Spektakl opery Nabucco wywołał u Marty bardzo mieszane uczucia. Szalenie uboga scenografia nieco ją zbulwersowała. Chór przyodziany w bliżej nieokreślone "szaty" w kolorze niedopranych szmat do mycia podłóg wywołał na jej twarzy niesmak. Zamknęła oczy i postanowiła otworzyć je dopiero gdy będzie przerwa.
Na przerwie, po pierwszym akcie Marta powiedziała - to bardzo dobra pod względem ekonomicznym opera do wystawiania. Tanie dekoracje, tanie kostiumy bo nikt nie ma pojęcia jak ludzie się ubierali w czasach biblijnych, więc można zrobić założenie, że chodzili okryci jakimiś prostymi w kroju tuniko-płachtami a nie w złotem przetykanych szatach z aksamitu o skomplikowanym kroju. Tuzin lekko podbarwionych prześcieradeł i masz kostiumy dla zespołu. Jestem zielona jak szczypiorek na wiosnę w kwestiach historii biblijnych i gdybym nie zajrzała do sieci w życiu bym nie wpadła na to, że Nabucco to Nabuchonodozor i że był to władca babiloński, który sobie umyślił podbicie Izraelitów. Nabuchonodozorów to było aż czterech i ten biblijny to był z numerem II. Ale trzeba przyznać, że Verdi skomponował piękną muzykę i właściwie wypłynął na tej operze na szerokie wody i dopiero wtedy go zauważono i uznano. A tak w ogóle to podziwiam wszystkich kompozytorów tworzących muzykę do jakiegoś konkretnego tekstu. I tych, którzy słysząc jakąś melodię układają do niej tekst, który na dodatek ma sens - też podziwiam.
We wszystkich operach przeszkadzają mi recitativa acompagnato bo nie da się ukryć, że muzyka do tych momentów w operze nie jest niestety rzeczą porywającą. No a recitativo musi być, wszak trzeba jakoś treść widzowi przekazać, zwłaszcza, że nie każdy z widzów kupuje program, w którym zawsze jest podana treść opery. Z tym, że jeżeli śpiewacy śpiewają w języku włoskim a widz tego języka nie zna to nadal nie będzie wiedział "o co biega" na scenie. Ja często idę "na skróty" i na YT odsłuchuję tylko same arie. I jesteś jedynym chłopakiem z którym chodzę do opery. Wiem, że nie przepadasz za baletem bo "wygibasy" na scenie nie robią na tobie żadnego wrażenia, ale doceniasz muzykę baletową. I już się cieszę, że pójdziemy na balet "Romeo i Julia" z muzyką Czajkowskiego. "Jezioro łabędzie" jest znacznie częściej wystawiane niż "Romeo i Julia" i przeważnie oglądam je raz w roku, ale zdarzyło mi się obejrzeć je i dwa razy w jednym sezonie.
To może powinienem żałować, że nie jestem tancerzem w balecie - zaśmiał się Wojtek. Marta popatrzyła na niego bardzo uważnie i powiedziała - nie masz czego żałować, większość z nich jest gejami. Zachwycają na scenie swoim tańcem, niektórzy są bardzo urodziwi ale nawet ci bardzo męscy z wyglądu bywają o odmiennej orientacji a niektórzy już odeszli w niebyt z powodu załapania AIDS. To tak jakby było w naturze "coś za coś" - dostajesz od natury super talent i równocześnie jakąś skazę - różnisz się od innych facetów. Szymański, Gruca, Wilk - super utalentowani tancerze- oni się nawet nie ukrywali ze swą orientacją. Widziałam Wilka w balecie "Spartakus" - super facet. Koleżanki siostra miała kasetę z nagraniem jego występu w Teatrze Wielkim oraz kasetę z jego występów w zespole Bejarta. I już go nie ma, nie żyje.
Więc nie kombinuj, niczym koń pod górę kim mógłbyś być żeby mi imponować - cenię cię i bardzo lubię takiego jakim jesteś- doceń wreszcie sam siebie. Jesteś moim jedynym przyjacielem, wiesz o mnie nawet więcej niż mój tata. Chodź, wracamy na miejsce. Gdy usiedli koło taty, który nie wyszedł na przerwę Marta wygrzebała ze swej torebki trzy malutkie tabliczki gorzkiej czekolady i każde z nich miało jedną mini tabliczkę równą wielkości dwóch małych kosteczek z regularnej tabliczki czekolady.
Po spektaklu tata stwierdził, że po takim długim siedzeniu dobrze im zrobi trochę ruchu, więc zamiast już wsiadać do samochodu przespacerują się dookoła teatru co sprawi, że nie będą się wygrzebywać w ślimaczym tempie z parkingu, a nim spacerkiem okrążą Teatr Wielki to zrobi się luz na parkingu. Tata też był zaskoczony minimalistyczną "oprawą" spektaklu i stwierdził, że chyba nawet wtedy można było po ubiorze odróżnić status człowieka, a tu przecież byli również urzędnicy dworscy, a Marta się śmiała, że ci dworscy notable mieli po prostu zapewne nieco czyściejsze szmaty na sobie.
Wojtek po drodze "zaćwierkał", że on wysiądzie wcześniej i wróci już do siebie, ale tata powiedział, że pojedzie do domu dopiero po kolacji. No ale ja nie mogę być cały czas na waszym wyżywieniu- protestował Wojtek. Możesz dziecino, możesz, nie chciałeś przyjąć zwrotu za bilety, to musisz w takim razie przecierpieć u nas kolację - stwierdził tata. Na kolację są dziś racuszki z jagodami, powędrują tylko na chwilę do mikrofalówki bo jednak są smaczniejsze na ciepło. I weź pod uwagę, że to jagody własnoręcznie zbierane przez Martę. I żebyś się lepiej poczuł to własnoręcznie wymieszasz jagody z ubitą śmietaną, którą również sam ubijesz.
Gdy już byli po kolacji nadszedł do Wojtka sms od ojca, że przyjadą w najbliższą sobotę do Warszawy bo w niedzielę i poniedziałek musi być na jakiejś międzynarodowej konferencji i że będą nocować w hotelu, bo już mu firma zarezerwowała pokój. No to odwołaj rezerwację - stwierdził tata, który zaraz się połączył z Wiesławem- możecie przecież nocować u nas. Nie da się, bo jedzie też kierownictwo i na pewno po tej konferencji będę uziemiony przez szefa. A kiedy macie tę imprezę? No w niedzielę i poniedziałek wyjaśnił Wiesław. No ale w takim razie niech ciocia u nas nocuje - podpowiedziała Marta- z nią to chyba szef wujka nie będzie chciał służbowo konferować. Podpowiedź uznano za przejaw geniuszu Martusi i Wojtek miał odebrać swą mamę z hotelu w niedzielę o 10,00 rano , a jego ojciec po prostu zostanie w hotelu.
Wiadomość o przyjeździe rodziców dziwnym trafem nie uradowała Wojtka co było tak wyraźnie widoczne, że aż Marta zapytała czemu tak nagle popsuł mu się humor. No bo miałem już ułożony plan na weekend a tak to nic z tego nie wyjdzie. Chciałem byśmy pojechali do Zegrza i wypożyczyli motorówkę i sobie we dwójkę popływali a tak to nic z tego. Chciałem z tobą pobyć a nie z całą rodziną. No ale do Zegrza to możemy pojechać razem z rodzicami, na plaży może posiedzieć twoja mama z moim tatą a my możemy wziąć łódkę i pływać. A ty masz patenty na motorówkę? Mam - i na motorówkę i na żaglówkę.
Wiesz - w weekendy to zawsze na Zegrzu są regaty i trochę ciężko się wtedy pływa. Poza tym jak będzie duże słońce to się okrutnie spieczemy, bo na motorówce to jeszcze dochodzi wiatr. Ja już to raz przećwiczyłam - spiekłam się tak, że miałam kłopot by wrócić do Warszawy, bo musiałam się przecież ubrać, bo nawet w samochodzie byłoby dziwnie siedzieć w bikini a byłam spieczona ze wszystkich stron. Dopóki byłam na łodzi to nic nie czułam, nawet mi było chłodnawo a gdy się po powrocie zobaczyłam w lustrze to omal nie padłam trupem. Byłam w kolorku wiśniowym. Więc może lepiej będzie jeśli sobie po prostu powędrujemy trochę brzegiem i niekoniecznie cały czas w słońcu. I weźmiemy na taki spacer czapki z dużym daszkiem i jakieś "okrywki" by narzucić na ramiona. Nasi posiedzą na leżakach a my się trochę powłóczymy. Weź poprawkę na to, że oni oboje nieco się za tobą stęsknili i będziesz z nimi musiał spędzić trochę czasu. Za tobą też się stęsknili - pocieszył ją Wojtek. Gdy wtedy u nas byłaś to po twoim wyjeździe na przemian mówili, że szkoda , że już wyjechałaś. A ty się pewnie wściekałeś gdy to słyszałeś - powiedziała Marta. A ja ?- ja myślałem tak samo -wyjaśnił Wojtek. I dlatego wróciłem do Polski.
Martusiu - ja cię po prostu kocham i mam nadzieję, że ty mnie też kiedyś pokochasz. Obmyślałem sto razy jak mam ci to powiedzieć, żeby było ładnie i miło a wyszło jak wyszło. Miały być kwiaty, piękne okoliczności przyrody a stoję w waszej kuchni i dukam - z uśmiechem stwierdził Wojtek.
Marta przytuliła się do niego mówiąc - okoliczności przyrody mało ważne , kwiaty zwiędną, ważne to co czujemy. Jesteś dla mnie ważniejszy nawet od taty - to pewnie tak wygląda miłość. Ale zachowajmy to na razie tylko dla siebie. Nic i nikt nas nie pogania. Pobądźmy trochę w tym nowym etapie. Jestem absolutną "świeżynką" w tej nowej sytuacji - nie chodziłam z chłopakami, nikt mnie nie podrywał i ja nie chodziłam z koleżankami "na podryw". Gdy się rodzice rozwodzili wybrałam tatę, co wzbudziło zdumienie i w sądzie i u wielu znajomych. Tata mnie wprowadzał w okres dojrzewania, uczył jak się rozeznawać we własnych emocjach, wyjaśniał co się małolatom myli i tłumaczył, że słowo kocham wcale nie jest takie jednoznaczne, bo zależy od tego kto, w jakim wieku i w jakich okolicznościach je wypowiada.
Nigdy na mnie nie nakrzyczał, nawet gdy coś bezmyślnie zepsułam. Nauczył mnie bym zawsze mówiła prawdę i tego bym się nie wstydziła nigdy poprosić o pomoc jeśli sobie z czymś nie radzę. I zawsze mi przypominał, że jeżeli coś pomiędzy ludźmi się nie układa to bardzo rzadko jest to wina tylko jednej ze stron. W pewnym sensie on starał się bym wybaczyła matce, że na mnie wrzeszczała i nigdy nie miała dla mnie czasu. Rozszedł się z nią, bo ewidentnie go zdradziła a na dodatek ja jej wcale nie obchodziłam. Bo tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak instynkt macierzyński. Nie mówi się o tym głośno, ale jest wiele matek które wcale nie kochają swoich dzieci. Co zabawniejsze nie jest to tylko cecha ludzka- wiele zwierząt też porzuca swe młode i nie zawsze jest to tak, że stan zdrowia tego małego zwierzaka jest taki, że nie rokuje dobrze bo malec ma jakąś poważną wrodzoną wadę rozwojową i jego matka to wyczuwa.
Przyjaźnimy się od wielu lat, ale tak za wiele to o sobie wzajemnie nie wiemy. Nie wiem jak ty, ale ja snułam różne fantazje na twój temat, nawet wyobrażałam sobie że wyjedziemy gdzieś razem na wczasy, a nie mam nawet bladego pojęcia jak całujesz. Wiem co prawda, że fajnie jest być w twoich objęciach bo nie jeden raz mnie obejmowałeś tak po przyjacielsku. Jak widzisz jeśli jest tak jak mówisz, to mamy oboje mnóstwo do nadrobienia.
Wojtek ujął jej twarz w obie dłonie i zajrzał w oczy- też snułem i nadal snuję fantazje na twój temat i to takie, że potem tłukę się po mieszkaniu nie mogąc zasnąć. Masz rację, mamy mnóstwo zaległości do nadrobienia. Kiedy masz koniec semestru na tej swojej kosmetologii? Za tydzień mam ostatnie zaliczenie, a do licencjatu jeszcze dwa semestry i wtedy zdecyduję czy robię magisterkę czy zostanę na licencjacie. Bo wtedy to jeszcze dwa lata.
Strasznie długie te twoje studia - stwierdził Wojtek. Nooo, licencjat 3 lata bo to pierwszy stopień i jeszcze dwa lata na II stopień. Tylko rok krócej niż na medycynie na wydziale lekarskim no i po stopniu magistra już nie muszę robić specjalizacji, która czasem jest na medycynie równie wieloletnia jak podstawowy ogólny kierunek.
c.d.n.