środa, 11 października 2023

Córeczka tatusia - 25

 Odnośnie wspólnych świąt Marta porozmawiała najpierw z Pati. Okazało się, że Pati też  planowała by święta  spędzili razem z "Wojtkami" i rodzicami  Wojtka, ale jeszcze  nie  rozmawiała na ten temat, bo przecież  dopiero za kilka  dni zacznie  się październik. Marta tłumaczyła  swój "pośpiech" tym, że woli jako pierwsza wyjść z propozycją, bo nie chce się jej  jechać  zimą do Grazu, bo ona na ogół  w grudniu to już musi się szykować  do sesji - to raz -  dwa mają wszak w domu zwierzątko  a wygodniej jest zimą nie  podróżować  ze  zwierzątkiem, zwłaszcza , że jechaliby raczej pociągiem, więc byłoby nieco problemu z piesem. Powiedziała też, że zamarzył się jej Sylwester w Operze, co prawda nie  będzie takiej  gali jak we Wiedniu, czyli nie będą wszyscy "goście" w eleganckich strojach spacerować i krążyć po sali w rytmie  walca, ale na pewno będzie jakaś dobrze  wystawiona opera i w antrakcie będzie  można wychylić kieliszek szampana (głównie panie, po panowie wszak będą "szoferować") a potem , po spektaklu spokojniutko wrócić do domu. Samo  Boże Narodzenie, czyli wigilia i obiady świąteczne oczywiście będą w domu. W  tym  czasie teściowie  mogą  mieszkać u  nich - jeśli jeszcze  sypiają w jednym pokoju to oni mogą im odstąpić  swoją sypialnię, ale nie będzie też problemu gdy sypiają w  różnych pokojach. Jakby nie  było są cztery pokoje i właściwie w każdym pokoju jest jakiś mebel do spania, bo wszystkie  sofy są z funkcją  spania. Tylko w gabinecie Wojtka jest pojedyncza sofa, ale jak już "wpróbowali" nadaje  się do również  do spania we dwoje  plus pieseczek. Co prawda pieseczek spał głównie na brzuchu Marty, bo straszny przytulasek  jest z Misi, taki z gatunku, że im bliżej kochanego człowieka tym fajniej.  Stosunek Pati  do "podchoinkowych"  prezentów był niemal identyczny jak Marty - żadnych niespodzianek, prezenty mają być wcześniej omówione. I jeśli będzie wcześniej  wiadomo, że ten wieczór  sylwestrowy jest sprawą realną to on będzie  właśnie prezentem podchoinkowym dla  wszystkich od Wojtka i Marty.

No ale przecież mogą twoi teściowie mieszkać w mieszkaniu Wojtka - zauważyła Pati. Nie mogą - bo to już nie jest mieszkanie Wojtka, on je wynajmuje- wyjaśniła  Marta. A tak naprawdę to on je sprzedał własnemu ojcu, ale matka o tym nie wie - ojciec jej powiedział, że Wojtek je wynajmuje komuś. Pewnie  za jakiś czas je sprzeda i  zysk zachowa dla siebie. Wiesz Pati - jego rodzice  to dziwna para - ona ma tu w Polsce biznes, który skrzętnie jest ukryty przez jej własnym, ślubnym  mężem i oczywiście  przed Wojtkiem też, on kupił od  własnego syna  mieszkanie i wciska jej ciemnotę, że Wojtek je  wynajmuje komuś.  Wojtek tylko wzruszył ramionami i na razie siedzi  cicho bo jeszcze przecież nie pracuje, ale gdy zacznie pracować to pewnie stosunki rodzicielsko- synowskie bardzo się zmienią. Wojtek to mi  wszystko mówi, omawiamy ze sobą każdą, z przeproszeniem "pierdółkę", szalenie  dużo  ze sobą rozmawiamy. No ale my się z Wojtkiem kochamy jeszcze od  szkoły podstawowej. Mieliśmy cztery lata rozstania, bo oni wyemigrowali do Austrii, ale  wszystko jednak przetrwaliśmy. Nasi ojcowie mieli jakieś wspólne  sprawy  o czym na początku to nawet nie wiedzieliśmy. A ja Wojtkowi tak strasznie  zawsze  zazdrościłam matki, a ona  zawsze mnie przytulała i mówiła  mi same  miłe rzeczy. Nadal mi mówi same miłe rzeczy, zresztą ty mi też  zawsze mówisz same  miłe  rzeczy. Ależ ja ci tylko mówię to na  co zasługujesz- odpowiedziała  Pati.

Wiesz, jestem pewna, że ci co porzucili Misię to przywieźli ją samochodem. Bo ona na początku  trzęsła  się ze strachu w samochodzie- bo na  samym początku woziliśmy ją do weterynarza  bez obróżki i smyczy- na rękach  siedziała spokojnie, ale samochód budził jej niepokój. No ale  gdy  kupiliśmy jej szeleczki i miała  je zapięte a do tego była smycz to się uspokoiła. A ona tak grzeczniutko tupta na  smyczy - idzie blisko nogi i ani nie  ciągnie  ani nie szarpie. I szalenie lubi przytulać  się do naszych bosych stóp. Śmiejemy  się,  że  Misia  może służyć za termofor. Wojtek mówi, że przecież było na plaży sporo innych osób,  a ona wybrała nas. Ja to twierdzę, że wybrała  nas, bo akurat odeszliśmy kawałek dalej od strzeżonej plaży i byliśmy jedynymi osobami w  zasięgu jej wzroku.  A była przeraźliwie  chuda- Wojtek zafundował  jej całkiem  spory kotlet z mielonej ryby i ona  wsunęła  go bez najmniejszego problemu. Myślę, że ktoś, kto porzuca pieska to zapewne tak samo porzuciłby bez zająknięcia się dziecko.

Misia, która do tej pory  siedziała obok Marty podniosła  się, obejrzała na Martę i ruszyła w stronę  drzwi wejściowych. Oooo, pewnie chce wyjść na  spacer- wydedukowała Pati. Nie, gdyby  chciała  wyjść, to wpierw podreptała by do drzwi balkonowych i popatrzyła  czy  schodki  na trawnik  są suche  czy mokre.  To raczej przyjechał jej ukochany pan. Nie wiem jak ona  to robi, ale  zawsze wie kiedy on przejeżdża przez podwórko na parking. A dziwi mnie to dlatego, bo siedzimy teraz nie od strony podwórka tylko tego pseudo ogródka.

W niecałe 10 minut później do mieszkania wszedł Wojtek i zaraz  po przekroczeniu progu Misia znalazła  się u niego na  rękach i lizała go w  szyję i ucho. Wojtek posadził Misię na kolanach Marty, przywitał  się z Pati, potem ucałował Martę i poszedł do łazienki. A co piękne  panie knują?- zapytał gdy  wrócił.  Spiskujemy w kwestii świątecznej - wyjaśniła Marta- po prostu najlepiej będzie gdy święta będą w Warszawie, u nas. I zaraz  jutro zatelefonuję  do twojej mamy i  zaproszę ich na święta do nas.  Bo nie  chcę byśmy jechali  zimą do Austrii samochodem a pociągiem z Misią to też kłopot.  Salonki już nie kursują a oddzielny przedział też nam  niestety  nie przysługuje. Nasi rodzice też nie przepadają  za podróżowaniem zimą samochodem. Omawiałyśmy kwestię prezentów i mama, podobnie jak ja też nie jest  zwolenniczką niespodzianek- po prostu każde z nas napisze na kartce ze swoim imieniem  co chciałby dostać - trzy pozycje, do wyboru. Ceny  wszyscy znamy i myślę, że górna granica  nie może przekroczyć 80 zł. To nie mają być jakieś upominki-inwestycje. Z tym, że musisz to wytłumaczyć,  swoim rodzicom, oni mogą po prostu przywieźć coś związanego z Austrią - ja to bym się nie obraziła np. za kozi  lub owczy ser. Mają kapitalne  sery, których tu wcale nie ma- np.z regionu Waldviertel-  wędzony,  owczy chili i truflowy i Granibeisser- śródziemnomorski.  A skąd ty je  znasz- zdziwił się Wojtek - ze serowarskiego sklepu, którego już nie ma- padł bo miał za wysokie  ceny- poinformowała go Marta. A ceny  miał za wysokie bo przy niższych to nikt by nie kupił polskich serów. Taka jest prawda.  Nie  miałem pojęcia, że taki sklep był w Warszawie . No bo o jedzeniu to zawsze jakoś mało rozmawialiśmy - podsumowała  Marta.

No był, ale  dość krótko. Ale one i tak były tanie  w porównaniu z innymi serami importowanymi włoskimi lub francuskimi. Ja rozumiem, że 25 zł za kulkę sera wielkości piłeczki tenisowej to sporo, no ale tego się nie je "na okrągło" i na kilogramy- to taka kulinarna wisienka na deser po dobrym obiedzie. Zjadasz  z tej kulki plasterek i wystarczy.  A wiesz, że ty masz świetny pomysł z tymi serami- poparła Martę Pati.

Pati zerknęła na  zegarek - chyba już  muszę skierować  się  w  stronę domu, tata  za chwilę  wróci. A bardzo nie lubi wracać do pustego  mieszkania. Tak, to prawda- potwierdziła  Marta- to chyba uraz  z czasów  pierwszego związku. Odprowadzimy cię i przy okazji wyprowadzimy Misię - powiedział Wojtek. A ty nie powinieneś  wpierw zjeść obiadu?- spytała Pati. Nie, bo jadłem  lunch przed  wyjściem  z domu. Ja jeszcze nie pracuję i dużo  czasu spędzam w domu, więc Martunia pilnuje  bym przypadkiem nie spadł na wadze z pół kilograma.

Gdy wyszli na podwórku tata właśnie zmierzał do ich klatki schodowej. No właśnie- powiedział- tak podejrzewałem, że cię zastanę u Martuni - bo wykręciłem domowy numer i nie odebrałaś. Przeszli razem pod dom, w którym  mieszkali rodzice, Pati obiecała Marcie, że "sprawozda" tacie o  czym dyskutowały, Marta z Wojtkiem i psinką poszli jeszcze na nieduży spacer, Misia poczytała na trawnikach psią prasę i wrócili do domu.

Wieczorem Wojtek zatelefonował do rodziców, mówiąc, że w tym roku Boże Narodzenie jest w Warszawie. To fajnie-usłyszał-  ale my nie przyjedziemy, bo jedziemy, a raczej lecimy na Boże Narodzenie i Sylwestra do Tajlandii. Chcemy  się wygrzać na słońcu i potaplać w  ciepłej  wodzie. Lecimy do prowincji Krabi razem ze znajomymi, którzy rok w  rok bywają w grudniu w Tajlandii. To tak trochę i dlatego, że  tego roku to stuknie nam 25 rocznica  ślubu. 

No to gratulacje z tej okazji i sprawdźcie dokładnie  jak tam jest to może i my polecimy tam  za rok. Tylko będziecie musieli po powrocie  dobrze na  siebie uważać, bo wrócicie z upału do  nawet ujemnych temperatur - stwierdził.  No właśnie - tego to  się trochę obawiam - stwierdził ojciec. Wiesz- na razie wiem, że lecimy,  ale przed wylotem mama musi mieć kontrolę tych swoich żylaków- mamy nadzieję, że jednak będzie  wolno. W przyszłym tygodniu ma kolejną kontrolę - na razie  wszystko jest dobrze. Jeśli nie będziemy  mogli lecieć na tę Tajlandię to może wy polecicie  zamiast nas?  

Tato, litości, jak na razie to ja wpierw  muszę zrobić magisterkę - Tajlandia to nie archipelag wysp któremu grozi zatonięcie. Poza tym i ja i Martunia lubimy ciepło, ale niekoniecznie aż 30 stopni ciepła. A Martunia to na pewno  nie poleci  zimą do Tajlandii bo przecież jeszcze  studiuje. A ja  bez niej nigdzie na pewno nie wyjadę. I życzę wam obojgu, żeby okazało  się, że dla maminych nóg ta temperatura Tajlandii zimą nie jest za wysoka.  A jak mama po tej operacji? No wiesz, to nie  była operacja tylko zamykanie pewnych odcinków żył przy pomocy wysokiej temperatury- oczywiście w  znieczuleniu. No i mama na dodatek jest na diecie odchudzającej, bo ma nadwagę. No i nie jest w związku  z tym w  dobrym  humorze, bo musi odstawić słodycze.  No to współczuję mamie, bo mama lubi łasuchować. Ty mnie  współczuj a nie mamie - odkąd ma te ograniczenia dietetyczne to jest zła niczym  szerszeń. No dobrze- to mogę wam obojgu  współczuć. Tata, ale daj znać po kontroli czy lecicie  na Tajlandię czy może pociągiem do Warszawy? Sypialnym  chyba  może jechać, a ja was z dworca odbiorę samochodem. Mieszkalibyście u nas, Marta powiedziała, że możecie być albo w naszej  sypialni ale może też każde z was spać oddzielnie. Są przecież cztery pokoje. No dobrze, na razie poczekamy na wynik  tych badań. To ucałuj od nas Martusię.

Wojtek  sprawozdał Marcie  całą sytuację a Marta powiedziała- to ja jutro zatelefonuję do twojej mamy i przepytam ją na okoliczność tych żylaków - to dość nowoczesna technika, ale bardzo ważne jest żeby jak najbardziej obniżyć wagę, sporo chodzić, mało  siedzieć i stale wykonywać pewne  zalecone  ćwiczenia. Ja to pierwszy raz słyszę, że mama ma żylaki - stwierdził Wojtek. Mama stale chodzi w spodniach tak jak i ty, więc nie widać żadnych żylaków. A czasami w damskim garniturze.  

To się  nazywa spodnium - pouczyła męża Marta. Chodzenie  w spodniach to wielka  wygoda - ja to już zapomniałam jak to się chodzi w sukience - stwierdziła  Marta. Latem ma się cieniutkie spodnie, zimą pod  spodniami można  mieć cieplutkie  rajstopy - sama wygoda. Tak prawdę mówiąc to w ślubnej sukience  czułam się tak jakbym była goła, aż się przez moment zastanowiłam, czy aby na pewno mam na  sobie majtki. Czułam się w sukience bardziej  goła niż w bikini na plaży. A miałam przecież na  sobie i majtki i rajstopy, żeby  sobie  stóp nie poocierać na bosaka. Bo do obcierania sobie stóp w różnych butach to jestem pierwsza. Ile  razy włożyłam jakiekolwiek pantofle latem na bose  stopy to zaraz  miałam na drugi dzień całe  stopy w plastrach. Widziałeś nad  morzem - nawet na ten kawałek z plaży do domu zakładałam skarpetki. 

                                                                        c.d.n.