz. A tu macie obrączki - obrączki to o tyle mały kłopot, że łatwo je dopasować rozmiarem do palców.
Ale obrączki to podobno pan młody ma dostarczyć - stwierdził Emil. Helena uśmiechnęła się - pan młody to ma obowiązek kochać żonę i być jej zawsze wierny myślą, mową i uczynkiem, a reszta to zależy od okoliczności. Mam nadzieję, że przyniosą wam szczęście i wieczną miłość.
Szkoda, że nie mieszkamy w jakimś ciepłym stanie w Ameryce- ślub mógłby być na plaży a strojem Adelki mogłoby być bikini- rozmarzył się Emil. Adela zaczęła się śmiać- już to widzę: zaraz byś stwierdził, że to bikini za dużo odsłania a za mało zasłania i szybciutko byś mi narzucił szlafrok mówiąc, że przecież jest chłodno i się zaziębię.
Potem oboje bardzo dziękowali cioci Helenie, a Emil stwierdził, że jeśli tylko ona pozwoli, to on będzie do niej mówił "mamusiu", bo tyle dobra i miłości od niej dostaje, że taki tytuł się jej należy. Helena była bardzo wzruszona i stwierdziła, że to jej bardzo pochlebia i że może tak do niej mówić, ale dopiero po ślubie z Adelą. Ale po wielu prośbach ze strony Emila pozwoliła by wcześniej, ale pod warunkiem, że ojciec Emila pozwoli na to.
W sobotę, przed wyruszeniem w plener była mała " narada wojenna", czyli przegląd ubrań ojca. Okazało się, że ojciec Emila "ubraniowo" dobrze stoi, jego szyty kilka lat wcześniej garnitur nadal dobrze na nim leży i wygląda jak prosto od krawca. Kolor też pasował- wszak "jasny popiel" (jak go określiła Adela) jest zawsze na czasie. Obie z ciocią Heleną chwaliły ojca za to, że zachował dobrą figurę. Tato, tylko się nie garb, nie kul, bo wtedy wyglądasz 10 lat starzej - powiedział Emil. I nie szuraj nogami jakbyś miał 100 lat. Po sadzie to niemal biegasz od drzewa do drzewa a tu szurasz po podłodze.
Potem Emil powiedział - tatusiu, chciałbym już teraz mówić do pani Heleny per mamo i to jeszcze przed ślubem, ale powiedziała, że powinienem wpierw zapytać się ciebie o pozwolenie, bo wie, jak bardzo kochałeś mamę. A ona jest dla mnie tak dobra, troskliwa i wyrozumiała jakbym był jej rodzonym synem. Ale ja do tego nic nie mam, odparł ojciec - z reguły każdy do swej teściowej mówi "mamo", a jeśli pozwoli ci pani Helena byś już teraz tak mówił- to tylko się cieszę. I w takim razie byłoby mi bardzo miło, gdyby Adelka, moja kochana Dziecinka mówiła do mnie "tato".
Ojej- to cudnie - zawołała Adela. Zrobiło się tak słodko i rodzinnie, że chyba będziecie musieli wypić bruderszaft ciociu. Ale nie winem, a łagodnym "szprycerkiem". Ale my z Piotrem już sobie mówimy po imieniu- nie zauważyliście? - zdziwiła się ciocia. No to chyba tylko wtedy gdy jesteście sami - stwierdziła Adela. I mam pomysł - pojedźmy dziś do Nałęczowa. Pospacerujemy po parku zdrojowym, zajrzymy też do Kazimierza. Kochanie- zwróciła się do Emila- ale chociaż jedziemy w dość cywilizowane miejsca to weźmiemy krzesełka. I leki dla taty wraz z czymś do picia. Ojej, jak dobrze, że mamy teraz większy bagażnik - ćwierkała Adela pakując sprzęt, picie, "coś na przegryzkę", koc i "na wszelki wypadek" swetry. A Helena patrząc na nią myślała: ot, moja szkoła! myśli o wszystkim!
Pogoda dopisała, park zdrojowy podobał się wszystkim, chociaż Emil stwierdził, że tchnie tu nudą z każdej strony, no ale skoro tu jest sanatorium dla chorych na serce, to rzeczywiście dobre miejsce, bo trudno by tu cokolwiek wywołało przyspieszone bicie serca czy nierówne tętno. W Kazimierzu przeszli się Rynkiem, oczywiście pełnym ludzi, kupili koguty, pospacerowali nad Wisłą. Ojciec cały czas "ściągał łopatki" pilnując by się nie garbić i co chwilę mówił: całe wieki tu nie byłem, a tu się sporo zmieniło. Adela kupiła uschnięte makówki i idąc co jakiś czas nimi potrząsała, mówiąc - brzmią prawie jak marakasy. Wracając wstąpili do sadu, chociaż wcale nie było to za bardzo po drodze, ale Adela stwierdziła, że posiedzą jeszcze w sadzie, ojciec weźmie lek a dodatkowo będzie miał frajdę, bo pokaże Helenie swoje ukochane jabłonie, sprawdzą ile jest już jabłek na drzewach. Poza tym zjedzą ulubione kruche ciasteczka i chipsy jabłkowe.
Adela siedząc na kocu w objęciach Emila powiedziała mu cichutko: jest mi tak cudownie, jestem tak szczęśliwa, aż mi się płakać chce. To wszystko razem jest jak jakiś cudowny sen, strach mnie oblatuje, że to tylko sen, z którego przebudzenie się może być bolesne. Emil przytulił ją mocniej mówiąc - jeśli ci od tego będzie lepiej, to możesz sobie popłakać, ale tusz ci się może rozmazać i wpaść do oka. Jestem z tobą, kocham cię i wiem, że opłaciło się nie rozmieniać na drobne i czekać na dziewczynę ze snu. Jesteś kochanie przemęczona, masz teraz tyle pracy a przed tobą jeszcze obrona magisterki i ślub. Podziwiam cię jak sobie z tym wszystkim radzisz. Gdybym tylko mógł to zdałbym te wszystkie czekające cię egzaminy za ciebie. Czytałem ten fragment, który pisałaś o prawach autorskich - według mnie dobrze to ujęłaś. Bardzo jasno i logicznie formułujesz myśli. Twój promotor też tak uważa. Bo pozwoliłem sobie odczytać mu ten fragment gdy byłaś na kursie. Odczytałeś, czy opowiedziałeś własnymi słowami? No odczytałem, ale to chyba nie było z mojej strony świętokradztwo, prawda? No prawda, zgodziła się Adela. Tak się zachwycił, że stwierdził, że z chęcią by cię zatrudnił w swojej kancelarii gdy obronisz pracę. Na tym egzaminie na rzecznika jest strasznie dużo pisania, odpowiedzi ustnych mało. Zresztą jak sama widzisz - mamy mnóstwo czytania i pisania. Wiesz, chyba będziemy się pomału zbierać do domu, zaczyna się robić chłodno. Myślę, że wstąpimy gdzieś na obiad, może do "Konstancji"? Chcę byście obie z mamą nie stały przy garach choć jeden dzień w tygodniu. No to ruszajmy, pomogę ci wstać. No wiesz, ja to mało stoję przy garach, a ciocia z reguły gotuje na dwa dni. Na dwa dni? - zdziwił się Emil- przecież codziennie jemy coś innego. No bo ciocia jest taka zdolna - wie co ugotować, żeby każdego dnia było to coś innego. Ona jest wprost nieziemsko zorganizowaną i praktyczną osobą.
Trochę było protestów, ze strony Heleny, że jadą do restauracji, ale Emil zapewnił ją, że nic się obiadowi nie stanie, gdy poczeka na nich w lodówce do następnego dnia. Po obiedzie pojechali jeszcze wszyscy do mieszkania Emila, bo przecież miał zaprezentować swe garnitury. I dobrze się stało - najlepiej leżał "ciemnozielony", do poprawki były tylko spodnie, bo objętość Emila w pasie w bardzo widoczny sposób zmalała. A ponieważ przedtem marynarka była rozmiarowo "na styk" to teraz leżała dobrze. Gdy potem wylądowali w Milanówku i po kolacji oglądali jakiś film Adela stwierdziła, że ona z okazji ślubu to tylko nowe szpilki sobie kupi, bo ma wprawdzie nie sukienkę, ale dość dawno uszyty z kaszmiru kostium. Jest w tej samej zieleni co garnitur Emila, ale bardzo jasny. No i ma nadzieję, że nadal rozmiarowo jest dobry. A kaszmir na jesień jest w sam raz, bo upału to na pewno nie będzie. Zresztą, ponieważ to jest prawdziwy kaszmir a nie jakaś podróbka to posiada termoregulacyjność. No i jest ogromnie miły, mięciutki w dotyku i nie "gryzie".
Emil przyglądał się chwilę Adeli w milczeniu, w końcu powiedział - właśnie dotarło do mnie, że jeszcze ani razu nie widziałem cię w sukience. Za to widziałeś mnie w piżamie, koszuli nocnej, nagą, w dżinsach i zwykłych spodniach. W sukience to zapewne wyglądam tak jak w koszuli nocnej - odpowiedziała. To ta ślubna kreacja będzie przezroczysta? - zapytał Emil z niewinną miną. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Emil stwierdził, że na pewno byłby to ślub roku. Gdy już się uspokoili, Emil na dłuższą chwilę zniknął. Gdy wrócił trzymał w ręce sporą kasetkę z szylkretowym wierzchem.
Ojej, zamienili biednego żółwia na pudełko- zmartwiła się Adela. Tylko wieczko jest częściowo szylkretowe, reszta jest świetną podróbką szylkretu - pocieszył ją Emil. Ale nie myśl, że wszystko co jest w środku jest rodem z Meksyku. To jest mamy mojej pudełko, a teraz przejdzie na twoją własność. A z Meksyku przywiozłem takie dwa drobiazgi- bransoletkę i pierścionek. I pierścionek i bransoletka nawiązują do podwójnej spirali DNA. Do dziś się wszyscy głowią jakim cudem tysiąc lat przed odkryciem w Europie mikroskopu kapłani dawnego Meksyku wiedzieli, że każdy wywodzi się z dzielących się komórek jajowych i pasm chromosomowych zawierających kod genetyczny. Gdy odkryto te stare wzory okrzyknięto Meksyk krajem czcicieli węża. Zadziwia mnie ten pierścionek, bo bez trudu, choć to w sumie maleństwo, widać, że to są dwa splecione węże. I jest na nich ryt łuski węża. Wydaje mi się, że ten pierścionek, czy też obrączka jest dość szeroki, więc nie wiem, czy byłby wygodny w noszeniu. Ale zauważ, że te węże są na nią naniesione, nie jest to ryt. Ten sam wzór jest na bransoletce, która ma tę zaletę, że jest zapinana, więc dobrze się trzyma na przegubie, nie przesuwa. Na niej również węże są robione z dwóch kawałków złota, a nie są rodzajem płaskorzeźby. Tata nigdy jej nie nosił, choć to męska bransoletka. A mama dostała kiedyś takie śmieszne koraliki - w moim odczuciu wyglądają jak "przerośnięte" ziarenka ryżu. Ale złoto jest dobrej klasy, byłem z nimi w Urzędzie Miar i Wag do oceny. Nie mam pojęcia jak one są zrobione. Doszedłem do wniosku, że każdy koralik musiał być odrębnie robiony z bardzo cienkiej złotej blachy. Każdy ma własne kółeczko, łączone są też kółeczkami. Podobno ktoś z rodziny mamy przywiózł to z Chin i dał mamie właśnie na ślubny prezent. A teraz będzie twoją własnością, bo mama zawsze mówiła, gdy jeszcze mi się nawet nie śniło, że kiedyś będę żonaty, że wszystkie te precjoza dam kiedyś swojej żonie. Mama lubiła pierścionki i jak widzisz miała ich sporo. Lubiła srebrne i takie wycięte z różnych ozdobnych kamieni. Nie nosiła ich na co dzień, ale chętnie je kupowała i nosiła "od święta". Wydaje mi się, że część z nich jest dla ciebie idealna rozmiarowo. Daj łapkę, przymierzymy je do twoich paluszków. Helena miała łzy w oczach gdy ojciec i syn przymierzali Adeli mamine pierścionki. Odłożyli do jedwabnej saszetki te, które nie pasowały wielkością do palców Adeli mówiąc- niech one sobie tu leżą, teraz wiesz, które są dobre rozmiarowo. Adela wybrała z nich pierścionek wytoczony z cesarskiego jadeitu i powiedziała- to będzie pierścionek zaręczynowy! Jest prześliczny! Bardzo rzadko teraz można taki znaleźć, to cesarski jadeit! Nikt takiego nie ma! A w duchu pomyślała - a jaki praktyczny - lepszy niż kastet.
Ojciec Emila popatrzył na Adelę i powiedział - znasz się na kamieniach- masz rację, to jadeit cesarski, najwyżej z jadeitów ceniony w jubilerstwie. Adela uśmiechnęła się - tak - kiedyś, w starożytności był cenniejszy od złota bo mu przypisywano magiczne i prozdrowotne działanie, ponoć leczył nerki, stąd w nazwie "jade". A dziś są cenione grzebienie robione z jadeitu i masażery. Więc chyba coś jest na rzeczy z tym kamieniem.
c.d.n.