piątek, 2 czerwca 2023

Lek na wszystko? - 125

 Pod  koniec pierwszego tygodnia  stycznia  zima przypomniała  sobie o  swych obowiązkach - temperatury były ujemne  i nawet  sporo śniegu napadało. Obaj  dziadkowie  niemal codziennie na  pobliskich łąkach lepili razem z Alkiem  bałwanki. Mieli  złudną  nadzieję, że po trzech  dniach  małemu  się znudzi ta  zabawa, ale dopiero po tygodniu  Alek zgodził się by przestać zaludniać łąkę bałwankami.

W weekend pojechali  do ZOO, tym razem nie było tłumów  ani na parkingu ani w ogrodzie. Zwiedzili akwarium - kolorowy wielce  świat rybek bardzo się Alkowi podobał . Bardzo dokładnie oglądał mieszkańców kolejnych  akwariów i jego  zdaniem wszystkie  rybki były śliczne. Oczywiście od  razu było pytanie, czy takie  rybki mogą mieszkać w domu. Trud zrażenia małego do posiadania rybek w  domu spadł na Kazika, który powiedział, że owszem  można, ale to jest bardzo duży kłopot , bo przecież w mieszkaniu nie ma miejsca na takie  duże  akwaria, a nawet  nieduże  rybki potrzebują  dużo miejsca i wymagają bardzo starannej opieki, trzeba  stale sprawdzać jaka jest temperatura, trzeba je napowietrzać, trzeba dbać o roślinki w akwarium, trzeba  poza tym akwarium czyścić no i nikt  nie ma  szans bawić się z rybkami, można je  tylko oglądać.  Węże w terrarium jakoś nie  zachwyciły Alka a do tego opowieść o tym, że właściwie  to nic nie robią, głównie całymi dniami drzemią no a czasem jedzą też sprawiła, że nie   zamarzyły mu  się  węże w domu. 

Wizyta w zimowym pawilonie   żyraf uświadomiła dziecku, że  dzikie  zwierzęta nie nadają  się jednak na domowych pupilów-  był zdumiony ich wielkością - żyrafa na wybiegu a żyrafa stojąca  w klatce ze dwa metry od  widza to jakby dwie różne  żyrafy- a do tego przeraźliwy odór. Teresa zwróciła uwagę małego na oczy żyraf, na to jakie mają piękne  długie rzęsy i piękną skórę, która  aż zaprasza do głaskania, bo ma  wygląd  mięciutkiego aksamitu, takiego , z którego jest  zrobiona jego ukochana maskotka - Dunia.  Alek zasłaniał sobie  nosek rączką i bardzo szybko powiedział, że chce już wyjść. Gdy wyszli oczywiście  mu opowiedziała, że każde  zwierzę ma swój charakterystyczny zapach i nie jest on przyjemny dla ludzi. Psy i koty też niezbyt pięknie pachną, ale są w domu przez  swych właścicieli codziennie szczotkowane i są kąpane gdy się ubrudzą.  Dunia wujka Frania nie śmierdzi - poinformował rodziców Alek. No bo ciocia i wujek bardzo dbają żeby była zawsze czysta i miała  wyczesane swoje króciutkie  futerko - wyjaśniła Teresa. 

Foki "byczyły" się na  swoim wybiegu i niestety też nie pachniały, białe misie były raczej żółte niż białe. Akurat jeden  z nich był zapewne tuż po kąpieli i ociekał jeszcze wodą, więc Alek udzielił mu dobrej rady, żeby poszedł do swego domku bo się zaziębi.  Podobały mu  się sarny i renifery, lamy także, przy wybiegu żubra  stwierdził, że to za duże zwierzątko by mieszkało w ogrodzie koło domu. A dlaczego nie ma  osiołka i nie  wozi dzieci? -zainteresował się Alek. No bo na tej bryczce zimą jest  za  zimno, dzieci by zmarzły i dostały kataru albo i kaszlu- wyjaśniała Teresa. Ale gdy przyjadą do ZOO późną wiosną lub latem  to na pewno będzie osiołek ciągnął bryczkę. I pojadę bryczką?-  dopytywał  się  Alek.

Oczywiście, jeśli tylko będziesz  chciał- zapewnili go rodzice. W drodze do domu odkrywczo zauważył, że zwierzaczki z jego zoo nie pachną brzydko, bo on je często myje i niektóre chodzą z nim pod prysznic. W domu zastali również Jacka - dziadkowie byli tego  dnia "na obchodzie" kościołów Starówki, bowiem  dogadali  się, że obaj w  dzieciństwie lubili chodzić  do kościoła  z powodu dekoracji świątecznych  a  zwłaszcza dlatego, że wtedy zawsze w kościołach pachniało  jak  w lesie, bowiem  "na  chwałę Bożą", w kościele stały przynajmniej dwa ścięte dorodne iglaki. I każdemu z nich wtedy podobała  się  szopka - głównie  z powodu figurek zwierząt.

Alek , "naładowany" nowymi wrażeniami,opowiedział dziadkom, że rybki były śliczne, takie kolorowe, a jedna rybka to była żółta, niebieska i biała, że widział bąbelki powietrza bo trzeba rybkom dawać powietrze do wody, że węże to tylko spały, zupełnie  się nie  ruszały, jeden był owinięty na  gałązce, że widział taką brzydką ropuchę jak w górach na łące, że  żyrafy przyszły tylko  dwie i bardzo  brzydko u nich pachniało, bo one sikają i kupkają gdzie im  się zechce. Opowiedział też, że jeden niedźwiedź wcale nie był biały tylko brudny i żółty, że foki też brzydko pachniały i że niestety nie było osiołka.  I widział sarenki i renifery, ale renifery nie ciągnęły sań tak   jak na pocztówce. A sarenki bardzo mu się podobały a on  nie ma  w swoim  ZOO sarenki. I że latem na pewno znów pojedzie  do ZOO, bo teraz  jest zimno i dużo, dużo zwierzątek było pochowanych w swoich domkach, bo tam mają  ciepło. I  widział te domki, takie małe,  ale bez okien i drzwi. Ale były tabliczki z napisem jakie zwierzątko  mieszka.

A był kondor?- zapytał dziadek Tadek. Nie wiem,  słonia na wybiegu nie było, bo by zmarzł, a mama powiedziała, że w jego domu to śmierdzi jeszcze więcej jak  w domu żyraf. Były konie. Na tym wybiegu słonia? - dopytywał  się dziadek. Nie, na innym, takim z drzewami.  Małpek też nie było. I wcale nie było tłoku w ZOO i w kawiarni nikt nie  siedział, bo by się przeziębił, bo to przecież jest na dworze. A na  samym końcu powiedział - a w moim ZOO zwierzątka są czyste i nie pachną brzydko!  Obaj dziadkowie stwierdzili, że świat oglądany oczami dziecka jest jednak  inny. I jakby  nieco mniej  skomplikowany. 

Obrona pracy była wyznaczona na kwiecień, ale pan promotor życzył sobie by mógł ją przeczytać w całości najpóźniej na początku  marca. Dyrektor  instytutu też był zaproszony do Komisji i był tak tym nadchodzącym wydarzeniem przejęty jakby Kazik był jego synem. Polecił Kazikowi drukarnię prywatną, która specjalizowała  się w drukowaniu  różnych prac  dyplomowych i ładnie je oprawiała. A na koniec powiedział - pisze to pan takim prostym, zrozumiałym językiem, świetnie  się to dzięki temu  czyta.  Ale chyba  za to nie  dostanę punktów ujemnych? - zapytał Kazik. No nie, skądże, tłumaczy to pan  wszystko jasno i prosto. Kazik uśmiechnął się - to zasługa mojej  żony, która nie ma wykształcenia technicznego. Dawałem jej to do czytania, by sprawdziła czy sformułowania są logiczne, czy nie gubię  gdzieś po drodze myśli sformułowanej na początku zdania. Oczywiście nie tłumaczyłem jej wszystkich pojęć, szło mi tylko o jasność i logikę wypowiedzi. A w logice  moja żona jest niesamowicie  dobra.

No to ma pan  szczęście - ja mam jakoś mniej szczęścia - moja żona i logika oraz konsekwencja  w działaniu to dwie zupełnie  różne  historie. A pana żoną  i  maluszkiem to jest zachwycony Kurt.  Kazik się uśmiechnął - nasze żony  się przyjaźnią, moje  dziecko wpatrzone z  zachwytem w synów Kurta. Oni są świetnie wychowani, najmłodszy już poszedł  do  szkoły i mój jest w niego  wpatrzony niczym  kot w księżyc.  Niemieckie dzieci w większości są dość głośne i rozwydrzone, ale Kurt ich wytresował, czasem wystarczy, że tylko brwi uniesie spoglądając na nich i natychmiast jest  spokój. Gdy u nich mieszkaliśmy przez  tydzień to najmłodszy był guru dla naszego małego. A ile lat ma  mały? - skończył trzy lata, ale gdy pierwszy raz byliśmy razem z nimi na urlopie, to nasz jeszcze nawet nie tuptał. I naprawdę było z nimi bardzo miło. A Kurt to wprawdzie kawał faceta, ale to naprawdę wielkiej dobroci i rzetelny człowiek.

To teraz małego poślecie państwo do przedszkola. Kazik skrzywił się - ja nie byłem przedszkolakiem, żona też  nie i jak na  razie to jeszcze niech rok posiedzi w  domu. Poza tym to firma,  w której żona pracowała  już nie istnieje. A żona wolałaby pracować na jakimś półetacie niż na  całym.  Państwo twierdzi, że dba o rodzinę, ale to ciągle jest w Polsce  slogan.  Jest wiele prac, które mogłyby  być wykonywane  na przykład  w ramach dwóch półetatów. Poza tym brak jest naprawdę dobrych, sensownych przedszkoli. Nie wiem jak jest w innych miastach Polski, ale widzę jak jest w Warszawie.W Niemczech jest sporo malutkich przedszkoli. Nie   musi być od razu setka dzieci by założyć przedszkole. Tam i młodzi faceci zajmują się przedszkolakami i dzieciaki są z tego bardzo zadowolone. Tak jak w domu mają mamę i tatę tak w przedszkolu mają panią i pana, którzy  się nimi opiekują. Przed  południem w miejskich parkach,   na dużych  skwerach, zawsze są jakieś grupki przedszkolne. Naprawdę  nie musi być od  razu oddzielny budynek z ogrodem. Widziałem te  ich mini przedszkola - jeśli nie ma  własnego ogródka przy lokalu,  w którym  jest przedszkole dzieci są prowadzone do najbliższego parku. Są też tego typu mini żłobki i wtedy dzieci są wożone wieloosobowymi wózkami do parku. Sam widziałam - ósemka  dzieci  wieziona dwoma wózkami plus jeden  wózek  z akcesoriami dla  dzieci. Bo chociaż Niemcy uchodzą za kraj mlekiem i  miodem płynący to niewiele osób stać na indywidualną opiekunkę do dziecka. Usiłuję przekonać żonę by jeszcze  nie szła do pracy  i została z małym do chwili aż on pójdzie do  szkoły.

A mogłaby żona być zatrudniona w prywatnej  firmie? No jeśli to oficjalna firma to oczywiście, że tak. No to ja  pana skontaktuję z moim dobrym kolegą - on prowadzi własną firmę i szuka kogoś zaufanego na tak zwaną "martwą duszę". Martwa dusza to ktoś, kto jest oficjalnie  zatrudniony, pracodawca  płaci za niego ZUS, więc jest ubezpieczony, ale tak naprawdę ten ktoś nie pracuje a pracodawca ma do dyspozycji jego wynagrodzenie. Oczywiście taki  misz-masz można  zrobić tylko z kimś zaufanym. W prywatnej firmie potrzebne są takie "luźne " pieniądze, bo załatwia się wiele  rzeczy, na które nie dostanie  się  rachunku, a muszą być załatwione. Pana żonie będzie leciał staż pracy, potrzebny do emerytury, będzie miała jak najbardziej ubezpieczenie, dziecko również, od  strony papierkowej wszystko jest jak najbardziej w porządku, tyle  tylko, że nigdy  nie  będzie fizycznie  siedzieć  w tej firmie. Jeżeli wyrobicie się finansowo z jednej, pana pensji, to myślę, że to może was urządzać. Firma zatrudnia kilka osób, nie ma żadnego działu kadr, finanse prowadzi zdalnie firma rachunkowa. A co to za firma?- spytał Kazik. Handlują elektroniką, gadżetami którymi jeszcze państwowe firmy nie  handlują. Na razie idzie im  dobrze, część importują, część składają na miejscu, to bardzo dobrzy elektronicy. A gdzie pana żona przedtem pracowała? W jednej z central handlu zagranicznego, w  samą porę zajęła  się macierzyństwem- zaśmiał  się  Kazik. Ale fakt faktem , że nagle masa ludzi została  bez pracy. Akurat u niej to tylko 150 osób zostało na lodzie.

Ja mam panie Kaziku bardzo niemodne poglądy, ale uważam, że wychowanie dziecka to bardzo poważna  sprawa i wcale nie taka prosta i jeśli państwu  zależy na tym by mieć zdrowe i dobrze  wykształcone  społeczeństwo to powinno  stworzyć takie  warunki, by kobiety  nie musiały pracować  zawodowo od chwili urodzenia  dziecka aż do jego pełnoletności. Bo nikt tak  nie zadba o  dziecko jak jego matka. U nas akurat mało kobiet pracuje, ale tam gdzie ich pracuje  dużo i jest  dużo kobiet  z małymi dziećmi to jak słyszę od kolegów  można się załamać - wpierw jest w  ciąży    i z raz w miesiącu jest na  zwolnieniu, potem ma  trzy miesiące ustawowego macierzyńskiego,  a potem co i raz jest na  zwolnieniu na opiekę nad  dzieckiem bo w żłobku albo przedszkolu dzieciak podłapał infekcję.  Dasz takiej temat  do opracowania zacznie i nigdy  nie  wiadomo czy i kiedy  skończy.

A moja  żona  ani jednego  dnia  nie była w czasie ciąży na  zwolnieniu i do ostatniego dnia ledwo było widać, że jest w  ciąży. I od razu ustaliliśmy, że po macierzyńskim weźmie bezpłatny wychowawczy. Nie  mogę powiedzieć, że kobiety są gorsze jako pracownicy, ale na pewno nie  są w pełni "wydajne" w pracy z powodu macierzyństwa, bo ono nie kończy  się z chwilą ukończenia przez  dziecko trzech lat - powiedział Kazik. I w  większości związków wszystkie  sprawy organizacyjne domowe  są na głowie kobiety. A dziecko zasypiało równie dobrze u  mnie rękach jak i żony lub teścia. Gotować umiem niemal tak samo dobrze jak żona, ale  żona popatrzy na małego i od  razu wie co on  za kilka  sekund  powie. I tego zapewne  nie  zmieni żaden nowy trend  ani ustawa.

                                                                        c.d.n.