sobota, 6 sierpnia 2022

Trudny wybór - 78

 Emil rozszerzył "kartę pacjenta" w prywatnej lecznicy, Adela była  tam na jednej wizycie, powiedziała u kogo  dotychczas była pod opieką i okazało  się, że jej ulubiony lekarz jest oczywiście tu znany i umówiła  się , że za 3 miesiące pokaże  się na kontrolę.

Adela wpadła  na pomysł, żeby w ramach prezentu ślubnego zorganizować dla Ireny i Arka niewielkie ślubne przyjęcie w Kuźni Wilanowskiej. Poza tym była to również okazja do rewanżu za podjęcie się przez Arka roli promotora Adeli.

W pracy Adela chciała wziąć jeden dzień urlopu z racji tego , że będzie świadkiem na  ślubie, ale szef powiedział, by się nie wygłupiała i spokojnie opuściła biuro już o 10,00 rano, skoro ślub jest wyznaczony na godzinę 13,00. Zdąży spokojnie dojechać  do domu i się przebrać  na tę okazję. Emil po prostu wziął jeden dzień bezpłatnego urlopu, więc Adela tego dnia  sama przyjechała  do pracy i w  godzinę po przyjściu została przez  szefa wygoniona  do  domu.

Emil uprzedził Arka, że po owej "wstrząsająco krótkiej" uroczystości pojadą na obiad, który jest prezentem ślubnym. Arek twierdził, że to  zupełnie niepotrzebne,  choć miłe, ale Emil powiedział, że nie ma lekko, bo to pomysł Adeli, a z jej pomysłami to raczej  nie ma  co walczyć. A przed obiadem będzie krótka sesja fotograficzna, która również jest prezentem od nich. I fotograf zrobi im również zdjęcia  w USC.  I tylko  należy się modlić, by była  ładna pogoda, to zdjęcia plenerowe będą  super. Wytłumaczył też Arkowi, że ta sesja to istne poświęcenie ze strony Adeli bo ona nie lubi się  fotografować.  A zdjęcia  będzie  robił kolega  Adeli jeszcze  ze  szkolnych lat.

Adela była umówiona z Konradem, że przyjedzie do USC tuż  przed ślubem, zrobi kilka  fotek wewnątrz w trakcie  ślubu, a potem w  dwa samochody pojadą do Wilanowa. Po dość krótkim, bo zaledwie pół godzinnym namyśle, Adela ubrała spodnium - czarne w  białe łezki, a pod żakiet włożyła białą bluzkę ze stójką wykończoną delikatną koronką. Rękawy też  były nią  wykończone i lekko wystawały z rękawów żakietu. Na nogach  miała białe szpilki z czarnymi obcasami i malutkimi czarnymi kokardkami Torebka też była dwukolorowa- biała z czarnym ozdobnym zapięciem. Gdy się ubrała Emil  stwierdził, że wygląda niczym modelka.

Gdy podjechali pod USC, Ireny i Arka jeszcze  nie było, a Konrad obwieszony sprzętem przepatrywał wewnątrz,  z którego miejsca najlepiej będzie fotografować. I chyba się "pani od ślubów" podobał, bo nawet pozwoliła  się sfotografować Polaroidem i zaraz otrzymała zdjęcie w prezencie. 

Emil był w garniturze w kolorze ciemnego grafitu i, jak stwierdził Konrad, był świetnym tłem dla Adeli. To określenie  ogromnie  się  spodobało  Emilowi i powiedział - to bardzo miła  rola dla  mnie a poza tym wiadomo, że nieodpowiednie  tło może popsuć zdjęcie nawet  najpiękniejszego obiektu - np. tło w postaci kominów elektrociepłowni siekierkowskiej  a na pierwszym planie Pałac Wilanowski. I mam gdzieś nawet takie  zdjęcie. Konrad stwierdził, że w tym przypadku szło mu o to, że grafitowy kolor garnituru Emila był tłem podkreślającym czerń jej stroju. A potem dodał - nie  wiem jak  to jest, ale w  tym spodnium Adela wygląda ogromnie  kobieco. Adela popatrzyła na obu i stwierdziła, że im się  chyba  mózgi  lasują co  dość  dziwne, bo wcale nie ma upału.

Niezbyt młodzi państwo młodzi wkrótce przyjechali. Arek był rzeczywiście w tym garniturze,  w którym podobał  się  Adeli,  a Irena w jednoczęściowej sukience wełnianej w jasno wrzosowym kolorze. Góra tak  zwanie  "blisko  ciała", dekolt głęboki  w  szpic, spódnica  sukienki lekko rozkloszowana. W ręce trzymała  mały bukiecik z bladoróżowych kwiatków.

W pół godziny później było po "uroczystości" i dokumentacji zdjęciowej i w trzy samochody pojechali do Wilanowa. Konrad ustawiał głównie nowożeńców a Adelę "zdejmował" z  zaskoczenia. Oczywiście Konrad  też   był zaproszony na obiad, ale twierdził, że musi wracać do  zakładu, bo dziś teść nie miał niestety czasu by go zastąpić, więc musi jak najszybciej wracać . I zatelefonuje do Adeli, gdy zdjęcia będą gotowe do odbioru.

Podczas obiadu rozmowa  dotyczyła  głównie spraw  codziennych. Arkowi udało się umieścić mamę w zakładzie opiekuńczym w Wiśniewie koło Tarchomina. Zakład  prowadziły siostry zakonne, z których większość   miała przeszkolenie pielęgniarskie.  Mamę zainstalowano w pokoju dwuosobowym. Arek opowiadał, że budynek jest w  dużym ogrodzie,  z tego co widział to jest niezmiernie czysto, podopieczne te, które wychodzą, dużo czasu  spędzają właśnie  w ogrodzie. Gdy przywiózł mamę to akurat trafił na obiad i  był zaskoczony wielce smakowitymi zapachami. Wszystkie pokoje mają  własne łazienki a obsługi jest  sporo, bo pracują tu też "cywilne" pracownice. I nie ma  leżenia  w łóżku cały  dzień, jeśli nie  zaleci tego lekarz. Jest też  biblioteka, jest i oczywiście kaplica. No a mama Arka chyba jeszcze  długo będzie wracała do zdrowia i nie wiadomo ile  "pamiątek" zostanie  po tym udarze. Oczywiście Arek przedstawił mamie ten zakład  jako sanatorium, ale po tym udarze to dobrze, że choć mama nie  za bardzo kontaktuje, to jednak się porusza, więc  jest codziennie wyprowadzana na spacer i sporo czasu spędza na świeżym powietrzu. A w Piasecznie to wcale nie  wychodziła z domu.

Dom w Piasecznie kupił od Arka kuzyn Ireny. Oni są w tej  chwili na etapie urządzania się na Ursynowie. Część mebli zostawią w Piasecznie a na Ursynów wezmą meble z mieszkania Ireny. Mają zamiar to mieszkanie wynajmować. Jest na Saskiej Kępie na  ulicy Zwycięzców. To dobra lokalizacja, bez trudu znajdą chętnych na  wynajem. Co prawda to jest trzecie piętro a windy  brak, ale w budynkach  wówczas projektowanych schody były  znacznie wygodniejsze.

W pewnej chwili Irena powiedziała do  Adeli - miałaś rację, bardzo ładny ten garnitur i faktycznie Arek dobrze  w nim wygląda. Masz oko, w jasno popielatym nie wyglądałby dobrze. A gdzie ty dorwałaś to swoje spodnium? Wyglądasz w  nim super!  Nie widziałam u nas dżersejowych spodniumów.  

Kupiłam go dość  dawno w którymś komisie na  Chmielnej. Musiałam niestety skrócić spodnie i rękawy w żakiecie. Ja mam zawsze  problemy z długością bo niewymiarowa jestem. Dobrze, że szpilki nadal w  modzie. A torebka i  szpilki też  rodem  z Chmielnej. I nie były wcale kupowane razem.

A ten fotograf to twój były?- zapytała  cichutko. Adela pokręciła przecząco głową - chodziłam z nim razem do liceum. On  wżenił się  w  zakład fotograficzny, żonaty i  dzieciaty, skończył chemię na Politechnice. A zakład ma blisko  nas. A jeśli idzie o  mojego byłego to umarł.  To normalne u kogoś kto nie dba  wcale o  siebie tylko robi wszystko by szybko zejść z tego świata. Bo  w pewnej chwili życie  zaczęło go przerastać.  A Emil go znał,  nie  musisz mówić szeptem. Nie  mamy do siebie pretensji o  to co było przed nami,  nim się poznaliśmy. Liczy  się to  co jest teraz i to co razem tworzymy. Ty chyba  nie masz pretensji do Arka, że kiedyś się nawet ożenił, prawda? Bardzo rzadko jest tak  w życiu, że ta pierwsza miłość jest i ostatnią w naszym życiu. Niezmienne- póki co- jest  to, że w dzień jest jasno a w nocy ciemno.

Emil, który jednym uchem łowił rozmowę   pań powiedział - wyobraź  sobie Ireno, że ja nawet  lubiłem jej "byłego", to był inteligentny człowiek i właściwie poznaliśmy się  dzięki niemu- i już wtedy on był tylko jej "byłym". Szukałem pracownika  do swojego działu i trafiła  do  mnie. 

Oooo, to prawie jak z jakiegoś romansu - powiedziała  Irena. Nie wiem bo  nie czytuję romansów- stwierdził Emil. Szalenie mi  się to Maleństwo podobało i nie  tylko z urody - podniecała  mnie  całość- jej inteligencja i umiejętność właściwego znalezienia się w każdej sytuacji, potem dobroć. Siedzieliśmy biurko w biurko, a ja wgapiając  się w to co  miałem rozłożone przed sobą zastanawiałem się jaki smak mają jej usta i co zrobić by  z nią być na  zawsze. Niewiele brakowało bym jej w pracy powiedział, że ją  kocham. Oj  ciężko było mi wtedy,  ciężko.

Arek, który do tej pory milczał powiedział - znamy się kopę lat,  ale pierwszy raz widziałem ciebie tak zaangażowanego- gdy pierwszy raz omawialiśmy razem  z Adelą jej pracę magisterską ty nie  spuszczałeś z  niej wzroku i  czułem się tak, jakbyś ją starał się odgrodzić od wszystkich ścianą z plexi- ty  z nią po jednej stronie- reszta  świata po drugiej. I często to robisz nadal. Zaczarowała  cię, czy  co?

No chyba tak, bo wciąż czuję ten sam dreszcz jak wtedy gdy ją zobaczyłem po raz pierwszy. Bo to dziewczyna z moich snów. Przecież, jak mówiłeś, nie widziałeś jej twarzy, więc skąd możesz  wiedzieć, że to ona? Powiedz po ludzku, że byłeś  wtedy  wyposzczony i nic dziwnego, że śniła ci  się jakaś dziewczyna- złościł się Arek.  Nie byłem wtedy wyposzczony, nigdy nie  narzekałem na brak chętnych. Ona śniła  mi się w  sumie 4 razy, za każdym  razem tak samo- ta sama pozycja w czasie  snu i jeden znak rozpoznawczy. Już po pierwszej nocy byłem prawie pewny, że  to ona. I Adela ma ten maleńki znak, to maleńka blizenka. Poza tym jakimś cudem ona  zna wszystkie moje  myśli i pragnienia, nawet jeśli tego nie  zwerbalizuję. 

A z wami to też coś dziwnego jest - które to już wasze kolejne "zejście  się" - zapytał Emil. Chyba czwarte, albo nawet piąte- odpowiedziała  Irena. Czasem były  to zejścia bardzo krótkie, po których i rok mogliśmy się  nie  widzieć. Ale mam wrażenie, że tym razem coś się w nas obojgu przełamało. Arek bardzo się zmienił a ja chyba zaczęłam dostosowywać swoje wymagania  do realiów. I, tylko się nie śmiejcie - chcemy mieć dziecko. Pewnie będzie nieznośne po takich rogatych rodzicach. I oby się nam udało je  mieć.

Emil mrugnął do Adeli i powiedział - my chyba też zaczniemy się przymierzać do operacji "dziecko". Kiedyś przecież trzeba. Co prawda znam takich,  co płodzenie potomstwa zaczęli w  wieku grubo powyżej pięćdziesiątki bo wcześniej  jakoś nie  czuli powołania do roli  ojca. A potem "życzliwi" zastanawiali się niemal głośno, czy to aby  naprawdę ich produkt czy  może jakiegoś kochanka żony. Już nawet rozejrzałem się gdzie można  w godnych i bezpiecznych warunkach mieć  poród  rodzinny.  Bo nie wyobrażam sobie by mnie przy  tym nie było. I wiem, że można opłacić dostawkę i nawet spać razem z żoną i dzieckiem.  I jest przeszkolenie w zakresie higieny dziecka, uczą kąpiółki, przewijania itp.

Oooo, jakoś mi te nowości umknęły- stwierdziła Irena. Czyżbyśmy zaczęli pomału odrabiać  zaległości względem bardziej cywilizowanych krajów? Może i u nas nie  będzie  wkrótce potrzebna  akcja "rodzić po ludzku"? Byłoby  nieźle. To co mi opowiedziała moja kuzynka już po urodzeniu dziecka było znakomitym środkiem antykoncepcyjnym dla  mnie - wystarczyło bym sobie o tym pomyślała i ochota na  seks ulatniała  się całkowicie i na długo.

Nie  dziwi mnie  to, też się nasłuchałam koszmarnych opowieści. A potem się dziwią dlaczego taka niska dzietność w narodzie. Jak raz nieopatrznie wskoczysz do  wrzątku to potem  juz uważasz - to przecież normalny odruch- stwierdziła Adela.

                                                                c.d.n.