Wszystko się kiedyś kończy - a urlop zwłaszcza. Dobrze, że był to już powrót, bo ostatnie dni sierpnia już były chłodne i niemal codziennie padał deszcz. Ale dzięki temu nawet na terenie tego ośrodka można było cieszyć się grzybobraniem. Helenka z Piotrem codziennie "bladym świtem" wychodzili na grzyby. A piece akumulacyjne w domkach okazały się bardzo przydatne, bo na nich, na arkuszach pergaminu leżały pokrojone "kapelusze" grzybów a w domkach roznosił się zapach prawdziwków i podgrzybków. No i w domkach było ciepło i grzybowo, jak to określała Adela.
Podczas któregoś z wieczornych "posiadów" wszyscy zgodnie stwierdzili, że najlepiej byłoby gdyby cztery zaprzyjaźnione rodziny mogły mieszkać w jednym budynku. Oczywiście zaraz Emil podzielił się tym pomysłem z Arkiem i z pół godziny Arek brał udział w rozmowie pomimo odległości. Ale chociaż wszyscy byli "za", w krótkim czasie okazało się, że prościej i taniej będzie poprzestać na tym, że jednak mieszkają na jednym osiedlu. Wprawdzie wszyscy zapisali się do nowo powstałej prywatnej spółdzielni, w której można było wybudować tak zwaną willę wielorodzinną, ale - taki rodzaj budynku był zaplanowany na dalekich peryferiach miasta i to na prawym brzegu Wisły. Tyle tylko, że o tym, że zmieni się lokalizacja z Ursynowa na inną dowiedzieli się dopiero wtedy, gdy już wszyscy wpłacili całkiem spory udział. A ponieważ ta lokalizacja nikomu nie przypadła do gustu zaczęli "pracować " nad wycofaniem swych pieniędzy z tej spółdzielni. "Nerwówka" trwała około 8 miesięcy, ale udało się wycofać udziały.
Na razie należało "zająć się" przygotowaniami do ślubu Wandy i Leszka, a czasu było naprawdę już mało. Adela omówiła z Wandą kilka zestawów na "ślubny obiad" przezornie nie pokazując jej cen. Gdy już Wanda wybrała, Adela zaprosiła przedstawiciela firmy cateringowej i z nim omówiła wszystkie szczegóły. Na zakupy odzieżowe Wanda pojechała z Heleną. I tak jak planowała nie poinformowała matki i swej przyrodniej siostry o tym, że wychodzi za mąż. Natomiast zatelefonowała do swego ojca i pewnego późnego popołudnia podjechała wraz z Leszkiem do mieszkania swego ojca.
Ona przedstawiła ojcu Leszka a ojciec jej swoją nieślubną partnerkę, która była kiedyś wynajętą opiekunką dla jego ciotki. Jak powiedział ojciec Wandy ślub im do niczego nie jest potrzebny, a on nie ma zamiaru się rozwodzić z jej matką bo, jak to obrazowo stwierdził "nie ma zamiaru babrać się w bagnie", bo niestety każdy kontakt z jej matką naprawdę przypomina "babranie się w bagnie". Na ślubny obiad to on nie przyjdzie, bo niestety ciocia nie może już zostać sama w domu i musi być cały czas pod opieką, więc musiałby przyjść sam. Pytał się Wandy, czy ma jakieś potrzeby w związku z tym, że zmienia stan cywilny, zapytał się czy ma szansę zostać dziadkiem i prosił by w miarę możliwości Wanda i Leszek odwiedzali go. Partnerka ojca, Agnieszka, zrobiła na Wandzie miłe wrażenie. Była z piętnaście lat młodsza od jej ojca.
Po trzech popołudniach spędzonych na "przebieżkach" po sklepach z konfekcją damską, Wanda zdecydowała się na jasny kostiumik z włoskiej elastycznej dzianiny wiskozowej Punta Milano w kolorze ecru. Spódnica wymagała wyraźnie skrócenia, a że sklep był prywatny, od razu zaznaczono pożądaną długość i za dwa dni kreacja było do odebrania. Leszek się śmiał, że w tej kreacji Wanda będzie "jasną stroną" tego związku, a on przed urzędnikiem USC stanie w "tym dziwnym" kolorystycznie garniturze i będzie nieomal kameleonem. Postanowili, że Wanda zamieszka u Leszka, a jej mieszkanie pójdzie pod wynajem. A Wanda będzie trzymała "rękę na pulsie" i może uda się im Leszka mieszkanie zamienić na czteropokojowe na parterze. Jakby na to nie spojrzeć to dziecka jeszcze nie było w drodze, więc na razie nie groziło Wandzi wdrapywanie się z dzieckiem na czwarte piętro.
Tydzień przed ślubem Leszek "zarządził wycieczkę do chałupy", by pokazać Wandzi co chce jej zapisać jako darowiznę. Oczywiście pojechali również Helena z Piotrem i Adela z małą i Emilem. Gdy zajechali na miejsce Leszek po raz pierwszy popatrzył na to siedlisko przychylnym okiem. Od drogi dojazdowej dom odgradzał całkiem spory teren. Co prawda trawa sięgała niemal do kolan, ale Piotr ocenił, że to całkiem ładna posesja. Do lasu było bardzo blisko i wychodziło się do niego przez furtkę, która teraz była zamknięta na klucz.
Po chwili wtykania w zamek furtki trzech kolejnych kluczy udało się ją otworzyć i Leszek od razu odłączył ten klucz od całego pęku innych kluczy. Kolejnym kluczem otworzył dom. Uderzył go w nozdrza zapach stęchlizny, więc powiedział, by absolutnie nie wnosić tu Milenki, bo to nie jest dla niej wskazane. Sam szybko wszedł do środka i pootwierał wszędzie okna, blokując sprzętami drzwi. Jak na nie używany przez wiele lat, to dom był w zupełnie niezłym stanie. Były tu trzy pokoje, kuchnia i łazienka, za łazienką była jeszcze mała sień, w której były schody prowadzące na strych. W łazience był elektryczny bojler, podobnie i w kuchni. W kuchni było zejście do piwnicy. Poza tym do kuchni przylegała weranda, której nie było widać od strony wejścia na posesję. Na werandzie ewidentnie była kuchnia letnia, był tu piec kuchenny z metalową płytą i trzema miejscami na garnki. Po przeciwnej stronie było miejsce na stół. Piotr odszukał klucz od furtki, którą można było wyjść na dróżkę prowadzącą do lasu i powiedział - to ja idę zobaczyć czy są w tym lesie jakieś grzyby. Wrócił po 20 minutach z siatką pełną kurek i podgrzybków. Dobry ten las - stwierdził Piotr - nie schodzony i nawet nie jest zaśmiecony i jak widzicie nawet grzyby w nim są. To całkiem miłe miejsce, a jechaliśmy tu godzinę. I mam podejrzenie, że jeżeli Wanda będzie chciała tę działkę sprzedać to bez trudu znajdzie kupca.
A ja wcale nie chcę tego sprzedawać - stwierdziła Wanda- będziemy tu mieli prywatne letnisko. Trochę trzeba będzie włożyć w to pracy i zainwestować w piece akumulacyjne i będzie tu można całkiem dobrze spędzać weekendy. W kuchni jest miejsce na lodówkę i to całkiem dużą. Trzeba jeszcze zobaczyć co jest w piwnicy - orzekł Piotr. Ze sporym trudem Leszkowi i Emilowi udało się podnieść dość duży kawałek podłogi. A na cholerę ojciec zrobił takie wielkie zejście - dziwił się Leszek. I ściąganie z tego kawałka podłogi linoeleum wcale nie jest proste i jeszcze trzeba przesuwać stół i ławę- narzekał. W końcu udało się odsłonić klapę i ją podnieść do góry. W dół prowadziły całkiem wygodne schody - betonowe.
Pierwszy zszedł Emil i powiedział - ciemno tu, potrzebna jest świeca lub latarka. Leszek rozejrzał się po kuchni i powiedział - tu jest tylko taki duży znicz jak na grób, taki jakby latarenka. No to zapal ją bo tu ciemno jak w grobie. Zaraz, muszę poszukać zapałek. Podszedł do niedużego kredensu, gdzie znalazł w szufladzie zapałki, zapalił świecę w tej szklanej obudowie i zaczął schodzić po schodach do piwnicy. Gdy już był na dole, to po lewej stronie ściany, do której przylegały schody znalazł wyłącznik światła- przekręcił i zaświeciła się żarówka pod sufitem.
Pierwsze co się im rzuciło w oczy to była lodówka. Bardzo duża, sklepowa. No to nic dziwnego, że to wejście takie duże - skonstatował Leszek. Musieli się nieźle namachać by tę lodówkę tu umieścić. Tu chyba działa jakaś naturalna wentylacja - stwierdził po chwili- piwnica sucha i wcale nie czuje się stęchlizny. I zobacz- tu są ściany z bloczków betonowych, a może to pustaki? Zupełnie się na tym nie znam - stwierdził Leszek. Phi- ja też nie - pocieszył go Emil. Dla mnie ściana to jest po prostu ściana- jedyne co odróżniam to ścianę z wielkiej płyty od ściany z cegieł. A i to tylko w trakcie budowy. A teraz, gdy tę wielką płytę ocieplono od zewnątrz to nie też nie odróżniam jednej od drugiej. Emil oglądał lodówkę i stwierdził, że ona chyba zawsze stała w piwnicy, bo blisko niej było gniazdko elektryczne. No to pewnie była na górze druga lodówka- skonstatował- przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie latałby co chwilę do piwnicy i nie gimnastykował się ze ściąganiem linoleum i podnoszeniem klapy. I podniesionej klapy też nikt by cały czas w kuchni nie trzymał bo za którymś razem mógłby się nagle znaleźć w piwnicy.
Na "górze" Piotr krążył po domu i co jakiś czas stukał w ściany - ojciec co tak stukasz co chwilę? Coś przybijasz? - spytał Emil. Niczego nie przybijam, ale mam wrażenie że to jest podwójny dom - tak jakby w drewnianym domu ktoś w środku wybudował drugi z bloczków betonowych- odpowiedział Piotr. I to wcale nie jest niemożliwe. Podobno nie na wszystkich terenach działkowych zezwalano na budowę domów murowanych i ludzie radzili sobie w ten sposób, że budowali dom zewnętrzny drewniak, a potem pod osłoną tych ścian powstawał drugi dom, murowany. I wewnętrzne ściany były okładane deskami - tak jak jest tu.
Leszek zamyślił się, potem powiedział - bardzo możliwe, bo pamiętam, że mama cały czas narzekała, że budowa ślimaczy się w nieskończoność i pożera sporo pieniędzy. Będę musiał zatelefonować do kuzynki taty, może ona coś wie. Ja to miałem w tamtym czasie taki młyn, że nie wiedziałem nawet gdzie ojciec tę działkę kupił, czy na niej coś stawia i co. Miałem dosyć własnych zawirowań i wrażeń. Jedyne co mnie wtedy interesowało to był to, kiedy będę mógł się wyspać. Wtedy opanowałem sztukę zasypiania w ciągu minuty i dochodzenia do pełni trzeźwości umysłu w ciągu trzech minut. A odkąd pracuję w tej klinice to mam luksus, dodatkowo to działam tylko w szpitalnym laboratorium i nie mam żadnych nocnych dyżurów. Śmiać mi się chce, bo Wandzia obiecuje sobie, że tu będzie nasze letnisko, ale jak znam życie to ona nie zostałaby tu nawet tygodnia sama z dzieckiem. W tym domku, stojącym ze sto kroków od waszego bała się, że ktoś się włamie. Myślałem, że trochę udaje, ale nie, puls miała nierówny i przyspieszony. A tu do najbliższego sąsiada jest ze 250 metrów i jeszcze jego dom jest przysłonięty drzewami. Chcę by miała tę działkę jako lokatę - może jej przetłumaczę, że najkorzystniej to będzie po prostu ten domek wynajmować ludziom od wiosny do jesieni. Sporo osób chętnie wyjeżdża w okolice Warszawy. Ci co cały rok stołują się poza domem chętnie w wakacje sami sobie w domu gotują obiadki. A tu, jak widać są do tego dobre warunki. Do Kamieńczyka jest stąd tylko pięć kilometrów. A ja z kolei wcale nie marzę by przez całe lato tracić 2 godziny, albo i więcej na dojazdy. Mam tylko nadzieję, że Adela wyśmieje jej pomysł. Nawet na pewno- powiedział Emil - bo Adela chce aplikować na adwokata i na pewno się w żadne pobyty na działkach nie będzie bawiła. Milenka jest na tyle duża, że spokojnie może zostać pod opieką moich rodziców. Ale myślę, żebyście się rozejrzeli jednak wpierw za zamianą tego twojego czwartego piętra na niższe. Widziałeś - budują się szeregowce na końcu Kabat. Może tam uda się Wandzi coś załatwić. Szeregowiec ma mały ogródek no i zawsze co najwyżej jest domkiem jednopiętrowym. Są one co prawda nie tak blisko nas jak twoje mieszkanie ale teraz to już nie jesteś sam. Trzeba po prostu wrzucić ogłoszenie o chęci zamiany i zobaczyć jakie będą efekty. Przejedźcie się po Ursynowie i rozlepcie ogłoszenia w tej okolicy, która się wam spodoba. Arek na tej zasadzie znalazł mieszkanie dla swoich teściów.
W końcu nie musicie mieszkać w tej spółdzielni, w której pracuje Wanda. Podejrzewam, że w okolicy Tesco, tam gdzie mieszka nasz szanowny kolega Michał są wolne partery w wieżowcach. Wrzućcie trochę ogłoszeń w skrzynki listowe na tym osiedlu domków na Kabatach. Tam jeszcze dość kiepsko ze sklepami, ale jest księgarnia i jeden dyskont. Reszta dość szybko powstanie. My nie chcieliśmy domku, bo nas nie urządzał jeden domek, a na dwa to nas nie było stać, głównie z uwagi na ogródki. My z ojcem wcale nie marzyliśmy o własnym domku - już to raz przerabialiśmy. Tu o żywopłot dba administracja, ogródek podlewa pan dozorca i raz na sezon kosi nam trawę. Tak, że przemyśl to sobie spokojnie. A tak między wierszami to wspomnij Wandzi, że Adela na pewno mało będzie spędzała czasu w domu bo wpierw będzie się uczyła do aplikacji a potem będzie jednak pracować. Bo z tego co Wandzia mówiła, to jej się wydaje, że gdy będzie mamą to będzie fajnie, bo przecież Adela jeszcze będzie na urlopie wychowawczym. A ja widzę jak pomału Adela ma dość siedzenia w domu. Co prawda dopiero raz coś miauknęła w temacie, no ale to narośnie. Planowaliśmy kiedyś z Arkiem własną kancelarię z obsługą prawniczą i patentową, ale ja mam dobrą pracę, więc raczej obsługi patentowej nie będzie. A, jak twierdzi Arek, to Adela ma talent adwokacki.
c.d.n.