Dzień, w którym Franek z Joanną podpisywali akt ślubu był upalny i właściwie dobrze się złożyło, że ślub był o godzinie dziesiątej rano, nim wszystko nagrzało się od słońca. Z uwagi na pogodę Teresa z synkiem nie brała udziału w tej części dnia, jej tata świadkował i towarzyszył mu Kazik. Drugim świadkiem była Alina. Krystian był już wcześniej umówiony z jakimś klientem, który aktualnie na co dzień przebywał poza Polską i mógł swoją sprawę omówić z Krystianem tylko tego dnia, więc na ślubie była tylko Alina. Była również najbliższa koleżanka Joanny.
Po ślubie pojechali na włoskie lody. Franek trochę narzekał, że w taki upał jest "wciśnięty" w garnitur i odgrażał się, że zaraz po przyjeździe do domu wskoczy w kąpielówki a poślubny obiad to chyba będą konsumować w strojach plażowych. Ojciec Franka słuchał tego wybrzydzania na pogodę, w końcu powiedział - synu, narzekasz niczym stara baba - zupełnie jakbym słyszał twoją matkę. Jej każda pogoda wadziła- lato zawsze było za gorące, zima za zimna a wiosna i jesień za mokre lub za suche. Jesteś jeszcze dość młody, pomyśl o tych, którzy nie mogą w tej chwili posiedzieć w klimatyzowanym lokalu a siedzą w pracy i pracują w zupełnie niekomfortowych warunkach. I bardzo dobrze, że pani Tereska została z dzieciaczkiem w domu, takie małe dziecko jeszcze nie ma dobrej własnej termoregulacji. A gdy dojedziemy do domu i wskoczysz w kąpielówki to nie wkładaj przypadkiem słomkowego kapelusza, bo okoliczne wróble wystraszysz, wezmą cię za stracha i przestaną przylatywać do naszego ogrodu na robaczki.
Franek tylko uśmiechnął się -tato, nawet nie zauważyłeś, że na Joasinej kuchni to nawet całe 2 kilogramy mi przybyło - ciągle mi coś podtyka do jedzenia na zasadzie "spróbuj, bo wydaje mi się, że czegoś w tym brak" i w ten sposób mnie dokarmia. Już ją, spryciulę, przejrzałem. Wszystko po to, by mnie utuczyć. Po ochłodzeniu się lodami rozstali się, nowożeńcy, z ojcem Franka i przyjaciółką Joanny pojechali do Otrębusów, Kazik z Aliną i tatą pojechali do Teresy. Weselny obiad był zamówiony na godzinę 16,30, więc wszyscy mogli jeszcze odpocząć w domu.
Kupno prezentu ślubnego nieco nadwyrężyło system nerwowy Teresy- prezent był wspólny od obu rodzin i były to dwa serwisy z Bolesławca, śniadaniowy i obiadowy, dodatkowo był podgrzewacz i mlecznik oraz różnej wielkości podstawki- wszystko rodem z Bolesławca. Było trochę "bólu głowy" bo Teresa chciała by obydwa komplety miały ten sam wzór, ale okazało się, że każdy ze wzorów jest produkowany w bardzo krótkich seriach i całkiem zdrowo musiała się pani w firmowym sklepie nauwijać i narozmawiać z działem sprzedaży producenta, by wszystko dobrze skomponować.
Gdy na dwa tygodnie przed ślubem Teresa i Kazik dowiedzieli się o nim, Teresa zaciągnęła Joannę na pewną odległość od innych i powiedziała- powiedz mi, dziewczyno, czego brakuje w tym męskim gospodarstwie - mam na myśli jakieś zastawy stołowe, typu obiadowego, śniadaniowego, może jakieś ładne komplety sztućców, może obrusy, serwety. Chcemy z Kazikiem coś wam kupić, ale chcę by to było coś, co wam się na pewno przyda a nie będzie tylko "prezentem -gratem" w szafie. Joanna wiła się jak piskorz, nie chcąc udzielić odpowiedzi, ale w końcu Teresa zaciągnęła ją do kuchni i kazała pokazać sobie aktualne wyposażenie. Stanęło na tym, że przydałby się jakiś zestaw obiadowy, Teresa zapytała się czy to mają być np. zestawy z Włocławka, czy może coś z importu, ale stanęło na wyrobach z Bolesławca.
Tylko pamiętaj Joasiu - ani słowa Frankowi- uprzedziła Joannę Teresa. Mam wobec Franka dług wdzięczności, poza tym bardzo go lubię i cenię więc mam teraz okazję by go uregulować. A podobno nigdy nie byliście parą - powiedziała półgłosem Joanna. No bo nie byliśmy - a on ci powiedział, że byliśmy parą? -w głosie Teresy brzmiało zdziwienie. Joanna przecząco pokręciła głowa- nie - mówił tylko, że gdy zaczęłaś pracować to strasznie się na ciebie napalił, ale byłaś już mężatką, a potem nie zorientował się, że już nie jesteś, a ty wyszłaś za innego.
To prawda - parą nigdy nie byliśmy, tylko przyjaźń nas łączyła. Mamy oboje niemal identyczne poglądy, z którymi mało kto się zgadza. Nie jesteśmy poprawni politycznie i obyczajowo. I faktycznie - bardzo ekspresowo się rozwiodłam i natychmiast wyszłam za mąż za Kazika. Z Kazikiem znaliśmy się od bardzo, bardzo wielu lat. Nasi rodzice się przyjaźnili. Znaliśmy się jeszcze przed moim pierwszym ślubem, a byłam mężatką dziesięć lat.
Joanna wyraźnie się rozpromieniła - a ja myślałam, że mi Franek kit wciska- powiedziała. Teresa roześmiała się - to naucz się dziecino, że zawsze, jeśli idzie o Franka, to najzdrowiej jest o wszystkich swych wątpliwościach z nim porozmawiać. Franek ma bardzo zdrowe zasady moralne- nigdy nie podrywa cudzych żon lub dziewczyn, choćby mu się nawet szalenie podobały. Jeśli coś ci się w jego postępowaniu nie podoba, to po prostu z nim o tym porozmawiaj a nie rób niezadowolonych min lub złośliwych uwag. To facet, z którym możesz o wszystkim porozmawiać. Wiem, bo naprawdę rozmawiałam z nim na przeróżne tematy.
A dlaczego on się nie ożenił? A pytałaś go dlaczego? - odpowiedziała Teresa pytaniem. Joanna spochmurniała - nie pytałam się - bałam się, że mnie po prostu opieprzy i powie, że to nie moja sprawa. Oj, oj - westchnęła Teresa - naucz się szybciutko by z nim o wszystkim rozmawiać- jeśli się tego szybko nie nauczysz to ci się to małżeństwo rozwali.
Nie żenił się, bo częściej go w Polsce nie było niż był. On bardzo często i na dość długo wyjeżdżał z Polski służbowo. Teraz zmienił pracę i będzie prowadził bardziej osiadły tryb życia. Joasiu, nieomal za minutę wychodzisz za mąż za Franka, a nie mogę się oprzeć wrażeniu, że go właściwie wcale nie znasz. Napracujesz się sporo sama nad sobą nim go naprawdę dobrze poznasz. To naprawdę fajny facet i jeśli ci powiedział, że cię kocha, to możesz być pewna, że tak na pewno jest. Dla niego słowo "kocham" nie jest wytrychem do zdobycia względów kobiety - jeśli ci powiedział, że cię kocha, to tak jest naprawdę. To facet, którego stać na powiedzenie kobiecie, że ma na nią ochotę, ale nie ma zamiaru się z nią wiązać małżeństwem. Niektóre dziewczyny uważają to za cynizm, ale dla mnie jest to uczciwe postawienie sprawy. Do tego by z kimś wylądować w łóżku i mieć całkiem dobry seks prawdziwe uczucie nie jest wcale potrzebne. Mam wrażenie, że większość kobiet woli być oszukiwana, bo wyniosły z domów rodzinnych przekonanie, że seks i miłość muszą iść w parze. A do seksu to tak naprawdę wystarcza pociąg fizyczny. I nie wierz w to, że to tylko mężczyźni tak odczuwają - kobiety też, tylko to całe zakłamanie, w którym 90% dziewczyn dorasta sprawia, że uważają seks za coś gorszącego i że seks to jest jakieś ukoronowanie uczuć.
A dla mnie ukoronowaniem uczuć to jest bycie razem na co dzień, przeżywanie razem dobrych i zupełnie złych wydarzeń, taka codzienna troska o to by partner czuł się w naszej stałej obecności szczęśliwy. To obejrzenie razem z nim meczu piłki kopanej, która mnie obchodzi jeszcze mniej niż zeszłoroczny śnieg, to uważne wysłuchanie tego co było u niego w pracy, chociaż nie mam bladego nawet pojęcia co on projektuje, ale skoro on bez słowa protestu przegląda ze mną jakiś żurnal lub znosi bez fochów moje trzygodzinne wędrówki po sklepach w poszukiwaniu kiecki lub butów to ja takie wzajemne uznawanie zainteresowań uważam za objaw miłości.
Chyba masz rację - zgodziła się z Teresą Joanna- syn agronoma ma zerowe pojęcie o roślinach a potrafił mi zrobić mini szklarenkę i nawet podziwiał efekty mojej eksperymentalnej hodowli pomidorków koktajlowych. A teraz zabierze mnie do Afryki i to w piękne miejsce. Wiesz, on pięknie opowiada mi zawsze o Maroku. I już planuje, że w przyszłym roku pokaże mi nieco dzikszą, bardziej prawdziwą i surowszą Afrykę. I wiesz co? Nie dziwię się Frankowi, że się na ciebie napalał. Jeszcze z żadną osobą nie rozmawiałam tak bezpośrednio, bez ogródek , jak z tobą. Z matką i ojcem to wcale na takie tematy nie rozmawiam. Matka to na mnie obrażona, bo sobie umyśliła, że wyjdę za mąż za syna jej przyjaciółki, a to straszny głąb a do tego ma pociąg do flaszki. Gdy powiedziałam matce, że jeszcze długo nie a potem wcale za niego nie wyjdę bo on popija, to mi powiedziała, że jak się ożeni to się odmieni. Ale dla moich rodziców to on jest atrakcyjny, bo ma hektary. Mnie jego hektary na plaster, gdy skończę studia to będę mogła pracować w Ogrodzie Botanicznym w Powsinie albo w Zakładzie Miejskiej Zieleni bo to kierunek ochrony roślin. A może zostanę na uczelni. Franek powiedział, że mam wybrać to co mi naprawdę najbardziej odpowiada. Mam jeszcze 2 semestry do końca. No to już masz blisko do końca- stwierdziła Teresa. Jak znam życie i Franka to ci we wszystkim pomoże, chociaż taki z niego botanik jak ze mnie. Widok wschodzącego na polu zboża powoduje mój zachwyt słowny typu "ooo, jak pięknie wschodzi ta trawa". Pod tym względem mamy z Frankiem takie same reakcje.
Wybór firmy cateringowej bardzo się Frankowi udał- menu było świetnie dobrane do zaistniałego upału. Na przystawkę były dwa rodzaje sałatek z dużą ilością "surowizny", potem podano chłodnik andaluzyjski, na drugie danie były plastry pieczonej piersi indyka w towarzystwie pieczonych, młodych kartofli. W charakterze deseru był nawet tort weselny w wersji "mini", a był taki ładny, że wszystkim było żal by go zepsuć i tak po prostu pokroić i zjeść. Oprócz tortu były lody z bitą śmietaną i owocami. Tata Teresy śmiał się, że jego wnuczek bardzo wcześnie zaczyna życie towarzyskie i , co trzeba mu przyznać, jest bardzo grzecznym dzieckiem. Leżał w swoim wózku pomiędzy krzesłami swoich rodziców z pełnym zapałem i bardzo przyzwoicie pochłonął swoją porcję marchwianki wzbogaconej ziemniakiem, po jedzeniu wpierw wylądował na kolanach taty, potem zażyczył sobie by go wzięła mama a w ogóle to bardzo mu się to siedzenie przy stole z dorosłymi podobało. W swoim wózku był przypięty szelkami i cały czas był w pozycji półleżącej. W nagrodę za grzeczność dostał do "mamlania" domowego wypieku biszkopta. Ważył już 8 kilogramów i Teresa stwierdziła, że chyba będzie musiała zacząć chodzić na siłownię by mieć siłę do noszenia go na rękach.
Joanna wpatrywała się bacznie w małego i w końcu powiedziała - tak się małemu przyglądam i doszłam do wniosku, że on nie jest podobny ani do Teresy ani do Kazika. Kazik zrobił poważną minę i powiedział - jedno jest pewne, nie zamienili go w szpitalu, bo pilnowałem go, byłem cały czas przy nim gdy tylko go wyjęli Tesi z brzucha. Zapłodnienie nie było pozaustrojowe, więc chyba jednak to nasze dziecko i zapewne za jakiś czas będzie do nas podobne. Ojej, to ty byłeś cały czas przy Teresie?- zdziwiła się Joanna. No pewnie - trochę byłem przerażony, ale widziałem go już w kilka sekund po wydobyciu, całego jeszcze w mazi i nieco zakrwawionego. Nie wyglądał apetycznie, ale byłem szczęśliwy, że wszystko jest z nim w porządku i dla mnie nawet wtedy był śliczny. No ale gdy już był "obrobiony" to dopiero wtedy głębiej odetchnąłem, że oni oboje znieśli to wszystko śpiewająco. Byłem ogromnie wzruszony. Bo bardzo się o oboje bałem. Pani Joanno- zabrał głos tata - on jest bardzo podobny do Kazika - mamy w domu kilka zdjęć Kazika w tym wieku - wykapany tata. Tereska nieco inaczej wyglądała w tym wieku, była zdecydowanie okrąglejsza. Ale w przeciwieństwie do Kazika, to ja mogłem ją zobaczyć dopiero gdy miała cztery dni i już zabierałem je do domu. Wtedy było okropnie- zero kontaktu z rodzącą, nie było ani jednej prywatnej kliniki a szpitale położnicze przepełnione, po kilkanaście pacjentek na jednej sali, dzieci oddzielnie, matki oddzielnie. Dodzwonić się nie można było na oddział a na wizytę do lekarza, który opiekował się salą, na której leżała moja żona to byłem zapisany na dwa dni po wyjściu żony z dzieckiem ze szpitala. I ogromnie się cieszę, że Tereska miała zupełnie inne warunki niż jej mama i ona. I jestem głęboko przekonany, że te pierwsze doznania dziecka zaraz po opuszczeniu organizmu matki mają wielki wpływ na stan nerwowy dziecka. Aleczek to bardzo spokojne dziecko, prawie wcale nie płacze, dobrze śpi, jest spokojny i wcale nie boi się obcych ludzi. Zresztą sami państwo widzicie jakie to spokojne dziecko. Tesia to była kłębkiem nerwów - jestem przekonany, że to dlatego, że po urodzeniu się była odłączona od matki. Bo poród na pewno jest szokiem dla maleństwa- z miłego, bezpiecznego miejsca jest nagle "wyrzucone".
c.d.n.