W poniedziałek, gdy Marta wychodziła ze swojej uczelni przed budynkiem zobaczyła Wojtka, który nigdy po nią nie przyjeżdżał, bo zajęcia na swojej uczelni kończył znacznie później. Na jego widok zamiast się ucieszyć......zdenerwowała się, bo pomyślała, że stało się coś niedobrego z tatą. Co się stało?-zapytała. Nic się nie stało, po prostu przyjechałem po swoją narzeczoną, żeby mi jej ktoś nie porwał. Wyszedłem wcześniej, więc pojedziemy teraz-zaraz do tego Archiwum i może załapiemy się na te numerki.
Daj buźki zamiast prowadzić śledztwo - niech wszyscy widzą, że masz faceta i nie jesteś wolna. Gdy "dała buźki" wsiedli do jego samochodu i pojechali na Służewiec. No ale nie mamy tych starych metryk - zauważyła. No to co? - zapewne mało kto ma - tylko dowód osobisty jest potrzebny- dzwoniłem tam dzisiaj. Dziś jest jakiś dobry dzień na załatwianie spraw. I umówiłem się na drugą część tygodnia z facetem, który będzie moim promotorem. Jeśli nam nie wydadzą dziś tych metryk to napiszemy upoważnienie dla tatki - mam nawet jego numer Dowodu Osobistego, bo go poprosiłem by mi podał.
Szalenie się uaktywniłeś - stwierdziła Marta. No to ci jeszcze powiem, że posprzątałem dziś mieszkanie i dołożyłem jeszcze jeden zamek do drzwi, do którego moi szanowni rodzice nie mają klucza. Dlaczego? Co dlaczego? Sprzątnąłem, bo po zabraniu przez moich rodziców rzeczy cioci wyglądało jakby tajfun przez chałupę przeleciał. Przy okazji wywietrzyłem elegancko pokój w którym była ciocia i wywaliłem materac z jej łóżka bo nie wyglądał najlepiej i wyobraź sobie, że w ciągu godziny już się komuś przydał. Mam w planie odmalowanie tego pokoju, ale chyba wynajmę kogoś do tej roboty. Mogę wtedy go pilnować i pisać jednocześnie pracę. A dlaczego dodałem jeszcze jeden zamek? Bo pewnie mieszkanie będzie stało puste. Przecież nie chcesz by tata mieszkał sam. Rozmawialiśmy wczoraj o tym z tatą. Po ślubie mamy przecież mieszkać z nim razem. Przed ślubem będę mógł u was nocować, żebyśmy nie tracili czasu na randki, bo ja muszę pisać a ty żebyś się spokojnie uczyła. Tak się dogadałem z twoim tatą. A to moje mieszkanie możemy udostępniać mojemu ojcu gdy raz na jakiś czas tu zjedzie sam albo z matką.
A ślub możemy wziąć albo w Wilanowskim USC albo Ursynowskim i wtedy zapłacimy raptem 84 złote, Albo możemy zamówić sobie urzędnika by udzielił ślubu poza USC i wtedy zapłacimy 1000zł. Można płacić przelewem lub gotówką, z tym, że inne jest konto do opłaty za ślub poza USC. Już to też dziś sprawdziłem. Moja matka jest na mnie wściekła, że wyjechałem tu na studia, bo oni chcą byśmy wszyscy mieli obywatelstwo austriackie (można mieć dwa, jak w Niemczech) tylko trzeba nieprzerwanie mieszkać 6 lat. Oni oczywiście już mają, ja też mógłbym mieć bo nadal jestem u nich zameldowany, więc niby mieszkam, ale nie wystąpiłem o "ichnie" obywatelstwo, więc cierpi bo niestety ona nie może o nie dla mnie wystąpić.
Rzeczywiście ten dzień był dobry na załatwianie różnych spraw - nie dość, że dostali numerki, to powiedziano im, że za dwie godziny będą mogli odebrać swoje metryki. No to w takim razie pojedźmy do domu, zjemy szybko jakiś lunch i wrócimy. Nie przepadam za jedzeniem na mieście- stwierdziła Marta. Lubisz omlet? Mogę zrobić taki szybciusi lunch czyli omlet z groszkiem zielonym. A obiad to zjemy gdy wrócimy. Zobaczę przy okazji co trzeba do domu dokupić. Musisz mój kochany zacząć jeść obiady z prawdziwego zdarzenia a nie te ze studenckiej jadłodajni. Należy dobrze odżywiać twój mózg, bo musisz napisać dobrą pracę. Będziemy jedli dużo warzyw i owoców, minimalne ilości wieprzowiny, z mięsa głównie drób,cielęcinę, ryby. Podasz mi listę tego, czego absolutnie nie jadasz i tego co najbardziej lubisz. Ty masz zajęcia na Nowowiejskiej chyba. Tak. Ale teraz to już mam stosunkowo mało zajęć, nie ma już siedzenia cały dzień na uczelni. Teraz sporo w domu pracuję. To dobrze, tata ci zawsze coś podsunie do zjedzenia. Tata świetnie gotuje a poza tym lubi to robić. Bo ja co prawda gotuję nieźle, ale jak tata mówi "same wynalazki" żeby przypadkiem za długo przy garach nie stać. Ale rosół to raczej bardzo długo gotuję - kiedyś gotował się do 5 rano, bo o nim zapomniałam- ale był na takim najmniejszym gazie. Dobrze, że tata tego nie widział, bo zdenerwował by się.
Szybko zjedli lunch i pojechali z powrotem do Archiwum. Tacie Marta zostawiła kartkę z informacją, że pojechała z Wojtkiem do Archiwum, zjedli w domu lunch i wrócą pewnie za 3 godziny.
W drodze do archiwum Wojtek rzucił propozycję by od razu dziś zdecydowali się, w którym USC chcą brać ślub i tam wpadli zorientować się jakie są terminy oczekiwania na tę uroczystość. Ja myślę, że możemy wziąć ślub na Ursynowie, mają tam całkiem ładny ratusz z dobrym, rozległym parkingiem. A ja muszę na nasz ślub zaprosić kilkanaście osób, więc trzeba będzie zorganizować toast z jakąś mini zagryzką. I żeby zminimalizować liczbę osób na pewno nie wybierzemy soboty. Zresztą soboty są z reguły mocno "obłożone" - to wiem od kolegów. Zastanawiam się nad tym ślubem poza USC, ale nie bardzo widzę gdzie można by to zrobić. Gdybyśmy mieli jakąś willę z ogrodem to wtedy można by coś takiego wymodzić. A tak nawiasem - jaki jest twój stosunek do posiadania jednorodzinnego domu o powierzchni mieszkalnej do 200 metrów kwadratowych? Bo ja wiem?- zastanowiła się Marta. Na pewno domek pod Warszawą to mi zupełnie nie pasuje, bo kiedyś zapewne zafundujemy sobie jakieś dziecko i gdy będzie w wieku przedszkolnym a potem szkolnym to nam nosem wyjdzie wożenie bachora do szkoły, bo dobre lokalizacje to już dawno są zabudowane. A w Warszawie to raczej już nie ma szansy na nowy dom- to wszystko co się teraz buduje to jest ze 30 km od centrum miasta i nim się ucywilizuje i będą wszelakie zdobycze jak sklepy, opieka zdrowotna, szkoła, przedszkole to schodzi lekko 5-10 lat. A czemu pytasz?
Bo znajomy, który ma taki segment na Ursynowie ma zamiar opuścić Polskę i pyta czy jestem zainteresowany kupnem. Pomyślałem, że obejrzeć można i się nad tym zastanowić. Oczywiście musiałbym zaraz sprzedać to mieszkanie które mi wnet powinni oddać do użytku i szybko podjąć pracę, żeby wziąć kredyt w jakimś banku. Powiedziałem mu, że teraz to się żenię i muszę to wpierw z tobą omówić. Lokalizacja jest w porządku , to jest takie mini osiedle, na Kabatach, podłączone do mediów miejskich. Twój tata mówił mi niedawno, że gdy był już po rozwodzie to przegapił kupno domku na Sadybie - ktoś go sprzedawał bo nie miał forsy na podłączenie go do miejskich mediów, więc go sprzedawał, a tata go nie kupił bo był spory ogród i bał się, żebyś sama siedziała w domu po powrocie ze szkoły. Możemy tam wszyscy razem podjechać i obejrzeć. Facet ma wobec mnie pewien dług, głównie wdzięczności, bo mu coś prawie darmo opracowałem i czuje się zobowiązany. Bo jeszcze się zdarzają na świecie porządni ludzie. To na końcu Ursynowa, ale niedaleko jest już zbudowana końcowa stacja metra. Za to blisko spacerkiem do Lasu Kabackiego. A nim się ewentualnie rozmnożymy to i szkoła tam będzie. Zaproszę go na ślub, to dobry klient. Zresztą szkół i przedszkoli to na Ursynowie nie brak. Szalenie się ten Ursynów rozrasta i zabiera stare podwarszawskie osiedla. Ale trzeba przyznać, że jest nieźle zaprojektowany. Co prawda trafienie gdzieś bez planu osiedla grozi śmiercią lub kalectwem, bo nazwa ulicy dziwnym trafem nie odpowiada adresowi, pod którym stoi dany budynek.
Nie rozumiem o co biega - stwierdziła Marta. Wyjaśnij mi to. No bo jedziesz ulicą o jakiejś tam nazwie a budynki po obu stronach tej ulicy mają zupełnie inne adresy- popatrz- i zaczął rysować- jedziesz np. ulicą jakiegoś pana o nazwisku R. a na budynkach po prawej stronie są adresy ulicy na literę M. a po lewej na literę S., ale adresu zgodnego z ulicą którą jedziesz nie uświadczysz. No normalnie oszaleć można. Ja już to rozgryzłem, ale dopiero jak widzisz plan osiedla to zobaczysz na czym to polega. To jest jakby zbiór malutkich osiedli, nie mających adresowo nic wspólnego z tą główną ulicą. Istne kuriozum adresowe. Ale osiedle fajne, już jest tam pełna cywilizacja. No i sporo jest domów z cegły a nie z wielkiej płyty. Te wcześniej budowane to były głównie z wielkiej płyty.
Oczywiście możemy popatrzeć na ten segment. Mam tylko nadzieję, że nie ma tam za wiele ogrodu bo ja to raczej z tych które są beztaleńciem ogrodniczym. Albo doniczkowy kwiatek zasuszę albo zatopię- nie ma trzeciej opcji. I na pewno nie będę niczego hodowała w ogródku i na wszelki wypadek powinna tam być posiana trawa taka jak na boiska sportowe, bo jest wytrzymała, więc może i moją opiekę by wytrzymała. Wojtek zaśmiewał się, ale Marta powiedziała bardzo poważnie - ja nie żartuję, naprawdę nie mam talentu do hodowli roślin. I poważnie się zastanawiam nad tym czy będę miała kiedyś ochotę na dziecko - może odziedziczyłam geny po matce i dojdę do wniosku, że dzieci to nie moja bajka. Przemyśl jeszcze dokładnie czy na pewno chcesz mnie za żonę.
Już to przemyślałem. Kilku naszych kolegów ze szkoły już się rozmnożyło, na studiach też już mam kilku dzieciatych. Na pewno nie przewiduję dziecka w najbliższej przyszłości i też nie wiem czy posiadanie dziecka to moja bajka. Za to wiem i jestem pewien, że chcę być z tobą razem. Męczę się gdy cię nie ma obok mnie.
Gdy odebrali odpisy swoich metryk i wyszli z Archiwum Marta powiedziała - czy ty naprawdę zaprosisz swych, w pewnym sensie służbowych, znajomych? Tak, jak najbardziej. Kontaktów prywatnych niemal nie mam, kolegów z uczelni raptem dwóch na tyle dobrych, że mogę ich na ślub zaprosić. W czasie gdy się nawiązuje przyjaźnie to ja byłem w Austrii, a na takich studiach jak moje to się raczej nie nawiązuje przyjaźni. Praca informatyka raczej nie sprzyja takim kontaktom.
No to w takim razie pojedźmy do tego Pałacu Ślubów, bo tam jest możliwość zorganizowania toastu, a skoro nam dzień jest obojętny, to może jakiś termin się znajdzie za te 30 dni. Poza tym to jest miejsce dość znane, łatwo trafić i łatwo dojechać miejską komunikacją.
A ty zaprosisz jakieś swoje koleżanki z uczelni? Nie, nie mam tam jakichś aż tak zaprzyjaźnionych dziewczyn, żeby je na ślub zapraszać. Z dziewczynami z liceum też się kontakty pourywały. Niby wszystkie się wybierały na studia a z tego co wiem to połowa wyjechała do pracy poza kraj, z pięć rzeczywiście studiuje w Warszawie, część robi tylko licencjaty, z tej piątki to jedna poszła na polonistykę, jedna na prawo a reszta to nie wiem. Rodzinę , z uwagi na ten rozwód też mamy mocno okrojoną. Tata był jedynakiem, a dziadkowie jakoś dość wcześnie poumierali.
Swoją matkę ostatni raz to widziałam na sali sądowej w czasie rozprawy. Nie mam pojęcia czy jeszcze żyje, czy jest w Polsce czy może gdzieś wyjechała na stałe. Nigdy jej nie obchodziłam a po rozprawie to zapewne była na mnie śmiertelnie obrażona, że wybrałam tatę. A powinna mi być wdzięczna, że jej spadłam z głowy, skoro mało ją obchodziłam. Długo nie wiedziałam, że tata zrezygnował z alimentów i dopiero gdy miałam z 15 lat dotarło do mnie, że chodziło mu o odizolowanie mnie od niej, skoro tak naprawdę ja jej wcale nie obchodziłam. Już dawno jestem dorosła, ale nadal nie rozumiem jak można wykreślić ze swego życia własne dziecko. Rozumiem, że można przestać kochać swego męża gdy ten nie jest dobrym mężem, ale nie rozumiem jak można porzucić dziecko, które niczemu wszak nie zawiniło. Ja w ogóle wiele spraw z obszaru damsko-męskiego nie mogę pojąć. Nie rozumiem jak można się wbagnić w nieplanowaną ciążę, bo wszak już nie średniowiecze. Jeśli nie kochała taty, nie pragnęła dziecka, to mogła po prostu nie brać z nim ślubu a mnie dać do adopcji. Jest mnóstwo małżeństw które chcą adoptować dziecko bo na własne nie mają szans. No ale mam przynajmniej doskonałego tatę. I szalenie dla mnie ważne jest to, że tata cię zaakceptował w 100%. Trochę był zdziwiony, ale tak pozytywnie, że nasze uczucia przetrwały tyle lat. I to bardzo był zdziwiony, a nie trochę - powiedział Wojtek. Bo to podobno często się nie zdarza - tak mi powiedział.
c.d.n.