Czas niebłaganie pomykał do przodu i ani się obejrzeli a Milenka już miała za sobą miesiąc życia, a Emilowi skończył się urlop. Bardzo był nieszczęśliwy, że musi wracać do pracy. Adela tłumaczyła mu, że sam przecież widzi, że mała jak na razie nie sprawia wiele kłopotu. Dobrze je, nie trzeba prać pieluch bo pampersy jej nie uczulają a jeśli Adela będzie chciała z nią pospacerować poza ogródkiem to rodzice pomogą jej w wyciągnięciu wózka przed dom. I, jak zna życie, to na pewno przynajmniej jedno z nich będzie jej na spacerze towarzyszyć. Ale na razie wystarcza małej spacer w wózku dookoła ogródka, zwłaszcza, że trawa jest skoszona i łatwo po niej toczyć wózek. A za dwa tygodnie już będą następne szczepienia, na których Adeli będzie towarzyszyć Helena. Po prostu Adela włoży małą do wózka i będzie spacer do i z przychodni.
Adela śmiała się, że z Emila to bardzo nietypowy tata- wszyscy tatusiowie, których zna to raczej nałogowo wyciekali z domu i z radością wracali do pracy, a nie narzekali, że ich cały dzień nie będzie w pobliżu dziecka. Adela przypomniała mu, że po szczepieniach Milenki powinna iść na kontrolę do swego ulubionego gina, więc niech Emil do niego zatelefonuje na prywatny numer kiedy mu pasuje żeby Adela przyjechała na wizytę. Znasz rozkład karmienia, może najlepiej byłoby około 19,00. Zostaniesz wtedy w domu z najedzonym dzieckiem. A ja podjadę do niego samochodem, żeby było szybciej. Ale ja też chcę się z nim spotkać- stwierdził Emil. Adela przyjrzała mu się - no to się spotkaj, ale wg mnie to nie zmieniłeś płci z tego powodu, że zostałeś ojcem. On mnie ma badać, czy po tym porodzie jest wszystko jak należy, czy nie ma jakichś anomalii po porodzie i ma mi przepisać tabletki, które można łykać przy karmieniu piersią. Jeśli bardzo chcesz to możemy jechać razem a do małej przyjdą na ten czas rodzice. Ona jest towarzyska, każdy kto do niej zagada już jest akceptowany. Szczepienia są równo za dwa tygodnie od dziś, dodaj do tego kilka dni, żeby nie było zaraz po dniu szczepienia, bo nigdy nie wiadomo jak dziecko zareaguje.
Musimy pomyśleć co po ustawowym macierzyńskim - oddajemy "pimpusię" do żłobka czy ja siedzę z nią w domu na bezpłatnym 36 miesięcznym wychowawczym? Bo to muszę zgłosić w kadrach nim mi się skończy macierzyński.
Adelko, ja byłbym najszczęśliwszy, gdyby ona jednak została te 36 miesięcy w domu, z tobą. Plany założenia kancelarii jednak nadal są. A jak wiesz środki na ten czas mamy. A potem- to co potem to zobaczymy po tych 36 miesiącach. W najgorszym wypadku nie będziesz rzecznikiem patentowym tylko mgr prawa. Arek przy Stasi nabiera wiatru w żagle. Dobrze mu ten związek zrobił. On uwielbia tych chłopaków, a oni coraz częściej mówią to niego "tata". Nie da się ukryć, że wszystkim dzieciom potrzebni są oboje rodzice.
Rodzice mówili, że w tym Powsinie to chłopcy byli niesamowicie grzeczni i posłuszni. Starszy wyliczył, że gdy Milenka będzie miała siedem lat, to on będzie miał 14 lat i będzie miał tylko rok do skończenia podstawówki. Zmartwił się trochę, że potem jeszcze cztery lata liceum lub 5 lat technikum (bo on chciałby samochody naprawiać). A ponieważ nasz tata opowiadał mu, że po liceum może pójść na studia, po których umiałby nie tylko naprawiać samochody ale opracowywać jakieś nowe samochody to młody stwierdził - no ale gdy ja te studia skończę to już będę stary. Na to ojciec zapytał się go czy Arek lub ja jesteśmy już starzy, no bo obaj już skończyliśmy dość dawno studia i tu Pawełka lekko zatkało. Więc mu ojciec powiedział, że człowiek jest stary dopiero wtedy, gdy jest na emeryturze.
Ojciec mi powiedział, że takich łachmytów jak biologiczny ojciec Pawełka i Piotra to powinno się do kamieniołomów zamykać, żeby tam pracowali. Bo to, że on jest alkoholikiem i przez to niemal bezmózgowcem to tylko jego wina. Nasi rodzice bardzo polubili Stasię, z jej rodzicami też się dobrze dogadują. A na ślubie to chłopcy zakładali obrączki Stasi i Arkowi. Oczywiście sprawa pozbawienia praw rodzicielskich ojca chłopców tkwi w sądzie rodzinnym, bo tam spraw więcej niż mrówek w lesie.
Wysłałem wczoraj do Zakopanego maila ze zdjęciem Milenki. W tym ekskluzywnym jej łóżeczku. A do doktora Z. zatelefonuję po godzinie 14,00. Bo z reguły do 14,00 to jest w szpitalu. A co byś dziś zjadła na lunch?
Nie wiem, może, jeśli jeszcze mamy to pierogi - albo z mięsem albo "ruskie". Boję się zjeść te z soczewicą, bo Milenka może dostać po nich wzdęcia albo kolki. To kolejna niedoróba w kwestii rozrodu. I coś mi się widzi, że poprzestaniemy na jedynaczce. Nie marzę o powtórnej ciąży i porodzie i atrakcjach związanych z karmieniem. Wystarczy mi tych atrakcji do końca życia. I tak nie jest źle, bo na szczęście Milenka zdrowa no i jedna, a nie np "pareczka". Gdy w pracy kolega opowiadał o swoich bliźniaczkach to myśmy się wszyscy zwijali ze śmiechu, a ten biedak był wiecznie bladozielony z niewyspania, bo smarkule spały na zmianę, jedna drugą budziła swym wrzaskiem. A gdy już były chodzące to trzeba było mieć oczy dookoła głowy, żeby je upilnować. No i każda co innego jadła. W dzień to do nich przychodzili jej rodzice, ale wieczorem i w nocy to byli z dzieciakami sami. Spotkałam go kiedyś na mieście i poszliśmy na kawę, te jego dziewczynki to już były w wieku przedszkolnym, miały po 5 lat i nadal były "upiornymi bachorami" jego zdaniem. Najlepsze, że wtedy były to dopiero początki USG i tych co potrafili we właściwy sposób zinterpretować to co widać na ekranie to było niewielu i ciągle były jakieś niespodzianki. No i nie było jeszcze aparatów USG wzbogaconych o badania prenatalne. Po pierwszym badaniu pan doktor stwierdził, że ona ma wielowodzie, a na drugim, że to jedno, wielkie dziecko. Dopiero osłuchując jej brzuch wydedukował, że tam są dwa płody.
I chyba będzie najmądrzej gdy wezmę ten trzyletni wychowawczy. Bronek mówił, że po tym urlopie wychowawczym mogę spokojnie wrócić do nich. A może zrobię u Arka drugą aplikację? Zabawne, bo nawet Stasia mnie na to namawia. I stwierdziła, że jestem chyba jedyną kobietą, która bezkarnie może Arka obrugać i z której zdaniem się liczy, nie tylko w kwestiach zawodowych. I ponoć Arek uważa nas oboje za swoją rodzinę.
Emil uśmiechnął się - wiem, on mi zawsze zazdrościł, że mam takich spokojnych, wyważonych rodziców, że nikt na mnie nie wrzeszczy tylko dlatego, że akurat jest w złym humorze. Gdy byłem w Meksyku to rzadko do niego pisałem, ale gdy wróciłem to wszystko co było między nami wcześniej wróciło. Trochę się wściekałem gdy on się tak jakoś szybciutko do ciebie przywiązał. A teraz jest bardzo wdzięczny naszym rodzicom, że byli na jego ślubie. Adelko, a twoi rodzice wiedzą, że zostali dziadkami?
Nie mam pojęcia, ja ich nie informowałam o tym, że jestem w ciąży ani o tym, że urodziłam. Kochany, ja wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale ja ich nigdy nie interesowałam i uważam, że tak powinno zostać. Na wywiadówki do mojej szkoły to chodziła Helena. Poza tym matka ma do mnie żal, że mieszkanie Heleny było przepisane na mnie, a ja je sprzedałam, zamiast dać je rodzicom. Tłumaczyłam jak krowie na rowie, że to mieszkanie to ja przecież spłacałam w banku. Emil zaczął się śmiać- podoba mi się to powiedzenie "jak krowie na rowie", tylko nie wiem co można krowie na rowie tłumaczyć. Skąd ty znasz takie zabawne powiedzenie?
No wiesz, to jest z życia wzięte - co światlejsi gospodarze nie pozwalają się paść krowom w przydrożnym rowie, bo tam chyba jest najbardziej skażona trawa, ale z jakiegoś nieznanego mi powodu krowy bardzo chętnie tam się pasą. Raz całe wakacje byłam na wsi i tam doświadczałam uroków życia wiejskiego. Od tej pory skrzętnie omijałam wszelakie wsie i wczasy pod gruszą. Oczywiście wielce się wzbogaciła moja wiedza na różne tematy, bo wszędzie chodziłam z dziećmi gospodarzy. A miałam wtedy z 11 lat. Po raz pierwszy wtedy widziałam zaskrońca, widziałam jak się kryje klacz i krowę, jak się inseminuje maciorę. Musiałam chodzić z dziećmi gospodarzy na jagody i maliny i wtedy pierwszy raz byłam na grzybach. I dowiedziałam się, że "ludzie robią to samo co byk z krową i ogier z klaczą". Bardzo mnie to rozśmieszyło, bo wyobraziłam sobie moją matkę przywiązaną do słupa na podwórku, z wypiętym gołym tyłkiem i ojca w roli ogiera, oczywiście z penisem równie wielkim jak koński. Poza tym to te dzieciaki miały tam raczej trudne życie, bo musiały pomagać w gospodarstwie. Gdy opowiedziałam wszystko ze szczegółami Helenie to się biedna za głowę złapała i musiała się nieźle napracować by mi wszystko ułożyć w głowie we właściwy sposób. I od tej pory jeździłam z nią na urlopy lub bywałam na tzw. "półkoloniach".
Wiesz - może jestem głupia, ale dla mnie kariera zawodowa nigdy nie będzie ważna gdy już jest dziecko. Chcę byśmy dali dziecku to wszystko czego ja nie miałam - miłość, troskę, przekonanie że jest dla nas najważniejsze. Wiem, że teraz to mało modny model rodziny, ale mnie moda w ogóle mało obchodzi. Zarówno w sensie mody w branży odzieżowej jak i modny obecnie styl życia. Nie będę ci wciąż starała się pokazać, że umiem zrobić niemal to wszystko co ty, chcę być taką nieco niemodną kobietą która rozpieszcza męża i dziecko i nie wyrywa mężowi z ręki piłę czy młotek. I nie jeden raz usłyszysz ode mnie, że cię kocham, że jesteś dla mnie najważniejszy - ty i nasze dziecko. Mam tylko nadzieję, że wbrew temu co mówią jakieś dziwaczne poradniki nie rozbestwi to ciebie i nie pomyślisz, że w związku z tym możesz sobie chodzić "na boki".
Maleństwo, przecież ja bez ciebie nie umiem już żyć - wiesz o tym doskonale. Znasz wszystkie moje myśli. Mamy teraz naszą wspólną "ociupinkę" i będziemy teraz oboje dla niej jak najlepszymi rodzicami. Kocham cię tak samo mocno jak na początku, a właściwie to nawet bardziej. Wiem, że chociaż miałaś znieczulenie, to jednak zmęczył cię ten poród i pomimo tego do samego końca byłaś dzielna i pozwoliłaś bym był przy tobie. Kocham ciebie, kocham Milenkę i zrobię wszystko byście miały jak najlepsze życie. I wierz mi - dla mnie nie musisz być ani rzecznikiem patentowym ani adwokatem, nie musisz wcale robić kariery zawodowej bym cię kochał i podziwiał.
Te czułe rozmowy przerwało wibrowanie komórki Emila - sięgnął po komórkę i nim sam przeczytał pokazał Adeli - pod zdjęciem "dwóch rodzin zakopiańczyków" były gratulacje i życzenia, by "nowa taterniczka" rosła zdrowo bo śliczna to już jest! A Tomek ma obronę wyznaczoną na październik. I były pozdrowienia i uściski dla Heleny i Piotra.
Emil zerknął na zegarek - czas byśmy jednak zjedli te pierogi, może wrzucę je do mikrofalówki a nie do piekarnika? Oj tak, bo niedługo zapewne będę musiała karmić Milenkę. Emil jeszcze raz przytulił i ucałował żonę i poszedł do kuchni.
c.d.n.