Po tych "publicznych" oświadczynach Arek spytał się Adeli i Emila, czy w takim razie, skoro byli świadkami oświadczyn będą również świadkami na ich ślubie. Oczywiście i Adela i Emil zgodzili się, tylko Adela doprecyzowała- "ale świadkami to będziemy tylko na ślubie cywilnym, bo my niekościelni.
Ale ani Irena ani Arek nie zamierzali brać kościelnego ślubu. Arek popatrzył w swój terminarz spraw, potem w kalendarz i powiedział do Ireny - jeśli nie uda mi się załatwić terminu za dwa tygodnie, to potem będę miał wolny dzień dopiero za niemal trzy miesiące. Spiętrzyło się, zupełnie nie z mojej winy kilka poważnych spraw i tylko moja śmierć mogłaby mnie od nich uwolnić. I są na tyle już rozgrzebane, że nie mam jak ich odstawić. A wolałbym jednak w tej chwili nie umierać.
Stary, wytrzymaliście tyle bez ślubu to mniej więcej trzy miesiące raczej nie zrobią wam różnicy. To nie ostatni trymestr ciąży, wcześniak się nie urodzi, co najwyżej może dopiero się począć ale do tego to wam ślub nie jest potrzebny - stwierdził Emil. Jeżeli tylko nie zażyczysz sobie ślubu w Pałacu Ślubów to od chwili złożenia dokumentów do ślubu i tak musi upłynąć 30 dni do dnia złożenia przez was podpisów przed cywilnym "księdzem".
Żartujesz chyba - zaperzył się Arek. Adela zaczęła się śmiać- oj, niedobrze panie mecenasie, niedobrze, emanuje pan teraz nieznajomością przepisów. Jacyś porąbani prawnicy taki przepisik wymodzili i teraz wszyscy go przestrzegają. I jeszcze jedno - wasze metryki i ewentualne papiery rozwodowe muszą być wyciągnięte aktualnie teraz z USC a nie te, które macie w domowym archiwum. Arkadiusz patrzył się na Adelę wzrokiem Bazyliszka i powiedział - mam nadzieję, że tylko żartujesz.
Adela spoważniała - rozmawiamy o zbyt ważnych sprawach by żartować, niestety takie są przepisy. Jedyna ulga to ta, że możesz kogoś upoważnić do pobrania twoich dokumentów z archiwum USC. I możesz tym obarczyć np. Irenę albo jakąś sekretarkę, o ile jesteś na tyle zaprzyjaźniony, że nie zgłosi takiej twojej prośby jako przejaw mobbingu. Dokumenty Emila z archiwum USC to ja pobierałam. Tam są wciąż kolejki, bo metryki urodzenia są niemal do wszystkiego potrzebne, podejrzewam, że niedługo to nawet do zakupu sandałów. Też mnie szlag trafiał gdy składaliśmy dokumenty. Jeśli masz wśród swoich dokumentów swoją metrykę i orzeczenie rozwodu to weź to ze sobą, wtedy szybciej wyszukają, bo mają jakieś swoje extra znaczki lub numerki, ułatwiające wyszukanie. Jak będziesz miał fart, to dostaniesz to "od ręki" i nie będziesz musiał drugi raz przyjeżdżać.
I wiesz co? weźcie ślub w dzielnicowym USC a nie w Pałacu Ślubów, to nie będziecie musieli jeszcze dodatkowo polować na termin. Emil naparł się by zaprosić pracowników naszej firmy na toast szampanem, bo jakimś cudem nasz ślub stał się sprawą wielce publiczną. Ale sam przebieg owej formalności jest wszędzie taki sam, w każdym USC. Żadne czary-mary, odczytają formułkę każdemu z Was, zgodzicie się lub nie, jeśli któreś nagle oprzytomnieje, złożycie podpisy i koniec. Atrakcyjność imprezy zerowa.
No a potem? - zapytał niezbyt mądrze Arek. No a potem to już jesteście małżeństwem i co najwyżej składacie papiery rozwodowe, boście po niewczasie się ocknęli. A jeśli owo "potem" dotyczy dalszego ciągu uroczystości, to zależy co kto lubi - jedni robią wesele, inni jakiś obiad wspólny dla najbliższych a jeszcze inni nic. Na szczęście tego nie regulują żadne przepisy, więc idzie wytrzymać. Pełna dowolność.
A w ogóle, to ty przecież już kiedyś brałeś ślub to coś taki niezorientowany w tej materii- dociekał Emil. Nie bardzo wszystko pamiętam, bo byłem mocno znieczulony, ślub braliśmy gdzieś na zadupiu tam gdzie ona mieszkała i w drodze do ślubu jej bracia mnie i sobie dodawali kurażu. Ja bardzo źle zawsze reagowałem i nadal źle reaguję na alkohol a to pewnie był miejscowy bimber. Pomijam, że to było strasznie dawno, chyba w czasie wakacji pomiędzy pierwszym a drugim rokiem studiów- wyjaśniał Arek. No a potem to był szybko rozwód, bo odmówiłem spełniania podstawowych obowiązków małżeńskich. Właśnie sobie uświadomiłem, że od tamtego czasu to jej ani razu nie spotkałem, w siatkę też nie grała, chyba wyjechała z Warszawy.
Adela zaczęła się śmiać - to bardzo musiał być twój tata tobą zawiedziony - ani do bitki się nie nadawałeś ani do wypitki - bardzo mało męski mu się widziałeś! Fajnie się tobie i mnie trafiło z fiołem rodziców. Ale moją matkę los pokarał - po mnie szybciutko postarała się o drugie dziecko i był chłopczyk, ale straszliwy wcześniak i nie przeżył a matka po tym porodzie już nie mogła mieć dzieci. A twemu ojcu nic się dziwnego nie przytrafiło?
Bo ja wiem? Raz został napadnięty i pobity i okradziony gdy wracał późnym wieczorem do domu. Miał nawet wstrząs mózgu. I rano szybko zmienialiśmy w mieszkaniu zamki, bo klucze też mu zabrali. I, przyznam się bez bicia - jakoś wcale mi go nie było żal.
Emil spojrzał na zegarek i stwierdził, że to dobra godzina na powrót do domu. Gdy już byli w samochodzie Adela powiedziała - śmieszny ten Arek. Ciekawe zestawienie - adwokat, który tak naprawdę jest nieśmiałym i z natury delikatnym facetem. I jakoś nadal mam wrażenie, że ta Irena jest od niego starsza. A może to tylko kwestia makijażu i stroju. Ale w sumie to "ciepła" kobieta a Arkowi chyba właśnie potrzebna jest taka, która będzie mu troszkę matkowała. Pod tym względem to jest nawet nieco podobny do mnie - ja też jestem najszczęśliwsza gdy mnie miziasz, tulisz i gdy jesteśmy blisko, bliziutko. No popatrz - już drugi raz będziemy świadkami.
W kiepskim miejscu ten domek Arka, a na dodatek i domek kiepski. Dziwię się wszystkim, którzy kupili te domki. Jedyny plus to ten, że jak na razie nic im nie stoi pod oknami. Domek to jest to o czym zupełnie nie marzę. Wasz dom w Milanówku był ładny, a przede wszystkim obszerny i funkcjonalny, ale nie wiem czy byłabym szczęśliwa gdybym nagle została w nim sama na noc. Poza tym nie oszukujmy się - taki dom to masa pracy na co dzień i sporo wydatków. A Arka najczęściej nie ma od rana do wieczora.
Oj tak, przyznał Emil. Taki dom to pożeracz pieniędzy. A wiesz, ojciec mi powiedział, że przynajmniej raz na tydzień cieszy się, że już nie mieszka w tamtym domu. I jeszcze mi coś powiedział - że jest szczęśliwy bo ma Helenę i nas. I że za sadem też już nie tęskni, chociaż- jak powiedział- rosły tam jabłka, które tak smakowały tobie.
Adela uśmiechnęła się- kochany tata - będziemy jesienią jeździć w okolice Wilgi, a po drodze zawsze można było tam kupić jabłka z przydomowych ogrodów. Tylko trzeba wolniutko jechać przez tę miejscowość by nie przeoczyć stolików z jabłkami. I przywieziemy jabłka dla taty i Heleny i dla nas. No i oczywiście jeśli będą chcieli to zawsze możemy pojechać razem. I maliny można tam kupić, nawet jeszcze na początku października, żeby zrobić na zimę sok malinowy. Mam nadzieję, że Helenka nie unicestwiła aparatury do pozyskiwania soku. Pamiętam, że miałyśmy sokownik. Wyobraź sobie- zima, śnieg za oknem a my pijemy herbatę z domowym sokiem malinowym. Po maliny możemy pojechać w najbliższą sobotę lub niedzielę. A wczesne jabłka też może będą.
Zupełnie zapomniałam ci powiedzieć wczoraj po pracy co mi szefunio powiedział. Omal nie zemdlałam z wrażenia, bo - powiedział, że nawet jeśli będę orzekać sprawy w tym pionie prawnym, to będę mogła nadal z nim razem siedzieć a nie w tamtym przeładowanym pokoju. No normalnie mnie zatkało. Na szczęście to tak naprawdę ciągle wszystko jest w stanie kompletnej degrengolady, bo "głowy myślą", ale nie mogą się pozbyć wszystkich "nie swoich", bo " swoi" są nieco tumanowaci i mocno niedouczeni. A niemal nikt ze starej gwardii niczego im nie wyjaśnia. I "swoich", którzy mają tytuł rzecznika patentowego to bez trudu mogą na palcach obu rąk policzyć. Zaczynam pomaleńku rozpatrywać w bardziej różowych barwach to co ma w planach np. Zdzisław. Co prawda czeski to szalenie dla nas śmieszny język, ale w sumie gdy czytałam ich techniczne czasopisma to nie musiałam cały czas sprawdzać w słowniku o co biega. A rodziców po prostu weźmiemy wtedy ze sobą. Nie mogłabym nie mieć ich nieomal na wyciągnięcie ręki.
Mileczku, będę zamawiać wizytę kontrolną u swego lekarza, chcesz iść ze mną? Niech pozna człowieka, dzięki któremu skończyły się moje stany zapalne a w kalendarzyku są nieliczne czarne serduszka, zamiast, jak u większości - nieliczne czerwone. I pomyślałam, że porozmawiamy z nim też na temat powiększenia się z czasem rodziny, żeby potem na spacerach ludzie nie myśleli, że biedne dziecko chodzi na spacer z dziadkami a nie z rodzicami. Mój "gin" to bardzo dobry fachowiec a do tego kulturalny i bardzo sympatyczny facet. On wprawdzie nie jest położnikiem, ale wiem, że ciążę poprowadzi do samego końca, dba bardzo o swoje pacjentki i kieruje je do jego zdaniem dobrych fachowców na rozwiązanie. No a przed ciążą skieruje mnie na wszystkie niezbędne badania, by wykluczyć jakieś niespodzianki. Bo popatrz - skończyłam już 28 lat a nigdzie nie jest powiedziane ani zapisane, że zajdę od pierwszego podejścia, to czasem trwa, bo, jak mówi mój "gin", to organizm decyduje czy podoła trudom spreparowania dziecka.
Emil zjechał na pobocze i zatrzymał samochód mówiąc - zastanawiam się skąd ty niemal zawsze wiesz o czym myślę. Gdy się Arek tak bajecznie oświadczał Irenie pomyślałem, że muszę z Tobą porozmawiać o dziecku, bo wszak dobiegam czterdziestki, którą Arek już osiągnął. No jasne, że pójdę z tobą. A mnie też wyśle na badania? Nie wiem, jesteś pierwszym mężczyzną, z którym razem pójdę rozmawiać z lekarzem na temat powiększenia się rodziny. Mężowie koleżanek byli kierowani na badania nasienia, ale dopiero wtedy, gdy ze dwa, trzy lata one nie mogły zajść w ciążę. Bo wbrew pozorom nawet cholernie "męski facet" może mieć kiepściunie nasienie. Tego nie widać na zewnątrz. I to, że facet jest owłosiony jak małpa i silny niczym "iron man" nie oznacza wcale, że ma dobre, zdrowe, silne i ruchliwe plemniki. Jako dość wredna baba nie daję swoim koleżankom namiarów na swego "gina". I bez nich ten facet ma multum pacjentek.
Wiesz- ciekawa jestem jak się Arkowi ułoży dalej z Ireną. Byłoby wielce zabawnie, gdybyśmy obie z Ireną w tym samym czasie hodowały potomstwo a potem wy obaj dreptalibyście na spacery. Daj Arkowi namiary na tę babkę z naszej spółdzielni, może im się uda coś tu wybrać. I zaprosimy ich na najbliższą sobotę do nas- niech Irena obejrzy sobie Ursynów. I jedźmy już, bo nie chciało mi się latać u Arka na piętro i mocz zaczyna mnie w oczy szczypać. Podrzuć wpierw mnie pod dom i potem pojedź odstawić samochód.
c.d.n.