poniedziałek, 28 lutego 2022

Ryzykantka - 30

 Pogoda była ładna i po  powitalnej kawie, domowym  cieście i pachnących truskawkach  wszyscy zdecydowali, że można by się przejść na  spacer do pobliskiego lasu.  Franek stwierdził, że on zostanie w domu  z "inwalidą" , bo wcale nie  jest pewien, czy taka piesza wycieczka dobrze Klonowi  zrobi, zwłaszcza, że  zdjęcie  gipsu było uzależnione od tego,  co lekarze  zobaczą na zdjęciu rentgenowskim. Robert   stwierdził, że jego zdaniem też  tak będzie lepiej, a to że minęło już  6 tygodni to nie dowód, że kość się  zrosła. Miał kiedyś w szpitalu  nastolatkę, której  kostnina tworzyła się blisko rok, a nie  zwyczajowe 6 tygodni.  No więc lepiej na "zimne podmuchać". 

Alina  zaraz  "zaanektowała" Ewelinę, była ciekawa jak się jej studia podobają, co zamierza robić gdy je  skończy,  mamcia wciąż biła się w piersi za to, że kiedyś  tak się dała otumanić  swojej przyjaciółce, a Ewa pocieszała ją, że przecież wszystko się  dobrze  skończyło,  dziadek przysłuchiwał się pilnie  dyskusji Eweliny i Aliny,  pełnosprawny Klon dyskutował z Robertem o samochodach, a Paweł szedł zadumany ze  wzrokiem utkwionym przed siebie. Gdy  mijał babcię i Ewę, ta go schwyciła za rękę i powiedziała- Pawełku, możesz mi dać do sprawdzenia już jutro to co  już masz  napisane. Wolę cię mieć pod ręką gdy będę sprawdzać, bo jak ci już mówiłam tematyka jest mi dość obca. A czemu ty taki jakiś smutny jesteś? Nie  mamuś, nie jestem  smutny, tylko muszę kilka spraw przemyśleć, jak choćby to, czy zostać na uczelni - bo dostałem taką propozycję, czy rozejrzeć się po firmach. Finansowo to mogę zapewne trochę lepiej "wylądować" w jakiejś firmie, ale tu mi proponują bym został i  zrobił doktorat. 

No i tak się biję z myślami, bo kiedyś panowało przekonanie, że tylko kiepscy zostają na uczelni. No ale wiem, że nie  jestem kiepski i wiem, że nie każdemu proponują by robić doktorat.  No pewnie  synku, że nie jesteś kiepski, skoro ci proponują byś został na uczelni i robił doktorat- głąbom i średniakom tego nie proponują. Słyszałam, że marzeniem każdego informatyka jest załapanie się na stanowisko administratora  sieci w  jakiejś instytucji, bo dobrze płacą a roboty ponoć niewiele - ale jakoś mnie to nie przekonuje. Wiem , że brat jednego z naszych projektantów ma taką pracę. Gdy będę w biurze w tygodniu, to przepytam  chłopaka. Porozmawiaj też o tym z tatą - jak widzisz po doktoracie   niekoniecznie musisz zostać na uczelni, ale jeżeli chcesz pracować naukowo to łatwiej ci będzie z doktoratem niż bez niego. 

Na razie  rozmawiałem o tym z Eweliną , teraz z  tobą i obie  mówicie jednym głosem. Może jestem dziecinny, że nie umiem sam podjąć decyzji, ale co kilka głów to nie jedna. Pawełku- nie jesteś dziecinny- po prostu lepiej jest wszystko przedyskutować i przemyśleć niż nie przemyśleć. Bardzo dobrze o tobie świadczy, że chcesz poznać opinię i innych osób. Często ktoś z zupełnie innej branży dostrzeże coś, czego my, którzy w  niej jesteśmy na co dzień nie dostrzegamy i dlatego uważam wszystkie  merytoryczne  dyskusje  za  bardzo pożyteczne. 

Popatrz, ciocia Alina nie wypuszcza  Eweliny z rąk!  Mamuś, to dobrze, bo ciocia Alina ma wyostrzone  spojrzenie i wiem, że ciocia na pewno ją sprawiedliwie oceni. Dużo z ciocią  rozmawiałem w Zurichu. I dlatego Ewelinę tu przywiozłem, bo ja przecież na nią patrzę z innej perspektywy. 

Paweł, jesteś bardzo poukładanym człowiekiem i jestem naprawdę dumna, że jesteś moim synem i jesteś tak bardzo podobny do swego ojca! I cieszę się, że twoja  dziewczyna - bo chyba  mogę ją tak nazywać?- myśli podobnie jak ty i dorównuje ci intelektem. To bardzo ważne we wspólnym życiu. A czy  zauważyłaś mamuś, że ona jest tylko troszeczkę od ciebie wyższa? I chyba tylko jest trochę ostrzejsza od  ciebie w ocenach innych. Ty jesteś  bardziej wyrozumiała.  

Bo wyrozumiałość przychodzi z wiekiem, a wy oboje  jesteście jeszcze młodzi,  a młodość patrzy  na wszystko nie  zastanawiając się nad tym, że istnieje wiele "odcieni białego i czarnego" a nie tylko idealna biel lub idealna czerń. Wyrozumiałość przychodzi do nas z wiekiem, gdy sami zaczynamy rozumieć, że nie jesteśmy idealni a  pomimo tego inni nas kochają i szanują. 

Paweł,  a widujesz się ze swoją mamą?  Nie - myślę, że ani ona ani ja jeszcze nie jesteśmy gotowi na takie  spotkanie. Ona wie jak mnie odnaleźć, ale wiem, że mnie nie szukała i nie wypytywała się gdzie  jestem. Poza tym ona   ma telefon do taty i nie jeden raz do niego telefonowała gdy przeputała na coś pieniądze. Tata ma przecież ten sam  numer od wielu lat. Może to  podłe, ale  nie mam  najmniejszej ochoty by ją zobaczyć. Ojciec  nigdy nie  powiedział do mnie  nawet jednego złego  słowa na  nią, ale ja ciągle słyszałem jaki ten mój ojciec jest  drań i dziwkarz. A ja, głupol do kwadratu, wierzyłem jej i na rozprawie  wybrałem ją. Rozmawiałem o tym wszystkim z ciocią Aliną- jakoś siostrzana  miłość nie pozbawiła jej krytycznego spojrzenia na  brata, tak samo jak na ich ojca, który był szalenie uciążliwy i jako ojciec i podobno jako mąż. A wiesz, że ciocia wyszła za Franka wbrew  ojcu? Nie odzywali się do siebie przez kilka lat. Mam tylko nadzieję, że więcej u mnie  genów ojca  niż dziadka.

Nie znałam twojego dziadka, ale wciąż odnajduję w tobie cechy twojego ojca. Po matce  znalazłam  w tobie  tylko te brązowe ciapki w twych oczach. Często się przypatruję wam obu i widzę jak  bardzo jesteś odzwierciedleniem  swego ojca. I za każdym nowym  spostrzeżeniem mówię mu o tym. I cieszy się z tego niczym dziecko, które  dostanie pod  choinkę  wymarzoną  zabawkę.

Mamuś, a  wiesz o czym marzę?  Nie wiem, jeżeli chcesz bym wiedziała, to musisz  mi to  powiedzieć. Ale od razu ci mówię, że jeśli marzysz o braciszku lub siostrze to mowy  nie ma. O innych rzeczach  możemy podyskutować.  Paweł zaśmiał się - o nie, o rodzeństwie  nie marzę. Marzę tylko o tym, żebyśmy  zawsze mieszkali wszyscy razem w jednym domu, nawet gdy się ożenię. 

A czy pomyślałeś, że to twoje  marzenie o wspólnym dla nas  wszystkim dachu może wcale nie być marzeniem kobiety z którą się ożenisz? Wiem, ale będę starał się ożenić z taką, która będzie myślała tak samo. A co będzie, jeśli zakochasz się w takiej, która ma inną wizję waszego wspólnego życia?  Jak na razie to ja się zbyt szybko nie  zakochuję i nie jestem w stanie  zakochać się w kimś,   z kim nie mam "wspólnego języka". Te naprawdę bardzo ładne są dla mnie  jak obrazek w książce- owszem popatrzę, ale potem wszak odwrócę kartkę i już jest inny obrazek. 

Ale Ewelina jest ładną dziewczyną, nie w mówisz  we mnie, że dostrzegasz  w niej tylko i wyłącznie intelekt.  Mamuś, znam kilka naprawdę znacznie od  niej ładniejszych dziewczyn, ale  zakochałem się w niej, nie  w tamtych.  Ja muszę mieć o czym rozmawiać z dziewczyną, nie wystarcza mi tylko  strona fizjologiczna. Ewela nie jest pięknością, ale jest bardzo inteligentna i głównie to mnie do niej przyciągnęło. Resztę odkryłem dużo później, powiedziałbym, że przy okazji.    Znam ją już kilka lat, bo niemal od początku studiów. Moglibyśmy nawet i bez ślubu być razem,  ale tu i teraz to zbyt by nam komplikowało życie.  Dlaczego mówisz na nią  "Ewela" ? Bo Ewelina to trochę  za długie imię na  co dzień. W domu połowa rodziny mówi na nią "Linka". A sama  zainteresowana ma  zamiar zmienić imię na inne, może na swoje  drugie, czyli Maria, a może skróci Ewelinę do Ewy. I nie pogniewałbym się, gdyby na tę Ewę zmieniła.

Pawełku, przecież gdy się pobierzecie  lub  zdecydujecie się nawet bez ślubu być razem, to możecie  mieszkać u nas. Masz  swój kawałek podłogi w tym domu na wyłączność i jedna osoba więcej nie  zrobi tłoku w domu. Masz też mieszkanie, które nie jest w drugim końcu miasta, ale stosunkowo blisko tego domu. Możemy jeszcze pomyśleć nad nieco inną organizacją wnętrza, jak widziałeś wszystko tu można przeprojektować. Myślę, że mogłabym wydębić zezwolenie na rozbudowę, systemem poszerzenia  budynku od strony podwórka - tak by na planie  tworzył literę "L". Ale taka rozbudowa jest uciążliwa w terenie już  gęsto  zabudowanym no i  trwałoby to  minimum rok.  Gdyby były jeszcze wolne  jakieś naprawdę dobre tereny  miejskie, to dawno bym namówiła  dziadków na sprzedaż tego domku i kupienie  czegoś nowego,  większego , ale dobrych terenów już nie ma. A dojeżdżać dzień w dzień ponad godzinę do pracy uważam za nonsens. Można też  "polować" na jakiś  stary dom, ale remont takiego starego domu to w sumie  więcej kosztuje niż  wybudowanie  nowego, bo demontaż  tego co jest też kosztuje - samo się nie rozbierze  ani nie wywiezie  i nie zutylizuje. Myślę, że ojciec myśli tak samo jak ja. Paweł się  zaśmiał - oooo, tata nawet nie próbuje  pomyśleć inaczej - zawsze słyszę , że najważniejsze jest co ty o tym pomyślisz. Jesteście oboje cudowni pod  tym względem  - za to też was ogromnie  kocham.  A Ewela  uważa, że tak właśnie ma być w dobrym  związku.  I wiesz- w jakiś  sposób podziwiam jej  rodziców  - w każde święta   siada  do stołu  kilkanaście osób, czyli  nowe rodziny jej rodziców. I, co jeszcze  bardziej  zadziwiające- każde dziecko w tej rodzinie może się ze swym kłopotem  zwrócić nie tylko do rodziny rodzonej  matki lub ojca, ale także do rodziny swej  macochy lub ojczyma. Obie rodziny uznały, że rozwód nie  powinien odebrać dzieciom rodziny, ale wręcz powinien im jej dodać. Spotkałaś  się mamuś kiedyś z takim  podejściem?   Bo ja  nigdy- a gdy byłem  w szkole to i w podstawówce i w liceum bardzo dużo było dzieci z rozbitych rodzin i wszyscy mieli   jakieś "krzywości" z powodu rozwodu rodziców. I, jak pamiętam, to  zawsze  matki  utrudniały dzieciom kontakt  z ojcami. A, jak mówi Ewela, cudów  nie ma- wina leży po obu stronach, ale co do tego mam wątpliwości. Myślę raczej, że to wynik podjęcia decyzji o ślubie bez głębszego zastanowienia.

Gdy się ma  dwadzieścia parę lat to łatwo podjąć niezbyt przemyślaną decyzję, bo się bardziej  myśli oczami  i zmysłami niż mózgiem - powiedziała Ewa. A często też jest to ucieczka  z domu,  w  którym młody pełnoletni wszak  człowiek musi się  spowiadać z każdego kroku. Wtedy wyjście  za mąż  wydaje się świetnym rozwiązaniem problemu. Wychodzisz  za mąż, czy też żenisz się i od  chwili wypowiedzenia owego "TAK" ani mama ani tata nie może  ci niczego narzucić, wypadasz spod ich jurysdykcji. I nawet do głowy większości  nie przychodzi, że to  jest  tylko i wyłącznie zmiana właściciela.  I że od chwili zawarcia  ślubu wzajemnie  sobie podlegają. 

Paweł długo milczał a potem powiedział- masz rację, ale popatrz- ty i tata tworzycie  taką cudowną parę. A oboje jesteście  rozwodnikami. Kiedyś  powiedziałem do Eweli, że mam wrażenie, że wy wzajemnie się do siebie  modlicie, a ona  na to- "bo gdy się ludzie naprawdę kochają to jedno dla  drugiego jest bogiem". Mądra  z niej dziewczyna- ja bym nie podpierała się tu teorią boską,  ale gdy współgrają ze sobą intelekt i fizjologia to taki związek ma szansę przetrwania nawet gdy los  rzuca  ludziom kłody pod nogi. 

Paweł i Ewa byli tak  zajęci rozmową, że nie  zauważyli nawet, że tuż obok idzie  Robert, który w końcu nie wytrzymał i powiedział ze śmiechem- no ładnie,  ładnie - syn  mi żonę  podrywa. Tato, rozmawiamy właśnie o miłości, o waszej miłości. Mam tylko nadzieję, że ożenię się z osobą, która  będzie mnie tak kochała jak mama ciebie, a ja ją tak jak ty mamę. Robert  spoważniał- rzadko to się  zdarza, ale jak widać- zdarza się. I tego ci synku życzę.  Paweł, powiedz tacie  co Ewelina powiedziała- ciekawa jestem jak to się twemu tacie spodoba- poprosiła Ewa. Paweł powtórzył, a Robert pokiwał głową- ta twoja  panna ma rację. Tak to jest gdy się naprawdę dwoje  kocha. Ewa i ty - jesteście  dla mnie najważniejsi. Ja po prostu w trudnych momentach myślę sobie- Ewa  mnie  kocha,  Ewa we mnie  wierzy, dam radę. Tak było gdy mi się kosteczki pewnej  mocno leciwej  pani rozlatywały w palcach. I  jednak ją  poskładałem do kupy. A wy tacy  zagadani, że nawet nie  zauważyliście, że wszyscy, łącznie z Eweliną  zawrócili do domu. Zobaczcie, sami.  No fakt, jeszcze  trochę a doszlibyśmy do Zegrza-  zaśmiała się Ewa. Do Zegrza to jeszcze  nie, ale do Legionowa. Ale dobrze, że nas dogoniłeś- to przy okazji sobie  porozmawiamy oddychając leśnym powietrzem. Bo naszemu dziecku uczelnia  proponuje podjęcie u     siebie pracy i by rozpoczął doktorat. Panna Ewelina i ja, powiedziałyśmy, że to bardzo dobra  propozycja, chociaż  zapewne dostanie  kilka stówek mniej niż administrator  sieci  w dużej firmie. No i powiedziałam, żeby to z tobą  przedyskutował.  A kto ci taką propozycję  złożył synku?  Mój promotor i rektor uczelni. Oni obaj. We wrześniu mam obronę magisterki. Dam ją teraz  do sprawdzenia  mamie, czy  nie ma  błędów stylistycznych, czy wszystko brzmi logicznie i oddam maszynopis do drukarni. Przez czas pisania doktoratu pracowałbym na uczelni, niekoniecznie w pełnym wymiarze  godzin. No ale  mam zabezpieczenie finansowe, bo właściwie  wydałem z tego może 300 €.

No to świetnie, też jestem  za tym, byś z tej propozycji  skorzystał. A powiedz mi - ta panna Ewelina to coś poważnego? Bo to bardzo mądra dziewczyna, choć na  mój gust to ma nieco zabawną  sytuację rodzinną. Ale prawdę  mówiąc, to bardzo zdrowe podejście do sprawy. Tato, ona  ma jeszcze 2 lata do dyplomu. 

No to co - Robert wzruszył ramionami -masa  kobiet  zamężnych  jeszcze  studiuje - to wszak nie  zabronione. A poza tym masz jeszcze w odwodzie  nas, w kwestii finansowej. No właśnie- poparła go Ewa. Mamy jedno dziecko a nie pięcioro. Co najwyżej zamiast do Szczyrku pojedziemy na  Słowację, bo tam było zdecydowanie taniej. Oj, zupełnie o tym  zapomniałem- gdy płaciłem  tuż przed wyjazdem, dostaliśmy zniżkę  bo byliśmy w dni, w których  hotel  nie  miał ruchu , bo to nie  sezon. Zupełnie mi to z głowy wyleciało. Ooooo to bardzo przyzwoicie- będziemy tam jeździć poza  sezonem- stwierdziła Ewa.

Pawełku, a ty masz jakieś plany życiowe  względem tej Eweliny? Długo się znacie?  Bo ja wiem - chyba już  cztery lata,  a  na pewno trzy i pół roku. Nie wiem czy to długo czy krótko. Robert  zaśmiał się - to znaczy, że masz  jakiś jeden kawałek genu  nie po mnie. Może po dziadku ci się trafił, bo on  do babci to się kilka lat przymierzał.

                                                                 c.d.n.
               

niedziela, 27 lutego 2022

Ryzykantka - 29

 Do Aliny i Franka umówili się  na sobotę rano."Rano" jest pojęciem  względnym, więc  doprecyzowano, że postarają się przyjechać pomiędzy godziną 10,00 a 11,00. 

Sobotni ranek Paweł zaczął od wypucowania obu samochodów, a swift  chyba po raz pierwszy błyszczał w nieprzyzwoity wręcz sposób. Ewa  po cichu powiedziała do Roberta- chyba  będę mu częściej pożyczać samochód- zobacz- mam karoserię zrobioną na  bardzo wysoki połysk. On  nawet gdy go tylko kupiłam tak się nie błyszczał. Robert się śmiał i stwierdził, że to najwyraźniejszy znak, że Pawłowi zależy na tej dziewczynie. Tak uważasz? Uważaj, bo jeszcze moment, a dojdę do wniosku, że ci nigdy na mnie nie zależało, twoja  bryka  nigdy tak nie błyszczała - Ewa  nieomal pokładała się  ze śmiechu. No tak, zapomniałem przez  moment, że przy tobie   to trzeba uważać na każde wypowiedziane słowo, bo łapanie  za słowa to twoja ulubiona zabawa. Ależ skąd, moja ulubiona  zabawa jest całkiem inna i ty wiesz jaka. Ewuś, jeszcze moment i oni pojadą bez nas a my się pójdziemy pobawić. 

Przekomarzanie się nagle  dobiegło końca, bo pod dom zajechał Paweł z dziewczyną. Wyskoczył  z samochodu, szybko  otworzył drzwiczki pasażera i pomógł dziewczynie wyjść. Weszli na  moment na podwórko, by przedstawić rodzicom i dziadkom Ewelinę, potem Paweł zerknął na zegarek i powiedział- no to chyba czas już jechać. W chwilę potem zamykał bramę  za samochodem ojca i ruszył za nimi.

Mamcia , której nikt nie przygotował na  fakt, że Paweł pojedzie  z jakąś  dziewczyną  zapytała - a kim jest ta młoda dama? Robi bardzo dobre  wrażenie.

Ewa powstrzymując śmiech powiedziała- Pawełek jako nieodrodny syn swego ojca, ma wyraźnie tendencję do wybierania  kobiet, które  robią na ludziach dobre  wrażenie. Najlepszy dowód masz mamciu na mnie- ja  zawsze robię na ludziach dobre  wrażenie, na Robercie też zrobiłam i zobacz  co się narobiło- masz i zięcia i wnuka. I wszystko tylko przez to, że zrobiłam na nim dobre  wrażenie.

Ewusiu, ale mnie się naprawdę ta  panienka podobała- taka  naturalna, nie wypindrzona i kulturalna- ciągnęła temat  mamcia. Mamciu, a na czym owo wypindrzenie polega twoim  zdaniem? No nie jest wypacykowana i jest porządnie nie wyzywająco ubrana- stwierdziła  mamcia. No fakt,  mnie  też się spodobała. A od Pawła wiem, że ma bardzo dobrze poukładane w głowie. Studiuje biotechnologię  na SGGW.  Może wynajdzie  jakieś nowe lekarstwo albo nową technikę leczenia  jakichś  schorzeń.

A oni  córeczko chodzą ze sobą? Mamciu nie wiem, ale wiem, że się lubią i przyjaźnią. A skoro Paweł postanowił ją nam pokazać, to być  może coś jest na rzeczy. Ponieważ ojciec  cały czas  milczał Ewa  zapytała się go co on sądzi o tej dziewczynie. Ja - na razie nic  nie sądzę. Nie powiedziała  ani słowa więcej poza "dzień dobry" , a sam wygląd  zewnętrzny to trochę za mało by kogoś ocenić dobrze  lub  źle. Możesz mi  zadać to pytanie gdy będziemy wracać, może wtedy będę  mógł ci coś  powiedzieć. Może będzie w ciągu dnia  bardziej rozmowna. Myślę, że Robert przyzna  mi rację. 

Masz ojciec rację, nie wszystko złoto co się świeci, o czym się przekonałem kiedyś na własnej skórze- poparł go Robert. I będę szczęśliwy,  jeśli Paweł dobrze wybierze już za pierwszym razem i nie  zmarnuje kawałka życia sobie  i dziecku, tak jak ja to zrobiłem. I mam wielkie szczęście, że trafiłem na Ewę,która to wszystko jakoś pozbierała w całość i ja mam cudowną żonę a Paweł ma matkę, babcię i  dziadka. I za to jestem wam wszystkim wdzięczny. Oj tam, oj tam - widocznie jesteś tego wart i tyle w tym temacie- podsumowała Ewa.

Mamcia była chyba tego dnia  w bardzo filozoficznym nastroju, bo po chwili milczenia powiedziała- mam wrażenie, że popełnianie w życiu  błędów jest czymś wkomponowanym na stałe w życie  każdego człowieka. Nie  spotkałam nikogo, kto mógłby o sobie powiedzieć, że nie popełnił w życiu żadnego błędu.  Najgorsze chyba jest to, że bardzo często popełniamy błędy  myśląc, że robimy coś  dobrego dla naszych bliskich. 

Mamciu,  jeśli masz na myśli to, że mnie ogromnie  namawiałaś  do małżeństwa z Julianem, a tak naprawdę to nie był dobry  materiał na męża, to powinnaś się rozgrzeszyć- małżeństwo się rozleciało bo facet był  draniem o czym nie wiedziałaś patrząc na niego oczami jego zaślepionej  mamusi ,  a ja byłam wolna i trafiłam na Roberta. I jak sama widzisz, to jest mężczyzna  dla mnie  przeznaczony.  Wiesz- cała ta historia z jego pierwszym związkiem i moim to potwierdzenie przysłowia  "nie ma tego złego co by na dobre  nie wyszło".    A dobrego w tej sytuacji jest sporo: my dwoje  bardzo się kochamy i mamy syna, którego oboje  kochamy, wy macie wnuka, który was kocha i wy jego też. Co prawda rozeszły się drogi twoje i twej wieloletniej przyjaciółki, ale śmiem twierdzić, że nie była to prawdziwa przyjaźń, skoro z chwilą gdy  ja złożyłam pozew rozwodowy ona przestała się do ciebie odzywać. I nawet nie chciała wysłuchać moich racji.

Na podwórku posesji Aliny i Franka stał "połamaniec" i....płakał. Buzię miał w czarnych  smugach, zapewne od rozmazywanych brudną ręką obficie kapiących łez. Na jego widok Robert powiedział- "no nie, to żywa  antyreklama  naszej rodziny. Czyżby mu któreś z rodziców przylało?" Wychodząc  z samochodu, kątem oka  zobaczył,  że w oknie  kuchennym, nieco cofnięta stoi Alina i przygląda się wszystkiemu z  zaciekawieniem.  Na widok  Roberta "połamaniec" chlipnął, jeszcze  głośniej, rozmazał tym razem cieknące mu z nosa smarki i wyciągnął do Roberta rękę niczym tonący wzywający ratunku. Robert szybko wyciągnął z  kieszeni chustkę i podał mu mówiąc -  wytrzyj   buzię, wydmuchaj nos i powiedz co się dzieje! W międzyczasie na podwórko wjechał Paweł z Eweliną, nieco zadziwieni sytuacją. Zaryczany Klon tulił się do Roberta i mówił - wujek, ja się boję, ja nie chcę, ja nie pojadę! Ale czego ty nie chcesz? wyduś to wreszcie  z siebie, co się dzieje?  Bo ja nie chcę  żeby  mi zdejmowali gips, bo oni go przecinają piłą   elektryczną na  nodzeee!  I znów z  jego oczu popłynęła nowa porcja  łez. Babcia i dziadek wysiedli z samochodu i stali nieco zdezorientowani, Paweł z Eweliną nadal siedzieli w  samochodzie. Wreszcie Ewa zarządziła- wysiadajcie,  dzieciak tylko histeryzuje, nic  złego się nie dzieje.  No chodźcie, idziemy do  domu. Robert,  zostaw go, Alina go pewnie wystawiła   z domu, żeby oprzytomniał w  samotności. Przechodząc obok zaryczanego Klona wcisnęła mu paczkę  chusteczek i powiedziała- uporządkuj swój wygląd i przyjdź się przywitać z nami.  

W salonie przywitała ich z uśmiechem Alina - przepraszam,  ale on w poniedziałek ma mieć  zdejmowany gips. a wczoraj w  szkole jeden z kolegów , już doświadczony w tej materii, opowiedział mu o tym  zdejmowaniu gipsu. I ten sobie umyślił, że  w tym układzie to Robert mu ten gips zdejmie  bez piły. On już od  pół godziny  czekał na  was i cały czas się sam nad sobą rozczulał. Nie wiem po kim to taki histeryk. A Franek z drugim  zaraz przyjadą, bo pojechali po truskawki- nasze w tym roku marne, więc pojechał  do znajomego plantatora. W czasie powitania  Paweł przestawił Alinie  Ewelinę mówiąc - ciociu, to Ewelina, moja dziewczyna i przyjaciółka - takie dwa w jednym. W międzyczasie  zapłakany  Klon odwiedził łazienkę, wrócił z jeszcze  zapuchniętymi od brudnych  łez oczami, a włosy nosiły ślady  mokrego grzebienia.

Robert przeprosił wszystkich , że musi chwilę porozmawiać z Klonem na osobności i poszedł z nim do pokoju dziecięcego. Tam wytłumaczył  małemu, że gips  zakładają i zdejmują osoby, które mają w tym wielką  wprawę, a on jest chirurgiem i gips  w swojej praktyce zakładał jeden,  jedyny raz w życiu a nie  zdejmował ani razu. I że gdy przecinają piłą gips  to tylko na określoną głębokość, ostatecznego przecięcia dokonuje się specjalnymi  nożycami- właśnie  dlatego, żeby nie skaleczyć niechcący pacjenta. Pokazał mu też na linijce jaka jest średnica tej tarczy i że nie jest to taka ogromna piła tarczowa, jaką  Klon kiedyś widział. A teraz idź do salonu i przeproś wszystkich za swoje  zachowanie. A ty wujku też idziesz?  Tak, ale przyjdę za chwilę, tak będą lepiej przyjęte twoje przeprosiny.

Oj, chyba się starzeję - pomyślał- zabolały mnie te jego łzy, bo wyobraziłem sobie, ile  razy Paweł płakał w dzieciństwie i mnie przy tym nie było. W tej chwili otworzyły się cichutko drzwi i weszła Ewa. Przytuliła go mocno do siebie i powiedziała - wiem co czujesz i o czym myślisz. Ale to już minęło. I wiem, że Paweł któregoś dnia otworzy się i powie ci co wtedy czuł a co czuje teraz. Kocham cię. Mam szczęście, że  cię spotkałam. W takim razie oboje mamy szczęście, jesteś Ewuś dla mnie  całym światem! Chodźmy do nich. W chwilę później  przyjechał Franek z drugim  Klonem i 7 łubiankami truskawek.  

Na widok  drugiego Klona Ewelina złapała się  za głowę - jak państwo ich  rozróżniają? Oni są identyczni!  To są naprawdę klony, bo powstali z jednej komórki  jajowej! I są identyczni pod względem genetycznym. Ale tak naprawdę  nie wiadomo dlaczego w ogóle po zapłodnieniu dzieli się ta zapłodniona komórka na dwie komórki. I nie wiem czy się kiedyś tego dowiemy.

Alina się  zaśmiała - po prostu ich nie rozróżniamy- traktujemy  jako całość. Oni tak rzadko robią różne  rzeczy, że nawet nie dociekamy który co zbroił. W pierwszym roku życia jeden był nieco drobniejszy, ale potem dogonił brata.  Zaraz po porodzie jeden  miał przez kilka  tygodni mały krwiak pod prawym oczkiem. Ale się wessał i już potem pysie  mieli  jednakowe.  Lekarzy bardzo dziwiła ta bliźniacza ciąża, bo w mojej rodzinie nie było podobno nigdy bliźniaków, ale jeden z lekarzy twierdził, że na pewno były, ale mogło dojść do poronienia takiej  ciąży, więc  stąd przekonanie, że nigdy w naszej rodzinie  nie było bliźniaków. W męża rodzinie były dwojaczki, błędnie  nazywane bliźniakami, bo to było "normalne" rodzeństwo, tyle tylko, że poczęte w tym samym  czasie.  Nasze Klony są pod opieką , a może raczej badaniami psychologów, bo bliźniaki monozygotyczne to zaledwie 1/4 wszystkich  ciąż mnogich. Poza tym to często się kłócą, tłuką się a rozdzieleni są niemal nieszczęśliwi. Głównie dlatego, że jednemu i drugiemu wydaje się, że ten drugi na pewno robi coś ciekawszego albo dostaje  coś lepszego. Potem, gdy się już spotkają są zdziwieni, że jedli to samo, oglądali to samo tylko w innym  czasie. Franek się śmieje, że gdyby  jednego  stłukł, to na pewno ten drugi miałby pretensje, że jego też nie  stłukł. Każdy dostaje to samo do jedzenia, ale każdy z nich głównie  wpatruje się w talerz brata, nie swój, bo tamten na pewno ma lepsze jedzenie. Przy stole  zawsze było tak, że sobie  nawzajem wyjadali z talerzy, wyrywali kanapki, kubki z piciem. Czułam się przez długi czas jakbym była w małpiarni.

                                                                          c.d.n.



sobota, 26 lutego 2022

Ryzykantka - 28

 Ostatni tydzień urlopu Ewa i Robert wykorzystali na odwiedzenie  kilku sklepów, bo nagle do Roberta dotarło, że powinien  nieco uzupełnić swoją  garderobę. Udało im się namówić  Pawła by do nich dołączył, a Ewa kupiła dla "Wojtków" nosidełko dla  Martusi. 

W połowie tygodnia  zatelefonował do Ewy Zigi, mówiąc, że przygotowana pułapka spełniła  swoje  zadanie i  Zigi złożył Piotrkowi propozycję nie do odrzucenia- dostanie  świadectwo pracy bez wymieniania jego wad, pod warunkiem, że złoży sam wymówienie z prośbą o rozwiązanie  z nim umowy o pracę w trybie natychmiastowym. Swą propozycję Zigi poparł stwierdzeniem, że ściąganie przez Piotrka  cudzych projektów i grzebanie w biurku szefa to nie  jedyne przewinienia, o których Zigi wie.To co prawda był blef , ale Piotrek spełnił żądanie Zigi. Reszta  zespołu nabrała "świeżego oddechu", nie wychodzili już tak często "na  papierosa." No popatrz Ewa, jak to jedna  "czarna owca może poplamić całe stado", stwierdził na  zakończenie.

W weekend planowali wybrać  się do siostry Roberta. Gdy Ewa powiedziała o tym wieczorem przy rodzinnej kolacji okazało się, że mamcia i ojciec też  by chętnie pojechali, a Paweł stwierdził, że gdyby jechali w  dwa  samochody, to on by też pojechał i wpatrując się intensywnie w Ewę dość  wymownie przejechał dwoma palcami po swej brodzie. Oczywiście  nikt  nie widział nic złego w tym, żeby jechać w dwa  samochody . Ewa tylko powiedziała - rozumiem, że  drugi samochód ty będziesz prowadził i to będzie  mój  samochód. Paweł tylko kiwnął głową  z uśmiechem. Robert już  chciał coś powiedzieć, nawet otworzył usta, ale dostał pod  stołem lekkiego kuksańca od Ewy, więc tylko  wyszeptał - a są jeszcze truskawki? bo ja bym  zjadł jeszcze trochę. 

Oczywiście jeszcze  były -tyle tylko, że nie odszypułkowane i mamcia czym prędzej zajęła się szykowaniem dla Roberta porcji pozbawionej  szypułek. Bo przecież ukochany mąż  Ewuni musi dbać o ręce- to są ręce  chirurga -jak kiedyś powiedziała mamcia Ewie i trzeba o nie dbać. Mamcia  bardzo dbała również o ręce  swego męża (choć nie był chirurgiem) i zawsze  w domu było mnóstwo  różnych rękawic ochronnych, zwłaszcza do prac ogrodniczych.

Wieczorem, gdy już wszyscy  rozeszli się do swoich pokoi Robert spytał Ewę, czemu mu dała kuksańca, więc Ewa wytłumaczyła, że jej zdaniem Paweł chce  jechać z dziewczyną i dlatego muszą być dwa  samochody, bo póki co oba  samochody są tylko dla  pięciu osób. Ty coś spiskujesz z  Pawłem- zaśmiał się Robert. Nie spiskuję, tak się domyślam. I to pewnie ta pannica, która mu powiedziała, że  będzie dobrze wyglądał z brodą. 

Robert wytrzeszczył oczy - dziwny ten  mój syn - tobie mówi a nie mnie? Ja już w ogóle się  zastanawiałem czy on nie jest innej orientacji bo nie lata  na randki. I tak dziwnie się wyrażał o dziewczynach, że same  nie wiedzą czego chcą, bo jednocześnie chcą być noszone  na rękach i ciągnięte  za włosy po piachu. I że stanowczo za dużo piją.

Nie  kochanie, on nie jest innej orientacji, on tylko jest  nieco zrażony do kobiet, bo się dość  nacierpiał od  mamuśki. On naprawdę uznał że  jestem bardziej jego matką niż Harpia, a mamie się  synkowie czasem zwierzają. Widzi, że tobie jest  ze mną dobrze, że się nie kłócimy, że ja się niczego nie  czepiam, babcia go wręcz rozpieszcza, dziadek z nim prowadzi długie  dyskusje, no więc się  dzieciak oswoił. Mam wrażenie, że gdzieś głęboko w jego mózgu wciąż krąży obawa, że będzie  porzucony przez  ciebie. On sobie tego nawet nie  uświadamia, to tkwi bardzo głęboko w jego  podświadomości. Popatrz- znasz wielu dwudziestopięciolatków  mieszkających chętnie  z rodzicami i dziadkami? Bo ja nie  znam, każdy gdy tylko dorośnie usiłuje jak najprędzej i jak  najdalej być od "starych."  A co do jego opinii odnośnie dzisiejszych dziewcząt -  jak wiesz  w naszym  zespole tylko Zigi i ja jesteśmy  w opinii młodzieży starzy. I wierz mi- gdy słyszę ich opowieści o tym jak spędzają  wolny czas i o ich doświadczeniach z  ich rówieśnicami, to podzielam opinię Pawła, że te  dziewczyny same nie wiedzą czego chcą i jak mają pokazać facetom, że są kobietami "wyzwolonymi".

Robert patrzył na nią w  zamyśleniu - masz rację, pewnie tak jest. I prawdą  też jest, że  nie jest istotne kto urodził, ale kto dał ci swe  serce.  A ty Ewuś nawet nie wiesz  jak ważna jesteś dla mnie i jak widzę to i dla Pawła. Ewa przytuliła się - to dobrze, bo wy obaj jesteście dla mnie bardzo ważni. Nie wyobrażam sobie  życia bez was. Ewuś,  nie masz szans być bez nas, nawet kijem nas   nie odgonisz. 

A ty, kochanie  moje, widziałaś tę pannę ?  Nie, nie widziałam. Wiem tylko, że to siostra jednego z jego kolegów i tę swoją brodę zapuścił pod jej wpływem. A ja  mu tylko doradziłam do którego fryzjera  ma pójść, bo nasi geniusze  do niego chodzą się strzyc a jeden też ma  brodę-ramówkę jak Paweł. Trzeba temu fryzjerowi przyznać, że naprawdę strzyże świetnie,  w sposób podkreślający urodę  danego faceta. I  jeśli idzie o wygląd to ci chłopcy są w porządku, choć  może  nie  w każdym przypadku pod tymi dobrze ostrzyżonymi włosami rodzą się dobre projekty.

Roberta wyraźnie ugniatała myśl, że jego dziecko chce rodzinie przedstawić "jakąś dziewczynę" i gdy brali prysznic (jakoś im weszły w krew wspólne wieczorne ablucje) Robert powiedział - to dziwne, przecież  będzie  tam właściwie  cała nasza nieliczna rodzina- może on się chce  z nią żenić i dlatego wybrał akurat ten wyjazd do Aliny? Ewa wzruszyła  ramionami - no a gdyby nawet chciał się żenić to ty mu nie możesz tego zabronić, to dorosły  chłopak. A poza tym może jedzie  z nimi również jej  brat? Jeśli to cię tak bardzo intryguje to się go jutro taktownie  podpytam. 

To dobrze. Bo jakoś sobie pomyślałem,  że może za  dużo ma genów po mnie i jakąś głupotę zrobił i  nagle zaczyna mu się  spieszyć do ożenku. Eeee, nie sądzę, to bardzo myślący chłopak, oczytany i dobrze wie jakie skutki może dać taki  nieprzemyślany krok. Dostatecznie  został skopany przez los i na pewno nie chciałby swego dziecka tak skrzywdzić jak  jego skrzywdzono. Obyś miała rację - westchnął ciężko Robert. 

Następnego dnia Ewa  nim zatelefonowała do Aliny poszła do  pokoju Pawła niosąc mu  drugie  śniadanie  przygotowane przez mamcię- bo mamcia była zdania, że trzeba  Pawełka dokarmiać, bo przecież  biedne dziecko tak ciężko umysłowo pracuje. Trzeba  mamci przyznać, że dbała by przekąska była  zdrowa- np. pełnoziarnista  bułeczka z wędzonym łososiem, koniecznie do tego jakaś zielenina i jakiś sezonowy owoc.  Patrząc na to co niosła na talerzu Ewa  zdała sobie  sprawę, że odkąd oni mieszkają z rodzicami  mamcia się  zmieniła "pod względem  kulinarnym". Kiedyś przygotowałaby dla Pawła "coś słodkiego" w myśl  hasła "cukier  krzepi", a teraz przygotowana przekąska to samo zdrowie.

Ewa wprost  zapytała się Pawła kto jeszcze będzie w jej samochodzie oprócz niego i dowiedziała się, że będzie Ewelina, siostra jego kolegi, ta co studiuje  biotechnologię.  No fajnie,  a czy twoja  koleżanka nie poczuje się źle, gdy nagle  znajdzie się wśród  całej twojej rodziny? 

Nie sądzę, w porównaniu z jej rodziną to ja niemal jestem  sierotą. Ona ma jeszcze jednego brata, przyrodniego, bo jej rodzice się rozeszli, więc ma dwa komplety rodziców, dziadków, ciotek itp. I na wszystkie święta jej rodzice spotykają się ze sobą i wraz z nimi ich nowi partnerzy i ich rodziny. Więc do tłumu przy stole jest raczej przyzwyczajona.  W jej rodzinie obowiązują dwie  zasady - "wszystkie dzieci są nasze, nieważne  z którego związku"( bo przecież one się na świat nie prosiły)  oraz tak jak u nas, że o wszystkim trzeba rozmawiać, nie ma tematów  tabu. I bardzo się jej podoba, że mieszkamy razem z dziadkami w jednym domu. I zawsze mówi, że nie rozumie tych kobiet, które są  walczącymi feministkami, bo jakby  nie było to te dwie płcie  nie powinny się wzajemnie  zwalczać i trwać w wyścigu która płeć jest lepsza i więcej może a powinny się  po prostu uzupełniać. 

Z tego co mówisz  wnioskuję, że to bardzo mądra dziewczyna i chyba się ze sobą przyjaźnicie. Tak, mamuś, bardzo ją lubię i cenię. Ma dobrze poukładane w  głowie i dobrze wie czego chce. A do tego ma fajne poczucie humoru. Może  nie jest  najpiękniejszą dziewczyną wśród moich koleżanek, ale  mnie się podoba. No i ma głowę na karku,wszak jest na biotechnologii medycznej. No a że to jednak dość wymagający  kierunek gdy się  chce do czegoś  dojść, to nie ma zbyt wiele wolnego czasu. A przed każdym spotkaniem dopytuje się o  moją pracę magisterską, czy wszystko dobrze  mi idzie.  Kiedyś jej opowiedziałem "z grubsza" o swojej historii i wtedy powiedziała, że chciałaby poznać osobę, którą w sercu umieściłem w miejscu dla  matki. No to pomyślałem, że to dobra okazja, bo pozna od razu też i ciocię Alinę, która ma u mnie drugą pozycję. Na pierwszej jesteś ty i tata, na drugiej ciocia Alina i dziadkowie. A Ewelina na której jest  pozycji? - zapytała przyglądając  mu się z uśmiechem. Na pierwszej, ale w sekcji poza rodzinnej.  

Rozumiem. A czy mogę nieco tych wiadomości "sprzedać" tacie?  On cię bardzo kocha i mam wrażenie, że przeżycia związane z twoim najwcześniejszym dzieciństwem i twą biologiczną  mamą wciąż go blokują i chyba nie potrafi ci w pełni okazać swych wszystkich pozytywnych uczuć wobec ciebie. A może wyniósł z domu  rodzinnego przekonanie, że należy tłumić w sobie  emocje i nie okazywać ich na zewnątrz a  zwłaszcza "nie obnażać  się z nimi" wobec dziecka bo się straci autorytet? Jestem, synku, szczęśliwa, że mnie obdarzasz  takim  zaufaniem, ale wiem  też, że mógłbyś porozmawiać o tym wszystkim  z nami obojgiem. Myślę, że  to ukoiłoby tkwiący wciąż w jego świadomości ból, że cię skrzywdził tym, że nie  walczył o ciebie,  że odciął się od  wszystkiego i tylko płacił alimenty.  Jego ojciec był wielce  apodyktycznym człowiekiem  zamkniętym na  wszelkie tłumaczenia. A ja  kocham was obu i bardzo chcę byście się w pełni odnaleźli, odblokowali się  na siebie  wzajemnie. Mamuś, my obaj cię bardzo, bardzo kochamy, wiesz?  Tak podejrzewam synku, bo kto inny wytrzymałby z taką zołzą jak ja? Zjadaj śniadanko, samo zdrowie  masz na talerzu! 

Mamuś, a sprawdziłabyś mi mój tekst magisterki pod  względem gramatycznym i logicznym? Nie jestem pewien czy piszę w zrozumiały sposób. No mogę, ale pod warunkiem, że mnie  nie pobijesz,  gdy się będę  wciąż  pytała o coś, bo zupełnie  nie mam pojęcia o informatyce. Nie mam nawet pojęcia co sama robię  na komputerze i wciąż to urządzenie jest dla mnie typu "terra incognita".

                                                             c.d.n.


piątek, 25 lutego 2022

Ryzykantka - 27

 Sobotnie popołudnie spędzili w domu pana Wojtka, bowiem  Robert i Wojtek bardzo się polubili, przeszli na "ty" a Wojtek pałał ogromną chęcią  pochwalenia się  żoną, córeczką, domem i teściami. Miał co prawda obiekcje by  "mówić  panu profesorowi po imieniu", ale Robert mu wytłumaczył, że tytuł profesora to ma  znaczenie  tylko w sprawach służbowych,  tu przecież  są kontakty prywatne.

Dziecina pana Wojtka miała już prawie cztery  miesiące i była uroczym, zadowolonym  z życia  pulpecikiem. Na widok swego taty od  razu wyciągnęła  rączki do góry, z  bardzo  poważną minką przyglądała się Robertowi i Ewie, ale  nie płakała.  Żona Wojtka była bardzo zgrabną ciemną  blondynką i już odzyskała swą figurę  sprzed ciąży. Byłą ładna, zgrabna i miała dobrze  poukładane w  głowie i ani przez moment Ewa  nie  dziwiła się, że wpadła w oko i serce Wojtka. 

Rodzice Wojtka, podobnie  jak Ewa, też  mieli mieszane uczucia z powodu rozwoju Szczyrku. Z jednej strony dobrze, że zmiany ustrojowe spowodowały uaktywnienie się ludzi ale, jak mówiła Wojtka teściowa,  najechało się wielu  cwaniaków, a zmiany w sposobie  zagospodarowania terenu  też wywoływały u starych  mieszkańców spore niezadowolenie. Teściowie Wojtka zapraszali by Ewa i  Robert przyjeżdżali do Szczyrku do  nich, bo dom duży  i tak naprawdę to piętro stale jest wolne. Nawet jeśli  nie  zawiadomią  wcześniej to zawsze w ich połówce bliźniaka lub "wojtkowej" będzie dla  nich miejsce. Oni zimą nie wynajmują  gościom pokoi, bo zimą to głównie przyjeżdżają "pędziwiatry", którzy  nie nadają się do korzystania z cywilizowanego lokum.  Balują wieczorem do północy lub dłużej, zupełnie nie dbają o czystość.  No a teraz, gdy jest w domu wnusia, to latem będą wynajmować tylko osobom już sprawdzonym.  Ewa i Robert  zapraszali z kolei do Warszawy i zapewniali,  że zawsze się znajdzie dla Wojtka i jego bliskich  miejsce - wystarczy  dzień wcześniej do  nich zatelefonować.

Gdy wracali już do hotelu Ewa  stwierdziła, że dobrze Wojtek trafił z tymi teściami, że dziecko strawne bo nie wrzeszczące i widać, że  zdrowe i  bardzo zadbane i hodowane  w domu, w którym króluje  miłość i porządek.

Wieczorem Robert powiedział Ewie, że żałuje, że poznali się tak późno bo fajnie byłoby mieć z Ewą dziecko. Ewa popatrzyła na niego i powiedziała- pewnie byłoby fajnie, ale widocznie  tak  miało być. Od lat wychodzę z  założenia, że wszystko co nas spotyka ma jakiś  sens, choć najczęściej bywa on dla nas ukryty. Ja się chyba po prostu  nie nadaję na matkę małych  dzieci, jakoś mnie one zupełnie  nie rozczulają.  Sporo jest teraz  matek, które  rodzą swe pierwsze dziecko po czterdziestce, ale nie jestem przekonana, że to właściwa  pora  na przychówek. Gdy kobieta jest  w pierwszej ciąży  tuż po trzydziestce to ginekolodzy-położnicy nazywają ją "starą pierwiastką". Wraz z wiekiem  kobiety  wzrasta ryzyko, że dziecko będzie  miało wady wrodzone, głównie przewiduje się  "zespół Downa" i ja  wiedząc o tym,  nie miałabym odwagi skazywać dziecko na tę chorobę. Pomijam już to, że potem nastolatek ma starych rodziców i często trudno mu się  z nimi  dogadać. Kochany, my przecież tak naprawdę mamy dziecko- Paweł ma tyle cech po  tobie, że bez trudu stał się dla mnie   naszym dzieckiem. Kocham  cię ogromnie, jest mi  źle gdy Cię nie ma przy mnie, ale z uwagi na swoją metrykę nie chcę urodzić  dziecka.

Wiem kochanie, zresztą z punktu widzenia ortopedii  ciąża i poród też mogłyby nie wyjść ci na zdrowie. Ja też nie przepadam  za malutkimi dziećmi, tylko chciałem  ci powiedzieć, że tak cię kocham, że nawet mógłbym mieć z tobą dziecko.

Droga powrotna do Warszawy nie sprawiła im żadnego problemu, przed wyjazdem Robert wziął adres domowy Wojtka, bo obiecał mu przesłać kilka "mądrych" książek. Ewa stwierdziła, że w takim razie do przesyłki dołączy dla małej Martusi tak zwaną  matę edukacyjną, czyli specjalny  materacyk wyposażony w różne wiszące nad  dzieckiem zabawki i tym samym prowokujące je do wyciągania po nie  rączek i wiercenia się. A ponieważ materacyk ma obramowanie to może  leżeć na podłodze. Zaraz  następnego dnia zakupiła taką  matę w pięknym niebieskim  kolorze, Robert dołączył książki dla Wojtka  a Ewa dołączyła jeszcze "książeczki do oglądania w kąpieli" i do Szczyrku powędrowała całkiem spora paczka.

Paweł miał już chętnego do zamieszkania na Świerczewskiego, był to jeden z młodych asystentów na uczelni Pawła. Własne  mieszkanie miał ów pan odebrać najprędzej  za rok, na razie dojeżdżał na uczelnię z miejscowości odległej od stolicy o około 50 km. Teoretycznie to nie dużo, ale dziennie musiał pokonywać jednak 100km często tkwiąc w korkach. Bardzo był  zainteresowany tym  mieszkaniem,  zwłaszcza że Ewa nie żyłowała ceny, człowiek miał po prostu płacić czynsz i oczywiście  wszystkie  media  + 500 zł,  co  ukształtowało cenę wynajmu w wysokości zaledwie 1000zł. Ale i Robert i Ewa wynajmowali mieszkanie  nie dla  zarobku ale tylko dlatego, by nie generowało kosztów. Obecnego mieszkania, które przypadło Pawłowi na razie wcale  nie wynajmowali, by było wolne gdy Paweł poczuje ochotę do  samodzielnego mieszkania.

Powitanie "wczasowiczów" w domu przypominało powitanie   pary książęcej na  zamku, mamcia napiekła różnych ciast dla ukochanego zięcia i wszyscy cieszyli się, że rodzina jest w komplecie. Korzystając z faktu, że  małżonkowie  mają rozdzielność  majątkową, dawne  mieszkanie Ewy, którego właścicielem w drodze  zamiany był teraz  Robert miało na mocy testamentu zostać własnością Pawła.  No i może to będzie  wreszcie  koniec wzbogacania przychodów pana  notariusza - powiedziała Ewa. Ojciec Ewy chciał jeszcze zrobić darowiznę dla  Ewy w postaci domu, ale Ewa stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby, przecież jest testament i Ewa jest spadkobierczynią. A pan notariusz już dość na niej w tym roku zarobił.

Robert  stwierdził, że ten pobyt i odnowa  biologiczna w  Szczyrku dobrze mu zrobiły, czuł się w pełni sił i ochoty do pracy. We wtorek,  zgodnie  z obietnicą Ewa pojechała do swego biura.  Nie  czuła  najmniejszej ochoty  powrotu do pracy  a myśl o spotkaniu z kolegami też jej nie napawała  radością. Po tylu latach  wspólnej pracy Zigi  bez trudu odgadł jej stan i zaproponował, by poszli do pobliskiego barku na kawę.

Ewa opowiedziała  mu o tym jak się  Szczyrk  zmienił, że bardzo podobał się  jej budynek hotelu, w którym mieszkali, a gdy opowiedziała o cenach to z lekka go przytkało. Opowiedziała też o saunie infrared i Zigi stwierdził, że jeszcze trochę a kupią jakiś lokal i  zamiast projektować będą na  zmianę sprzedawać bilety do takiej  sauny.  Bo coraz trudniej o inwestorów z prawdziwego zdarzenia, że będą teraz  musieli wpierw robić jakiś  wywiad o każdym inwestorze by  nie wleźć na przysłowiową minę.

Bo coraz mniej jest uczciwych inwestorów, coraz więcej krętactw. I on się naprawdę  zastanawia nad przyszłością  tego biura. I ma wrażenie, że wkrótce  całe biuro to będą tylko ona i on, bo zleceń  jest coraz  mniej. A wiesz, Ewka, my to możemy  mieć nawet tylko we dwoje   spółkę i damy radę. 

Gdy ostatnio zobaczyłem ilu deweloperów padło to  aż mnie  zatkało. Oni padają, a ich klienci są nabici w butelkę i tracą wpłacone pieniądze. No a przy ściąganiu długów to pierwszeństwo egzekwowania  i odzyskiwania pieniędzy mają różne  państwowe podmioty. Szarzy ludzie  są na  samym końcu. Przy realizacji inwestorzy tną na grandę koszty, kupują  wybrakowane  materiały, tylko patrzeć jak się domy  zaczną rozlatywać, kupują nie zdrenowane  tereny np. po stawach hodowlanych i na  nich stawiają domy. Albo to nowiutkie osiedle  na  Zawadach - a raczej już  poza nimi, bardzo  blisko Wisły - ostatnio ludziom pozalewało garaże tak solidnie, że woda wlała się do wielu samochodów a przecież Wisła wcale  nie wylała teraz. Wystarczył solidny deszcz dwie doby z rzędu.

No to co robimy Zigi? Wiesz, ja jeszcze  powinnam trochę popracować żeby mieć  jakąś emeryturę, ty zresztą też. Nie mam pomysłu co innego mogłabym robić.  Planujesz kogoś  zwolnić? 

Nooo, mam ochotę trzech słabiusich odstrzelić. Miałem, nie wiem  czemu, nadzieję, że się obudzą i coś  fajnego wymodzą. Na początek podziękowałbym Piotrkowi - jest dość bezczelny i wyszczekany ale leni się  straszliwie, a ponadto ma się  za  wspaniałego. Gdy złapałem go na kilku błędach to stwierdził, że każdy ma prawo się pomylić a mnie  brak fantazji. Mam ochotę go sprowokować by  sam złożył wymówienie. No a jak to zrobisz? Dość prosto, nie dostanie premii, która  wszak jest u nas uznaniowa. Pensji mu nie mogę wstrzymać, ale premii nie muszę dać, skoro to nie jest premia  regulaminowa. Gdy dwa razy z rzędu nie dostanie premii sam się zwolni. Poza tym  mam nieodparte  wrażenie, że zrzyna  niektóre pomysły. On bardzo chciał robić z tobą zamówienia  prywatne, ale wtedy  mu powiedziałem że nie ma szans, bo tych projektów jest mało. To wiesz co zrobił? Liczył skrupulatnie ilu ty masz prywatnych klientów i przyszedł mi to powiedzieć. No to mu palnąłem, że gdy będzie miał  takie doświadczenie  jak ty to wtedy będzie  miał prywatnych  klientów o ile takowych znajdzie.To wtedy gamoń doszedł do wniosku, że jesteśmy parą i swą teorię głosił innym. A nie wierzyłem kiedyś w starym biurze naszej kadrowej, gdy mówiła, że ludzie do niej przylatują i obgadują  swoich kolegów. Jakoś nie mieściło mi się to w głowie. Ewka, a masz w domu jakiś stary album z  naszymi dawnymi projektami?

No pewnie, że mam, niektóre nasze  projekty były naprawdę świetne. A mogłabyś  mi zrobić kilka  skanów na moją osobistą pocztę? Wybierz takie, żeby były tam daty. I wybierz te  najstarsze. Chcesz coś na wabia? -Zigi skinął głową- tak. Bo nie mogę się oprzeć wrażeniu, że grzebią mi w moim  biurku albo wszyscy  albo tylko Piotrek. Nie  mogę podłączyć ukrytej kamery, bo musiałbym  mieć na to zezwolenie, a nie chcę obcych  mieszać w nasze  sprawy. Możesz sobie jeszcze ten tydzień posiedzieć w domu i  w domu coś podumać o kilku domkach? - tu masz  wszystkie  dane i zdjęcie tego terenu z kierunkami. 

A ja jutro postaram się  swoimi kanałami  sprawdzić tego inwestora. Nie znam go zupełnie. Wiem tylko od niego, że wpierw  chciał na tym terenie  postawić drewniane domy na płycie  betonowej ale nie mógł znaleźć chętnych- każdy mu mówił, że cegła  lub pustak to tak,  ale  drewniak na  betonie to nie! A to mają być typu  psia buda  czy coś z pięterkiem? Z pięterkiem. I nie  musisz się z tym spieszyć. Podobno ten teren jest  jego własnością już od kilku lat. Zostaw Ewka ten portfel, przecież jesteś moją dziewczyną a za  swoje  dziewczyny to ja płacę - rzekł ze śmiechem.

Oooo, jakiś  hardy się  zrobiłeś, kiedyś nawet okiem nie mrugnąłeś gdy każde z nas płaciło  za siebie. Och, po prostu wiedziałem,  że nie ma co się z Tobą kłócić. I to nie ja  zhardziałem, tylko ty znormalniałaś. Dobrze  ci to małżeństwo zrobiło,  czego nie  można powiedzieć o poprzednim. I mam wrażenie, że  jakoś ogromnie do siebie  pasujecie. Ewa roześmiała się - nie tylko pasujemy do siebie ale i bardzo dobrze się rozumiemy. Jestem w tym facecie  bezustannie  zakochana. 

Wiem i trochę wam obojgu zazdroszczę.  Czego? No tego, że się nie  kłócicie. U nas  wiecznie udry na udry. A czemu się z nią  nie  ożenisz? Bezustannie do siebie wracacie, więc chyba jednak coś was łączy poza  łóżkiem. Myślisz,  że byśmy się nie pozabijali? Podejrzewam, że jeżeli jej zaproponuję małżeństwo to mnie po prostu wyśmieje. No to spróbuj, może nie  zadzwoni po karetkę z  kaftanem bezpieczeństwa bo ma obok siebie  wariata. Myślisz,  że każda kobieta  ubóstwia taki  stan  zawieszenia ni to mąż  ni  to narzeczony ni to tylko przyjaciel?  Po prostu spróbuj- tylko nie  zapomnij jej powiedzieć, że ją kochasz.

I myślisz, że mnie nie wyśmieje? Wiesz Zigi w 95% przypadków, jeżeli ktoś z kim sypiasz od wielu lat mówi ci, że cię kocha i proponuje ci małżeństwo nie bywa  wyśmiewany. Tylko przemyśl to co ci powiedziałam, bo według  mnie to ty ją kochasz, tylko tak się boisz odrzucenia, że a priori negujesz  swoje uczucia i nawet nie  zastanawiasz się co ona  czuje do ciebie.  Gdybyś był jej obojętny już od wielu lat  nie bylibyście  razem.  Idź i kup jej pierścionek i poproś ją by została twoją   żoną bo ją kochasz. I powiedz jej, że tak się boisz odrzucenia, że aż wolałeś jej nie proponować tego związku. 

                                                              c.d.n.

czwartek, 24 lutego 2022

Ryzykantka - 26

 Okazało się,  zgodnie z przewidywaniami Roberta, że on nic nie mógł pomóc swemu siostrzeńcowi. Po dwóch dniach pobytu na oddziale Klon  został wypisany do domu i  Franek przyjechał po żonę i dziecko.

Mały był bardzo rozczarowany, bo okazało się , że złamanie nie było na szczęście powikłane i Klon mógł brać udział w lekcjach, z tym, że miał  siedzieć tak, by   zagipsowana noga spoczywała  na sąsiednim krześle a do toalety  miał wychodzić o kulach i nie w czasie przerwy, ale podczas lekcji.  Skończyły się piesze wędrówki obu do szkoły, bo "połamaniec" był wożony przez  któregoś z rodziców do i ze szkoły - oczywiście były wożone obydwa  Klony, co się drugiemu  nie podobało.

Zaraz po pierwszym dniu w  szkole cały gips  był upstrzony napisami i rysunkami. Alina sfotografowała to wszystko i  zapowiedziała, że jeśli do tego "paskudztwa" dojdzie choćby jedna kropka lub literka, to Klon będzie musiał to wszystko zlizywać do czysta własnym językiem. A że Alina  nie rzucała nigdy  żadnych gróźb na wiatr, Klon przestał mazać po gipsie. W rozmowie  z bratem Alina  stwierdziła, że cieszy się,  że skończyło się to tylko złamaniem nogi a nie np. wstrząsem mózgu lub wręcz jakimś urazem czaszki bo mur,  z którego dzieciak skakał miał niemal dwa metry wysokości. 

Oczywiście i Alina i Franek poinformowali obu chłopców, że jeżeli któryś z nich, jeszcze raz będzie właził tam gdzie nie wolno, to nawet jeśli sobie nic  nie uszkodzą to będą odprowadzani do szkoły i ze szkoły do domu niczym pierwszoklasiści i niech  zapomną o jakichkolwiek rozrywkach i prezentach pod choinkę i od Mikołaja przez najbliższe kilka lat. Drugi  Klon stwierdził, że nie rozumie  dlaczego kara jednego z nich ma również dotknąć drugiego, ale Franek zamknął dyskusję mówiąc- z czasem obejmiesz to swoim ciasnym rozumkiem. Widziałeś co brat robi i nie powstrzymałeś go, więc też jesteś winien.

Po pierwszym tygodniu  zabiegów Ewa stwierdziła, że jej dżinsy stały się wyraźnie luźniejsze i podzieliła się tą wiadomością z panem Wojtkiem. Nie był tym zaskoczony i powiedział, że to wszystko  zasługa  sauny infrared, bo każdy 30 minutowy  zabieg to spalenie 300 do 900 kalorii, czyli tyle  ile by się  straciło biegnąc 10 kilometrów. Po prostu podczerwień wnika w głąb ciała na 5 centymetrów i rozgrzewa tkankę likwidując  podskórną tkankę  tłuszczową, likwiduje też cellulit, pomaga przy leczeniu  schorzeń reumatycznych, zwyrodnień stawów, usuwa w tkankach mięśni blizny powstałe podczas urazów, łagodzi przewlekłe bóle po różnych  kontuzjach, powoduje wydalanie się poprzez skórę toksyn  zalegających w organizmie. 

Wymienił przy okazji kilka  adresów w Warszawie, gdzie można  korzystać z tej łaźni. Niewątpliwą  zaletą ich jest również fakt, że łatwo się je montuje i mogą być podłączone w domu do każdego gniazdka byleby było w nim napięcie 220V. No i są przy  zakupie tańsze od łaźni fińskich  mokrych i suchych, więc  coraz więcej  się ich teraz sprzedaje. A wcale  nie są nowym wynalazkiem bo wynalazł je  w połowie  lat sześćdziesiątych  pewien Japończyk ale  opatentował wynalazek i dopiero teraz ochrona patentowa wygasła i można je produkować nie płacąc za wykorzystanie patentu. Tyle tylko, że na korzystanie  z niej musi być zgoda lekarza, który wie  na jakie  choroby cierpi osoba chcąca z takiej  sauny korzystać. A ceny  zakupu wahają się od 6 do 12 tysięcy złotych, bo są uzależnione od wielkości i materiału, z którego jest obudowa.

Robert popatrzył się na Ewę a ona dojrzała w jego oczach chęć  nabycia takiej łaźni i powiedziała - nie kochanie, nie kupimy, nam bardziej się opłaca chodzić raz na  jakiś czas na cykl tych zabiegów. Wprawdzie nas na taki zakup stać, ale ja już w życiu masę takich wielce przydatnych rzeczy kupiłam a potem je rozdawałam, bo z nich praktycznie  niemal nie korzystałam. A skoro wiemy, że nawet niedaleko od  nas można z takiej łaźni korzystać to po prostu tylko sobie  zapiszemy  adres, albo  gdy wrócimy to poszukam w necie.

Oj, muszę to opowiedzieć mojej żonie- stwierdził pan Wojtek-  bo ona  zaraz chciałaby wszystko kupić i mieć własne, a ja  mam wyrzuty  sumienia, gdy jej odmawiam.  Nie  widzę przeszkód, może pan jej to opowiedzieć - zaśmiała się Ewa. Za kilka lat sama pojmie, że mąż  powinien być własny i na wyłączność, a z innych rzeczy można śmiało korzystać  za opłatą i jest to bardziej opłacalne.

W drugim tygodniu pobytu Ewa z Robertem zrobili kilka dłuższych  spacerów. I Ewa znów przeżyła  rozczarowanie -to sanktuarium  maryjne  w niczym nie przypominało tamtego kościółka, w którym była boazeria z jasnego drewna, takie same ławki, a cała  dekoracja sprowadzała się do błękitnych  zasłon i takich  samych szarf, upiętych w kokardy. Było w nim wtedy cicho, przytulnie i skromniutko, żadnych  złoceń, nawet obraz umieszczony na ołtarzu  nie miał złoconych ram. Doszli do schroniska na  Klimczoku , pooglądali panoramę a Ewa pomyślała - dobrze, że jest informacja, że to jest schronisko, bo pewnie jak ta  kretynka  szukałabym tamtego,  zapamiętanego gdy tu byłam. A tak w ogóle była zdegustowana tą drogą   bo szło się    nie lasem a jezdnią i co chwilę trzeba było uskakiwać przed samochodami. Nie pamiętała by wtedy stało tu tyle domostw! W tym układzie  stwierdziła, że nie pójdą z Klimczoka  na Szyndzielnię, tylko któregoś dnia podjadą do Bielska i pojadą na  Szyndzielnię kolejką linową.

I tak też  zrobili. Nie było już tych starych 4 osobowych wagoników, które  wtedy  kojarzyły się Ewie  jak w zbyt dużych odstępach  nanizane na nitkę prostokątne  kostki - teraz  były ładne, nowoczesne, żółto-czarne gondole. Nieco poniżej stacji był nowy hotel o nazwie Dębowiec a obok niego parking dla  camperów- rzadkość w kraju nad Wisłą.  Ewa  miała nieodparte  wrażenie, że trasa kolejki była nieco zmieniona, nie przypominała sobie, by wtedy  kolejka kursowała tak blisko góry.  Przy górnej stacji  kolejki wzniesiono całkiem zgrabną wieżę widokową, która  była czynna  tylko w  godzinach kursowania  kolejki  - oczywiście  wstęp na wieżę był płatny. I tu  niespodzianka - na górnej stacji  kolejki można było zobaczyć stare wagoniki , takie jak je zapamiętała Ewa.

 Oczywiście  wdrapali się  niespiesznie  na wieżę widokową, potem posiedzieli na tarasie przy schronisku i był już czas by wracać do Szczyrku.  Na dole wdepnęli do hotelu Dębowiec do Drink- baru, gdzie  można  było  zamówić najrozmaitsze  drinki, w tym bardzo dużo bezalkoholowych z najrozmaitszych kuchni świata i wiele rodzajów kawy. Dębowiec jak większość  hoteli starał się przyciągnąć jak najwięcej gości, ceny  nie były tak "wysokogórskie" jak w Szczyrku lub  Zakopanem a w prospekcie reklamowym wszystko wyglądało przepięknie. Byli nastawieni i na  studniówki i na przeróżne  konferencje  i szkolenia, wesela, bale maturalne, duże spotkania rodzinne i tak ogólnie  "dla  każdego według jego potrzeb". 

Wpadła im też w ręce ulotka  reklamująca ośrodek  rekreacyjno - narciarski Dębowiec,  którego wyciąg zimą wwoził na stok (600m zjazdu w dół) tylko narciarzy i snowbordzistów, a latem pieszych  turystów, którzy chcieli  wybrać się na Szyndzielnię - nie bardzo tylko mogli się doczytać czy dalej należało pokonać drogę per pedes czy  może "podwiezieni"   trafiali na  dolną stację kolejki gondolowej. No ale skoro oni się nie wybierali na Szyndzielnię, bo właśnie  z niej wrócili - pozostawili sprawę niewyjaśnioną.

W drodze powrotnej  "ścignął" Ewę Zigi - pierwsze pytanie  brzmiało ; "chcesz  może domek w Warszawie?". Nie,  nie chę, ja już mam domek w Warszawie. Ale ja mówię o wolno stojącym domu a nie o mieszkaniu na osiedlu!- tłumaczył Ewie.  Zigi, kotku, ja już  nie mieszkam na tym osiedlu, na którym byłeś,  już się przeprowadziłam, właśnie do domku. To czemu ja o tym nie wiem? - dopytywał się  Zigi. No bo ja nie wydaję żadnego biuletynu informacyjnego odnośnie  mego życia  prywatnego,  zauważyłeś? A teraz jestem z mężem w drodze do Szczyrku, byliśmy w Bielsku -Białej i na Szyndzielni.  To pozdrów męża ode mnie.  Już jest  pozdrowiony, bo jesteś na  głośnomówiącym  połączeniu. O, to muszę uważać, żeby nie kląć. Zigi, a o co chodzi? My wracamy do Warszawy w poniedziałek. Jeżeli masz coś dla mnie pilnego to mogę przyjechać do biura we wtorek. Ooo, to  dobrze bo będziesz  miała klienta. No a o której przyjedziesz do nas?  Tak jakoś między  dziewiątą  a dziesiątą- pasuje? Tak, klient będzie przed  dwunastą. No to do zobaczenia, cześć!

Gdy się rozłączyła Robert powiedział - zawsze mnie  powala  twoja  z nim rozmowa. Nie ciebie jednego - pocieszyła go Ewa -facet powinien  mieć tłumacza i mnie często przypadała ta rola. Na początku czułam się jakbym zdawała egzamin, którego jedynym pytaniem  jest "co poeta  miał myśli" i długo  mnie to denerwowało, w końcu odkryłam, że  należy mu po prostu zadawać proste pytania i to pytania zbudowane ze zdań prostych, nie  złożonych.  Pytanie mnie o domek oznaczało, że znów mamy durnego i mało forsiastego klienta, który chce się wykpić domkami, czyli takiego, który nie ma jeszcze kompletu umów na  wszystkie  domki. Tylko taki klient  nie wie, że my już  znamy te  numery. Ostatnio kończy się to tak, że jedziemy, Zigi i ja do takiego i zaglądamy facetowi w papiery. Potem  Zigi radzi mu by jak najprędzej się tego terenu pozbył i  mówimy gościowi "żegnamy pana". Teraz te  tereny pod budowę takich osiedli są coraz bardziej oddalone od  miasta i większość ludzi trzeźwieje z chwilowego  zatrucia się "świeżym  powietrzem i ciszą, zielenią, kontaktem  z przyrodą" gdy zaczyna  dostrzegać, że osiedle stoi wprawdzie w miejscu ładnym, ale każdy  członek rodziny powinien  mieć własny  samochód, nie ma  szkoły, nie ma przedszkola, do najbliższego lekarza też nie  za blisko. Dobrze, że część jest tak skołowana, że trzeźwieje dopiero gdy się  wprowadzi i odkrywa, że wszystkiego tu, w tym uroczym  miejscu, poza owym  mahoniowym powietrzem brakuje. Oczywiście, czasem już po roku jest jakiś  sklep, po iluś latach jest nawet  szkoła i przedszkole - wszystko zależy od stopnia determinacji tych ludzi. Początki nawet spółdzielczego osiedla, gdzie z góry wiadomo ilu będzie mieszkańców są straszne - miasto rzuci na otarcie łez 1 linię  autobusową i w gazecie wyczytasz, że jest komunikacja, jest jedno przedszkole na kilka tysięcy maluchów, 1 sklep spożywczy i.....cześć. 

Na Ursynowie naczekałam się na sklepy, na komunikację, praktycznie na wszystko. Teraz jest tam wszystko, niemal drugie miasto. Widziałeś to osiedle  domków po lewej stronie, okolone murem,  w drodze do Konstancina? Mieszka na nim siostra  mojej koleżanki - świra dostaje co rano bo nie może wyjechać z osiedla na drogę, która jest wszak jednopasmowa a  zasuwają nią do Warszawy i ci z Konstancina i z Klarysewa i różnych  innych miejscowości. Płynie  strumień samochodów a ona w swoim stoi i czeka, tak jak i inni z jej osiedla  i nie mogą się wydostać by jechać do pracy lub odwieźć dzieciaka do szkoły. To jeden mankament- drugi - wchodzisz czy wjeżdżasz za ten mur i koniec - nie masz dokąd pójść na spacer z dzieckiem, co najwyżej  możesz je  uwiązać w ogródku przydomowym. Znam projektanta tego osiedla - musiał  wsadzić tam tyle domków by inwestor  wyszedł na swoje  a nie  splajtował. Czasem Zigi i ja tak klniemy, że  aż wstyd, no ale trzeba przecież takie  kwiatki jakoś odreagować. Nie wiem, czy Zigi kiedyś był w Szczyrku, ale jeśli był to  dawno i też miałby, tak jak ja  bardzo mieszane uczucia. I dlatego znacznie  chętniej projektuję wnętrza, o ile oczywiście nie trafię na jakiegoś  świra.

Zaraz po przyjeździe do swego hotelu wybrali się do jaccuzi. Spędzili  tam niemal godzinę, korzystając z faktu, że są  sami. Robert stwierdził, że w klinice bardzo by się przydał taki fizjoterapeuta jak pan Wojtek. Nie dość, że był naprawdę dobrym fachowcem, to dodatkowo bardzo sympatycznym i życzliwym dla innych człowiekiem.  Oczywiście Robert pytał się go, czy nie chciałby razem z rodziną przenieść się do Warszawy, ale Wojtek stwierdził, że on to by się przeniósł gdyby był sam, jednak tu już mają swój własny dom, a gdy córeczka  nieco podrośnie jego żona chce wrócić do pracy - jest przedszkolanką z  zawodu. I wtedy małą będzie się  częściowo  zajmować babcia. A on ma w Warszawie już tylko ojca, który niedawno ożenił się po raz drugi, ale Wojtek nie potrafi znaleźć wspólnego języka z jego żoną, która śmieje się z niego, że ożenił się z...wiejską  dziewuchą. A tu teściowie mówią do  niego "synku" i stali się  dla niego prawdziwą rodziną. 

                                                                        c.d.n.


środa, 23 lutego 2022

Ryzykantka- 25

 Oj, to coś daleko od Warszawy pan wylądował panie Wojtku -  zaśmiał się  Robert. A to "gościnne występy" pana  czy coś  stałego? Pan Wojtek uśmiechnął się- jak na razie to coś  stałego. Utknąłem tu bo się  zakochałem w miejscowej dziewczynie i to tak skutecznie, że po kilku miesiącach pisania  listów, wypadów  na weekend wziąłem  resztę urlopu i przyjechałem by się odkochać  albo i  nie. No i się  nie odkochałem tylko ożeniłem. No bo ile można tęsknić na okrągło? Pracy nie  brakuje, bo fizjoterapeutów za wielu nie ma. Dotychczas pracowałem w Bielsku a teraz  pracuję w Szczyrku. W sezonie  zimowym to mógłbym śmiało  siedzieć tylko w Szczyrku bo pracy  nie brak. Latem jest  mniejsze  zapotrzebowanie  na moje usługi i wtedy  pracuję w dwóch  miejscach. Lato jest stanowczo mniej kontuzjogenne, Beskidy to nie  Tatry, gdzie nawet turystyczne  chodzenie  daje w kość. Ale  zimą to się tu  haruje, bo mało kto wyrusza  na  narty po jakimś treningu przygotowawczym. 

A w  marcu urodziła nam się dziewczynusia. Co prawda nie planowaliśmy  jeszcze  dziecka,  ale teściowie przekonali moją żonę, że teraz to oni jeszcze  nam pomogą przy dziecku bo są jeszcze  sprawni. Mieszkamy z nimi w bliźniaku - po prostu do swojego już stojącego domu dobudowali drugi i łączą nas  dwie pary drzwi, śmiejemy  się, że mamy w domach śluzę do wychodzenia w przestrzeń  kosmiczną. Mieszkamy dość daleko od centrum, przy drodze do Malinki. Przynajmniej jest  cisza i spokój. Ten  hotel też jest dość cichy, latem  zwłaszcza. 

A teraz słucham,  czym mogę państwu służyć?  Gdy już wszystko omówili okazało się  że ze trzy  godziny  dziennie będą "schodzić" na różnych  zabiegach. Panie Wojtku, a pan i masaże tu robi? Nie, ja mogę przyłożyć rękę  do rozmasowania jakiegoś  bolesnego punktu, bo zawsze coś wyjdzie w czasie usprawniania, ale mamy tu masażystę i on  robi to co ja  zlecę. Niemłody człowiek, ale masuje  świetnie  a do tego zapalony z niego zielarz i entuzjasta picia  naparów  z ziół.  Już tu  zapisałem co ma  zrobić z  panem profesorem a co z panią. W takim razie ja  już  zmykam, nie  zapomnijcie  państwo o  obiado - kolacji. Widzimy się  jutro o10 rano, jestem w pokoju nr 8.

Obiado- kolacja przyprawiła oboje o lekki opad  szczęk. Wszystko było naprawdę pięknie podane a na dodatek, co najważniejsze - było bardzo smaczne. Ludzi było sporo. Podobno ten hotel był  bardzo lubiany przez weekendowiczów. 

Schodząc do restauracji snuli plany, by po kolacji zajrzeć do części rozrywkowej, ale zmienili je jednak - to był długi dzień, oboje już odczuwali zmęczenie i postanowili jednak wrócić do pokoju  sprawdzić jakość tego olbrzymiego łóżka. Postali jeszcze  chwilę na balkonie, pooglądali niebo, pozachwycali się czystym  powietrzem. Przed  snem porozmawiali jeszcze z Warszawą, Paweł zapewniał, że wszystko "w domu i zagrodzie" jest w największym  porządku i że zaraz  zadzwoni do cioci Aliny, że u "wczasowiczów"  wszystko w porządku. 

Ewa  powiedziała  mamci, że po Szczyrku z lat, w których one tu bywały, to tylko zostały góry i ich nazwy i  że teraz to prawdziwy  kurort się zrobił a do tego ceny iście   europejskie. No i  Żylica została i nadal Szczyrk ma skocznię  narciarską, ale teraz jest całkowicie przebudowana i są trzy skocznie obok siebie. A domu,  w którym wtedy wynajmowały pokoje też nie ma. 

Córciu, a jest jeszcze ten śliczny kościółek z jasnego drewna, na tej drodze na  szczyt  Klimczoka? Nie  wiem, mamciu, ja tu jestem od kilku godzin  zaledwie, nie mam  pojęcia. Ale podejrzewam, że jest, bo w tym kraju nikt nie rozbiera  kościółków. Co najwyżej je buduje. Mamciu, ze Szczyrku zrobiło się miasto, są ulice. No po prostu dawnego Szczyrku już nie ma. Jest pełno wyciągów narciarskich, bo Szczyrk konkuruje  z Zakopanem albo Bukowiną  Tatrzańską. A jedzenie macie  dobre? O tak i bardzo ładny hotel, właśnie obok skoczni. Coś podobnego? zdumiała się mamcia. Mamciu, idziemy spać bo jesteśmy zmęczeni, zatelefonuję jutro a teraz  wszystkich was  całujemy. Śpijcie  dobrze!

Łoże było bardzo wygodne, Robert się śmiał, że jest tak duże, że  musi Ewę w nim wręcz szukać i chyba będzie  musiał ją czymś do siebie  przywiązać by mu w nocy  nie zginęła. Jak zwykle  wtuleni w siebie  zasnęli niemal natychmiast.

Przyzwyczajenie jest podobno drugą  naturą  człowieka i Ewa jak zwykle przebudziła się o  szóstej rano. Przez moment zastanawiała się czy wstać, czy też nie,  w końcu stwierdziła że nie ma potrzeby by tak wcześnie  zaczynać dzień. Patrzyła na Roberta z wielkim  rozczuleniem, studiując na jego twarzy każdą  zmarszczkę mimiczną i zastanawiając się o  czym on śni. Czuła się  niezmiernie  szczęśliwa, że może tak spokojnie leżeć obok mężczyzny który darzy ją ogromną  miłością i który przesłonił jej cały świat. Pod jej  spojrzeniem Robert się na  moment przebudził, objął mocniej i mruknął- pośpijmy jeszcze, jest czas. Po chwili oboje  spali, nadal  przytuleni tak mocno jak ludzie, którzy dawno się nie widzieli i są  za sobą  bardzo stęsknieni. Gdy za kwadrans ósma zadziałał alarm w  komórce Roberta dość długo "się  awanturował" nim Robert trafił na komórkę ręką i ją wyłączył. Po prostu to było naprawdę duże łóżko i nie wystarczyło wciągnięcie  ręki ty trafić na komórkę leżącą na nocnym  stoliku.

Na śniadaniu, serwowanym w formie  szwedzkiego stołu, każdy mógł znaleźć dla siebie to co mu odpowiadało - był stół dla bezglutenowców, było również mleko bez laktozy, dwa rodzaje  jogurtu i składniki do skomponowania sobie  muesli. Kawa naturalna i kawa  zbożowa, kakao, herbata, dwa  rodzaje  żółtego sera, małe  paczkowane porcje masła i twarożków, porcjowany  dżem i miód, ugotowane na twardo jajka, pokrojone w plastry pomidory, trzy rodzaje  wędlin. Była też jakaś  zupa  mleczna w sporym garnku stojącym na podgrzewaczu. Istna rozpusta  jak stwierdziła Ewa. No i dobrze- po to mamy, kochanie  moje urlop, by sobie  na nim dogadzać pod każdym względem - rzekł Robert całując ją w  rękę.  Pod ścianami stali kelnerzy, czuwając z daleka, czy wszystko w porządku i w razie  potrzeby służąc pomocą.  Oprócz Ewy i Roberta  na śniadaniu były jeszcze tylko cztery osoby a sądząc z ilości przygotowanego jedzenia spodziewano się znacznie większej  ilości gości.  Jak znam życie - to niemal wszyscy goście biorą sobie produkty na  drugie  śniadanie, bo następny  posiłek to dopiero obiado-kolacja, stwierdził Robert. Zapewne masz rację - zgodziła się Ewa. Ale my mamy tak wypełniony dzień, że  zastanawiam się czy będziemy  mieć  czas na jakiś spacer poza podreptaniem po  deptaku.  A kawę to możemy wypić w  lobby a do niej to mamy nasze owsiankowe ciastka. Wzięłam  tego z domu  sporo.

Równo o dziesiątej  zameldowali się u p.Wojtka. W dziesięć minut  potem zostali  rozdzieleni- Ewa została potraktowana łagodnie- zaczynała od masażu rozluźniającego, potem były ćwiczenia, które już znała z Konstancina, a które wcale  nie były jej ulubionym zajęciem, w nagrodę lądowała w  kąpieli solankowej, potem znęcał się nad nią masażysta i była pewna, że pod wieczór (zakładając że przeżyje) będzie  cała w siniakach, bo to była głównie  akupresura. Zamiast pływania w  basenie  miała 30 minutowy seans w saunie infrared, po którym miała uzupełnić w organizmie  poziom płynów, czyli pić, pić, pić, ale nie kawę tylko czystą wodę. I w ogóle- jej obowiązkiem wobec własnego organizmu jest wypijanie minimum dwa litry wody na dobę. Wody - samej wody   najlepiej nie gazowanej, bez  soku. Inne płyny się  nie liczą do tego bilansu. I koniecznie ma ograniczyć kawę, bo chociaż z jednej strony jest korzystna to z drugiej nie za bardzo. Zwłaszcza, że bierze tabletki na obniżenie  ciśnienia i ma tendencję do podwyższonego tętna. I zamiast pływania w  basenie niech raczej korzysta tylko z  jaccuzi, bo w  basenie  jest dla niej  za niska temperatura. Po seansie w  saunie infrared, owinięta dokładnie  szlafrokiem,  w ręczniku na głowie przemknęła do recepcji po klucz  i pojechała do  pokoju. Wysuszyła włosy, wskoczyła w nocną  koszulę i wpakowała się  do łóżka zostawiając na zewnątrz drzwi wywieszkę "nie przeszkadzać". 

Po pół godzinie,  a może nawet trochę później dotarł do pokoju Robert - też wyglądał na zmęczonego. A ponieważ miał na głowie  kaptur (jego szlafrok był z  kapturem) Ewa  stwierdziła, że wygląda  jak mnich, który ciężko zgrzeszył. Robert się uśmiechnął i powiedział - jestem mnichem, który dopiero  zgrzeszy, ale wpierw  muszę nieco odsapnąć. Jestem  zmordowany. Zamknął drzwi na klucz, zrzucił  szlafrok i szybko przytulił się do Ewy. Zdejmij to coś co masz na sobie, chce się tulić do ciebie a nie do tej sukienki. 

To nie  sukienka, sprostowała Ewa, to nocna  koszulka. Ale teraz jest dzień, to na co ci nocna  koszulka? - w głosie Roberta  słychać było szczere zdziwienie. Bo mam się  nie wychłodzić po tej  saunie. No ale ja jestem przecież ciepły, więc się nie wychłodzisz gdy będziesz do mnie przytulona. Ja też jestem po saunie.A w ogóle jestem obolały i rozczarowany. Ja też jestem obolała i pewnie będę miała siniaki na pupie i w ogóle na plecach. A co cię rozczarowało?  No to, że nie byliśmy cały czas razem! No ale jesteśmy już razem, więc mnie utul i ciuteczkę podrzemiemy, dobrze? A po drzemce pokażesz mi gdzie cię boli, to  pocałuję te  miejsca i przestanie  cię boleć - obiecała Ewa. No dobrze, a przed obiado-kolacją pójdziemy do jaccuzi, zgodził się Robert. I nastawił alarm na godzinę  siedemnastą.

W dwie godziny później obudził ich dźwięk telefonu Ewy - to telefonował  Paweł. Okazało się, że jeden z Klonów złamał nogę, bo zleciał na podwórku szkolnym z jakiegoś murku na betonowe podłoże. I teraz jest w szpitalu na Siennej  składany i zostanie tam dwie doby. A jest na Siennej, bo Alina  nie  zgodziła się by go składali w Legionowie, więc zapłaciła prywatnie  za transport  karetką do Warszawy i wstawiła go na Sienną, bo tam ma jakąś znajoma lekarkę- pediatrę. Bo  Klony jeszcze podlegają pod pediatrię. A on i babcia namówili Alinę, by u nich przez ten czas  mieszkała, a on dał Alinie kluczyki od  samochodu Ewy i dowód rejestracyjny, żeby sam jej nie musiał wozić w tę i z powrotem. A gdy Klon będzie mógł już pojechać do domu to przyjedzie po nich Franek.

Oczywiście został pochwalony przez oboje i Robert  powiedział, że zatelefonuje do Aliny,  chociaż raczej niewiele pomoże, bo nie  zna  ani jednego chirurga - ortopedy dziecięcego. Ale może R. zna kogoś, więc  Robert do niego zatelefonuje.

Gdy skończyli rozmowę Ewa westchnęła - jak to jednak miło  mieć od ręki dorosłe dziecko! Już całkiem mądre a do tego zrównoważone.

                                                                              c.d.n.

wtorek, 22 lutego 2022

Ryzykantka -24

 Jako osoba wielce  zorganizowana Ewa  chciała jeszcze przed  wyjazdem  zarezerwować jakiś hotel w Szczyrku.Wybór i ilość hoteli nieco ją przeraził- obecny Szczyrk w niczym nie przypominał tego sprzed  lat.

 Szalenie ubawił ją Robert, który  niektóre  hotele , które miały Spa, basen i inne ciekawe udogodnienia  odrzucał bo....łóżka były nie  zestawione  razem, ale  miały pomiędzy sobą mały odstęp. A  przecież Ewa  wie, że on chce typowe podwójne małżeńskie łoże, tak żeby zawsze, w każdej minucie mógł się do Ewy przytulić. W związku z tym Ewa stwierdziła,  że pojadą w ciemno, zobaczą na miejscu i coś wybiorą. Ze  zdjęć i opisów  gości Ewa  zapisała sobie 4 hotele, które  miały Spa i nie były w centrum Szczyrku. Wszystkie one  miały oczywiście śniadania, niektóre również restauracje. Wszystkie  zdaniem gości miały miłą obsługę i bardzo dobre śniadania i duże łazienki. 

Jechali właściwie  między sezonami, więc była duża szansa, że miejsca raczej na pewno będą. Ewa stwierdziła, że to Robert będzie na  miejscu wybierał hotel, ona  poczeka  na niego na parkingu- nie ma  zamiaru przyprawiać  dziewczyn z recepcji o ataki śmiechu pytaniami, czy łóżka są ze sobą razem zestawione. Poza tym tak się Szczyrk zmienił, że niektórych miejsc zupełnie nie kojarzy. 

Podróż minęła całkiem nieźle, chyba tylko jeden mandat im strzelił automat i po 4 godzinach i 40 minutach wjeżdżali do Szczyrku. O nie! jęknęła Ewa- gdzie się podział Szczyrk, który mam w pamięci? Przecież tu wszystko nawalone na gęsto! Po obu stronach drogi, na stokach stał dom na domu i domem  poganiał. O tu gdzieś  powinien być jeden z hoteli ze Spa - o jest strzałka, Hotel Skalite , patrz, tam wyżej. Robert przyhamował i skręcili w ulicę prowadzącą nieco w górę. Zajechali pod  hotel, który się całkiem nieźle prezentował . Wyglądał jak kilka willi razem  zestawionych, ale tak naprawdę był jednym budynkiem.  No to  idź kochanie i sprawdź te łóżka, ja  zaczekam w samochodzie. Poszedł i.....przepadł. Po 20 minutach wrócił radosny niczym  skowronek o poranku- myślę, że tu zostaniemy, mamy pokój z pięknym widokiem.

Powiedziałem na recepcji, że to spóźniona podróż poślubna i dostałem dwa pokoje do wyboru. Każdy  miał podwójne łóżko, jeden  miał wystrój z czerwonymi dodatkami, drugi z  ciemno zielonymi i wybrałem właśnie ten. No i mamy również balkon. Łazienka jest duża, z kabiną prysznicową, suszarka do włosów  na  wyposażeniu. 

Z atrakcji jest  fajny basen, z wydzielonym basenikiem dla dzieci,  sauna fińska, sauna infrared, jaccuzi, siłownia. Poza  tym masaże rekreacyjne i lecznicze, oraz zabiegi upiększające cokolwiek to znaczy. No to chodźmy. Robert wyciągnął z bagażnika  walizki i ruszyli do hotelu.

Recepcjonista się rozpromienił - a już  myślałem, że się pan rozmyślił i pojechał do innego hotelu. Nie, nie rozmyśliłem się, tylko się zagadałem z żoną.

To ja  poproszę państwa dowody, aby  państwa zameldować oraz  numer pańskiego samochodu- bo pilnujemy, żeby nam tu obcy goście  nie parkowali. Czy zamierzają państwo korzystać z jakichś zabiegów jak masaże, Spa, z którejś sauny ?

O tak, dobry masażysta jest  potrzebny nam obojgu, poza tym sauna infrared też dla nas obojga, ja pewnie trochę się ponaciągam na siłowni, np. na wiosełkach, a o zabiegach upiększających to nie mam  bladego pojęcia.

A czy jest tu jakiś sklep z akcesoriami sportowymi, potrzebuję kostium kąpielowy - bo gdy byłam sto lat temu w Szczyrku  to był tu tylko jakiś wątły sklepik spożywczy i kiosk przy skrzyżowaniu dróg oraz schronisko PTTK, gdzie po obiad  stało się w kolejce. A poza tym chcemy gdzieś zjeść lunch stwierdziła Ewa.

Ojej, to rzeczywiście  musiała pani tu być bardzo dawno. Sporo jest sklepów w centrum i zapewne  zakupi  pani kostium. Z lunchem też  nie będzie  problemu. A gdy państwo wrócą, to pozwolę sobie pchnąć do państwa  masażystę, by się  zorientował co może państwu zaoferować z różnych zabiegów. Co prawda jeszcze nie  sezon, ale zaraz weekend i się goście zjeżdżają pomału, więc umieści państwa w  grafiku, byście  nie  czekali potem na  zabiegi. Zaraz  kolega państwa walizki dostarczy do pokoju, proszę się  z nimi nie męczyć. Proszę bardzo, tu jest państwa  klucz do pokoju. Gdy będą państwo wychodzić, to  prosimy by zostawiać klucz w recepcji. Mieliśmy się unowocześnić by zlikwidować  klucze, ale to jakoś się przeciąga w czasie. Zawsze  tu jest ktoś  z obsługi w służbowym  stroju, więc łatwo nas poznać. Mówię to każdemu, bo kiedyś mieliśmy nieprzyjemny przypadek - gość wychodząc z hotelu cisnął klucz na ladę, recepcjonista był w tym momencie  w lobby a ktoś widząc taką sytuację po prostu ten klucz  zabrał. Nie było potem wesoło,  wierzcie  mi państwo. I teraz gdy któryś z nas musi nawet na  minutę odejść, drugi musi być na recepcji a żeby nas nie pomylić z kimś spoza obsługi zafundowano nam te urocze  kamizelki.

Eee nie są takie złe, w sumie dość wesołe- pocieszyła recepcjonistę Ewa. Kamizelki były z satyny w pionowe żółte i czarne paski.

Pokój bardzo się Ewie podobał, był przestronny, oceniała go na 16 metrów kwadratowych. Widok z niego również był niezły. Dołem płynęła rzeczka Żylica, w której nie jeden raz brodziła, wzdłuż niej był odnowiony całkiem deptak spacerowy a Ewa wciąż miała przed oczami widok z tamtych lat- rozlatująca się  skocznia  na Skalitem, na którą raz się wdrapała do wysokości , na której wtedy stała chyba wieża sędziowska, rozlatująca się tak samo jak prowadzące do niej schodki. Tylko zejść było 100 razy trudniej. Gdy stamtąd  zeszła była mokra z wrażenia. Teraz był kompleks  trzech skoczni, całość  została po prostu przebudowana. 

W ogóle zaskoczył ją całkowicie widok  Szczyrku. Miejscowość była usytuowana na zboczach dość głębokiej V dolinki. Życie  skupiało się wzdłuż przebiegającej  dnem doliny szosy. Wtedy na zboczach stały nieliczne  zabudowania, rozdzielone kawałkami poletek uprawnych.  Brzegi Żylicy były zarośnięte  trawą i rosły tam  duże kępy łoziny, czasem ktoś tam wypasał krowy. Oprócz kęp łoziny królowały całe poletka dorodnych pokrzyw.  Było zero atrakcji, no może tylko ta, że Żylica była płyciutka, miała  jak każda górska rzeka  kamieniste dno i Ewa zbierała kamyki  z dna- chyba tylko po to, żeby za chwilę z powrotem wróciły do rzeki. A teraz, deptak nad  Żylicą jest bardzo ładnym  miejscem spacerowym, a pokracznych  krzaków  łoziny już nie ma. I brzeg rzeki dochodzący do zbocza góry był teraz  Parkiem  Krajobrazowym, o  czym informowała tablica.

Ucywilizował się  Szczyrk, wyrosło masę przeróżnych domów wczasowych  wabiących turystów i  zimą i latem. Jedne były w gestii prywatnych właścicieli, inne w gestii znanych firm turystycznych. No pełna kultura- pomyślała Ewa. Tylko, że teraz to jest właściwie coś jak  Zakopane, a wtedy była to wiocha. Różne domy wczasowe chełpiły się teraz tym, że można do nich podjechać na  nartach. I zimą było tu teraz pełno wyciągów  narciarskich- w końcu nie  każdy był na tyle doświadczonym narciarzem by zjeżdżać ze Skrzycznego i do szczęścia wystarczało mu zjeżdżanie ze znacznie  mniejszego stoku. A z tego co pamiętała to wszyscy uważali trasy zjazdowe ze Skrzycznego za "wymagające", bo można było nagle  znaleźć się na drzewie. Zupełnie  nie mogła poznać teraz Szczyrku - wtedy praktycznie  nie było tu ulic. W głębi duszy była rozczarowana- wolałaby gdyby tu było mniej tego wszystkiego. Co za szczęście, że to jeszcze nie sezon urlopowy- powiedziała do Roberta. 

Właściwie tak, ale tam gdzie jest nasz hotel jest jeszcze   trochę przestrzeni. Podejrzewam, że w weekendy jest tu też tłoczno bez względu  na porę roku - zapewne Śląsk tu przyjeżdża-stwierdził Robert. Zawsze tu Śląsk przyjeżdżał - powiedziała Ewa. Tylko teraz zapewne przyjeżdża własnymi  samochodami, a  kiedyś przyjeżdżali zakładowymi  autokarami. 

I to była  "kara  boska", jak mówiła mamcia. Przywożono ich autokarami w soboty po  pracy. W każdym  autokarze była olbrzymia  beka piwa, rozstawiali nad Żylicą  stoły, które ze sobą przywozili i balowali. Niektórzy to już w drodze pili i często  ich z autokarów wynoszono, bo sami nie byli w stanie wyjść. Pamiętam, że w soboty  i niedziele to albo wcześnie  rano gdzieś szliśmy  na wycieczkę albo nie wolno  było nam wyjść  z ogrodu przydomowego.  Mamcia i jej   siostra przyrodnia rozsiadały się wtedy w ogrodzie i nas pilnowały. A my wyłyśmy z nudów. A w poniedziałki  nie wolno nam było wchodzić do Żylicy, bo były tam potłuczone butelki, które klnąc w głos wybierali  letnicy. I wiesz, wtedy jeszcze nie znałam Zakopanego i Tatr i wszystkie okoliczne  górki uważałam za niezmiernie wysokie i dalekie. 

W sumie  to byłam w Szczyrku ze trzy razy, niestety ostatni raz to aż całe  dwa miesiące  wakacji. Na szczęście na ten ostatni pobyt  byłam dobrze zaopatrzona w książki i czas spędzałam głównie na leżaku w ogrodzie czytając.I wtedy byłam pierwszy raz na randce z chłopakiem. On był po liceum,  a ja właśnie skończyłam pierwszą  licealną. Nie  podobał  mi się, bo był jasnym blondynem, ale jak mówią  " na bezrybiu i rak ryba",  imponowało mi, że on właśnie  szedł na studia. A poza tym to był jakoś dobrze wychowany, bo zawsze się pytał  mamci, czy  może mnie  zabrać na spacer i pytał o której mam być w domu. Ale jakoś nie pytał się mamci czy może  mnie  całować, więc  mu  to wypomniałam i się  skutecznie obraził.

Lunch zjedli w barze restauracyjnym u stóp Skrzycznego. Przez  moment zastanawiali się, czy nie pojechać wyciągiem  na Skrzyczne,  ale  akurat była jakaś przerwa, więc  zrezygnowali.  Ewa kupiła dla siebie kostium, chociaż nie mogła stwierdzić z ręką na sercu, że się jej podobał, ale był lepszy od tego który miała w walizce, bo był na ramiączkach a nie na "chomącie"  na karku. Za to kolor pasował do oczu Roberta - ten sam odcień  niebieskiego. Dokupili też ręczników  frotowych, by swobodnie  korzystać z sauny infrared. Każdy seans w tej saunie  wymagał korzystania z trzech ręczników- jeden musiał być pod stopami, na drugim się  siedziało a trzecim ocierało się pot z ciała. Ręczników wzięli 10 sztuk- 5 białych i pięć granatowych.

 Gdy wrócili do hotelu  recepcjonista spytał, czy  za około pół godziny  może ich nawiedzić masażysta i omówić z nimi plan ich odnowy biologicznej.

Gdy wrócili do pokoju z przyjemnością odnotowali fakt, że na stoliku stały dwie  butelki wody  mineralnej lekko gazowanej a w  wazonie stojącym na biurku były trzy czerwone  róże.

W kwadrans później rozległo się pukanie do drzwi  i na Roberta "proszę wejść" do pokoju wszedł młody, trzydziestoparoletni dobrze  zbudowany mężczyzna, jak odnotowała  kobieca  natura Ewy - "niezłe ciacho". Ciacho witając się z Ewa kulturalnie ograniczył się do uścisku ręki a do Roberta rzekł- nawet w snach nie podejrzewałem, że pan profesor  będzie  kiedykolwiek  moim pacjentem. Jestem Wojciech K., absolwent Konstancina. Gdy tylko dostałem państwa  dane z recepcji pozwoliłem sobie sprawdzić w sieci czy aby  to nie pan profesor jest naszym gościem.

                                                                    c.d.n.













poniedziałek, 21 lutego 2022

Ryzykantka - 23

 Robert aż pobladł - nie dobijaj  mnie - gdy  mi z jakiegokolwiek powodu  źle, to marzę bym mógł być wielkości twojej szminki do ust byś mnie  mogła schować w swojej kieszeni. Wszystko we mnie  żebrze przytul  mnie, nie patrz na nikogo innego, bądź tylko ze mną i dla mnie, a ty mi mówisz, że mogę sam jechać. Nie mogę jechać  sam. I jeśli podejmiemy decyzję , że wyjedziemy z Polski to nie pojadę  sam nawet tylko miesiąc  wcześniej. Masz rację, to co usłyszałem od Pawła wykończyło mnie, bo nagle okazało się, że byłem podłym egoistą.  Nie chciałem przejrzeć na oczy- wygodniej było   wychodzić z  założenia, że  dziecku matka  bardziej potrzebna  niż ojciec.

Odkąd Paweł jest  z nami jest to dla mnie  czyściec - z jednej strony wciąż odkrywam jak bardzo wiele cech ma  moich, zachwycam się jego intelektem a jednocześnie cały czas mam tę świadomość, jaki byłem przez tyle lat ślepy i głuchy, a właściwie podły. A na dodatek on mnie  kocha, a ja  mam świadomość, że nie zasługuję na jego miłość.

Ewa przytuliła Roberta i powiedziała - w życiu  tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak "zasłużyć na miłość". Gdyby rozpatrywać każdy jeden przypadek to okazałoby się,  że nikt z nas nie  zasługuje na miłość. Można  zasłużyć na  szacunek, na podziw, ale nie na miłość. Awanturnicy, dranie a nawet mordercy są przez kogoś kochani. Ktoś kiedyś powiedział, że miłość to wielce nielogiczne uczucie. Tym bardziej, że często zdajemy sobie  sprawę, że osoba którą kochamy w oczach innych jest zwykłym draniem i na pewno tego uczucia  nie jest warta.  Ale pomimo tego  darzymy ją uczuciem. To tyle w  kwestii uczuć. 

Przestań grzebać w ranie - było, minęło. Teraz jest z tobą twój syn, który jest naprawdę bardzo wartościowym człowiekiem, który wybrał ciebie a nie swą porąbaną  rodzicielkę. Przyjmij od losu ten dar, kochaj go i traktuj to uczucie, którym on cię darzy normalnie. Mamy teraz dziecko - mówię mamy, choć go przecież nie urodziłam a ktoś mógłby powiedzieć, że nie mam prawa uważać go za swoje dziecko bo nie wyszedł z mojego brzucha i nie zasługuję na to, by on mnie pokochał. Kochamy się, ty i ja, a znaliśmy się bajecznie krótko - czy w tym przypadku możesz powiedzieć że któreś z nas nie  zasługuje na miłość? 

Z tego co wiem, to szef twojej kliniki to mądry facet i gdy mu powiesz, że przez te  dwa tygodnie   nie zdołałeś jeszcze się "odrestaurować" i stanąć na wysokości zadania z pewnością powie, żebyś wziął tyle urlopu, ile  ci potrzeba żeby dojść do siebie. To że masz w tej chwili w sumie 7 tygodni urlopu jest dowodem na to, że jesteś po prostu przepracowany. W końcu chirurgia ortopedyczna to nie jest  łowienie   rybek w  akwarium. Poradzi sobie, znajdzie zastępstwo za te pieniądze. Nie martw się o finanse, wiesz, ile mam na koncie walutowym i złotówkowym. Jeśli cię nowy wygryzie to wyjedziemy stąd  bardzo szybko, albo zmienisz klinikę na konkurencyjną a jestem pewna, że szef o tym wie i nie urządza go to byś stąd odszedł. Bo jesteś znany. W najgorszym  razie możemy sprzedać oba mieszkania, albo oba wynajmować,wszak mamy dom. Paweł też jest  zabezpieczony finansowo. Przez czas naszej nieobecności Paweł sobie świetnie poradzi, on już doszedł do siebie po tych wszystkich   zmianach w jego życiu. A moi rodzice na szczęście  całkiem dobrze jeszcze  funkcjonują. Mamcia się trochę przez ten  wyjazd na Słowację ucywilizowała i nie  sądzę by sprawili Pawłowi jakiś  kłopot. On poczuje się ważny i doroślejszy, bo będzie  dbał o  nich, a oni będą bardzo uważać na to co robią, żeby mu nie sprawić  kłopotu. A ja jestem  dumna, że  Paweł uznał mnie za matkę i tak mnie nazywa i traktuje. I ten urlop rodzinny bardzo dobrze na niego wpłynął. Był jakby przypieczętowaniem tej zmiany, która  nastąpiła w jego życiu.

Gdy wczoraj mnie poprosił  "mamo, zobacz co mnie  tak za uchem swędzi" omal nie padłam z zachwytu- pierwszy raz poprosił o coś tak osobistego- tak właśnie  dziecko traktuje  własną matkę. Bez względu na to ile samo ma lat.

Gdy wyjedziemy to przecież będziemy  z nimi wciąż w kontakcie - telefony dobrze działają- skoro kilka lat wcześniej był tam  zasięg to i teraz  będzie. A ja tam byłam z 3 trzema naszymi na kursokonferencji dot. budownictwa jednorodzinnego. Ten ośrodek jest czynny cały rok właśnie  dzięki takim imprezom.

W jednym budynku są pokoje i na dole  sala konferencyjna, w  drugim budynku sala restauracyjna, wieczorem  zamieniająca się  w klub-kawiarnię,  nawet  można wino  zamówić. Nad  samym  jeziorem są  domki  campingowe, ale te pokoje  hotelowe są lepsze. A jeśli będzie  wszystko zajęte to poproszę o   adresy kwater prywatnych.

Otwierasz  okno i masz leśne powietrze w pokoju. Dobrze, że są siatki w oknach bo inaczej by człowieka komary zeżarły, bo jezioro,  całkiem spore jest tuż, tuż. Musimy tylko kupić przed wyjazdem  Autan- bez niego każdy spacer będzie udręką. Niestety  komarów tam nie brak.Byliśmy ta w upalne, sucho lato i też ich było pełno, ale  Autan świetnie nas chronił.

Albo możemy  pojechać w ciemno, w Bory Tucholskie do Tlenia bo zawsze gdzieś miejsce  załapiemy, bo to jeszcze  nie wakacje.  Możemy sobie  postawić Hotel ze SPA, wziąć trochę masaży, jednym  słowem zrelaksować się. To ci powinno dobrze  zrobić. Poza tym już samym relaksem będzie to, że musimy zadbać tylko o siebie a nie o tych co  są z nami. A ponieważ jesteśmy małżeństwem to będziemy mieć  wszystkie  zabiegi razem. Popływamy sobie w baseniku, poleniuchujemy na  całego. Połazimy po lesie, tam są fajne, szerokie  drogi  w lesie i można iść i iść kilometrami.  Można też będzie  wziąć kajak  albo pychówkę i popływać. Można też wziąć  malutką żaglówkę, do której nie  trzeba  mieć patentu sternika, bo ona jest  na  moje oko wielkości niepełnowymiarowej wanny. Co prawda  wcale nie jest łatwo  nią pływać- taka  balia z  żagielkiem.  Gdy byłam w  Tleniu to jeszcze tego hotelu ze SPA  nie było, ale wiem od koleżanki, która rok w rok tam jeździ, że powstał i nosi ksywkę "wiejskie SPA" ale nie pamiętam nazwy  samego  hotelu, jakaś ekskluzywna. Znajdę w necie. Byłam w  Tleniu przejazdem z byłym bo wtedy byliśmy w Osiu i zwiedzaliśmy okolicę. I szukaliśmy jakiejś kawiarni, bo mu się  ciasta  zachciało. Akceptujesz? No jasne, akceptuję wszystko co sobie  zażyczysz. Zupełnie nie wiem jak ja mogłem żyć na tym świecie  bez ciebie? Ewa roześmiała się - wierze ci na słowo.Ale chciałabym byśmy pojechali tam, gdzie ty chcesz, przecież gdzieś jeździłeś na urlopy. Robert skrzywił się - rzadko jeździłem bo byłem sam a gdy jednej  zaproponowałem wyjazd nad  jakieś jezioro, gdzie byłaby cisza i spokój to więcej do mnie  nie  zadzwoniła.

No dobrze- Ewa usadowiła się  na  kolanach Roberta - no to pomyślmy - powiedz co wolisz- wyjazd nad morze, nad jezioro czy w góry, ale bez łażenia na długie  wyrypy?  Jesteś okropna- stwierdził Robert- gdy  mi siedzisz na  kolanach to nie umiem myśleć. Umiesz, umiesz- myśl, w nagrodę za myślenie będą pieszczotki- przekonywała go Ewa. No to co wolisz?  Góry. Dobrze, zapamiętuję, że góry. A to muszą być Tatry czy może jakieś inne, nie tak wysokie, np. któraś część Beskidów?  A może Bieszczady?

Mogą być Beskidy, nigdy jeszcze nie byłem w Beskidach. To może w takim razie pojedźmy do Szczyrku. Byłam tam w latach szkolnych. Od tego czasu  podobno bardzo się ucywilizował. Chcesz mieszkać na prywatnej kwaterze czy w pensjonacie z wyżywieniem? 

W niedużym pensjonacie, z wyżywieniem. Dobrze, mądry z ciebie  chłopiec. Weźmiemy ze sobą worek upieczonej owsianki, żebym miała co jeść. Jeśli jeszcze funkcjonuje miejsce, w którym kiedyś mieszkałam, to był pensjonat Orbisu, to byłoby fajnie. Stał nad Żylicą, widoki  z okien ładne, dobrze  karmili, jak  zawsze w Orbisie. Pokoje z łazienkami. Można robić wycieczki w okolice będące w moich  możliwościach fizycznych, więc i ty je wytrzymasz. Poszukam czegoś z basenem i SPA, albo z jakąś fizjoterapią - stać nas na to. Ale dla mnie- stwierdził Robert - najlepszą fizjoterapią jest twój dotyk. Wiem o tym, kochanie i gwarantuję, że ci tego nie  zabraknie. Wpierw cię wymaca jakiś  specjalista od macania, potem ja się poznęcam nad tobą. No to jak? Mam to załatwiać? Ale może wpierw skontaktuj się ze swoim szefem, żebym wiedziała od kiedy i na jaki okres czasu.  

Dobrze, zaraz do niego zatelefonuję, bo jeśli się pokażę w szpitalu to zaraz  mnie  zgarną. Będę łgał, że jeszcze nie wróciłem bo nie czuję się na siłach. Pewnie  mnie  zeklnie, gdy mu powiem, że wezmę wszystkie zaległe dni, co daje 3  tygodnie. Pojedziemy tam na dwa tygodnie, ale ten trzeci tydzień przyda  mi się w Warszawie, na aklimatyzację. Masz rację, trzeba trochę pożyć własnym życiem a nie wciąż żyć życiem kliniki. To było dobre, gdy byłem sam. A on dobrze wie, że nie może mi odmówić wykorzystania  zaległego urlopu.

Rozmowa  Roberta z szefem bardzo rozśmieszyła Ewę, bo całość rozmowy Robert dał na pełną głośność. Padło kilka niecenzuralnych słów ze strony szefa, który na głos myślał. Ale gdy Robert wytoczył argument, że teraz już nie musi żyć samą pracą żeby nie  zwariować i że jeżeli nadal ma być czynnym chirurgiem to musi  naprawdę jeszcze się trochę zregenerować, bo jeśli nie to zostanie tylko i wyłącznie  diagnostą i będzie musiał sobie szef szukać nowego chirurga, "tylko pytanie, kto z  takim satrapą jak ty, mój kochany wytrzyma" - w odpowiedzi szef burknął- dobra, weź cały  zaległy urlop. Zgłoszę w kadrach, że jeszcze masz urlop, a ty wrzuć im  maila.  A tak nawiasem ty też jesteś  jako szef satrapą, tylko nieco  kulturalniejszym ode mnie.W końcu rozmowa przeszła na  bardziej prywatne tory i Robert  musiał obiecać, że po powrocie przedstawi swego szefa swojej żonie, którą widziało już 3/4 kliniki i profesor R. ale nie on. Gdy Robert powiedział, że jeśli chce  zobaczyć jego żonę to wystarczy by ruszył tyłek do gabinetu Roberta i usiadł na jego krześle, Ewa wybiegła z pokoju, żeby się swobodnie wyśmiać.

No ładnie, ładnie  sobie  porozmawialiście. A na tym zdjęciu, które tam umieściłeś to wyglądam  na przestraszoną faktem, że  żyję. Ale ja lubię to zdjęcie a poza tym to wcale nie wyglądasz na przestraszoną tylko na zastanawiającą się nad czymś. Wiesz, muszę przejrzeć zdjęcia i dać jakieś bardziej aktualne i najlepiej takie, na którym jesteśmy oboje, np. to ostatnie  z juniorem pod Kopcem Kościuszki. Co prawda widać na nim, że macam twą pierś, ale uważam, że wyglądamy na nim na  bardzo szczęśliwą rodzinę.  No bo jesteśmy przecież szczęśliwą rodziną, a że tobie jakoś  zawsze ręka  ląduje na  mojej  piersi już się przyzwyczaiłam - stwierdziła Ewa. Wyglądam na waszym tle niczym krewna Calineczki.

                                                                       c.d.n.