poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Trudny wybór - 74

 Po tych "publicznych" oświadczynach  Arek spytał  się Adeli i Emila, czy w takim  razie, skoro byli świadkami oświadczyn będą  również świadkami na ich  ślubie. Oczywiście  i Adela i  Emil  zgodzili  się, tylko Adela  doprecyzowała- "ale świadkami to będziemy tylko na ślubie  cywilnym, bo my niekościelni. 

Ale ani Irena  ani Arek nie  zamierzali brać kościelnego ślubu.  Arek popatrzył w  swój terminarz  spraw, potem w kalendarz i powiedział do Ireny - jeśli nie uda  mi  się załatwić terminu za dwa tygodnie, to potem będę miał wolny dzień dopiero za niemal trzy miesiące. Spiętrzyło się,  zupełnie nie z mojej winy kilka poważnych spraw i tylko moja  śmierć mogłaby  mnie od  nich uwolnić. I są na tyle już rozgrzebane, że nie mam jak ich odstawić. A wolałbym jednak w tej  chwili nie umierać.

Stary, wytrzymaliście tyle bez  ślubu to mniej  więcej  trzy  miesiące  raczej nie  zrobią wam różnicy. To nie ostatni trymestr ciąży, wcześniak  się nie urodzi, co najwyżej może dopiero się począć ale do tego to wam ślub nie jest potrzebny - stwierdził Emil.  Jeżeli tylko nie  zażyczysz sobie ślubu w Pałacu Ślubów to od chwili złożenia dokumentów do ślubu i tak  musi upłynąć 30 dni do dnia złożenia przez  was podpisów przed cywilnym "księdzem". 

 Żartujesz chyba - zaperzył się Arek. Adela zaczęła  się śmiać- oj, niedobrze  panie mecenasie, niedobrze,  emanuje pan teraz  nieznajomością przepisów. Jacyś porąbani prawnicy taki przepisik  wymodzili i teraz wszyscy go przestrzegają. I jeszcze  jedno - wasze metryki i ewentualne papiery rozwodowe muszą być wyciągnięte aktualnie teraz z USC a nie te, które macie  w domowym archiwum.  Arkadiusz patrzył się na Adelę wzrokiem Bazyliszka i powiedział - mam nadzieję, że tylko żartujesz. 

Adela spoważniała  - rozmawiamy o zbyt ważnych sprawach by żartować, niestety takie są przepisy. Jedyna ulga to ta, że możesz kogoś upoważnić do pobrania twoich dokumentów z archiwum USC. I możesz tym obarczyć np. Irenę albo jakąś  sekretarkę, o ile jesteś na tyle  zaprzyjaźniony, że nie zgłosi takiej twojej prośby jako przejaw mobbingu. Dokumenty Emila z archiwum USC to ja pobierałam. Tam są  wciąż kolejki, bo metryki urodzenia są niemal do wszystkiego potrzebne, podejrzewam, że  niedługo to nawet do zakupu sandałów. Też mnie  szlag trafiał gdy składaliśmy dokumenty.  Jeśli masz  wśród  swoich  dokumentów swoją metrykę i orzeczenie  rozwodu to weź to ze  sobą, wtedy szybciej  wyszukają, bo mają jakieś  swoje extra  znaczki lub numerki, ułatwiające wyszukanie. Jak będziesz  miał fart, to dostaniesz  to "od  ręki" i nie będziesz  musiał drugi raz przyjeżdżać.

I wiesz  co? weźcie ślub w dzielnicowym USC a nie  w Pałacu  Ślubów, to  nie  będziecie musieli jeszcze  dodatkowo polować na termin.  Emil naparł się by zaprosić pracowników naszej firmy na  toast szampanem, bo jakimś  cudem nasz ślub  stał się  sprawą wielce publiczną. Ale sam przebieg owej  formalności jest  wszędzie taki sam, w każdym USC.  Żadne czary-mary, odczytają formułkę każdemu z Was, zgodzicie się lub nie, jeśli któreś nagle oprzytomnieje, złożycie podpisy i koniec. Atrakcyjność imprezy zerowa. 

No a potem? - zapytał niezbyt mądrze Arek.  No a potem to już jesteście małżeństwem i co najwyżej składacie papiery rozwodowe, boście po niewczasie się ocknęli. A jeśli  owo "potem" dotyczy dalszego  ciągu uroczystości, to zależy co kto lubi - jedni robią  wesele, inni jakiś obiad wspólny dla najbliższych a jeszcze inni nic. Na szczęście tego nie  regulują  żadne przepisy, więc idzie wytrzymać. Pełna dowolność. 

A w ogóle, to ty przecież już kiedyś brałeś ślub to coś taki niezorientowany w tej materii- dociekał Emil. Nie bardzo wszystko pamiętam, bo  byłem mocno znieczulony, ślub braliśmy  gdzieś na  zadupiu tam  gdzie ona mieszkała i w drodze do ślubu jej bracia mnie i sobie dodawali kurażu. Ja bardzo  źle zawsze  reagowałem i  nadal źle reaguję na alkohol a to pewnie  był miejscowy bimber. Pomijam, że to było strasznie  dawno, chyba w czasie wakacji pomiędzy pierwszym a drugim  rokiem studiów- wyjaśniał Arek.  No  a potem to był szybko rozwód, bo odmówiłem spełniania podstawowych obowiązków małżeńskich.  Właśnie  sobie uświadomiłem, że od tamtego  czasu to jej ani razu nie spotkałem, w siatkę też nie grała, chyba wyjechała z Warszawy.

Adela zaczęła  się  śmiać - to bardzo musiał być twój tata tobą  zawiedziony - ani do bitki się  nie nadawałeś  ani do wypitki - bardzo mało  męski  mu  się widziałeś! Fajnie się tobie i  mnie trafiło z fiołem rodziców. Ale moją matkę los pokarał - po mnie szybciutko postarała się o drugie  dziecko i był chłopczyk, ale straszliwy wcześniak i nie przeżył a matka po tym porodzie  już nie mogła mieć  dzieci. A twemu ojcu nic się dziwnego nie przytrafiło?  

Bo ja wiem? Raz został napadnięty i pobity i okradziony gdy wracał późnym wieczorem do  domu. Miał nawet wstrząs mózgu. I rano szybko zmienialiśmy w mieszkaniu zamki, bo klucze  też mu zabrali. I, przyznam się bez  bicia - jakoś  wcale mi go nie było żal.

Emil spojrzał na zegarek i stwierdził, że to dobra   godzina na powrót do  domu. Gdy już  byli w samochodzie Adela powiedziała - śmieszny ten Arek. Ciekawe  zestawienie - adwokat, który tak naprawdę jest nieśmiałym  i z natury delikatnym facetem. I jakoś nadal  mam wrażenie, że ta Irena  jest od  niego starsza. A może to  tylko kwestia makijażu i stroju. Ale w  sumie to  "ciepła" kobieta a Arkowi chyba  właśnie potrzebna jest taka, która  będzie mu  troszkę matkowała. Pod  tym względem to jest nawet nieco podobny  do mnie - ja też jestem najszczęśliwsza gdy  mnie  miziasz, tulisz i gdy jesteśmy blisko,  bliziutko. No popatrz - już drugi raz będziemy świadkami. 

W kiepskim miejscu ten domek Arka, a na  dodatek i domek kiepski. Dziwię się wszystkim, którzy kupili te domki. Jedyny plus to ten, że jak na razie  nic im nie stoi pod oknami. Domek to jest to o czym zupełnie nie marzę. Wasz  dom w Milanówku był ładny, a przede  wszystkim obszerny i funkcjonalny, ale nie  wiem czy byłabym  szczęśliwa gdybym nagle została  w nim sama na  noc. Poza  tym nie oszukujmy  się - taki dom to masa pracy na  co dzień i sporo wydatków. A Arka najczęściej nie ma od rana do wieczora.

Oj tak, przyznał Emil. Taki dom to pożeracz pieniędzy. A wiesz, ojciec mi powiedział, że przynajmniej  raz na  tydzień cieszy  się, że już nie mieszka w tamtym domu. I jeszcze mi coś powiedział - że jest szczęśliwy bo ma Helenę i nas. I że za sadem też już nie tęskni, chociaż- jak  powiedział- rosły tam jabłka, które tak smakowały tobie.

Adela  uśmiechnęła  się- kochany tata - będziemy jesienią jeździć w okolice  Wilgi, a po drodze  zawsze można było tam  kupić jabłka z przydomowych ogrodów. Tylko trzeba  wolniutko jechać przez tę miejscowość by  nie przeoczyć stolików  z jabłkami. I przywieziemy jabłka dla taty i Heleny i dla nas. No i oczywiście jeśli będą  chcieli to zawsze  możemy pojechać razem. I maliny można tam  kupić, nawet jeszcze na początku października,  żeby zrobić na  zimę sok malinowy. Mam nadzieję, że Helenka  nie unicestwiła aparatury do pozyskiwania  soku. Pamiętam, że miałyśmy sokownik. Wyobraź sobie-  zima, śnieg za oknem a my pijemy herbatę z domowym sokiem  malinowym. Po maliny możemy pojechać w najbliższą sobotę lub niedzielę. A wczesne jabłka też może będą.

Zupełnie  zapomniałam  ci powiedzieć wczoraj po pracy co mi szefunio powiedział. Omal nie  zemdlałam z  wrażenia, bo - powiedział, że nawet jeśli będę orzekać sprawy w tym pionie prawnym, to będę mogła nadal z nim  razem  siedzieć a nie w tamtym przeładowanym pokoju.  No normalnie  mnie zatkało. Na  szczęście to tak naprawdę ciągle wszystko jest w  stanie kompletnej degrengolady, bo "głowy myślą", ale nie mogą  się pozbyć wszystkich "nie  swoich", bo " swoi" są nieco tumanowaci i  mocno niedouczeni. A niemal  nikt ze starej  gwardii niczego im  nie wyjaśnia.  I "swoich", którzy  mają tytuł rzecznika patentowego to bez  trudu mogą na palcach obu rąk policzyć. Zaczynam pomaleńku rozpatrywać w bardziej różowych barwach to co ma  w planach np. Zdzisław. Co prawda czeski to szalenie  dla nas  śmieszny  język,  ale  w sumie gdy czytałam ich techniczne czasopisma to nie  musiałam cały  czas sprawdzać w  słowniku o co biega. A rodziców po prostu weźmiemy wtedy ze sobą. Nie mogłabym nie mieć ich nieomal na  wyciągnięcie  ręki. 

Mileczku, będę zamawiać wizytę kontrolną u swego lekarza, chcesz iść  ze mną? Niech pozna  człowieka, dzięki któremu  skończyły się moje stany  zapalne a w kalendarzyku są nieliczne  czarne  serduszka, zamiast, jak u  większości - nieliczne  czerwone.  I pomyślałam, że porozmawiamy z nim też na temat powiększenia się z czasem rodziny, żeby potem na spacerach ludzie nie myśleli, że biedne  dziecko chodzi na spacer z dziadkami a nie  z rodzicami. Mój "gin" to bardzo dobry fachowiec a do tego kulturalny i bardzo sympatyczny  facet. On wprawdzie  nie jest położnikiem, ale wiem, że ciążę poprowadzi  do samego końca, dba bardzo o swoje pacjentki i kieruje je do jego zdaniem dobrych fachowców na rozwiązanie. No a przed ciążą skieruje mnie na  wszystkie niezbędne badania, by wykluczyć jakieś niespodzianki. Bo popatrz - skończyłam już 28 lat a nigdzie nie jest powiedziane ani zapisane, że zajdę od pierwszego podejścia, to czasem trwa, bo, jak mówi mój  "gin", to organizm decyduje  czy podoła trudom  spreparowania dziecka. 

Emil zjechał na pobocze i zatrzymał samochód mówiąc - zastanawiam się skąd ty niemal zawsze wiesz o czym myślę. Gdy się Arek tak bajecznie oświadczał Irenie pomyślałem, że muszę z Tobą porozmawiać o dziecku, bo wszak dobiegam czterdziestki, którą Arek już osiągnął. No jasne, że pójdę z tobą. A mnie też wyśle na badania? Nie  wiem, jesteś pierwszym mężczyzną, z którym razem pójdę rozmawiać  z lekarzem na temat powiększenia  się rodziny. Mężowie koleżanek byli kierowani na badania  nasienia, ale dopiero wtedy, gdy ze dwa, trzy lata one nie  mogły zajść w ciążę. Bo wbrew pozorom nawet cholernie  "męski facet" może mieć kiepściunie nasienie. Tego nie  widać na  zewnątrz. I to, że facet  jest owłosiony jak małpa i  silny niczym "iron man" nie oznacza  wcale, że ma dobre, zdrowe,  silne i ruchliwe plemniki. Jako dość wredna  baba nie daję swoim koleżankom namiarów na swego "gina". I bez  nich ten facet ma multum pacjentek.

Wiesz- ciekawa jestem jak się Arkowi ułoży dalej z Ireną. Byłoby wielce  zabawnie, gdybyśmy obie z Ireną w tym samym  czasie hodowały potomstwo a potem wy obaj dreptalibyście na spacery. Daj Arkowi namiary na tę babkę z naszej spółdzielni, może im  się uda  coś tu wybrać. I zaprosimy ich na  najbliższą sobotę do nas- niech Irena obejrzy  sobie Ursynów. I jedźmy już, bo nie chciało mi  się latać u Arka na piętro i mocz zaczyna  mnie w oczy szczypać. Podrzuć wpierw mnie pod  dom i potem pojedź odstawić samochód.

                                                                        c.d.n.