Któregoś wieczoru zatelefonowała do Izy Alicja- nie da się ukryć, że bardzo dawno nie
tylko się nie widziały ale i nie rozmawiały ze sobą. Obydwie pracowały, na dodatek
Alicja mieszkała pod Warszawą, więc jak zawsze po pracy było niewiele czasu na
spotkania. Iza zaproponowała, by Alicja przyjechała do nich w najbliższą sobotę i
przenocowała u nich. W dziennym pokoju była przecież sofa na której można było
całkiem wygodnie się przespać. Tym sposobem będą miały dużo czasu by się nagadać,
a w niedzielę Alicja wróci do domu wczesnym popołudniem, żeby nie wędrować
wieczorem przez las. Teoretycznie zawsze wychodził po nią jej pies, ale nie był to jakiś
duży pies obronny, tylko średniej wielkości wielorasowiec.
Zaraz następnego dnia Iza zamówiła w kawiarni na sobotnie przedpołudnie sernik i
tortowy "wynalazek" Mariuszka- torcik orzechowy z kremem czekoladowo-kawowym.
Oczywiście miał to być tort "pełnowymiarowy" a nie mini.
Wizja sobotniej wizyty Alicji zdopingowała ją by dokończyć projekty biżuterii ze szkła.
Zaprojektowała kolczyki ze szkła ze wzorem millefiori i takąż bransoletkę. Oprócz tego
naszyjnik z różnego koloru niedużych serpentynek, broszkę z prostokątnych "beleczek",
wielce "przestrzenną". Postanowiła, że to wszystko wykona też z masy modelarskiej i
pomaluje. Jacek się trochę naśmiewał z tego pomysłu przeniesienia projektu z papieru
na masę modelarską, ale gdy zobaczył efekt końcowy to mu mowę odjęło i stwierdził,
że Iza miała dobry pomysł. Zrobiła też kilka zawieszek o różnych kształtach. Postanowiła,
że do pracy zaniesie wszystko dopiero po pokazaniu tego Alicji. Co dwie pary damskich
oczu to nie jedna.
W sobotę rano pojechała po sernik i torcik. Przy okazji wypiła kawę w towarzystwie
Mariuszka i jego ojca i skonsumowała kolejne dzieło Mariuszka- małe ciasteczka w stylu
włoskim, jak to określił ich twórca.
Wracając do domu dokupiła owoców i lody. Około czternastej miała przyjechać Alicja,
więc Jacek dostał polecenie uporządkowania nieco pokoju dziennego, z czego wywiązał się
całkiem dobrze.
Kilkanaście minut po czternastej zadzwonił domofon- to była Alicja, dopytała się tylko
na które piętro ma wjechać i za kilka minut była na miejscu. I tu mała niespodzianka, bo
nie była sama - towarzyszył jej.....Aleks.
A to niespodzianka ! - powiedziała Iza, spoglądając badawczo na Alicję.Gdy się już
wyściskały i wycałowały Alicja pokazała Izie ręką z pierścionkiem zaręczynowym.
Oooo, a kto jest tym szczęściarzem?- spytała. Alicja wskazała na Aleksa. Teraz to wy
będziecie naszymi świadkami. W grudniu weźmiemy ślub kościelny a w październiku
cywilny. Iza zaciągnęła przyjaciółkę do kuchni - chodź, trochę mi pomożesz przy tym
nakładaniu i noszeniu i przy okazji mi trochę opowiesz.
Od kiedy jesteście parą?- powiedz. Prawie od waszego ślubu - odwiózł mnie wtedy do
domu taksówką, więc za karę musiał zjeść kolację i moja matka stwierdziła, że nie będzie
po nocy leciał przez las do kolejki i niech śpi u nas w gościnnym pokoju. Ojciec mu zaraz
na wstępie oddał kasę za taxi, której Aleks nie chciał przyjąć, szamotali się tak i szamotali
w końcu wziął tę forsę. I tak mniej więcej po miesiącu zatelefonował do mnie do pracy no
i tak jakoś się zeszliśmy.
Hm, to tak jakbyście się zbyt długo nie znali - podsumowała Iza. A co ci o sobie opowiedział?
No, że kochał się w jakiejś Niemce z RFN, że nawet był u niej bo mu przysłała zaproszenie
ale po tym spotkaniu wszystko jakoś bezboleśnie się urwało, bo ona wyjechała do jakiejś
ciotki w Stanach. I uprzedzała, że nie wie czy wróci stamtąd. Aleks pokazał mi nawet jej
zdjęcie- wiesz, taka rudawa blondynka, czyli blond z natury sądząc po niewielkim odroście
widocznym przy przedziałku i "średni kasztan" powyżej, duża, niewiele niższa od Aleksa,
a była w jakichś tenisówkach. Gdyby założyła półszpilki to byłaby równa z nim wzrostem.
Na szczęście ja mogę nosić nawet wysokie szpilki i nadal jestem od niego niższa.
A jaką będziesz miała suknię? Na obstalunek czy coś z wypożyczalni? Na obstalunek. Taka
z podniesioną talią, rozkloszowana w dół i cała spódnica oraz rękawy będą drobno plisowane.
A rękawy będą się rozszerzać dopiero z nad łokcia. A że biust mam raczej mały to nie
będzie dużego dekoltu, tylko tak zwana "poszerzona szyja".
Iza popatrzyła na Alicję i powiedziała- wiesz co, powędruj wpierw po wypożyczalniach
sukien ślubnych bo taka suknia na obstalunek to strasznie droga impreza i są to pieniądze
tzw. wyrzucone w błoto, kreacja na kilka godzin, potem nie ma co z nią zrobić. Teoretycznie
można potem sprzedać, a w praktyce potem wisi w szafie i miejsce zajmuje. Poza tym ja to
miałam zawsze złe doświadczenia z tym szyciem na miarę- jakimś cudem zawsze efekt
końcowy niewiele miał wspólnego z tym co zamawiałam. A tak to przymierzysz suknię
i to nie jedną, możesz wybierać w kilku fasonach i albo kupić albo wypożyczyć.
Alicja zamyśliła się - chyba masz rację, ale to oznacza, że będę musiała wybić tę suknię
mamie z głowy.
No to raczej wybij, zresztą to chyba twój ślub a nie twojej mamy. Mogę z Tobą pobiegać po
salonach ślubnych sukien i coś ci doradzić, żebyś potem wyglądała pięknie a nie "jakoś".
I co się stało Aleksowi, że zgodził się na ten ślub kościelny? Na naszym to rozpływał się
w zachwycie, że ślub tylko cywilny, bo on nie lubi celebry.
No bo wg jego rodziców ważny jest tylko ślub kościelny, a jak na razie to oni go utrzymują.
A poznałaś jego rodziców? Jacy są - fajni?
Poznałam, prywatna inicjatywa.Nie wiem jak ja im się podobałam, ale najbardziej podobał
im się nasz stary dom i ogród. I fakt, że kochany "Aluś" będzie miał zapewnione owoce
prosto z krzaka. Mieszkać to na razie będziemy chyba w kawalerce Aleksa, choć to paskudne
miejsce, bo MDM. Gdy jest słońce to na podłodze w pokoju można usmażyć jajko. Okna
to się raczej nie otwiera, bo straszny kurz i hałas. Jego rodzice mają na Pradze mały sklepik
z galanterią skórzaną. Teoretycznie moglibyśmy mieszkać u nich, ale nie chcemy - stary,
przedwojenny budynek ze śladami wojny i koszmarną klatką schodową z drewnianymi
schodami. Samo mieszkanie duże, ładne, ale w koszmarnej kamienicy.No i dzielnica mi
mi nie odpowiada- miałabym daleko do pracy.A tak to będę miała wreszcie blisko, tylko
2 przystanki tramwajem. Aleks mi mówił, że twój Jacek już obronił magisterkę. Aleks to
jeszcze w lesie z pracą, dobrze, że chociaż ma absolutorium. Zresztą zmienił mu się promotor,
bo ten jego to zachorował i chyba pójdzie na rentę inwalidzką. A zupełnie nie wiadomo, czy
ten drugi zgodzi się z tym co już Aleks napisał. Ale nie napisał jeszcze zbyt wiele, więc może
się zmieni temat pracy.
A Jacek dostał "propozycję nie do odparcia"- pozostania na uczelni i robienia pracy doktorskiej.
Pod koniec najbliższego tygodnia ma dać odpowiedź w tej sprawie. Powiedziałam mu, że sam
musi podjąć decyzję, bo ja się na tym nie znam. Ja na razie pracuję w firmie prywatnej, nie
mam nic wspólnego ani z biotechnologią ani z pracą naukową, natomiast będę wspólniczką
w firmie wujka- pamiętasz go chyba z "Honoratki"? I, być może, pójdę na studia za jakiś czas.
Jacek i Aleks stanęli zgodnie na progu kuchni- może trzeba wam coś pomóc w tym krojeniu
ciasta i parzeniu kawy? Bo już godzinę je kroicie!
Dziewczyny zaczęły się śmiać- no pewnie- weźcie do pokoju talerzyki, sztućce, sernik i tort.
A potem niech każdy sobie naleje kawy tu w kuchni- nie będziemy stawiać dzbanka na stole, bo zabiera dużo miejsca. Dzbanek to był dwulitrowy termos i rzeczywiście zajmował na stole zbyt
wiele miejsca. Miał też jeszcze jeden feler- zawsze z jego "kraniku" kapała kawa więc musiał
stać na tacy.
I sernik i tort wzbudziły zachwyt swym smakiem. Obaj panowie wchłonęli, niczym gąbki wodę,
pokaźne porcje słodyczy.
Aleks z ustami pełnymi ciasta wymamrotał: Aluńka, weź od Izy przepis, to jest pyszne.
Nie mam przepisu, ale mogę podać adres kawiarni, w której kupiłam. Ale nie wiem czy on jest
zawsze, czy tylko w określone dni. A tort to był zrobiony przez mego znajomego na zamówienie,
wyjaśniła Iza. I opowiedziała o Mariuszku-chudzielcu i o tym torcie i o tym, że Mariuszek
pojedzie do Paryża do jakiejś renomowanej szkoły gastronomicznej. Rozmowa zeszła na tematy kulinarne, każde z nich opowiadało co lubi jeść, dziewczyny wyliczały co już potrafią ugotować
i zgodnie doszli razem do wniosku, że przydałby się każdej z nich taki Mariuszek, bo ugotować
to jeszcze każda z nich coś potrafi, ale upiec coś tak pysznego jak ten sernik lub tort- nie.
Pod wieczór Iza zaserwowała kolację opartą na parówkach kupionych przez wujka w prywatnej
masarni, ale tym razem nie powiedziała skąd pochodzą, powiedziała tylko, że kupiła je gdzieś
na Saskiej Kępie wracając do domu.
Około północy Alicja i Aleks wyrazili chęć pójścia już do domu, do którego mieli około 2,5 km.
Akurat tyle, by wszystko w brzuchu się dobrze ułożyło przed snem.
Umówili się, że w którąś niedzielę wyskoczą razem gdzieś w plener samochodem Jacka i Izy.
Gdy Jacek pomagał Izie sprzątać po kolacji, ta go zapytała czy nadal zostawił by ją pod opieką
zakochanego w Niemce Aleksa.
Długo musiał Jacek tłumaczyć Izie, że nic nie wiedział o tym, że nie miał pojęcia o tym, że ta
niemiecka miłość Aleksa to był w sumie niewypał bo przecież Aleks mu się tym zerwaniem
nie pochwalił.
Na koniec Jacek został pouczony, że Iza jest już dużą dziewczynką i w razie jego nieobecności
zawsze sobie sama poradzi.
c.d.n.