piątek, 13 stycznia 2023

Lek na wszystko?- 38

 Dzień, w którym Franek z Joanną podpisywali  akt ślubu był  upalny i właściwie dobrze  się złożyło, że ślub był o godzinie   dziesiątej rano, nim wszystko nagrzało się od słońca. Z uwagi na pogodę Teresa z synkiem nie brała udziału w tej części dnia, jej tata  świadkował i towarzyszył mu Kazik. Drugim świadkiem  była Alina. Krystian był już wcześniej umówiony z jakimś klientem, który aktualnie na co dzień przebywał poza  Polską i mógł swoją sprawę omówić z Krystianem tylko tego dnia, więc na ślubie  była tylko Alina. Była  również najbliższa koleżanka  Joanny. 

Po ślubie pojechali na włoskie lody. Franek trochę narzekał, że w taki upał jest "wciśnięty" w  garnitur i odgrażał się, że zaraz po przyjeździe do domu wskoczy w kąpielówki a poślubny obiad to chyba będą konsumować w strojach plażowych. Ojciec  Franka słuchał tego wybrzydzania na pogodę, w końcu  powiedział - synu, narzekasz niczym stara baba - zupełnie jakbym słyszał twoją matkę. Jej każda pogoda  wadziła- lato zawsze było za gorące,  zima za zimna a wiosna i jesień za mokre lub  za suche. Jesteś jeszcze  dość  młody, pomyśl o tych, którzy nie mogą w tej chwili posiedzieć w klimatyzowanym lokalu a siedzą  w pracy i pracują w zupełnie  niekomfortowych warunkach. I bardzo dobrze, że pani Tereska została  z dzieciaczkiem  w domu, takie  małe dziecko jeszcze nie ma dobrej  własnej termoregulacji. A gdy dojedziemy do domu i wskoczysz w kąpielówki to nie wkładaj przypadkiem słomkowego kapelusza, bo okoliczne  wróble wystraszysz, wezmą  cię za stracha  i przestaną przylatywać do naszego ogrodu na robaczki. 

Franek tylko uśmiechnął się -tato, nawet nie  zauważyłeś, że na Joasinej kuchni to nawet całe 2 kilogramy mi przybyło - ciągle mi coś podtyka do jedzenia na zasadzie "spróbuj, bo wydaje  mi się, że czegoś w tym brak" i w ten  sposób mnie  dokarmia. Już ją,  spryciulę, przejrzałem. Wszystko po to, by mnie utuczyć. Po ochłodzeniu się lodami rozstali się,  nowożeńcy, z ojcem Franka i przyjaciółką Joanny pojechali do Otrębusów, Kazik  z Aliną i tatą pojechali do Teresy. Weselny obiad był zamówiony na godzinę 16,30, więc wszyscy mogli jeszcze odpocząć  w domu.

Kupno prezentu ślubnego nieco nadwyrężyło system nerwowy Teresy- prezent  był wspólny od  obu rodzin i były to dwa serwisy  z Bolesławca, śniadaniowy i obiadowy, dodatkowo był  podgrzewacz i mlecznik oraz  różnej wielkości podstawki- wszystko rodem  z Bolesławca. Było trochę "bólu  głowy"  bo Teresa  chciała  by obydwa komplety  miały ten  sam wzór, ale okazało się, że każdy ze wzorów jest produkowany w bardzo krótkich  seriach i całkiem  zdrowo musiała  się pani w  firmowym sklepie nauwijać i narozmawiać z działem  sprzedaży producenta, by  wszystko dobrze  skomponować. 

Gdy na  dwa tygodnie przed  ślubem Teresa i  Kazik dowiedzieli się o nim, Teresa zaciągnęła Joannę na pewną odległość od innych i powiedziała-  powiedz  mi, dziewczyno, czego  brakuje w tym męskim gospodarstwie - mam na  myśli jakieś zastawy stołowe, typu obiadowego, śniadaniowego, może jakieś ładne komplety sztućców, może obrusy, serwety. Chcemy z Kazikiem coś wam kupić,  ale chcę by to było coś, co wam  się na pewno przyda a nie będzie tylko "prezentem -gratem" w szafie. Joanna wiła się jak piskorz, nie chcąc udzielić odpowiedzi,  ale  w końcu Teresa  zaciągnęła ją do kuchni i kazała pokazać  sobie aktualne  wyposażenie. Stanęło na tym, że przydałby się jakiś zestaw obiadowy, Teresa zapytała  się czy to mają być np. zestawy z Włocławka, czy  może coś  z importu,  ale stanęło na wyrobach z Bolesławca. 

Tylko pamiętaj Joasiu - ani słowa Frankowi- uprzedziła Joannę Teresa.  Mam wobec  Franka  dług wdzięczności, poza tym bardzo  go lubię i  cenię więc mam teraz  okazję by go uregulować.  A podobno nigdy nie  byliście parą - powiedziała półgłosem Joanna. No bo nie byliśmy - a on ci powiedział, że byliśmy parą? -w głosie Teresy brzmiało zdziwienie.  Joanna przecząco pokręciła głowa- nie - mówił tylko, że gdy zaczęłaś pracować to strasznie się na ciebie napalił, ale byłaś już mężatką, a potem nie  zorientował się, że już nie jesteś, a ty wyszłaś za innego. 

To prawda - parą nigdy nie  byliśmy, tylko przyjaźń nas  łączyła. Mamy oboje niemal identyczne poglądy, z którymi mało kto  się  zgadza. Nie jesteśmy poprawni politycznie i obyczajowo. I faktycznie - bardzo ekspresowo się rozwiodłam i natychmiast wyszłam za mąż  za Kazika. Z Kazikiem znaliśmy się od bardzo, bardzo wielu lat.  Nasi  rodzice  się  przyjaźnili.  Znaliśmy się jeszcze przed moim pierwszym ślubem, a byłam mężatką dziesięć  lat.

 Joanna wyraźnie  się rozpromieniła - a ja  myślałam, że mi Franek kit wciska- powiedziała. Teresa roześmiała  się - to naucz się dziecino, że zawsze, jeśli idzie o Franka, to najzdrowiej  jest o wszystkich  swych wątpliwościach  z nim porozmawiać. Franek ma bardzo  zdrowe zasady moralne- nigdy  nie podrywa cudzych  żon lub dziewczyn, choćby mu  się nawet szalenie  podobały. Jeśli coś ci się w jego postępowaniu nie podoba, to po prostu z nim o tym porozmawiaj a nie  rób niezadowolonych  min lub złośliwych uwag. To facet, z którym możesz o  wszystkim porozmawiać. Wiem, bo naprawdę rozmawiałam  z nim na przeróżne tematy. 

A dlaczego on się nie  ożenił? A pytałaś go dlaczego? - odpowiedziała  Teresa  pytaniem. Joanna spochmurniała - nie pytałam się - bałam  się, że mnie po prostu opieprzy i powie, że to nie moja  sprawa. Oj, oj - westchnęła Teresa - naucz  się szybciutko by z nim o wszystkim rozmawiać- jeśli  się  tego szybko nie nauczysz to ci  się  to małżeństwo rozwali. 

Nie żenił się, bo częściej go w Polsce nie było niż był. On bardzo  często i na dość długo wyjeżdżał z Polski  służbowo. Teraz  zmienił pracę i będzie  prowadził bardziej osiadły tryb życia.   Joasiu, nieomal za minutę wychodzisz  za mąż za Franka, a nie mogę się oprzeć wrażeniu, że go właściwie wcale  nie  znasz. Napracujesz  się  sporo sama  nad  sobą nim go naprawdę dobrze poznasz. To naprawdę fajny facet i jeśli ci powiedział, że cię kocha, to możesz być pewna, że tak na pewno jest. Dla niego słowo "kocham" nie jest wytrychem do zdobycia względów  kobiety - jeśli ci powiedział, że cię kocha, to tak jest  naprawdę. To facet, którego stać na powiedzenie kobiecie, że ma na nią ochotę, ale  nie ma zamiaru się z nią wiązać małżeństwem. Niektóre dziewczyny uważają to za cynizm, ale dla  mnie jest to uczciwe postawienie sprawy. Do tego by z kimś wylądować w łóżku i mieć całkiem dobry  seks prawdziwe uczucie nie jest  wcale potrzebne. Mam wrażenie, że większość kobiet woli być oszukiwana, bo  wyniosły z domów  rodzinnych przekonanie, że seks i miłość muszą iść w parze. A do seksu to tak naprawdę wystarcza pociąg  fizyczny. I nie  wierz  w to, że to tylko mężczyźni tak odczuwają - kobiety też, tylko to całe  zakłamanie, w którym 90% dziewczyn dorasta sprawia, że uważają seks za coś gorszącego i  że seks to jest jakieś ukoronowanie uczuć. 

A dla mnie ukoronowaniem uczuć to jest bycie razem na co  dzień, przeżywanie razem dobrych i zupełnie  złych  wydarzeń, taka codzienna troska o to by partner czuł  się w naszej stałej obecności szczęśliwy. To obejrzenie  razem z nim meczu piłki kopanej, która mnie obchodzi jeszcze  mniej niż  zeszłoroczny śnieg, to uważne wysłuchanie tego co było u niego w pracy, chociaż nie mam bladego nawet pojęcia co on projektuje, ale skoro on bez słowa protestu przegląda ze mną jakiś żurnal lub znosi bez fochów moje trzygodzinne wędrówki po sklepach w poszukiwaniu kiecki lub  butów to ja takie wzajemne uznawanie zainteresowań uważam za objaw miłości. 

Chyba masz rację - zgodziła  się  z Teresą Joanna- syn agronoma ma zerowe pojęcie o roślinach a potrafił mi zrobić mini szklarenkę i nawet podziwiał efekty mojej eksperymentalnej hodowli pomidorków koktajlowych. A teraz zabierze mnie do Afryki i to w piękne miejsce. Wiesz, on pięknie opowiada  mi zawsze o Maroku. I już planuje, że w przyszłym  roku pokaże mi nieco dzikszą, bardziej prawdziwą i surowszą Afrykę. I wiesz  co? Nie  dziwię  się Frankowi, że się na ciebie napalał. Jeszcze z żadną osobą nie rozmawiałam  tak bezpośrednio, bez ogródek , jak  z tobą. Z matką i ojcem to wcale na takie tematy  nie rozmawiam. Matka to na  mnie obrażona, bo sobie umyśliła, że wyjdę za mąż za syna jej przyjaciółki, a to straszny głąb a do tego  ma pociąg  do flaszki. Gdy powiedziałam  matce, że jeszcze długo nie a potem wcale za niego nie wyjdę bo  on popija, to mi powiedziała, że jak się ożeni to się odmieni. Ale dla moich rodziców to on jest atrakcyjny, bo ma hektary. Mnie jego hektary na plaster, gdy skończę  studia to będę mogła pracować w  Ogrodzie Botanicznym w Powsinie albo w Zakładzie Miejskiej Zieleni bo to kierunek ochrony roślin. A może zostanę na uczelni. Franek powiedział, że mam wybrać to co  mi naprawdę najbardziej odpowiada. Mam jeszcze 2 semestry do końca. No to już masz blisko do końca- stwierdziła  Teresa. Jak znam życie i  Franka to ci  we  wszystkim pomoże, chociaż taki z niego botanik jak ze mnie. Widok wschodzącego na polu zboża powoduje mój zachwyt słowny typu  "ooo, jak pięknie  wschodzi ta trawa". Pod  tym względem mamy z Frankiem takie same  reakcje.

Wybór firmy cateringowej bardzo  się Frankowi udał- menu było świetnie dobrane do zaistniałego upału. Na przystawkę były dwa rodzaje sałatek z dużą ilością "surowizny", potem podano chłodnik andaluzyjski, na drugie danie były plastry pieczonej piersi indyka w towarzystwie pieczonych, młodych  kartofli. W charakterze deseru  był nawet tort  weselny w  wersji "mini", a był taki ładny, że wszystkim  było żal by go zepsuć i tak po prostu pokroić i zjeść. Oprócz  tortu  były lody z bitą śmietaną i owocami. Tata  Teresy  śmiał  się, że jego wnuczek bardzo wcześnie zaczyna życie towarzyskie i , co trzeba  mu przyznać, jest bardzo grzecznym  dzieckiem. Leżał w  swoim wózku pomiędzy krzesłami swoich rodziców z pełnym zapałem i bardzo przyzwoicie pochłonął swoją porcję marchwianki wzbogaconej ziemniakiem, po jedzeniu  wpierw  wylądował na kolanach taty, potem zażyczył sobie by go wzięła mama a w ogóle to bardzo mu się to siedzenie przy  stole z dorosłymi podobało. W swoim wózku był przypięty szelkami i cały czas był w pozycji półleżącej. W nagrodę za grzeczność dostał do "mamlania" domowego wypieku biszkopta. Ważył już 8 kilogramów i Teresa  stwierdziła, że chyba  będzie  musiała zacząć chodzić na  siłownię by mieć siłę do noszenia go na  rękach.

Joanna wpatrywała  się bacznie w małego i w końcu powiedziała  - tak  się małemu przyglądam i doszłam  do wniosku, że on nie  jest podobny ani do Teresy ani do Kazika. Kazik zrobił poważną minę i powiedział -  jedno jest pewne, nie  zamienili go w szpitalu, bo pilnowałem go, byłem cały czas przy nim gdy tylko go wyjęli Tesi z brzucha. Zapłodnienie nie było pozaustrojowe, więc chyba jednak to nasze dziecko i zapewne za jakiś czas będzie do nas podobne. Ojej, to ty byłeś cały czas przy Teresie?- zdziwiła  się Joanna. No pewnie - trochę byłem przerażony, ale widziałem go już w kilka sekund po wydobyciu, całego jeszcze w mazi i nieco zakrwawionego. Nie wyglądał apetycznie, ale byłem szczęśliwy, że wszystko jest z nim w porządku i dla mnie nawet wtedy był śliczny. No ale gdy już był "obrobiony" to dopiero wtedy głębiej odetchnąłem, że oni oboje znieśli to wszystko śpiewająco. Byłem ogromnie wzruszony. Bo bardzo się o oboje  bałem. Pani Joanno- zabrał głos tata - on jest bardzo podobny do Kazika - mamy w domu kilka zdjęć Kazika w tym wieku - wykapany tata. Tereska nieco inaczej  wyglądała  w tym wieku, była zdecydowanie okrąglejsza. Ale w przeciwieństwie  do Kazika, to ja mogłem ją  zobaczyć dopiero gdy miała cztery dni i już zabierałem je do domu. Wtedy było okropnie- zero kontaktu z rodzącą, nie było ani jednej prywatnej kliniki a szpitale położnicze przepełnione, po kilkanaście pacjentek  na jednej  sali, dzieci oddzielnie, matki oddzielnie. Dodzwonić  się nie można było na oddział a na wizytę do lekarza, który opiekował się salą, na której leżała moja  żona to byłem  zapisany na dwa dni po wyjściu żony z  dzieckiem ze  szpitala. I ogromnie  się cieszę, że Tereska miała zupełnie inne warunki niż jej mama i ona. I jestem głęboko przekonany, że te pierwsze doznania dziecka zaraz po opuszczeniu organizmu matki mają wielki wpływ na stan nerwowy  dziecka. Aleczek to bardzo spokojne dziecko, prawie  wcale nie płacze, dobrze  śpi, jest spokojny i wcale  nie boi się obcych ludzi. Zresztą  sami państwo widzicie jakie to spokojne  dziecko. Tesia to była  kłębkiem nerwów - jestem przekonany, że to dlatego, że po urodzeniu się była odłączona od matki. Bo poród na pewno jest  szokiem dla maleństwa- z miłego, bezpiecznego miejsca jest nagle "wyrzucone".

                                                                            c.d.n.