poniedziałek, 13 czerwca 2022

Trudny wybór- 41

 W domu czekała na Adelę i Emila  zapiekanka makaronowa, którą  zjedli w czwórkę. Adela gdy  usiadła do  stołu zaczęła dopiero wtedy odczuwać  trudy tej  wycieczki. Była tak  zmęczona, że nie  miała  siły jeść. Zjadła mniej niż jedną  czwartą  swej porcji i odstawiła talerz mówiąc - nie mam  siły jeść chociaż mi bardzo  smakuje. Muszę jeszcze  zostawić  trochę  siły by wypić sporo, bo  za mało  dziś piłam, zaczynają mnie  chwytać kurcze w podbiciu stóp. Przeniosła  się na  kanapę i pomału piła  wodę z sokiem z  cytryny. Emil szybko zjadł i też  przeniósł  się na kanapę by pomasować  jej stopy. Ale Adela stwierdziła, że raczej  zrobi sobie kąpiel z olejkiem sosnowym i  w czasie kąpieli będzie  piła. 

Maleństwo,  a dlaczego nie piłaś w drodze, przecież mieliśmy  ze sobą picie?- dopytywał  się Emil.  Adela popatrzyła  na niego z politowaniem- po prostu  dlatego, że jak  się pije  to trzeba potem ten płyn  z siebie  wydalić,  a ja  bardzo nie lubię  sikać w krzakach. No ale przecież   było cały czas pusto,  nie musiałaś wchodzić  w jakieś  krzaczory.  Mileczku, ale za każdym razem muszę niestety w tym celu się co nieco  rozebrać. Zauważyłeś  chyba że  nie mam poręcznego wyposażenia do  sikania, a do tego  muszę ukucnąć  z gołą pupą w trawie, która nie jest skoszonym równiutko trawnikiem. No fakt, nie pomyślałem o tym. To pójdę i natoczę  ci wody, dobrze? 

Ciepła kąpiel z olejkiem sosnowym pomogły nieco Adeli. Po kąpieli siedziała w objęciach Emila  i lekko przysypiała, a on oglądał jakiś mecz tenisowy, co jakiś  czas podstawiając Adeli szklankę  z  piciem. Około 10,00 wieczorem Adela stwierdziła, że teraz to już by mogla  coś  zjeść, więc Emil odgrzał jej porcję zapiekanki. Gdy jadła powiedział - podziwiam  cię Maleństwo- zrobiliśmy  dziś około 20 a może i trochę ponad 20 kilometrów. Nieźle jak na takie  nieduże  stópki jak  twoje! I jak twój kontuzjowany paluszek, pokaż. A co on taki żółty- zdziwił się Emil. Adela  - uśmiechnęła  się - pewnie ma żółtaczkę od maści propolisowej. To świetna  maść, ma tylko jeden feler - kolorek dość paskudny,  a na dodatek dość trwały.

 Milek, ja już pójdę  spać, a ty? No przecież jasne, że ja też, muszę cię przecież do snu utulić. Utulona, wycałowana i wygłaskana  Adela przespała całą  noc  w objęciach Emila. 

Obudzili  się około 9 rano, Adela sprawdziła  czy ją już nic  nie boli i stwierdziła, że skoro pogoda nadal ładna, a ona w całkiem dobrej kondycji, to nie ma co się lenić i trzeba się gdzieś wybrać. A ponieważ już o 9 rano były 24 stopnie, to mogą się wybrać do Doliny Olczyskiej. Oczywiście będzie  fajnie, jeżeli i  rodzice  z nimi  się wybiorą.  Nie będzie tam z całą pewnością tłumów, wezmą swój turystyczny koc z impregnowanym spodem i będzie  się można trochę poopalać. Od razu, póki "świeżo  w głowie" Adela  naszykowała koc i słoik kremu i dwie cienkie czapeczki bawełniane  z  daszkiem, żeby osłonić  głowy od  słońca. W czasie  śniadania rodzice podjęli decyzję, że chętnie  wybiorą  się wraz  z nimi, więc wezmą samochód, podjadą na Jaszczurówkę skąd  się  zaczyna  szlak do Doliny Olczyskiej a samochód  zostawią na parkingu w pobliżu kaplicy.  Na hasło "poopalamy  się trochę" obaj panowie zrobili dziwne  miny, no ale jedyne  co mogli zrobić to zostać  w domu i wypuścić  swe panie by same wędrowały Doliną Olczyską a potem same się opalały. Ale takie  rozwiązanie  żadnemu z nich  nie podobało się. Obaj dostatecznie  długo byli  sami, bo jak określał to Emil - nie lubili się  "rozdrabniać".

Dolina Olczyska jest świetna na  słoneczne  dni, bo droga biegnie cały  czas lasem, jej  dnem płynie potok, który się kilka  razy przekracza. Poza tym nie jest to wielokilometrowa  droga.  Blisko wejścia do Doliny zauważyli na jednym   z drzew tabliczkę z informacją, że w stojącej w pobliżu willi można skonsumować truskawki z bitą śmietaną. Panowie mieli ochotę by zaraz przeprowadzić  degustację,  ale Adela stwierdziła, że jeśli to będzie śmietana zbierana z mleka  od "prawdziwej krowy" a nie z mleka  z mleczarni, to lepiej by zjedli to tuż przed powrotem  do  domu, bo nie  wiadomo jak ich wątroby zniosą taką prawdziwą, wiejską, pełnotłustą  śmietanę, a  na Polanie  Pod  Kopieńcami nie ma toalet.

Zgodnie   z przewidywaniami Adeli na Polanie  pod  Kopieńcami nie było turystów. Nic  dziwnego, bo widokowo hala nie jest ciekawa, a Kopieńce nie są tak atrakcyjnymi  szczytami jak  Kościelec czy Granaty lub chociażby  Koszysta. Było cicho, pusto, nieco sennie i tylko brzęczały różne owady.  Adela  była tu  kiedyś  zimą i teraz  stwierdziła, że  zimą było tu znacznie   ładniej - zabytkowe  szałasy pasterskie były zasypane  śniegiem i nie było ich  wcale widać- wyglądały po prostu jak kopce śniegu. Było jeszcze  ciszej niż teraz, bo nie brzęczały jakiekolwiek owady. Po dwóch  godzinach plażowania  wszyscy mieli dosyć  słońca i podjęli decyzję o odwrocie. Niestety truskawek z bitą śmietaną już nie było - widać ten  punkt  był znany okolicznym wczasowiczom.

Wracając obejrzeli dokładnie kaplicę, którą  zaprojektował Witkiewicz, propagator  stylu  zakopiańskiego, którego był  gorącym orędownikiem.  Budowa kaplicy rozpoczęła  się w 1904 roku, a jej ukończenie i poświęcenie  w 1907 roku. Jest ona typowym przykładem stylu  zakopiańskiego, jej konstrukcja  zrębowa jest na wysokiej,  kamiennej podmurówce a dach  jest kryty  gontem.

Gdy oglądali ów obiekt  Adela stwierdziła - tacy ludzie  jak Witkiewicz powinni  żyć  wiecznie. Był po prostu niezwykłym człowiekiem o bardzo  wielu  zdolnościach. Był malarzem, rysownikiem,  fotografikiem, dramaturgiem, powieściopisarzem, filozofem, teoretykiem i krytykiem  sztuki. I w gruncie rzeczy bardzo nieszczęśliwym  człowiekiem, który widział i odczuwał  więcej niż inni. Więc nic  dziwnego, że często wpadał w stany  depresyjne. W wieku 54 lat popełnił  samobójstwo na wieść, że Armia Czerwona zaatakowała  zbrojnie  Polskę. Podoba  mi się jedna  z jego myśli, która  staje  się coraz  bardziej  aktualna. "W świecie, który staje  się  globalną  wioską szaleństwo jest  zaraźliwe i powszechne".

Niewiele  wiem o Witkiewiczu - stwierdził Emil, ale  zawsze  słyszałem, że tworzył pod  wpływem narkotyków.

A wiesz o tym, że wszystkie jego seanse narkotyczne odbywały  się pod kontrolą lekarską? Czy któryś z ćpunów ćpa pod kontrolą  lekarską? Owszem,  chciał się sam przekonać co człowiek odczuwa po różnych substancjach halucynogennych. A wiele jego dzieł powstawało właśnie  w okresie ścisłej  abstynencji nawet od  alkoholu a zwykłej kawie  lub herbacie  dorabiał sam Witkiewicz "wyrazu" zmieniając  jej nazwę na bardziej intrygującą.

Emil przyciągnął Adelę do siebie i wyszeptał jej do ucha - dobrze, że nie żyję z nim równolegle - nie miałbym zapewne  wtedy u  ciebie żadnych  szans - przewyższałby mnie o kilka głów.  Adela roześmiała  się - no jasne, był wysoki,  dobrze  zbudowany i  ciemnowłosy. Ale ty kochanie, też nietuzinkowo myślisz i zapewne  dlatego udało nam  się w sobie  wzajemnie  zakochać.

No ale nie umiem ani malować,  ani rysować, nie piszę powieści ani dramatów - brnął dalej Emil. Już nawet od konstrukcji odszedłem. No ale  robisz coś innego, jesteś po prostu  dobry w innej dziedzinie, o której Witkiewicz nie miał pojęcia. Umiesz niezwykle  jasno i  zrozumiale  formułować  swoje  myśli, a wbrew pozorom  to wcale nie jest łatwe w tekstach  stricte  technicznych, które mają służyć również osobom nie związanym zawodowym  doświadczeniem  z techniką. Dla mnie jesteś pod  każdym względem najlepszym facetem  pod  słońcem.

Gdy wsiadali do samochodu Emil zapytał - no to co teraz  robimy? Ja to bym chętnie  coś zjadła - stwierdziła Adela. O Boże - cud! cud! Moja żona  jest głodna! - stwierdził Emil.  Musimy  z tego  skorzystać! Jedziemy  w takim razie na jakiś przyzwoity  lunch. Gdzie, kochanie, chcesz  dziś jeść? Może w tym hotelu co jest niedaleko od naszej  kwatery? Oczywiście, możemy tam, jeśli i  rodzicom  to odpowiada. To ja jakąś pizzę dziś  zjem -stwierdził Emil. Strasznie dawno pizzy nie jadłem. Adela  roześmiała  się - jeszcze chwila a  dowiem  się, że przestałeś  zajadać  się pizzą od dnia  w którym   mnie przywiozłeś uprzejmie do pracy, bo  ci  apetyt odebrałam.  A skądże! już  wcześniej przestałem bo nie mogłem nigdzie   znaleźć dobrej pizzy. Mam wrażenie, że to kwestia mąki, w końcu najwięcej  w pizzy to jest  ciasta. Te na cienkim cieście  były twarde jak  karton, a te na grubym były szalenie mocno traktowane pieprzem. A jak wiesz nie jestem  amatorem tej przyprawy sypanej  bez umiaru. A ty Maleństwo kiedyś zrobiłaś coś,  co nazwałaś , że to jest  prawie  pizza i to było pyszne. Adela wpadła w głęboki namysł - a pamiętasz co było na wierzchu?  Pamiętam - paski szynki i kawałki ananasa. I to było świetne! 

No to wiem co to  było - to było ciasto z gotowanych kartofli. Wpierw podpiekłam samo  ciasto a potem dołożyłam  szynkę i osączone  plastry ananasa z puszki i ponownie wstawiłam  do  piekarnika. I naprawdę udało się nadspodziewanie   dobrze. Ktoś mi kiedyś mówił, że w Polsce  szkodzi  mu każde pieczywo, a we Włoszech zajada się tamtejszymi chlebami, bułkami i  nic mu nie jest. I ten ktoś wysnuł teorię, że to kwestia  mąki, a tak  dokładnie  warunków uprawy pszenicy. Prawdopodobnie u nas stosuje  się  zbyt dużo środków ochrony  roślin. A przecież  część tego paskudztwa wnika do roślin, które uprawiamy. 

Maleństwo, a zróbmy któregoś  dnia taką niby pizzę. Obiorę kartofle, ugotuję a ty potem mi powiesz co  dalej.

Adela pokiwała głową- nie ma problemu- ugotujemy  kartofle, potem je rozgnieciesz na miazgę, dodamy jajko całe i pianę z jednego jajka, upieczemy ten spód, a potem go jeszcze podpieczemy z  jakimi będziesz  chciał dodatkami. Ogólnie rzecz ujmując to gotowanie  nie jest takie  strasznie trudne - najważniejsze to  nauczyć się  gotować to co  domownicy  lubią.  A co lubiłeś z meksykańskiej  kuchni? 

Gdyby nie  walili  do  wszystkiego tej pasty fasolowej i tej  piekielnie  ostrej  papryki to pewnie  bym lubił wszystko. Bo zasadniczo to były fajne główne  składniki, czyli mięso  albo  mielone  albo drobno krojone, tylko piekielnie  dużo  chili walili w to wszystko.Pod  koniec pobytu to najczęściej jadłem bataty w różnej  postaci, na tortille to się już  patrzeć nie mogłem. No ale nasze  naleśniki jakoś zjadałeś bez problemu. Po pierwsze to nasze naleśniki a ich to są dwie różne  bajki, tamte są z mąki kukurydzianej z b. małą  domieszką mąki pszennej.  No i pod  koniec to sam  sobie gotowałem. Dusiłem kawałki kurczaka i dodawałem do tego różne warzywka. A jak byłem  głodny to się opychałem  słodyczami. Dziwnym trafem do ciasta  nie pchali chili. A ty Maleństwo gotujesz wszystko co lubię i  wszystko mi smakuje  co zrobisz. No i pamiętaj, że nie mam oporów by w kuchni coś podziałać.

                                                                 c.d.n.