wtorek, 16 sierpnia 2022

Trudny wybór - 85

W pierwszych dniach listopada Emil przejrzał swoje sekretne notatki i powiedział do Adeli - a może bym kupił w aptece test ciążowy?  Dla siebie? - zapytała  się  Adela. No nie, nie mam mdłości porannych. To dobrze,  bo ja też nie mam. Po odstawieniu tabletek tak  się rozregulowałam, że aż mnie to zdenerwowało. Ja cię nie chcę martwić, ale  zdaniem niektórych to te testy nie są w stu procentach miarodajne. Czuję się jak zwykle, zaczekaj jeszcze  trochę, to nie jest produkt, który znika z półek w tempie postępu geometrycznego. Za dwa tygodnie mam wizytę u swojego ulubionego doktorka.  Uważaj , bo jestem nieco zazdrosny - poinformował ją Emil.

Adela zaczęła  się  śmiać - no pewnie, jest o  co- facet ogląda setki  kobiet z odwrotnej perspektywy, głównie ogląda ich szyjki macicy. A gdyby mu pacjentka weszła  w innej kolejności niż są ułożone ich karty na jego stole w gabinecie to na 100% nie  wiedziałby jak ma na  imię i nazwisko kobieta, która właśnie weszła, bo nigdy się im  nie przygląda.  I zapewne zawsze każda pacjentka musi potwierdzić, że jest tą, której kartę właśnie trzyma w ręce.  Ale  na ciebie się patrzył, widziałem. Bo pewnie jestem jedyna, która zaznacza dni,  w których nie było stosunku, bo wtedy jest  mniej "rysowania". Nie da się ukryć, że trochę go  to zaintrygowało, ale  się spodobało, zwłaszcza gdy obejrzał moje wnętrze, któremu ta  sytuacja bardzo posłużyła. Poza  tym naprawdę niewiele kobiet przychodzi  ze swoim  mężem przed  ciążą. A i te ciężarne to tylko najmłodsze pokolenie. 

Jest pewien rytuał, ten  sam  dla  wszystkich  pacjentek-wchodzę do gabinetu, mówię  swoje nazwisko, facet bierze moją kartę i wpatrując  się w nią prosi o przejście do pokoju obok i przygotowanie  się do badania. Wchodzę do sąsiedniego pokoju, rozbieram  się, korzystam z toalety (żeby pęcherz był pusty), korzystam z prysznica, osuszam się, zakładam jednorazową mini spódniczkę z wiskozy i jednorazowe  kapcie i idę do gabinetu, ładuję  się na ten draczny fotel, zakładany jest  wziernik i jestem oglądana i odśrodkowo macana po usunięciu wziernika. Potem pan doktor  czuwa by się pacjentka nie wykopyrtnęła przy  schodzeniu,  pacjentka idzie  się ubrać, jednorazową  spódniczkę i kapcie wrzuca się do kubła, wraca do gabinetu  i teraz pacjentka dowiaduje  się więcej niż w trakcie  samego badania. Wściekałam  się, gdy  badający  mnie lekarz diagnozował  mnie gdy leżałam w tej  wyjątkowo  niemiłej dla mnie pozycji - a z dziwnym upodobaniem  robiły to lekarki. Ciekawa jestem czy one  lubiły tę pozycję czy  miało to pokazać pacjentce jaka pani doktorka jest  mądra i władcza. A ten wpierw pozwala  się kobiecie ubrać.  I zawsze mam wrażenie, że rozmawia z moją kartą zdrowia, bo się w nią  wpatruje. Ale bardzo go lubię właśnie za to, że czuję  się u niego tylko pacjentką a nie kobietą. Poza tym można go  zapytać o wszystko co budzi nasze  wątpliwości nie tylko w kwestii zdrowia w obrębie narządów płciowych i rodnych. I zawsze jest to kulturalna, wyczerpująca informacja. Jeśli zapisuje jakieś leki zawsze da rozpiskę stosowania i tłumaczy działanie  leku, wypyta się  czy i jakie  leki aktualnie  się bierze, żeby  nie było "kolizji".  No i każda  wizyta  trwa  u niego długo ale i tak walą do niego kobiety drzwiami i oknami. Bo to bardzo dobry  specjalista jest. No ale jeśli chcesz, to mogę wizytę u  niego odwołać i zapisać  się do  naszej przyszpitalnej przychodni, co jednak  wolałabym zrobić  dopiero za kolejną wizytą.

Maleństwo, przecież  żartowałem. Możesz przecież przez  całą ciążę chodzić do niego i raz na jakiś czas do tej przychodni. I tak już jesteś tam odnotowana, że chcesz mieć u  nich rozwiązanie. Z tego  co mówisz, to są u doktora  Z. bardzo dobre  warunki. No pewnie, że bardzo dobre, nawet lepsze niż w tej przychodni. Poza tym na pewno zrobi mi USG, które potwierdzi ciążę jeśli ona  jest , określi jej wiek i stan i ewentualnie  wykryje nieprawidłowości lub  wręcz  zagrożenia. W przychodni wiedzą pod  czyją opieką dotąd  byłam, znają go. 

A ten gabinet wraz z wyposażeniem zakładała lekarka, która  zmorzona  własną chorobą sprzedała  go właśnie jemu. Uprzedziła  wszystkie swoje  pacjentki, że sprzedaje  gabinet i właściwie  wszystkie jej  pacjentki przeszły do niego. I sądząc po tym,że najlepiej  się zapisywać na  kolejną wizytę wychodząc z aktualnej,  to nawet cena za wizytę kobietom  nie  straszna, gdy lekarz naprawdę  dobry.  A cena  mnie  akurat  nie dziwi, bo on jest dobrym  specjalistą i ma  świetnie  wyposażony gabinet a póki co  to cały nowoczesny  sprzęt medyczny tani to raczej  nie jest. Poza tym już sam lokal kosztuje, recepcjonistka też  nie pracuje tu charytatywnie. Bo nawet jeśli to  mieszkanie  jest wykupione, własnościowe, to jeżeli masz  w nim zarejestrowaną firmę to płacisz wyższy czynsz. On ma też podpisaną umowę z NFZ i to wszystko co refunduje NFZ to mamy wykonywane u niego bezpłatnie. Ma taką  fajną "ściągę" na biurku pod  szkłem, bo jak mówi to nawet mózg słonia by tego wszystkiego  nie  zapamiętał. Bo NFZ sobie  wyliczył ile w ciągu  roku może mieć pacjentka "darmowych" USG. No ale one przecież nie są darmowe, każdy płaci składkę zdrowotną.

Emil wpatrywał się w nią, w końcu powiedział - wychodzi na to, że Arek dobrze się na tobie poznał- byłabyś dobrym adwokatem  a zwłaszcza obrońcą. Adela skrzywiła  się -  nie do końca ma Arek rację- musiałabym być całkowicie przekonana i mieć  dowody, że dany podmiot jest rzeczywiście niewinny. Nie wiem czy  walczyłabym o kogoś kto rzeczywiście zawinił. Zakładam, że każdy ma rozum, więc wie  co robi. Chociaż ostatnio zastanawiam się, czy aby Arkowi  się rozumek  nie psuje. No ale przecież nie  wezmę  faceta  za rękę i nie  doprowadzę do psychoterapeuty. Każdy sam  musi do tego dojrzeć. 

Naprawdę zaskoczył mnie ostatnim swoim wybuchem w kwestii Ireny. No nie jest ona zapewne gejzerem intelektu, nie  czyta rozprawek filozoficznych przed snem i Arek ma ten luz, że nie musi się zbytnio wysilać by jej imponować  mądrością.  Ja często czuję  się przy Arku straszliwie niedouczona,  ale  w końcu  "trzeźwieję" i uważam  to za normalne, bo facet jest ode mnie dwanaście  lat starszy i pracuje w tym zawodzie a ja tylko teoretyzuję w tej materii.  Czasem mam  wrażenie, że Arek jest rozczarowany sam sobą, że z jakiegoś względu odpowiada  mu Irena.

Jesteś bliska prawdy. Słyszałaś  o szympansach karłowatych, nazywanych bonobo?  No wiem, że takowe istnieją i wiem, że generalnie  są najbardziej zbliżone pod  wieloma względami do ludzi,  ale to dotyczy wszystkich szympansów.  Tak, ale tylko szympansy bonobo zażegnują wszystkie stresy i konflikty seksem. Arek i Irena to właśnie "grupa bonobo".  Ale ta bardziej "człowiecza" część Arka stwarza mu pewien dyskomfort, bo jednak chciałby by "obiekt seksu" dorównywał mu inteligencją, ale aby go pod tym względem nie przewyższał.  Irena na pewno go intelektem nie przewyższa, ale i dla  niej seks jest dobry na  wszystko, na rozwiązywanie konfliktów między  nimi również. Tylko coraz częściej dociera do jego świadomości  fakt, że intelektem Irena  bardzo od  niego odstaje. I gdy się Arek oświadczał Irenie to zastanawiałem się tylko jak długo będą małżeństwem. Bo czułem, wiedziałem, że niezaspokojony w małżeństwie  jego głód intelektualny w którymś momencie  znów wyjdzie na wierzch. Wystarczy, że biedula nie  zrozumie w pełni "bełkotu prawniczego",  zada  niewłaściwe pytanie, albo w nieodpowiednim momencie się zdziwi i znów sobie Arek uświadomi, że mu Irenka rozumkiem nie  sięga nawet do stawu skokowego. Mnie to go nawet  żal - miał ojca niewątpliwie szurniętego, który go maltretował psychicznie. Arek nie kochał go, odetchnął z ulgą  gdy ojciec umarł i natychmiast wpadł w stress, właśnie z tego powodu, że poczuł ulgę gdy ojciec umarł. To facet skomponowany z samych sprzeczności. Nie przeszkadza mi, że cię niemal wielbi, bo on w pełni docenia twój intelekt, ale jednocześnie "opakowanie" nie wzbudza w nim żadnych emocji, darzy  cię tylko swą przyjaźnią, a jako przyjaciel to on się sprawdza. Cierpi, że jego matka nie  dożywa swych  dni we własnym  domu,  ale wie, że on sam  nie jest  w stanie zapewnić jej właściwej opieki, a tam, w tym  zakładzie, ma taką opiekę jakiej wymaga. Jeździ do niej w każdy weekend. I w każdy weekend musi potem Irenie tłumaczyć, że jego mama niestety ma demencję- nie całkowitą, ale niestety nie wszystko rozumie.

No to teraz  dla  mnie jasne, dlaczego Irena nie likwiduje tego mieszkania na Saskiej Kępie - musi mieć coś w odwodzie na czas rozstania. Może oni w ogóle nie powinni byli brać  ślubu tylko mieć blisko siebie dwa oddzielne  mieszkania? - zastanawiała  się na głos Adela. Nie mam pojęcia czy psychoterapia coś im pomoże. I czy w takim układzie powinni mieć  dziecko?  Dziecku potrzebna jest stabilizacja, dom bez kłótni i awantur. Oni chyba oboje patrzą  się na  nas jak na jakieś dziwolągi. Nie  dość, że się nie kłócimy to mieszkamy blisko rodziców i jeszcze  z nimi na urlop wyjeżdżamy- po prostu jesteśmy  dziwni.

Emil zamyślił  się - Arek to tylko mi wciąż zazdrości, że cię spotkałem, że się rozumiemy. Ale chyba nie stara  się wcale  zrozumieć, że dobry  związek to praca obu stron. I że seksem nie  załata się wszystkich różnic pomiędzy partnerami.

W dwa tygodnie później, tak jak było umówione Emil z Adelą "wylądowali" w gabinecie doktora Z. Pani recepcjonistka przepytała  się o datę ostatniej miesiączki i powiedziała - zaraz pani wejdzie do pana doktora- to w sam raz pora na USG, minęło 6 tygodni.  Gdy gabinet opuściła pacjentka recepcjonistka powiedziała - proszę, wchodzicie  państwo razem. Panowie wymienili męski uścisk dłoni, Adela została  wysłana by się przygotować na USG, które miało być wewnętrzne, pan doktor spokojnie  mył ręce i zakładał rękawiczki. Gdy Adela wkroczyła do gabinetu Emil uśmiechnął się i powiedział- wyglądasz niczym hawajska tancerka w ten zielonej spódniczce, a doktor powiedział - no ale  nie ma na szyi ani na głowie wieńca z kwiatów, więc to taka podrobiona tancerka i obaj się zaczęli cicho śmiać. Adela usadowiła  się na tym niezbyt lubianym przez  nią  sprzęcie, pan  doktor zerknął w kartę i powiedział- no to zaraz zobaczymy co się tam u pani w środku dzieje.  A tak w ogóle to jak się pani czuje? Normalnie, tylko strasznie mnie  złościło to rozregulowanie po odstawieniu tabletek. Wszystko jest tak samo- posiłki,  spanie, kondycja?  Według  mnie to wszystko tak  samo, no chyba, że mąż coś zauważył. Lekarz patrzył na ekran, coś zapisywał, w końcu powiedział - jak na  razie to jest wszystko w wielkim porządku, już jest pan ojcem! Ale proszę  się nie  cieszyć- ojcem  zostaje  się szybko, w kilka  chwil,  ale ojcostwa  to się uczymy do końca naszych  dni. Z tego co widzę,  a widzę po prostu pęcherzyk płodowy, jest jeden pęcherzyk, prawidłowo umieszczony, o właściwych wymiarach i w sierpniu dziecko powinno przyjść na świat. Gratuluję państwu!

Już się może pani iść ucywilizować. A w międzyczasie  my sobie  chwilę porozmawiamy. Przypilnował Adelę gdy  schodziła, nawet podtrzymał jej łokieć. Gdy wyszła zza parawanu, Emil, wyraźnie uradowany przytulił ją i ucałował. Adela poszła  się "cywilizować", a panowie zaczęli rozmowę. Gdy wróciła ( a wcale się nie spieszyła) obaj byli "zagadani", a lekarz  powiedział - ogromnie  się cieszę. Martwi mnie tylko to, że szpital, w którym pracuję idzie latem do remontu i nie będę mógł się panią w trakcie porodu opiekować. Ale już rozmawiałem z pani mężem, wszystko mamy omówione. Termin następnej wizyty wyznaczy recepcja. Gdy rozradowana Adela dotarła do recepcji uniosła prawy kciuk do góry i powiedziała- pan  doktor powiedział, że termin kolejnej wizyty pani mi wyznaczy. Ooooch, to świetnie, widać, że wszystko jest w porządku. No i gratuluję! 

Na pustej klatce schodowej Emil mocno ją objął i wycałował całą twarz Adeli mówiąc - reszta w  domu. Wiesz  Maleństwo, bardzo, bardzo sympatyczny  z niego facet. I pochwalił pomysł, żebyś rodziła  w tym prywatnym  szpitalu, on tam ma  kolegę. Mam już na niego namiary. Wiesz jak jest - to kraj, w którym dobrze  się żyje gdy się  ma furę dobrych znajomych i przyjaciół. Mam ochotę skakać z radości. Dosłownie rozsadza mnie, mam ochotę powiedzieć o  tym rodzicom. Adela roześmiałą  się - no dobrze,  możemy to zrobić dzisiaj, świeżo upieczony tatusiu.

                                                                 c.d.n.