W domu czekała na Adelę i Emila zapiekanka makaronowa, którą zjedli w czwórkę. Adela gdy usiadła do stołu zaczęła dopiero wtedy odczuwać trudy tej wycieczki. Była tak zmęczona, że nie miała siły jeść. Zjadła mniej niż jedną czwartą swej porcji i odstawiła talerz mówiąc - nie mam siły jeść chociaż mi bardzo smakuje. Muszę jeszcze zostawić trochę siły by wypić sporo, bo za mało dziś piłam, zaczynają mnie chwytać kurcze w podbiciu stóp. Przeniosła się na kanapę i pomału piła wodę z sokiem z cytryny. Emil szybko zjadł i też przeniósł się na kanapę by pomasować jej stopy. Ale Adela stwierdziła, że raczej zrobi sobie kąpiel z olejkiem sosnowym i w czasie kąpieli będzie piła.
Maleństwo, a dlaczego nie piłaś w drodze, przecież mieliśmy ze sobą picie?- dopytywał się Emil. Adela popatrzyła na niego z politowaniem- po prostu dlatego, że jak się pije to trzeba potem ten płyn z siebie wydalić, a ja bardzo nie lubię sikać w krzakach. No ale przecież było cały czas pusto, nie musiałaś wchodzić w jakieś krzaczory. Mileczku, ale za każdym razem muszę niestety w tym celu się co nieco rozebrać. Zauważyłeś chyba że nie mam poręcznego wyposażenia do sikania, a do tego muszę ukucnąć z gołą pupą w trawie, która nie jest skoszonym równiutko trawnikiem. No fakt, nie pomyślałem o tym. To pójdę i natoczę ci wody, dobrze?
Ciepła kąpiel z olejkiem sosnowym pomogły nieco Adeli. Po kąpieli siedziała w objęciach Emila i lekko przysypiała, a on oglądał jakiś mecz tenisowy, co jakiś czas podstawiając Adeli szklankę z piciem. Około 10,00 wieczorem Adela stwierdziła, że teraz to już by mogla coś zjeść, więc Emil odgrzał jej porcję zapiekanki. Gdy jadła powiedział - podziwiam cię Maleństwo- zrobiliśmy dziś około 20 a może i trochę ponad 20 kilometrów. Nieźle jak na takie nieduże stópki jak twoje! I jak twój kontuzjowany paluszek, pokaż. A co on taki żółty- zdziwił się Emil. Adela - uśmiechnęła się - pewnie ma żółtaczkę od maści propolisowej. To świetna maść, ma tylko jeden feler - kolorek dość paskudny, a na dodatek dość trwały.
Milek, ja już pójdę spać, a ty? No przecież jasne, że ja też, muszę cię przecież do snu utulić. Utulona, wycałowana i wygłaskana Adela przespała całą noc w objęciach Emila.
Obudzili się około 9 rano, Adela sprawdziła czy ją już nic nie boli i stwierdziła, że skoro pogoda nadal ładna, a ona w całkiem dobrej kondycji, to nie ma co się lenić i trzeba się gdzieś wybrać. A ponieważ już o 9 rano były 24 stopnie, to mogą się wybrać do Doliny Olczyskiej. Oczywiście będzie fajnie, jeżeli i rodzice z nimi się wybiorą. Nie będzie tam z całą pewnością tłumów, wezmą swój turystyczny koc z impregnowanym spodem i będzie się można trochę poopalać. Od razu, póki "świeżo w głowie" Adela naszykowała koc i słoik kremu i dwie cienkie czapeczki bawełniane z daszkiem, żeby osłonić głowy od słońca. W czasie śniadania rodzice podjęli decyzję, że chętnie wybiorą się wraz z nimi, więc wezmą samochód, podjadą na Jaszczurówkę skąd się zaczyna szlak do Doliny Olczyskiej a samochód zostawią na parkingu w pobliżu kaplicy. Na hasło "poopalamy się trochę" obaj panowie zrobili dziwne miny, no ale jedyne co mogli zrobić to zostać w domu i wypuścić swe panie by same wędrowały Doliną Olczyską a potem same się opalały. Ale takie rozwiązanie żadnemu z nich nie podobało się. Obaj dostatecznie długo byli sami, bo jak określał to Emil - nie lubili się "rozdrabniać".
Dolina Olczyska jest świetna na słoneczne dni, bo droga biegnie cały czas lasem, jej dnem płynie potok, który się kilka razy przekracza. Poza tym nie jest to wielokilometrowa droga. Blisko wejścia do Doliny zauważyli na jednym z drzew tabliczkę z informacją, że w stojącej w pobliżu willi można skonsumować truskawki z bitą śmietaną. Panowie mieli ochotę by zaraz przeprowadzić degustację, ale Adela stwierdziła, że jeśli to będzie śmietana zbierana z mleka od "prawdziwej krowy" a nie z mleka z mleczarni, to lepiej by zjedli to tuż przed powrotem do domu, bo nie wiadomo jak ich wątroby zniosą taką prawdziwą, wiejską, pełnotłustą śmietanę, a na Polanie Pod Kopieńcami nie ma toalet.
Zgodnie z przewidywaniami Adeli na Polanie pod Kopieńcami nie było turystów. Nic dziwnego, bo widokowo hala nie jest ciekawa, a Kopieńce nie są tak atrakcyjnymi szczytami jak Kościelec czy Granaty lub chociażby Koszysta. Było cicho, pusto, nieco sennie i tylko brzęczały różne owady. Adela była tu kiedyś zimą i teraz stwierdziła, że zimą było tu znacznie ładniej - zabytkowe szałasy pasterskie były zasypane śniegiem i nie było ich wcale widać- wyglądały po prostu jak kopce śniegu. Było jeszcze ciszej niż teraz, bo nie brzęczały jakiekolwiek owady. Po dwóch godzinach plażowania wszyscy mieli dosyć słońca i podjęli decyzję o odwrocie. Niestety truskawek z bitą śmietaną już nie było - widać ten punkt był znany okolicznym wczasowiczom.
Wracając obejrzeli dokładnie kaplicę, którą zaprojektował Witkiewicz, propagator stylu zakopiańskiego, którego był gorącym orędownikiem. Budowa kaplicy rozpoczęła się w 1904 roku, a jej ukończenie i poświęcenie w 1907 roku. Jest ona typowym przykładem stylu zakopiańskiego, jej konstrukcja zrębowa jest na wysokiej, kamiennej podmurówce a dach jest kryty gontem.
Gdy oglądali ów obiekt Adela stwierdziła - tacy ludzie jak Witkiewicz powinni żyć wiecznie. Był po prostu niezwykłym człowiekiem o bardzo wielu zdolnościach. Był malarzem, rysownikiem, fotografikiem, dramaturgiem, powieściopisarzem, filozofem, teoretykiem i krytykiem sztuki. I w gruncie rzeczy bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, który widział i odczuwał więcej niż inni. Więc nic dziwnego, że często wpadał w stany depresyjne. W wieku 54 lat popełnił samobójstwo na wieść, że Armia Czerwona zaatakowała zbrojnie Polskę. Podoba mi się jedna z jego myśli, która staje się coraz bardziej aktualna. "W świecie, który staje się globalną wioską szaleństwo jest zaraźliwe i powszechne".
Niewiele wiem o Witkiewiczu - stwierdził Emil, ale zawsze słyszałem, że tworzył pod wpływem narkotyków.
A wiesz o tym, że wszystkie jego seanse narkotyczne odbywały się pod kontrolą lekarską? Czy któryś z ćpunów ćpa pod kontrolą lekarską? Owszem, chciał się sam przekonać co człowiek odczuwa po różnych substancjach halucynogennych. A wiele jego dzieł powstawało właśnie w okresie ścisłej abstynencji nawet od alkoholu a zwykłej kawie lub herbacie dorabiał sam Witkiewicz "wyrazu" zmieniając jej nazwę na bardziej intrygującą.
Emil przyciągnął Adelę do siebie i wyszeptał jej do ucha - dobrze, że nie żyję z nim równolegle - nie miałbym zapewne wtedy u ciebie żadnych szans - przewyższałby mnie o kilka głów. Adela roześmiała się - no jasne, był wysoki, dobrze zbudowany i ciemnowłosy. Ale ty kochanie, też nietuzinkowo myślisz i zapewne dlatego udało nam się w sobie wzajemnie zakochać.
No ale nie umiem ani malować, ani rysować, nie piszę powieści ani dramatów - brnął dalej Emil. Już nawet od konstrukcji odszedłem. No ale robisz coś innego, jesteś po prostu dobry w innej dziedzinie, o której Witkiewicz nie miał pojęcia. Umiesz niezwykle jasno i zrozumiale formułować swoje myśli, a wbrew pozorom to wcale nie jest łatwe w tekstach stricte technicznych, które mają służyć również osobom nie związanym zawodowym doświadczeniem z techniką. Dla mnie jesteś pod każdym względem najlepszym facetem pod słońcem.
Gdy wsiadali do samochodu Emil zapytał - no to co teraz robimy? Ja to bym chętnie coś zjadła - stwierdziła Adela. O Boże - cud! cud! Moja żona jest głodna! - stwierdził Emil. Musimy z tego skorzystać! Jedziemy w takim razie na jakiś przyzwoity lunch. Gdzie, kochanie, chcesz dziś jeść? Może w tym hotelu co jest niedaleko od naszej kwatery? Oczywiście, możemy tam, jeśli i rodzicom to odpowiada. To ja jakąś pizzę dziś zjem -stwierdził Emil. Strasznie dawno pizzy nie jadłem. Adela roześmiała się - jeszcze chwila a dowiem się, że przestałeś zajadać się pizzą od dnia w którym mnie przywiozłeś uprzejmie do pracy, bo ci apetyt odebrałam. A skądże! już wcześniej przestałem bo nie mogłem nigdzie znaleźć dobrej pizzy. Mam wrażenie, że to kwestia mąki, w końcu najwięcej w pizzy to jest ciasta. Te na cienkim cieście były twarde jak karton, a te na grubym były szalenie mocno traktowane pieprzem. A jak wiesz nie jestem amatorem tej przyprawy sypanej bez umiaru. A ty Maleństwo kiedyś zrobiłaś coś, co nazwałaś , że to jest prawie pizza i to było pyszne. Adela wpadła w głęboki namysł - a pamiętasz co było na wierzchu? Pamiętam - paski szynki i kawałki ananasa. I to było świetne!
No to wiem co to było - to było ciasto z gotowanych kartofli. Wpierw podpiekłam samo ciasto a potem dołożyłam szynkę i osączone plastry ananasa z puszki i ponownie wstawiłam do piekarnika. I naprawdę udało się nadspodziewanie dobrze. Ktoś mi kiedyś mówił, że w Polsce szkodzi mu każde pieczywo, a we Włoszech zajada się tamtejszymi chlebami, bułkami i nic mu nie jest. I ten ktoś wysnuł teorię, że to kwestia mąki, a tak dokładnie warunków uprawy pszenicy. Prawdopodobnie u nas stosuje się zbyt dużo środków ochrony roślin. A przecież część tego paskudztwa wnika do roślin, które uprawiamy.
Maleństwo, a zróbmy któregoś dnia taką niby pizzę. Obiorę kartofle, ugotuję a ty potem mi powiesz co dalej.
Adela pokiwała głową- nie ma problemu- ugotujemy kartofle, potem je rozgnieciesz na miazgę, dodamy jajko całe i pianę z jednego jajka, upieczemy ten spód, a potem go jeszcze podpieczemy z jakimi będziesz chciał dodatkami. Ogólnie rzecz ujmując to gotowanie nie jest takie strasznie trudne - najważniejsze to nauczyć się gotować to co domownicy lubią. A co lubiłeś z meksykańskiej kuchni?
Gdyby nie walili do wszystkiego tej pasty fasolowej i tej piekielnie ostrej papryki to pewnie bym lubił wszystko. Bo zasadniczo to były fajne główne składniki, czyli mięso albo mielone albo drobno krojone, tylko piekielnie dużo chili walili w to wszystko.Pod koniec pobytu to najczęściej jadłem bataty w różnej postaci, na tortille to się już patrzeć nie mogłem. No ale nasze naleśniki jakoś zjadałeś bez problemu. Po pierwsze to nasze naleśniki a ich to są dwie różne bajki, tamte są z mąki kukurydzianej z b. małą domieszką mąki pszennej. No i pod koniec to sam sobie gotowałem. Dusiłem kawałki kurczaka i dodawałem do tego różne warzywka. A jak byłem głodny to się opychałem słodyczami. Dziwnym trafem do ciasta nie pchali chili. A ty Maleństwo gotujesz wszystko co lubię i wszystko mi smakuje co zrobisz. No i pamiętaj, że nie mam oporów by w kuchni coś podziałać.
c.d.n.