Zmiana w życiu zawodowym Roberta pomału zaczęła działać na jego korzyść. A na dodatek cała rodzina obchodziła się z Robertem jak z przysłowiowym jajkiem.
Z dobrych nowin najważniejsza dotyczyła pracy Weli - dostała propozycję podjęcia pracy w Instytucie Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego. Instytut należał do PAN i nie przyjmowano tam do pracy byle kogo, więc było jasne jak słońce, że dostrzeżono potencjał Weli. Pracę rozpoczynała od 2 maja. Paweł był zachwycony, podobnie Ewa i Robert.
Robert rozważał propozycję podjęcia regularnej pracy na Akademii Medycznej. Na szczęście miał nieco czasu na podjęcie ostatecznej decyzji. Poza tym nie było przeszkód by w obu miejscach pracował nie na pełnych etatach.
Czworołapy członek rodziny zaczął pobierać lekcje prawidłowego chodzenia na smyczy. Został wyposażony w skórzany kaganiec, który miał mu uniemożliwić "żerowanie" na spacerze. Jego smycz mogła rozciągnąć się do długości 5 metrów, ale można ją też było zablokować na pasującej do okoliczności długości.
Wieczorne spacery w 99 procentach realizowali Robert z Ewą. Poranne - dziadek, który wciąż wstawał o świcie. Przyuczono psa do czyszczenia mu łap po spacerze i pobycie w ogrodzie. Gdy padało musiał jeszcze znieść mycie brzuszka i suszenie suszarką.
Z uwagi na psa ogródek japoński doczekał się ogrodzenia, żeby pies nie podsikiwał ozdobnych iglaków. Jak orzekła Wela, pies miał dobre geny, był mądrutki i naprawdę grzeczny.Wszystkich domowników darzył taką samą miłością i wszystkich się słuchał. Najbardziej lubił gdy wszyscy byli w salonie, gdzie była jego budka. Jadł o tej samej porze co domownicy, miał swój kącik jadalny w aneksie jadalnym. A że jadł zawsze o tej samej porze co inni- nigdy nie dziadował przy stole. Noce spędzał w jadalni, w swojej budce.
Dorota i Zigi nieco znormalnieli - Zigi nagle zrozumiał, że najlepszym antidotum na "ciążowe dolegliwości" Doroty jest zapewnienie jej o swej ogromnej miłości i radości, że ona hoduje ich dzidziusia w brzuchu . Ewa przywiozła im od Aliny swego rodzaju biblię, czyli książkę angielskiego pediatry, Benjamina Spock'a "Dziecko i jego wychowanie". Do tego było dołączone zdjęcie nieużywanych nigdy niemowlęcych ciuszków, które powędrowały do kilku szpitali położniczych i Domów Małego Dziecka, bo nie doczekały się by Klony je nosiły- po prostu i oni i obie rodziny szaleli z zakupami i kupowali jak w transie. W książce była też kartka ze spisem rzeczy naprawdę koniecznych, druga ze spisem rzeczy ułatwiających pielęgnację dziecka i trzecia z wykazem rzeczy, które mogą być, ale tak naprawdę nie są konieczne. A ustnie Ewa miała przekazać, żeby Dorota nie dała w siebie wmówić, że tylko i jedynie mleko matki zapewni dziecku prawidłowy rozwój i niech nie znęca się nad sobą i dzieckiem, bo jakoś dzieci karmione butelką znacznie rzadziej cierpią na dolegliwość żołądkowe niż te karmione mlekiem matek. A Ewa dodała, że Klony są nieznośne głównie po swym tatusiu a nie po mleku "zastępczym".
Wyjaśniła się sprawa konkursu- po prostu niedoszkolony ewentualnie z lekka nieodpowiedzialny personel przesłał niewłaściwe materiały - coś tak, jakby ktoś planując rozbudowę fabryki słodyczy "Wawel" przysłał do projektanta zdjęcie nie fabryki ale zamku wawelskiego. Ot, taka nieduża pomyłka, bo choć konkurs rzeczywiście dotyczył Wenecji Euganejskiej, to akurat nie tego odcinka tej krainy. No cóż - powiedziała Ewa- Wenecja Euganejska to obszar od Dolomitów po Adriatyk i liczy 18 377 kilometrów kwadratowych, więc można się w tym pogubić i pomylić.
Robert mniej więcej raz dwa tygodnie przeglądał w swojej komórce numery telefonów, których nie odbierał, a które były pod opisem "OBCY". Wynalazł kilka, o których było wiadomo, że to różni reklamodawcy ale z niechęcią odnotował, że wielce uaktywniła się Harpia- telefonowała pod ten numer aż dziewięć razy. Poszedł "z tym fantem" do Pawła. Okazało się, że Harpia telefonowała też do Pawła. Raz odebrał , jak powiedział " z rozpędu" bo był czymś zajęty i nie spojrzał od kogo to telefon. Harpia dzwoniła do niego, żeby koniecznie podał jej swój numer PESEL, bo ona jest teraz właścicielką willi po panu dentyście i chce mu połowę willi teraz sprezentować jako darowiznę a na resztę zrobić zapis notarialny. Ale Paweł jej powiedział, że dziękuje i nie chce żadnej willi bo ma mieszkanie a na dodatek już ma zapisany w testamencie dom. Harpia usiłowała mu wmówić, że on musi wziąć spadek po niej, ale ją wyśmiał.Poza tym powiedział, że skoro nie wie co ma z tym spadkiem zrobić to niech sprzeda ten dom ewentualnie niech zamieni np . na dwa duże mieszkania lub trzy małe i będzie je wynajmować, co jej zapewni stały dopływ gotówki. Harpia się dopytywała też, czemu Robert nie odbiera nigdy telefonu, więc Paweł powiedział, że zapewne ona dzwoni na nigdy nie używaną przez Roberta komórkę. Chciała też by Paweł podał jej jakiś kontakt do Roberta, ale Paweł powiedział, że on tego na pewno nie zrobi, bo Robert nie życzy sobie z nią kontaktu. Ponieważ Harpia zapytała się, skąd on o tym wie, więc Paweł powiedział, że wie, bo się często widują.
Nooooo, ciekawe czemu ją ten dom tak przypieka, że chce się go jak najprędzej pozbyć - zastanawiał się głośno Robert. Z tego co mówiłeś przed opuszczeniem domu pana dentysty wynikało, że ten jego biznes nie był zbyt dochodowy, skoro nawet sprzątaczki ostatnio nie zatrudniali. Zapewne są jakieś niespłacone długi, które na nią spadły wraz ze spadkiem. Nic na to nie poradzimy, musi po prostu zapewne oddać dom za długi. To duża chałupa, niezła lokalizacja. Tak to bywa gdy ktoś chce sobie ułożyć życie cudzym kosztem. A gdybyś ty w tej chwili przejął jego połowę jako darowiznę, musiałbyś połowę ich długów spłacać. Przykro mi to mówić synku, ale po prostu trzeba się trzymać jak najdalej od tej pani. I nigdy nikomu nie podawaj swego nr PESEL przez telefon.
Tato, a nie zdenerwowałeś się tą sprawą? - nie synku. Za to pomyślałem, że mamy obaj szczęście, że trafiłem na Ewę i ona mnie i ciebie pokochała. Jeśli Harpia jeszcze raz do mnie zatelefonuje to odbiorę i powiem jej, że zgłoszę na policję, że mnie nęka swoimi telefonami, bo jakby nie było to jesteśmy dawno po rozwodzie. Ale nie wykluczone, że sobie kupię teraz smartfon i będę miał po prostu inny numer a tę komórkę po prostu zezłomuję a kartę po prostu zniszczę. Tylko sobie przepiszę wszystkie potrzebne mi kontakty i do niektórych wyślę swój nowy numer. Wiesz tata, masz bardzo dobry pomysł, ja chyba też tak zrobię. Mam na tej karcie całe kilometry telefonów osób, z którymi właściwie nie utrzymuję kontaktu -jeśli z kimś nie rozmawiam już dwa lata, to chyba mała szansa, że akurat teraz porozmawiam.
Tato, możemy sobie kupić ty, mama i ja taki rodzinny abonament, bo wtedy są jakieś zniżki. Tylko muszę sprawdzić u którego operatora, a ty namów na to mamę - dobrze? Razem ją synku namówimy- jeśli dowie się, że dzwoniła Harpia to sama zaraz zaproponuje nowe numery dla nas. Tylko się trzeba dobrze przyjrzeć tym polecanym okazjom.
Tato, a wiesz, że odkąd przestałeś wystawać przy stole operacyjnym to ci się wygładziła twarz i jakoś tak złagodniałeś. Tak jakby ci ubyło nieco lat. Zniknął z twej twarzy taki wyraz ponurej zaciekłości. Nawet Wela to zauważyła. Robert uśmiechnął się - po prostu teraz to co robię nie stresuje mnie. Co innego diagnozować, a co innego kroić człowieka i mieć świadomość, że można zupełnie niechcący coś spieprzyć i być może nie da się tego naprawić. Po prostu to co teraz robię zupełnie mnie nie stresuje.
A ostatni ogromny stres przeżyłem gdy kolega operował Ewę - ogromnie się bałem, że ten wyrostek trzaśnie lada sekundę. A gdy w czasie jej pobytu w klinice operowałem kilku pacjentów to dziękowałem losowi, że nie są to takie trudne przypadki jakim był przypadek Ewy. Wiesz, każdy pacjent jest ważny, ale gdy na stole widzisz własną żonę czy też inną osobę, którą szaleńczo kochasz - to istny koszmar. A doktor L. chyba chcąc nieco obniżyć mi poziom stresu kazał mi mówić co po kolei trzeba u Ewy zrobić.Wiedziałem i mówiłem i chyba dlatego tylko nie dostałem wtedy zawału. Musiałem się skupić na konkretach a nie na swej rozpaczy. Obaj byliśmy w ogromnym stresie. Tyle tylko, że on ma 36 lat a ja nieco więcej.
Wiesz Pawełku - zastanawiam się stale czy mam brać te wykłady, czy może lepiej dwa pół etaty - w tej klinice i w innej przychodni, która nie ma swojego szpitala, ale potrzebuje chirurga diagnostę. Telefonował nawet do mnie kolega, też z prywatnej przychodni. Wiesz, wieści się szybko rozchodzą. Sensacja - R.G. przestał operować! Ale przecież musi jeszcze do emerytury dotrwać, więc może diagnozować.
Ale ty tato, przecież coś tu jeszcze robisz - no tak, robię takie proste zabiegi ambulatoryjne, które mogę robić siedząc na taborecie i które się robi w znieczuleniu miejscowym. Zero satysfakcji.
Tata, ale dlaczego nie chcesz iść na uczelnię? Masz tytuł profesora, będziesz miał jakiegoś asystenta od prowadzenia papierków. Prowadząc wykład możesz stać, chodzić, siedzieć- teraz nowoczesność wkroczyła na wszystkie uczelnie- ty będziesz wyjaśniał i tłumaczył to co oni będą oglądać na filmie. Film możesz w każdej chwili zatrzymać, wrócić do jakiegoś fragmentu po raz drugi, coś bardziej wyeksponować powiększając. Bo przecież to ważne, żeby przyszły lekarz wiedział co i dlaczego ma robić akurat tak, a nie inaczej. Mogą z tobą podyskutować - to bardzo ważne. Bo przecież to, że sobie oglądną coś z teatru nad salą operacyjną to za mało, żeby dobrze pacjenta zoperować. A ty ,tato, umiesz dobrze tłumaczyć, nie plączesz się, mówisz jasno. Gdy ty studiowałeś nie było takich udogodnień, prawda? No nie, nie było. Pomyślę nad tym, przyrzekam. Paweł objął ojca i wyszeptał mu do ucha - kocham cię tato, naprawdę kocham.
Robert nie krył swego wzruszenia - przez wiele lat prześladowało go wielkie poczucie winy, że nie zawalczył o syna, że zostawił go z Harpią, wiedząc już doskonale, że nie jest to osoba odpowiednia do wychowywania dzieci. Mało tego - przez pierwsze kilka lat dzieciństwa Pawła miał żal do siebie, że uległ popędowi i że zaufał zupełnie nie wiadomo dlaczego, że to zbliżenie nie zaowocuje żadnymi skutkami. Fakt, że poprzednie przelotne romanse miał z odpowiedzialnymi dziewczynami, które wcale a wcale nie pragnęły stałego związku i dziecka, a jednocześnie nie stroniły od seksu. Znienawidził Harpię i niestety część tych złych emocji przeszła i na niczemu niewinne dziecko. I teraz wreszcie zdobył się na odwagę i to wszystko , swemu już dorosłemu synowi, opowiedział.
Wieczorem podczas cowieczornych wspólnych ablucji Robert powiedział Ewie o swej rozmowie z Pawłem, a Ewa odetchnęła głęboko mówiąc - nareszcie się naprawdę odnaleźliście. To cudowna wiadomość i ogromnie się cieszę.
c.d.n.