piątek, 11 lutego 2022

Ryzykantka - 8

Gdy tylko weszli do mieszkania i  Robert zatrzasnął drzwi porwał Ewę w ramiona i tuląc i całując pytał - co ci się stało, skąd taki pomysł?  Uwielbiam cię, nie mogę się doczekać by wszystkim pokazać  swą ukochaną żonę, z trudem opuszczam cię  jadąc do pracy a ty mi mówisz takie rzeczy?!  Jest chyba jasne  jak słońce, że musimy swoje wspólne życie w jakiś sposób uporządkować.  Nie chcę się wiecznie czuć niczym gość u ciebie - chcę uczestniczyć  we wszystkich wydatkach, chcę byśmy zdecydowali gdzie będziemy mieszkać, nie chcę być mężem na przychodne, nie chcę dwóch domów. Nie chcę oddzielnych sypialni, nie chcę nawet oddzielnych  materaców, chcę cię mieć blisko, jak najbliżej. Rozumiesz to? Ku zdziwieniu dyrekcji wykreśliłem dużą część swoich nocnych dyżurów z grafiku - już mi nie jest obojętne gdzie spędzę  noc - mam ciebie, moją ukochaną kobietę. Nie chcę  być bez ciebie. Uwierz mi wreszcie!

Ewa, nieco zaskoczona jego tak mocną reakcją  powiedziała- bo nagle  zaczęło mi się  wydawać, że ty nie masz do mnie  zaufania, a ja  naprawdę niczego przed tobą nie ukrywam. Po prostu przez 18 lat  małżeństwa  nauczyłam się nie mówić o tym co robię, jak robię, dlaczego coś robię, co myślę, co  mam a czego mi brakuje.  Ty jesteś już kilka lat po rozwodzie, a ja właściwie dopiero co i chyba jeszcze nie całkiem odtajałam. Przepraszam cię, ja po prostu wciąż się jeszcze boję, że możesz ode mnie odejść do innej, bardziej  atrakcyjnej, bardziej pasującej do ciebie kobiety.

Dziecinko, ale to właśnie ty do mnie idealnie pasujesz, pod  każdym względem.  Jesteś dla mnie  cudowną niespodzianką od losu- nie mam pojęcia komu dziękować  za to, że trafiłaś akurat do mnie w mieście,  w którym  nie brak dobrych ortopedów. Pomyśl jaki dziwny zbieg okoliczności - tego dnia  gdy zleciałaś z drabiny ja wcale nie  miałem dyżuru w izbie przyjęć ( u nas każdy je ma co jakiś czas) tylko zastępowałem kolegę a chirurgia ortopedyczna jeszcze nie była do końca zorganizowana, więc zawieźliśmy cię do innego szpitala. Widziałem cię raptem 15 minut u ciebie w domu i pewnie z 10 minut w karetce. I po dwóch latach rozpoznałem cię tutaj. I pomyśl też o tym naszym pierwszym zbliżeniu - coś takiego zdarza się rzadziej niż raz na kilka tysięcy razy. A nim do tego doszło zdążyłem cię poznać od innej strony i byłem i jestem nadal tobą oczarowany. Ja może po prostu nie umiem mówić  czułych słów, nie umiem po prostu uwodzić kobiet. Poza tym sama uroda kobiety już od wielu lat nie robi na mnie wrażenia. To pewnie pozostałość po moim związku. Harpia była naprawdę urodziwa, ale to była jej  jedyna zaleta. Chodź, umyjemy buzię, bo tusz ci się rozmazał i zaraz będą cię oczy szczypać. W łazience Ewa wyciągnęła z pudełka chusteczkę do demakijażu- Robert zabrał ją z jej ręki i sam  zaczął zmywać delikatnie tusz z jej rzęs, następną już sam wyciągnął z opakowania i kolejną  chusteczką  zmył z jej twarzy  cały makijaż. Na koniec wycałował dokładnie  całą twarz i powiedział - chodź do kuchni, dziś ja  zrobię dla nas kolację. Zrobię kolację mistrzów.

Kolacja mistrzów to był francuski omlet z zielonym groszkiem. Tym omletem Robert  zadziwił Ewę. Okazało się, że nauczył się  robić taki omlet we Francji, gdy był tam na praktyce.Ewa  nie szczędziła pochwał, zwłaszcza, że omlet naprawdę jej smakował.

Gdy już się układali do snu, Robert powiedział- wiesz co, pomyślałem, że mogłabyś mnie jutro odwieźć swoim  samochodem do pracy a potem po mnie przyjechać tak około 16,00. Jutro mam jedną operację a potem dzień przyjęć, więc zjem obiad w pracy, w naszej  kantynie. Gdy przyjedziesz to zostaw samochód na parkingu na moim  miejscu, już je  znasz,  bo tam kiedyś na mnie  czekałaś w moim samochodzie. Zostaw samochód i przyjdź do mnie do gabinetu. Chcę byś kogoś poznała.  To niespodzianka. A jazda rano i popołudniem to będzie  trening przed tymi jazdami  do Konstancina. Zgadzasz się? A kogo mam poznać? twojego syna? - dopytywała się Ewa.  Zobaczysz, to niespodzianka. Na pewno nie będzie  to  harpia ani mój syn - nie  zasługują na  twoją uwagę. I nie czekaj pod  gabinetem na sygnał, tylko po prostu przed 16,00 zapukaj do drzwi i wejdź. A co jutro operujesz? Te stare kości, co miały zapalenie płuc. Wygrzebała się babcia z zapalenia, ale ręka się nie chce zrastać. Ale tę babcię  rodzina  bardzo kocha i chcą za wszelką cenę jej pomóc. Uprzedziłem, że może się to nie udać, ale oni stwierdzili, że warto spróbować. Nie wiem co prawda co sama  babcia o tym sądzi bo biedula już nie bardzo kojarzy co się dookoła dzieje.

Rano, ten krótki odcinek drogi do kliniki był wypełniony śmiechem, bo Robert twierdził, że tak mu pasuje być wiezionym, że najchętniej  zatrudniłby Ewę w charakterze  swego kierowcy. Zażyczył sobie by Ewa stanęła tuż przed wejściem, potem przy otwartych drzwiach długo i czule się z nią żegnał.

Zgodnie z umową Ewa przyjechała o umówionej porze  do kliniki, zaparkowała i 5 minut przed godziną szesnastą  zapukała do gabinetu, w którym przyjmował Robert. Usłyszała jego głos mówiący "proszę" i niemal ze strachem otworzyła drzwi. W gabinecie był Robert i nieznany jej siwy mężczyzna, wyraźnie starszy od  Roberta. Robert wyszedł zza biurka i  podchodząc do Ewy powiedział - kochanie moje, to  profesor R., mój mentor, nauczyciel, przyjaciel i mój świadek na ślubie.  Profesor R. ujął rękę Ewy i cmoknął mówiąc - jak to jednak miło zobaczyć kobietę w naturze a nie  w postaci przetworzonej przez tomograf lub rezonans  magnetyczny. Zobaczymy co się okaże z panią za miesiąc - w razie czego to trafi pani w moje łapska. Ależ się o pani nasłuchałem ostatnio!  Litanie do Matki Boskiej  bywają krótsze. Ewa to, Ewa tamto,  Ewa owo. Pozwoliłem sobie  zerknąć na te zalecone dla pani ćwiczenia i  zabiegi - proszę nie brać  tej miejscowej krioterapii. O ile krioterapia w kabinie  na cały organizm jest korzystna, o tyle taka punktowa  rzadko kiedy pomaga,  za to solidnie  może zaszkodzić.  Pani Ewo, a pani naprawdę oglądała filmy dokumentalne  z różnych zabiegów operacyjnych? Wygląda z tego, że się pani  minęła z powołaniem. Teraz w moim szpitalu jest remont "teatru", ale  gdy się  pomieszczenie wyremontuje to wpadnie  pani z Robertem by pooglądać  z góry którąś z operacji.  Dzisiaj robiłem z Robertem babcię "kruchokostną"- nawet nam nieźle poszło- w pewnej chwili  miałem odczucie, że to ptasie  kosteczki. Robert przytaknął - no właśnie. A babcia  ma zaledwie 80 lat. Ale mnie już nic nie dziwi - miałem  pacjentkę, która w wieku lat siedemnastu złamała nogę- złamanie otwarte. I ta noga  nie zrastała się  dziewczynie przez rok. W pewnej chwili przyjechała do niej jakaś ciotka i przywiozła jakieś ziółka i kazała by dziewczyna to piła. I noga zaczęła się zrastać. Do dziś nie wiem co to było.  Może to był skrzyp polny- jakoś tak bezwiednie odezwała się Ewa. Do dziś  daje się na wzmocnienie kości i regenerację tkanki łącznej oraz wzmocnienie włosów, bo zawiera krzem. I wiem, że na włosy pomaga, sama wypróbowałam na sobie. A na coś szkodzi?- zapytał się Robert. Nie mam pojęcia.Mnie na nic  nie szkodziło. Chciałam co prawda wypróbować wtedy ziemię okrzemkową, ale  zraziła mnie ilość, którą  należało zjadać.  Mnie się wydaje, że jest za duży rozdźwięk pomiędzy  tzw. medycyną  naturalną  a tą oficjalną. A tak naprawdę powinny się uzupełniać. 

Zadziwia  mnie pani, stwierdził profesor R. Nie słyszałem nic nigdy o ziemi okrzemkowej.  Ewa uśmiechnęła się - z tego co pamiętam to ma ona ma dwie postacie - do użytku wewnętrznego oraz  jako składnik wielu kosmetyków, środków czyszczących, odtruwających, preparatów ochronnych dla zwierząt. A taki krzem do robienia  naparu to zapewne  można kupić w Herbapolu.

No to ja ci się Robercie nie dziwię, żeś taki zakochany, bo trafiłeś  nie tylko na ładną ale i na mądrą kobietę -a to jest o wiele ważniejsze niż uroda. No to załatwiajcie ten ślub szybko, szkoda  życia, tak szybko ucieka czas. Podrzucicie  mnie do domu czy dzwonić po taxi? Podrzucimy, nie ma problemu.

Gdy wychodzili z kliniki  profesor R. szedł pierwszy, za nim Robert obejmując Ewę. Miny pań  na recepcji - bezcenne. Bezcenna była również mina profesora  R.  gdy Ewa ich wiozła pod  wskazany adres. Wychodząc z samochodu profesor powiedział - szczęściarz z ciebie  Robercie! Ładna, mądra a na dodatek dobry z niej kierowca! Wiem, odpowiedział ów szczęściarz i przesiadł się na miejsce obok Ewy. No i co, była niespodzianka? Oj była, była - stwierdziła Ewa. Ale się te dziewczyny z recepcji gapiły na nas. Robert się śmiał - po raz pierwszy zobaczyły, że potrafię obejmować kobietę. Zrobiłaś na R. wrażenie - on nie lubi kobiet w medycynie i co jakiś  czas musi coś  "odszczekiwać" bo się okazuje, że  bywają naprawdę dobre w swoim  fachu. A co ty mu plotłeś o mnie?  Nie plotłem, mówiłem tylko szczerą prawdę. Nie  zdziw się, jeżeli któregoś pięknego dnia zostanie twoim prywatnym klientem. Głodny już jestem, co dziś zjemy na kolację?  Smażonego łososia z ananasem i z chipsami z ciecierzycy zamiast kartofli. Pasuje? No jasne, że pasuje. A na deser to ja zjem ciebie - dodał Robert.

A jutro, mój kochany, też mogę cię odwieźć do pracy, bo jadę potem  po nasze papiery. No i oczywiście przyjadę po ciebie, tylko powiedz o której jutro wychodzisz. Jutro, jutro - piątek, dzień dla mnie bez operacji, wychodzę o czternastej. Czyli  będę czekał na ciebie  na zewnątrz przy  automacie płatniczym. I możemy podjechać do biura spółdzielni, żeby obejrzeć to mieszkanie , które  ewentualnie   będzie  nasze - dobrze?  No jasne, że dobrze- zwłaszcza, że mamy w weekend omawiać uporządkowanie naszego życia. 

Patrzyłam w sieci i wychodzi tak jakoś, że  gdyby sprzedać twoją kawalerkę  i to mieszkanie w którym mieszkamy teraz to moglibyśmy załapać coś na Ursynowie typu 4 pokoje z kuchnią w niskim budynku, w okolicy Natolina. Możemy w sobotę albo w niedzielę pojeździć po nowych częściach Ursynowa, bo tam jest wiele miejsc, w których  zamieszkanie  nie będzie  zbyt bolesnym przeżyciem. Jest tez zaplanowane połączenie Wilanowa z Ursynowem i to gdzieś tak jakby na tyłach kliniki.Możemy też zobaczyć co się buduje lub już wybudowało  na tyłach wzdłuż Alei Wilanowskiej. No i muszę przedstawić cię mamci i wymyśliłam, że bardziej mi się opłaca byśmy do  nich podjechali. Na przykład na  podwieczorek w sobotę lub niedzielę. Powiedz mi tylko jakie  ciasto lubisz to takie zlecę by mamcia upiekła. W przeciwieństwie do mnie ona ma talent do pieczenia ciast. No to w który dzień wolisz byśmy do nich  wpadli? 

Mnie to wszystko jedno, stwierdził Robert -może będzie lepiej gdy twoja mama sama wybierze w który dzień woli nas  zobaczyć?  No dobrze- zgodziła się wspaniałomyślnie - to jutro w ciągu dnia do niej zatelefonuję. A lubisz  ciasta  czekoladowe? Mamcia robi pyszne  ciasto czekoladowe z wiśniami. A jak do niego podjada się lody to już czysta  rozpusta, niebo w dziobie. 

Niebo w dziobie to ja mam gdy cię całuję- stwierdził Robert. I mi do tego nie są potrzebne wiśnie czy też lody. I mam propozycję, byśmy dziś zaraz po kolacji wybrali się wcześnie  do łóżka. Zmęczyły  mnie dziś te kruche kosteczki A tobie też dobrze  zrobi pozycja  horyzontalna. Jeśli mnie utulisz, to na pewno dobrze  mi zrobi pozycja  horyzontalna, stwierdziła Ewa.

Nie wyobrażam sobie bym mógł cię nie utulić, przecież zawsze cię utulam, przytulam. Na ostatnim dyżurze zupełnie  nie mogłem spać, co przysnąłem to śniło mi się, że cię gonię  po plaży. I nie wyobrażam sobie byśmy mieli sypiać w oddzielnych pokojach czy też mieszkać w dwóch różnych mieszkaniach. 

Wiesz, w następną sobotę chyba  zaproszę do nas  mojego szefa- muszę mu jakoś osłodzić  fakt, że jeszcze cały miesiąc będę na zwolnieniu- to raz. A dwa  - muszę omówić dwa nowe projekty i w czasie  zwolnienia  trochę nad nimi pomyśleć i może coś nagryzmolić.  On długo nie posiedzi, góra 1,5 godziny bo to palacz. Dłużej bez fajczenia nie wysiedzi. A dobrze mi się z nim współpracuje i wolałabym  nie zmieniać pracy. 

A jak w biurze z tym jego paleniem? - zainteresował się Robert. W porządku tam prawie wszyscy palą i wychodzą na dwór, bo inaczej wszyscy by tam bez problemu wyzdychali. W budynku  nie wolno palić, więc pod  budynkiem ciągle koczują  grupki palaczy. Mieli w  budynku zrobić jakąś  palarnię z wentylacją, ale póki co jej nie ma. Nie tylko "moi" tam palą- tam jest sporo firm i w każdej królują palacze. Podejrzewam, że gdyby była palarnia to nikt by nie pracował, tylko wszyscy przesiadywali w palarni.

                                                                    c.d.n.


Ryzykantka - 7

 Ewa zerknęła na "rozpiskę" i z trudem powstrzymała się od jęknięcia. No ciekawa jestem czy ja to wszystko przetrzymam. W basenie to już chyba tylko utonę, tak będę zmęczona. I od kiedy to wszystko mam? Całe szczęście, że dopiero po weekendzie.  Mój szef dostanie  zawału, gdy się dowie, że mnie jeszcze miesiąc nie będzie. A zwolnienie  lekarskie kto mi wystawi? Konstancin - chórkiem odpowiedzieli obaj panowie. Ewa wpatrywała się w nazwy zabiegów- prądy interferencyjne, akurat znam, całkiem fajne, laser? będą mi coś ciąć laserem? jakieś trzy terapie  manualne, krioterapia  miejscowa, podwieszanie, czyli będę miała  z czego spadać, ćwiczenia indywidualne,  ćwiczenia  zbiorowe,  magnetronik, ćwiczenia w basenie. 

Kochanie  moje,  z tego podwieszenia to akurat  nie spadniesz choć niewątpliwie masz w  dziedzinie spadania pewne  doświadczenie. Poza tym przy każdym jednym  zabiegu, za każdym razem będziesz pytana jak się czujesz, czy nie sprawia ci dany zabieg  dyskomfortu.  

No właśnie -zabrał głos doktor-kierownik. Rehabilitanci wszystko zapisują - jeśli któryś  zabieg sprawia  pacjentowi dyskomfort to w porozumieniu z lekarzem prowadzącym zmienią dany zabieg na inny. Tu mamy naprawdę dobrą kadrę, często sami zmieniają rodzaj zabiegu gdy widzą, że coś pacjentowi nie pasuje a człowiek boi się o tym powiedzieć. Oczywiście każda taka zmiana jest odnotowana. I po każdym zabiegu pacjent podpisuje kartę  zabiegową, to ślad, że zabieg się odbył.

Robert podniósł się z krzesła - no to my się będziemy gubić. Jestem "stary" twoim dłużnikiem. Bzdura, stwierdził doktor-kierownik, żaden problem. Daj znać kiedy się będziecie obrączkować. Muszę  zobaczyć jak się obrączkuje  facet, który twierdził, że prędzej umrze niż się ponownie ożeni. Robert uśmiechnął się - gdybyś znał Ewę to rozwiódł byś się  ze swoją trzecią  żoną i błagał by Ewa  za ciebie wyszła. A ślub robimy bardzo cichy - tylko my i świadkowie.

Przed wyjściem zatrzymali się chwilę przy basenie, by przeczytać regulamin korzystania  z basenu. Gdy wsiedli do samochodu Ewa stwierdziła, że naprawdę obawia się, czy da radę przetrzymać te  wszystkie  zabiegi. Gdy wdepnę tam rano  o 9,00 to pewnie dopiero o 15,00 skończę zabiegi, jeżeli nie będzie  dużych poślizgów. Będę  musiała  brać ze sobą  jakieś przegryzki i picie. No i muszę dziś  zadzwonić do ojca i może jutro zabrać od nich samochód. Muszę nim trochę pojeździć. Dobrze, że będę jeździła rano "pod  prąd" - zresztą po południu też. 

Trochę dziwny facet - nie zna  mnie, a  wali mi po imieniu, bo się dowiaduje, że jestem twoją narzeczoną. On naprawdę ma trzecią żonę? 

On się najwcześniej z nas ożenił- podejrzewam, że po prostu  miał dość mieszkania w akademiku i dlatego się ożenił. Jego teść był bardzo dobrze prosperującym badylarzem a do tego  miał warsztat samochodowy, pod Warszawą. Ledwo pamiętam tę jego żonę. Nie wytrzymała męża studenta, który niestety  miał duuużo nauki i mało czasu dla żony. Teść im kupił w prezencie ślubnym mieszkanie typu pokój z kuchnią. Żonka mu się "zbiesiła" i puściła skutecznie  z innym. W ramach rekompensaty ten pokój z kuchnią teść przepisał na niego. Druga z żon starała się o stypendium  zagraniczne, ale jakoś wtedy łatwiej dostawali takie stypendia ludzie tu umocowani rodzinnie a nie  samotni, więc się z nią ożenił, jakoś nie kojarząc, że ten ślub był jej  tylko do tego otrzymania stypendium potrzebny. Łudził się, że on do niej pojedzie, gdy ona tam  zrobi  dyplom. Dyplom zrobiła i rozeszła się z nim nawet tu nie przyjeżdżając.  A tej trzeciej to praktycznie  nie znam, na ich ślubie  nie byłem, byłem mocno zajęty własną karierę  naukową . Wiesz, my się wszyscy dość rzadko spotykamy, ale jedno jest dobre - nasza szóstka dobrych ongiś kumpli nadal sobie pomaga jeśli któryś o pomoc w jakiejś sprawie poprosi.  I chyba  ciekawostką jest fakt, że wszyscy mamy doktoraty, wszyscy mamy po 1 dziecku i wszyscy przynajmniej jeden rozwód za sobą.

Brzmi ciekawie- stwierdziła  Ewa - jakiś socjolog mógłby napisać  niezłą pracę. Może wtedy władze dostrzegłyby, że wcale w Polsce  życie nie jest lekkie a wiele przepisów wcale nie jest frontem do ludzi. Wpadło mi właśnie do głowy, że może  nim wrócimy do domu to wpadlibyśmy do moich rodziców - muszę ten swój samochód  wziąć od  nich. Co prawda jest zarejestrowany na  mamę, ale tak naprawdę jest mój. Kupiłam go  gdy już zaczynało być nieco krzywo między  mną a byłym i ojciec mnie namówił bym go kupiła na mamę. Mamcia "napadnięta" z marszu, nieprzygotowana, że ich ktoś  nagle "nawiedzi" jest całkiem normalna.  

I powiesz, że mamy się pobrać? - dopytywał się Robert. Powiem. I powiem nawet kim jesteś w sensie  zawodowym. A żeby mamcię "dobić" powiem, że mieszkamy razem. Po takiej wiadomości mamcia  nie zrobi nam niespodziewanego nalotu. Jeżeli się zgadzasz , to jedź od razu na  starą Sadybę, będę robić  za pilota. Mieszkają w starej  osadzie oficerskiej, dziadek był zawodowym wojskowym. Śmieszna ta osada jednakowych domków. Mam wrażenie, że wszyscy trafiają do własnego domu tylko wtedy gdy spojrzą na jego numer - przynajmniej ja tak  zawsze miałam i mam nadal.

Kochanie  moje, czy jeszcze dużo rzeczy przede mną ukrywasz?- w głosie Roberta dało się słyszeć lekką pretensję. Ewa uśmiechnęła się i powiedziała- od chwili gdy doszliśmy do wniosku że będziemy razem zaczęłam odtajnianie. Zupełnie  niczym rząd amerykański z aktami FBI. Zresztą to wszystko są pozorne tajemnice, które w  żaden sposób  nie rzutują na nas, na twoje i moje uczucia. Moja  mamcia powinna była mieć z tuzin bachorów a ma  mnie tylko jedną i gdybym tylko pozwoliła  zalizałaby  mnie na śmierć. A propos ukrywania - mój były jest synem jej byłej najlepszej przyjaciółki, a nasze małżeństwo było spełnieniem  marzeń głównie mojej matki, która była wielbicielką powieści "Ania z Zielonego Wzgórza". Wymyśliła sobie, że skoro ona ma córkę, a psiapsiółka syna to "będzie cudownie gdy dzieci się pobiorą" i obie idiotki pchały nas ku sobie. I dlatego jakoś zupełnie nie  garnę się do własnej matki. A przyjaźń obu pań rozleciała się z hukiem, gdy ja zażądałam rozwodu. Mamcia twierdziła, że "były" z czasem zmądrzeje, ale na szczęście tata  mnie poparł i załatwił adwokata. I naprawdę, więcej tajemnic nie mam. 

Po chwili  milczenia dodała: no może jedną mam - gdy weszłam pierwszy raz do twego gabinetu i spojrzałeś na mnie tymi swoimi tak mocno niebieskimi oczami omal nie padłam, a potem jakoś wcale  nie spieszyło mi się z wyjściem od ciebie. Gdy mnie wtedy badałeś  marzyłam tylko o tym,  by trwało to jak najdłużej. To naprawdę zdarzyło mi się pierwszy raz w  moim  czterdziestoletnim życiu. Mam podejrzenie, że jeszcze nie jeden raz będę coś dzięki tobie przeżywała po raz pierwszy. 

Na najbliższym skrzyżowaniu skręć w prawo a potem na  najbliższym  skręć w lewo i potem jedź wolniutko, bo muszę  śledzić numery. Zresztą tam już będzie  obowiązywała trzydziestka. Sprzed domu zatelefonuję do taty, że jesteśmy. Bo tata ma komórkę, mama nie. Podejrzewam, że obaj się polubicie.  Stop. Jesteśmy na miejscu. Ale przytul mnie jeszcze i pocałuj. Z pewnym trudem się od siebie oderwali i Ewa zatelefonowała do ojca mówiąc - cześć tato, jestem przed waszym domem  razem z moim narzeczonym, muszę zabrać samochód, będzie mi potrzebny przez najbliższy  miesiąc. Stoimy przed bramą. W kilka minut później w otwartych drzwiach domu stanął wysoki, siwy , chudy mężczyzna, zszedł po 3 schodkach i  podszedł do furtki, przed którą stała Ewa z Robertem.  Starszy pan wyciągnął rękę do Roberta i powiedział- witam, miło mi będzie pana poznać. Całując Ewę w policzek powiedział- a czemu sama sobie nie otworzyłaś drzwi? Bo nie wzięłam z domu kluczy, po drodze wpadłam na pomysł, żeby do was wdepnąć. 

Wchodźcie, wchodźcie do domu. Mamy w domu nie ma, jeszcze  nie wróciła od fryzjerki. Będzie miała niespodziankę.

Tatku, to jest Robert. W kwestii jego CV to jest chirurgiem ortopedą, ma tytuł profesora, jest ode mnie 10 lat starszy. Chcemy wziąć   ślub,  bo usankcjonowany prawem związek mniej utrudnia życie. Oboje jesteśmy po nieudanych związkach, więc już jesteśmy nieco przeszkoleni w kwestiach pułapek, jakie niesie za sobą małżeństwo. Ślub chcemy mieć  cichutki, tylko my i świadkowie. Musimy tylko złożyć dokumenty. A samochód jest mi potrzebny, bo przez  miesiąc będę  5 dni w tygodniu jeździła do Konstancina  na rehabilitację. Po tamtym upadku z drabiny mam niejakie problemy z kręgosłupem. I nie proponuj, że możesz mnie codziennie wozić - bo ja tam będę codziennie  5 lub 6 godzin, więc nie miałbyś co tam ze sobą zrobić. Gdyby to było  raz w tygodniu  w lecie to może miałoby to jakiś sens, bo mógłbyś spędzać  czas w Parku Zdrojowym. Ale nawet latem byłoby to bez sensu- w tym  parku nie ma  co robić. Tatuniu, sfiwt sprawny?  No pewnie, jeżdżę nimi na  zmianę. I nawet wczoraj nim jeździłem i jest zatankowany. Wystarczy jak  fotel sobie przestawisz i ustawisz lusterka. 

No fajnie. Wiesz, to  my już będziemy znikać - nie mam zamiaru czekać na mamę. Zdzwonię się z nią i po prostu do nas wpadniecie. Bo  zgwałciłam Roberta by mieszkał u mnie, a on, na szczęście uległ. 

Mama będzie niepocieszona, że nie  zaczekaliście na nią- stwierdził ojciec.  Ewa pogłaskała tatę po policzku - to masz za zadanie ją pocieszyć. My naprawdę mamy mało czasu. Sprawdziła czy ma w torebce kluczyki od  samochodu  i skierowała się do wyjścia. Żegnając się z Robertem ojciec Ewy  powiedział do niego : oj, odważny z pana  człowiek. Robert uśmiechnął się i powiedział- być może, ale przede wszystkim jestem szczęśliwy. 

Ewa szybko poprzestawiała lusterka i fotel, tata w międzyczasie otworzył bramę i Ewa wyjechała z posesji. Robert pokazał jej by jechała pierwsza.  Pojechali od razu na płatny parking strzeżony i Ewa opłaciła miejsce parkingowe z góry za miesiąc. Gdy szli z parkingu do  domu Robert stwierdził - masz  bardzo miłego tatę. I dobrze jeździsz, nie po babsku. Ulżyło mi, bo mówiłaś, że dawno nie jeździłaś. No bo ostatni raz to jechałam na pierwszą wizytę u ciebie. A że się wtedy naszukałam miejsca do zaparkowania, to odstawiłam samochód i jeździłam potem autobusem. A przedtem to cały czas jeździłam swiftem, to już mój trzeci samochód. Tylko nie powiedz, proszę, że to też ukrywałam przed tobą. Dla mnie jeżdżenie  samochodem to taka sama czynność jak jedzenie posiłków lub ich przygotowywanie - nie  mają te czynności żadnego znaczenia  z punktu widzenia uczuć nas łączących. Pytaj mnie o wszystko - przyrzekam, że zawsze powiem ci prawdę. Nie mam nic do ukrycia. Gdy będziemy omawiali dotyczące nas sprawy organizacyjne to ci powiem ile  zarabiam, ile mam pieniędzy na koncie bankowym, w którym banku, jak wygląda moje  zabezpieczenie finansowe. Mieszkanie, w którym teraz  mieszkamy jest moje, własnościowe, już  spłacone. Mogę  z nim zrobić co mi się  zamarzy. Gdybyśmy  mieszkali w innym, bardziej cywilizowanym kraju wcale  nie byłby potrzebny ślub.  No i jak się domyślasz domek  na Sadybie dostanę w spadku. On jest nawet w dobrym stanie, wojna nie zaszkodziła tej części miasta, a rodzice  bardzo o niego dbali. I jest w pewnym  sensie atrakcyjny, bo jest podłączony do elektrociepłowni i do sieci  gazowniczej. To nawet sporo kosztowało, ale się opłaciło. Jest co prawda ogródek, no ale  zawsze można zrobić z niego japoński ogród kamienny, no chyba, że będziesz kosił trawę i go podlewał.

Będę robił co tylko zechcesz - zapewnił ją Robert. Jutro wystawię dla ciebie upoważnienie do pobrania  moich dokumentów z USC. Tylko sobie wezmę twój numer  dowodu osobistego. Biorąc swoje  weźmiesz i moje, najbliższe dni mam mocno zatkane. A w weekend porozmawiamy poważnie o stronie organizacyjnej w naszym wspólnym życiu. 

Ale chyba nie chcesz mnie rzucić? Bo jeśli chcesz  to rzuć mnie  teraz, zaraz, nie czekaj do weekendu- cichym głosem stwierdziła Ewa. Robert zatrzymał się jak wryty - co ci jest? oszalałaś? Kocham cię, chcę jak najprędzej być z tobą, ale nie możesz z tego powodu ponosić  wszystkich wydatków. O to mi idzie!