Kilka dni później, wieczorem, zatelefonował do Marty Milosz. Poinformował ją, że Hanka go powiadomiła telefonicznie, że.........wystąpiła do sądu o rozwód. Bo co to za małżeństwo gdy się mieszka kilka setek kilometrów od siebie. Milosz się zastanawiał czy sama na to wpadła, czy może raczej jej rodzice, a raczej ojciec. I zapewne za kilka dni Milosz dostanie na swój polski adres pozew rozwodowy. No to się będzie działo - stwierdziła Marta.
Milosz opowiedział też Marcie jak przebiegła rozmowa z Hanką i że nie powiedział Hance, że jego będzie reprezentował na rozprawie prawnik, bo on jak na razie to nie może wziąć urlopu no a poza tym to ma jeszcze dwa ważne egzaminy i nie może ich zawalić.
Milosz nawet już rozmawiał z prawnikiem z Brna i jeszcze dziś wyśle mu wszystkie potrzebne dokumenty a ojciec Milosza powiedział, że weźmie na siebie całą finansową stronę przedsięwzięcia, byle tylko Milosz nie zawalił któregoś z egzaminów. I ojciec pojedzie na weekend do Tatrzańskiej Łomnicy i dopilnuje by Hanka zabrała wszystkie swoje rzeczy i przywiezie tę kuzynkę i pomoże się jej zagospodarować tam na miejscu. I gdy to wszystko załatwi, a Milosz już będzie po egzaminach to wpadną oboje z matką do Warszawy. I wtedy rozejrzą się za jakimś domem, bo jest bardzo możliwe, że wtedy kupili by jakiś dom dwurodzinny blisko Konstancina.
Ojciec Milosza już nawet teraz przegląda ogłoszenia na polskich stronach internetowych, ale tylko przegląda. I rozmawia z różnymi znajomymi na temat czy lepiej kupić stary dom czy nowy. Bo te stare to są zazwyczaj w bardziej sympatycznych miejscach, no ale wszyscy, na szczęście, tłumaczą mu, że lepiej kupić niedawno wybudowany i o ile to możliwe, żeby to było jakieś osiedle domków, bo wtedy i ogródki są małe i na ogół takie osiedle jest podłączone do miejscowej sieci grzewczej, a nawet jeśli nie, to ma nowoczesny system ogrzewania, np. piec na gaz. Bo nawet jeśli osiedle nie jest podłączone do miejskiego gazu to w tych nowych domkach jest piec na gaz, który można kupować w butlach i podobno nawet są firmy, które same przywożą gaz na miejsce, demontują zużyty pojemnik i instalują nowy. I na ogół w planach takich osiedli domków to od razu powstaje odpowiednia infrastruktura- cokolwiek to znaczy. No nie wiem - przerwała mu Marta - my byliśmy rozczarowani tym co nam zaoferowano do kupna - no ale może u was lepiej to wszystko funkcjonuje. Znam z opowieści osiedla domków w których oczywiście w planach były wszystko- szkoły, przedszkola, sklepy, ale z bliżej nieznanych przyczyn przez pierwsze lata po zamieszkaniu trzeba było ciągać dzieciaki do przedszkoli i szkół do innych dzielnic. Oglądaliśmy nawet taki domek, ale to był tylko domek i nie było garażu i nawet nie bardzo była szansa na wiatę, bo rzeczywiście ogródek był maleńki. A wewnątrz też nie było nic fajnego. W każdym razie gdy będziesz coś wybierał to ci polecam byś to zrobił w towarzystwie naszych ojców - oni się na tym znają i wiedzą gdzie zaglądnąć by sprawdzić jakość wykonania i funkcjonalność.
I już im tłumaczyłem- ciągnął dalej Milosz- dlaczego lepiej będzie kupić coś poza Konstancinem, albo coś co jest bardzo blisko trasy autobusu miejskiego który kursuje na trasie Warszawa Konstancin- wiesz, te osiedla które są po obu stronach Puławskiej. Ale oni, chociaż jeszcze niczego tu nie widzieli a tylko oglądali plan Warszawy to woleliby by to było bliżej Konstancina, bo to byłoby lepsze dla mnie. No i jak twierdzą to wcale nie musi być nowy dom, może być do remontu, a poza tym, co mnie ogromnie cieszy, to nie chcą dużego ogrodu - np. takiego jak jest w Tatrzańskiej, bo odkryli, że już nie są młodzi. I całe szczęście, że sami na to wpadli. Ja natomiast chcę bym mógł w razie czego dojechać do pracy miejskim transportem ewentualnie przewlec się niespiesznie samochodem nawet gdy będzie ślizgawica.
No to jak słyszę- stwierdziła Marta- twoi rodzice nie przepadali jakoś za Hanką. Dam ci znać jeszcze dziś czy ojciec Wojtka użyczy twoim rodzicom swojego mieszkania na kilka dni - jestem co prawda pewna, że tak, ale wolę usłyszeć potwierdzenie od niego. On ostatnio wciąż śpi u nas, co mnie osobiście pasuje, no ale wolę by on się wypowiedział na ten temat. No to jak widzę sprawa nabiera tempa i według mnie to dobrze - po co ciągnąć w nieskończoność coś co nie rokuje dobrze. A temat pracy dyplomowej już masz uzgodniony?
Tak, już nawet ze dwie strony zdołałem napisać. Wolno piszę, bo cały czas sprawdzam wszystko w słowniku, żeby nie wyszły z tego pisania śmieszne i dziwne zdania. Marta roześmiała się - nie ma problemu- nim dasz do wstępnego poczytania promotorowi pokażesz tekst mnie i w razie potrzeby naniosę poprawki, żeby nie było błędów. Ale pewnie będzie ich malutko, bo ty już mówisz bezbłędnie. Mogę cię tylko pocieszyć, że nawet rodowici Polacy robią sporo błędów nie tylko ortograficznych ale i gramatycznych. Bo jak mówią niektórzy ucząc się polskiego to "polska język trudna jest", ale masz o tyle łatwiej, że to praca nie z językoznawstwa a z jednej z działek medycyny z którą masz na co dzień do czynienia. Wiesz, gdy mi Wojtek pokazał brudnopis swojej pracy to wpatrywałam się tekst i nic a nic z tego nie pojęłam. Sprawdziłam tylko ortografię, ale my mieliśmy w podstawówce świetną polonistkę a na dodatek jak szkolny rok długi to dwa razy w tygodniu kartkówki z ortografii.
Wiesz, zauważyłam, że gdy mówiłam kiedyś koleżankom, że mieszkamy bardzo blisko naszych rodziców i że jestem z tego powodu bardzo zadowolona, to patrzyły się na mnie jak na wariatkę - nieomal miały wyraźnie ochotę postukać mnie w czoło. Bo każda z nich marzyła by po ślubie mieszkać jak najdalej od swoich rodziców i teściów. A ja naprawdę jestem zadowolona , że moi rodzice mieszkają 200 metrów od nas a ojciec Wojtka raptem kilometr dalej, ale bardzo często śpi u nas. Bo przecież wiadomo, że w miarę upływu czasu to rodzice coraz częściej będą wymagali jakiejś pomocy, czy wręcz opieki, więc jest dobrze gdy mieszkają blisko dorosłych dzieci. I tak
Ewunia od pierwszych dni swego życia wie że świat składa się z wielu osób a nie tylko z mamy i taty. A poza tym nasi rodzice nie czują się odstawieni na boczny tor, biorą udział w naszym życiu. Za kilka dni wyjadą z małą pod Warszawę, jadą też dzieciaki Michała ze swoimi dziadkami i dzieciaki Andrzeja, też z dziadkami. A my będziemy tam spędzać wszystkie weekendy. I być może, że w wakacje będę pracowała po 8 godzin, bo szef coś mętnie szeptał, że zostawi mnie w wakacje na zastępstwie gdy pójdzie na urlop, no a wtedy będę musiała być całe osiem godzin w pracy. Zresztą tak naprawdę oficjalnie to ja jestem na pełnym etacie, a siedzę w robocie tylko 4 godziny. Bo jak szef mówi, to ja pracuję głównie głową a nie ciałem i jemu jest zupełnie obojętne czy wymyślam coś w domu czy w laboratorium - wszystkie badania to oczywiście robię w laboratorium.
On mnie zna jeszcze z czasów gdy studiowałam, bo miałyśmy praktyki w laboratorium i ja wtedy jako jedyna zgodziłam się popracować w wakacje i było to na tyle fajne doświadczenie, że mój szef potem naraił mi bardzo fajnego promotora - mocno starszy facet, ale szalenie sympatyczny i bardzo kulturalny człowiek. No i potem już tu przyszłam do pracy po dyplomie. W laboratorium jestem jedyną kobietą, ale moi koledzy są na poziomie - sami chemicy i zawsze się śmiejemy, że między nami wszystkimi jest chemia. Są jeszcze dwie kobiety oprócz mnie - pani kadrowa i pani, która sprząta.
A kiedy jedziecie na te extra rodzinne wakacje? - spytał Milosz. W ostatni tydzień czerwca, ale w lipcu Wojtek musi być w Warszawie i Michał też. Tak naprawdę to my będziemy tam z rodzinami tylko w weekendy, bo to jest blisko, więc będziemy dojeżdżać- to jest raptem 65 km od Warszawy. Będą tam moi rodzice, mój teść, teściowie Ali, rodzice Andrzeja, czyli "fura dorosłych". Poza tym żadna z babć nie będzie stała przy garach, bo to pobyt z wyżywieniem. No i jeszcze jest ten plus, że teren jest na skraju lasu i jest ogrodzony, więc się dzieciaki nie pogubią. A dla nas wypoczynkiem będzie to, że nie będzie tu małej. Ona nie jest kłopotliwa, no ale tu to trzeba z nią wychodzić na spacery, a tam wyrzucasz towarzystwo do ogrodu i tylko sprawdzasz czy na pewno brama jest zamknięta na klucz, który masz w kieszeni. Ojciec Wojtka będzie w wakacje w Warszawie, bo w tym ich ośrodku informacji latem są straszliwe pustki, większość pracowników, a jest ich mniej więcej tyle co palców u jednej ręki, wszak ma dzieciaki w wieku szkolnym, więc biorą urlopy. Jak dla mnie to wyjście na te 4 godziny do pracy to żaden problem i ewentualne zastępowanie szefa nawet 8 godzin dziennie to też bezproblemowa sprawa, bo w okresie wakacji raczej nie będzie żadnych ważnych spotkań służbowych. A nawet jeśli ktoś upadnie na mózg i zorganizuje jakieś spotkanie a mój szef uzna, że jego obecność jest niezbędna to na dwa lub trzy dni zjedzie do Warszawy.
W mojej firmie latem są super pustki, bo większość ma dzieciaki i stara się urlop spędzać z dzieciakiem, żeby nadrobić codzienne "niedoróby wychowawcze". Większość ma dzieciaki jeszcze w podstawówkach, najstarszy to jest szef i ma już dość podrośnięte córki- i to aż trzy, ale one to jeżdżą albo na jakieś obozy harcerskie albo do rodziny, bo tam jest jakaś wspólna rodzinna duża chałupa, gdzieś na Mazurach.
Ja bardzo lubię Warszawę w okresie wakacyjnym - wreszcie nie ma korków samochodowych, z góry wiadomo, gdzie się kręcą wycieczkowicze i że należy omijać Krakowskie Przedmieście, Starówkę, Łazienki, nie należy też wpaść na pomysł by się wybrać na zwiedzanie Wilanowa. No i zawsze zaczyna się robić tłoczno mniej więcej od dwudziestego sierpnia, bo zaczynają wracać z wakacji stali mieszkańcy Warszawy. I już wtedy zaczynają się robić korki samochodowe. Wojtek może wziąć urlop w sierpniu lub we wrześniu, ale nie wiem czy się już dogadali w trójkę ze swoim szefem. Poza tym to Wojtek przecież "dłubie ten doktorat". Powiem ci szczerze - uważam, że to jakieś dobre zrządzenie losu, że Wojtek wybrał na promotora Michała. Bardzo się zaprzyjaźnili, razem pracują i zawsze jeden drugiego zastępuje. A gdy poznasz na dodatek teściów Ali z jej pierwszego małżeństwa to na pewno się nimi zachwycisz.
To Ala rozwiodła się z pierwszym mężem ? - spytał. Nie, on zginął w wypadku samochodowym gdy ich synek był malutki. A teściowie Ali traktują ją od samego początku jak własną córkę i gdy Michał zakochał się w Ali, to w tajemnicy przed nią pojechał do nich, przedstawił się i wręcz poprosił ich o to, by wyrazili zgodę na ich małżeństwo i usynowienie ich wnuczka. Dla mnie to bardzo wzruszająca historia.
To Ala jest sierotą, nie już swoich rodziców? Ma tak zwanych rodziców, którzy nienawidzili jej męża, bo on razem ze swoimi rodzicami mieszkał pod Warszawą i oni go uważali za wieśniaka, bo to była taka miejscowość, w której mieszkali głównie ogrodnicy produkujący warzywa i kwiaty i uważali, że mąż Ali jest wieśniakiem. Ala zerwała z nimi kontakty i chyba nawet nie wiedzą, że Ala wyszła drugi raz za mąż, że ma dwojaczki. A teść Ali jest profesorem i pracuje naukowo. No i teraz oni wszyscy razem tworzą fajną rodzinę, teść Ali odkupił od Wojtka mieszkanie w Warszawie na Ursynowie by mieszkali bliżej Ali. A mieli pod Warszawą piękną "hacjendę". Oni bardzo pomagają Ali i Michałowi w opiece nad tą trójką dzieci. Poznasz ich gdy zamieszkasz na stałe w Warszawie lub blisko Warszawy.
c.d.n.