czwartek, 3 marca 2022

Ryzykantka - 34

Sobotni  dyżur Roberta  rozpoczynał się o 8 rano i  kończył o 8 wieczorem. Ojej, martwiła się babcia- jak ty biedaczku tyle godzin wytrzymasz  w pracy! Robert się śmiał- normalnie, bo natłoku pacjentów  nie będzie, to nie zima i raczej nie będzie połamańców, z tego co wiem pogoda też nie powinna  nam przysporzyć jakichś  nagłych przypadków, poza tym ci co skaczą na główkę do wody i sobie  ją wbijają w kręgosłup to do nas  nie trafiają. Posiedzę, poleżę, poczytam, zjem w kantynie obiad  w charakterze  drugiego śniadania, porozmawiam  z pacjentami na oddziale i z jakimiś kolegami. Kilku jest całkiem, całkiem miłych i rozmownych. Obejrzę Klona, zrobimy mu tomografię  komputerową i dzionek minie. Taki dyżur jest znacznie  milszy od dyżuru  nocnego - tak się rozbestwiłem,  że nie chcę  spać poza  domem. Więc tak sobie ustawiłem dyżury, żeby mieć głównie  te sobotnie lub niedzielne ale nie mieć nocnych. Nocne to były dobre gdy nie  miałem rodziny.

Około  południa przyjechała do Ewy i reszty  rodziny Alina  z Klonem. Byli już po badaniach w klinice Roberta. Wg Roberta wszystko  było w porządku, teraz tylko jak na razie żadnego skakania  na tej nodze, Robert pokazał zestaw codziennych ćwiczeń, a Alina  stwierdziła, że po prostu będzie musiała  dzieciaka przypilnować osobiście, bo tylko wtedy będzie  miała pewność, że te ćwiczenia on zrobi  na pewno. Bo Franek jest  zbyt  niecierpliwy a i zbyt pobłażliwy.

 Klon, dziecię  szczere i bardzo  bezpośrednie stwierdził, że "fajna  ta nasza  nowa kuzynka" czyli Wela, zaś Pawła przepytał jakiej płci woli mieć dziecko - chłopca czy  dziewczynę. Był wyraźnie  zdziwiony i zgorszony gdy Paweł stwierdził, że wolałby dziewczynkę, ale to tak  naprawdę nie jest istotne, bo rodzice i tak kochają każde  swoje  dziecko,  bez  względu  na  jego płeć. 

Ale gdybyś był królem - perorował Klon- to byś wolał mieć  chłopca, żeby  potem też był królem. Ale są kraje, którymi rządzą królowe - stwierdziła Alina, na przykład w Wielkiej Brytanii rządzi  królowa  Elżbieta. Klon się  skrzywił - chyba tylko na pokaz, bo na pewno to rządzi jej  mąż.  A kto rządzi u was w domu?- zapytał Paweł.  Mama, bo tata  nie ma  czasu. No widzisz Gapiszonie, kobiety potrafią bardzo dobrze i mądrze rządzić - podsumował Paweł. Dlaczego mówisz na  mnie Gapiszon?- obruszył się  Klon.  Paweł uśmiechnął się - bo tylko Gapiszon wchodzi tam gdzie  nie  wolno i  potem sobie  łamie  nogę zeskakując. Klon  zapowietrzył się i do końca  wizyty nie  odezwał się ani słowem. Alina  z trudem powstrzymywała się by nie wybuchnąć śmiechem. Gdy na pożegnanie objęła Pawła szepnęła mu do ucha - jesteś mistrzem- udało ci się  wyciszyć Klona.

Pierwszego października Paweł rozpoczął kolejny rozdział swego życia. Jak potem  zwierzał się w domu, to  nieco dziwne być na uczelni w innej niż dotychczas roli. Miał niewielką tremę przez kilkanaście pierwszych  dni, ale  potem nieco okrzepł. 

Ewa trzy dni w tygodniu spędzała w biurze, czyli wtorki, środy i czwartki, pozostałe  dwa dni pracowała  w domu. Zigi zwierzył się Ewie, że nawet  zakupił  "swojej kobiecie" pierścionek, ale jeszcze się  nie oświadczył, bo się znów pokłócili i aktualnie jest sam. Ale "trzyma rękę na pulsie", ona się z nikim  nie  spotyka. Ewa  spojrzała się na niego z politowaniem i wycedziła przez zęby -  miałam cię  za inteligentniejszego, no cóż, pomyliłam się. Oszczędź mi na przyszłość opowieści o sobie i jojczenia, że wciąż  jesteś sam. Jak widać  zasługujesz  na to w pełni. No to co mam zrobić?- zapytał. Wybacz Zigi, ale  mnie to już  nie interesuje, to twoja  sprawa, twoje  nie  moje  życie. Jesteś  już dużym  chłopcem - może idź do jakiegoś psychologa, albo  do psychoterapeuty albo do wróżki, ale  mnie już nie pytaj o to co masz zrobić.  

Sprawdziłeś już  faceta od tego wybetonowanego placu?  A tak, sprawdziłem. Ten plac jest  jego, to pozostałość po jakimś magazynie. Magazyn zlikwidowano, bo pilnowanie  go było zbyt kosztowne - magazyn  był tuż przy rzadko uczęszczanej drodze i kusił złodziei. Gdy stał pusty to nawet deski ze ścian rozkradziono. No i facio kupił ten wybetonowany plac. I ma facet wyraźnie  chorą wyobraźnię, bo do najbliższego  względnie  cywilizowanego  miejsca jest nieco ponad 20 kilometrów, dookoła placu pustka niemal po horyzont, trochę rachitycznych brzózek, żadnego prawdziwego lasu, nawet strumyka  nie  ma, nie mówiąc już o jakimś  jeziorze czy rzece. Powiedziałem facetowi co myślę o stanie jego umysłu i pożyczyłem mu by znalazł kupca na sam pusty plac. Jemu się marzyło by tam zrobić parking i na nim mały hotel z knajpką. Tylko jakoś nie skojarzył, że to nie jest zbyt często uczęszczana trasa.

A co u  ciebie Ewuś? U mnie?- normalka. Młody się ożenił, zostałam  teściową. Miła dziewczyna, tylko trochę za nerwowa i zbyt płaczliwa jak dla mnie. Ma już licencjat z biotechnologii, ale idzie dalej. Mam jednak  nadzieję, że się oswoi i uspokoi. A Młody obronił magisterkę, został na uczelni i będzie  robił doktorat. Mamcia i tata w porządku, mamcia uwielbia Młodego, podobnie  jak mego męża. Tata jak zwykle wyważony, ale też obu bardzo mocno "usynowił". I, jak wiesz  mieszkamy wszyscy pod jednym dachem. Nigdy wcześniej  bym tego nie podejrzewała, że jestem do tego zdolna.

A ty- spytał wpatrując się w nią intensywnie. Nadal jesteś taka  zapatrzona i  zakochana w tym facecie? Ewa roześmiała się - no popatrz Zigi- nadal jestem  zakochana i  zapatrzona w niego jak w tęczę na niebie.  Tylko mi nie powiedz, że  po latach spędzonych z Koczkodanem to każdy może mi się wydawać cudowny. 

Nie, nie myślę tak, tylko nieco twojemu zazdroszczę. Właściwie  to zazdroszczę i tobie  jemu. Bo nawet gołym okiem bez okularów  widać, że bardzo do siebie  pasujecie. A wiesz, kochałem się kiedyś w tobie niemal rok. Wiem o tym, ale tak się złożyło, że nasze  zainteresowania wzajemne sobą "rozjechały się" w czasie - byłam kiedyś  tak oczarowana tobą, że się głupio do tej rady studenckiej dałam  wrobić. No  a potem, ponieważ mnie  nie dostrzegałeś wszystko mi minęło - skutecznie. No ale może to i lepiej, że łączy nas przyjaźń a nie wyrko. Bo znacznie  łatwiej  znaleźć kogoś do seksu  niż znaleźć  prawdziwego przyjaciela. Oczywiście opowiedziałam o naszej przyjaźni Robertowi. Nie ma o to żalu. I na pewno ci oczu  nie podbije z tej okazji. I wiesz co, porób badania  kontrolne i rzuć palenie. Jesteś tylko  trzy lata ode mnie  starszy a wyglądasz starzej  niż mój ślubny, który jest od  ciebie 8 lat starszy. Coś nie jest zbyt dobrze z twoim zdrówkiem.  

Zigi skrzywił się - że też ty wszystko musisz  wypatrzeć - ostatnio jakoś  szybciej się meczę. Dobrze, porobię okresowe badania i to nawet prywatnie się wybiorę do lekarza. Mam w pobliżu  domu  prywatną przychodnię, jeszcze  mnie  na nią stać. Wiesz co Ewuś, powinniśmy dziś a najdalej jutro pojechać do Jerzego P.  On się przymierza do jakiejś nowej inwestycji i widzi nas  jako projektantów. 

No to jedźmy dziś- stwierdziła Ewa. Tak naprawdę to nigdy  nie  dowierzam Jerzemu, zawsze mam  wrażenie, że ten facet coś ukrywa. Na mnie robi wrażenie czegoś  śliskiego i lepkiego jednocześnie. I to jego "całuję rączęta" przez telefon przyprawia  mnie o  mdłości. W ogóle  wścieka mnie to wieczne cmokanie kobiet po rękach. Mam ochotę kiedyś wysmarować sobie  wierzch dłoni  czosnkiem.  Ciekawe jaką minę miałby jeden  z drugim.  Zigi zaśmiał się - możemy  kiedyś na Jerzym to wypróbować, gdy już podpiszemy  z nim jakąś umowę. Będzie  ciekawie jeśli jest  miłośnikiem  surowego  czosnku i  zacznie  ci rękę  lizać. No nie, przestań, to byłoby okropne! Jedno wielkie fuj!!!

Pojechali samochodem Ewy, która  nie lubiła Zigi w roli kierowcy. Kilka razy gdy on był za kierownicą omal nie  mieli kolizji i od tamtego czasu Ewa siadała za kierownicą, nawet gdy jechali jego samochodem. Nim na miejscu wysiedli z  samochodu Ewa wygrzebała  ze schowka cienkie rękawiczki i założyła je. Na pytające  spojrzenie Zigi powiedziała - no co, powiem, że mam egzemę i muszę chronić ręce. Posiedzę  dziś cały czas w rękawiczkach.  To jak  zrobisz  notatki? Zwyczajnie, one są dopasowane, można w nich pisać  na  klawiaturze. Mam wszak w mojej przepastnej torbie laptopa.  Co prawda  wolę robić notatki odręcznie, no ale skoro "mam egzemę"....

Ej zobacz, nie ma jego samochodu, dzwoniłeś do niego, że przyjedziemy? Dzwoniłem. Może wyskoczył gdzieś na chwilę, np. po kawę bo już zabrakło? Przecież ma  sekretarkę. No to wysiądź Zigi i sprawdź co jest grane.

W chwilę później z biura wyszedł Zigi i Jerzy P.  Zigi podszedł do samochodu, otworzył drzwi i szepnął- tylko nie zemdlej  z wrażenia i pomógł Ewie wyjść z samochodu. Ewa czym prędzej nałożyła na twarz służbowy uśmiech i wyciągnęła do Jerzego urękawicznioną dłoń mówiąc - och przepraszam, ale mam okropną egzemę. Boli, swędzi i okropnie  wygląda! Wyciągnięta do  niej dłoń Jerzego nieco opadła, a on wystękał- oooo, to bardzo przykre. No właśnie- dokończyła swą kwestię Ewa.

Zamiast do biura obaj panowie skierowali się na  zaplecze budynku i Jerzy z dumnym wyrazem twarzy powiedział- zobaczcie moi mili, czym teraz jeżdżę i z rozmachem otworzył ciężkie metalowe  drzwi i włączył oświetlenie - oczom Ewy i Zigi ukazał się motocykl - a dumny właściciel przedstawiał swój najnowszy pojazd - był to motocykl Kawasaki ZX 12R Ninja, który rozwijał prędkość 299km  na godzinę, jak z dumą opowiadał Jerzy. I teraz  mi żadne korki na drodze nie straszne! chwalił się Jerzy P. I pan tym jeździ do pracy? No pewnie, ma kopa  niemiłosiernego. I jak pan omija te  korki? jedzie pan rowem przydrożnym? - Ewa wyraźnie rżnęła głupa. Ależ skąd - zapewnił ją  Jerzy- po prostu  mogę lawirować pomiędzy samochodami. A  nie boi się pan, że z któregoś stojącego w korku samochodu ktoś niespodziewanie otworzy  drzwi i trzaśnie nimi  w pana gdy będzie  pan  akurat obok przejeżdżał? Toż przecież mam refleks, ominę je! Entuzjazm Jerzego i jego głęboka  wiara we własne możliwości były powalające. Tylko wtedy je pan ominie, gdy będzie wystarczająco  dużo miejsca, co w korku raczej  bardzo  rzadko się  zdarza. Chyba panu , panie Jurku, życie niemiłe!

A żonie się  podoba  pana  zakup? A skądże! Zaciągnęła mnie do notariusza i kazała zrobić testament. Tłumaczyłem, że przecież i tak wszystko odziedziczy po  mnie, ale nie odpuściła, musiałem zrobić zapis. Też bym tak  zrobiła będąc na jej  miejscu.

Wy kobiety jesteście przewrażliwione- 30 lat jeżdżę samochodem i tylko raz wpadłem w poślizg, bo zaczęła padać marznąca mżawka a jezdnia była  czarna i to mnie  zmyliło. No ale nic mi się  nie stało!

No a  motorem też  pan jeździ już 30 lat? Niech pan pojeździ nim  wpierw na torze nim się pan wybierze na szosę. Osobiście  bardzo nie lubię pogrzebów. A ubranko odpowiednie już pan kupił? Bo jednak na motorze nie da się pojeździć w  garniturze.

Pani Ewuniu, pani to mnie  chyba nie lubi! Ależ skąd, lubię pana, ale  nie lubię znajomych pogrzebów i dlatego to panu mówię. I mówię  całkiem poważnie- niech pan wpierw pojeździ tym swoim  "cudem" na torze. Wiem, że w Poznaniu jest tor, na którym amatorzy , oczywiście  za opłatą, mogą trenować samochodami, więc  może i motory w  jakieś dni lub  godziny też  tam  mogą  poszaleć. I niech pan  zacznie od  zakupu ubranka ochronnego. A pani jeździła  kiedyś na  motorze? No tak ze 20 lat do tyłu , tylko jako pasażer i to od razu dwa razy- pierwszy i ostatni. Nie pociągają mnie  motocykle. Nie  lubię  marznąć i  ewentualnie  moknąć.

A powie nam pan co ewentualnie  mamy projektować, gdzie i jakieś  założenia? Och, kochani, znalazłem piękne  miejsce! Gdy je  zobaczycie to zaraz będziecie  chcieli po jednym domku  dla siebie. Ewa wykrzywiła się w  niby uśmiechu- ja to na pewno  nie- bo ja  mieszkam  domku, w którym  mam wszystkie  miejskie  media- gaz, prąd i ciepłą wodę z elektrociepłowni.  I zadbany ogródek.No i mąż ma do pracy bliziutko, synowa też. I żadne  z nas  nie tęskni za ciszą i głuszą i przemierzaniem dwa razy dziennie kilometrów. Może Zigi jest  zainteresowany, ja na pewno nie! A gdy chcę kontaktu z przyrodą to jadę na Słowację.

Mina pana Jerzego wyraźnie ukazywała jego rozczarowanie- nawet pani nie wie gdzie to jest a już pani skreśla. No bo ja mam dom, panie  Jurku, drugi  mi nie jest potrzebny. A oprócz domu mam jeszcze  mieszkanie, w dobrej lokalizacji - osiedle  dobrze  skomunikowane z resztą  miasta,  na którym już jest pełna cywilizacja  miejska, łącznie  z przychodniami lekarskimi, aptekami, targowiskiem, przedszkolami, żłobkiem, szkołą. I nawet kościół jest.  No tak, no tak - powtarzał mocno rozczarowany pan  Jerzy.

No to gdzie masz ten  teren?- naciskał Zigi. W Kampinosie . Dobrze , że nie w Małdytach  albo pod Toruniem, zaśmiał się Zigi.  A masz już pewnych  kupców przynajmniej na 75 % domków?  Ty stary to chyba  rozum gdzieś zgubiłeś! To jest ponad 40 kilometrów od Warszawy! I kto to kupi? Upiłeś się, czy co? Chyba  nie  sądzisz, że ktoś będzie  dzień w  dzień  80 kilometrów zasuwał ! Na  nas nie licz - no chyba  że  dostałeś  jakiś duży  spadek i  zapłacisz  nam  z góry za projekt. Już się  naużerałam, żeby nam  zapłacili za projekt osiedla znacznie  bliżej  Warszawy, drugi raz się nie  dam nabrać.

Chodź Ewa, bo mnie zaraz szlag trafi. Pozdrowienia  dla Księżniczki Burgunda. Pan Jerzy był wielce zaskoczony obrotem sprawy i  miał bardzo głupią minę. Zigi pociągnął Ewę do samochodu i nim się pan Jerzy ocknął Ewa zdążyła  już wyjechać z posesji. No zgłupiał stary cap! Kampinos! Bo tereny tanie! To niech je sobie  kupi i zje. Przez całą drogę powrotną do biura Zigi obrzucał  pana  Jerzego niezbyt wybrednymi  epitetami.

                                                                          c.d.n.