No to mamy o czym myśleć i dyskutować - stwierdził w domu Emil. A powiedz mi Maleństwo co i komu ty powiedziałaś u konstruktorów. Adela wzruszyła ramionami- czort wie co i komu powiedziałam, w ogóle nie przypominam sobie tego. Jeśli tam bywam raz na dwa miesiące to góra. Coś się chyba "cudnemu" pokićkało.
Nie lubię tam chodzić, bo im się wydaje, że do dobrego tonu należy coś jakby podryw bez zobowiązań. A ja wszystkie komplementy od facetów w pracy traktuję wrogo, to nie grill u cioci ani herbatka z tańcami, guzik komu do tego jak wyglądam. Może wzięło się to z tego, że byłam przez kilka lat sekretarką, a dobra sekretarka musi umieć zachować dystans do płci przeciwnej. Gdy idę z kimś na kawę to nie przeszkadza mi, że powie że ładnie tego dnia wyglądam, ale w pracy takie odzywki są w moim odczuciu nie na miejscu. Tam od niedawna jest wielu chłopaków zaraz po studiach, bardzo dużo nowych przyjęli, a są mniej więcej w moim wieku. Z tego co wiem to Kamil ich przyjmował, bo poprzednik Kamila podpisał umowę patronacką z Politechniką.
I podejrzewam, że "cudny" miał na myśli to, że powiedziałam żeby zrobili cały korpus jakiejś lampki, której nawet na oczy nie widziałam, z tworzywa sztucznego lub z drewna to im się coś tam nie będzie nagrzewać i nie będą musieli kombinować jak ominąć rozwiązanie stosowane przez innych. A wpadło mi to na myśl bo widziałam kiedyś w Zakopanem cały korpus nocnej lampki wykonany z drewna, nawet abażur był z płytek drewnianych grubości kartki papieru i bardzo mi się ta lampka podobała, ale kosztowała majątek. Nigdy nie podejrzewałam, że można drewno podzielić na tak cieniutkie płaty.
No to jesteśmy w domu- teraz wiem dlaczego dali do wykonania cały korpus takiego małego szkaradzieństwa typu lampka - grzybek z tworzywa- stwierdził Emil. Jak na to wpadłaś? Wcale nie wpadłam, tylko się strasznie kłócili o metodę uniknięcia opatentowanego rozwiązania a mnie się spieszyło, więc im przerwałam mówiąc, że lampka z drewna lub odpowiedniego tworzywa by się nie nagrzewała. Ale nie wiem do dziś co im się nagrzewało. I wtedy mnie zauważyli, bo przedtem to stałam w drzwiach i się im przyglądałam mając nadzieję, że może zaczną się bić.
A gdzie był wtedy Michał, ich kierownik? Nie mam pojęcia, ja miałam romans do Henryka, jednego z tych stażystów. Bo on robił jeden z opisów, którego nie mogłam pojąć i musiałam się dowiedzieć "co poeta miał na myśli?" Ten opis tak wyglądał jak tłumaczenie Googla z któregokolwiek języka na polski. A przecież studiował w Polsce, a nawet w Warszawie, a nie gdzieś w świecie.
Emil się śmiał - no popatrz, w wyobraźni naczelnego jesteś niemal wynalazcą. Na razie to Arkadiusz szuka nadal lokalu, co wcale nie jest proste. Już chociażby "pożenić " ze sobą trzy główne sprawy - ma być duże, wielopokojowe, nie do generalnego remontu, najlepiej parter lub pierwsze piętro no i w dobrej cenie. Nie wiem co ty o tym sądzisz- siedźmy na razie tu, nim Arkadiusz znajdzie to czego szuka to może i pół roku upłynąć. I tak sobie pomyślałem, że może na razie niech tata wejdzie z nim do spółki, bo wtedy nie będzie mógł nas nie przyjąć do pracy . A jak się coś poślizgnie finansowo, to będę ojca ratował tą forsą, co mam na domek w Hiszpanii, a którego ty nie chcesz. Ty Maleństwo właściwie masz rację, że ktoś musiałby się nim zajmować tam i że pod względem finansowym to nam się bardziej opłaca lecieć rok w rok do tej Hiszpanii niż inwestować w domek. Po prostu czasem brakuje mi języka hiszpańskiego.
No to mógłbyś mnie uczyć hiszpańskiego, ty masz talent do pedagogiki. A może brakuje ci nie tyle języka hiszpańskiego co Meksyku i tego co tam było?
Nie kochanie, nie brakuje mi Meksyku ani kogokolwiek stamtąd. I dobrze, będę cię uczył hiszpańskiego tak, jak dzieci uczy się mówić. Nie będzie gramatyki, odmiany itp. A w czerwcu, w pierwszej połowie pojedziemy z rodzicami na dwa dni do Zurichu a stamtąd do Burgerlandu nad Jezioro Nezyderskie. To jezioro graniczy z Węgrami, jest na terenie Parku Narodowego, ma ciepłą wodę, "piękne plaże" zdaniem folderów i jest fantastycznie płyciutkie. W najgłębszym miejscu woda ma niewiele ponad metr głębokości. Ci co byli to głównie się zachwycali tym, że jest bardzo ciepłe a woda taka czysta, że można ją pić wprost z jeziora. Co prawda pomyślałem sobie, że może to i prawda, ale raczej przed sezonem a nie wtedy gdy Węgrzy , Austriacy i inne pobliskie kraje moczą się w tym samym czasie w jeziorze. Będziemy mogli uprawiać wind surfing i pławić się całymi dniami w wodzie. A pomieszkamy w Rust. W pierwszej połowie czerwca to jeszcze się załapiemy na jakiś pensjonat. Mam taką nadzieję. Ceny jak w Nałęczowie, tylko odnowy biologicznej nie będzie.
A jeśli się nie uda to po prostu pobędziemy w Austrii na zasadzie wędrowania w stronę Polski z noclegami. Na początku czerwca jeszcze nie będzie dużo ludzi. I sądzę, że pojedziemy jednym samochodem. I co tym myślisz? Adela przytuliła się do niego mówiąc - mnie jest wszystko jedno dokąd pojedziemy, byleby razem. No i żeby Helena i tata za bardzo się podróżowaniem nie zmęczyli.
No więc dlatego pojedziemy jednym samochodem , ja i ty na zmiany za kierownicą, noclegi w motelach lub małych hotelach. A jak się nam gdzieś po drodze bardziej spodoba to tam zostaniemy dłużej. Zgadzasz się? No jasne, że się zgadzam. A po co jedziemy do Zurichu? Och, drobiazg, musimy po prostu złożyć kilka podpisów. No i trzeba szybko wysłać ojca i mamę by wyrobili sobie paszporty. Ojej, ja też muszę sobie wyrobić nowy paszport! Dowód zmieniłam a o paszporcie zapomniałam! To ja w takim razie jutro pod szyldem Urzędu Patentowego wpadnę złożyć wniosek o zmianę paszportu.
Najgorsze, że muszę wpierw wpaść w tym układzie do fotografa. Na KEN-u jest fotograf u którego zdjęcie odbierasz po 10 minutach. To w tym układzie jutro po pracy wpadnę do fotografa, a pojutrze do Biura Paszportów. Wiesz, mam dylemat językowy - ulica ma w skrócie nazwę KEN i wciąż nie wiem czy mówić na KEN-u czy na KEN-ie. Bo jak zauważyłam głównie mówią "na KENu". I jedna i druga forma nie jest poprawna - tak mi się zdaje, ale z kolei mówić za każdym razem pełną , trójwyrazową nazwę to się nikomu nie chce. Ale można by też mówić że coś jest na ulicy KEN, To "na KENu" to taki skrót myślowy, jakby. Żargon Ursynowiaków powstaje.
No, to w takim razie jutro po pracy podjedziemy do fotografa a na pojutrze wpiszesz sobie Urząd i rano pojedziesz wpierw złożyć dokumenty na paszport i przyjedziesz do pracy potem. Zostawię ci samochód, żebyś miała czym dojechać. A ja pojutrze rano pojadę autokarem. A wiesz, że do paszportów to mamy zaledwie jeden przystanek autobusowy? Już czynny jest nasz ursynowski Ratusz. Jeden przystanek w stronę Powsina i ze 150 metrów per pedes. Parking mają nawet całkiem duży, więc jedź samochodem.
Następnego dnia przed wyjściem z pracy Adela spędziła kilkanaście minut przed lustrem, które ukryte było w bibliotece za regałami, w pomieszczeniu do którego wchodziły tylko panie bibliotekarki. Nawet lakier do włosów miały, więc Adela była uczesana "jak należy".
Na owej ulicy KEN, budzącej tak wielkie wątpliwości językowe Adeli, udało się zaparkować nieomal tuż koło fotografa. Oczywiście Emil wysiadł razem z nią, przecież nie mogła biedaczka iść sama w tak deprymującej ją sprawie jak zdjęcie do paszportu. Gdy weszli nikogo w lokalu nie było, dobiegł ich tylko męski głos- "proszę chwileczkę spocząć, zaraz będę". Adela stwierdziła, że skądś ten głos zna, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. W pięć minut później już wiedziała - to był głos jej kolegi jeszcze z liceum. I faktycznie z zaplecze wszedł Konrad - tak samo kudłaty jak w szkole, a do tego dochodziła nawet starannie przycięta broda. Konrad przyglądał się kilkanaście sekund Adeli, wreszcie wystękał- "o Jesu, Adelajda!" Adela pokiwała głową- no właśnie, ja. A ty co tu robisz?- spytała się niezbyt mądrze. No pracuję, to zakład mojego teścia.
Adela oprzytomniała i powiedziała do Emila- kochanie, to jest Konrad, chodziliśmy razem do liceum. Panowie uścisnęli wzajemnie swe prawice, a Emil powiedział- a ja jestem mężem Adeli. Konrad roześmiał się - no nie mogę, a miała nie wychodzić nigdy za mąż! Widać zmieniła zdanie - stwierdził Emil.
To czym mogę państwu służyć? - Konrad przypomniał sobie, że jest w pracy. Potrzebuję zdjęcie do paszportu - zakomunikowała Adela. I najlepiej gdybym je mogła odebrać od razu, muszę je rano złożyć w paszportowym.
Nie ma problemu, mamy wspaniały Polaroid. Tylko się nie uśmiechaj, teraz do zdjęć paszportowych i tych do dowodu osobistego nie wolno. Masz być poważna, wyobraź sobie, że masz za chwilę klasówkę z matematyki. Poustawiał oświetlenie i powiedział - Adelajda, patrz prosto w obiektyw, te do paszportu są koszmarne, zupełnie jakby się fotografowało nieboszczyka , któremu nikt oczu nie zamknął.
W chwilę potem zdjęcie było gotowe. A może ja bym teraz państwu zrobił jakieś wspólne zdjęcie? Ja wiem, że Adelajda nie lubi się fotografować, ale może jednak? Adelajda, masz grzebień? No mam, a po co ci? Usiądź jeszcze na moment i nie protestuj. Adela podała mu grzebień, a Konrad niczym rasowy fryzjer w dwie minuty zmienił jej uczesanie mówiąc- tak się powinnaś czesać, to zgodne z twoimi rysami. To co, usiądzie pan koło żony na tym wysokim taborecie, dobrze? Adelajda, przypomnij sobie gdy wszyscy zwiewaliśmy z lekcji albo gdy był dzień kobiet w Bazyliszku.
Emil, rozbawiony całą sytuacją usiadł obok Adeli i ją objął, a Adela jak zawsze w takiej chwili uśmiechnęła się i Konrad zrobił zdjęcie. Potem jeszcze chwilę rozmawiali, Emil cały czas trzymał Adelę a Konrad strzelał zdjęcia.
Potem pokazał je obojgu. To tylko polaroid, ale bardzo dobrej jakości, a te zdjęcia są zupełnie nie pozowane. Adelajdzie nie można robić zdjęć pozowanych bo ma jakiś uraz do zdjęć, ale gdy na chwilę o nim zapomni to przecież wygląda świetnie! I przeczesz włosy z prawej na lewą, tak ładniej wyglądasz.
A gdzie teraz mieszkasz? Na Ursynowie, na tyłach Jastrzębowskiego, rzut beretem stąd. A co robisz, to znaczy co skończyłaś? Prawo. Mam magisterium z prawa i zrobiłam aplikację na rzecznika patentowego. Czekam na wynik egzaminu. Konrad gwizdnął - dobra jesteś. Konrad wyciągnął z kieszeni swoją wizytówkę. Ojej - to ty chemię skończyłeś? No to co tu robisz? Zarabiam na życie, z tej chemii nie wyciągnę tyle co tu. A tak to mamy podział zajęć- żona z dziećmi siedzi w domu, teściowie jej w tym pomagają a ja mam święty spokój. Robię też sesje ślubne.
A dużo masz tych dzieci? Trochę dużo- troje. Zachciało mi się córeczki i urodziło się dwóch chłopaków, bliźniacy, zamiast dziewczynki. No i mamy trzech chłopców.
c.d.n.