Ewa zerknęła na "rozpiskę" i z trudem powstrzymała się od jęknięcia. No ciekawa jestem czy ja to wszystko przetrzymam. W basenie to już chyba tylko utonę, tak będę zmęczona. I od kiedy to wszystko mam? Całe szczęście, że dopiero po weekendzie. Mój szef dostanie zawału, gdy się dowie, że mnie jeszcze miesiąc nie będzie. A zwolnienie lekarskie kto mi wystawi? Konstancin - chórkiem odpowiedzieli obaj panowie. Ewa wpatrywała się w nazwy zabiegów- prądy interferencyjne, akurat znam, całkiem fajne, laser? będą mi coś ciąć laserem? jakieś trzy terapie manualne, krioterapia miejscowa, podwieszanie, czyli będę miała z czego spadać, ćwiczenia indywidualne, ćwiczenia zbiorowe, magnetronik, ćwiczenia w basenie.
Kochanie moje, z tego podwieszenia to akurat nie spadniesz choć niewątpliwie masz w dziedzinie spadania pewne doświadczenie. Poza tym przy każdym jednym zabiegu, za każdym razem będziesz pytana jak się czujesz, czy nie sprawia ci dany zabieg dyskomfortu.
No właśnie -zabrał głos doktor-kierownik. Rehabilitanci wszystko zapisują - jeśli któryś zabieg sprawia pacjentowi dyskomfort to w porozumieniu z lekarzem prowadzącym zmienią dany zabieg na inny. Tu mamy naprawdę dobrą kadrę, często sami zmieniają rodzaj zabiegu gdy widzą, że coś pacjentowi nie pasuje a człowiek boi się o tym powiedzieć. Oczywiście każda taka zmiana jest odnotowana. I po każdym zabiegu pacjent podpisuje kartę zabiegową, to ślad, że zabieg się odbył.
Robert podniósł się z krzesła - no to my się będziemy gubić. Jestem "stary" twoim dłużnikiem. Bzdura, stwierdził doktor-kierownik, żaden problem. Daj znać kiedy się będziecie obrączkować. Muszę zobaczyć jak się obrączkuje facet, który twierdził, że prędzej umrze niż się ponownie ożeni. Robert uśmiechnął się - gdybyś znał Ewę to rozwiódł byś się ze swoją trzecią żoną i błagał by Ewa za ciebie wyszła. A ślub robimy bardzo cichy - tylko my i świadkowie.
Przed wyjściem zatrzymali się chwilę przy basenie, by przeczytać regulamin korzystania z basenu. Gdy wsiedli do samochodu Ewa stwierdziła, że naprawdę obawia się, czy da radę przetrzymać te wszystkie zabiegi. Gdy wdepnę tam rano o 9,00 to pewnie dopiero o 15,00 skończę zabiegi, jeżeli nie będzie dużych poślizgów. Będę musiała brać ze sobą jakieś przegryzki i picie. No i muszę dziś zadzwonić do ojca i może jutro zabrać od nich samochód. Muszę nim trochę pojeździć. Dobrze, że będę jeździła rano "pod prąd" - zresztą po południu też.
Trochę dziwny facet - nie zna mnie, a wali mi po imieniu, bo się dowiaduje, że jestem twoją narzeczoną. On naprawdę ma trzecią żonę?
On się najwcześniej z nas ożenił- podejrzewam, że po prostu miał dość mieszkania w akademiku i dlatego się ożenił. Jego teść był bardzo dobrze prosperującym badylarzem a do tego miał warsztat samochodowy, pod Warszawą. Ledwo pamiętam tę jego żonę. Nie wytrzymała męża studenta, który niestety miał duuużo nauki i mało czasu dla żony. Teść im kupił w prezencie ślubnym mieszkanie typu pokój z kuchnią. Żonka mu się "zbiesiła" i puściła skutecznie z innym. W ramach rekompensaty ten pokój z kuchnią teść przepisał na niego. Druga z żon starała się o stypendium zagraniczne, ale jakoś wtedy łatwiej dostawali takie stypendia ludzie tu umocowani rodzinnie a nie samotni, więc się z nią ożenił, jakoś nie kojarząc, że ten ślub był jej tylko do tego otrzymania stypendium potrzebny. Łudził się, że on do niej pojedzie, gdy ona tam zrobi dyplom. Dyplom zrobiła i rozeszła się z nim nawet tu nie przyjeżdżając. A tej trzeciej to praktycznie nie znam, na ich ślubie nie byłem, byłem mocno zajęty własną karierę naukową . Wiesz, my się wszyscy dość rzadko spotykamy, ale jedno jest dobre - nasza szóstka dobrych ongiś kumpli nadal sobie pomaga jeśli któryś o pomoc w jakiejś sprawie poprosi. I chyba ciekawostką jest fakt, że wszyscy mamy doktoraty, wszyscy mamy po 1 dziecku i wszyscy przynajmniej jeden rozwód za sobą.
Brzmi ciekawie- stwierdziła Ewa - jakiś socjolog mógłby napisać niezłą pracę. Może wtedy władze dostrzegłyby, że wcale w Polsce życie nie jest lekkie a wiele przepisów wcale nie jest frontem do ludzi. Wpadło mi właśnie do głowy, że może nim wrócimy do domu to wpadlibyśmy do moich rodziców - muszę ten swój samochód wziąć od nich. Co prawda jest zarejestrowany na mamę, ale tak naprawdę jest mój. Kupiłam go gdy już zaczynało być nieco krzywo między mną a byłym i ojciec mnie namówił bym go kupiła na mamę. Mamcia "napadnięta" z marszu, nieprzygotowana, że ich ktoś nagle "nawiedzi" jest całkiem normalna.
I powiesz, że mamy się pobrać? - dopytywał się Robert. Powiem. I powiem nawet kim jesteś w sensie zawodowym. A żeby mamcię "dobić" powiem, że mieszkamy razem. Po takiej wiadomości mamcia nie zrobi nam niespodziewanego nalotu. Jeżeli się zgadzasz , to jedź od razu na starą Sadybę, będę robić za pilota. Mieszkają w starej osadzie oficerskiej, dziadek był zawodowym wojskowym. Śmieszna ta osada jednakowych domków. Mam wrażenie, że wszyscy trafiają do własnego domu tylko wtedy gdy spojrzą na jego numer - przynajmniej ja tak zawsze miałam i mam nadal.
Kochanie moje, czy jeszcze dużo rzeczy przede mną ukrywasz?- w głosie Roberta dało się słyszeć lekką pretensję. Ewa uśmiechnęła się i powiedziała- od chwili gdy doszliśmy do wniosku że będziemy razem zaczęłam odtajnianie. Zupełnie niczym rząd amerykański z aktami FBI. Zresztą to wszystko są pozorne tajemnice, które w żaden sposób nie rzutują na nas, na twoje i moje uczucia. Moja mamcia powinna była mieć z tuzin bachorów a ma mnie tylko jedną i gdybym tylko pozwoliła zalizałaby mnie na śmierć. A propos ukrywania - mój były jest synem jej byłej najlepszej przyjaciółki, a nasze małżeństwo było spełnieniem marzeń głównie mojej matki, która była wielbicielką powieści "Ania z Zielonego Wzgórza". Wymyśliła sobie, że skoro ona ma córkę, a psiapsiółka syna to "będzie cudownie gdy dzieci się pobiorą" i obie idiotki pchały nas ku sobie. I dlatego jakoś zupełnie nie garnę się do własnej matki. A przyjaźń obu pań rozleciała się z hukiem, gdy ja zażądałam rozwodu. Mamcia twierdziła, że "były" z czasem zmądrzeje, ale na szczęście tata mnie poparł i załatwił adwokata. I naprawdę, więcej tajemnic nie mam.
Po chwili milczenia dodała: no może jedną mam - gdy weszłam pierwszy raz do twego gabinetu i spojrzałeś na mnie tymi swoimi tak mocno niebieskimi oczami omal nie padłam, a potem jakoś wcale nie spieszyło mi się z wyjściem od ciebie. Gdy mnie wtedy badałeś marzyłam tylko o tym, by trwało to jak najdłużej. To naprawdę zdarzyło mi się pierwszy raz w moim czterdziestoletnim życiu. Mam podejrzenie, że jeszcze nie jeden raz będę coś dzięki tobie przeżywała po raz pierwszy.
Na najbliższym skrzyżowaniu skręć w prawo a potem na najbliższym skręć w lewo i potem jedź wolniutko, bo muszę śledzić numery. Zresztą tam już będzie obowiązywała trzydziestka. Sprzed domu zatelefonuję do taty, że jesteśmy. Bo tata ma komórkę, mama nie. Podejrzewam, że obaj się polubicie. Stop. Jesteśmy na miejscu. Ale przytul mnie jeszcze i pocałuj. Z pewnym trudem się od siebie oderwali i Ewa zatelefonowała do ojca mówiąc - cześć tato, jestem przed waszym domem razem z moim narzeczonym, muszę zabrać samochód, będzie mi potrzebny przez najbliższy miesiąc. Stoimy przed bramą. W kilka minut później w otwartych drzwiach domu stanął wysoki, siwy , chudy mężczyzna, zszedł po 3 schodkach i podszedł do furtki, przed którą stała Ewa z Robertem. Starszy pan wyciągnął rękę do Roberta i powiedział- witam, miło mi będzie pana poznać. Całując Ewę w policzek powiedział- a czemu sama sobie nie otworzyłaś drzwi? Bo nie wzięłam z domu kluczy, po drodze wpadłam na pomysł, żeby do was wdepnąć.
Wchodźcie, wchodźcie do domu. Mamy w domu nie ma, jeszcze nie wróciła od fryzjerki. Będzie miała niespodziankę.
Tatku, to jest Robert. W kwestii jego CV to jest chirurgiem ortopedą, ma tytuł profesora, jest ode mnie 10 lat starszy. Chcemy wziąć ślub, bo usankcjonowany prawem związek mniej utrudnia życie. Oboje jesteśmy po nieudanych związkach, więc już jesteśmy nieco przeszkoleni w kwestiach pułapek, jakie niesie za sobą małżeństwo. Ślub chcemy mieć cichutki, tylko my i świadkowie. Musimy tylko złożyć dokumenty. A samochód jest mi potrzebny, bo przez miesiąc będę 5 dni w tygodniu jeździła do Konstancina na rehabilitację. Po tamtym upadku z drabiny mam niejakie problemy z kręgosłupem. I nie proponuj, że możesz mnie codziennie wozić - bo ja tam będę codziennie 5 lub 6 godzin, więc nie miałbyś co tam ze sobą zrobić. Gdyby to było raz w tygodniu w lecie to może miałoby to jakiś sens, bo mógłbyś spędzać czas w Parku Zdrojowym. Ale nawet latem byłoby to bez sensu- w tym parku nie ma co robić. Tatuniu, sfiwt sprawny? No pewnie, jeżdżę nimi na zmianę. I nawet wczoraj nim jeździłem i jest zatankowany. Wystarczy jak fotel sobie przestawisz i ustawisz lusterka.
No fajnie. Wiesz, to my już będziemy znikać - nie mam zamiaru czekać na mamę. Zdzwonię się z nią i po prostu do nas wpadniecie. Bo zgwałciłam Roberta by mieszkał u mnie, a on, na szczęście uległ.
Mama będzie niepocieszona, że nie zaczekaliście na nią- stwierdził ojciec. Ewa pogłaskała tatę po policzku - to masz za zadanie ją pocieszyć. My naprawdę mamy mało czasu. Sprawdziła czy ma w torebce kluczyki od samochodu i skierowała się do wyjścia. Żegnając się z Robertem ojciec Ewy powiedział do niego : oj, odważny z pana człowiek. Robert uśmiechnął się i powiedział- być może, ale przede wszystkim jestem szczęśliwy.
Ewa szybko poprzestawiała lusterka i fotel, tata w międzyczasie otworzył bramę i Ewa wyjechała z posesji. Robert pokazał jej by jechała pierwsza. Pojechali od razu na płatny parking strzeżony i Ewa opłaciła miejsce parkingowe z góry za miesiąc. Gdy szli z parkingu do domu Robert stwierdził - masz bardzo miłego tatę. I dobrze jeździsz, nie po babsku. Ulżyło mi, bo mówiłaś, że dawno nie jeździłaś. No bo ostatni raz to jechałam na pierwszą wizytę u ciebie. A że się wtedy naszukałam miejsca do zaparkowania, to odstawiłam samochód i jeździłam potem autobusem. A przedtem to cały czas jeździłam swiftem, to już mój trzeci samochód. Tylko nie powiedz, proszę, że to też ukrywałam przed tobą. Dla mnie jeżdżenie samochodem to taka sama czynność jak jedzenie posiłków lub ich przygotowywanie - nie mają te czynności żadnego znaczenia z punktu widzenia uczuć nas łączących. Pytaj mnie o wszystko - przyrzekam, że zawsze powiem ci prawdę. Nie mam nic do ukrycia. Gdy będziemy omawiali dotyczące nas sprawy organizacyjne to ci powiem ile zarabiam, ile mam pieniędzy na koncie bankowym, w którym banku, jak wygląda moje zabezpieczenie finansowe. Mieszkanie, w którym teraz mieszkamy jest moje, własnościowe, już spłacone. Mogę z nim zrobić co mi się zamarzy. Gdybyśmy mieszkali w innym, bardziej cywilizowanym kraju wcale nie byłby potrzebny ślub. No i jak się domyślasz domek na Sadybie dostanę w spadku. On jest nawet w dobrym stanie, wojna nie zaszkodziła tej części miasta, a rodzice bardzo o niego dbali. I jest w pewnym sensie atrakcyjny, bo jest podłączony do elektrociepłowni i do sieci gazowniczej. To nawet sporo kosztowało, ale się opłaciło. Jest co prawda ogródek, no ale zawsze można zrobić z niego japoński ogród kamienny, no chyba, że będziesz kosił trawę i go podlewał.
Będę robił co tylko zechcesz - zapewnił ją Robert. Jutro wystawię dla ciebie upoważnienie do pobrania moich dokumentów z USC. Tylko sobie wezmę twój numer dowodu osobistego. Biorąc swoje weźmiesz i moje, najbliższe dni mam mocno zatkane. A w weekend porozmawiamy poważnie o stronie organizacyjnej w naszym wspólnym życiu.
Ale chyba nie chcesz mnie rzucić? Bo jeśli chcesz to rzuć mnie teraz, zaraz, nie czekaj do weekendu- cichym głosem stwierdziła Ewa. Robert zatrzymał się jak wryty - co ci jest? oszalałaś? Kocham cię, chcę jak najprędzej być z tobą, ale nie możesz z tego powodu ponosić wszystkich wydatków. O to mi idzie!
:)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuń